Rezultaty wyszukiwania dla: horror
Outpost 2
"Są takie żmije, którym odrąbiesz głowę, a ta nawet martwa może jeszcze ukąsić i wstrzyknąć jad."
Poprzednia odsłona "Outpost" wywołała bardzo dobre wrażenie, kolejna "Outpost 2" również dostarczyła sporo rozrywki czytelniczej. Byłam pod wrażeniem wytwarzania intrygującego klimat niepewności, zagrożenia i katastrofy, wplecenia elementów horroru i sensacji. Dmitry Glukhovsky swobodnie miksował trendami gatunków, dzięki czemu nie wiedziałam, w jakiej atmosferze w danym momencie będę się poruszać. Podobnie było ze scenariuszami losów bohaterów, jeden zaskakujący splot okoliczności, nagłe odwrócenie sytuacji, niespodziewane uderzenie, potrafiły wszystko zmienić. I to zdecydowanie przemawia na plus historii. Kolejny pozytywny aspekt wiązał się z postapokaliptyczną wizją Rosji, prowadzoną sugestywnie i z wyczuciem. Co więcej, złożoną z wielu warstw, przeszłych i współczesnych odniesień, wygórowanych ambicji i rzeczywistych realiów. Rosja sama dla siebie stanowiła zagrożenie, ale też wyraziście wyczuwało się jej negatywny wpływ na losy świata.
Autor podsuwał tematy do rozważań, zachęcał do przemyśleń odnośnie kondycji rosyjskiego państwa. Wyciągał wciąż drzemiące w narodzie marzenia o potędze, której wszyscy powinni się bać, pragnienia części społeczeństwa bycia zjednoczonym pod silną ręką z cechami caratu i cesarstwa. Rewelacyjnie ukazał zderzenie tego, co w ścisłych kręgach Moskwy (tym silniejszych i bogatszych, a przy tym bardziej frasobliwych i lekkomyślnych, im bliżej centrum miasta) z jej rubieżami (zaniedbanymi i zapomnianymi, biednymi i surowymi, traktowanymi jedynie jako bufor bezpieczeństwa przed inwazją zła). Nikt nie śmiał się buntować wobec narzuconemu porządkowi, przynajmniej w oficjalnej wersji, w obawie przed zdradliwym donosem sąsiada, pochlebcami aparatu państwowego, drastycznymi represjami ze strony służb bezpieczeństwa. Skąd my to znamy? W Jarosławiu, kiedyś ważnym węźle kolejowym, teraz najdalej wysuniętym miejscu na peryferiach Moskowii, ufortyfikowanym posterunku, coś zdecydowanie poszło nie tak, jak powinno. Lisicyn Jura zostaje wysłany z setką żołnierzy, aby sprawdzić, co tam się stało, dlaczego trwała cisza mieszkańców pierwszej zapory przed czymś niezidentyfikowanym.
W powieść wgryzałam się mając na uwadze mroczny klimat, wypływające przesłania, wyrazistych bohaterów i zajmującą intrygę. Nie ma jednej kluczowej postaci, w zamian kilka wiodących. Nie miałam pewności, czy długo będą towarzyszyć w czytelniczej przygodzie, jakie barwy będą do nich przyrastać, dokąd mnie zaprowadzą. Obserwowałam to, co działo się w Moskwie, jakim presjom poddawane były symbole rosyjskiej kultury wobec braku telewizji i internetu, a także podróżowałam śladami spustoszenia i walki o przetrwanie. Narracja przyjemna, miękko w nią wchodziłam, wygodnie płynęłam nurtem. Zgrabnie dostosowała się do potrzeb odbiorcy. Niekiedy akcja zastygała w mało wciągających scenach, ale żadna nie została bezpodstawnie włączona do fabuły, dawała uzasadnienie lub nadawała koloryt. Finalna odsłona w pełni usatysfakcjonowała, wpasowała się w ciąg trudnych indywidualnych decyzji i wyzwań. Jej wydźwięk długo jeszcze rozbrzmiewał w myślach. Zanim sięgnie się po powieść, warto poznać jej poprzedniczkę.
Zapowiedź: Królowa głodu
Dwadzieścia lat po tym, jak Księstwo Kuźni Zachodu upadło pod naporem sił Korporacji, zdradzone i opuszczone w decydującej chwili przez sojuszników, jego dawne tereny wciąż pozostają ponurym pasem ziemi niczyjej. Ludzi pamiętających czasy wojny pozostało niewielu – ci, którzy jakimś cudem przetrwali rzeź, padali ofiarą grasujących w lasach ogromnych żlebodźwiedzi, rozprzestrzeniającej się nieuleczalnej zarazy, ale też zwyczajnego głodu.
