Rezultaty wyszukiwania dla: Zysk i S ka
SybirPunk Vol.1
Michał Gołkowski serwował swoim czytelnikom różne wersje końca świata i alternatywnych rzeczywistości. Ma na swoim sumieniu apokalipsę biblijną, według niektórych wręcz obrazoburczą i zaliczył kilka powrotów do klasycznej, napromieniowanej Zony. Teraz nadeszła pora na przyszłość, niezbyt piękną, ale przemawiającą do wyobraźni. I okraszonym porządnym mordobiciem, rozbryzgami krwi i używkami, przy których stara, dobra wódka niewinna jest i... czysta.
NeoSybirsk, niezbyt daleka, ale mocno okraszona elektroniką i technologią przyszłość. Sasza Khudovec, dla znajomych Chudy, to dawny wojskowy, a obecnie człowiek do wynajęcia w sprawach beznadziejnych. Właśnie szykuje się do wykonania zlecenia, które ma go ustawić na resztę życia. Robota pozornie wydaje się prosta – ma odzyskać pieniądze, które ukradł jednemu z oligarchów nieuczciwy współpracownik. Kwota przyprawia o zawrót głowy, prowizja również. Podobnie jak konsekwencje niewykonania zadania. Szybko jednak okazuje się, że nic w tej sprawie nie jest takie, jak się wydaje, a afera sięga głębiej i zatacza znacznie szersze kręgi. Trzeba więc wyciągnąć sprawdzoną broń, odkurzyć dawne znajomości i nie dać sumieniu dojść do głosu. W grze o takie pieniądze wszystkie chwyty są dozwolone i konieczne.
O ile uwielbiam samego autora, o tyle z jego twórczością nie zawsze jest mi po drodze. Obok świetnego Siedmioksięgu grzechu, którego każdy kolejny tom jest czystą, skondensowaną przyjemnością, mamy takiego Komornika, którego dobry jest właściwie tylko pierwszy tom (trzeciego nie warto nawet stawiać na półce, by nie zajmował miejsca dla lepszych pozycji). SybirPunk plasuje się pomiędzy nimi, z tendencją na plus. Mniej więcej do połowy miałam problem z wciągnięciem się w wykreowany świat, potem jednak zaiskrzyło, zaskoczyło i ostatnią jedną trzecią książki przeczytałam na raz.
Wizja przyszłości zaserwowana przez autora jest z jednej strony ziszczeniem snu o nieskończonych możliwościach człowieka, a z drugiej strony koszmarem, w który ludzkość wpakowała się na własne życzenie. Na wyciągnięcie ręki jest cybernetyczny raj, implanty i protezy bez ograniczeń, doskonałe zespolenie z technologicznymi nowinkami. Ciało można dowolnie modyfikować i zmieniać, dorównując wyśrubowanym kanonom piękna, bądź też zmieniając się w żywą, chodzącą broń. Ceną za rozwój jest niewyobrażalne skażenie środowiska i jeszcze silniejsze rozwarstwienie społeczeństwa. Sam NeoSybirsk to w znacznej mierze cuchnące, brudne ulice pełne uzbrojonych zbirów i naszprycowanej dopalaczami młodzieży szukającej coraz silniejszych bodźców i uciech.
Sam Saszka to bohater dosyć typowy dla Gołkowskiego. Badass z ciemną przeszłością i gdzieś nadal tlącymi się resztkami sumienia, na tyle jednak słabymi, że nie ma oporów przed skasowaniem paru mord czy niskim szantażem. Byle osiagnąć to, co trzeba. Nie da się jednak skurczybyka nie lubić i kibicujemy mu od pierwszych stron. Nawet gdy na widok pewnej słodkiej buźki ponad czterdziestoletni drab zmienia się czasem mentalnie w nastolatka na haju. Nie będzie jednak przesadą, gdy zdradzę, że prawdziwą - chociaż póki co drugoplanową - gwiazdą jest uroczo uśmiechnięty Mykoła. Za jego postać już opinia skacze o kilka oczek w górę.
Mam tylko jedno "ale" - takich kwiatków, jak "chodzenie po najmniejszej linii oporu" (strona 184), to jednak nie powinno być. I trochę wstyd, że nikt tego nie wyłapał.
