Rezultaty wyszukiwania dla: sci fi
"Mroczniejszy odcień magii" V.E. Schwab już w sprzedaży!
Intrygująca powieść fantasy, w której magicznej wizji równoległych Londynów dorównuje oryginalna kreacja barwnych bohaterów.
Witajcie w Szarym Londynie – brudnym i nudnym, pozbawionym magii, rządzonym przez szalonego króla Jerzego III. Istnieje też Czerwony Londyn, w którym w równej mierze szanuje się życie i magię, oraz Biały, miasto wycieńczone wojnami o magię. A niegdyś, dawno temu, istniał jeszcze Czarny Londyn... Teraz jednak nikt o nim nawet nie wspomina.
Część II - Marek Ścieszek - Telewizor
Ewa z przerażeniem wpatrywała się w ekran nowego telewizora. Wszędobylskie kamery jak zwykle znalazły się na miejscu przed policją, strażą pożarną i pogotowiem.
Na tym przystanku, na którym rozpędzony motocyklista zabił siedem osób, powinna być i ona. Jak co dzień o tej samej godzinie miała wyjść na podmiejską 312-kę, by u koleżanki kilkanaście przecznic dalej wypić małą czarną bez cukru. Wyszłaby na spotkanie z losem, gdyby nie pojawił się, wcześniej niż powinien, kurier z wielkim tekturowym pudłem z napisem LG.
Ledwie podłączyła telewizor, ledwie nacisnęła przycisk na pilocie, niemal natychmiast została poinformowana, jaką wielką była farciarą. Powinna właśnie płonąć! Tymczasem wpatrywała się w swój nowy nabytek, ujawniający jej niebezpieczeństwo, które wisiało na włosku cieńszym niż ludzki. Plastyk, szkło, metal oraz ludzkie ciała zamieniały się stopniowo w chaotyczny, czerwony żywioł.
Ewa zerwała się i podbiegła do stolika z telefonem. Drżącą ręką sięgnęła po słuchawkę, by zadzwonić do koleżanki, mieszkającej kilkanaście przecznic stąd. Nie chciała być teraz sama. Potknęła się o stolik i wyłożyła jak długa. Padając na podłogę potrąciła dłonią telewizor, który chwilę jeszcze się chwiał po czym spadł z trzaskiem wprost na głowę dziewczyny. Trysnęła krew, odłamki czaszki wbiły się głęboko w mózg, sprawiając, że Ewa nie widziała już, jak kabel wyrywa się z gniazdka wraz z obudową, jak iskry padają na firankę i jak ta zajmuje się w mgnieniu oka ogniem.
Kilka pięter niżej, na parkingu przed blokiem kurier wpatrywał się w okno mieszkania Ewy, w którym migotało czerwone światło płonącej firany. Mężczyzna uśmiechnął się okrutnie, po czym wsiadł do busa i zatrzasnął za sobą drzwi. Na boku auta widniał napis:
FIRMA KURIERSKA „FATUM”. ZNAJDZIEMY CIĘ WSZĘDZIE.
Bohater wieków
Istnieją teksty kultury, które nie mieszczą się w żadnych ramach oceny. To te, po których zapoznaniu – nieważne, czy jest to książka, film, serial, obraz, fotografia, etc. – potrafi się zmienić cały nasz światopogląd, które przenoszą nas do innej rzeczywistości, do takiej, w której chcielibyśmy żyć albo do takiej, która nas uwodzi swoją kreacją. To te, które wzbudzają w nas tyle emocji, co wydarzenia, które rozgrywają się naprawdę w naszym życiu. Bez wątpienia trylogia o Ostatnim Imperium Brandona Sandersona zalicza się dla mnie właśnie do tych dzieł – poza skalą, poza oceną, będąca wręcz definicją perfekcji.
