Rezultaty wyszukiwania dla: sci fi
Część X - Łukasz Śmigiel - Kanarek
First to fall over when the atmosphere is less than perfect
Your sensibilities are shaken by the slightest defect
You live you life like a canary in a coalmine
The Police
(Nieco wcześniej...)
Adaś przyłożył ucho do drzwi. Po drugiej stronie rozległ się złośliwy chichot. Chłopiec westchnął i odwrócił się w stronę korytarza, który oświetlany bladą poświatą pentagramów, przywodził na myśl podwodną jaskinię.
Zrobił dwa nieśmiałe kroki naprzód i pentagramy rozjarzyły się mocniej. Adaś przygryzł dolną wargę. Spojrzał w lewo i w rozbitym lustrze zobaczył potłuczoną mozaikę własnej twarzy. Przykucnął jakby szykując się do zawiązania sznurowadła, po czym sięgnął pod nogawkę spodni. Wyjął coś z kabury zawieszonej ponad kostką i w jego dłoni zamajaczył ciemny kształt. Chłopiec wyprostował się, rozwinął złożony kabel i włożył sobie do uszu słuchawki. Czarny kształt zamigał, aktywując dotykowy panel. Adaś nacisnął kombinację przycisków. Usłyszał cichy sygnał, a zaraz potem w słuchawkach odezwał się kobiecy głos.
- Mów kanarku - powiedział. - Słyszymy cię.
- Jestem w środku. Wszystko przebiega zgodnie z planem - odparł chłopiec.
- Poradzisz sobie?
- Nie wiem... Jest strasznie. Inaczej niż na szkoleniach.
- Spokojnie - odpowiedziała kobieta. - Póki masz na sobie baskanion, nie odważą się zaatakować. Musisz nam pomóc. Musimy wiedzieć, kto za tym stoi. Mamy już informacje o dwóch artefaktach, od których wszystko się zaczęło, ale to za mało.
- Co to było?
- Jeden ukryto w szaliku, a drugi w telewizorze. Nie wiemy, ile jeszcze podobnych fetyszy trafiło do ludzi. Różne wizje zaburzają obraz. Jedna z mocniejszych podpowiada naszym jasnowidzom, że kolejny atak będzie miał coś wspólnego z dziecięcymi zabawkami... To jednak nic pewnego. Najważniejsze, że promienie tamtych dwóch fetyszy łączą się właśnie z tym mieszkaniem. Rozpoznałeś Adepta, który cię tam wprowadził?
- Jestem może kanarkiem, ale nie jestem głupi. To był Imp. Na dodatek wyjątkowo złośliwy. Mam nadzieję, że dostanie za swoje...
- Wobec tego uważaj na siebie.
- Nie udawaj mojej matki. Czego mam szukać?
- Pentagramy w mieszkaniu to okna przez które widzi cię nasz Przeciwnik. My musimy znaleźć drzwi, przez które dostaniemy się do jego dominium. Zacznij od kominka. Wydaje się najrozsądniejszym miejscem. I jeszcze jedno... W stronę miasta zmierza potężna chmura energii. Nie mamy pojęcia co to takiego. Chmura nie ma jeszcze żadnej konkretnej formy. Przyjąłeś kanarku?
Adaś nie odpowiedział. Jego uwagę przykuł bowiem dziwny odgłos przywodzący na myśl kocie jęki, z tą jednak różnicą, że te brzmiały jakby ktoś puścił je od tyłu. Chłopiec znieruchomiał. Pentagramy zaczęły zmieniać kolor, płonąc intensywną czerwienią. Coś poruszyło się na suficie. Było wielkie i kosmate. Ostatnią rzeczą, którą usłyszeli ludzie czekający na drugim końcu linii telefonicznej, był chłopięcy głos, który wykrzykiwał słowa inkantacji drugiego stopnia. Kanarki stosowały ją zwykle do przełamywania złych zaklęć:
- Magicznym wersem zdejmuję zaklęcie! I prawem potrojonym, oddaję ci zwyciężone! - wrzasnął Adaś.
Potem połączenie zostało zerwane.
Kaczogród. Carl Barks. Siedem miast Ciboli i inne historie z lat 1954–1955
Na początku lat dziewięćdziesiątych ubóstwiałam oglądać serial animowany „Kacze opowieści”. W tamtych czasach niewiele bajek zza Oceanu pojawiało się, więc chłonęłam wszystko, a przygody Sknerusa McKwacza i jego rozbrykanych siostrzeńców, wyjątkowo przykuwały moją uwagę swoim awanturniczym charakterem. W tamtych czasach nie miałam zielonego pojęcia, że sam serial opierał się na komiksach „Uncle Scroode”, dlatego niezmiernie się cieszę, że Wydawnictwo Egmont, po latach uzupełnia braki w mojej edukacji.
