Rezultaty wyszukiwania dla: sensacja
Kłamstwo doskonałe
Pozory mogą mylić – o prawdziwości tego przysłowia mogliśmy się już wielokrotnie przekonać. Nie chcemy widzieć zła w ludziach, nie chcemy od razu podejrzewać wszystkich o niecne zamiary, dlatego też tak łatwo nas zwieść omamić, oszukać. Często też nasz mózg wybiera drogę na skróty, doszukując się w wydarzeniach znanych schematów czy też w ludziach – podstawowych typów osobowości. Są jednak tacy, którzy doskonale znają te prawidłowości, którzy wiedzą, jaką maskę włożyć, by wzbudzić zaufanie, doskonale wiedzą, jak się zachować, aby otrzymać od innych to, na czym im zależy.
Jeśli chodzi o przywdziewanie maski i pozory, to Chris Brennan zasłużył na tytuł mistrza. Udało mu się zmylić wszystkich – dyrekcję, nauczycieli, uczniów, a także ich rodziców. Ubiegając się o pracę nauczyciela w szkole średniej w Central Valley skłamał na każdy możliwy temat, żadna z informacji w jego dokumentach aplikacyjnych nawet nie zbliżyła się do prawdy. Starania o posadę wykładowcy wiedzy o społeczeństwie, a także o prowadzenie zajęć z ekonomii oraz o stanowisko asystenta trenera szkolnej drużyny baseballowej, kończą się sukcesem. Wydawać by się mogło, że szkoła w Central Valley zdobyła prawdziwy skarb – wykładowcę zaangażowanego, kochającego młodzież, atrakcyjnego dla kobiet, który nie tylko chce osiąść w miasteczku, ale i założyć tu rodzinę. Co jednak taki mężczyzna robi na końcu świata? Dlaczego ten przebojowy kawaler pragnie zatrzymać się właśnie w miejscu, które nie daje mu szans rozwoju, które przypomina przysłowiowy koniec świata?
Chris Brennan już pierwszego dnia dokładnie analizuje listy uczniów, biorąc na cel trzech młodych chłopców – Evana Kostisa, Jordana Larkina i Michaela „Raza” Sematova. Ten pierwszy jest dość popularny wśród kolegów, pochodzi z zamożnego domu, jego ojciec zaś pracuje jako lekarz. Jordan mieszka tylko z matką, która z trudem utrzymuje dom, chłopak robi zatem wszystko, by otrzymać stypendium sportowe. Michael natomiast jest dzieckiem dobrym i utalentowanym sportowo, ale nadpobudliwym. Dodatkowo nie może poradzić sobie z niedawną stratą ojca, podobnie zresztą jak jego brat, który przytłoczony śmiercią rodzica, porzucił studia. Chris stawia na Jordana, jako najsłabsze ogniowo, widzi w nim chłopaka, który pomoże mu zrealizować pewien plan. Niewiele czasu zajmuje mu skłócenie najlepszych przyjaciół, czyli Jordana i Michaela, a każde jego posunięcie jest starannie zaplanowane i nakierowane na sukces.
Jaki plan ma Chris i do czego tak naprawdę potrzebuje tych młodych baseballistów? Dlaczego kłamie w najbardziej błahych sprawach? Czy jeden z nauczycieli rzeczywiście popełnił samobójstwo, czy tez ktoś pomógł mu dostać się na tamten świat? Co wspólnego z Chrisem ma zamach bombowy w Oklahoma City o jego ewentualna, krwawa rocznica? Czy w okolicy grasują domorośli terroryści, testujący broń w terenie? Na te wszystkie pytania będziemy szukać odpowiedzi w interesującej powieści „Kłamstwo doskonałe”.
Opublikowana nakładem Wydawnictwa Prószyński i S-ka książka autorstwa Lisy Scottoline to całkiem sprawnie napisana powieść, która kryje w sobie wiele podtekstów, która nie tylko prezentuje nam świat dorastających młodych ludzi, ale i pokusy, które na nich czyhają, a także uświadamia, że życie rodziny za zamkniętymi drzwiami domu wygląda zupełnie inaczej, niż byśmy sądzili. Powieść nie porywa, ale zaciekawia szczególnie, że tak naprawdę dzięki pierwszej części budujemy sobie fałszywy obraz rzeczywistości. Szkoda, że tak szybko orientujemy się w którym kierunku zmierza akcja, zaś wiedza ta odbiera nam ten dreszczyk emocji, towarzyszący podczas lektury pierwszych stron. Mimo tego po powieść warto sięgnąć, bowiem dostarcza ona kilku godzin niesłabnących emocji, pokazuje również, jak łatwo jest manipulować człowiekiem, opierając się wyłącznie na znajomości ludzkich zachowań i schematów, które wybieramy...