„Studnia Wstąpienia” kończy się w momencie, w którym Vin i Elend docierają do tytułowego miejsca. Niestety, właśnie w tym miejscu wydarzają się rzeczy, których przewidzieć nie mógł żaden z bohaterów. Vin uwolniła moc zwaną Zniszczeniem, która teraz stara się doprowadzić do zagłady całego świata. Wraz z powrotem zabójczej formy wszechobecnych mgieł pojawiają się także potężne opady popiołów i coraz potężniejsze trzęsienia ziemi. Świat chyli się ku upadkowi odkąd zabito Ostatniego Imperatora. Czy Vin, Elendowi i reszcie ich zespołu uda się powstrzymać Zniszczenie? Czy uda im się uratować świat i sprawić, że będzie kolorowy jak dawniej, a mroczne czasy odejdą w niepamięć? Jaka może być cena tego ratunku? Czy uda im się uratować samych siebie?
Recenzja „Bohatera wieków” stanie się niejako także podsuwaniem całej trylogii. Ciężko jest uniknąć spoilerów, gdy opisuje się już trzeci tom, jednak postaram się, aby nie obciążyć Was nimi zbyt mocno. W ostatniej części trylogii Sanderson postanawia zakończyć wszystkie wątki, rozwiać wszelkie wątpliwości i dopowiedzieć to, co nie zostało wcześniej dopowiedziane. Wszystko układa się w klarowną, logiczną całość. Zaskakuje, w jak perfekcyjny i idealny sposób autor połączył wszystkie elementy układanki. Widać, że Sanderson od napisania pierwszego zdania trylogii wiedział, jak cała historia się zakończy, jak ją poprowadzi i jak rozłoży jej akcenty. To bardzo przemyślana historia oraz konstrukcja fabularna, w której nie sposób znaleźć żadnej luki.
Świat Ostatniego Imperium to świat bardzo ponury, przerażający, w którym nadal brak jedności oraz zaufania. Jednak świeci się w nim niewielkie światełko nadziei, dzięki zdeterminowanym, dobrym bohaterom, którzy są w stanie poświęcić własne dobro na rzecz większej szczęśliwości. W ostatnim tomie pojawiają się również nowe postacie, lecz więcej miejsca i czasu zyskują także ci, którzy nie mieli jeszcze swoich pięciu minut w pierwszych dwóch tomach.
Oprócz tego, że Sanderson zdobywa się na wyjaśnienia dotyczące funkcjonowania poszczególnych elementów świata przedstawionego oraz ich genezy, to pojawia się jeszcze nowa zdolność, o której wcześniej nikt nie wspomina – hemalurgia, czyli najbardziej brutalny rodzaj magii polegający na przejmowaniu czyjejś mocy przez śmierć. Pojawiają się także Zniszczenie i Zachowanie, czyli dwie przeciwstawne sobie siły. Pierwsza z nich podkręca dodatkowo tempo akcji za sprawą tworzonych przez siebie pułapek zastawianych na bohaterów.
Zakończenie powieści dosłownie wbija w fotel. Wierzcie mi, takiego zwrotu akcji się nie spodziewałam w najśmielszych snach. Ostatnie strony to prawdziwa huśtawka emocji, w trakcie której trudno nie wybuchnąć płaczem. Przy czym „Bohater wieków” to najbardziej dynamiczna część trylogii, obfitująca w jeszcze większą ilość akcji, które wzmaga nieobliczalność Zniszczenia i powolne umieranie świata przedstawionego.
Sanderson niebywale umiejętnie operuje językiem. To, jak znakomicie stworzył całe uniwersum oraz wymyślił nazwy wszystkich magicznych umiejętności można porównać z twórczością najważniejszych kreatorów gatunku fantasy. Całą trylogię czyta się niezwykle płynnie, ponieważ jednocześnie obfituje w spore ilości dialogów, jak i momenty opisów służą dokładnemu opisowi stoczonych walk czy działań podejmowanych przez bohaterów.
