Rezultaty wyszukiwania dla: sci fi
Zstąpienie Kami- zapowiedź
Zstąpienie Kami w pierwszej połowie stycznia!
W związku z opóźnieniem transportu, pierwszy dodatek do Rising Sun, Zstąpienie Kami (Kami Unbound) będzie miał swoją premierę w pierwszej połowie stycznia. Do sklepów rozszerzenie będzie wysyłane na początku stycznia.
Z osobami, które zamówiły Zstąpienie Kami w przedsprzedaży, kontaktowaliśmy się indywidualnie, aby ustalić możliwość dostawy gry jeszcze przed świętami.
Przebudzeni - zapowiedź
Kiedy siedemnastoletnia Lilliana Young wkracza pewnego poranka do swojego ulubionego Metropolitan Museum of Art, ostatnią rzeczą, jakiej się spodziewa, jest znalezienie egipskiego księcia z nadludzkimi mocami, który wrócił do świata żywych po tysiącu lat bycia zmumifikowanym.
Co jednak ma zrobić nastoletni książę Amon, gdy zamiast obudzić się w swoim grobowcu w egipskiej świątyni, znajduje się w muzeum w Nowym Jorku, a jego słoje z organami zniknęły? Lily wbrew swojej woli zostaje pomocniczką księcia i razem wyruszają w niezwykłą podróż. Od teraz to w ich rękach waży się los ludzkości – muszą dotrzeć do Doliny Królów, odnaleźć braci księcia i dokończyć ceremoniał, aby Set, bóg ciemności, nie przybył na nowo do świata śmiertelników, by siać spustoszenie.
Dwór cierni i róż. Książka do kolorowania
Stało się odezwało się we mnie małe dziecko, albo chęć zrobienia czegoś innego, czegoś niepopularnego.
W taki oto sposób w moje ręce trafiła książka do kolorowania dla dorosłych autorstwa Sarah J. Maas, która wyszła nakładem Wydawnictwa Uroboros nawiązująca tematyką do książek z serii Dwór cierni i róż.
To moje pierwsze spotkanie z tego typu twórczością, ale muszę przyznać, że jest wykonana bardzo solidnie. Specjalnie użyłem określenia książka, gdyż posiada wiele stronic do kolorowania. Oprócz tego w formie dodatku, albo spójnej części przy każdym rysunku jest słowo pisane zarysowujące losy bohaterów wyżej wymiemnionej serii.
Tak jak wcześniej wspominałem kolorowanka jest zrobiona bardzo dokładnie, więc zarówno amator jak i bardziej wymagający miłośnicy kolorowania będą mieli zapewnioną zabawę na wiele godzin.
Na samym końcu jest wykaz pozostałych książek tejże autorki do kolorowania i po ich obejrzeniu wiem, że jedną z nich będę chciał kupić, ku uciesze mojej rodziny.
Nasuwa mi się tylko jedno pytanie: Czy wystarczy mi kredek?
Podsumowując kilka powyższych zdań muszę przyznać, że jest to trafny wybór dla każdego, więc czy jesteś duży czy mały weź kredki, a będziesz miał ubaw doskonały. Jest to pozycja pozwalająca starszym oderwać się od spraw codziennych, a młodszym rozwinąć wyobraźnię i zdolności manualne. Jeśli tylko będziemy dokładni powstaną barwne i bogate w szczegóły obrazy i będziemy mieli satysfakcję z współtworzenia dzieła.
Stan Lee. Człowiek-Marvel
Gdy Bob Batchelor zaczynał pisać biografię Stana Lee, na pewno nie spodziewał się, że ten wielki człowiek odejdzie tuż po premierze. Z pewnością też wydawnictwo SQN nie miało pojęcia, że polska premiera wypadnie w okolicach tego smutnego dnia. Fakt, Lee miał już swoje lata, jednak trzymał się świetnie! Jego zaangażowanie w pracę było wciąż widoczne, a czy w ogóle wyobrażacie sobie jakikolwiek film Marvela bez jego cameo? Ciężko... Aczkolwiek chyba musimy się na to przygotować. Może nie jestem wielkim znawcą komiksów, bowiem moja droga z nimi rozpoczęła się stosunkowo niedawno, ale jednak Stana Lee podziwiam i przepadam za filmami Marvela. A po przeczytaniu jego biografii podziwiam go jeszcze bardziej!
