listopad 25, 2024

Rezultaty wyszukiwania dla: thriller

piątek, 28 październik 2016 17:21

Gałęziste

Nie wierz w nic, co widzisz, słyszysz
i... w to, co do tej pory wierzyłeś.

Ja bym jeszcze dodała: „nie wierz w to, co czytasz”.

Pisanie horrorów nie jest łatwym zajęciem. Reżyser ma łatwiejsze zadanie niż pisarz. W filmie ma się do dyspozycji szereg trików: z mroku może wyskoczyć paskudna morda, po minucie ciszy słychać potępieńcze wycie, odcinane kończyny i sale tortur przyprawiają o dreszcze. Autor książki musi pobudzić naszą wyobraźnię, zmusić czytelnika do widzenia tego, co przeraża, zbudować napięcie i zaskoczyć. Nigdy wcześniej nie czytałam horroru, ale postanowiłam dać jednemu szansę.

Poznajemy trzy osoby. Pierwsza z nich to Anna. Rozwódka, która jedzie do chorej matki. Wcześniej się o nią nie martwiła, sporo zarabia i zatrudniła opiekunkę. Teraz jej stan się pogorszył i wymagana jest wizyta. Kobieta z powodu paskudnej pogody wybiera skrót przez las. Jej auto grzęźnie w błocie, a ona nie może wydostać się z lasu, który nie ma końca...

Ważniejszymi postaciami są Karolina i Tomek. Dwoje studentów wybrało się na Suwalszczyznę w celu ratowania ich związku. Dzieli ich wszystko: wyznanie, spojrzenie na świat, zamiłowanie do imprez, łączy za to jedynie: miłość i wybuchowy charakter. Po całym dniu podróży, kłótni dowiadują się, że właściciele domu gościnnego wyjechali i zapomnieli powiadomić gości. Proponują nocleg w małej wiosce niedaleko u znajomych. Nie wiedzą, ile w ich życiu zmieni tych parę dni.

Chciałabym się wypowiedzieć odnośnie do okładki. Jest genialna. Idealnie w moim klimacie. Na pewno bym nie przeszła obok niej obojętnie. Szkoda tylko, że jest miękka. Wydawanie grubych książek w klejonej, cienkiej oprawie, powinno być karalne.

Na początku irytowało mnie niemal wszystko: zbyt długi wstęp, za dużo wątków, bohaterzy, którzy wiecznie darli koty, nieistotnie dialogi i szczegóły. Scena seksu, tak bardzo szczegółowa, wydała mi się zwyczajnie nie na miejscu.

Jak się okazało, te wszystkie odczucia towarzyszyły mi z powodu nastawienia. Myślałam, że skoro debiut Artura Urbanowicza nie jest zbyt popularny, to musi być w tym jakiś powód. Szybko przekonałam się, że absolutnie wszystko jest dokładnie przemyślane i zwyczajnie potrzebne. Ale jeśli myślicie, że wszystko zaczęło się układać a akcja była spójna i wyrazista to się głęboko mylicie. Podczas czytania byłam wielokrotnie wprowadzana w błąd. Autor zręcznie manipuluje czytelnikiem, balansując między urojeniami a rzeczywistością. Co więcej, po przeczytaniu w dalszym ciągu nie wiem, co było prawdą, a co kłamstwem.

Bardzo lubię, gdy w książce zakończenie każe spojrzeć na książkę inaczej, wywraca całą historię do góry nogami i neguje fakt zrozumienia przeze mnie, co się działo. Tutaj to nastąpiło. Potem przeczytałam epilog, który kazał mi się zastanowić nad wszystkich, razem z zakończeniem. Także autor zatrząsł powieścią nie raz, a dwa razy.

Podobał mi się sposób kreowania świata i postaci. Nie można powiedzieć, że bohaterzy są schematyczni i płascy. Ich role nie są ograniczone. Każda z nich jest głęboka, ludzka, pełna sprzeczności. Próbują zachować zdrowy rozsądek w tym, co się dzieje, mają problem z tym, w co wierzyć. Najwięcej problemów ma Tomasz, który nie wierzy w nic, czego nie widzi, nie może zmierzyć i udowodnić. Karolinie jest lepiej. Ona wierzy w demony, ale myśli, że nie mogłaby być opętana. Jest zbyt wierząca. Właściwie myślałam, że to będzie opowieść o walce z wewnętrznymi demonami. Może po części jest? Na pewno obserwujemy wielka przemianę pary, ich relacji a przede wszystkim młodego mężczyzny.

Jeśli mowa o świecie, to bardzo podoba mi się pomysł zbudowania akcji na legendach polskich. Niezbyt popularnych, to prawda, ale niezwykle interesujących. Nie wiem na ile autor posiłkował się starymi podaniami, a na ile korzystał ze swoich pomysłów, ale wyobraźnię ma niezwykłą. Powoli byłam wprowadzana w świat fantazji i koszmarów. Autor umiejętnie budował napięcie, zaczynając od cieni w lesie, szmerów, niepewności. Wraz z przewracanymi kartkami pojawiało się więcej niezwykłości, niepokój rósł, aż wybuchł. Dosłownie. Znalazłam się w świecie sennych koszmarów, demonów i śmierci.

