kwiecień 21, 2025

Rezultaty wyszukiwania dla: sci fi

sobota, 15 czerwiec 2019 15:40

Nazywają mnie śmierć

Czy to możliwe, by płatny zabójca miał na swoim sumieniu blisko 500 ofiar i nadal cieszył się wolnością? Tym bardziej, że jego imię i nazwisko zostało ujawnione w fabularyzowanym reportażu, wydanym w kilku językach? Okazuje się, że tak.

Klester Cavalcanti, brazylijski dziennikarz śledczy, wielokrotnie nagradzany zarówno w swojej ojczyźnie, jak i na świecie, postanowił opowiedzieć historię Julia Santany, obecnie liczącego ponad sześćdziesiąt lat byłego rewolwerowca. Zbieranie materiałów zajęło mu siedem długich lat. W tym czasie prowadził niezliczone rozmowy z Santaną i osobami, z którymi na przestrzeni las skrzyżował on swoje drogi.

Ta opowieść miała olbrzymi potencjał. Już sam opis elektryzuje, zwłaszcza gdy staje się oczywiste, że to nie fikcja literacka, a rzeczywistość. Gdy dotrze do nas, że w XXI wieku, w dobie powszechnej infiltracji i teoretycznie nieograniczonych możliwości, można bezkarnie zamordować setki osób i nie ponieść za to żadnych konsekwencji. Przynajmniej prawnych, bo te moralne to już zupełnie inna bajka. Widząc książkę w zapowiedziach, wiedziałam, że muszę ją przeczytać i prawdopodobnie właśnie przez wysokie oczekiwania, lektura okazała się rozczarowaniem.

Historia Julia rozpoczyna się, gdy jest on zaledwie siedemnastoletnim chłopakiem, który mieszka wraz z rodziną w jednej z niemalże odciętych od świata amazońskich wiosek. Nie dochodzi tu prąd, a ludzie żyją praktycznie z dnia na dzień z tego, co uda im się upolować bądź wyrwać ziemi. W tym czasie głowę Julia zaprząta śliczna dziewczyna z sąsiedniej wioski i myśli o założeniu rodziny. Ma jednak pecha, ponieważ jego wujek, któremu bezgranicznie ufa, ma wobec niego inne plany. To właśnie on wciąga chłopaka w świat, w którym jednym strzałem można zapewnić rodzinie byt na cały kolejny miesiąc.

Lektura książki uświadamia kilka rzeczy, o których ludzie na co dzień nie myślą, bądź też wolą się nad nimi nie zastanawiać. Po pierwsze, nadal są na świecie regiony, gdzie ludzie dosłownie egzystują, a nie żyją. Gdzie dostęp do bieżącej wody, gazu i prądu to luksus, a niepewność jutra to chleb powszedni. Po drugie, ludzkie życie bywa wyceniane za marne grosze, a niektórzy są gotowi zamordować na błahostkę, która innych nie sprowokowałaby nawet do wszczęcia kłótni. Po trzecie, bliskie związki policji z przestępcami zdają się niewiarygodne, a jednak to właśnie przedstawiciel prawa skontaktował autora reportażu z jego bohaterem. Czyli znał go, był świadomy popełnionych przez niego zbrodni, a jednak w jego sprawie nie toczyło się, a nie toczy żadne postępowanie. Przypomnę, mężczyzna ma na sumieniu blisko 500 ofiar.

Co więc nie zagrało, skoro historia życia takiego człowieka to praktycznie materiał na gwarantowany bestseller? Trzy rzeczy. Cavalcanti postanowił nie tyle przedstawić poznane akty, a stworzyć z nich fabularyzowaną historię – z dialogami, wewnętrznymi przemyśleniami bohatera, itd. Zrobił to jednak w suchym, pozbawionym emocji stylu, który nie pozwala wczuć się w czytaną opowieść. Przede wszystkim jednak rzuca się w oczy raczej pobieżne potraktowanie tematu, co przy siedmioletnim okresie zbierania materiałów zakrawa na absurd. Czytelnik ma szansę poznać młodość i okoliczności pierwszych popełnionych przez Santanę zbrodni, jego krótką, lecz traumatyczną współpracę z wojskiem i… przeskakuje do zakończenia „kariery” płatnego zabójcy. Przedstawione zlecenia są potraktowane raczej ogólnikowo i jest ich zaledwie kilka. Książkę można przeczytać w dosłownie dwie godziny i to nie ze względu na to, że tak wciąga, ale z powodu jej objętości.

Czy warto więc sięgnąć po Nazywają mnie śmierć? Mimo rozczarowania formą, myślę, że tak. Wbrew pozorom nie jest to bowiem historia wyrafinowanego zabójcy, który niczym filmowy geniusz zbrodni wodzi wszystkich za nos. To przygnębiająca opowieść o prostym człowieku, który padł ofiarą naiwności i okoliczności, które postawiły na jego drodze człowieka, który miał go wprowadzić w lepszy świat, a skazał na moralne bagno. Paradoksalnie, mimo popełnionych zbrodni, Julio Santana wzbudza współczucie i litość. A może jego geniusz tkwi w tym, że właśnie w ten sposób potrafił przedstawić swoje dzieje?