Właściwie nie było dla mnie zaskoczeniem to, jak pracowitym i pełnym pasji człowiekiem przez całe swoje życie był Lee. Już od młodzieńczych lat wykazywał ogromne zaangażowanie w to, co robił. Jako nastolatek dorabiał sobie w wydawnictwie i była to dla niego ogromna radość, traktował tę pracę poważnie i wiedział, w jakim kierunku chce dążyć. To jest właśnie w ludziach piękne – pasja i zaangażowanie, zwłaszcza kiedy można to zauważyć u młodych ludzi. Stan Lee bardzo wcześnie rozpoczął swoją karierę i stopniowo wzbijał się na wyżyny. Wszystko osiągnął dzięki ciężkiej pracy, dzięki podejmowaniu ryzyka, dzięki niesamowitej wyobraźni. Wspaniałe jest również to, że na swojej drodze spotkał tak przychylnych mu ludzi, choć nie myślcie sobie, że miał życie idealne – każdemu czasami los rzuca kłody pod nogi, nawet twórcy superbohaterów!
Choć oczywiście nie mogło w tej książce zabraknąć kilku faktów z życia prywatnego Stana Lee, to mimo wszystko w dużej mierze jest to opowieść o jego karierze, a tym samym o rozwoju Marvela – od narodzin to stanu, w którym obecnie się znajduje. To początki powstawania takich bohaterów jak Spider-Man, Fantastyczna Czwórka (oni to dopiero mieli ciężką przeprawę), Thor, Hulk, Iron Man, X-Meni czy oczywiście Avengers. Chyba nikomu nie trzeba przedstawiać tych kultowych już postaci. Stan Lee stał się niemal legendą, a jego bohaterowie i pomysły są znane na całym świecie. I wierzcie mi, Lee chyba sam nie przypuszczał, że to rozrośnie się na taką skalę! A kto wie... Może doskonale o tym wiedział?
Ta książka znakomicie pokazuje, jak świat komiksów rozwijał się przez wiele, wiele lat. Stan Lee urodził się w roku 1922 i już w wieku nastoletnim został redaktorem w wydawnictwie. Przez kilka lat służył w United States Army Signal Corps, ale w latach 50. powrócił do dawnej pracy. Od tego momentu możemy zobaczyć, jak komiksy brnęły do przodu, jak zyskiwały popularność, a co więcej – jak istotne przesłania dla młodzieży twórcy starali się w nich przemycić. Pomijam kwestię bycia dobrym i walki ze złem, ale nie brakowało też tematów takich jak chociażby narkotyki czy porzucanie edukacji. Okazuje się, że komiksy miały wpływ nie tylko na kulturę popularną XX i XXI wieku, one naprawdę potrafiły nieść ze sobą ogromne przesłanie, które trafiało do czytelników.
Bob Batchelor wykonał kawał dobrej roboty tworząc tę biografię. Zrobił bezbłędny i bardzo dogłębny research, znakomicie wszystko ułożył, w wyniku czego my otrzymaliśmy chronologiczny rozwój kariery Lee i Marvela. Jest tutaj ogrom informacji i zebranych faktów, ale mimo wszystko czyta się to znakomicie – życie Stana Lee naprawdę intryguje, fascynuje i wciąga! Być może co nieco Was tutaj zaskoczy, co nieco zbulwersuje, ale to naprawdę znakomita biografia. Nie sięgam po nie zbyt często, ale w przypadku tego człowieka nie mogłam sobie odpuścić.
