Rezultaty wyszukiwania dla: humor
Ku twej wieczności #5
Jak rozpoznać dobre wydawnictwo, które troszczy się o swojego czytelnika? Chociażby po tym, że regularnie wydaje kolejne tomy rozpoczętego cyklu i nie każe na nie czekać zbyt długo. Tak jest w przypadku świetnej mangi Ku twej wieczności, której poszczególne odsłony ukazują się średnio co dwa miesiące. Bardzo mnie to cieszy, bo każdy tomik pochłania się przy jednym podejściu i każdy kończy się potężnym cliffhangerem.
[UWAGA NA SPOILERY, o ile nie znasz poprzednich części, od razu przeskocz do kolejnego akapitu]
Na skutek intryg swoich wrogów Niesio trafia na wyspę będącą miejscem zsyłki dla morderców i degeneratów. Traci tu kontakt z Pioran, która zostaje uwięziona w celi dla szczególnie niebezpiecznych przestępców. Aby ją uwolnić i uciec z wyspy Niesio zgadza się na udział w walkach na arenie, gdzie wszystkie chwyty są dozwolone, a zwyciężą ten, kto przeżył. Poznaje także grupę dzieciaków i nastolatków, dla których wyspa stała się upiornym domem i którzy za wszelką cenę chcą ją opuścić.
Mimo że jest to pierwsza manga, jaką przyszło mi czytać, Yoshitoki Oima oczarowała mnie już od pierwszy stron pierwszego tomu. Z każdym kolejnym historia rozwijała się w coraz bardziej zaskakującym kierunku, jednocześnie utrzymując bardzo wysoki poziom. Tak dotarłam już do jej piątej odsłony i mam ochotę na więcej.
Historia Niesia, tajemniczego stworzenia, które przyjmuje postać napotkanych przez siebie istot, to jednocześnie opowieść bogato wypełniona elementami fantastycznymi oraz uniwersalna historia o przyjaźni, dorastaniu i odpowiedzialności. Są tu sceny chwytające za serce i wyciskające łzy z oczu, zwłaszcza gdy autorka nie ma skrupułów w pozbywaniu się bohaterów, którzy zdążyli już zaskarbić sobie sympatię czytelnika, ale są także fragmenty wypełnione humorem, czasem dosyć absurdalnym.
Nieodmiennie też Oima zachwyca prostymi, lecz pełnymi szczegółów i oddziałującymi na wyobraźnię ilustracjami. Wnętrze jest czarno-białe, co początkowo niezbyt przypadło mi do gustu, ale już po chwili zupełnie nie zwraca się uwagi na brak barw.
Mówiąc krótko, Ku twej wieczności to świetny tytuł zarówno dla wyjadaczy gatunku, jak i tych, którzy dopiero chcieliby rozpocząć przygodę z mangą. Zgrabnie łączy w sobie przygodę i mądre przesłanie. I co tu dużo kryć, po prostu świetnie się ją czyta.
Cienie Nowego Orealnu
-Cthulhu, Katulu, a niech i nawet mu będzie Burek. – Machnął ręką od niechcenia Ducote. – Zmierzam do tego, że proste kultury, kultury magiczne bez względu na miejsce występowania, wiążą religię, obrzędy z reprodukcją warunków bytowych. Kontekst. – Ponownie trącił palcem mackowate oblicze bożka. – Tawaret, egipska bogini chimera: po części hipopotam, lwica oraz Suchos: mężczyzna o łbie krokodyla. W Egipcie nie ma bogów o gębach bizonów, bo bizonów na pustyni brak.
„Cienie Nowego Orealnu” Macieja Lewandowskiego to pozycja łącząca w sobie elementy grozy, horroru i kryminału. Gdzie magia miesza się z ludzkimi sprawami, a bestialskie morderstwa mogą prowadzić do jeszcze większej, bo apokaliptycznej katastrofy. Na pierwszy rzut oka brzmi jak kawał dobrej fabuły, której się spodziewałam i którą tak właściwie dostałam. Ale nie wszystko było takie piękne, jak mi się na początku wydawało, a przyjemność z czytania, pomimo zachwycającej historii była tak naprawdę nikła. Ale o tym później.
