Rezultaty wyszukiwania dla: humor
Frigiel i Fluffy. Pałac Herobrine’a
Frigiel i Fluffy. Zaginiona wyspa
Zapowiedź: Kosmos to nie jest miejsce dla poważnych ludzi
Zapowiedź: Szachy Karmadora. Droga Szamana. Tom 5
„Droga Szamana: Szachy Karmadonta” – piąta część bijącej rekordy popularności serii wkrótce w księgarniach
Na to czekaliśmy! Zbliża się premiera nowych przygód Dmitrija Machana – bohatera, z którym zżyliśmy się przez ostatnie cztery tomy wciągającej serii „Droga Szamana” stworzonej przez rosyjskiego pisarza Wasilija Machanienkę. Szykujcie się na piątą część perypetii przebojowego Szamana zatytułowaną „Szachy Karmadonta”.
Powrót Mrocznego Rycerza. Złote dziecko
Myślę, że Franka Millera nie trzeba nikomu przedstawiać. Natomiast drugim, pojawiającym się na okładce nazwiskiem jest Rafael Grampa. To amerykański rysownik znany z komiksu „Mesmo Delivery”. Jak wygląda zeszyt, który artyści stworzyli wspólnymi siłami?
Zarys fabuły
Joker i Darkseid wspólnymi siłami próbują wywołać chaos podczas wyborów prezydenckich w Ameryce. Przeciwstawia się im młoda Batwomen Carrie Kelley oraz duet potomków Supermena: Lara i Jonathan Kent. Żadne z nich jednak nie ma pewności czy warto pomagać ludziom, których zachowanie i sposób bycia pozostawiają wiele do życzenia. Czy mimo to podejmą się ryzykownego zadania?
Moja opinia i przemyślenia
Komiks ma twardą oprawę i osiemdziesiąt stron. Wydany został na dobrej jakości papierze i w pełnym kolorze. Kreska Rafaela Grampa jest dość specyficzna, ale rysownik ma swój własny, unikalny styl, którego się konsekwentnie trzyma. Zeszyt sprawia wrażenie nieco chaotycznego, ale ostatecznie można odnaleźć się w głównych założeniach fabuły.
„Powrót Mrocznego Rycerza: Złote Dziecko” to podobno kolejny komiks, za którego scenariusz odpowiada znany scenarzysta Frank Miller. Tym razem jednak trudno jest w to uwierzyć. Komiks to nie, jakby można się było spodziewać, fantastyczna przygoda poprzez uniwersum DC, a polityczna manifestacja amerykańskich demokratów. Na zaledwie osiemdziesięciu stronach komiksu udało się wcisnąć wszystkie ich przekonania i teorie spiskowe. Możliwe, że dla Amerykanina wyznającego taką politykę będzie to nie lada gratka. Jednak w Europie, w większej lub mniejszej mierze, te problemy wydają się odległe i zdecydowanie za bardzo rozdmuchane. Nie tego oczekiwałam po komiksie o super bohaterach. Co więcej, celem Darksida jest unicestwienie świata. Bezsensowne jest więc założenie, że będzie mieszał się w amerykańską politykę.
Podsumowanie
Tym razem niestety z zeszytu „Powrót Mrocznego Rycerza: Złote Dziecko” nie jestem ani trochę zadowolona. Mimo że lubię uniwersum DC, tu nie znalazłam zbyt wielu elementów, które mogłyby mi się spodobać. Nie jest to jednak najgorszy komiks z akcją umieszczoną w Gotham, jaki miałam okazję przeczytać. W żaden sposób nie wybija się jednak również ponad średnią. To po prostu kolejny, przeciętny tytuł, który fani uniwersum DC mogą, ale nie muszą przeczytać. Jeżeli tego nie zrobią, niczego nie stracą. Po nazwisku Franka Millera na okładce spodziewałam się czegoś znacznie lepszego. Chociaż niewątpliwie trzeba jej przyznać, że historia ma wiele (niezamierzonych) elementów humorystycznych.
Odkryj tajemnice misji mistrza szpiegów i zanurz się w świecie Wschodnich Królestw Azeroth
Pierwszy tom z serii World of Warcraft: Podróż przez Azeroth już 5 maja w księgarniach!
Podróż przez Azeroth: Wschodnie Królestwa to prawdziwa perełka dla fanów World of Warcraft i światów fantasy spod znaku magii i miecza. Pierwszy tom Podróży przez Azeroth poświęcony został tytułowym Wschodnim Królestwom, gdzie rozegrały się jedne z największych batalii w historii uniwersum. To głównie tutaj rozgrywała się fabuła trzech pierwszych odsłon serii, które dały początek kultowemu MMORPG. Echa tych wydarzeń wciąż są widoczne w grze, a dzięki Podróży przez Azeroth poznacie również fakty dotąd owiane aurą tajemnicy.