Dział: Książki
piątek, 14 czerwiec 2019 23:26

Konkurs: Gdzie diabeł mówi dobranoc. Tom 1

Fascynująca mieszanina słowiańskich wierzeń, prastarych demonów, niesamowitych eliksirów i współczesności.

Według legendy wiele stuleci temu czwórka przyjaciół została wygnana z rodzinnej wioski, gdyż ludzie lękali się ich czarów. Rozeszli się w cztery strony świata, ale zadziwiającym zbiegiem okoliczności i tak wszyscy dotarli w to samo miejsce – do czarciego kamienia. Tam wywołali diabła i dobili z nim targu... Ich potomkowie przez wieki odczuwali skutki tego paktu i bezskutecznie próbowali się z niego wywikłać. Czy przedstawicielom kolejnego pokolenia uda się wreszcie wrócić do normalności? Jakie przeszkody będą musieli wcześniej pokonać? Z jakimi przeciwnikami się zmierzyć? Jakich sojuszników pozyskać? Małe miasteczko na odludziu stanie się sceną niezwykłych wydarzeń.

Po niespodziewanej śmierci rodziców siedemnastoletnia Alicja trafia pod opiekę ciotki, która mieszka w posępnym miasteczku na Podkarpaciu o mrocznej nazwie Czarcisław. Niezbyt zachwycona wyjazdem z Warszawy dziewczyna nie czuje się dobrze w nowym miejscu, najwyraźniej pełnym dziwaków i kryjącym jakieś ponure sekrety. Zagubiona nastolatka krok po kroku odkrywa, że nikt tu nie jest tym, za kogo się podaje. Sama też musi zmierzyć się z brzemieniem swojej prawdziwej natury i wykonać niebezpieczne zadanie.

Dział: Zakończone
poniedziałek, 10 czerwiec 2019 23:01

Ptyś i Bill. Psi nos. Tom 4 - zapowiedź

Przygody pomysłowego chłopca i jego szalonego psa. Humorystyczna seria dla dzieci i dorosłych. Album zbiorczy zawiera trzy tomy oryginalne: Wszystko gra!, Psi nos i Jak ten Bill wspaniale łapie!. Nie ma to jak psi nos! Spaniel Bill coś o tym wie – czy to na wsi, gdy zabawia się w psa myśliwskiego, czy to w mieście, kiedy odprowadza do domu zagubione kotki. Dobry węch przydaje się też podczas szukania kości w ogródku groźnej i niemiłej sąsiadki! Nawet jednak znakomity zmysł powonienia nie pomoże, kiedy trzeba spędzić noc w strasznym lesie... Na szczęście z wesołym spanielem zawsze jest jego pan Ptyś, który nie pozwoli wyrządzić krzywdy swojemu ulubieńcowi, choć czasem sam pakuje go w kłopoty – a przy okazji także siebie...
Jak zwykle przygody Billa i Ptysia zachwycają lekkim humorem oraz zaskakującymi pointami!

Dział: Komiksy
poniedziałek, 10 czerwiec 2019 22:35

Królestwo Popiołów. Część II

Nie mieliśmy szans. Zatraciliśmy całą nadzieję. Wcześniej, gdy jeszcze czuliśmy, że jest z nami, walczyliśmy, ale teraz wiemy, że zginiemy. Umrzemy zarżnięci niczym prosięta, wybiją nas co do jednego. Nikt nie zdoła przeżyć tego, co za chwilę nastąpi. Otaczają nas. Wkradają się w nasze umysły. Pochłaniają myśli. Wzbudzają strach. Nie zdołamy uciec, a co dopiero myśleć o wygranej. Wiedzieliśmy, że to kiedyś nadejdzie. Wytrzymaliśmy dostatecznie długo. Nie poddaliśmy się, ale czy nasza walka coś zmieni? Co stanie się, gdy potwory przejmą nasz świat? Czy ktokolwiek ocaleje? Nie warto tracić sił na te głupie, naiwne myśli. To koniec. Ostateczny koniec. Nikt nam nie pomoże. Nie ma mocy, która mogłaby nas z tego wykaraskać, a raczej już nie ma. Ona nie przybędzie. Nie podpali świata. Wiem, że to nie jej wina, ale nie potrafię jej wybaczyć tego, co zrobiła. Dawno temu jej odwaga i upór mi imponowały. Myślałem, że jest niezwyciężona, ale teraz jej wewnętrzny ogień zagasł. Została złamana, a my razem z nią...

