Rezultaty wyszukiwania dla: Świat Książki
Dziewczyna z gór
Często możemy przeczytać albo usłyszeć, o ludziach zaginionych. Rodzina, znajomi poszukują, włączają się do tego odpowiednie służby. I nie jeden raz bywa, że te osoby już nigdy się nie odnajdują.
Sprawy wiszą nie rozwiązane, bliscy żyją w oczekiwaniu, na jakąkolwiek wieść na temat człowieka, który był i nagle zapadł się pod ziemię.
Co się z nimi dzieje? Z ludźmi, którzy nagle przestali się odzywać, po których ślad zaginął? Ktoś ich zabił? Wywiózł w nieznane? Mnóstwo pytań, a wszystkiemu towarzyszy uczucie strachu i niepokoju.
Pani Małgorzata Warda napisała książkę, w której ukazuje obie strony. Tych poszukujących i samej zaginionej - Nadii. Dziewczynki, której rodzice rano nie znaleźli w jej pokoju.
Tej nocy, Nadię coś obudziło, nie wiedziała dokładnie co, ale była pewna, że w jej pokoju ktoś jest. I to nie jest żadne z rodziców. Później sprawy potoczyły się szybko, za szybko. Mężczyzna, który jakiś czas wcześniej ją zaczepił, zakazał się odzywać, bo inaczej może stać się krzywda rodzicom.
Szli w stronę obwodnicy, dziewczynka nie miała pojęcia, czego chce porywacz, czy ją zabije? Bała się bardzo, chciała uciec, zawołać kogoś o pomoc, ale się bała. W końcu nastąpiło nieuchronne, samochód ruszył i odjechali.
Podróż trwała bardzo długo, jechali całą noc, aż wreszcie dotarli do miejsca, gdzie stał tylko jeden dom, w środku lasu. Dookoła, nie było widać żywej duszy.
W tym małym, opuszczonym domku, musiała sprostać strachowi, samotności i pytaniom, które piętrzyły się z minuty na minutę. Była sama, daleko od rodziców. Nie wiedziała, czy ich jeszcze zobaczy. Kiedy zaczną szukać? I jak zareagują, gdy zauważą zniknięcie córki.
Nieobecność Nadii została zauważona nazajutrz. I szybko poinformowano policję o zaginięciu. Gdzie mogła pójść, jak to się stało, że niczego nie zauważyli, ani nie usłyszeli? Poszła dobrowolnie, a może ktoś jej zagroził? Brak jakichkolwiek śladów. A czas płynął, dni mijały, śledztwo nabierało rozmachu - bezskutecznie. Nadii nigdzie nie było.
Tymczasem dziewczynka, musiała stawić czoła nowej rzeczywistości. W lesie, gdzie tuż obok, żyły wilki. Nie mogła uciec w poszukiwaniu pomocy.
Książki Pani Wardy, mają to do siebie, że poruszają trudne i często skomplikowane warstwy psychiki człowieka. Gdy sięgałam po Dziewczynę z gór, wiedziałam, że na pewno będzie interesująco, sam fakt, że dotyczyła porwania dziecka, które zostało zmuszone do zamieszkania na odludziu, budziło wiele emocji. No, ale kiedy już rozpoczęłam czytanie, zrozumiałam, że sprawa będzie bardziej złożona, niż przypuszczałam.
Przede wszystkim porywacz - Jakub. Bardzo długo, nie wiemy, co nim motywuje. Dlaczego porwał Nadię, co zamierza. Ona sama, często zadaje mu pytanie, co z nią będzie? Jednak nie otrzymuje odpowiedzi. Praktycznie niewiele dowiaduje się od tego człowieka, który w większości milczy. A jeśli się odzywa, to tylko wtedy, by udzielić wskazówek, albo coś zaproponować.
Co najważniejsze, narratorem jest sama Nadia, opowiada nam o swoim życiu, ale ukazuje również to, co działo się w jej domu, w czasie gdy została porwana. Okres poszukiwań i emocji, które towarzyszył rodzicom. Tajemnice, jakie ujrzały na światło dzienne, za sprawą tego wydarzenia.