Tom trzeci Kaczogrodu nosi zbiorczy tytuł „Siedem miast Ciboli” i zawiera opowieści z lat 1954-1955. I zawiera wszystko czego czytelnikowi w każdym wieku do szczęścia potrzeba. Łaknący przygód młodzi czytelnicy spotkają ducha szeryfa w „Prawdziwym Dzikim Zachodzie”, zbadają głębię oceanu z Kaczorem Donaldem w „Na samym dnie”, odnajdą szalonego naukowca i jego niebezpieczny wynalazek w „Promieniu i kamień”, a co najważniejsze w końcu dotrą do zaginionych „Siedmiu miast Ciboli”. Jednak to nie wszystko, a dopiero zaledwie namiastka tego, co mieści w sobie ten niezwykły album. Towarzysząc wszystkim bohaterom dostrzeżemy, że Sknerus McKwacz owszem bywa skąpy („Promień i kamień”), ale przede wszystkim jest zaradny i obdarzony niezwykłym szczęściem do interesów („Kaczor i gołąb”), a bywa również troskliwy i szczodry, w granicach rozsądku („W zanurzeniu”). Kaczor Donald, nadal bywa wybuchowy, co najlepiej widać w „Tańczącym z nartami”, walczy z przeciwnościami losu, głównie z Gogusiem w „Największej rybie”, ale także wykazuje się przebiegłością w „Wielkich wagarach” i stara się być użyteczny, choć ze zmiennym szczęściem, jak w „Lodowym ekspresie”, czy „Pod skorupą”. A siostrzeńcy, wiadomo, ci się nie zmieniają, są dziećmi pełnym dziobem, co wyziera z każdej karty komiksu.
Młody narybek czytelników z pewnością będzie dobrze się bawił podczas lektury. Przygody siostrzeńców nie zdezaktualizowały się. Adepci komiksu z XXI wieku może będę lekko zadziwieni światem bez gier, komputerów i komórek. Jednak ten wszechświat Hyzia, Zyzia i Dyzia ma swój urok i może zainspirować do tego, by odkrywać wielkie i małe przygody w swoim otoczeniu. Poczucie humoru, inteligentne puenty, które towarzyszą historyjkom, nigdy się nie znudzą, pomimo że minęło od ich napisania sześćdziesiąt pięć lat.
Prywatnie jestem zauroczona albumem. Nie dlatego, że jest to wybitne dzieło. To jest komiks dla dzieci i to dziecko odnalazłam w sobie, a raczej odnalazłam swoje dzieciństwo, wspomnienia tych chwil, kiedy czekało się na „Kacze opowieści”, gdy nagrywało się odcinki na kasetach video i z przyjemnością wracało do ulubionych fragmentow. Tym niemniej muszę stwierdzić, i to z satysfakcją, że komiks różni się odrobinę w kreacji bohaterów, i tacy, jakimi ich odmalował Carl Barks, bardziej mi odpowiadają.
Morderstwo w Hotelu Kattowitz
Pewnej grudniowej nocy w hotelu Kattowitz zostaje zamordowana DJ Dzidzia – rodzima gwiazdka pop, która na skutek zaskakującego zbiegu okoliczności była zmuszona zakwaterować się w podrzędnym hotelu tuż przed swoim niedoszłym koncertem. Rusza dochodzenie, które zaprowadzi detektywa Szymona Solańskiego, dziennikarkę Różę Kwiatkowską oraz psa Gucia w świat szołbiznesu, celebrytów i internetowych hejterów. Przemierzając katowickie ulice, natrafią na ślad mordercy, ale po drodze będą musieli uporać się też z problemami w życiu osobistym.
SEEIT
Rok 2117. Ziemia to tykająca bomba, która niedługo ulegnie zniszczeniu. Ludzkość musi opuścić planetę i uciec na bezpieczne Arki. Rząd światowy, w imię bezpieczeństwa, wprowadza coraz surowsze prawa, a społeczeństwo, coraz bardziej tłamszone, nie zdaje sobie sprawy z wielkiego oszustwa, w jakim bierze udział. Czy Arki istnieją naprawdę? Czy ucieczka z Ziemi w ogóle jest możliwa? Co, jeśli rzeczywistość jest tylko złudzeniem? Grupa buntowników staje do nierównej walki z Rządem Światowym, a ich jedyną bronią jest wirus SeeIT.