„Bohater wieków” to idealne zakończenie trylogii o Ostatnim Imperium. Dla mnie to seria, która jest po prostu majstersztykiem w każdym calu. Aż szkoda, że to tylko trylogia z bohaterami, których zdążyliśmy pokochać. Całe szczęście, że w tym uniwersum Sanderson postanowił osadzić jeszcze kilka historii. A nóż jeszcze dowiemy się czegoś nowego o przeszłości tych bohaterów, których spotkać już nie będziemy mogli.
W obcej skórze
Powieść W obcej skórze została uznana za najlepszy kryminał roku 2015 w Wielkiej Brytanii. Jest to pierwszy tom otwierający trylogię o młodej inspektor policji Marnie Rome. Zaciekawił mnie okładkowy opis i dlatego po książkę sięgnęłam, jednak muszę przyznać, że ani tytuł, ani opis ani okładkowe zdjęcie nie są w stanie przygotować czytelnika na to, co spotka go w trakcie lektury. Bo powieść jest po prostu obłędnie wciągająca, zaskakuje rozwiązaniami fabularnymi i wszystkie pozytywne opinie na jej temat są naprawdę zasłużone.
Współczesny Londyn, jaki dobrze znamy. Ponury, deszczowy, niezbyt przyjazny. Inspektor Marnie Rome i jej czarnoskóry partner Noah Jake udają się do ośrodka dla ofiar przemocy domowej. Mają nadzieję porozmawiać z jedną z przebywających tam kobiet. Jej zeznania mogłyby doprowadzić do postępu w śledztwie. Kiedy jednak policjanci przybywają na miejsce, trafiają w centrum makabrycznego zdarzenia. Na podłodze leży mężczyzna z raną zadaną nożem. Okazuje się, że to mąż jednej z kobiet przebywających w ośrodku. Jak i dlaczego doszło do tragedii, skoro drzwi wejściowe miały być cały czas zamknięte? Pytania mnożą się i nagle pierwotne śledztwo schodzi na boczny tor, a sprawa Leo i Hope Proctorów okazuje się bardziej zawikłana niż się początkowo wydawało.
Chyba największą siłą tej historii jest to, że początkowo sprawa wydaje się czytelnikowi dość oczywista. Oto zaborczy mąż, poznał miejsce schronienia maltretowanej przez siebie żony i poszedł tam, zabrać ją ponownie do domu. Co prawda fakty dość trudno ustalić, gdyż świadkowie wydarzenia czyli inne kobiety są w szoku i składają sprzeczne zeznania, ale wszystko wydaje się jasne. Pierwsze wrażenie bywa jednak mylne. Przenikliwa inspektor Rome, skrupulatnie bada ślady, przygląda się domowemu życiu Proctorów i dochodzi do zaskakujących wniosków.
Granie na oczywistościach celem zdezorientowania czytelnika to nie jedyny atut tej powieści. Na uwagę zasługuje główna bohaterka. Marnie Rome jest dobrą policjantką i ma dryg do tego, co robi. Jednak jej życie prywatne nie jest już tak poukładane. Kobieta wciąż żyje tragedią sprzed kilku lat, kiedy to adoptowany przez jej rodziców nastolatek, zabił ich. Marnie nie potrafi zerwać z chłopakiem kontaktu i regularnie odwiedza go w domu poprawczym, mając nadzieję, że zdoła w końcu zrozumieć motywy nim kierujące. Jej rodzice byli przeciętnymi ludźmi. Co takiego spowodowało, że zamknięty w sobie chłopak sięgnął po kuchenny nóż i dokonał takiej zbrodni? Ta sprawa nie pozwala pójść bohaterce dalej. Wspomnienia wciąż kotłują się w jej głowie, a dezorientacja rośnie, bo przecież powinna czuć do przybranego brata nienawiść, być przekonana o jego winie, a zamiast tego kiełkuje w niej coś na kształt współczucia. Niejednoznaczność tej sprawy to klucz do zrozumienia bohaterki, myślę jednak, że do tego dojdzie dopiero w finale trylogii.