Jednak najważniejszym, jak dla mnie, były opisy jej przeżyć. Gdy jako dziecko, musi zmierzyć się z lękiem, pogodzeniem z nagle i brutalnie zmienioną rzeczywistością. Gdy w człowieku, który wyrządził jej największą krzywdę, zaczęła szukać tego, co utraciła. Poczucia bezpieczeństwa i wspólnoty. I chociaż wydaje się to niemożliwe, Nadia była dzieckiem. Nie mogła pozostać sama sobie, nie radziła z własnymi przeżyciami. A Jakub, jakkolwiek by to brzmiało, nie zrobił jej krzywdy - oprócz porwania.
Emocje, towarzyszące podczas czytania są ogromne, to my musimy w pewnym momencie, wraz z dziewczynką, zacząć szukać motywu, w działaniach Jakuba. Dlaczego tak postąpił? Nie chciał okupu, nie chciał jej skrzywdzić.
Z każdą kolejną stroną, ocena tego człowieka, nabiera innego wymiaru. Zostają odkrywane, bardzo istotne części układanki. A zakończenie tej historii, nie będzie zapowiadało się tak, jakbyśmy oczekiwali tego na początku.
Jestem pod ogromnym wrażeniem Dziewczyny z gór, wciągnęła mnie od pierwszej strony. Pochłonęłam tę historię w jedno popołudnie. I niesamowicie wczułam się w wydarzenia, jakie zostały opisane. Z jednej strony, byłam ciekawa motywu porywacza, z drugiej, tego, jak wyglądały poszukiwania, czy znajdą swój pozytywny finał. By wreszcie, zadać najważniejsze pytanie - jakie zakończenie będzie najlepsze?
Przyznam się, że ten tytuł, plasuje się bardzo wysoko w czołówce. Powinien zyskać na rozgłosie. Bardzo ważna, świetnie napisana książka. Ukazuje wiele perspektyw. A to było, niesamowite.
Niegodziwość
Rozstrzygające starcie aniołów ze Złem w tomie zamykającym świetnie przyjętą serię „Przeczucia” Amy A. Bartol. „Niegodziwość” dostarczy całej gamy silnych emocji i wciągnie w skomplikowany świat uczuć bohaterów.
Premiera książki 24 października.
Evie wraz z najbliższymi przyjaciółmi znajduje chwilowe schronienie w posiadłości Reeda w Crestwood. Mury domu nie zdołają jednak odgrodzić dziewczyny od złowrogiego Brennusa, który nawiedza ją w snach, by przejąć kontrolę nad jej energią. Podczas jednej z nocnych wizyt intruz ostrzega Evie, że zbliża się ostateczna wojna z Upadłymi. Na ich czele ma stanąć pół-anioł, pół-człowiek równie potężny jak Evie. Od wyniku tej bitwy zależy, czy Zło zatriumfuje nad światem...
We need YA na Krakowskich Targach Książki
Krakowskie Targi Książki coraz bliżej!
Poznaj autorów i zapisz się na kameralne spotkanie książkowe przy kawie z brokatem, wacie cukrowej i ciasteczkach!
Cztery stoliki i cztery spotkania. W tym samym czasie!
Możecie wybrać się na pogawędkę z Adamem Faberem, Pauliną Hendel, Martyną Senator lub Aleksandrą Polak. Limit osób: 9!
Nie trać czasu, zapisz się już teraz!
Brama.
Brama to ostatni tom trylogii Projekt RHO autorstwa Richarda Philipsa, który zasilił dość świeżą serię Fabryki Słów promującą wśród polskich czytelników dobrą science-fiction. Tom trzeci odpowiada na liczne pytania, które mnożyły się w trakcie trwania tej kosmicznej przygody, cała fabularna zagadka w końcu dobiega końca i trzeba przyznać, że efekt zaskoczenia był spory!
Czołowy naukowiec z Projektu Rho, profesor Donald Stephenson, został uwięziony za zbrodnie przeciwko ludzkości. Świat odetchnął z ulgą, mając nadzieję, że zagrożenie wywołane przez technologię obcych wreszcie zostało zażegnane.