Stan Lee. Człowiek-Marvel to pozycja obowiązkowa dla wszystkich fanów komiksów, dla tych, którzy przepadają za filmami o superbohaterach, dla wszystkich tych, którzy chcą się przekonać, że ciężką pracą i zaangażowaniem można osiągnąć coś niesamowitego. Stan Lee to człowiek, który zasłużył na miłość wszystkich swoich fanów, na ogromny szacunek i podziw. Powołał do życia tak niesamowitych bohaterów i stworzył tak niepowtarzalne historie, że z pewnością nie zostaną one zapomniane – z resztą już można widzieć, jak wysoką rangę zyskał Marvel. I to w pełni zasłużenie.
Alita: Battle Angel. Miasto Złomu
Nie jestem wielką fanką anime i mojego życia zwyczajnie nie wystarczyło, żeby obejrzeć serię „Battle Angel Alita”, ale nawet pobieżne zainteresowanie popkulturą sprawiło, że co nieco o niej słyszałam. Znam zarys fabuły – tylko czy to dość, by wynieść pozytywne wrażenia z lektury „Miasta Złomu”, oficjalnego książkowego prequelu filmu będącego adaptacją anime?
Autorką powieści jest Pat Cadigan, wielokrotnie nagradzana pisarka science fiction, dla której nie jest to pierwsza współpraca z przemysłem filmowym (wcześniej pisała adaptacje książkowe kilku filmów w gatunku). Pisarka jest ceniona wśród fanów dającej do myślenia fantastyki, co obiecuje nie tylko rozrywkę, ale też głębszą refleksję nad kondycją świata.
Jak przystało na prequel, „Miasto Złomu” opowiada o wcześniejszych losach bohaterów „Battle Angel Alita”: doktora Dysona Ido, nastoletniego przestępcy Hugona oraz oligarchy Vectora, nieoficjalnego władcy Miasta Złomu. Ich losy splatają się, jak to zwykle bywa, wskutek serii „nieprzypadkowych przypadków”. Hugo poznaje Ido w szpitalu i dowiaduje się o tym, iż doktor pracuje nad wyjątkowym chipem mogącym odmienić losy całego miasta. Ta informacja wpada w ręce Vectora, współpracującego i romansującego z byłą żoną lekarza – przy czym w romansie tym więcej jest wzajemnych interesów niż jakiegokolwiek uczucia. A Vectorowi na chipie zależy – nowa technologia dałaby niesamowite fory drużynie sportowej, której patronuje oligarcha. Każda z postaci ma swoje interesy w zdobyciu chipa, jednak jak każde przełomowe odkrycie, tak i ta technologia nie jest wolna od potencjalnie zgubnych dla całej społeczności wad.
Tak wygląda powieść na poziomie akcji. Jednak dość prosta fabularnie konstrukcja otoczona jest rozbudowanym światem, dalekim od bycia dekoracją dla kosmicznych efektów specjalnych i spektakularnych walk. Miasto Złomu to symbolicznie umieszczony na dole wszechświata śmietnik Novy – na wpół legendarnej krainy szczęścia, w której panują surowe zasady i eugeniczna niemal eliminacja wszystkich osób zdradzających jakiekolwiek odstępstwa od wzorca. Opozycją wobec tej dystopicznej krainy o zunifikowanej populacji jest właśnie tytułowe Miasto Złomu, do którego trafiają wszystkie egzemplarze wadliwe, a znakiem czasów jest dobrowolna postępująca cyborgizacja społeczeństwa. W powieści przedstawione jest nie tylko społeczeństwo przyszłości, ale też przyczyny i konsekwencje zmian spowodowanych rozwojem technologicznym. Przy czym budowanie świata nie wysuwa się na pierwszy plan: pozostaje w tle względem akcji. Lecz uważny czytelnik z radością zawiesi oko na detalach i zastanowi się wraz z narratorem nad konsekwencjami wyborów bohaterów i funkcjonowania tego czy innego elementu rzeczywistości przedstawionej przez Cadigan.