Outsider
Małym miasteczkiem Flint City wstrząsa zatrważająca zbrodnia, kiedy jedenastoletni Frankie Pererson zostaje bestialsko zgwałcony i zabity. Wszystkie ślady prowadzą do znanego i powszechnie lubianego trenera Terry’ego Maitlanda. Terry na co dzień przebywa wśród młodych chłopców, co napawa mieszkańców jeszcze większym przerażeniem i prowokuje policję do błyskawicznego zatrzymania, nawet jeśli miałoby to odbyć się podczas meczu, na oczach tysięcy ludzi. Problem polega na tym, że Terry ma mocne alibi. Czy to możliwe, żeby był w dwóch miejscach jednocześnie?
Nowa powieść Stephena Kinga jest przykładem na to, że Król całkiem nieźle odnajduje się w tym, dość nowym dla niego gatunku. Jak zapewne fani pisarza dobrze wiedzą, zaczynał swoją przygodę z kryminałem, serią „Mr Mercedes”, która odniosła spory sukces. Tym razem autor postanawia opowiedzieć zaskakującą historię próby udowodnienia winy człowiekowi, który aż nadto wydaje się winny. Jednak, podczas zbierania dowodów, których naprawdę nie brakuje, pojawiają się pewne znaki zapytania. Jak z tego wybrnie detektyw Ralph Anderson? Czy potrafi zapobiec kolejnym wstrząsającym morderstwom?
Fabuła została podzielona na kilka części, które zgrywają się w spójną całość. Główny wątek przerywany jest wstawkami z przesłuchań świadków, a czasem raportem z sekcji małego Frankiego z bardzo okrutnymi szczegółami, które niekoniecznie chcielibyśmy znać. Zarówno nagrania z przesłuchań, jak i raport z prywatną dygresją patologa pokazują, jak bardzo ta zbrodnia wstrząsnęła środowiskiem lokalnym.
Jako „Mistrz Grozy”, Stephen King czuje się jak ryba w wodzie, przywołując zjawiska nadprzyrodzone w swoich utworach. Nic więc dziwnego, że i w „Outsiderze” ich nie zabrakło. Na szczęście dla fanów typowych realistycznych kryminałów, elementy odrealnione nie kłują w oczy, na dodatek jesteśmy do nich stopniowo przygotowywani prawie od samego początku lektury.
Oczywiście King nie omieszkał podrzucić kilka zapożyczeń z innych jego książek. Od razu pojawił się u mnie szeroki uśmiech na twarzy, gdy do akcji wkroczyła dobrze mi znana „kingowska” postać. Nie zdradzę, o kim mowa, żeby nie zepsuć niespodzianki. Oprócz umiłowania autora do „wędrujących elementów” między jego własną twórczością, znajdziemy tutaj wiele ciekawych zagadnień, takich jak np. świetnie ukazana psychologie tłumu, ludzkie (chociaż bardziej adekwatne byłoby nazwać zwierzęcymi) zachowania — wręcz odrażające, ludzka natura, niekoniecznie przyjemna. Są też zaskakujące zwroty akcji, ożywiające i tak już całkiem ciekawą historię.
Nie mogę powiedzieć, że książka porwała mnie bez reszty, jednak ma w sobie coś, co przyciąga czytelnika. „Outsidera” czyta się z zaciekawieniem, na szczęście bez nudnawych momentów, które zdarzają się czasem Kingowi przy dłuższych powieściach. Myślę, że jest to książka warta polecenia, z resztą, przekonajcie się sami.