Ostatni tom niesamowitej serii stworzonej przez Sarah J. Maas zabierze was w fascynującą podróż do  wnętrza ostatniego, samotnego płomienia. Druga część finałowego tomu to jeszcze większa dawka niezapomnianych emocji, chwil grozy i strachu przed tym, co stanie się z bohaterami. Możecie odetchnąć w spokoju - koniec historii Aelin nie będzie nudny. Wywoła w waszych sercach istny rollercoaster emocji. ,,Królestwo Popiołów" zachwyca coraz bardziej z każdą przeczytaną stroną, zaskakuje nieoczekiwanymi momentami i pozostawia po sobie nutkę nostalgii. Co jeszcze? Dowiecie się tego w dalszej części recenzji!

,,Najważniejsze na świecie jest to, co mieszka w w naszych sercach. Bez względu na to, dokąd się udasz, bez względu na to, jak daleko, przywiedzie cię do domu."
 
Ostatnia nadzieja wszystkich, którzy marzą o wolności, tli się na Północy, gdzie Terrasen dzielnie stawia czoła hordom Morath. Tam, gdzie w pierwszej linii szaleje Aedion na czele Zguby. Tam, dokąd zmierzają Aelin, Chaol i Rowana, wiodąc nieoczekiwanych sprzymierzeńców. Tam, dokąd odwraca głowę Manon Czarnodzioba, szykująca plan zjednoczenia wiedźm.
Na mroźnej Północy splotą się nici przeznaczenia. Ale czy pod murami dumnego Orynthu niezwykła intryga Aelin Ashryver Galathynius znajdzie rozwiązanie? Czy mimo zimnych wichrów, morza krwi i powszechnego przerażenia zakwitnie miłość i nastanie pokój?

,,- Jesteś terytorialna, lubisz dominować, masz skłonności do agresji...
- W sztuce komplementowania kobiet nie masz sobie równych."

,,Królestwo Popiołów" to napisana z wielką dokładnością przez panią Maas powieść. Autorka postanowiła dopieścić każdy szczegół i ukazując czytelnikowi różne sytuacje i wspomnienia z przeszłości bohaterów, zakreśliła idealne koło, które zachwyca. Zaskakujące zwroty akcji, nieoczekiwani sprzymierzeńcy, fragmenty historii składające się powoli w całość. Nie możecie czuć się bezpieczni. Zastanawiacie się dlaczego? Sarah J. Maas w finale ,,Szklanego Tronu" poruszy was do głębi serca. Niezwykle ciekawy koniec przygód Aelin oraz jej przyjaciół skradł moje serce. Na zawsze pozostanie mi w pamięci. Wiem, że jeszcze nie raz będę wracała do historii Aelin - zabójczyni, która przeszłą długą i bolesną drogę, aby stać się królową.

,,- Jesteś terytorialna, lubisz dominować, masz skłonności do agresji...

- W sztuce komplementowania kobiet nie masz sobie równych."

 
Sarah J. Maas zaprasza was w ostatnim tomie niesamowitej serii do przeżycia z bohaterami - skradającymi serce - nieodwołalnej bitwy, która zaważy na losach całego świata. Czy bezdusznym Valgom uda się opanować świat? Nie zdradzę wam tego, ponieważ wejście do świata nieustraszonej Aelin, intrygującego Doriana, upartego Aediona oraz innych świetnie wykreowanych postaci, wciągnie was bez końca. Nie będziecie mogli oderwać się od finału przygód Płomiennego Serca, które rozpali w was miliardy emocji. Polecam!
Dział: Książki
poniedziałek, 10 czerwiec 2019 15:55

Konkurs: Upiór Południa

Rozgrywają się w różnych czasach i różnych miejscach. Opowiadają o różnych ludziach i różnych namiętnościach. Cztery historie, które łączy jedno - upał. Żar, który wypala z człowieka resztki myśli, ludzkich odruchów, skrupułów. Spycha w otchłań szaleństwa i zaciera granice pomiędzy rzeczywistością a urojeniami.
Korespondent wojenny. Rewolwerowiec z Dzikiego Zachodu. Komandos w niewoli. Pensjonariusz zakładu dla obłąkanych. Każdy z nich ma swoją historię. Każdy z nich w głębi duszy pragnie tylko jednego - przeżyć. A może już za późno? Może już nie udało im się przeżyć, a to, co naokoło to tylko piekło.

Dział: Zakończone
poniedziałek, 10 czerwiec 2019 12:42

Oszukana

Jakbyś się czuła, gdyby każdy kolejny dzień był walką o życie? Jak długo dałabyś radę żyć w sieci uknutych przez siebie kłamstw? Jak dawałabyś radę codziennie patrzeć w oczy mężczyzny, który Cię kocha mając świadomość, że dla Ciebie jest tylko bezpieczną opcją na jakiś czas. Pomyśl. Przemyśl to dokładnie. Zaplanuj każdy ewentualny krok. Bo to, co spotkało Lenę, może dotknąć także Ciebie.