Książka zaczyna się w momencie nalotu nowoorleańskiej policji na kryjówkę przemytników, w której niestety oprócz przemytników znajdują również ciało zmasakrowanej czarnoskórej dziewczyny. Sprawą zajmuje się John Legrasse, który jakiś czas temu prowadził podobne śledztwo podczas, którego rozbił szajkę okultystycznych morderców. A przynajmniej tak mu się wydawało, bo teraz, kiedy ponownie znajdowane są ciała wręcz zaszlachtowanych kobiet, okazuje się, że tamta sprawa mogła być tylko wierzchołkiem góry lodowej o nazwie „pradawna magia i okultyzm”. John wkłada w rozwiązanie śledztwa całe swoje „serce” – czyli ogromne pokłady nienawiści i gniewu do okrutnych oprawców. Wszystko utrudnia fakt, że ktoś wyżej chce ukręcić sprawie łeb jak najszybciej. Jak widać fabuła naprawdę ciekawa. Wartka akcja, świetnie poprowadzony opisy miejsc, walk i wszelkich pojawiających się w książce postaci sprawiają, że historia jest naprawdę wciągająca.
Czy polubiłam głównego bohatera? A i owszem, choć może z tego powodu, że mam słabość do zniszczonych przez życie starszych jegomości. Jednak nie można odebrać Legressowi charyzmy, przenikliwego umysłu i wytrwałości w dążeniu do celu – w tym wypadku znalezienie tego szaleńca, który ubzdurał sobie, że ściągnie do naszego świata jakieś wielkie, złe bóstwo za pomocą kilkunastu martwych czarnoskórych kobiet. Smaczku całej jego kreacji nadają skłonności do agresji, które czasem musi wyżyć na szmacianej lalce.
Kolejnym naprawdę świetnie wykreowanym bohaterem jest sierżant Stuglik – Polak, z którym John walczył na froncie. Chyba jako jedyny w całej komendzie nie boi się powiedzieć swojemu przełożonemu, co myśli o jego poczynaniach . Posiada cięty język oraz naprawdę genialne poczucie humoru, które rozjaśniają od czasu do czasu ponurą aurę, jaka emanuje ze stron książki.
I wszystko wydaje się naprawdę fajne – fabuła, bohaterzy, wątek okultystyczny. Daje szanse na naprawdę świetną książkę, którą powinnam połknąć w jeden wieczór. Niestety Pan Maciej stylizuje całość języka na lata 20 XX wieku, co jest jak najbardziej zasadne, bo fabuła osadzona jest właśnie w tych latach. Ale za sprawą tego książka jest dla mnie tak trudna w odbiorze, że nie byłam w stanie przeczytać na raz więcej niż 50 stron, żeby mój mózg nie stwierdził że ma dość. Dialogi są strasznie ciężkie. Opisy, które jak wcześniej wspomniałam są naprawdę świetne, ale czasem wręcz robią się przytłaczające. A to niestety psuje przyjemność z czytania i to na tyle mocno, że wcześniej wymienione zalety tracą znacznie na sile.
Czy polecam „Cienie Nowego Orleanu”? Mimo wszystko tak, ale nie będzie to książka dla każdego. Odnajdą się w niej fani naprawdę mrocznych klimatów, Ci którzy lubują się w przytłaczających treściach. Ale niestety nie jest to książka dla mnie, pomimo naprawdę dobrej fabuły i świetnej kreacji głównego bohatera, przytłaczający język sprawia, że umiera we mnie radość z czytania.
Infamia
Próbujesz odzyskać coś najcenniejszego dla siebie, wkładając w to całe pokłady siły i czasu. Nagle nadchodzi moment, w którym okazuje się, że sukces jest na wyciągnięcie ręki. Co może pójść nie tak? Czy to, na co czekało się tak długo może nie dać satysfakcji? A może droga do celu okazała się inna?
Alkkenstan powrócił do świata żywych. Nie tylko udało mu się znaleźć na to sposób, ale i wprowadzić go w życie. Coś jednak poszło nie tak, przez co jego ucieczka magicznym portalem skończyła się dla niego w zimnym i ciemnym lochu. Nyteshad miał ciut więcej szczęścia niż jego przyjaciel. Portal wyrzucił go wprost na pole ziemniaków. Tam Nekromanta poznaje niezwykle atrakcyjną kobietę, która go ratuje i daje schronienie. Nic nie trwa jednak wiecznie. W końcu poznaje bowiem, kim jest jego towarzyszka. Musi podjąć decyzje komu zaufać i czy ratować się ucieczką. Po czyjej stronie stanie i co przyniesie jego nowa znajomość?