Czerwony pająk
Katarzyna Bonda to zapewne aktualna mistrzyni polskiego kryminału. Nie przesłodzona, bezkompromisowa, ale co najważniejsze, nieprzewidywalna niczym pogoda na Pomorzu - znaczy wiadomo, że będzie wiało i będzie najzimniej w całej Polsce, ale i tak tłumy spędzają tu co roku wakacje w nadziei na słońce. Piszę tę recenzję z Trójmiasta - północnego bieguna zimna i razem z Panią Katarzyną spaceruję po Orłowskim Klifie, zwiedzając słynny Klub u Maxima, pędząc estakadą Kwiatkowskiego, czy tułając się po Sopocie i za każdym razem, kiedy autorzy piszą o miejscach, które znam, lub w których jestem odzywa się we mnie lokalny patriotyzm. I choć ja tak naprawdę z wielkopolskiego, to, nic nie chwyta mnie tak za serce, jak dokładne opisy miejsc mi znajomych i bliskich. A autorka za każdym razem przeprowadza dokładny research i poznaje od podszewki lokalizacje, o których pisze, co sprawia, że jej pisarstwo jest niesamowicie realistyczne i naprawdę można się w jej książkach po prostu zakochać bez pamięci i na zabój. Zwłaszcza na to drugie.
Dotychczas z Saszą mieliśmy okazję zwiedzić Trójmiasto, Hajnówkę i Łódź, ale historia zatacza krąg i w “Czerwonym Pająku” wracamy do początku - tam gdzie się to wszystko zaczęło. Od porwania minęło pół roku, a Karoliny jak nie ma tak nie ma. Sasza nie ustaje w poszukiwaniach, zdesperowana gra w grę, gdzie jest tylko może pionkiem, ale za to dość strategicznym. Z każdą następną stroną odkrywamy kolejne tajemnice, hipotezy się mnożą... ale najważniejsze jest to, gdzie trzymają Karolinę i co dokładnie musi Sasza zdobyć, by móc odzyskać córkę. Mafia, politycy okazują się być jedną sitwą, a profilerka nie ma pojęcia komu może zaufać i z kim się sprzymierzyć, bo każdy ma drugą i/lub trzecią twarz i już naprawdę nie wiadomo, kto dla kogo pracuje. I co jest najcudowniejsze, tak naprawdę do samego końca nie możemy być pewni co się wydarzy, kto jest kim i co na nas jeszcze czeka, a sama fabuła jest po prostu niestreszczalna, bo tak wielowątkowa, że aż czasami człowiek może się pogubić ile odnóży ma ten pająk, bo tylko to, że jest czerwony to wiadomo na pewno.
Trzeba przyznać, że Bonda zamieszała w kociołku już nawet nie patykiem, a kawałkiem konara, burząc wszystko to, co wydawało nam się, że wiemy i co stawialiśmy za pewnik. I, jeśli tak jak ja mieliście dłuższą przerwę z tą serią, to radzę nie popełniajcie mojego błędu, i zacznijcie jeszcze raz czytać wszystko od początku, bo pojawia się plejada “gwiazd” z poprzednich części, a wydźwięk i odbiór całkowicie się przez to zmienia. O tak moi drodzy, ta seria jest po prostu mistrzowska - przemyślana od pierwszej kartki do ostatniej kropki w najdrobniejszych szczegółach. I choć sam początek “Czerwonego Pająka” był dla mnie trudny i trochę musiałam się pomęczyć, by przez niego przebrnąć, to przyznaję, że jako całość to, łomatko, warto było i na pewno powrócę do tej tetralogii nie raz, czy nie dwa...
Zawsze twierdzę, że cykl powinno się oceniać kompleksowo, zwłaszcza kiedy trafia nam do rąk jego finalny tom. Co jeśli jednak skoncentrujemy się na tej pozycji jednostkowo? To, może wyjaśni się, dlaczego miałam taki problem z samym początkiem tej książki. Przede wszystkim brakowało mi w tej części Saszy, która zasłużyła sobie na moją sympatię już w “Pochłaniaczu”. Niby akcja kręciła się wokół niej... ale jakby bez niej samej. Potem, kiedy po kolei autorka odkrywa przed nami kolejne tajemnice głównej bohaterki, gdzieś ta sympatia, w moim przypadku, zatraca się. To już nie jest ta sama kobieta - to zupełnie ktoś inny - zdeterminowany i podstawiony pod ścianą; ktoś kto twierdzi, że jest nikim, ale potrafi być każdym, a tak naprawdę jest matką, która walczy o swoje dziecko niczym lwica przeciwko reszcie stada, które ją obległo. Faktem jest to, że Bonda zrobiła Saszy wręcz wiwisekcję, obdzierając ją przed czytelnikami, ze wszystkich tajemnic, aż nie zostało nam już nic - wszystko powiedziano, wyjaśniono wprost. Przyznaję, że “Okularnik” nadal pozostaje moim ulubionym tomem, a obecna historia trójmiejskiej mafii, ABW/MSWiA i tajemniczych list z nazwiskami, nie do końca trafiła w mój osobisty gust. Zbyt dużo polityki, SB, narkotyków z Kolumbii... Faktem jest, że do połowy trzeba dobrnąć/dotrwać (jakieś 400 stron), a potem jednak jest już z górki.