Lena obecnie mieszka u Nikodema (swojego partnera) w domku ukrytym pośród lasów. Mimo to nie czuje się bezpiecznie. Jej przerażenie wzmaga przeczucie, że ktoś czai się w leśnej gęstwinie, niewidoczny dla ludzkich oczu, czyhając na jej życie. Wie, że to, co zrobiła, nigdy nie da jej spokojnie zasnąć; ale gdy stawką jest życie, jaki pozostaje wybór... ?

Miałam przyjemność czytać poprzednie książki autorstwa pani Stachuli. Wciągnęły mnie na tyle, iż autorka zapisała się w mojej prywatnej kategorii ulubionych pisarzy/ pisarek. I oczywiście miałam nadzieję, że Oszukana utrzyma wysoki poziom poprzedniczek, porywając mnie do reszty. Nie zawiodłam się- pani Magda Stachula po raz kolejny pokazała, że umie pisać. I to nie byle jak!

Lektura od pierwszych stron trzyma w napięciu; to, co wydawało się jasne, okazało się być skrzętnie stworzoną ułudą, mającą na celu zmylenie czytelnika. Bardziej spodziewałam się jakiejś zemsty byłego chłopaka albo obranie sobie głównej bohaterki za obiekt pożądania przez jakiegoś psychopatę (spotykaliśmy to w literaturze nie raz) niż tego, co zaserwowała nam polska pisarka. Nie zdajemy sobie sprawy, przed kim lub przed czym ucieka Lena. Chwilami wręcz można uznać ją za paranoiczkę, bojącą się własnego cienia. Ale nie. Dziewczyna wspomina wyłącznie o strasznej rzeczy, którą uczyniła, a z powodu której musi trzymać się z daleka od bliskich. Nie możemy także zapomnieć o Nikodemie, drugiej osobie tego dziwnego dramatu- dopóki pani Stachula nie wprowadziła nas w jego świat, wydawał się prostolinijnym, bogatym, przystojnym i do szaleństwa zakochanym w Lenie mężczyzną (z dość nachalną matką). A tu niespodzianka, sytuacja diametralnie się zmienia, ukazując prawdę odnośnie relacji tej dwójki, co tylko potwierdza fakt, iż każdy z nas ma dwie twarze. Nikodem w swoim życiu szukał... odkupienia? Drogi ucieczki od samego siebie? Trudno powiedzieć, w jakim stopniu wpływ na widzenie przez niego świata miała jego rodzina, a ile on sam. Pod maską opanowanego biznesmena kryje się dziecko, łaknące bezpieczeństwa. Od początku wie, kim jest Lena, ale gra w jej grę- sam ma równie wiele do stracenia. 

Nie wyobrażam sobie ogromu odwagi, jaką musiała mieć w sobie główna bohaterka, starając się żyć w ten zupełnie nowy dla niej sposób. Wcześniej była jak każda typowa dwudziestotrzylatka- studiowała, pracowała, miała marzenia. Kochała i sądziła, że to uczucie odwzajemnione. Czyjaś jedna decyzja sprawiła, iż Lena musiała wydobyć z siebie pokłady instynktu samozachowawczego. To nie była zabawa; stawką było jej życie. Może tę nieustraszoność potrafi w nas obudzić właśnie bezpośrednie zagrożenie, gdy musimy zawalczyć o nasze bezpieczeństwo, będąc zdanymi sami na siebie? Na pewno było mi również żal bohaterki- nieustający strach, próby ukrycia się przed tymi, którzy mają o wiele większe możliwości to jedna z najgorszych rzeczy, jakie mogą przytrafić się człowiekowi. 

Kreacja bohaterów pozytywnie mnie zaskoczyła, ale i temat przewodni. Literatura jest po to, aby oderwać nas od codzienności, dlatego też autorów nierzadko ponosi wyobraźnia (czasami aż za bardzo, przez co książki trącą fantastyką, nie thrillerem). W Oszukanej nie spotykamy się z tego rodzaju problemem. Fabuła nie jest odrealniona, gdyż to, co spotkało Lenę, równie dobrze mogłoby dotknąć każdą z nas. Dobre pióro, tajemnicze postacie, rzeczywisty temat- przepis na książkę idealną. I pani Magda Stachula wykorzystała go w pełni, racząc odbiorców bardzo dobrym "daniem". Uważam, że kolejne jej literackie dzieci znajdą się na równie wysokim poziomie, a każdy z nas znajdzie w jej książkach to, czego szuka. Polecam!