Jestem pod ogromnym wrażeniem tej powieści. Oczywiście nie miałam wcześniej doświadczeń z historiami tego typu, więc może nie jestem właściwą osobą, do wydawania takich opinii, jednak napiszę. Moim zdaniem w autorze drzemie ogromny potencjał, jeszcze nie pokazał nam, na co go stać. Szkoda tylko, że wydawnictwo nie starało się wypromować tej książki i tytuł „Gałęziste” zginął w tłumie. Rynek czytelniczy jest zawalony tonami grafomanii i miło przeczytać coś polskiego, co jest naprawdę dobre. Patrząc na opinie to, nie jest tylko moje zdanie. Z wielką chęcią przeczytam to, co autor jeszcze wymyśli. I mam nadzieję, że mądrzej wybierze wydawnictwo.

Recenzja pochodzi z bloga: https://chiyome.blogspot.com/

Dział: Książki
piątek, 28 październik 2016 11:31

Śpiący giganci - Sylvain Neuvel pod patronatem

9 listopada nakładem wydawnictwa Akurat oraz pod patronatem Secretum ukażei się książka Sylvaina Neuvela - "Śpiący giganci". Jest to powieść na miarę „Jurassic Park”, „World War Z” i „Marsjanina”, po mistrzowsku łącząca elementy thrillera, fantastyki i powieści przygodowej.

Dział: Patronaty
środa, 19 październik 2016 08:07

Sztorm

Z wielką niecierpliwością czekałam na moment, w którym Sztorm pojawi się na polskim rynku książkowym.
Po wiosennej lekturze Wiru, stałam się zadeklarowaną zwolenniczką tego typu historii i tego autora. Dramaty kryjące się w zaciszu małych norweskich miejscowości, zadawnione tragedie, zmowa milczenia i przypadek, decydujący o tym, że sprawa wraca na wokandę.
Na krótki czas, poznany w pierwszym tomie Rino Carlsen, przenosi się z Bodo do pobliskiego Reine. Akurat ruszyło tam nowe śledztwo w związku ze znalezionym w skalnym osuwisku szkieletem nastolatka. Ślady na kościach sugerują długotrwałą przemoc domową. Rozpoczyna się grzebanie w przeszłości, co jest o tyle trudne, że liczba mieszkańców Reine jest bardzo mała, a ludzie raczej niechętnie rozmawiają z policją.
Równolegle z prowadzonym przez Rino dochodzeniem śledzimy losy tajemniczego pacjenta domu opieki, ofiary straszliwych poparzeń, które odebrały mu zdolność mówienia i w ogóle porozumiewania się z otoczeniem. Od razu mamy świadomość, że to, co go spotkało jest w pełni zasłużone i nie współczuje mu się zbytnio. Czy nie nazbyt pochopnie?
Poznając lepiej środowisko Lotofów (z norweskiego nabrzeże) Rino odkrywa tajemnicę rysowanych dziecięcą ręką masek. Czy poskłada układankę w całość, zanim będzie za późno?
Trochę brakowało mi w poznanego w tomie pierwszym Niklasa Hultina. Żywię ogromną nadzieję, że autor nie porzuci tej postaci i da jej szansę w kolejnych swoich powieściach, gdyż moim zdaniem ma ona ogromny potencjał, który można wykorzystać i na gruncie zawodowym, jak i prywatnym. Sam Rino Carlsen to mężczyzna zupełnie zwyczajny. Łysiejący rozwodnik, nie umiejący dogadać się z byłą żoną, o którą jest trochę zazdrosny, jak i z dorastającym synem, który zmaga się z tak nielubianą w szkole nadpobudliwością psychoruchową. Żaden z niego wybitny detektyw, jest jednak dociekliwy, a to ważna cecha w tym zawodzie.
Powieść składa się z krótkich rozdziałów: najdłuższy ma trzy, a najkrótszy tylko pół strony, co ma swoje plusy i minusy. Oszczędność w słowach daje wrażenie migawek; szybko przeskakujemy między scenami w domu opieki, śledztwem prowadzonym przez Rino oraz innymi kluczowymi bohaterami, takim jak miejscowy jąkała, czy szef lokalnego posterunku policji. Dzięki temu akcja dość sprawnie biegnie do przodu. Z drugiej strony, miejscami miałam wrażenie niedosytu, bo informacje podawano bardzo skąpo.
Intryga jest dość złożona i trudno domyślić wszystkich powiązań, ale dzięki temu, że w sprawę jest wmieszanych tyle osób, tak dobrze się czyta. Kiedyś to poczucie dezorientacji trochę mnie irytowało. Teraz już wiem, że wystarczy dać się ponieść wydarzeniom. Po drodze to, co mało istotne odpadnie, a to co ważne zostanie i wszystko stanie się bardziej klarowne.
Pierwsza część zatytułowana Wir podobała mi się bardzo, Sztorm trochę mniej, ale biorąc pod uwagę całokształt czyli zimny, północny klimat, przysłowiowe trupy pochowane w drewnianych szafach oraz ciekawe powiązania między mieszkańcami i tak wychodzi na wielki plus.
Sztorm można czytać bez znajomości pierwszego tomu, dlatego polecam każdemu czytelnikowi, który ma ochotę na skandynawskie klimaty.