Nie oszukujmy się, SybirPunk nie jest powieścią przesadnie ambitną, ale za to czyta się szybko i z przyjemnością sympatycznie rosnącą już po kilku rozdziałach. To dopiero pierwszy tom, ale skutecznie nęci do sięgnięcia po kolejne. Fanów autora zapewne szalenie mocno nie trzeba namawiać do sięgnięcia, ale i tak zachęcam. Podobnie jak miłośników cyberpunku, tutaj zaserwowanego w dawce przystępnej nawet dla laika.
Gwiazda szeryfa
Lata powojenne stanowiły kontynuację koszmaru, jakim była wojna. Ludzie nie tylko pamiętali wszystko to, co się działo, ale wciąż tak naprawdę zmuszeni są walczyć o przetrwanie, a każdy dzień jest dla nich wyzwaniem. Odbudowa Polski po wojennych zniszczeniach nie była łatwa, ale dużo większym problemem był powrót do względnej normalności ludzi, odzyskanie przez nich poczucia bezpieczeństwa. Tym bardziej, że nawet wojenne traumy nie sprawiły, że człowiek nagle stał się lepszy, a wręcz przeciwnie – przemoc rozbudziła w wielu żądzę krwi. Obudziło się zło, z którym trudno walczyć …
W takim właśnie trudnym, powojennym czasie, Stefan Malewski, funkcjonariusz Milicji Obywatelskiej, przybywa do Olsztynka na Mazurach. Widział zburzoną Warszawę, ale na to, co zastaje, nie jest przygotowany. Bieda, przekupstwo, wszędzie czające się niebezpieczeństwo i panoszący się Sowieci, którzy w pobliżu utworzyli obóz dla niemieckich jeńców. Na dodatek ludzie, mocno odstający od realiów oraz poziomu inteligencji, z którym Stefan, któremu wojna przeszkodziła w studiach, miał do czynienia.
W takich właśnie warunkach przyszło mu pracować, a szybko musi zmierzyć się ze swoją pierwszą sprawą. W pobliskich lasach zostaje znalezione zmasakrowane ciało zaginionego kilka dni wcześniej mężczyzny, który zniknął podczas wypasu krowy wraz ze zwierzęciem. Jego śmierć można by uznać za atak wilków czy innych mieszkańców lasu, gdyby nie fakt, że kilka tygodni później zostaje odnalezione kolejne ciało, okaleczone w identyczny sposób. Tym razem ofiarą jest młoda i piękna dziewczyna...
Kto mógł dopuścić się tak strasznej zbrodni i to w czasach, kiedy ludzie powinni się jednoczyć? Atmosfera w miasteczku gęstnieje, a presja, by odnaleźć winnego tych okrutnych zbrodni rośnie. W tych warunkach łatwo można popełnić błąd, dążąc do jak najszybszego wskazania sprawcy. Malewski rozpoczyna własne śledztwo, choć będzie zmuszony zmierzyć się nie tylko ze sprawą morderstw, ale całym systemem. A podejrzanych jest wielu. Czy morderstwa ją dziełem zwyrodniałych Sowietów? A może stoją za tym bandy szabrowników, lub zło, które – jak wierzą mieszkańcy – panoszy się w lasach?
Na te pytania będziemy odpowiadać wraz z Malewskim dzięki niezwykle wciągającej powieści pt. „Gwiazda szeryfa”. Opublikowana nakładem Wydawnictwa Zysk i S-ka powieść kryminalna jest debiutem Aleksandry Borowiec i to debiutem niezwykle udanym. Bo choć przeszkadza nieco zbyt wolne tempo akcji, to opisy powojennej rzeczywistości oraz plastyczne odtworzenie mrocznych okolic Olsztynka, w pełni rekompensują leniwie toczące się wydarzenia.
Właśnie ten plastyczny język sprawia, że czujemy się bezpośrednimi uczestnikami wydarzeń, a bohaterowie, doskonale wykreowani i obdarzeni charakterystycznymi cechami, stają się osobami nam bliskimi. Dzięki temu godziny spędzone na lekturze tej obszernej powieści mijają niepostrzeżenie, tym bardziej, że napięcie narasta z każdą stroną, coraz mocniej towarzyszy nam też przeczucie, że zło, które czai się tuż za rogiem (a właściwie drzewem) ujawni swe oblicze. A wówczas może to być ostatnia rzecz, którą zobaczymy… Ten klimat książki jest jej największym atutem, zaś kończąc lekturę pozostajemy z lekką obawą w sercu. Zakończenie wskazuje na kolejne tomy, które – mam taką nadzieję – są w przygotowaniu, bo warto utrzymać ten poziom adrenaliny, sprawiający, że „Gwiazda szeryfa” zapada w pamięć. I to nie tylko mieszkańcom Olsztynka, ale wszystkim miłośnikom dobrze skonstruowanych kryminalnych historii, w których każda wersja zdarzeń jest prawdopodobna...