Śmierć żyje
Wspominałem już niejednokrotnie przy okazji innych recenzji książek, że w tym roku chciałbym poznać jak najwięcej nowych autorów i dzieł debiutantów. To taki mój mały cel. Rzecz jasna nie ograniczam się jedynie do nich, bo z przyjemnością wezmę się za kolejną część opowiadań Pilipiuka, czy chociażby nową odsłonę Inkwizytora (o ile się doczekam w tym roku). Niemniej postanowiłem zapoznać się trochę z młodszymi pisarzami i sprawdzić, jak prezentuje się nowe pokolenie pisarzy fantastów na rodzimym rynku.
Zrządzeniem losu dostałem propozycję zrecenzowania debiutu Huberta Oleksaka, która to książka zapowiadała się jak dla mnie niezwykle obiecująco! Zapraszam do przeczytania kilku słów o książce „Dusze z ciemności i światła".
Chociaż sam autor nie mówi zbyt wiele o sobie, to udało mi się trafić na notkę Pana Huberta o fascynacji do pisania i o tym, jak narodziła się idea zostania pisarzem. Muszę przyznać, że strasznie ujęło mnie to dlatego, że sam od młodzieńczych lat bardzo chciałem wydać swoje własne dzieło. Pisałem naprawdę mnóstwo tekstów już w szkole podstawowej, później jednak dla innych obowiązków musiałem odrzucić to na dalszy plan, co dotąd często przyprawia mnie o małe wyrzuty sumienia. Zasadniczo bardzo kibicuje Panu Hubertowi, bo widać na pierwszy rzut oka, że to człowiek z ogromną pasją do pisania, a tylko tacy ludzie mają szanse na sukces. Czego dowodem oczywiście jest jego książka!
Tenebris, młoda, zadziorna i niezwykle utalentowana Łowczyni, całe życie była prześladowana zarówno przez rówieśników, jak i innych mieszkańców Derre. Świat ten, niegdyś przepełniony spokojem, teraz został odmieniony przez wojnę toczoną między aniołami i demonami. W tej niesprzyjającej rzeczywistości Tenebris będzie musiała na nowo odnaleźć swoje miejsce, gdy powróci przywódca demonicznej armii sprzed wieków. Żniwiarz, władający esencją mrocznego boga śmierci, Grimogoda, wciela się w młodego chłopaka zwanego „pierwiastkiem śmierci" i rozpoczyna na nowo swą misję zdobycia Derre. Naprzeciw niemu staje armia Pancernych Świętych, stworzona wieki temu przez anioły. Wkrótce nad całą krainą zapanuje chaos i zniszczenie, a pojęcia dobra i zła staną się mniej jasne niż kiedykolwiek przedtem…
Wstępem do powieści jest prolog, wyjaśniający czytelnikowi co wydarzyło się przed akcją w książce. To trochę spojrzenie na historię przedstawionego na kartach powieści świata i nakreślenie tła fabularnego, z jakim będziemy się spotykać w przyszłości. Książka Huberta Oleksaka to bowiem pierwszy tom większej całości, co swoją drogą widać od pierwszych stron. Autor w swoim debiucie pokazuje, że ma ułożony ogromny plan na uniwersum, poznajemy mnóstwo bohaterów, a ich przygody okazują się zaledwie początkiem bardzo długiej przygody.
Martwiłem się trochę po przeczytaniu pierwszych stron o motyw przewodni książki. Autor wziął na warsztat bowiem odwieczną walkę dobra ze złem, walkę demonów i aniołów. Jest to schemat dość znany fantastyce i wielokrotnie już powielany. Szczerze bałem się, że może wyjść z tego odgrzewany kotlet, niemniej - za co należy się duży plus - autor ubrał historię w tak ciekawy sposób, że nie ma tutaj miejsca na żadną nudę, co więcej, uważam, że to pomysł na fabułę jest świeży i ciekawy. Mimo dość mrocznej tematyki w książce znajdziemy też momenty z humorem, co doskonale ze sobą kontrastuje. Dialogi bohaterów są naprawdę poprawnie skonstruowane, prowadzenie fabuły sprawia, że czytelnik od razu nabiera dużego zainteresowania powieścią, za co należy się kolejny plus. Jeśli chodzi o styl pisarski, to też nie jest źle, aczkolwiek wyłapałem w tekście kilkanaście równych stylistycznych nieścisłości. Patrząc jednak na całokształt, Pan Hubert Oleksak piszę lekko i przyjemnie, a wspominane przeze mnie kruczki - w mojej opinii - powinny być wyparte przez poprawniejszą korektę wydawnictwa.