Dział: Książki
środa, 19 październik 2016 08:03

Lodowata pustka

Sięgając po Lodowatą pustkę, stałam się poniekąd ofiarą własnej nieuwagi, co miało swoje dobre, jak i złe strony. Dlaczego? O tym poniżej.
Gdy w środku nocy do domu detektywa Jonathana Stride'a puka przemarznięta i zakrwawiona dziewczyna, w mężczyźnie budzą się przykre wspomnienia. Dziewczyna to 16-letnia Catalina Mateo prostytutka i narkomanka. Uciekinierka twierdzi, że ktoś próbował ją zabić i od dłuższego czasu nastaje na jej życie. Detektyw bardzo chce jej wierzyć, głównie ze względu na pamięć jej matki, z którą łączył go związek uczuciowy. Czy jednak dziewczyna śpiąca z nożem w bucie, w otoczeniu której co raz to ktoś ginie, może być godna zaufania? Czy rzeczywiście ktoś jej zagraża, czy też może to ona jest właściwym zagrożeniem? Zapoczątkowane w ten sposób śledztwo wikła się, wciągając w to kolejne osoby, a zamknięta przed laty sprawa włamania u znanego polityka odżywa na nowo.
Przyznaję bez bicia, że nie doczytałam uważnie informacji, że powieść jest literackim powrotem detektywa Stride'a. Dlatego na początku lektury, gdy poznawałam kolejne szczegóły z życia bohaterów, zaczęłam się czuć jakby mnie coś ominęło. Nie lubię tego uczucia, przykra jest dla mnie sama niewiedza na temat tego, co się już wydarzyło, a o czym nie czytałam. Dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, że czytana przeze mnie książka jest kolejną częścią serii o tym bohaterze i to szóstą z kolei. To była niemiła strona pierwszego spotkania z mieszkańcami Duluth.
Druga strona, znacznie przyjemniejsza, jest taka, że po przeczytaniu Lodowatej pustki, chętnie zapoznam się z innymi przygodami detektywa i jego współpracowników.
Do gustu przypadł mi sposób prowadzenia śledztwa, stopniowo odkrywane przed czytelnikiem szczegóły oraz spora garść prywatnych perypetii policjantów z komendy. Jonathan Stride to bardzo interesujący człowiek, generalnie porządny facet, choć rzecz jasna nie ustrzegł się pewnych życiowych błędów. Podobnie jego partnerka Maggie czy była dziewczyna Serena. Jeśli o mnie idzie, wolę powieści, gdzie życie prywatne policjantów idzie na równi ze sprawami kryminalnymi. Dzięki temu powieść nie tylko lepiej się czyta, ale też mocniej odbiera się poznawane postaci. Są one po prostu prawdziwsze i ciekawsze.
Pomijając początkową irytację związaną z tym, że książka okazała się częścią serii, jestem z niej bardzo zadowolona. Żyjąca na marginesie społecznym Catalina to bardzo intrygująca bohaterka i przez długi czas tak naprawdę nie wiadomo, czy faktycznie ktoś ją ściga, czy też może to ona sama jest zagrożeniem dla osób z własnego otoczenia. Szybko okazuje się, że sprawa nastolatki to jedynie mała część większej intrygi, w którą zamieszani są ważni obywatele miasta. Kto nie lubi takich historii? Ja lubię bardzo, zwłaszcza te momenty, gdy już mam podejrzenie co do tożsamości tajemniczego prześladowcy. Okazuje się, że moja pierwsza myśl była prawidłowa, ale potem porzuciłam ją, bo wydała mi się zbyt oczywista.
Lodowata pustka to dobry thriller z ciekawie wykreowanymi bohaterami i światem przedstawionym, który mam nadzieję poznać dokładniej dzięki innym tomom cyklu. Polecam powieść czytelnikom szukającym dla siebie lektury na długi jesienny wieczór.

Dział: Książki
piątek, 14 październik 2016 19:11

Rewers

„Rewers to podróż po mrocznej stronie polskich ulic, zaułków i dzielnic” jak głosi napis z tyłu okładki. Wydawnictwo Czwarta Strona wpadło na pomysł stworzenia antologii opowiadań, której autorami są najpopularniejsi w Polsce pisarze thrillerów i kryminałów.

Po zbiór opowiadań zdecydowałam się sięgnąć z bardzo prostej przyczyny - chciałam poznać twórczość popularnych, ale nieznanych mi dotąd pisarzy i dowiedzieć się z kim warto zapoznać się bliżej. Dlatego uważam, że tego typu antologie są niezwykle przydatnym elementem rynku wydawniczego. Jeżeli natomiast ktoś dostrzegł na okładce dobrze znane i lubiane nazwiska tym lepiej - będzie miał okazję przeczytać opowiadania, które powstały spod pióra ulubionych pisarzy, a być może jako nagrodę niespodziankę pozna również jakieś nowe nazwiska i dowie się po czyją twórczość warto sięgnąć w następnej kolejności.