Przeklęte przedmioty
Zawsze, gdy jesteśmy pewni, że coś odłożyliśmy w znajome miejsce, a nie możemy później znaleźć, śmiejemy się i mówimy: "złośliwość rzeczy martwych". Podobnie, gdy jakiś przedmiot zdecydowanie nie chce z nami współpracować i co rusz wypada nam z rąk. Bierzemy to za fragment naszej codzienności, zwykły przypadek- ot, tak już bywa. W ogóle nie bierzemy pod uwagę możliwości, że notorycznie spadająca z półki w dziecięcym pokoju lalka może mieć na ten temat własne zdanie... że łypiąc na nas szklanym okiem czeka, by pokazać, na co ją stać.
Wszystko, co nadnaturalne, od setek lat nas fascynuje. Choć z biegiem czasu, ludzkość większość rzeczy zaczęła tłumaczyć poprzez naukę, to w pewnych grupach owa wiara "w coś więcej" pozostała do dziś. I choć większość z nas, skupiłaby swoją uwagę wyłącznie na pozaziemskich istotach, to należy pamiętać, że to, co niewidoczne dla oka może skryć się w całkowicie materialnej rzeczy. J. W. Ocker postanawia przybliżyć nam przedmioty, które od lat uważane są za przeklęte; stoją spokojnie na półkach w muzeum, kryją się w prywatnych kolekcjach nietuzinkowych kolekcjonerów, a czasem dziwnym zbiegiem okoliczności z garażowej wyprzedaży trafiają wprost w ramiona nowych właścicieli...
Strzeżcie się. Nigdy nie wiadomo, na co traficie następnym razem. I czy ta rzecz będzie chciała Was opuścić...
Jak ja uwielbiam czytać tego typu książki! Moja ciekawość świata ogranicza się do czytania o dawnych wiarach, dziwnych istotach i co za tym idzie przedmiotach, które w jakiś sposób zostały przez nie opętane. To tematyka, która chyba nigdy mi się nie znudzi— literacki sposób na odkrywanie rzeczy, których nie doświadcza się w życiu codziennym (i bardzo dobrze). Nic więc dziwnego, że na wieść o wydaniu "Przeklętych przedmiotów" od razu zapragnęłam mieć tę lekturę. I powiem szczerze, że owa pozycja w jakimś stopniu nakarmiła moją ciekawość, choć uważam, że mogło być nieco lepiej.
Pierwsze, co rzuca się w oczy to oczywiście okładka. To jak obietnica, że wnętrze będzie równie bogate. I poniekąd tak jest; czytelnika już od pierwszej historii uderza bogactwo zdobień kolejnych stron, jak również liczne ilustracje następujących po sobie opowieści. Jednak nie tylko na wyglądzie opiera się fenomen tej książki- najistotniejsze są zawarte w niej historie, czekające tylko na odkrycie przez czytelnika.
Autor prowadzi nas przez różne wieki, do oddalonych od siebie krain, a czasem na pobliskie podwórko. Nie kategoryzuje, lecz stara się nam dokładnie przybliżyć każdy przedmiot, który w jakiś sposób zwrócił jego uwagę. I tak możemy poczytać m.in. o pechowej mumii, mającej ponoć wpływ na zatonięcie Titanica czy pierścieniu Silvianusa. Akurat związane z pozornie niegroźną ozdóbką wydarzenia zainspirowały Tolkiena do stworzenia "Władcy Pierścieni", o czym nie wiedziałam i uznaję za szalenie ciekawy fakt. Oczywiście najbardziej zapadły mi w pamięć rozdziały poświęcone rzeczom znanym mi z literatury bądź filmu. Mowa tu o skrzynce dybuka, znanej nam już z horroru "Kroniki opętania"- choć oglądając, zarejestrowałam fakt, iż historia oparta jest na faktach, to czytając o niej w "Przeklętych przedmiotach" byłam zdziwiona, acz jednocześnie jeszcze bardziej zaintrygowana. To tylko dowód na to, iż należy uważać na rzeczy dostępne w przydomowej wyprzedaży. Drugą taką rzeczą była chyba najpopularniejsza obok Barbie... lalka Annabelle. O niej akurat możemy zarówno poczytać w książkach o Edzie i Lorraine Warren, jak i obejrzeć w serii filmów pt. "Obecność", choć prawdziwa lalka różniła się wyglądem od tej filmowej. Cóż, drobiazgi. Niemniej jednak przyjemnym uczuciem było zgłębienie tajemnic przedmiotów, które w jakimś stopniu były mi już znane. Uznaję to za cenną lekcję.