Podsumowując, powiem, że książka to naprawdę bardzo fajna historia fantasy, która zwróciła moją uwagę na tyle, że bardzo chciałbym zapoznać się z kolejnymi tomami przygód Tenebris i jej przyjaciół. Jestem strasznie ciekaw, co przyniosą kolejne tomy cyklu - a to chyba jedna z najlepszych rekomendacji, jakie może dostać początkujący pisarz. Chociaż czuje się, że to doświadczenie pisarskie u Pana Huberta Oleksaka dopiero nabiera rozpędu, to jednak była to bardzo pozytywna przygoda, którą - mimo dosyć młodzieżowej okładki - polecę każdemu.
Teściowe w tarapatach
Nie spodziewałam się, że zwariowane teściowe powrócą, a tu... niespodzianka! Kazimiera i Maja znów wkraczają do akcji: ta pierwsza z modlitwą na ustach, a ta druga z tęczowymi legginsami w walizce. Co z tego wyniknie? Oczywiście kłopoty i wiele dziwacznych, ale i zabawnych sytuacji. I to mimo tego, że panie udają się wspólnie na wypoczynek... Kłopoty jednak same ich szukają – i szybko znajdą, a jakże! „Teściowe w tarapatach”, czyli kontynuacja powieści „Teściowe muszą zniknąć”, jest jeszcze zabawniejsza od swojej poprzedniczki.
Obie panie udają się w Świętokrzyskie. I choć każda ma inny plan podróży – Kazimiera pragnie zwiedzić wszystkie sanktuaria maryjne, a Maja skosztować trunków w lokalnych winnicach i zrelaksować się w tamtejszych SPA – szybko będą musiały zapomnieć o relaksie. Maja podsłuchuje niepokojącą rozmowę, a niedługo później teściowe zostają wrobione w morderstwo! Dopaść i unieszkodliwić chcą je bandziory z zakonu Smoka, tajemniczej, istniejącej od wieków organizacji. Kazimiera i Maja nie mają wyjścia: muszą nauczyć się współpracować, by ujść z tej afery cało i nie skończyć w więzieniu. W tym celu teściowe prezentują umiejętności godne agentek służb specjalnych, takie jak na przykład uciekanie z mieszkania przez balkon czy poszukiwanie korony królów... I bynajmniej nie mówię o szukaniu serialu na kanałach państwowej telewizji.
– Tobie chyba jakiś edukator podmienił mózg – rzekła z politowaniem. – Tylko nie mam pojęcia, dlaczego na niedziałający. Skąd ty bierzesz te wszystkie debilizmy?!
– To są sprawdzone informacje – pouczyła ją Kazimiera. – Rzecznik praw dziecka mówił, że na własne oczy widział całe plecaki wypełnione takimi tabletkami. A to przecież bardzo mądry człowiek. Taki jest zawsze elegancki. I nosi okulary!
Maja chciała jej powiedzieć, że jej kuzyn Władzio też nosi okulary, a ma iloraz inteligencji równy gęsi, czego dowodem jest fakt, że ośmioletnią podstawówkę kończył przez dziesięć lat. [...] Zdaniem Mai podobny typ umysłowości prezentował także wzmiankowany przez Kazimierę urzędnik.
Kto zżyma się na nie zawsze prawdopodobne zwroty akcji, ten u Alka nie ma czego szukać: Książę Komedii Kryminalnej buduje humor właśnie na piętrzeniu nieprawdopodobnych (choć grających dobrze w fabule) zdarzeń. W jego książkach zawsze dużo się dzieje, i to dość absurdalnie – tak, że czytelnik na przemian pęka ze śmiechu i kibicuje bohaterom, by wyszli cało z opresji, bywa bowiem także niebezpiecznie! Są ucieczki, pościgi, strzelaniny (cóż, że strzela się do dzików!) i tajemne bractwa, ale nie może zabraknąć i zabawnych scen. Mamy więc Kazimierę śpiewającą w stanie upojenia alkoholowego i przypadkową wywózkę śmieciarką na wysypisko śmieci, który to pojazd omyłkowo został początkowo uznany za niebo... Tylko zapachy były jakieś takie raczej ze sfery profanum niż sacrum!