Pochwały pod adresem „Miasta Złomu” nie oznaczają, że to tekst perfekcyjny. Dla mnie jako laika był dość zrozumiały, nie czułam konfuzji związanej z brakiem podstawowych informacji, nieraz jednak miałam wrażenie, że wskutek nieznajomości „Battle Angel Ality” umyka mi jakiś podtekst. Nie wiem, dlaczego Ido jest wymieniany przede wszystkim z nazwiska, a jego żona znowuż z imienia, co dokładnie stało się z ich córką, jak funkcjonuje motorball, dyscyplina, wokół której kręci się spora część fabuły. Nie są to braki, które popsuły przyjemność lektury, ale z pewnością uczyniły ją niepełną. Dlatego sądzę, że tekst ten bardziej jest skierowany do osób, które znają mangę lub anime (film bowiem wchodzi do kin dopiero w przyszłym roku), o ile nie okaże się, że filmowa wersja przygód Ality zmienia w sposób znaczący japoński pierwowzór (na razie wiem, że z jakiegoś powodu oryginalny Daisuke Ido stał się Dysonem). Wątpię za to, by brak kontekstu był powodem, dla którego uznaję prolog za oderwany i dopisany na siłę, ni to w roli wprowadzenia do świata, ni to jako sposób budowania napięcia. Wielkie słowa o zmazaniu historii i Piekle, które dzieje się tu i teraz, brzmią zbyt patetycznie i niewiarygodnie, by były interesującym wstępem do ciekawej bądź co bądź opowieści. Nieco zgrzyta także tłumaczenie, momentami zdając się nieprzemyślanym lub niedopracowanym, przy czym to kwestia raczej ogólnej ciężkości stylu niż konkretnych sformułowań.
Ogółem jednak „Miasto Złomu” to kawał ciekawej cyberpunkowej lektury i sprawił, że pójdę do kina na „Battle Angel Alitę” choćby po to, by poznać dalsze losy doktora Ido i spółki. Wam też polecam – i książkę, i wizytę w kinie w 2019 roku.
Dobranocki na Gwiazdkę
Wciąż czytane bajki przybierają nowe formy, zaczynają żyć w umysłach dzieci i zmieniać się w całkiem oryginalne historie. Gdy bajka powoli zaczyna nudzić, rodzic musi przyjść z pomocą i rozpocząć nowe opowieści, które niejednokrotnie wybierane są ze względu na porę roku występującą w danej książce. U nas problemem stała się sama nazwa. Poprzednia odsłona Dobranocek tak przypadła dzieciom do gustu, że nie dawały sobie długo czytać nic innego na dobranoc.
Z ulgą sięgnęliśmy po świąteczną odsłonę opowieści, z których dzieci mogły dowiedzieć się choćby, skąd Mikołaj dostaje prezenty, jak spędzić wigilię, gdy tata jest daleko od domu, czy poznać miejsce, w którym Florentyna zje kolację wigilijną. Jednak to nie wszystko, gdyż na dzieci i dorosłych czeka mnóstwo historii, w których czuć zapachy przywodzące na myśl święta. Któż nie chciałby zjeść przepysznych naleśników z cynamonem, czy sprawdzić gdzie podziały się listy do Mikołaja.
To niezwykłe, lekkie i bardzo barwne opowieści, w których zima i święta grają pierwsze skrzypce. Każda historyjka jest na tyle krótka, że dziecko bez problemu pozna całą opowieść przed snem. Zróżnicowane teksty ciekawią na wiele sposobów i nie pozwalają na nudę. Twarda oprawa zapewni trwałość i ułatwi czytanie. Dobrej jakości papier, nie gnie się i jest wytrzymalszy na uszkodzenia, co jest bardzo ważne w kontakcie z dziećmi.
Dzieci zachwycały się opowieściami, a ich uwagę przykuwały magiczne i jakże kolorowe ilustracje. Całość nastraja świątecznie. Od okładki, przez przesłania zawarte w każdej dobranocce, aż po ilustracje, wszystko pomaga atmosferze iście zimowej otulić czytelnika i przenieść go w zaśnieżone zakątki skrzące się mrozem, wypełnione barwnymi postaciami.