Zakładam, że w odmętach internetu prawdopodobnie odnaleźlibyście część z tych informacji. Na pewno bazując na literackim dziecku pana Ockera, nie napisalibyście odkrywczej pracy naukowej. Mimo tego uważam, że ta pozycja ma w sobie na tyle wiele ciekawych faktów, że spokojnie może pomóc nam w delikatnym poszerzeniu wiedzy o przeklętych przedmiotach. I przede wszystkim służy dobrej zabawie. Czy dasz się prosić... ?
Marionetkarz
Batman Death Metal. Tom 2
Death metal, gatunek muzyczny, słynie z szybkiego tempa, nagłych zmian tonacji i sygnatury oraz czystej głośności. Muzyka jest często oczerniana przez niedoinformowanych jako hałaśliwa, bezsensowna i pozbawiona sensu, gdzie jest naprawdę starannie przygotowana i napisana przez jej kompozytorów. Pierwszy tom Batman Death metal był swoistym intro, teraz zaś mamy pierwszą zwrotkę. Scott Snyder, James Tynion IV, Peter J. Tomasi, Joshua Williamson, Tony Patrick i Bryan Hill tylko spowolnili opowieść na tyle, by posunąć ją w odpowiednim momencie i tempie dalej. Twórcy dbają o to, by nie przeciążać zmysłów czytelnika, starannie komponując kierunek fabuły.
Na tom drugi serii Death Metal składa się sześć zeszytów. Jednak głównemu wydarzeniu poświęcony jest tylko jeden z nich. Pozostałe są z historią luźno powiązane, a jednak stanowią nierozerwalną całość i uzupełnienie osi fabularnej.
W tym komiksie wydaje się, że nie fabuła gra główną rolę, a sami bohaterowie, ich podejście do rozwiązywania problemu. Agresywne podejście Wonder Woman, powściągliwy sposób myślenia Batmana. Każde z nich ma rację i zarazem każde się myli, a historia płynie dalej. Jednak najlepszą częścią historii jest odwrócona natura wymyślonego na nowo świata Perpetui, pozostawia niewiele miejsca na cokolwiek znajomego i pozwalającego na zrozumienie.
Pod względem grafiki czytelnik może poczuć się wręcz rozpieszczony. Greg Capullo, Francis Manapul, Eddy Barrows, Juan Gedeon, Riley Rosomo, Daniel Sampere, Jesus Merino i Nick Virella, odpowiedzialni za rysunki i tusz, przy współpracy z także tuszującymi Janathanem Glapionem, Eberem Ferreirą i Vincente Cifuentesem oraz kolorystami Fco Plascencia Ianem Herringiem, Adriano Lucasem, Mikem Spicerem, Ivanem Plascencią, Ulisesem Arreolą i Hi-Hi spisali się naprawdę świetnie. Oczywiście to Capullo zgarnia większość moich pochwał.
Jeden z najciekawszych wątków jest dla mnie nieoczekiwane spotkanie obejmujące całe pokolenia, które służy dalszemu ulepszeniu charakterystyki i przypomnieniu czytelnikom, że ten DC Universe i inne, które przeżyły, wciąż są zamieszkane przez żywe, oddychające postacie. Nie chodzi tylko o dobrych facetów, którzy są dobrze scharakteryzowani. Jeden z najbardziej znanych złoczyńców w całej sadze Metal przechodzi makabryczną i zaskakującą transformację, a ta zmiana nie tylko sprawia, że złoczyńca staje się jeszcze bardziej przerażający, ale dodatkowo definiuje przebiegły i złowieszczy charakter postaci.
To kolejny mroczny komiks z Batmanem i Jokerem (w tym przypadku Batmanem, który się śmieje) w rolach głównych. Sporo tu scen żywcem wyjętych z najlepszych thrillerów, horrorów czy dark fantasy. Nie jest to komiks do czytania dla rozrywki, bo raczej czytelnik nie poczuje się po wizji takiego świata lepiej. Jednak każdy, kto lubi mroczniejsze wersje znanych bohaterów oraz przepada za ukazaniem Batmana jako człowieka z problemami, jest to komiks, który szczerze polecam.