W tytule „Rewers” poznajemy jedenaście polskich miast, a każde z nich od tej mrocznej, ukrytej strony. Są to porządne, długie, niekiedy przerażające historie (na przykład „Niedzielne popołudnie” Gai Grzegorzewskiej). Napisane zostały w przeróżnym stylu, niestety bardzo odbiegają od siebie jakościowo. Niektóre wciągnęły mnie niesamowicie, inne kompletnie znudziły i zniechęciły do czytania zbioru. Mimo wszystko cieszę się, że miałam okazję je poznać, ponieważ, choć naprawdę dużo czytam, była to moja pierwsza styczność z autorami opowiadań w zbiorze.

Podoba mi się dobór tekstów - są od siebie zupełnie różne i to nie tylko pod względem sposobu pisania. Indywidualni bohaterowie, odmienne realia, pomysłowe zbrodnie - wszystko to tworzy niezwykle intrygujący misz-masz, na którym opiera się cała idea „Rewersu”. Dodatkowo miejsca o których czytamy nie są jakimiś abstrakcyjnymi kreacjami - wręcz przeciwnie, to doskonale znane nam, polskie miasta takie jak Toruń czy Kraków. Sam ten fakt dodaje smaku tego typu literaturze.

Czy mogę polecić lekturę „Rewersu”? Powiem szczerze - i tak i nie. W zbiorze pojawia się kilka opowiadań, które naprawdę warto przeczytać, ale są tam również takie, które zmuszą do ziewania i utulą do snu. Osobom, które mają ochotę poszukać nowych, interesujących nazwisk i tym, które chcą poznać krótkie formy stworzone przez ulubionych pisarzy zbiór jak najbardziej powinien przypaść do gustu. Czytelnikom spragnionym pasjonującej lektury od pierwszej do ostatniej strony książki, antologia ma jednak pełne prawo w ogóle się nie spodobać.

Dział: Książki
wtorek, 20 wrzesień 2016 17:41

Dziewiąty grób

Miłość ma wiele twarzy; jedna osoba jest gotowa zrobić dla swej drugiej połówki wszystko, nawet zabić, a drugiej wystarczy zwykła, wspólna codzienność. Czy można jednak owe sytuacje, rozmiary uczucia porównywać?

Fabian Risk ma przed sobą nie lada zadanie - w tajemnicy przed światem musi zbadać pełną niedopowiedzeń sprawę zaginięcia ministra sprawiedliwości. Zarówno jego śledztwo, jak i odpowiednich służb specjlalnych, staje w miejscu. W tym samym czasie w Danii zostaje zamordowana żona celebryty, zaś jej mąż znika. Choć w tym wypadku wyjaśnienie nasuwa się samo, to Dunja Hougaard nie wierzy w takie rozwiązanie. Wbrew przełożonemu i współpracownikom postanawia sama ruszyć tropem nieuchwytnego mordercy. Nie tylko Dunja, ale i Fabian musi zmierzyć się z miłością, która sięga aż po grób. I bynajmniej nie chodzi tu o uczucie między głównymi bohaterami.

Do Dziewiątego grobu podchodziłam dość sceptycznie. Nie ukrywam, że jestem wzrokowcem, więc książki o pięknych okładkach zawsze rozbudzają we mnie nadzieję na intrygującą historię (niestety, jak wiadomo, często pod takim magnetycznym frontem kryje się schematyczność, ale mniejsza o to). Cóż, okładka utworu pana Ahnhema na kolana mnie nie rzuciła, ba, wręcz sprawiła, że nie wierzyłam w znajdującą się w niej - ponoć - dobrą sprawę kryminalną. Wiecie, wciąż sobie powtarzam, że przestanę skupiać się wyłącznie na okładkach, ale ciężko mi się przemóc. Gdybym spotkała tę pozycję w bibliotece, ominęłabym ją. I straciłabym szansę na zagłębienie się w niezwykle porywającej gonitwie za sprawcą.

Dziewiąty grób to książka wielowątkowa. Śledzimy postępy w prowadzonym przez Fabiana Riska i jego ciężarną współpracownicę, Malin Rehnberg śledztwie dotyczącym zaginięcia nie tylko ministra, ale też kilku innych osób. W międzyczasie z podobnymi zagadkami mierzy się wspomniana już Dunja Hougaard, krocząca tropem mordercy kobiety. I mimo, że w obu przypadkach, praktycznie pod nos zostaje podstawiony racjonalny, wcześniej już karany za podobne zbrodnie sprawca, to naszym bohaterom owe typy są zwyczajnie nie w smak. Coś nie pasuje. Byłoby za łatwo, prawda?