Myślę, że dzieciom w każdym wieku przypadną do gustu bohaterowie poszczególnych historii. Będzie zabawnie, nostalgicznie i tajemniczo. Oby historię starczyły na dłuższy czas i z każdym otwarciem książki dzieliły się magią zimy i opowieści spod choinki.
Umrzesz kiedy umrzesz
Angus Watson to nazwisko jeszcze niezbyt znane na polskim rynku fantastyki. Zasłynął swoją debiutancką trylogią Czasu Żelaza - która została nominowana do nagrody David Gemmel Award. Jak widać autor nie osiadł na laurach i bardzo szybko wziął się za pisanie kolejnej, większej powieści, która planowana jest także na trzy tomy. Właśnie jestem świeżo po lekturze pierwszego z nich - Umrzesz kiedy umrzesz. Zapraszam do krótkiej opini.
Człowiek nie może zmienić swojego przeznaczenia. Rzuć się więc w wir bitwy, bo możliwości są tylko dwie: albo czeka cię chwała zwycięzcy, albo zasiądziesz do stołu Odyna, gdzie rychło wychylisz kielich z przodkami. A przynajmniej tak to widzi lud Finna. Natomiast sam Finn wolałby przeżyć. Gdy jego wioska zostaje zmasakrowana przez wrogą armię, Finnbogi zwany Zbukiem oraz grupka przyjaciół i niezupełnie-przyjaciół ruszają w drogę, która wiedzie ich przez nieprzyjazną i niebezpieczną krainę. Aby przeżyć, Finn musi być dzielny i waleczny jak nigdy dotąd.
Historie o Wikingach są aktualnie na czasie. Znakomity serial Vikings rozbudził na nowo legendy o tych mężnych wojownikach, a współcześni mężczyźni, owładnięci ogniem zimnej Skandynawii dzielnie zapuszczają zarost, dążąc do fizycznego i mentalnego obrazu wojownika. Wydawać by się mogło, że opowieści o Wikingach z reguły muszą być brutalne, poważne, pełne mistycyzmu i wartkiej akcji. Angus Watson jednak pokazał ich świat w nieco innych kolorach - swoją twórczość umiejscowił w zamierzchłych czasach Ameryki Północnej i zestawił naszych rdzennie Północnoeuropejskich mocarzy z Indianami.
Jak prezentuje się książka? Czekałem na pewno na coś podobnego do Czasu Żelaza, bo chociaż nie była to jakaś znakomita i porywająca historia, to jednak miała w sobie dużo oryginalnego pomysłu, a sam będąc na fali serialowych Wikingów. jakoś polubiłem ich tamtejsze przygody, chociaż obraz ich, był całkowicie inny. Pomysł Watsona na powieść rozbudziła nadzieję na bardzo dobrą książkę, jednak muszę przyznać, że jest ona dość średniawa. Czta się ją troszkę ciężko, w moim odczuciu dzieję się tak dlatego, że wykreowane postacie ukazane są w sposób bardzo schematyczny i prosty. Ten sam problem mają dialogi - są do bólu prostackie, pełne wularyzmów. Oznajmiają czytelnikom, wręcz krzycząc, że bohaterowie to mało rozwinięta kultura, która rządzi się dość prymitywnymi prawami. Nie uważam, że niegdyś tak nie było, aczkolwiek uważam, że cały tamtejszy świat był dziki i pierwotny, ale to przecież powinno dodwać powagi całości i budować klimat bardziej mroczny, niż komiczny, jak w mojej ocenie wyszło naprawdę.
Umrzesz kiedy umrzesz, to książka, od której nie pownniśmy wymagać czegoś więcej. Jest to powieść ciekawa głównie ze względu na pomysł na fabułę, zestawienie dwóch całkiem fajnych kultur i dość sprawne poprowadzenie całej akcji. Jeśli jednak przeanalizować postacie i dialogi, to jest całkiem średnio. Uważam, że dobrze wykreowani bohaterowie, to połowa sukcesu dobrej ksiażki, tutaj mi tego zabrało, więc ocena jest, jaka jest.