Tajemnica Suwalskiego Jeziora
Magda Żaboklicka jest projektantem wnętrz. Aktualnie jej zawodowa ścieżka zaprowadziła ją do małego, zrujnowanego domu na pograniczu lasu, w suwalskich Szurpiłach. Jednak pewnej nocy zaczynają się dziać wokół dość dziwne rzeczy, które nasuwają na myśl niepokojące wnioski — Wilkołak! Czy jednak racjonalny umysł Magdy da wciągnąć się w fantastyczną zagadkę? Tak się składa, że Żaboklicka nie jest z problmem sama, towarzyszyć jej będzie Mrocz — redaktor naczelny miesięcznika, który opisuje paranormalne zjawiska na terenie Polski, oraz aspirant Nowicki, lokalny stróż prawa. Czy naszej trójce bohaterów przyjdzie uwierzyć w hipotezę człowieka—wilka, czy może wyjaśnienie tej niecodziennej zagadki będzie bardziej... przyziemne? Zapraszam do lektury!
Pierwsza rzecz, jaka przykuła moją uwagę, to podobieństwo okładki do młodzieżowej serii fantasy Anny Kańtoch. Może nie do końca są identyczne, ale czcionka i sposób rozmieszczenai tytułu książki na froncie, od razu skorzyły mi się z tym dziełem. To jakoś podświadomie podpowiedziało mi, że mam spodziewać się dobrej lektury — bo co tu dużo mówić, "Tajemnice..." Pani Anny są serią rewelacyjną. Książką Krzysztofa Jaszy (nie mogłem niestety znależć żadnych informacji o autorze w sieci) to na pierwszy rzut oka thriller z elementami horroru. Pisarz wprowadza nas w mroczny świat wsi Szurpiły, gdzie na każdym kroku czają się tajemnice i niedopowiedzena, dziwni mieszkańcy i stary, opuszczony dom, w którym żekomo panują mroczne siły. Spora część akcji książki dzieje się nocą, co jedynie podkreśla u czytelniak gęstą atmosferę wśród bohaterów. To moim zdaniem ogromny plus dla autora. Jeśli jednak chodzi o samą treść, jest nieco gorzej.
Książka "Tajemnice Suwalskiego Jeziora" na pierwszych stronach bardzo fajnie wprowadza czytelnika w mroczny świat. Poznajemny głowną bohaterkę i zarys fabuły, jednak im dalej tym nieco bardziej topornie. Autor chciał tutaj stworzyć nieco luźniejsze dzieło i nie wiem, czy to był dobry zabieg. Jest zarówno strasznie, jak i zabawnie (chociaż humor też pozostawia dla mnie wiele do życzenia). Dodatkowo śledzimy też nieporadnie rozkwitującą miłość między bohaterami. Brakuje mi tutaj zdecydowania autora w stosunku do konwencji całej historii. Czy iść w powieść lekką i humorystyczna, czy stworzyć porządny thriller z kryminalną historią?
Powieść Krzysztoga Jaszy czyta się nieźle, chociaż miejscami widać, że jest początkującycm autorem, głównie za sprawą budowania napięcia i opisów. Bohaterowie są wykreowani przyzwoicie, ale nie pasuje mi kompletnie motyw posiadania przez Mrocza fretki, żyjącej praktycznie w jego płaszczu. Jest to zabieg dla mnie nieco sztuczny. Magda i Nowicki są jak najbardziej w porządku, ich charaktery zbudowane są naprawdę ciekawie, przez co relacje całej trójki dają sporo satysfkacji i nieco podciągają moją ocenę całej powieści. Czy mogę ją polecić? Raczej tak, niemniej nie spodziewajcie się fajerwerków. Ani to rodowity thriller ani powieść z gatunku fantasy. Gatunkowy misz-masz, ale do przebrnięcia.
Lektury na Halloween - wybór redakcji
Halloween święto duchów i popkultury. Jedna z najpopularniejszych, fantastycznych inspiracji. Z tej okazji nasze redaktorki przygotowały propozycje mrocznych lektur, idealnych by w domowym zaciszu, po swojemu uczcić ten wyjątkowy dzień.
Batman Death Metal. Tom 1