W serii o teściowych humor Alka Rogozińskiego zaprawiony jest politycznym pieprzem, sporo tu odniesień do aktualnej sytuacji w kraju, a choć wszystko podane jest lekko, to jednak da się wyczuć pewną gorycz. Najwyraźniej to sposób autora na to, by odreagować naszą polską rzeczywistość, co jak najbardziej rozumiem. Na wszelki wypadek jednak ostrzegam, bo wiem, że niektórym czytelnikom to przeszkadza.
Muszę przyznać, że druga odsłona przygód teściowych podobała mi się nawet bardziej od pierwszej. Widać, że Rogoziński lepiej już zna swoje bohaterki, a i one, choć drą koty i podchodzą do siebie często jak pies do jeża, coraz lepiej czują się w swoim towarzystwie. Może rzeczywiście przeciwieństwa się przyciągają, a może Książę Komedii Kryminalnej daje nam w ten sposób znać, że każdy może się w końcu dogadać, jeśli tylko obie strony trochę odpuszczą i skupią się na tym, co naprawdę ważne? Tak czy inaczej, Alek Rogoziński po raz kolejny zapewnił mi kilka godzin czystej rozrywki – i za to właśnie go lubię!
Dodatkowym smaczkiem dla osób znających powieści z Joanną Szmidt w roli głównej („Ukochany z piekła rodem”, „Morderstwo na Korfu”) będzie jej wcale nie tak epizodyczna rola w „Teściowych". Pojawia się też jak zwykle niezawodny polski Matt Bomer, czyli policjant Krzysztof Darski. Fajnie, że postaci z różnych książkowych światów Alka Rogozińskiego się spotykają, dzięki czemu tworzy się małe literackie uniwersum.
Znachor
Od dawna byłam spragniona dobrego kryminału, który sprawiłby, że zarwę noc, poznając kolejne perypetie jego bohaterów. Postanowiłam dać szansę debiutowi, który zaintrygował mnie nie tylko opisem, ale również okładką. Trzeba przyznać, że „Znachor” autorstwa Michała Śmielaka zwraca na siebie uwagę w ten dyskretny, ale zarazem krzykliwy sposób. Nie razi brutalnością grafiki, ale sprawia, że odbiorca nie może oderwać oczu od okładki. Po prostu wyróżnia się na tle innych powieści tego typu.
Na terenie całej Polski w nie do końca wyjaśnionych okolicznościach giną ludzie, ale nie jacyś przypadkowi. Wszystkich łączy coś wyjątkowego – są uzdrowicielami, cudotwórcami, wiejskimi czarownicami. Wygląda na to, że ktoś obrał ich jako swój cel, stając się jednocześnie łowcą, sędzią i katem. A może to tylko seria nieszczęśliwych zbiegów okoliczności, jak wolą to widzieć kolejni policjanci? W tym samym czasie młody chłopak – Krzysiek słyszy nieodwołalny wyrok śmierci, ma przed sobą jedynie sześć miesięcy życia, może nawet mniej. W chwili desperacji decyduje się na alternatywną terapię u słynnego uzdrowiciela – Jakuba. Żaden z nich nie zdaje sobie sprawy, że razem będą musieli stawić czoła okrutnemu mordercy.
Książka jest napisana lekko, bez zbędnych nadużyć zbyt wyszukanego słownictwa, jednocześnie zaznaczę, że nie posługuje się językiem potocznym czy prostym. Czarny humor oraz sarkazm dosłownie kipią na kolejnych stronach powieści, sprawiając, że jej czytanie momentami staje się rozrywką intelektualną. I tylko jedna rzecz w tej książce przysparza mnie niemal o rozpacz! Jest w niej tak dużo odniesień do polskiej kultury popularnej, iż po przetłumaczeniu jej (a tego autorowi życzę, bo na to zasługuje!) na jakikolwiek inny język część z tych smaczków stanie się po prostu niezrozumiała. Przykładem niech będzie fragment, w którym Michał Śmielak przywołuje w pamięci czytelników charakterystyczny głos Krystyny Czubówny. Przysięgam, czytając akapit opisujący park, po prostu słyszałam Jej głos i uważam ten fragment, za jedną z perełek ukrytych w powieści.
Jeśli pierwsza książka autora jest napisana z takim kunsztem, dystansem do świata oraz własnych bohaterów, to ośmielam się twierdzić, że kolejne będą jeszcze lepsze i nie mogę się ich doczekać. Mam nadzieję, że wśród nich znajdzie się kontynuacja „Znachora”, ponieważ kilka wątków nie zostało do końca wyjaśnionych, a po mojej głowie kołaczą się pytania, na które chciałabym poznać odpowiedzi.
Podsumowując: zdecydowanie polecam! Jestem pewna, że ten kryminał w szybkim czasie zyska grono czytelników, którzy zachwycą się nim podobnie jak ja.