Na książki Katarzyny Bondy trafiłam z polecenia i jak już kilkakrotnie wspominałam - nie jestem maniakiem kryminałów, ale dzięki dobrze napisanym pozycjom, powoli przekonuję się do tego gatunku. Nie czarujmy się, między inni za sprawą “Czterech żywiołów Saszy Załuskiej” Katarzyny Bondy. I choć “Czerwony Pająk” nie przebił w moich oczach innych części to i jest idealnym zakończeniem cyklu i kropką nad “i” ociekającą przyjemną czerwienią. Po prostu wszystko kończy się jak powinno, chociaż w moim guście trup powinien ścielić się gęściej, krwawiej i makabryczniej.
Mistrz ceremonii
Wyobraź sobie, że twój najgorszy koszmar staje się rzeczywistością. Budzisz się zdezorientowany, wokół panuje ciemność, a ty stwierdzasz, że jesteś zamknięty w dziwnej skrzyni. Czy to jakiś wątpliwy żart? Czujesz, jak narasta w tobie niepokój. Badasz otoczenie i z coraz większym przerażeniem upewniasz się, że jesteś w trumnie. Takich emocji pozwala nam doświadczyć Sharon Bolton w swojej najnowszej powieści „Mistrz Ceremonii”.
„Właściwie to robił swoim ofiarom. Opuszczał je do ziemi. Tylko że nie były martwe”.
Słynną Florence Lovelady poznajemy podczas pogrzebu Larrego Glassbrooka. To właśnie sprawa tego bezdusznego zabójcy trojga nastolatków sprawiła, że 30 lat temu kariera Florence nabrała zawrotnego tempa. Dziś, wraz z Flossie , na pogrzeb przybyły tłumy rozgniewanych mieszkańców. Każdy chce się upewnić, że potwór zakończył swój żywot, napluć na jego trumnę. Po pogrzebie Lovelady odwiedza stare śmieci i znajduje coś, co ją przeraża – glinianą figurę ze swoją podobizną. Dokładnie takie morderca pozostawiał przy swoich jeszcze żywych ofiarach. Kto więc obrał sobie na cel panią komisarz, skoro Larry nie żyje? Czy 30 lat temu złapano odpowiedniego człowieka?
Historia podzielona jest na trzy części. W pierwszej żegnamy zabójcę, ale też otrzymujemy zapowiedź niepokojących wydarzeń, bardzo przypominających te, sprzed 30 lat. Autorka przerywa je, by w drugiej części opowiedzieć, co działo się w przeszłości, jak doszło do złapania i skazania Larrego Glasbrooka. Trzecia część przenosi nas znów w teraźniejszość.
Każda z części dostarcza czytelnikowi emocje, w każdej możemy znaleźć coś, co nas zaciekawi i zaskoczy. Od samego początku wiemy, kto zamordował dzieci, więc czy ciekawe będzie sprawdzanie, jak do tego doszło? Na pewno dobrym pomysłem było zaszczepienie ziarna niepewności na samym początku historii. Zabójca nie żyje, jednak ktoś działa w bardzo podobny sposób. W części o przeszłych wydarzeniach, dostajemy informacje o tym, jak ciężko było funkcjonować jedynej kobiecie – policjantce w mieście, i to z tak irytującym nazwiskiem. To w tym fragmencie Bolton pozwala nam sprawdzić, jak to jest, kiedy jest się pochowanym żywcem. Opisy dość obrazowo ukazują koszmar, jaki musiała doświadczyć ofiara. Raz za razem dostajemy coraz straszniejsze szczegóły. Nie trzeba mieć klaustrofobii, by wczuć się w rolę uwięzionych pod ziemią. W moim przypadku wyobraźnia zrobiła swoje – czułam szczery niepokój. Trzecia część natomiast serwuje sporo zaskakujących momentów.