Świat jednak się myli. W Szwajcarii uczeni pracujący nad Wielkim Zderzaczem Hadronów odkrywają anomalię, która może zniszczyć Ziemię, a powstrzymać ją można wyłącznie dzięki technologii z Projektu Rho. W zamian za całkowite ułaskawienie profesor Stephenson zgadza się pomóc w opanowaniu zagrożenia. Za jego obietnicą kryje się jednak spisek obcych, w wyniku którego Okręt Rho trafił na naszą planetę. Heather, Mark i Jennifer muszą przeniknąć do nowego projektu Stephensona i powstrzymać go za wszelką cenę. Rozpoczęła się ostateczna bitwa i tym razem ludzkość nie może sobie pozwolić na porażkę.
Science Fiction to gatunek literatury, który powoli dopiero wpisuje się w moje łaski, podchodzę do każdej książki SF z lekkim dystansem i nie ukrywam, że były książki, które zwyczajnie byłem zmuszony odłożyć. Projekt RHO od razu wkupił się w mój gust, i chociaż tom drugi w moim odczuciu nieco spuścił z tonu i odnotowałem przy nim mniejsze zainteresowanie, to Brama zdecydowanie rekompensuje te małe minusiki. Książka z każdą kolejną częścią zyskiwała na konstrukcji fabuły i wadze wydarzeń. Tom pierwszy, na tle całości, był najmniej polityczny i zawiły, poznaliśmy beztroskich bohaterów którzy wpadli w wir niebezpiecznej historii wagi światowej. Im dalej brniemy w historię Philipsa, tym bardziej wyczuwamy dojrzałość pisarską, fabularną i gatunkową. To dość fajne uczucie i myślę, że stanowi ogromy atut całości.
Trudno mi wkraczać głębiej w fabułę, bo dla wielbicieli poprzednich tomów będzie to oznaczało niemałe spoilery. Jeśli jednak ktoś jeszcze nie zaczął lektury trylogii to tuż po przeczytaniu całości, z czystym sercem polecam. Jest to ciekawa, dobrze napisana i typowo gatunkowa powieść SF, która na pewno zasługuje na to, by trzymać ją na półce obok klasyki gatunku. Polecam.
Nevermoor
Umrę, gdy tylko nastanie Wieczór Przesilenia.*
Często słyszę pytanie, czy chciałabym znać swoją przyszłość, odpowiedzi są różne tak, jak różni są ludzie. Osobiście twierdzę jednak, że wolę żyć bez tej wiedzy, ponieważ między innymi poznałabym datę i sposób swojej śmierci, a tego chyba nikt nie chce wiedzieć. Co jednak gdy jest się tego świadomym?
Morrigan Crow od zawsze wiedziała, że jej czas jest ograniczony i gdy zakończy się Era, nadejdzie jej śmierć. Jej i innych przeklętych dzieci. Dziewczyna nie ma łatwego życia, jej rodzina traktuje ją jako przykry obowiązek, a mieszkańcy obwiniają o wszystkie nieszczęścia i niepowodzenia. Odliczają czas do jej odejścia. Niespodziewanie nowa Era zaczyna się dużo szybciej, a Morrigan kończy się czas. Niespodziewanie w dzień jej jedenastych urodzin odwiedza ją Jupiter North, by poinformować ją, że wcale nie musi umrzeć w tej chwili. Wystarczy, że mu zaufa i pójdzie z nim. Zabiera ją do tajemniczego i magicznego Nevermoor, gdzie zaczyna się jej przygoda.
Czytając opis i spoglądając na okładkę Nevermoor, coś mi mówiło, że to może być książka w sam raz dla mnie. Czy tak było? Jakie są moje wrażenia po zakończeniu? Żałuję poświęconego jej czasu czy też przykro mi, że minął tak szybko?