Trzeci ważny aspekt powieści to przemoc domowa w różnych aspektach. Mamy więc tutaj maltretowane przez mężów i partnerów kobiety, ale też ofiarę arabskiego pojęcia obrony honoru rodziny w osobie Ayany. Sarah Hilary dogłębnie pokazała psychikę bitych i upokarzanych kobiet, które nie tylko nie są w stanie podejmować samodzielnych decyzji. To akurat było najmniej szokujące. Najbardziej wstrząsnęło mną przywiązanie, jakim kobiety darzą swoich mężczyzn, mimo że ci tak źle je traktowali. Próbują ich tłumaczyć, obwiniają siebie, a przede wszystkim martwią się, kto im ugotuje i posprząta, gdy ich nie będzie w domu. To naprawdę straszne. Z tego powodu kobiety te są raczej kiepskimi świadkami, gdyż wewnętrzny obronny przymus kłamania, by uniknąć bólu, powoduje, że nie są wiarygodne w swoich zeznaniach.
Przemoc domowa to swoisty łańcuch. Na przykładzie Hope, Simone widać, jak wzrastanie w takich warunkach wpływa na psychikę dziecka, które kiedyś dorośnie, założy rodzinę, będzie rodzicem.
W obcej skórze to mocna, dobitnie napisana powieść, którą polecam każdemu. Dobrze się czyta jako historia sensacyjna z elementami dramatu psychologicznego. Jednak jeśli ktoś szuka wnikliwego studium przemocy i jej skutków to z pewnością będzie zadowolony z lektury.
Jesienią ma się ukazać druga część trylogii zatytułowana Nie ma innej ciemności i już na nią niecierpliwie czekam. Nie przepadam za określeniem must have w stosunku do książek, ale kontynuacja losów inspektor Rome, do takich właśnie należy. Polecam i zachęcam. Nie przeczytać tej książki, czy minąć ją obojętnie, to duży błąd, a zagorzały czytelnik nie może sobie na coś takiego pozwolić.
Rebel przedstawia "Terraformacje Marsa"!
Ludzkość rozpoczęła ekspansję w Układzie Słonecznym. Na Marsie założono już kilka niewielkich kolonii. Ich mieszkańcy są odgrodzeni od naturalnego środowiska straszliwie zimnej, suchej i niemal pozbawionej atmosfery planety.
Zwiększenie odsetka migracji z Ziemi wymaga terraformacji Marsa, czyli dostosowania jego środowiska tak, aby zminimalizować śmiertelność spowodowaną wypadkami wśród kolonistów. W związku z tym Rząd Ziemi zdecydował się wesprzeć każą organizację, która przyczyni się do tego wiekopomnego dzieła.
Hojne dofinansowanie przyciąga gigantyczne korporacje, które pragną zwiększyć swój udział w rynku i stać się najbardziej wpływowymi podmiotami realizującymi projekt terraformacji. Ujarzmienie Czerwonej Planety to dla wielu szansa na oszałamiający sukces i niebotyczne zyski.
W grze Terraformacja Marsa gracze staną na czele jednej z dwunastu korporacji. Każda z nich posiada swoją unikalną zdolność specjalizując się w konkretnej kategorii lub posiadając pewne bonusy do konkretnych działań. Początkujący gracze mogą wybrać korporacje „startowe” przystosowane do pierwszej rozgrywki i pozwalające lepiej zapoznać się z mechaniką gry.
Celem graczy jest zmiana warunków panujących na Marsie tak, aby tchnąć weń życie i zapoczątkować proces przemiany w planetę z warunkami do życia dla ludzkości. Celem jest zwiększenie poziomu tlenu w atmosferze do 14%, podniesienie temperatury do +8˚C i stworzenie akwenów wodnych o wskazanej powierzchni. To główne czynniki, które spowodują, że klimat na Marsie będzie zbliżony do ziemskiego. Po osiągnięciu tych celów gra kończy się, a gracze podliczają zdobyte punkty zwycięstwa.
Do terraformowania Marsa potrzebne są zasoby. W grze są one reprezentowane przez: stal, tytan, rośliny, energię oraz megakredyty. Do zaznaczania ich poziomu posiadania gracze będą używać znaczników surowców i gromadzić je na planszy zasobów, aby następnie wykorzystać do wprowadzania w życie nowych projektów.