„Mistrz ceremonii” budzi w odbiorcy wiele emocji, tym bardziej że, jak autorka ostrzega na początku, pojawiają się tu przesądy, wiedźmy i elementy magii. Na szczęście pisarka dawkuje je w rozsądnych ilościach. Fabuła bywa momentami przewidywalna, ale z pewnością jest miejscami również bardzo zaskakująca. Całość czyta się przyjemnie, jednak biorąc pod uwagę moje poprzednie doświadczenia z panią Bolton, oceniam ją jako dobrą.
Miasteczko Crimson Lake
Ile potrzeba, aby zniszczyć komuś życie? Wystarczy kilka minut i fałszywe oskarżenie, aby odwrócili się od Ciebie wszyscy przyjaciele i twoja rodzina. Jak sobie z tym wszystkim poradzić? Candice Fox przybliża nam ten temat w swojej powieści pod niepozornym tytułem „Miasteczko Crimson Lake”.
Edward Conkaffey to dość atrakcyjny policjant z Sydney, który prowadzi całkiem satysfakcjonujące życie. Ma kochającą żonę i śliczną nowo narodzoną córeczkę. Jak to bywa w każdym związku, czasami się kłócą. Po ostatniej kłótni, Ted ucieka na ryby, by ochłonąć. Zatrzymuje się na chwilę obok przystanku autobusowego, na którym stoi samotna 13-letnia dziewczynka. Ted odjeżdża, a ona znika. Po gwałcie i próbie uduszenia zostaje pozostawiona na pewną śmierć, jednak udaje jej się przetrwać. Jej skołatany umysł pamięta mężczyznę, który zatrzymał się niedaleko przystanku. Pamiętają go również inni ludzie, przejeżdżający tamtą drogą. To wszystko sprawia, że w kilka sekund Ted staję się ohydnym potworem w oczach swoich bliskich i reszty świata. Wrogiem publicznym numer jeden.
Osamotniony Conkaffey, po wycofaniu zarzutów stara się ukryć w parnym miasteczku Crimson Lake. Tam poznaje młodą, barwną (dosłownie i w przenośni) kobietę, która jakiś czas temu wyszła z więzienia po wyroku za morderstwo. Co ciekawe, Amanda prowadzi firmę detektywistyczną i chce, aby Ted pomógł jej rozwikłać zagadkę zaginięcia lokalnej gwiazdy – poczytnego pisarza Scully’ego. Jak sobie poradzą z tym zadaniem, tym bardziej że oboje są rozpoznawani jako przestępcy?
Candice Fox daje nam okazje, aby wcielić się w człowieka, którego reputacja została całkowicie zdruzgotana i wymieszana z błotem. Uświadamia nam, że to, co spotkało Teda, może spotkać również nas. Ted, mimo iż wycofano zarzuty, musi żyć ze świadomością, że w każdej chwili mogą po niego wrócić, zapukać do jego drzwi, a on będzie zmuszony przeżywać to piekło od początku. Zresztą jego obecna sytuacja zdecydowanie nie układa się różowo. Autorka pozwala nam dość dobrze poznać Teda, pokazuje jego emocje, jego wahania, strach przed rozpoznaniem w każdym publicznym miejscu, jego paranoje. Bohater boryka się z wieloma przeciwnościami losu, przecież jest domniemanym gwałcicielem dzieci, pedofilem grasującym na wolności. Można sobie wyobrazić, jak łatwo można się w takiej sytuacji załamać. Pokazuje też, jak ludzie łatwo potępiają i to bez prawa do obrony.
Jeśli mam być szczera, to historie Teda oraz tajemniczej i zwariowanej Amandy przez większą część lektury były dla mnie znacznie ciekawsze niż tajemnicze zaginięcie pisarza, którym się zajmowali. Zdecydowanie zostało przyćmione zagadkami z życia Ted – czy można mu zaufać, że naprawdę tego nie zrobił, a także tajemnicami Amandy, która ani razu nie zaprzeczyła, że jest morderczynią. Biorąc pod uwagę interesujących bohaterów oraz niespodziankę pod koniec książki, całość składa się w całkiem ciekawy kryminał.
Powiedz, że jesteś moja
Każdy myśli, że umarła.
Ty wiesz, że żyje.
Ktoś robi wszystko, żeby ukryć prawdę.
Gdyby twoja roczna córka zaginęła, czy rozpoznałabyś ją dwadzieścia lat później? Powiedz, że jesteś moja dotyka dwóch najbardziej przerażających koszmarów: utraty dziecka i utraty zmysłów.