Z radością stwierdzam, że dawno nie czytałam tak świetnie napisanej książki. Jessica Townsend stworzyła fabułę, która zaskakuje od pierwszych stron. Wyczarowała świat podobny do naszego, ale z własnymi nazwami i swoją historią oraz zwyczajami, obok niego powstał też ten magiczny, gdzie można spotkać fantastyczne stworzenia, niesamowitych ludzi, szczyptę magii i rzeczy trudnych do racjonalnego wyjaśnienia. Najlepsze w tym wszystkim jest to, że autorka nie powiela schematów, tylko tworzy coś innego, swojego, niesamowitego. Na każdym kroku widać, że ma pomysł na to, co pisze i dba o emocje, treść oraz stopniowanie napięcia. W Nevermoor cały czas coś się dzieje, jest dużo tajemnic, ale powoli wszystkie są odkrywane i dzięki temu czytanie nawet przez chwilę nie nuży, wręcz nie sposób oderwać się od książki. To pierwszy tom serii więc nie wszystko się wyjaśniło, zakończenie zaś sprawia, że po kontynuację chciałoby się sięgnąć od razu.
Równie dobrze poradziła sobie z bohaterami, zarówno z ludźmi, jak i tymi magicznymi stworzeniami. Morrigan szybko zdobyła moją sympatię. Czytając o jej losach, było mi jej strasznie szkoda, rozumiałam jej żal i smutek, ale podziwiałam ją za to, że mimo tego jest dobra, sympatyczna, ciekawa świata i pełna życia. Pomimo młodego wieku ma swój rozum i nie pozwala sobą manipulować. Równie łatwo polubić Jupitera, Hawrhorna czy też magnifikotkę Fenię. Prawdziwy kalejdoskop postaci, nie tylko tych dobrych, ale i czarnych charakterów. Każdy bohater jest istotny dla powieści i ma swoje chwile.
Mnie Nevermoor oczarowało. Autorka zachwyca na każdym kroku, jest baśniowo, zabawnie, czasem też mrocznie. Nie można narzekać na brak akcji, bo wydarzenia następują jedno po drugim, wzbudzając zainteresowanie i chęć odkrywania z Morysią wszystkich tajemnic. Jessica Townsend ma bogatą wyobraźnię i potrafi przelać to na papier, nie mogłam oderwać się od czytania i z kim tylko pisałam wtrącałam, jaka ta powieść jest rewelacyjna. Jestem zachwycona i chcę więcej, nie mogę doczekać się już kontynuacji. Będę polecać i zachwalać, bo naprawdę na to zasługuje.
Nevermoor to nie tylko fantastyczna powieść o magicznej krainie i jej mieszkańcach, ale również opowieść o poznawaniu siebie, zdobywaniu przyjaźni i prawdziwej rodziny oraz swojego miejsca na ziemi. Czasem smutna i niebezpieczna, często zabawna, bardzo baśniowa.
Śmierć to nuda, życie jest znacznie zabawniejsze. W życiu ciągle coś się wydarza, coś nieoczekiwanego. Coś, czego nie da się przewidzieć, gdyż jest całkiem... nieprzewidywalne.*
Umrzesz kiedy umrzesz
Ludzie umierają częściej od odwagi, niż od strachu...
Nominowany do David Gemmel Award autor Czasu żelaza powraca z kolejną powieścią utrzymaną w klimacie epickiej, przygodowej fantasy. Niedobrana grupka ocalałych z pożogi uciekinierów musi zmierzyć się ze stadami dzikich bestii i potworów oraz stawić czoła krwiożerczym zabójczyniom, ale najtrudniejsza walka rozegra się być może w ich własnych szeregach. Naprzód gna ich tajemnicza przepowiednia i tajemnicze dziecko, które wydaje się być jej kluczem.
Kłamca 1
Kłamca był pierwszą książką Jakuba Ćwieka, którą przeczytałem i dzięki której zaczęła się u mnie przygoda z jego twórczością. W ramach kilku recenzji innych dzieł Ćwieka, zawsze gdzieś powracałem do świata Lokiego, jako przykład książki (a raczej cyklu) bardzo dobrej, błyskotliwej, porywającej. Jak się potem okazało, Kłamca w moim odczuciu był najciekawszym tworem, który wyszedł spod pióra Pana Jakuba. Bardzo cieszy mnie zatem wznowienie wydania całego cyklu, który w dodatku został nieco odświeżony przez autora. Nie sądziłem też, że kiedyś szata graficzna książki przewyższy te, które tworzy Fabryka Słów, jednakże okazało się, że jest to możliwe!
Jest jeden Bóg To znaczy był, bo odszedł i dziś nikt nie wie, gdzie się podziewa.