Nomen Omen
Współczesny Wrocław z krótką wycieczką do czasów niemieckiego Breslau, doprawiony sporą dozą czarnego humoru i odrobiną romantycznego ducha.
Los nigdy nie był łaskawy dla Salomei Klementyny Przygody. Wystarczy spojrzeć na jej rodzinę: matka chcąca uwolnić „rozbuchany erotyzm” córki, ojciec żyjący mentalnie w dziewiętnastym wieku i brat Niedaś – społeczny szkodnik, leń i zakała. Nic więc dziwnego, że gdy
tylko nadarza się okazja, Salka ucieka z rodzinnego miasta do Wrocławia.
Nowe życie nie będzie jednak usłane różami. Na stancji panuje żelazna dyscyplina, w radiu i telefonie słychać tajemnicze szepty, a współlokatorem Salki zostaje Roy Keane, dobrze wychowana
papuga gustująca w wafelkach. Na domiar złego, studiujący we Wrocławiu Niedaś w nietypowy sposób okazuje siostrze swoją miłość, próbując utopić ją w Odrze. A to dopiero początek kłopotów…
Już jutro premiera powieści "Czarcie słowa"!
Austria, rok 1279.
Po zakończeniu krwawej wojny o koronę Królestwa Niemiec kraj cieszy się chwilowym spokojem. Chcąc zadowolić krnąbrnych wasali, król Rudolf Habsburg nakazuje zorganizować turniej na zamku Rappottenstein − zaprasza na niego wojowników i władców z ościennych krajów. Atmosfera towarzysząca rycerskim zmaganiom wydaje się beztroska, jednak wystarczy iskra, aby na nowo wzniecić wojenną pożogę.
"Twarzą w twarz" nietypowa propozycja na Walentynki
Lothar Mintze, opuszczony przez mentora i opłakujący bolesną stratę, został sam − porzucony, zgorzkniały i wściekły. Młodzieńcza naiwność ustąpiła miejsca palącej ciekawości, która popycha go w podróż do Ameryki, gdzie ma nadzieję znaleźć odpowiedzi na dręczące go pytania. Gdzie się podział Huntington? Dlaczego Armagnac go opuścił? I najważniejsze: czemu nie przewidział zbliżającej się tragedii?
Milion światów z tobą
Finalny tom serii ma zawsze bardzo istotne znaczenie. To on ma zamknąć wszystkie wątki, wyjaśnić tajemnice i przede wszystkim, pozostawić wrażenie, że było wato sięgnąć po cały cykl. Jak „Milion światów z tobą” wywiązało się z tego zadania? Czy cała, dość zagmatwana, ale też niezwykle wciągająca historia, doczekała się godnego zamknięcia?
Podróże pomiędzy wymiarami nie mogą być proste, a gdy w grę wchodzi jeszcze walka ze złem, sprawa staje się bardziej niż skomplikowana. Ciało Marguerite zostało przejęte przez jej arcywroga – ją sam samą z innego wymiaru. Intryga co prawda szybko wychodzi na jaw, ale nie jest to bynajmniej koniec planów złej. Ta szybko knuje kolejne plany, tym razem uwzględniające zniszczenie światów. Ilu? Tak wielu, jak tylko zdoła. Nasza bohaterka jest gotowa zrobić wszystko, by pokrzyżować jej plany i ocalić miliony istnień.
Jestem pod ogromnym wrażeniem! „Milion światów z tobą” idealnie sprawdza się w roli tomu zamykającego wszystkie wcześniejsze części. Przede wszystkim wreszcie dostajemy odpowiedzi, na które czekaliśmy. I nie tylko! Obok głównych wątków lepiej poznajemy też samych bohaterów oraz ich motywacje. Jeśli do tej pory pobudki „tych złych” wydawały ci się wątpliwe, teraz lepiej zrozumiesz ich działanie.
Trzeci tom jest w ogóle najlepszy z całej serii. W idealnych proporcjach łączy akcje, motywy SF oraz wątki miłosne. O ile w przy drugiej części narzekałam na przesyt tego ostatniego, to tym razem relacje z Paulem dobrze dopełniają całość. Miłości nie jest ani za dużo, ani za mało.
Zachowana za to została lekka, młodzieżowa narracja, skupiona wokół akcji i opisywaniu fabuły w sposób dynamiczny. Przy tej książce nie można się nudzić. Sporo się dzieje, jest kilka ciekawych zwrotów akcji i sporo intrygujących rozwiązań. Wreszcie usystematyzowała się kwestia podróży między światami. Ten motyw ma nie tylko kluczowe znaczenie, ale rozwija się wprawnie i przede wszystkim konsekwentnie. O ile wcześniej bohaterka nie do końca wiedziała, gdzie i jak się przenosi, o tyle tym razem działa mniej chaotycznie.