Dział: Książki
niedziela, 09 czerwiec 2019 07:27

Przebudzenie zmarłego czasu. Powrót

Wiele miast kryje w sobie tajemnice, wiele do dziś nie odsłoniło wszystkich kart i sekretów, które są wynikiem historycznych zawirowań. Wciąż, często przez przypadek, ludzie odnajdują prawdziwe skarby, ukryte głęboko w ziemi, w piwnicach czy strychach, między kartami posiadanych książek i często nie są nawet świadomi tego, na co natrafili i w jaki sposób może to zmienić ich życie. Czy właśnie to przytrafiło się znanemu przemyskiemu fryzjerowi, pasjonatowi historii swojego miasta? Czy natrafił na coś, na co nie był gotowy?

Przekonamy się o tym dzięki lekturze książki pt. „Przebudzenie zmarłego czasu. Powrót” – mrocznej powieści z pogranicza powieści historycznej, kryminału i horroru. Autor, Stefan Darda, w opublikowanej nakładem Wydawnictwa Akurat książce, zabiera nas do Przemyśla, który odsłania przed nami swoje tajemnice, straszy, ale i zachwyca swoim pięknem. To lektura dla wszystkich wielbicieli powieści z dreszczykiem, pasjonatów historii, a także mieszkańców miasta Przemyśl i turystów, którzy również pokochali to miasto, lub też nigdy w nim nie byli – nie ma chyba większej zachęty.

Zdarzenie, które miało miejsce w Przemyślu, czyli samobójstwo znanego fryzjera Olgierda Langa, wstrząsa mieszkańcami. Szczególnie, że same okoliczności śmierci są dość niejasne, choć nie ma wątpliwości, że mężczyzna sam pozbawił się życia. Tyle tylko, że jeszcze kilka minut wcześniej przyjmował klientów w swoim zakładzie, po czym wszedł na górę do swojego mieszkania, napisał list pożegnalny, skrępował sobie ręce, jakby bojąc się, że w ostatniej chwili zmieni zdanie, po czym rzucił się z okna kamienicy, roztrzaskując o bruk na oczach klientów swojego salonu i przechodniów. I to wszystko w dniu, kiedy jego niesłusznie skazany siostrzeniec, którego niestrudzenie wspierał wierząc w niewinność chłopaka, opuszcza zakład karny…

Dla Jakuba Domaradzkiego, wyjście na wolność po blisko czterdziestu miesiącach spędzonych w zakładzie karnym, oznacza szansę na nowe życie. Tyle tylko, że nie spodziewał się tak tragicznych wiadomości, i to wówczas, kiedy był przekonany, że wujek po prostu zapomniał go odebrać z więzienia lub coś mu wypadło. Na jego śmierć nie był przygotowany szczególnie, że starszy pan, wciąż aktywny zawodowo, ze swoim zainteresowaniem historycznymi ciekawostkami, nie był typem chwiejnym emocjonalnie i daleko mu było do potencjalnego samobójcy.

Domaradzki jedzie do Przemyśla pełen wątpliwości związanych ze śmiercią Olgierda, podsycanych jeszcze przez dziwny, niezrozumiały list, który wuj zostawił na pożegnanie. Przypominająca bełkot szaleńca wiadomość ostrzega go, by nie szukał, ale tak naprawdę większość zdań w liście nie ma zupełnie sensu. Chyba, że stanowi szyfr, który Jakub usilnie będzie starał się odkryć. Okazuje się bowiem, że wuj w swojej wiadomości nawiązuje do jednego z najcenniejszych artefaktów, znajdującej się w Muzeum Ziemi Przemyskiej gemmy, magicznego amuletu o niezwykłej ponoć mocy. Mieszkańcy Przemyśla niechętnie mówią o swoim skarbie, nieco lękając się jego siły, ale są przekonani, że gemma czuwa nad ich miastem, strzegąc jego bezpieczeństwa.

Co jednak wspólnego ów XI-wieczny przedmiot ma ze śmiercią fryzjera? Czy legenda o istnieniu drugiej gemmy i siły, które amulety te są w stanie generować po połączeniu, jest prawdziwa? W jaki sposób wuj był w stanie wejść w posiadanie dużych pieniędzy? To tylko część pytań, które nasuwają się podczas lektury książki, która zaciekawia, wciąga, choć niestety wydaje się, że autor nie wykorzystał w pełni potencjału tkwiącego w tej historii. W powieści „Przebudzeniu zmarłego czasu. Powrót” wydaje się, że jest zbyt mało wszystkiego, poczynając od szczegółów samej opowieści i poszukiwań prowadzonych przez Jakuba, po ich mroczny aspekt.

Sporo jest co prawda luźnych nawiązań do przeszłości Jakuba, ale to aspekt historyczny powieści wydaje się być najbardziej niedopracowany, a szkoda. Zabrakło tu bowiem samej historii Przemyśla, zabrakło tym samym napięcia towarzyszącego tajemnicy kolejnym odkryciom, zabrakło wreszcie tego mroku i ogromnej siły rażenia, której spodziewamy się poznając legendę o bliźniaczej gemmie. Mimo tego, książka Dardy naprawdę zasługuje na to, by po nią sięgnąć, a następnie – kto wie – może nawet wybrać się do Przemyśla w poszukiwaniu jego tajemnic?