Zapowiedź: Hitman, tom 1
Pierwsza część opowieści o Tommyʼm Monaghanie, płatnym zbójcy z Gotham City, który w wyniku starcia z demonem zyskał supermoce – rentgenowski wzrok i telepatię. Jego specjalnością jest likwidowanie gangsterów i superłotrów. Ma jednak swój kodeks – nie zabija tych, których uzna za bohaterów. Z tego powodu, jak łatwo przewidzieć, sam stał się celem innych hitmanów. Jego działalność wzbudza również zainteresowanie obrońcy Gotham – Mrocznego Rycerza...
Amazing Spider-Man: Globalna sieć #04: Starzy znajomi
Dan Slott, to człowiek, który mocno namieszał ostatnio w życiu Petera Parkera. Czyniąc z niego prezesa największej technologicznej korporacji na świecie, wywrócić praktycznie całe jego życie do góry nogami. Poprzedni, trzeci tom serii „Globalna sieć”, był powiązany z wydarzeniami przedstawionymi w evencie „II Wojna Domowa”. Oprócz ciekawego pojedynku z Iron Manem nie był to komiks, który przypominał czasy świetności Slotta. Jednak pootwierał on kilka wątków, które teraz mają swoje ważne rozwinięcie. Czwarty tom jest też szczególnie ważny, iż stanowi preludium to kolejnego dużego wydarzenia w życiu Spider-Mana – Spisku klonów.
Fabuła czwartego tomu skupia się na dwóch głównych wątkach, które się ze sobą przeplatają. Dla przypomnienia ostatni tom kończy się tragicznie. Jay Jameson, czyli mąż cioci May nagle stracił przytomność. W ciężkim stanie trafił do szpitala i jest na skraju życia i śmierci. Oczywiście tradycyjnie jego syn obwinia o wszystko Petera. Światełko w tunelu pojawia się wtedy, gdy z pomocą zgłasza się tajemnicza firma New U Technologies, która proponuje udział choremu w eksperymentalnej terapii. Jej założeniem jest wykorzystanie sklonowanych i zdrowych narządów wewnętrznych. Parker jednak jest bardzo podejrzliwy do tego sposobu leczenia, szczególnie że dzień wcześniej uaktywnij się jego pajęczy zmysł przy jego pracowniku, który został uleczony tym samym sposobem.
W międzyczasie poznajemy szerzej tajemniczego człowieka w czerwieni, który od dwóch numerów pojawiał się epizodycznie i zbierał ekipę składającą się z największych antagonistów Spider-Mana. Jest nim profesor Miles Warren zwany Jackalem. Przekupuje on największych złoczyńców, zwracając im bliskich, których dawno temu stracili. W ten to sposób swoje ukochane kobiety odzyskują m.in. Rhino, Electro czy Kingpin.
Na trop naukowca i jego dzieła wpada Prowler, który na prośbę Petera miał bliżej przyjrzeć się tajemniczej organizacji medycznej, która zaproponowała pomoc Jamesonowi. Niestety nie tylko potwierdza on obawy Spider-Mana, ale również zostaje nakryty przez Lizarda.
Tymczasem do swojego wielkiego powrotu szykuje się Otto Octavius. W ciekawej retrospekcji dowiadujemy się przede wszystkim, w jaki sposób trafił on do Living Braina. Czy wreszcie uda mu się realizować długo przygotowywany plan odzyskania władzy oraz swojej wielkiej miłości?
W „Starych znajomych” wszystkie dotychczasowe elementy układanki zaczynają wskakiwać na swoje miejsce. Dan Slott powoli buduje klimat przed kolejnym eventem, czyli „Spiskiem klonów”. Ma to być jego wizja i nowa odsłoną kultowego, ale i najbardziej krytykowanego wydarzenia w życiu Petera Parkera, czyli „Sagi klonów” z lat 90.