Zanim jednak zniknął na dobre, dał ludziom wyobraźnię, wolną wolę i siłę wiary, a ci wykorzystali owe dary, by stworzyć sobie nowych bogów, półbogów, tytanów i innych, którzy zasiedlili ziemię i wprowadzili nowe porządki.
Aniołowie potrzebują sojusznika, którego nie obowiązują ich rygorystyczne zasady i prawa. Kogoś, kto pomoże im wygrywać w toczących się na ziemi starciach i bez problemu odnajdzie się zarówno pośród istot mitycznych, jak i współczesnych ludzi. Wybór archaniołów pada na Lokiego, boga ognia i kłamstwa z panteonu Asów. Współpraca zaczyna się obiecująco, ale czy ktoś taki jak on da się długo trzymać na krótkiej smyczy?
Przybrany syn Odyna, chociaż od początku stoi na przegranej pozycji w Anielskiej hierarchii, czuje się z tym faktem znakomicie. Błyskotliwy Loki, który mimo, że opowiedział się po stronie Nieba, żyje całkiem... rozpustnie i co lepsze, daleko mu do anielskiej harmonii. I to właśnie jest chyba jego najlepsza cecha, która sprawia, że czytelnik zaprzyjaźnia się z naszym głównym bohaterem i zawsze mu kibicuje. Wyniesienie na piedestał osoby, która na pierwszy rzut oka jest antybohaterem. A fakt, że nie rzadko wypina się w stronę Niebios dodaje tylko smaczku całości! Pierwszy tom cyklu to zbiór kilku tekstów, które gdzieś tam mają wspólne ogniwo i tworzą fabularną całość. Fajne w książce jest połączenie chrześcijaństwa z mitologią nordycką. Taka tematyka bardzo mi przypasowuje jeśli chodzi o powieści fantastyczne i jest to też temat dość rozchwytywany na rynku.
Podsumowując powiem, że nowe wydanie Kłamcy - mam szczerą nadzieję - dotrze do osób, które jeszcze nie miały przyjemności spotkania Lokiego Ćwieka, bo z pewnością jest to książka, którą przeczytać należy. Polecam serdecznie!
Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć (wydanie ilustrowane)
Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć są owocem wieloletnich podróży i badań.*
Kiedy zaczęła się pojawiać seria o Harrym Potterze, nikt nie podejrzewał, że za kilka lat ten magiczny świat będzie tak popularny i ponadczasowy. Teraz każdy fan czarodzieja i jego przygód może o nim poczytać, obejrzeć film czy też zdobyć jakiś gadżet.
Oprócz samej serii zaczęto wydawać też dodatki, które uzupełniają naszą wiedzę ze świata magii i czarów. W 2017 roku ukazały się Quidditch przez wieki, Baśnie barda Beedle’a, Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć w dwóch wydaniach - z marca gdzie opublikowano informacje o sześciu nieznanych dotąd zwierzętach oraz z listopada. To wydanie jest większego formatu i uzupełnione o ilustracje Olivii Lomenech Gill. Dochód z obu wydań jest przekazywany na organizacje charytatywne Comic Relief oraz Lumos.
Tak się składa, że uwielbiam Harry’ego Pottera i mam w swojej kolekcji chyba wszystkie dodatki, jednak dziś chciałabym skupić się na ilustrowanej wersji Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć. Jakie są moje wrażenia po przeczytaniu?
Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć zachwycają już samą okładką. Przewaga niebieskiego i złota przyciąga oko i zachęca do zajrzenia do tej twardo oprawionej księgi. Środek zaś wyszedł Olivii Lomenech Gill niesamowicie (żałuje jednak trochę, że i przy tym projekcie nie współpracował z autorką Jim Kay, którego kreskę kocham), ilustracje są niesamowite, przyciągają oko i zachwycają starannością i dbałością o najmniejszy element. Nie mogę się na nie napatrzeć. To chyba największy atut tej publikacji.