Dział: Książki
piątek, 07 czerwiec 2019 15:15

Marvel: Superbohaterki

Ostatnimi czasy ukazywanie kobiet w miejscach, które są uznawane za domenę mężczyzn, stało się dosłownie jednym z powszechnych trendów. Nic więc dziwnego, że i Marvel wtrącił kilka słów od siebie. Jak dobrze znacie komiksowe superbohaterki? Mimo że istnieją od zawsze, to nigdy dotąd nie było o nich tak głośno.

„Marvel: Superbohaterki” to ślicznie wydane, bogato ilustrowane kompendium wiedzy o kobietach w Universum Marvela. Tak naprawdę nie zawiera tylko i wyłącznie postaci z supermocami, ale po prostu wszystkie istotniejsze bohaterki, które pojawiają się w fabule komiksów (na przykład doskonale znaną czytelnikom Mary Jane). Postacie opisane są bardzo szczegółowo, niekiedy wręcz encyklopedycznie. Każdej z nich towarzyszy przynajmniej jedna doskonała ilustracja autorstwa Alice X. Zhang. Wszystko osadzone zostało w ładnie dopracowanej kompozycji graficznej. 

Wydanie takiej książki to z pewnością ciekawy i godny uwagi pomysł. Projekt jest przemyślany, elegancki i przyciągający uwagę. Myślę jednak, że nie stanowi gratki dla fanów Mavela, a raczej swojego rodzaju pokaz kobiecej siły. W skrócie rzecz ujmując: publikacja płynie na fali feminizmu. Ogromnie cieszy mnie fakt, że ukazują się tego typu wydania, ale jednocześnie niepokoi mnie kierunek, w którym ta fala zmierza (przykładowo w stanie Nowy Jork kobieta może zdecydować o aborcji aż do chwili poczęcia dziecka). Może jednak mimo wszystko unikniemy scen rodem z „Seksmisji” i będziemy się po prostu cieszyć ładnie wydaną książką, która przedstawia nam bliżej sylwetki bohaterek Marvela.  

Sama publikacja jest świetna, za to do twórców komiksów mam pewne „ale”. Co bardzo mi się nie podoba? Fakt, że większość superbohaterek z Universum Marvela to po prostu odbicia swoich męskich odpowiedników. Naprawdę rysownicy komiksów mogliby pokusić się o coś bardziej oryginalnego. Oczywiście nie dotyczy to wszystkich historii, ale uważam, że ciekawych, damskich postaci jest w Marvelu zdecydowanie zbyt mało. 

Wydanie książki jest zachwycające. Album ma format A4, twardą oprawę, a treść wydrukowana została na grubym, porządnym papierze. Ilustracje autorstwa Alice X. Zhang są prześliczne. Nieco odbiegają od tych komiksowych, ale jednocześnie bez trudu poznamy każdą postać. Z przyjemnością przeczytałabym jakąś powieść graficzną, stworzoną przez Alice X. Zhang. Z pewnością byłaby przepiękna. 

Książkę „Marvel: Superbohaterki” szczególnie polecam wszystkim tym, którzy bohaterek Marvela jeszcze nie znają. Jeżeli imiona kobiet z uniwersum, które znasz, potrafisz zliczyć na palcach jednej ręki, koniecznie sięgnij po to kompendium. To bogate źródło wiedzy, które na dodatek zostało naprawdę pięknie wydane.   

Dział: Książki
piątek, 07 czerwiec 2019 13:36

Vision

Vision to postać, która, choć po raz pierwszy ukazała się na kartach komiksów Marvela ponad pół wieku temu, stała trochę na uboczu i nie odgrywała ważnych ról w historiach o superbohaterach. Praktycznie nie miała również szczęścia do solowych przygód. Oprócz opisywanego w tej recenzji 12 częściowego cyklu z 2015 roku, Vision otrzymał wcześniej krótką miniserię  „Vision and The Scarlet Witch” w 1982 roku oraz 5 częściową miniserię „Ultimate Vision” w latach 2006-2007. Szczerze mówiąc, to stał się on szerzej rozpoznawalny nie tylko wśród fanów Marvela dopiero w 2015 roku, dzięki pojawieniu się w MCU i filmie „ Avengers: Czas Ultrona”. Wtedy to również scenarzysta Tom King, były agent CIA, który na swoim koncie posiadał już historie z Batmanem w roli głównej, zapukał do Domu Pomysłów ze swoją wizją solowej opowieści graficznej z Visionem. Seria ta zebrała na amerykańskim rynku bardzo pozytywne opinie, a od lutego 2019 roku dzięki wydawnictwu Egmont zapoznać się z nią mogą polscy czytelnicy.