Komiks ten na tle wcześniejszych tomów stoi na bardzo wysokim poziomie. Wreszcie mamy mniej trochę aroganckiego Petera jako prezesa korporacji, a więcej starego, dobrego Spidera z sąsiedztwa. Nie brakuje akcji, mocnych czy emocjonalnych momentów oraz twistów fabularnych. Bardzo fajnie również wypada wątek z Otto, który wreszcie wypełnia brakującą lukę w dotychczasowej fabule.
Na plus również wypada oprawa graficzna, szczególnie, że mamy zachowaną ciągłość pracy włoskiego grafika Giuseppe Camuncoliego. Teraz odpowiadał on za pierwszy i ostatni zeszyt tego albumu. Dwa środkowe zeszyty to praca nowego grafika w tej serii – R. B. Silvy. Widać bardzo dobrą współpracę między panami, gdyż mają spójne wizje Człowieka-Pająka i ciężko znaleźć różnice w ich kreskach. Ponadto tradycyjnie Camuncoli urzeka świetnymi dużymi kadrami i dynamiką pojedynków.
Podsumowując, czwarty tom „Globalnej sieci” nie zawodzi ani fabularnie, ani wizualnie. Lektura daje nam sporo rozrywki. Mamy wreszcie powrót Slotta do korzeni i czasów jego serii „Superior Spider-Man”. Mamy wreszcie Petera Parkera jako starego, dobrego Spider-Mana. Teraz kolej na tom piąty, czyli najbardziej oczekiwany event - „Spisek klonów”.
Morderstwo w Orient Expressie
Chyba każdy czytelnik słyszał o słynnym belgijskim detektywie Herkulesie Poirot. Mimo że skrajnie różni się od postaci Sherlocka Holmesa, to jednak zyskał tak samą wielką sławę. „Morderstwo w Orient Expressie” to już ósma książka z jego przygodami, ale zdecydowanie najbardziej wszystkim znana przez wzgląd na bardzo nietypowy przebieg fabuły. Nic więc dziwnego, że to właśnie ten tytuł ukazał się w graficznej adaptacji.
Zarys fabuły
Prywatny detektyw Herkules Poirot w czasie podróży otrzymuje pilny telegram, mówiący, by jak najszybciej wracał do Londynu. Dzięki pomocy przyjaciela, który jest dyrektorem linii kolejowej, udaje mu się zarezerwować kuszetkę w tytułowym Orient Expressie. W pociągu przedstawiający się nazwiskiem Ratchett Amerykanin oferuje Poirotowi sporą sumę za odnalezienie autora listów z pogróżkami, które przychodzą pod jego adresem. Detektyw jednak odmawia. Śledztwa podejmuje się dopiero na prośbę przyjaciela, gdy okazuje się, że Ratchett został zamordowany.
Moja opinia i przemyślenia
Autorem scenariusza „Morderstwa w Orient Expressie” jest Benjamin von Eckartsberg, znany przede wszystkim jako scenarzysta serii „Gung Ho”. Rysunki wykonał Tsai Chaiko („Chronique des immortels”).
Uwielbiam książki z udziałem Herkulesa Poirota. To zdecydowanie moje ulubione tytuły spod pióra Agathy Christie. Dlatego z ogromną przyjemnością sięgnęłam po powieść graficzną, która jest adaptacją powieści „Morderstwo w Orient Expressie”, a zarazem trzecim komiksem z serii wydanej z okazji stulecia powieści pisarki. Mimo że „Tajemniczego przeciwnika” i „Noc w bibliotece” rysowali różni artyści, to jednak komiksy mają ze sobą wiele wspólnego. W przypadku „Morderstwa w Orient Expressie” jest jednak inaczej i kreska artysty Tsai Chaiko znacząco się wyróżnia z grona pozostałych. Jest bardziej surowa, ale rysownik dba o detale. Ilustracjom nie zabrakło również pełnego niepokoju klimatu. Choć przyznam, że mnie stworzeni przez Tsai Chaiko bohaterowie, szczególnie kobiety, wyjątkowo się nie podobają (ale jak to się mówi, o gustach się nie dyskutuje).
Myślę, że „Morderstwo w Orient Expressie” to jeden z tych tytułów, które powinien poznać każdy czytelnik - chociażby w wersji komiksowej. W różnych książkach, filmach i serialach pojawia się cała masa nawiązań do tego właśnie tytułu. To prawdziwa klasyka kryminału.
