Lubię sięgać po polską fantastykę i literaturę grozy. Autorzy często umieszczą akcję w bardzo dobrze znanej nam szarej rzeczywistości. Tak też zrobił Jakub Małecki, którego najnowsza książka „Przemytnik cudu” rozgrywa się we współczesnym Poznaniu. Tutaj poznajemy dwójkę głównych bohaterów.
Hubert Kraśniewski to młody pracownik banku, spędzający prawie całe dnie w pracy, w wolnych chwilach zaś pijący ze swoim przyjacielem. Monotonna praca stała się dla niego prawdziwą udręką (aby nie rzec – męczarnią), zaś spotkania z dyrektorem doprowadzają go do frustracji.
Joanna Modrzejewska natomiast jest młodą kobietą, która cierpi z powodu cierpienia swojej matki – kiedyś sławnej malarki. Zarabia na życie sprzątając uczelnie oraz bank.
Wątki obu bohaterów łączy tajemniczy Bogdan (człowiek, wbrew pozorom, nie posiadający imienia, lecz samo nazwisko). Jest on założycielem organizacji „Dobro”, która z założenia ma uszczęśliwiać ludzi m.in. fundując im zakupy w centrach handlowych. Ratuje on Joannę przez złodziejem oraz stara się o kredyt na mieszkanie u Huberta. Wraz z jego pojawieniem z Poznaniu zaczynają się dziać dziwne, nadprzyrodzone zjawiska. Ze studzienek kanalizacyjnych zaczyna wypływać krew, jedna z ulic obrasta ludzką skórą, a w nocnej komunikacji miejskiej grasuje kontroler, który obcina ludziom stopy. W ten oto sposób nie mający ze sobą nic wspólnego bohaterowie, stają w centrum wydarzeń będących finałem rzuconej w 1399 roku klątwy.
Jakub Małecki w swojej książce zastosował kilka bardzo udanych zabiegów. Pierwszym, który już wcześniej przytoczyłem, a będącym fundamentem, jest miejsce akcji. Bardzo dokładnie opisane lokalizacje w Poznaniu poprzez nazwy ulic, budynków oraz knajp czy przytaczane numery komunikacji miejskiej sprawiają, że łatwiej jest wyobrazić sobie tło fabuły. W tej sposób dziwne rzeczy mające miejsce w mieście wydają się być całkiem naturalne. Choć przerażają, są nam bliższe.
Kolejny zabieg oparty na stopniowym odkrywaniu tajemnicy związanej z wydarzeniem, które miało miejsce w średniowieczu. Każdy z bohaterów na swój sposób łączy elementy całej układanki. Czytelnik zaś ma wrażenie, jakby układał puzzle, szukając brakujących kawałków w historiach Huberta i Joanny.
Ciekawym zagraniem ze strony autora okazała się zmiana narracji z trzecioosobowej na pierwszoosobową. Następuje ona tak nagle, że początkowo można pomyśleć o jakimś błędzie. Jednak zabieg ten wyszedł całkiem interesująco, gdyż pozwala wyczuć pewna ewolucję bohaterów oraz bardziej wczuć się w ich rolę.
„Przemytnik cudu” bazując na religijnym motywie jest typowym obrazem ukazującym walkę dobra ze złem. Nie ma zbrodni bez kary, nie ma grzechu bez poniesienia konsekwencji czy w końcu to, że każdy zasługuje na odkupienie, to podstawowe konwencje. Wszystko to w oryginalnie podany czytelnikowi sposób składa się na ciekawą, godna polecenia książkę grozy. Ja zaś z niecierpliwością czekam na kolejne efekty pracy literackiej Jakuba Małeckiego, wierząc, że po raz kolejny nie zawiodę się.