Tytułowy Vision jest syntezoidem, czyli androidem z syntetycznymi ludzkimi narządami i krwią. Został stworzony przez Ultrona, który chciał za jego pomocą zniszczyć członków Avengers. Jednak z czasem zwrócił się przeciw swemu stwórcy, stał się bohaterem i dołączył do grupy, którą początkowo miał zgładzić. Vision nie musi przyjmować pokarmów i napojów oraz nie oddycha. Nie starzeje się jak zwykły człowiek, ale został zaprogramowany tak, by mógł czuć emocje. Jego najbardziej znaną zdolnością jest przenikanie przez materię ożywioną i nieożywioną. Przez pewien czas jego żoną była Scarlet Witch.

vision 2

Seria Toma Kinga ukazuje Visiona w zupełnie nowej roli. Syntezoid stworzył mianowicie dla siebie rodzinę. Wraz z żoną Virginią oraz dziećmi Vivian i Vinem postanowił osiedlić się na przedmieściach Waszyngtonu, oraz rozpocząć nowe życie, które dałoby mu namiastkę człowieczeństwa. Stara się być przykładnym ojcem i koleżeńskim sąsiadem. Choć przecież posiada umiejętności przekraczające ludzkie pojęcie, próbuje prowadzić przeciętne życie. Wszystko jednak co robi jest sztuczne i na pokaz. Wraz z rodziną zasiada do wspólnego posiłku przy stole, kładzie się spać do łóżka, czy posyła do szkoły dzieci, którym nauka jest zbędna, gdyż mają dostęp do pełnej, znanej ludzkości wiedzy. Sytuacja ta budzi wśród sąsiedzkiego społeczeństwa niepokój i wręcz przerażenie, a członkowie Avengers podchodzą do dziwnego pomysłu Visiona z dużą rezerwą. On zaś i jego rodzina, im bardziej się jednak starają, tym bardziej coś komplikują. Syntezoidowa sielanka nie może trwać wiecznie i wszystko zaczyna się sypać jak domek z kart po tym, jak zostają zaatakowani przez Mrocznego Żniwiarza, dawnego przeciwnika Visiona. Na pozór opanowana sytuacja uruchamia lawinę niekontrolowanych zdarzeń, które tragicznie wpłyną na losy bohaterów.

„Vision” to komiks nietuzinkowy. Nie wpisuje się on w konwencję typowych komiksów o superbohaterach. Nie uświadczymy tutaj spektakularnych i epickich pojedynków czy wartkiej akcji. Opowieść ta bardziej ma cechy dramatu i tragedii. Mamy tutaj pełną paletę emocji od miłości i strachu, aż po złość i brutalność. King skupił się na dogłębnej analizie psychologicznej Visiona i jego rodziny. Na tym, jakie efekty mogą przynieść skrywane tajemnice, chęć ciągłego ulepszania rzeczywistości czy nadgorliwość. Z drugiej strony ukazuje jaki wpływ na społeczeństwo ma rodzina Visiona. W ten sposób porusza on ważny aspekt rosnącej roli sztucznej inteligencji w naszym życiu. Fakt, że nad ludzką naturą robotów wielu twórców literackich czy filmowych nurtu fantastyki zastanawiało się wcześniej. Jednak sposób w jaki robi to King, jest bardzo oryginalny, dogłębny i wręcz filozoficzny. Stara się odpowiedzieć na wiele pytań, które samoistnie cały czas się nam nasuwają. Czy roboty mają prawo zakładać rodzinę? Czy mogą kierować się sumieniem i uczuciami? Czy powinny być rozliczane ze swoich czynów jak zwykli ludzie, a za ich wszystkie błędne decyzje można winić wadliwe oprogramowania?

Wbrew pozorom nie jest to komiks ciężki w odbiorze. Całość jest przedstawiona w sposób lekki i przyjemny. Wpływ na to ma również bardzo ciekawa oprawa graficzna, której autorami są Gabriel H. Walta – hiszpański rysownik znany m.in. z serii „Astonishing X-Men” oraz Michael Walsh.  Ich kadry oraz okładki są naprawdę ładne i wpadają w oko. Stonowane kolory idealnie zaś pasują do przekazywanych emocji bohaterów.

Podsumowując, „Vision” Toma Kinga to idealny przykład na to, że komiksy z nurtu superhero nie muszą być przepełnione dynamiczną akcją, aby móc zainteresować czytelnika. Tutaj prym wiedzie bardzo ciekawa fabuła, pełna zwrotów i dramaturgii. Równie dobrze, King mógłby napisać powieść opartą o ten sam scenariusz, która z pewnością cieszyłaby się sporym uznaniem. Decyzja o przyznaniu nagrody Erisnera, czyli największego wyróżnienia w branży, dla tego komiksu była prawidłowa.

Na koniec brawa dla wydawnictwa Egmont za wydanie tej 12 zeszytowej serii pod postacią jednego zbiorczego albumu.