Po tak ekscytująco zakończonej „Kolekcji pośmiertnych portretów” mój apetyt na pióro Maćka Jakubskiego wzrósł. Na szczęście nie musiałam długo czekać na kolejną odsłonę historii. Jak wypadło spotkanie z "Infamią"?
Wszystko to, co zachwyciło mnie przy lekturze Kolekcji, pojawia się również w tej odsłonie. Klimat nie ma sobie równych. Autor umiejętnie szafuje mieszanką idealną złożoną z humoru, ironii i szczypty absurdu. Podobnie jak poprzedni tytuł spod pióra autora, tak i ten ciężko przypisać do konkretnego gatunku. To bardzo dobrze skonstruowana powieść, która niemal natychmiast pochłonie wasze zmysły. Pojawiające się postaci sprawią, że świat wykreowany przez autora nabiera niesamowitego kształtu.
Wampiry, nekromanci, czarodzieje czy piraci, wśród każdej z tych grup ktoś skradnie waszą uwagę, a fabuła wywrze ogromne wrażenie. Nyteshad stanie przed ciężkim wyborem. Będzie musiał wybrać, między co dla niego jest ważniejsze. Czy opowiedzieć się po stronie Alkkenstana i rozjuszonych wieśniaków, czy może ochrona jego wybawicielki jest właściwą drogą? Komu zaufać? Tego wam nie zdradzę, uchylę jednak rąbka tajemnicy. Tu nie jest nudno ani przez chwile i nie warto podejmować prób przewidzenia toku zdarzeń. Nic wam to nie da.
Ja przepadłam całkowicie, wszak nie codziennie można natknąć się na taką paletę różnorodności i świetnie skonstruowanych postaci. Czarny humor, duża porcja ironii i idealne tempo akcji doprowadziły mnie do smutnego końca. Czemu smutnego? Za szybko skończyłam tę przygodę, która nie tylko była przyjemna, ale i warta uwagi. To świetna kontynuacja przygód dobrze znanych mi bohaterów, która potrafiła mnie zaskoczyć. Przyjemna i szybka, świetnie sprawdzi się wśród tych czytelników, którzy nie dają zakuć się w ramy jednego gatunku lubujących się w czarnym jak węgiel humorze.
Strzeżcie się, olbrzymy!
Powieść poleca Jeff Smith, twórca serii komiksowej Gnat
Urocza, pełna humoru opowieść o fantastycznej przygodzie!
Czółko bez cenzury
Długie zimowe wieczory mogą jawić się jako nudne i bezbarwne. Często pochłania nas melancholia i zmniejsza się chęć spotykania ze znajomymi. Wszak nie ma nic ciekawego we wspólnym współdzieleniu nudy. Wielokrotne poszukiwania ciekawych zajęć spełzły na niczym? Znajomi odrzucają twoje zaproszenia na wieczorki z przekąskami? Pora na wyciągnięcie dodatkowych kart z rękawa i przylepienie ich na ... Czółko.
Gra towarzyska Czółko jeszcze do niedawna dostępna była tylko w formie aplikacji na telefon. Teraz jednak przeżywa swoje drugie życie. W moje ręce trafiła wersja bez cenzury, co oznacza masę zabawy w gronie 18+.
Gra zawiera 208 kart Haseł i 12 kart trybu gry. To nie tylko sztywne odgadywanie hasła zawartego na karcie. Sposób prezentacji hasła zależy bowiem od trybu gry. Co jeszcze sprawi, że gra będzie ciekawym doświadczeniem? Reguła bomby, która zagwarantuje całkowity brak nudy i przewidywalności. Zdania, które należy omijać, utrudnią potyczki, zapewniając równocześnie graczom salwy śmiechu, niezłą dawkę humoru i dobrej zabawy.
3o-minutowa rozgrywka może stać się początkiem ciekawych rozmów lub dłuższych rozgrywek podzielonych na rundy. Pełna dowolność, pikantne hasła i proste zasady to podstawowe zalety tej towarzyskiej formy spędzania czasu. Wystarczą minimum dwie osoby, by rozpocząć zabawę, ale im was więcej tym zabawa lepsza.