Podsumowanie
Agatha Christie to pisarka o niezwykłym umyśle i wyobraźni. Potrafiła inspirować się faktycznymi wydarzeniami, jak i tworzyć własne zagadki kryminalne. Obok jej twórczości nie sposób przejść obojętnie i ani trochę nie dziwi mnie, że doczekała się tak wielu adaptacji, również komiksowych. Komiks „Morderstwo w Orient Expressie” to nie lada gratka dla wszystkich miłośników twórczości pisarki. Przyjemnie jest zobaczyć czyimiś oczami dobrze znaną nam wszystkim historię.
Zapowiedź: Dom między chmurami
Miłość, poświęcenie i zdrada w pasjonującej opowieści fantasy, w której słowiańska mitologia miesza się z barbarzyńskimi kultami i wszechobecną magią.
Opowieści wigilijne. Nawiedzony dom
Opowieść wigilijna Charsla Dickensa to dzieło, który zna prawie każdy. Nie każdy musiał ją czytać, jednak powstało tak wiele ekranizacji, że nie sposób po prostu nie wiedzieć o jej istnieniu. Co najciekawsze, że książka o jakże mylnym tytule obok opowieści wigilijnych nawet nie stała. Spotkamy tu rozbitków, duchy i piratów, ale na pewno nie brodacza w czerwonym wdzianku z reniferami. Jest to bowiem zbiór opowiadań autora, które ukazywały się w okresie grudniowym na łamach gazety. Z okazji Świąt Dickens i inni pisarze (głównie pochodzący z rodziny Collinsów) przygotowywali wspólnie różne opowieści. Teksty te później były przedrukowywane w czasopismach Household Word i All the Year Round. Warto wspomnieć, że redaktorem był sam Dickens, jest on też autorem kilku rozdziałów. Czy warto wiec spędzić nad tym opasłym tomem trochę czasu? Postaram się odpowiedzieć na to pytanie w poniższej recenzji.
W całej książce znajdziemy siedem opowiadań. Głównymi tematami są cierpienie, głód, samotność i przyjaźń. Co ciekawe, jako że były to opowiadania wydawane wspólnie na łamach gazety, cześć opowiadań pisał Charles Dickens, a resztę dopisywał ktoś z rodziny Collinsów. I to właśnie bardzo mocno uderza w poszczególnych opowiadaniach. Bo jak ocenić opowiadanie, które jest w czterech częściach, ale dostajemy na przykład część pierwszą i przedostatnią, bo inne napisał ktoś inny. Nie mając oglądu na całość, musimy próbować wyrobić sobie zdanie, co naprawdę nie jest łatwe.
Jako że to dzieło już wiekowe, a pisane na ramach gazet – to odczuwamy specyficzny język opowiadań. Pisarze rozwlekali jak najdłużej opisami swoje opowiadania, aby po prostu więcej zarobić. Język będzie piękny, poetycki, a opisy drobiazgowe. Nie każdemu się to spodoba.
Nie odmówię jednak tego, że te opowiadania są wciągające. „Katusze gromadki angielskich jeńców” to opowiadanie żołnierza piechoty morskiej. W brytyjskiej kolonii trwa walka o przetrwanie, hordy piratów mordują bezwzględnie każdego. I powiem szczerze, pierwsza część opowiadania wciągnęła mnie niesamowicie, jednak kiedy dotarłem do jej końca, okazało się, że dostajemy dopiero trzecią część opowiadania, ponieważ drugą i ostatnią napisał ktoś inny. Poczułem się mocno oszukany. Jeżeli czytam opowiadanie, to chce je przeczytać całe, a nie tylko fragmenty napisane przez danego autora. Wyobraźmy sobie, że kupujemy grę komputerową, której wydaniem zajmowały się dwie firmy. Włączamy ją i z pasją pochodzimy pierwsze dwa levele, jednak gra po tym przeskakuje na ostatni level, bo pracował nad nią inny wydawca. Osobiście wyrzuciłbym ją przez okno. Tak samo czułem się, czytając wyżej wymienione opowiadania.
Podsumowując, jeżeli ktoś jest fanem Charlsa Dickensa i nie zna powyższych opowiadań, na pewno będzie zadowolony. Jednak kiedy ktoś jak ja, lubi czytać klasykę, ale nie odpowiada mu forma przerywania tekstów, niech nie traci na to czasu. Ciężko mi pisać taką recenzję, zwłaszcza że autora tych opowieści od zawsze szanowałem, ale dostałem według mnie produkt na tyle niekompletny, że zostałem z ogromnym niesmakiem po lekturze.