Nie pozostaje mi nic innego, jak tylko polecić ten album nie tylko wszystkim miłośnikom Marvela (ich pewnie i tak nie trzema nawiać), ale wszystkim spragnionym dobrej komiksowej lektury.

Dział: Komiksy
czwartek, 06 czerwiec 2019 05:11

Księga zepsucia

Od kilku tygodni fani Marcina Podlewskiego, znanego głównie z czterotomowej space opery Głębia, mogą poznać autora w nowym wydaniu. Księga zepsucia otwiera nowy cykl, tym razem rasowe dark fantasy. Przeglądając opinie na różnych portalach i blogach można przeczytać niemal same zachwyty, niestety moje odczucia są mocno mieszane.

Zaczyna się obiecująco. Oto przed nami świat przyszłości, zaawansowany technologicznie i bezlitosny w egzekwowaniu prawa. Główny bohater, Malkolm Rudecki przebywa w więzieniu oczekując na wyrok. Zabił dwóch degeneratów, którzy zamordowali mu żonę i brutalnie zgwałcili córkę. Gdy jednak okazało się, że jeden z oprawców był synem wpływowego polityka, Rudeckiego wciągnęła machina prawa i zamierza go wypluć dopiero po wykonaniu wyroku. Co więcej, na egzekucji sprawa się nie kończy – Malkolm trafia do świata z najgorszych koszmarów, mrocznej i okrutnej Thei.

Przeskok z science fiction do fantasy nasuwa skojarzenie z Panem Lodowego Ogrodu, ale z miejsca trzeba wyjaśnić, że Thea to nie Midgaard, a Rudeckiemu daleko do Vuko Drakkainenena. O ile też Grzędowicz klarownie wyjaśnił, skąd taka zmiana, o tyle w przypadku Księgi zepsucia pozostaje to tajemnicą, którą prawdopodobnie wyjaśnią kolejne tomy.

Do najmocniejszych atutów powieści należy wykreowany w nim świat. To pierwszy raz, gdy spotkałam się z uniwersum tak na wskroś zepsutym i bezlitosnym. Dawno temu zwyciężyło w nim Zło, skażając wszystko dookoła, z mieszkańcami i wszystkimi żyjącymi stworzeniami na czele. Obowiązuje tu tylko jedna zasada, tak zwane Proste Prawo, zgodnie z którym przeżywa ten, kto jest silniejszy, a racja stoi po stronie tego, który kieruje się instynktem i biologiczną potrzebą. Jesteś głodny – zabij. Potrzebujesz tego, co należy do kogoś innego – zabij. Ktoś zabrał Twoją własność – zabij. Nie ma tu miejsca na skrupuły czy wahanie. Nie istnieją więzi rodzinne, nie istnieją nawet takie pojęcia jak „matka” czy „dziecko”, zastąpione przez „mamkę” i „pomiot”. Jedyną wartością, którą się ceni jest za to krew; za jej pomocą można nawiązywać sojusze, bądź też zniewolić drugą istotę, by mieć ślepo posłusznego niewolnika.

Czytelnik razem z głównym bohaterem zostaje wrzucony do świata Thei bez żadnego słowa wyjaśnienia i razem z Rudeckim musi odkrywać jego tajemnice oraz rządzące nim prawa. Z jednej strony to dosyć dobry zabieg, przynajmniej często sprawdzający się w powieściach fantasy, z drugiej jednak strony są momenty, gdy można się poczuć przytłoczonym nadmiarem nowego nazewnictwa i niezrozumiałymi na pewnym etapie regułami. Na szczęście, sytuacja staje się znacznie klarowniejsza w drugiej połowie książki i całość czyta się wtedy znacznie płynniej.

Co więc nie zagrało? Wspomniany już brak wyjaśnienia, czym jest Thea, w jaki sposób wiąże się ze światem przedstawionym w pierwszych rozdziałach i dlaczego pojawił się na niej Malkolm. Nawet jeśli będzie to wyjaśnione w kolejnych tomach, póki co czuję pod tym względem duży niedosyt. Przede wszystkim jednak uwierał mnie sposób przedstawienia i zachowanie głównego bohatera. O ile robił ogólnie dobre wrażenie, o tyle jego pseudoironiczne bądź niby-zabawne odzywki, zwłaszcza w sytuacjach, gdy nie ogarniał rozumem otaczającej go rzeczywistości, nie śmieszyły, a irytowały. Zwłaszcza gdy biegał w krzaki z „poranną potrzebą typu A”, jak by nie mógł iść i się zwyczajnie, za przeproszeniem, wysrać.

Podsumowując, Podlewski stworzył interesujący świat z dużym potencjałem, który z pewnością przypadnie do gustu fanom gatunku. Moim zdaniem to dobre wrażenie psuje do pewnego stopnia kreacja głównego bohatera, niemniej po drugi tom też zapewne sięgnę, by przekonać się, czym naprawdę jest Thea i jakie skrywa tajemnice.

Dział: Książki