Z każdą stroną robiło się coraz ciekawiej. Ogromny plus dla autora nie tylko za rozbudowanie historii, które nie nudziło, a wręcz przeciwnie- przyciągało do siebie, ale również za stworzenie postaci mordercy. Dopiero w tej publikacji widać, jak skrzętne są działania sprawcy, jak wiele musi się napracować, aby osiągnąć zamierzony cel. W tym przypadku cel był jasny, a działania mordercy bardzo skrupulatne, brak chaosu. Jedno potknięcie mogłoby doprowadzić do fiaska.

Pod przykrywką okaleczającego ludzi potwora kryje się jednak jeszcze jedna, o wiele większa sprawa. Wątki pięknie się ze sobą łączą, można by nawet rzec, iż sprawca (tak jak i poszukujący go policjanci) działa przeciwko temu, co się dzieje. Każdy jednak na swój sposób. Nie mogę ujawnić szczegółów, aby nie odebrać Wam przyjemności czytania.

Jedyny, drobny minus tej książki, to Fabian Risk. Może przyzwyczaiłam się, iż tropiący morderców policjanci/detektywi mają stalowe nerwy, mimo, iż najczęściej ich życie prywatne to totalna klęska. Może. Ale... Fabian Risk, stojąc przed realnym zagrożeniem nie tylko swojego życia, ale i towarzyszy, zwyczajnie stchórzył. W tym momencie zawiodłam się na nim i to bardzo. A może autor poprzez jego postać chciał nam ukazać, iż nawet spotykający się na co dzień ze śmiercią policjant ma prawo do ludzkich odruchów?

Bądź co bądź, ta drobna niedogodność nie przekreśliła moich odczuć względem Dziewiątego grobu. To bardzo wciągający, intrygujący thriller, który polecam każdemu. Nie można się przy nim nudzić, a to najważniejsze.

Dział: Książki
sobota, 17 wrzesień 2016 13:31

Droga do piekła

To miał być dzień jak co dzień; John Pilar śpieszył się do domu na urodziny najmłodszej córeczki. Niestety, ogromny korek skutecznie zniszczył jego starania. Nie wiedział, jak ważne jest, aby tym razem dojechał na czas...

Powitała go nienaturalna cisza. Powoli wspinał się po schodach, wołając po imieniu każdego członka rodziny. Ostatnim przystankiem była sypialnia, zza drzwi której dochodziły do Johna dziwne odgłosy, nienaturalne. Uchylił drewnianą przeszkodę, a jego świat runął. Wyrok Sądu: John Pilar zostaje uznany za winnego poczwórnego morderstwa na własnej rodzinie. Ma umrzeć. Ale... to nie on zabił. Doskonale wie o tym jego młodszy brat, Lukas, były detektyw. Gdy tylko dawka trucizny dostaje się do żył Johna, młodszy Pilar rusza na poszukiwania prawdziwego mordercy. To będzie prawdziwa droga do piekła...

W przypadku tej lektury moc przyciągania miał bardziej tytuł, niż okładka. Droga do piekła- można sobie to interpretować na wiele sposobów, prawdopodobnie każdy w jakimś stopniu będzie trafny. Intrygowało mnie, jak z tą tematyką poradzi sobie nasz rodak (Polacy często narzekają na twórczość polskich autorów). Ja nie narzekam, a ta pozycja utwierdziła mnie w przekonaniu, że warto stawiać na rodzimych pisarzy.

Wyobraźnia i stworzony przez pana Piotrowskiego świat po prostu mnie porwał, wciągnął- nazwijcie to jak chcecie. Od tej książki nie da się oderwać! Ogromnym plusem jest pisanie z perspektywy żyjącego brata, Lukasa, poszukującego prawdziwego sprawcy,  także Johna, który obecnie... znajduje się w Piekle. I wierzcie mi, odnalezienie ciał ukochanych bliskich to dopiero początek męki.Co więcej, autor nie szczędzi nam makabrycznych opisów. Nie bawi się z nami w ciuciubabkę, nie cenzuruje, lecz uderza prawdą i ohydą prosto w twarz. I przyznam się, że niektórych rzeczy wolałam sobie nie wyobrażać. Gdy zaczynałam przygodę z Drogą do piekła, siłą rzeczy przypomniało mi się o Rogach Joe'go Hill'a. Co prawda to dwie zupełnie odrębne historie, ale posiadają łączniki- Diabła, Piekło, zemstę. I na szczęście to tyle, jeżeli chodzi o jakiekolwiek podobieństwa.

Największym zaskoczeniem było dla mnie zakończenie. Uwierzyłam w to, że John trafił do Piekła, gdzie musi natykać się na wszelkiego rodzaju ohydę. Te obrazy, demony były tak realistyczne, że nawet nie przyszło mi na myśl kwestionowanie tego. Cóż, w końcu to literatura, a tworząc książkę to autor ma pełnię władzy. I tu mnie właśnie pan Piotrowski mile zaskoczył, bo niby Piekło, a jednak jakże ludzki wytwór... więcej, niestety, zdradzić nie mogę. Powiem tylko tyle, że właśnie owo zakończenie w znacznym stopniu zaważyło na mojej opinii Drogi do piekła. Nawet się nie spodziewacie, o co tak naprawdę może chodzić- tak jak ja, nim nie przeczytałam tej historii.