Co do reszty to mam nieco mieszane odczucia. Początek książki zawiera wstęp, wyjaśnienie czym jest magiczne zwierzę, skrócona historia o świadomości mugoli na temat istnienia zwierząt magicznych, o ich życiu w ukryciu, czemu magiozoologia jest tak istotna oraz klasyfikacja zwierząt, istot oraz duchów pod względem niebezpieczeństwa. I dopiero po tym przechodzimy do Fantastycznych zwierząt od A do Z (naprawdę pająk musiał być pierwszy?), gdzie przedstawione są wszystkie zwierzęta - te znane nam z książek o czarodzieju i całkiem nieznane.
Ogólnie jestem bardzo zadowolona z posiadania tego tytułu, bo chociaż dla samych ilustracji warto mieć takie cudo na półce. Niemniej czuję pewien niedosyt. Każdemu zwierzęciu poświęcono jedną stronę, zdarzało się, że na jednej opisywano nawet dwa. Żałuje, że informacji o stworzeniach było naprawdę mało. Gdzie występują, co robią - zaledwie kilka zdań. Brakowało mi większej ilości informacji oraz chociażby skrótu przygód, jakie z nimi miał Newt Skamander. To taki atlas magicznych zwierząt, którym można nacieszyć oko.
Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć nie wzbogacą naszej wiedzy na temat magicznego świata i jego zwierząt. Pięknie jednak będą prezentować się na półce, jako kolekcjonerskie wydanie, które można sobie przeglądać.
Wywiad z Chariliem Fletcherem
Charlie Fletcher jest scenarzystą i powieściopisarzem. Mieszka na obrzeżach Edynburga. Zajmował się nie tylko pisaniem – przez jakiś czas był okropnym barmanem (zrzędliwym i nierozmownym), zarządcą pralni w wielkim londyńskim hotelu, sprzedawcą kosmetyków samochodowych w myjni w Reno w stanie Nevada, posłańcem w studiu filmowym w Soho, krytykiem kulinarnym (kiepskim, generalnie wszystko mu smakowało), felietonistą w gazecie krajowej (bo Szkocja to kraj, prawda?) oraz montażystą w BBC. Studiował literaturę na St Andrews University, a dyplom uzyskał na kierunku scenariopisarstwo na USC.
Dużo pływa, dużo myśli o jeździe na rowerze, lubi zapomniane książki, wakacje na Hebrydach Zewnętrznych, teriery, swoją żonę i dzieci – niekoniecznie w tej kolejności.
Notatka pochodzi ze strony Wydawnictwa Fabryka Słów
Domostwo Błogosławionych
Oto historia miejsca, które nigdy nie istniało: królestwa Jana Prezbitera, utopii opisanej w anonimowym dwunastowiecznym dokumencie, który poruszył wyobraźnią średniowiecznego świata i sprawił, że setki zagubionych dusz ruszyło odkryć jego sekrety, inspirując przez wiele wieków odkrywców, misjonarzy i królów. A gdyby tak to wszystko było prawdą? Gdyby istniało takie miejsce i pewnego razu biedny, załamany kapłan natrafiłby na jego granice i odkrył nie chrześcijański raj, ale kraj gdzie wszystko jest możliwe, nieśmiertelność jest na wyciągnięcie ręki, a zachodni świat to nic innego jak niewyraźny i odległy sen?
Brat Hiob z Lucerny wyrusza jako misjonarz w himalajskie ostępy w przeddzień XVIII wieku i odkrywa wioskę, która strzeże cudownego drzewa, rodzącego książki zamiast owoców. Te dziwne księgi przedstawiają historię królestwa Jana Prezbitera i Hioba ogarnia obsesja na punkcie zawartych w nich opowieści. Domostwo Błogosławionych prezentuje fragmentaryczne relacje znalezione w tych żywych tomach, ukazujące życie księdza imieniem Jan i historię jego dojścia do władzy w tym kraju niemożliwych bogactw. Opowieść Jana przeplata się z wyznaniami jego żony Hagii, blemijki, bezgłowego stworzenia, które ma twarz na piersi oraz czułymi, zdobnymi historiami dla dzieci opowiadanymi przez Imtithal, piastunkę rodziny królewskiej. Nowa wizja legend o Janie Prezbiterze nominowanej do nagród Hugo i Word Fantasy Catherynne M. Valente to oszałamiający majstersztyk.