Różaniec
"Różaniec" opowiada o Warszawie przyszłości, przyszłości, która – miejmy nadzieję – nigdy nie nadejdzie. Zwykły człowiek w niezwykłym świecie, wmanipulowany w tryby wielkiej polityki, która i tak niewiele znaczy wobec mechanizmów rządzących Różańcem.
Rafał Kosik już w "Verticalu" i "Kameleonie" pokazał siłę swojej wyobraźni. Oryginalna wizja science fiction "Różańca" dostarczy Wam nowych czytelniczych wrażeń.
Omen
Po wielu latach miłośnicy horroru doczekali się polskiego tłumaczenia powieściowej wersji jednego z najsłynniejszych horrorów na całym świecie. Filmu, który swego czasu budził niepokój, sprawiał, że na osobliwie zachowujące się dzieci zaczęto patrzeć z nutką podejrzliwości. Wydawnictwo postarało się, aby tak upragniona przez wielu czytelników książka zachwycała nie tylko treścią, ale i oprawą. Twarda okładka, piękny projekt, a także zjawiskowe ilustracje sprawiają, że lektura staje się czystą przyjemnością.
“Omen” w wersji powieściowej to niewiele ponad to, co zaprezentowano w filmie, choć trzeba przyznać, że te wszystkie dodatkowe sceny są fantastycznym smaczkiem dla fanów gatunku.
Książka często przypomina scenariusz filmu - jej większa część zbudowana jest z dość dynamicznych dialogów bez jakichkolwiek dopowiedzeń ze strony autora. Dzięki temu książkę czyta się w ekspresowym czasie, przy czym czytelnik nie odczuwa jakichkolwiek momentów nudy.
“Omen” to horror w starym dobrym stylu, w którym brak ścielącego się gęsto trupa, ogromnej ilości krwi czy niesmacznych opisów. Całość bazuje na klimacie i budowaniu napięcia, wobec czego entuzjaści bardziej subtelnych w swojej grozie historii będą ukontentowani dziełem Davida Seltzera.
Nastrój grozy bardzo udziela się czytelnikowi, aczkolwiek należy pamiętać, iż historia, która w 1976 roku (a także wiele lat później) robiła ogromne wrażenie, dziś niekoniecznie wywoła szok. Z pewnością większość osób decydujących się na lekturę zna choć odrobinę przebieg tej opowieści, dlatego nie ma mowy o mrożących krew w żyłach momentach czy zaskakujących zwrotach akcji.
Nie jest to jednak miałka lektura, o której szybko można zapomnieć. “Omen” - czy to w wersji powieściowej, czy filmowej - głęboko zakorzenia się w umysłach czytelników i widzów i tego odmówić mu nie można. Swego czasu historia ta wywoływała kontrowersje i niepokój, jednak dziś wcale nie traci na wartości, choć trzeba przyznać, że jest to pewnego rodzaju powtórka z rozrywki. Jeżeli ktoś nie lubi takich zabiegów, może poczuć się lekko rozczarowany.
Książka w oryginale była swego rodzaju dodatkiem do promocji filmu, dlatego też można ubolewać nad faktem, iż w Polsce wydano ją dopiero w 2018 roku. Z drugiej strony może być to wspaniałe odświeżenie historii dla fanów “Omena” lub też bodziec dla młodszego pokolenia do zapoznania się z klasyką gatunku.
Ex Libris - premiera
12 grudnia premierę ma Ex Libris, najnowszy tytuł linii wydawniczej 2Pionki od Portal Games.
Ex Libris to gra o kolekcjonowaniu wyjątkowych ksiąg z jeszcze bardziej wyjątkowymi tytułami!
Marzysz o sprawowaniu funkcji Głównego Bibliotekarza w mieście nie z tego świata? To prestiżowe stanowisko może być twoje pod warunkiem, że pokonasz kontrkandydatów – swoich (teraz już byłych) kolegów, kolekcjonerów rzadkich i wartościowych ksiąg.