Utwór pana Piotrowskiego to książka, jakiej się nie zapomina. Jest mocna, w pewien sposób odrażająca (nie, nie o styl pisania mi chodzi- raczej o pewne realia), a tym samym zapadająca w pamięć. Coraz częściej trafiam na perełki i mam nadzieję, że ta passa potrwa jak najdłużej. Historia braci Pilar, ich zmagania (tak w Piekle, jak i na ziemi) przyciągają. Tak dobra historia, a zmieściła się na niecałych czterystu stronach. Polecam tę książkę każdemu, kto chce potowarzyszyć bohaterom w drodze do najgłębszych czeluści zła...

Dział: Książki
środa, 14 wrzesień 2016 10:50

Smak śmierci

Śmierć nie jest piękna, nie jest nawet ładna. Przychodzi z nienacka, a mało kogo cieszą te niecodzienne odwiedziny. Umieramy w sposób "naturalny", w wypadku, zamordowani albo sami odbieramy sobie życie. Taka już ludzka dola. Są jednak ludzie, którzy z Panią Kostuchą są dobrze zaznajomieni, a jednym z nich jest Frank Abel, ekspert medycyny sądowej. Aby poznać prawdę zajrzy głęboko w oczy Śmierci, a jeśli nadal skrywa sekrety- on wydrze je siłą. Tym razem musi udowodnić, iż jego dawny kompan Lars, nie ma związku z tajemniczymi zbrodniami, popełnianymi w niemal całej Europie. Córka dawnego druha umiera, a Abel musi umożliwić im ostatnie spotkanie...

Lata temu swoją przygodę z thrillerami zaczynałam od książek Simona Becketta, opowiadających o pracy antropologa sądowego. Ze względu na to, iż tematyka (i może poniekąd niecodzienny sposób ich pracy) zdała mi się zbliżona do tych właśnie książek, byłam Smakiem śmierci zaintrygowana. Ciekawiło mnie, jak poradził sobie autor i czy tom rozpoczynający tę serię ma w sobie moc przyciągania czytelnika.

Główny bohater ma ręce pełne roboty, bowiem jest cenionym specjalistą w swoim fachu. Można by rzec, że ledwo co weźmie się za jedną sprawę, a już wzywają go do następnej. Śmierć nie czeka, Fred również nie może. Tym razem obiektem ataków Kostuchy są staruszki. I wbrew pozorom, nie umierają, bo nadszedł ich czas- tajemniczy morderca obrał je sobie za główny cel. Doktorowi udało się wskazać potencjalnego zabójcę, jednak... pada na jego dawnego przyjaciela, Larsa. Mimo, iż mężczyźni nie widzieli się przez wiele lat, Abel wie, iż to nie on stoi za morderstwami. Dodatkową presją jest umierająca w szpitalu córeczka Larsa, pragnąca ten ostatni raz pożegnać się z ojcem.

Ciekawie skonstruowana historia; z jednej strony niemal pewny sprawca, z drugiej jednak siła dawnych więzów, nie pozwalająca uwierzyć w czyjąś winę. Frank Abel, mimo, iż sam wskazał możliwego sprawcę i tym samym podsunął trop policji, teraz musi za wszelką cenę znaleźć dowody na obalenie poprzednich wniosków. I co najważniejsze, schwytać prawdziwego mordercę. Strasznie dużo jak na kogoś, kto miał być tylko konsultantem policyjnym, prawda? Nie wspominając, że prosektorium jest pełne ciał...

Bardzo lubię, kiedy autor wprowadza czytelnika w tajniki swojej pracy, niezależnie: w biurze, prosektorium czy w terenie. Od razu lepiej się czyta, gdy główny bohater niby to tłumaczy coś swoim współpracownikom, a tak naprawdę nam, odbiorcom. Może nie da się dzięki temu posiąść całej wiedzy w danej dziedzinie, ale znacznie uprzyjemnia i ułatwia to czytanie. Nie wspominając już, jak ciekawe informacje potrafi zawrzeć autor w tego typu lekturze.

Książkę czyta się dość przyjemnie, ale nie powaliła mnie ona na kolana. Może nie schematyczna, ale nie ma też w sobie czegoś, co na dłużej przyciągało by uwagę. Owszem, za plus można uznać ową mylność co do wskazania sprawcy, jednak na dłuższą metę nie wzbudza to gorętszych uczuć. Oprócz wspomnianych już pozytywnych aspektów, do takowych należy również zaliczyć zakończenie. Pomimo moich mieszanych uczuć co do tej pozycji, dzięki finiszowi jestem gotowa sięgnąć po kolejne tomy. Smak śmierci to publikacja dobra, aczkolwiek bardziej polecałabym ją komuś, kto swoją przygodę z thrillerami dopiero zaczyna.