Córka Stelli wiele lat temu zaginęła na plaży podczas wakacyjnej wycieczki. Po intensywnych poszukiwaniach policyjne śledztwo zostało umorzone. Według oficjalnej wersji dziewczynka została porwana przez prąd morski. Uznano ją za zmarłą.
Stella zamknęła ten rozdział. Dziś jest psychoterapeutką, ma męża Henrika i syna Mila.
Detonator
Faris Iskander to człowiek, którego los nie oszczędza. Niespełna pół roku temu brał udział w wydarzeniach, które diametralnie odmieniły jego życie. Spotkania z policyjną psycholożką mają pomóc mu poradzić sobie z dręczącymi go co noc koszmarami, jednak on nadal czuje się, jakby stąpał na krawędzi. Aby pozbierać myśli, oddaje się bieganiu. Poranny trening przerywa mu informacja o morderstwie byłej narzeczonej, która dzień wcześniej próbowała odnowić znajomość z policjantem.
To nie koniec szokujących informacji tego dnia. Z miejsca zbrodni wyciąga go pilne zgłoszenie o zamachowcu przetrzymującym zakładników w Kościele Pamięci. Młody terrorysta nie chce rozmawiać z nikim innym jak tylko z Iskanderem. Szybko okazuje się, że to nie koniec przykrych niespodzianek, które czekają muzułmańskiego policjanta. Wkrótce swoją obecność zaznacza „Człowiek, który pragnął zemsty”. Kim jest? Czego chce od Farisa? Do czego, to wszystko doprowadzi?
Jeśli lubicie, kiedy akcja książki powoli nabiera tempa, tym razem na pewno się zawiedziecie. Tutaj nie ma chwili na odpoczynek, Faris wpada w tarapaty raz za razem. Ledwo zdąży złapać oddech, a już autorka pakuje go w kolejne kłopoty. Razem z policjantem wpadamy w wir zawiłych wydarzeń, bardzo niepomyślnych dla Iskandera. Jesteśmy świadkami, jak bardzo można dokopać jednemu bohaterowi powieści.
Kathrin Lange wie, jak zachęcić czytelnika. Prolog ukazuje Farisa obleczonego pasem szahida, trzymającego detonator w dłoni, po jego czole spacerują czerwone punkty laserowych celowników karabinów snajperskich. Po chwili przyjmuje pierwszy strzał. Ci, którzy znają już policjanta z pierwszej części pt. „40 godzin”, doskonale wiedzą, że on sam, przenigdy nie zdetonowałby bomby. Jak więc do tego doszło? Autorka pozostawia nas z tą niepewnością jeszcze przez pewien czas. Nie martwcie się jednak, książkę pochłania się błyskawicznie.
Fabuła jest dynamiczna, wydarzenia gnają do przodu, a to wszystko dzieje się w naprawdę krótkim czasie. Historię poznajemy z kilku perspektyw, również oczami pociągającego za sznurki Nieznajomego, zwanego także „Człowiekiem, który pragnie zemsty”. Sam ten tytuł sprawia, że chętniej się czyta, chętniej odszukuje tych skrawków informacji o tajemniczym mścicielu, jego tożsamości, czy chociażby pobudkach. Chcemy odkrywać jego tajemnice, jednak pisarka wie, co robi. Dawkuje odbiorcy te fragmenty, skąpi informacji, a czytelnik czyta niecierpliwie dalej.
„Detonator” to ciekawa propozycja, obejmująca nie tylko kryminalne zagadki, ale i skłaniająca do przemyśleń. Nie będę tu za dużo zdradzać, aby nie ujawnić zbyt dużo fabuły, po prostu przekonajcie się sami. Jest szybko, ciekawie i finalnie bardzo zaskakująco. Czego chcieć więcej?
Obrączka diabła
Detektyw Max Fjellanger wciąż nie może uwierzyć w śmierć dawnego przyjaciela. Z Knutem służyli w policji w małej wiosce Eidsborg, a teraz dawny kompan ponoć popełnił samobójstwo. Dla Maxa owo samobójstwo wygląda jednak dość dziwnie, ostatecznie kilka lat wspólnej służby sprawiło, że dobrze znał zmarłego... Rozpoczyna więc prywatne śledztwo, w którym towarzyszy mu miejscowa, żądna kryminalnych przygód bibliotekarka, Tirill Vesterli. Eidsborg kryje znacznie więcej tajemnic... czy samobójcza śmierć Knuta ma jakikolwiek związek z uznanym za zaginionego trzydzieści lat temu badaczem miejscowego folkloru, Peterem oraz niedawnym zaginięciem młodej doktorantki, Cecilie?