Dzięki tym projektom warunki na Marsie ulegają zmianie. Za wprowadzone zmiany gracze podnoszą współczynnik terraformacji (WT), który jednocześnie jest ich liczbą punktów zwycięstwa.
Warunki na Marsie będą też wpływać na karty projektów, które możemy zagrać. Niektóre będą wymagać odpowiedniej temperatury, inne określonego poziomu tlenu albo rozmieszczenia obszarów zieleni.
Terraformacja Marsa to długotrwały proces, dlatego tury graczy to kolejne pokolenia ludzkości, a gracze jako przywódcy korporacji będą decydować na jakich elementach terraformacji marsa się skupią: czy zaczną od podwyższenia temperatury, a może od razu zbudują miasto? Podpiszą umowy handlowe na import surowców z Ziemi, będą eksploatować pobliskie pasy asteroid, czy zaczną wydobywać surowce na Marsie? Do dyspozycji graczy oddanych zostanie ponad 200 kart projektów. Oczywiście wśród nich nie zabraknie „narzędzi” do przeszkadzania konkurencji. Będziemy mogli wysłać bandytów, by splądrowali tereny inwestycji konkurentów, albo skierujemy deszcz meteorów na ich świeżo zasiany las. Możliwości i taktyk w grze jest bardzo dużo, a to gracze decydują które z nich wykorzystają i w jakiej kolejności.
Podczas rozgrywki gracze dowiedzą się ciekawostek na temat Marsa, oraz zobaczą od kuchni jak mogło by wyglądać przystosowanie go do ludzkich potrzeb. Gra spodoba się na pewno miłośnikom podboju kosmosu, a mechanika zadowoli graczy lubiących optymalizację, ekonomię i szczyptę negatywnej interakcji.
Od jutra rusza przedsprzedaż gry na stronie sklepu!
Od złej do przeklętej
Reguła numer jeden: „Nie kumpluj się z duchami”.*
Mówi się, że człowiek uczy się na własnych błędach i wie by nie pakować się dwa razy w to samo. Tym bardziej, że wie jak poważne mogą być z tego konsekwencje, zwłaszcza jeśli chodzi o złe moce... Jednak chyba nie wszyscy potrafią zastosować się do tej lekcji.
Mija rok od wydarzeń jakie były udziałem rodziny Alexis. Rok pełen spokoju i zwyczajnego życia. Po długiej nieobecności do domu wraca Kacey – młodsza siostra – co nie nastraja optymistycznie po tym co się działo. Alex zaczyna się martwić jeszcze bardziej kiedy siostra dołącza do nietypowego klubu a jej członkinie przechodzą nietypową metamorfozę. Aby ochronić Kacey dołącza do grupy nastolatek i z przerażeniem odkrywa, że ponownie mają do czynienia z czymś bardzo, bardzo złym..
Złe dziewczyny nie umierają Katie Alender może nie były czymś nadzwyczajnym, ale posiadały klimat i nutkę nieprzewidywalności, co sprawiło, że wspominam je z przyjemnością i miałam ochotę sięgnąć po drugi tom trylogii. Od Od zlej do przeklętej oczekiwałam treści co najmniej na tym samym poziomie jaką gwarantowała jej poprzedniczka, a co w rzeczywistości otrzymałam?
Z żalem muszę powiedzieć, że o ile w Złe dziewczyny nie umierają autorka zaserwowała swoim czytelnikom atmosferę pełną tajemnic, strachu i niepokojącego klimatu to o tyle teraz tego zabrakło. Sam pomysł na fabułę jest dobry, to już wykonanie niestety autorce nie wyszło. Brakuje tu dreszczyku grozy, poczucia (z małymi wyjątkami), że złe moce macają w tym palce. Nawet nie nazwałabym tej książki horrorem, a bardziej obyczajówką z paranormalnymi dodatkami. I może bym się tego nie czepiała gdyby nie tempo akcji, a raczej jego brak. Wszystko toczyło się powolnie i nużyło, nawet niczym specjalnym nie zaskakiwało. Jestem zawiedziona torem jaki obrała Alender, bo skupienie się na rozterkach nastolatek i ich problemach niż tej demonicznej stronie, co z całą pewnością nie było dobre.