To wciągająca i zabawna alternatywa do wspólnie spędzanego czasu dla starszych, którym niestraszna pikanteria i humor w najwyższej postaci. Świetnie rozkręca każde spotkanie, nawet te zimowe, z pozoru skazane na nudę. Mnie wciąż boli brzuch od nagłych salw śmiechu i z czystym sumieniem polecam wam taką formę rozrywki, jako niezłe odstresowanie po dniu pełnym przygód zwanych życiem.
Rick i Morty. Tom 3- zapowiedź
Rick i Morty to humorystyczna seria komiksów science fiction oparta na docenionym przez krytyków serialu telewizyjnym studia Adult Swim. Te świeżutkie jak bułki komiksy zawierają zupełnie nowe, inne od serialowych, przygody Ricka i Morty’ego.
Trzeci tom to dalsze przygody szalonego i amoralnego geniusza Ricka Sancheza oraz jego wnuka Morty'ego, który wciąż ma ze wszystkim kłopoty. Bohaterowie przemierzają najdalsze zakątki czasu, przestrzeni i anatomii. W zbiorze zaprezentowano długą opowieść o uciętych głowach, galaktycznych tosterach zagłady i o niezdarnym Jerrym, który wszystko psuje (jak zwykle), a także dwie krótsze historie: jedną o przyspieszonej edukacji Morty'ego, a drugą o krwawym międzygalaktycznym sporcie.
Otto
Intrygująca okładka i bardzo dobre wydawnictwo, które jest rękojmią, jeśli chodzi o porządne powieści. Nazwisko autora było mi znane, chociaż wcześniej jego książek nie czytałam, ale słyszałam same dobre opinie. Szkoda, że nie doczytałam, że Otto jest elementem pewnej serii, znowu zapłaciłam za to, że za szybko się na coś rzucam, bo zwiedzie mnie okładka tudzież opis. W Polsce jest niewiele książek o wojnie z humorem, południowi sąsiedzi mają Wojaka Szwejka, ale u nas humor wojenny to tylko Allo allo, chociaż wojna jednak inna, no nie jeszcze filmowo coś tam by się znalazło, ale jeśli chodzi o powieści, to rządzi patos i podniosły ton, to takie powieści pisane na klęczkach. A to, co mamy tutaj to zupełnie inna jakość.
Otto to czwarty tom serii Stalowe Szczury, chociaż dla mnie to dopiero pierwsze zetknięcie z tym cyklem nie mogę powiedzieć, żebym czuła się pogubiona, akcja mnie wciągnęła bez reszty. Przenosimy się w czasy Wielkiej Wojny. Stolica Francji, legendarny Paryż dostaje się w ręce wroga. Autor przedstawia nam całą plejadę pełnokrwistych bohaterów z ich wadami i zaletami i pokazuje jajcarskie ujęci wojny, która kojarzy nam się z bezkresem błota i śmiertelnie groźną ziemią niczyją. Takie powieści mogą się rodzić tylko z wielkiej pasji, która sprawia, że bohaterowie i akcja ożywają. Awanturnicza opowieść pełna pijackiego śpiewu, zataczania się na chwiejnych nogach, czarnego humoru i takiego klimatu piwiarnianego, rozerwie każdego, kto umie się otworzyć na niekanoniczne podejście i ma dystans do świata.
Powiem Wam, że Polscy autorzy mnie zaskakują, gdy już wydaje mi się, że mogę oczekiwać tylko kanonicznych powieści, to trafia mi się coś takiego. Okładka wprawdzie prawdopodobnie by mnie odrzuciła, bo sugerowałaby, że będzie to gatunek, za którym raczej nie przepadam. Tymczasem dostałam nietuzinkową oryginalną książkę, która mnie rozbawiła, a rzadko chichoczę podczas czytania. Wiem, że na pewno będę próbowała odnaleźć poprzednie tomy, bo chociaż nie wydaje mi się, że odebrałam Otta gorzej przez brak znajomości wcześniejszych tomów, to jednak chciałabym zapoznać się ze Stalowymi szczurami bardziej kompleksowo.