Skandynawskie thrillery już od dłuższego czasu uznawane są za książki szczególnie polecane do czytania. Miałam okazję "zmierzyć się" z kilkoma, stąd też moja decyzja o podjęciu się lektury Obrączki diabła. Zresztą, skłonił mnie do niej również intrygujący opis, jak również folklor wioski Eidsborg. W tej małej mieścinie setki lat temu oddawano cześć pogańskim bożkom, w tym Niklusowi. Kiedy jednak chrześcijaństwo przejęło pieczę nad sercami ówczesnych mieszkańców, pogański kult został rozpędzony, a figura Niklusa otrzymała nowe "mieszkanie" w katolickim kościele. A jednak wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują na to, iż współcześni nadal zanoszą modły do boga płodności. A przynajmniej niektórzy.
Mimo że Max Fjellanger przybył do Eidsborga, aby rozwikłać sprawę samobójstwa Knuta, to szybko jego uwaga zostaje przekierowana na wspomniane wcześniej zaginięcia. Czytając miałam wrażenie, że bohater liczył na opcję dwa w jednym- dowie się, co tak naprawdę stało się z jego dawnym kompanem, a przy okazji rozwikła zagadkę zaginięć Petera oraz Cecilie.
Historia stworzona przez pana Vidara miała całkiem duży potencjał. Zabrakło jednak cierpliwości do prowadzenia akcji oraz skupienia się na -bądź co bądź- kluczowych danych odnośnie kultu Niklusa. Co do wspomnianego biegu wydarzeń, autor prowadzi swoich bohaterów krętymi ścieżkami. Cały czas tylko skupiają się na przepytywaniu ludzi i właściwie nic poza tym. Krążą od jednego mieszkańca do drugiego, ostatecznie jednak następuje atak z zewnątrz i oto w ich rękach znalazła się jakakolwiek poszlaka. Trochę tak, jakby czekali na łut szczęścia, zupełnie nie przyczyniając się do czegokolwiek. Moim zdaniem w literaturze istotne jest również podzielenie się z czytelnikiem swoistymi informacjami odnośnie tego, co autor zamierza opisać. Tutaj muszę się przyczepić do wspomnianego już bożka Niklusa, a raczej do tego, jak oszczędnie twórca sypnął nam ciekawostkami. Kiedy w danej pozycji mowa o folklorze, dawnych wierzeniach oraz przesądach, to zakładam, że będę mogła o nich sporo poczytać. Że autor stworzy tę niesamowitą atmosferę dawnych lat, którą czuję zawsze, gdy czytywałam lektury tematycznie zbliżone do Obrączki diabła. A tym razem niestety fiasko, gdyż wszystko opisano bardzo pobieżnie, bez wchodzenia w szczegóły. Ot, mamy kilka stron na początku książki, gdzie wpakowano nawiązanie.
Pozytywnym aspektem Obrączki diabła jest to, że czyta się ją bardzo szybko. Minus jest jednak taki, że raczej za kilka miesięcy nie będę już pamiętać, o czym traktowała ta pozycja. Utwór pana Vidara Sundstøl polecam każdemu, kto skupia uwagę bardziej na śledztwach niż sposobie, jakim stworzono tło powieści.
Żona między nami
Kiedyś Vanessa miała wszystko, o czym marzą miliony kobiet na świecie- przystojnego, kochającego męża, duży dom oraz masę przyjaciół. Dziś pomieszkuje u swojej ciotki, zwlekając się z przymusem z łóżka, aby dotrzeć do pracy. Codziennie rozpamiętuje swoje małżeństwo, a gdy dociera do niej informacja o rychłym ślubie Richarda z nową wybranką męskiego serca, Emmą, załamuje się. A jednak wbrew wszystkiemu, z dnia na dzień rośnie w niej wola walki... albo chęć zemsty. Niewierny małżonek jeszcze zapłaci za to, co jej uczynił. Już jej w tym głowa!