Na niekorzyść powieści są też kreacje bohaterów. O ile Alexis w pierwszej części polubiłam za jej indywidualność, zupełnie inne zachowanie, to teraz zniknęło to, co ją wyróżniało. Stała się płaska, mało wyrazista i upodobniona do innych. Tak szczerze mówiąc wszystkie postacie w moim odczuciu są przedstawieni gorzej, brak im dojrzałości, realności i swoistej iskry, którą zaznaczam, mieli w pierwszej części.
Nie wiem czy zamierzeniem autorki było napisanie właśnie takiej powieści czy coś gdzieś poszło nie tak, ale Od złej do przeklętej jest trochę przerobioną nieudolnie kopią pierwszego tomu. Alender odrobinę pozmieniała, namieszała tu i tam - koniec. I może jeszcze bym to przełknęła gdyby jakoś to dopracowała, skupiła się na tej strasznej części fabuły i z sensem kończyła poszczególne wątki. No ale nie wyszło, a ja musiałam z mozołem brnąć przez kolejne strony i obserwować jak siostry ponownie pchają się gdzie nie trzeba oraz znosić infantylne zachowanie bohaterów. Wątek miłosny też nie wzbudził u mnie pozytywnych odczuć, jest on kompletnym nieporozumieniem i dobrze, że ne pojawiał się za często, bo tego już bym chyba nie zniosła. Zakończenie odrobinę ratuje całość, ale nie wynagradza mi tej nudy i zniecierpliwienia jakie towarzyszyło czytaniu.
Od złej do przeklętej posiada w moim odczuciu więcej wad niż zalet i nie mogłabym tego tytułu polecać. Wynudził mnie śmiertelnie, ale wiem, że jestem jedną z nielicznych, którzy krytykują więc decyzje o sięgnięciu po książkę zostawiam wam. Jak dla mnie to zmarnowany potencjał. Szkoda, wielka szkoda...
Wznowienie Kronik Shannary
12 lipca do księgarń trafi wznowienie patronowanej wcześniej przez Secretum powieści "Kamienie Elfów Shannary". Okładka książki nawiązywać będzie do serialu emitowanego w telewizji AXN. „Kroniki Shannary" to cykl zaliczany do nurtu high fantasy, jeden z najbardziej znanych w swoim gatunku.
Wiemy, kiedy powróci „American Horror Story”!
FX długo czekało z podaniem konkretnych dat powrotów swoich serii, ale właśnie otrzymujemy konkrety. Nie obyło się bez dużego zaskoczenia!
Gra o Tor
Nadchodzi zima. Warunki są trudne, więc tylko najlepszy pociąg może dotrzeć do Westoros w jednym kawałku. W grze o tor zwycięża się albo umiera.
Torion Lannistor
Wiek: 8+
Czas gry: ok. 30 minut
Liczba graczy: 2-4 osób
Cel i fabuła gry
Rozgrywka polega na odpowiednim zbudowaniu pociągu. Na początku gry gracze mają przed sobą lokomotywę, do której przyczepione jest siedem ponumerowanych wagonów, ustawionych w malejącej kolejności. Celem gry jest sprawienie, by ich kolejność była rosnąca.
Strona wizualna
Zapewne każdy, nawet mało spostrzegawczy gracz, zauważył czcionkę jaką napisana została nazwa „Gry o Tor". Jeżeli chodzi o grafikę i różnego rodzaju nawiązania, zapewniam, że w środku pudełka również nie wygląda to gorzej. Gra została wydana ładnie i starannie, ale tak naprawdę to po prostu talia kart i z tłumu wyróżniają ją jedynie humorystyczno-fantastyczne akcenty.