Moim zdaniem takie powieści nadają się idealnie na takie polskie szpetne przedwiośnie, kiedy odechciewa się absolutnie wszystkiego, a człowieka opadają same ponure myśli. Jeśli znacie coś w tym stylu koniecznie mi podpowiedzcie, bo takie książki, to ja chciałabym częściej czytać.
Przebudzeni
Obecnie autorzy bardzo lubią sięgać do rozmaitych mitologii i podań, tworząc swoje dzieła. Rzadko jednak wybierają dawne wierzenia egipskie, co według mnie jest ogromną stratą, ponieważ mają one doprawdy wiele do zaoferowania. Na szczęście Collen Houck, znana w Polsce przede wszystkim z serii „Klątwa Tygrysa”, postanowiła skorzystać z możliwości mitologii Kraju Faraonów i stworzyła nietuzinkową powieść fantastyczną dla młodzieży „Przebudzeni”.
Książka zapowiadała się na nietuzinkową podróż wśród ulic Nowego Yorku i egipskich piasków. Niestety, mam wrażenie, że autorka nieco pokrzywdziła miejsca wydarzeń, bowiem w zasadzie się nie skupiała na miejscu akcji. Na szczęście wynagrodziła nam to w ciekawej historii księcia Amona, fajnie wplątanych w historię wierzeń oraz stopniowego odkrywania kart, co budowało przyjemny klimat już od początku powieści. Żałuję tylko (i to bardzo), że w przypadku relacji pomiędzy bohaterami, Houck poleciała schematem, co ogromnie szkodzi całości. Waleczna nastolatka (Liliana), którą ciągnie do niebezpiecznego i tajemniczego chłopaka (Amona)– przyznajcie sami, że tak można opisać przynajmniej 70% współczesnej fantastyki dla nastolatek, jeśli nie więcej…
Żałuję również, że wiele wątków ucierpiało na rzecz opisywania więzi wspomnianych bohaterów. Niemal każdy bardziej interesujący motyw był wręcz nią spłycany, w kilku miejscach pojawiły się niepotrzebne dialogi, które – choć zdaje się, że miały nakręcić atmosferę – tylko wszystko psuły. Na szczęście w tym wszystkim można znaleźć nieco humoru, fantastycznych pomysłów, a Lily i Amona można ostatecznie polubić. Wszak dziewczyna w większości sytuacji zachowuje zdrowy rozsądek, a Amon jest przyjemnie dziwaczny. I – nie można o tym zapomnieć – że to pierwszy tom, więc potraktowane po macoszemu wątki mogła autorka zostawić sobie na później.
Inną zaletą „Przebudzonych” jest styl autorki. Jest lekki, dzięki czemu książkę czyta się bardzo sprawnie, nie ma tutaj również miejsca na nudę, co jest kolejnym ważnym atutem. W zasadzie, poza kilkoma schematycznymi fragmentami i naciskiem na opisywanie relacji Lily i Amona, nie można się tutaj do niczego przyczepić. To naprawdę interesująca pozycja dla nastolatków, przepełniona magią, lubianymi przez młodzież motywami i – oczywiście – niepowtarzalną, egipską mitologią.
W najnowszej powieści Colleen Houck można się zakochać. Nie jest idealna, ma kilka wad, niemniej w ostatecznym rozrachunku wypada doprawdy świetnie. To chyba jedna z najlepszych powieści fantastycznych dla młodzieży, z którymi dotychczas miałam do czynienia. Pomysłowa, nowoczesna, fascynująca – po prostu świetna. Jeśli autorka dopracuje związek głównych postaci i rozwinie napomknięte wątki, „Przebudzeni” mają szansę znaleźć się w mojej topce ulubionych powieści. To książka nie tylko młodzieży, ale i dla wszystkich fanów motywów mitologicznych w beletrystyce. Polecam!
Kaczogród. Carl Barks. Siedem miast Ciboli i inne historie z lat 1954–1955
Na początku lat dziewięćdziesiątych ubóstwiałam oglądać serial animowany „Kacze opowieści”. W tamtych czasach niewiele bajek zza Oceanu pojawiało się, więc chłonęłam wszystko, a przygody Sknerusa McKwacza i jego rozbrykanych siostrzeńców, wyjątkowo przykuwały moją uwagę swoim awanturniczym charakterem. W tamtych czasach nie miałam zielonego pojęcia, że sam serial opierał się na komiksach „Uncle Scroode”, dlatego niezmiernie się cieszę, że Wydawnictwo Egmont, po latach uzupełnia braki w mojej edukacji.