Trzy postacie dramatu: Richard, Emma oraz Vanessa. Mąż, przyszła żona i zazdrosna eks- małżonka. Historia z założenia banalna, ale... poczekajcie. Ktoś tutaj kłamie. I jest w tym całkiem dobry. Nie ufajcie słodkim uśmiechom oraz prawie szczerym oczom. To kłamstwo. I tylko jedna osoba może podjąć próbę ocalenia...
Od jakiegoś czasu rynkiem literackim zaczęły rządzić thrillery psychologiczne, w których głównie historia toczy się wokół mającej problemy (najczęściej alkoholowe) bohaterki, rozpamiętującej przeszłość. Destrukcyjna postawa sprawia, iż nikt im nie wierzy, są wręcz uważane za niegroźne wariatki. W tym rytmie stworzono również Żonę między nami. Jednak co najważniejsze, ów fakt niczym tej książce nie ujmuje. Jest po prostu świetna!
Autorzy powolutku wprowadzają nas w życie wspomnianych bohaterów; najpierw jest zdradzona żona, która nie ma ochoty ani motywacji do podjęcia próby posklejania swojego życia na nowo. Cóż, nic w tym dziwnego- w końcu została porzucona przez męża, zamieniona na "lepszy model". Nie wspominając, jaki szok musiała przeżyć po otrzymaniu informacji o ponownym małżeństwie. I to po tak krótkim czasie od rozwodu! Musiała na to zareagować...
Teraz pewnie myślicie, że ta historia nie różni się niczym specjalnym od swoich poprzedniczek, prawda? Że będzie tu mowa o zazdrosnej byłej żonie, która za życiowy cel obrała sobie utrudnianie życia Emmie, jej następczyni? Ha, po przeczytaniu opisu ja też tak myślałam. I tym bardziej wciągnęłam się w lekturę. Sarah Pekkanen oraz Greer Hendricks podarowali czytelnikom retrospekcję z małżeństwa Vanessy (zwanej przez byłego męża Nellie) oraz Richarda. Mamy wgląd we wszystkie dziwne sytuacje, jakie ciążyły nad owym związkiem. Początkowo sądziłam, że jeden rozdział dotyczy Vanessy po rozwodzie, a drugi opisuje nową kobietę Richarda. Dopiero po kilkudziesięciu przeczytanych stronach zauważyłam mój błąd. Perspektywa Emmy pojawia się dopiero w końcowych rozdziałach, króluje przeszłość oraz teraźniejszość byłej żony.
Autorzy sprawnie nami manipulują, począwszy od opisu książki, na treści skończywszy. Zakładałam, że dostanę kawał historii o byłej żonie, która z zazdrości zwyczajnie oszalała. A tu okazało się, że Vanessa jest w pełni sprawna umysłowo i co więcej- nie w niej tkwił problem. Muszę jeszcze zaznaczyć, że pewne wydarzenia z jej przeszłości miały ogromny wpływ na pojawienie się niektórych osób w jej życiu. Żona między nami należy do grupki książek pozoru; niby podczas czytania jesteśmy pewni swoich wniosków, a potem następuje wielkie bum! i musimy skierować się na inny tok myślenia. Twórcy igrają z nami od samego początku, powoli ujawniając kolejne tajemnice. Żałuję tylko, że nie odkryli przed nami jednej karty- przeszłości Richarda oraz rzeczywistej relacji między nim a jego siostrą, Maureen.
Lubicie być wodzeni za nos? Podróżować przez kolejne strony, nie wiedząc, gdzie tak naprawdę zaprowadzi Was historia? A może wolicie odkrywać brudne sekrety książkowych bohaterów? Jeżeli na minimum dwa pytania odpowiedzieliście "tak", zdecydowanie musicie sięgnąć po Żonę między nami.
Tak będzie prościej
Już 22 maja do księgarń trafi osnuta na faktach powieść kryminalna autorstwa Przemysława Semczuka - Tak będzie prościej! To sprawa zabójstwa Tadeusza Stecia, która wstrząsnęła Jelenią Górą. Podczas śledztwa z początku policji wydaje się, że kluczem do sprawy jest homoseksualizm ofiary - do czasu, kiedy dochodzi do kolejnych zagadkowych morderstw. Trop prowadzi przez karkonoskie schroniska, w grę wchodzi przemyt, tajne archiwa i złoto.
"To nie tylko kryminał! To powieść społeczna o tym, jak młoda jest nasza poprawność polityczna".
Marcin Wroński