Dział: Książki
piątek, 26 sierpień 2016 11:50

Nieobecna

Julia i Julita to bliźniaczki, które od najmłodszych lat bawiły się w "zamienianie"- jedna przybierała tożsamość drugiej, ot tak, dla rozrywki. Choć od tamtych dziecinnych czasów minęło już sporo czasu, to kobiety nadal stosują tę niecodzienną rozrywkę. Na zamiany szczególnie namawia Julia, mająca dziecko i męża. Przybranie tożsamości jej samotnej siostry pomaga jej w kontaktach z kochankiem. I zapewne te wymiany trwałyby nadal, gdyby nie to, iż posiadająca drugie życie Julia zostaje zamordowana wraz z partnerem w mieszkaniu Julity. Żyjąca bliźniaczka utknęła w życiu zmarłej, bojąc się każdej decyzji. Ktoś jednak podąża jej śladem...

Miesiąc temu czytałam książkę o podobnej tematyce; tam również bliźniaczki zamieniały się ubraniami, ba, nawet imionami, twierdząc, iż są "siostrzaną jednością". Różnica była taka, iż wówczas chodziło o dzieci, nie o dorosłe kobiety. Byłam ciekawa, jak będzie z tą historią. I jestem bardzo mile zaskoczona, bo już dawno nie czytałam tak dobrej książki.

Choć identyczne, Julia i Julita różnią się osobowościami. Julita jest spokojna, pragnie życia rodzinnego, nie w głowie jej przelotne romanse. Przeciwieństwem jest jej siostra, przebojowa, seksowna i pewna siebie. I -jak się okazuje- prowadząca nieczystą grę nie tylko z mężem, ale i własną siostrą. Na jaw wychodzi mnóstwo tajemnic, skomplikowanych romansów i jeszcze dziwniejszych wydarzeń. A rozwikłanie sprawy morderstwa i poznanie na nowo własnej bliźniaczki spoczęło na barkach Julity.

Nieobecnej się nie czyta, ją się dosłownie pochłania! Każda kolejna strona to mrok, z którego po dokładnym śledztwie wyłaniają się kontury prawdy. Pogrążona w codzienności siostry Julita nie zna mężczyzn z życia zmarłej, nie wie, w jakich kontaktach pozostawała tamta z mężem. Nic. Każdy krok bohaterki może okazać się błędem. I jak się okazuje, w pewnych sytuacjach więzy krwi, nawet tak bliskie, nie znaczą nic. Czasem zastanawiam się, co się dzieje z tym światem. Komu można ufać, skoro nawet najbliżsi potrafią tak mocno zranić? A może życie ma opierać się tylko na pilnowaniu, aby nie zostać skrzywdzonym? Czy możemy z całą pewnością rzec, iż znamy swoich bliskich? Każdy ma sekrety, nawet ci, którym ufamy i sądzimy, że znamy ich na wylot.

Przy tej lekturze nie można się nudzić. Świetnie skonstruowana fabuła, bardzo dobrze zarysowane postacie (od bliźniaczek, poprzez kochanków, aż do męża, Patryka). Mnóstwo tajemnic, a ich rozwiązywanie to prawdziwy prezent od pani Olejnik. I to wszystko mieści się w 350- ciu stronach! Podziwiam Julitę za wytrwałość w dążeniu do odkrycia mordercy, a Julia... cóż, raczej nie należy do grona moich ulubionych bohaterek. I to, co zrobiła własnej siostrze, jest niewybaczalne. Żyjąca bliźniaczka tak naprawdę nie wiedziała nic o rodzinnym życiu jej siostry, okłamywana właściwie przez lata. Tym bardziej zasługuje na wyrazy uznania za tak dobre wejście w rolę zamordowanej bliźniaczki.

Nieobecna to nie tylko tajemnice "dnia codziennego", to także zagadkowa śmierć ich matki sprzed wielu lat. Pytanie, czy możliwe, aby oddalone od siebie o kilkanaście lat zgony miały ze sobą coś wspólnego... ? Ta historia jest pełna znaków zapytania, na szczęście dla czytelnika, wszystko zostaje gładko wyjaśnione, nie trzeba więc łamać sobie głowy nad niedopowiedzeniami.

Książkę pani Agnieszki Olejnik polecam każdemu, kto uwielbia zwroty akcji okraszone sekretami rodzinnymi. Nie zawiedziecie się!

Dział: Książki
wtorek, 23 sierpień 2016 11:54

Psy

„Psy” to bodajże jedyna ksiażka Allana Strattona wydana póki co w naszym kraju. Sam autor zaczynał jako dramaturg. Pisał sztuki teatralne, jednak ograniczenia (głównie dotyczące obsady) narzucane mu przez teatr szybko zaczęły mu przeszkadzać. Jak sam określił w wywiadzie zamieszczonym w książce „PSY” – „Na szczęście powieściopisarz nie musi wykarmić swoich bohaterów”.

„Psy” jest określana jako thriller. Osobiście mam wątpliwości czy kilka scen przemocy i niewyjaśnionych zjawisk wystarczy, aby książka była trillerem. Ja bym ją bardziej określiła jako powieść psychologiczną z elementami trillera.