Przygotowanie
Gracze otrzymują karty lokomotyw, za którymi rozkładają swoje siedem, losowych wagonów. Muszą jednak pamiętać, by ułożyć je w szereg o malejących liczbach. Następnie gracze dobierają karty z tych, które pozostały w talii. Ich liczba zależna jest od kolejności: pierwszy gracz jedną kartę, drugi dwie, trzeci trzy i czwarty cztery. Każdy z graczy wybiera jedną z dobranych kart i zastępuje nią dowolny ze swoich wagonów. Pozostałe karty musi odrzucić.
Przebieg rozgrywki
W każdej turze gracze mają do wyboru dwa rodzaje akcji - mogą albo dobrać kartę i wymienić jeden z wagonów, albo użyć jednej ze zdolności kart wagonów, które wcześniej zostały odrzucone na stół. W momencie gdy na stole pojawi się druga karta z taką samą zdolnością, obie odrzucane są do graveyardu. Gra toczy się do momentu aż któryś z graczy nie ułoży swoich wagonów w odpowiedniej kolejności.
Wrażenia
Bardzo spodobał mi się humor ilustratora gry. Pojawiają się takie karty jak wagon przewożący samochód pogromców duchów czy potwora z Loch Ness. Sama rozgrywka natomiast nie wyróżnia się niczym szczególnym, chociaż trzeba przyznać, że w ogólnym rozrachunku jest całkiem fajna. Sporą zaletą gry są je niewielkie rozmiary - można ją zabrać ze sobą wszędzie, gdzie tylko się chce.
Podsumowanie
„Gra o Tor" to ciekawy, zawierający wiele zabawnych nawiązań do popkultury projekt. Zasady gry są bardzo proste, a wygrana w sporej mierze zależy po prostu od odrobiny szczęścia. Nie jest to pozycja obowiązkowa dla wielbicieli „gier bez prądu", ale z pewnością warto ją mieć pod ręką kiedy na przykład szykuje się jakiś rodzinny wyjazd lub ma się ochotę na szybką partyjkę w gronie przyjaciół. Na takie okazje serdecznie ją polecam!
Część I - Krzysztof T. Dąbrowski - Szal
Maciej był modnisiem. Gdy w sklepie zobaczył długi fioletowy szal – i to nie byle jaki, bo z grubo tkanej wełny - wiedział, że bez niego nie wyjdzie.
Wychodząc owinął go luźno wokół szyi i dumnym krokiem ruszył do „mechanicznego rumaka", jak zwykł nazywać swój ukochany motocykl. Po chwili Maciej pędził ulicą, a jego nowy nabytek dumnie powiewał na wietrze.
Chłopak lubił duże prędkości więc jak zawsze wcisnął gaz do dechy.
Sto na godzinę...
dwieście...
dwieście pięćdziesiąt...
Maszyna gnała jak rozwścieczony byk, którego ktoś podkarmił dopalaczami.
Wiatr zwiał końcówkę długaśnego szala wprost między szprychy tylnego koła.
Macieja gwałtownie szarpnęło do tyłu. W mgnieniu oka tylne koło zmieliło mu głowę. Pozostała po niej tylko szkarłatna mgiełka.
Motocykl skręcił gwałtownie. Wykonał opętańcze salto, jakby był cyrkowym akrobatą i wylądował na przystanku; przystanku szczelnie wypełnionym przemarzniętymi ludźmi. Przez ułamek sekundy musiało im się zrobić naprawdę bardzo, ale to bardzo gorąco.
Motocykl eksplodował!
Następnego dnia prezydent jak zwykle ogłosił żałobę narodową. Internauci jak zwykle pomstowali, że robi to zbyt często. I jak zwykle, po kilkunastu dniach już nikt, prócz rodzin ofiar, o tej tragedii nie pamiętał.
A duch modnisia? - ktoś zapyta.
Cóż, biedaczek do dziś błąka się w tym miejscu lamentując, że zniszczył tak piękny szal...