Jedynie do jednej rzeczy mogłabym się przyczepić. Pomysł z kradzieżą ciała, a co za tym idzie, tożsamości, był naprawdę niezły. Czemu tak szybko się rozwinął? Również nie do końca przemówiło do mnie to, jak Paul przejrzał podstęp. Ten pomysł mógł być naprawdę ciekawym wątkiem, w praktyce jednak służył temu, by drugi tom zakończyć z przytupem. Pod tym względem się sprawdził, czekałam na trzeci tom z niecierpliwością, jednak liczyłam, że ten wątek będzie dalej rozwijany. Tymczasem skończył się równie szybko, co zaczął.
To moje jedyne zastrzeżenie do książki. Lektura „miliona światów z tobą” dostarczyła mi mnóstwo rozrywki i wciągnęła na wiele godzin. Naprawdę przyjemna powieść, pomysłowa i dobrze napisana. Polecam każdemu miłośnikowi fantastyki!
Ocena: 8/10
Nomen omen
Czy można wieść zwyczajne życie mając na imię Salomea Klementyna? A na nazwisko – jakby mało było jeszcze nieszczęść - Przygoda? Ten fatalny start z takim imieniem zapowiada wcale nie lepszą przyszłość, bowiem kogoś o takiej tożsamości mogą spotykać wyłącznie klęski żywiołowe i same tragiczne przypadki. I jeśli wydaje ci się drogi czytelniku, że to tobie pech depcze po piętach, to koniecznie musisz sięgnąć po przygody panny Przygody. Poprawa humoru – gwarantowana.
Owa Salomea, Salka – jak wszyscy ją nazywają – to dwudziestopięcioletnia kobieta o bujnych kształtach, z której „bucha erotyzm” (przynajmniej według jej matki). Stojąc na życiowym zakręcie ze zdziwaczałą matką i bratem-nierobem, nicponiem i awanturnikiem, postanawia rzucić wszystko i pomimo swojej paranoi, wyjechać do Wrocławia. Dzięki swojej starej przyjaciółce, która postanowiła szukać szczęścia w Leeds, w Anglii, Salka znajduje zatrudnienie w małej księgarni naukowej mieszczącej się w podziemiach wydziału filologicznego, gdzie (zważywszy na znikomą liczbę klientów) tylko udaje, że pracuje. Nudną pracę rekompensuje za to dosyć osobliwe miejsce zamieszkania, na stancji u ciotki owej przyjaciółki.
Wprowadzając się pod adres, którego nikt nie chciał jej wskazać, do zrujnowanej willi, gdzie wszystko trąci myszką, Salka nie jest nawet świadoma, co ją we Wrocławiu i pod tym osobliwym dachem czeka. Okazuje się, że adres „ulica Lipowa pięć” jest we Wrocławiu dość znany, i to jeszcze z czasów, kiedy miasto nazywano Breslau. Mówiono wówczas o siostrach bliźniaczkach, które ten dom zamieszkiwały, czyli … o czarownicach.
Dziwna gospodyni domu, pani Bolesna, to dopiero początek niezwykłych osób, rzeczy i zdarzeń, które stają się udziałem Salki. Nie dość, że na głowę zwala się jej brat, Niedać, którego właśnie wyrzucono z akademika Roy Keane. Na domiar złego dom wydaje się żyć własnym życiem, zaś z radia i telefonu wydobywają się tajemnicze szepty. I jak tu egzystować w takich warunkach?
Na to pytanie odpowiedzi szukać będziemy w oryginalnej książce autorstwa Marty Kisiel, pt. „Nomen Omen”. Opublikowaną nakładem Wydawnuctwa Uroboros pozycję trudno nawet sklasyfikować, wciąż bowiem zastanawiam się, czy mamy do czynienia z niekonwencjonalną powieścią obyczajową, czy raczej z dość chaotycznym i nieoczywistym kryminałem. Ta wieloznaczność książki sprawia, że z pewnością nie wszyscy czytelnicy będą nią zainteresowani, co więcej, nie każdy będzie poczuwał się w obowiązku, by przedzierać się przez kolejne strony. Będą i ci czytelnicy, którzy zachwyceni pochłoną ją i będą zdruzgotani, że tak szybko się kończy. Ja, choć sceptycznie nastawiona zarówno do stylu narracji, jak i do niektórych bohaterów (w tym brata Salki) przyznać muszę, że czasu spędzonego na lekturze „Nomen omen” nie mogę uznać za czas stracony. Na uwagę zasługuje przede wszystkim sama bohaterka, kobieta wieloznaczna, fascynująca, pomimo ewidentnych skłonności do pakowania się w tarapaty. Osoba głównej bohaterki, w połączeniu z całą plejadą mniej lub bardziej dziwnych postaci, tworzą prawdziwie oryginalną mozaikę, którą pragniemy zrozumieć nawet pomimo tego, iż nie zawsze nam się podoba. Bez wątpienia tę książkę Kisiel można nazwać pozycją nieszablonową - dla wybranych.