Tom trzeci Kaczogrodu nosi zbiorczy tytuł „Siedem miast Ciboli” i zawiera opowieści z lat 1954-1955. I zawiera wszystko czego czytelnikowi w każdym wieku do szczęścia potrzeba. Łaknący przygód młodzi czytelnicy spotkają ducha szeryfa w „Prawdziwym Dzikim Zachodzie”, zbadają głębię oceanu z Kaczorem Donaldem w „Na samym dnie”, odnajdą szalonego naukowca i jego niebezpieczny wynalazek w „Promieniu i kamień”, a co najważniejsze w końcu dotrą do zaginionych „Siedmiu miast Ciboli”. Jednak to nie wszystko, a dopiero zaledwie namiastka tego, co mieści w sobie ten niezwykły album. Towarzysząc wszystkim bohaterom dostrzeżemy, że Sknerus McKwacz owszem bywa skąpy („Promień i kamień”), ale przede wszystkim jest zaradny i obdarzony niezwykłym szczęściem do interesów („Kaczor i gołąb”), a bywa również troskliwy i szczodry, w granicach rozsądku („W zanurzeniu”). Kaczor Donald, nadal bywa wybuchowy, co najlepiej widać w „Tańczącym z nartami”, walczy z przeciwnościami losu, głównie z Gogusiem w „Największej rybie”, ale także wykazuje się przebiegłością w „Wielkich wagarach” i stara się być użyteczny, choć ze zmiennym szczęściem, jak w „Lodowym ekspresie”, czy „Pod skorupą”. A siostrzeńcy, wiadomo, ci się nie zmieniają, są dziećmi pełnym dziobem, co wyziera z każdej karty komiksu.
Młody narybek czytelników z pewnością będzie dobrze się bawił podczas lektury. Przygody siostrzeńców nie zdezaktualizowały się. Adepci komiksu z XXI wieku może będę lekko zadziwieni światem bez gier, komputerów i komórek. Jednak ten wszechświat Hyzia, Zyzia i Dyzia ma swój urok i może zainspirować do tego, by odkrywać wielkie i małe przygody w swoim otoczeniu. Poczucie humoru, inteligentne puenty, które towarzyszą historyjkom, nigdy się nie znudzą, pomimo że minęło od ich napisania sześćdziesiąt pięć lat.
Prywatnie jestem zauroczona albumem. Nie dlatego, że jest to wybitne dzieło. To jest komiks dla dzieci i to dziecko odnalazłam w sobie, a raczej odnalazłam swoje dzieciństwo, wspomnienia tych chwil, kiedy czekało się na „Kacze opowieści”, gdy nagrywało się odcinki na kasetach video i z przyjemnością wracało do ulubionych fragmentow. Tym niemniej muszę stwierdzić, i to z satysfakcją, że komiks różni się odrobinę w kreacji bohaterów, i tacy, jakimi ich odmalował Carl Barks, bardziej mi odpowiadają.
Nomen Omen
Współczesny Wrocław z krótką wycieczką do czasów niemieckiego Breslau, doprawiony sporą dozą czarnego humoru i odrobiną romantycznego ducha.
Los nigdy nie był łaskawy dla Salomei Klementyny Przygody. Wystarczy spojrzeć na jej rodzinę: matka chcąca uwolnić „rozbuchany erotyzm” córki, ojciec żyjący mentalnie w dziewiętnastym wieku i brat Niedaś – społeczny szkodnik, leń i zakała. Nic więc dziwnego, że gdy
tylko nadarza się okazja, Salka ucieka z rodzinnego miasta do Wrocławia.
Nowe życie nie będzie jednak usłane różami. Na stancji panuje żelazna dyscyplina, w radiu i telefonie słychać tajemnicze szepty, a współlokatorem Salki zostaje Roy Keane, dobrze wychowana
papuga gustująca w wafelkach. Na domiar złego, studiujący we Wrocławiu Niedaś w nietypowy sposób okazuje siostrze swoją miłość, próbując utopić ją w Odrze. A to dopiero początek kłopotów…