Głównym bohaterem powieści jest Cameron – około 12-letni chłopiec, który wraz ze swoją matką ukrywa się przed ojcem. Zawsze, gdy tylko matka podejrzewa, że ojciec ich znalazł, przeprowadzają się w inne miejsce. Nikt, nawet dziadkowie Camerona nie wie, gdzie przebywają, albo gdzie uciekną następnym razem. Nie wiadomo jaką konkretnie krzywdę im wyrządził, wiemy jednak, że była dla nich bardzo dotkliwa.

Akcja ksiażki rozpoczyna się od kolejnej ich przeprowadzki, tym razem na opuszczoną farmę niedaleko Wolf Hollow – małego miasteczka gdzieś na końcu świata. Posiadłość jest stara, zniszczona, otaczają ją lasy i pola kukurydzy. I czai się tam coś, czego Cameron nie rozumie.

Pierwsze co mnie uderzyło, gdy zaczęłam czytać tę ksiażkę to narracja. Wydała mi się pusta, nijaka. Zdania są krótkie, treściwe, ale brakuje im jakiegokolwiek polotu czy fantazji. Dopiero po kilku stronach, gdy okazuje się, że narratorem jest ten kilkunastoletni chłopiec, narracja przestaje przeszkadzać i wydaje się bardzo stosowna do wieku narratora.

Cameron to chłopiec po bardzo ciężkich przejściach. Miał bardzo trudne dzieciństwo naznaczone strachem, kłamstwami i ciągłą ucieczką przed własnym ojcem. Jego matka – Katherine, jest kobietą bardzo opiekuńczą i rozsądnie podchodzącą do spraw wychowania syna. Dlatego na spokojnie podchodzi do jego dziwnych zachowań - Camerona charakteryzuje bardzo wybujała wyobraźnia, często przejawiająca się irracjonalnymi lękami, mówieniem do siebie i bardzo realistycznymi koszmarami sennymi. Dlatego, gdy Cam zaczyna zachowywać się jeszcze dziwniej niż dortychczas, matka zrzuca to na garb trudnego dzieciństwa i pogłębiających się z tego powodu problemów psychicznych chłopca. Jednak z czasem okazuje się, że to nie do końca prawda.

Pewnego dnia Cam, chcąc zwiedzić dom i pokonać własne lęki przed ciemnymi pomieszczeniami, postanawia zejść do piwnicy ich nowego domu. Znajduje tam teczkę z rysunkami dziecka. Rysunki te okazują się być małymi dziełami chłopca, który wcześniej tu mieszkał i, o zgrozo, są bardzo niepokojące. Od tych rysunków zaczynają się wszystkie lęki Camerona, które skłaniają go do zainteresowania się historią posiadłości. Prowadzi go to do bardzo niepokojących wniosków.

Książka jest niejedoznaczna pod wielona względami. Z jednej strony jest to triller z wydarzeniami wzbudzającymi momentami lekką grozę. Z drugiej – świetne studium psychologiczne skrzywdzonego dziecka z problemami natury psychicznej. Do tego autor do samego końca nie wyjaśnia pewnych zdarzeń, pozostają one w sferze niedopowiedzeń. Czytelnik sam musi zdecydować w co chce wierzyć, a w co nie. Oczywiście są pewne suche fakty, które niezaprzeczalnie miały miejsce, są jednak też takie, który pozostają niewyjaśnione.

Jedyne co mnie zawiodło w tej skiążce to zakończenie. Wygląda to trochę tak, jakby autor miał ograniczoną liczbę znaków do wykorzystania i po przedstawieniu całej fabuły, na zakończenie zostało mu ich za mało. Upycha piontę jak się da, stara się na jak najmniejszej liczbie stron zawszeć za dużo informacji, które do tego wszystkiego wydają się trochę naciągane i płytkie. Na szczęście samo zakończenie to raptem kilkanaście stron, pozostałe 250 to świetnie prowadzona fabuła.

Jeśli szukacie książki, która was wciągnie od pierwszych stron to źle trafiliście. Na początku ta książka nie wciąga, przyznaję, że się męczyłam. Jednak dałam jej szansę i się nie zawiodłam. Po kilku rozdziałach nie mogłam się od niej oderwać. Gdy nie miałam możliwości czytania jej, wracałam myślami do Camerona, zdarzeń, próbowałam sama wyjaśnić ich przyczynę i skutki. Fabuła tej ksiażki zaskakuje z rodziału na rodział, staje się coraz bardziej niesamowita, nierealna i zadziwiająca. Cameron dotarł do nowych informacji – ciekawe jak je wykorzysta. Coś się pojawiło tam w stodole, ale co to było? Co tak właściwie widzi Cameron? Co z ojcem? Każdy rodział dokładał kolejną cegiełkę do tej zawiłej historii, otwierał nowe horyzonty, wbudzał nowe wątpliwości. Do tego wiarygodność zachowań postaci sprawia, że nagle czytelnik zaczyna zdawać sobie sprawę z tego, iż nie może się od książki oderwać. A to chyba najlepiej świadczy o tym, że książka jest niezła.

Dział: Książki