Adeptka. Czarny Mag. Tom 2
Obok niego była ona. Miała na sobie cudowną suknię zdobioną fioletową i żółtą koronką dopasowaną tak jakby przynależała do tego miejsca: wyglądała jak przyszła księżniczka Jeraru. Jej czarne loki były upięte według najnowszych trendów, kilka pasemek wypuszczono i podpięto spinkami z różowego złota. (...) Zawahałam się. Prawdopodobnie nie był to najlepszy moment, by do niego podchodzić. Jednak po tym, jak dowiedziałam się, co powiedział Czarnemu Magowi, czułam, że muszę z nim porozmawiać.
Zaczynając czytać „Adeptkę” Rachel E. Carter spodziewałam się dostać fantastykę zakrapianą odrobiną romansu. Spodziewałam się akcji, walk i opisów trudnych szkoleń, jakie muszą odbyć adepci frakcji boju. Tymczasem dostałam romans zabarwiony fantastyką oraz upchnięte 4 lata w trochę ponad czterystu stronach, co niestety ale nie pozwala na zbyt szczegółowe pokazanie poszczególnych lat szkoleń. I przez to mam dość mieszane odczucia co do tej książki.
Ale może od początku. Ryiah – główna bohaterka – jest adeptką frakcji boju w Akademii Magii. Po ciężkim pierwszym roku (niestety, nie czytałam pierwszego tomu tej serii, ale mam zamiar nadrobić zaległości) nadszedł jeszcze cięższy okres treningów, szkoleń i nauki pod okiem niezbyt sympatycznego i bardzo mocno wymagającego mistrza Byrona. Dziewczyna nie jest jego ulubienicą, choć nawet to wydaje mi się lekko powiedziane. Na każdym kroku ją poniża, pokazując „gdzie jej miejsce” – oczywiście według niego. Pojawia się również postać Darrena – księcia Jeraru, którego autorka próbuje wykreować na mrocznego bohatera skrywającego jeszcze mroczniejszą duszę. Czy jej się to udaje? Według mnie nie do końca. Fabuła w teorii powinna skupiać się na przygotowaniu młodych magów do obrony kraju i walki z wrogami. Tymczasem samego przygotowania jest niewiele, za to na pierwszym planie są wszelkie wątki miłosne. Nie tylko głównej bohaterki, ale również postaci drugoplanowych. Co niestety dość mocno psuje odbiór całości.
Co do samej głównej bohaterki. Gdyby nie jej wieczne rozterki na temat tego kogo kocha, a kogo powinna kochać, to byłaby naprawdę sympatyczną postacią. Jasne, polubiłam ją, ale czasami była strasznie drażniąca. Pokazała parę razy na co ją stać, choć według mnie w tego typu powieściach scen walki powinno być znacznie więcej. Darren – moim zdaniem drugi główny bohater jest dużo mniej sympatyczny. Za bardzo mąci, za bardzo stara się być „bad boyem”, wilkiem jak sam siebie nazwał. Podczas gdy w rzeczywistości jest tak naprawdę taki jak wszyscy. Co do reszty bohaterów, większość z nich jest naprawdę przesympatyczna. Tutaj autorce naprawdę nie można mieć nic do zarzucenia. Wykreowała takie postacie, które od razu przypadają do gustu, nawet te, które w teorii mają być całkiem negatywni w odbiorze.
Komu spodoba się „Adeptka”? Na pewno tym, którzy czytali pierwszy tom, i którym pierwszym tom się spodobał. Spodoba się to również osobom, które lubią lekką fantastykę z dużą domieszką romansu. Nie są to do końca moje klimaty, ale musze przyznać, że czytało mi się tęA powieść całkiem szybko i przyjemnie. Na pewno sięgnę po kolejny tom, ze względu na to, że podczas czytania narodziły mi się w głowie pewne teorie i chce sprawdzić czy okażą się prawdziwe. Według mnie jest to książka, która pozwoli odpocząć od cięższych pozycji na czytelniczej liście, ale która nie zapadnie na zbyt długo w pamięć.