Deadpool #05: II Wojna Domowa
Komiksowe uniwersum Marvela pochłonięte jest kolejną Wojną Domową, do której to również postanowił nawiązać Gerry Duggan w swoich przygodach najemnika z nawijką. Nie mamy tu jednak do czynienia z pełnowartościowym tie-enem. Choć znajdziemy tutaj kilka odniesień do głośnego eventu, Deadpool musi się zmierzyć z własnymi domowymi wojnami.
Najemnicy do wzięcia pod dowództwem Deadpoola pomagają w walce z zagrożeniem wskazanym przez Ulyssesa (wątek z albumu „II Wojna Domowa”). Po zakończonej akcji Wade Wilson zostaje okrzyknięty bohaterem, zaś jego drużyna, która odwaliła całą brudną robotę, przez prasę została nazwana tylko pomocnikami. Deadpool kolejny raz spija całą śmietankę i bawi się na całego na imprezie zorganizowanej przez Starka, a jego kompani, nie dość, że znowu nie otrzymują wynagrodzenia, to jeszcze są pomijani w zasługach. Wszystko to ma wpływ na bunt drużyny Deadpoola. Slapctick, Masacre, Foolkiller, Terror, Stingray i Solo mówią dość i postanawiają zacząć działać na własną rękę. Jako że bohaterowie Ci nie grzeszą inteligencją, ich z pozoru prosty i genialny plan szybko spalił na panewce, a całe przedsięwzięcie doprowadza do komicznej konfrontacji w banku.
Co na to wszystko Wade? Wybryk swoich podwładnych stara się oczywiście obrócić w żart, gdyż sam ma problemy na dwóch innych frontach – zawodowym i prywatnym. Po pierwsze, chcąc przetestować dar widzenia przyszłości przez Ulyssesa, zamierza przygotować zamach na swoje życie i sprawdzić, czy Inhuman go ostrzeże. Tutaj jednak na scenę wkracza Black Panther, który zamierza wybić mu głupoty z głowy. Otrzymujemy, więc widowiskowy i śmieszny pojedynek z wieloma odniesieniami do popkultury.
Na drugim froncie, tym razem prywatnym i towarzyskim, Deadpool wchodzi zaś na wojenną ścieżkę ze swoją żoną. Okazuje się, że Shiklah prowadzi dość rozwiązłe życie i zdradza swojego męża. Otrzymujemy więc widowiskowy pojedynek z demoniczną królową.
Przybity ostatnimi wydarzeniami Najemnik zaczyna użalać się nad swoim losem. Na szczęście zawsze się znajdzie ktoś, komu można zaufać i się zwierzyć. Dla Wilsona taką przyjaciółką okazuje się być Rogue. Ich wspólna przygoda, to chyba najbardziej nostalgiczny i wzruszający moment albumu.
Całość zamyka opowieść z przyszłości, czyli kontynuacja przygód Deadpoola w 2099 roku.
„II Wojna Domowa”, choć jak się okazuje, nie jest żadnym tie-enem do wielkiego eventu Marvela i jedynie w postaci Ulyssesa czy bitwie w której uczestniczyli Najemnicy można znaleźć nawiązania, to wcale z tego powodu nie jest komiksem złym. Wbrew pozorom patrząc na pierwsze tomy przygód Deadpoola w ramach serii wydawniczej Marvel NOW! 2.0, ten stoi na dość wysokim poziomie. Można zaryzykować stwierdzenie, że seria zaliczyła pewien progres. W parze z wartką akcją idzie specyficzny humor Najemnika z Nawijką. Mamy cięty język bohatera, częste puszczanie oka do czytelnika, czy nawiązania do popkultury np. spojlerowanie „Gry o Tron”.
Szczerze to chyba najsłabszym elementem tego piątego albumu jest kolejna cześć historii córki Wilsona w 2099 roku. Jest ona bardzo chaotyczna i w sumie mało interesująca.
Jeśli chodzi o oprawę graficzną, to w głównej mierze jej autorem jest znany już z wcześniejszych tomów Mike Hawthorne. Dodatkowo za numer z przygodami w przyszłości odpowiadał również znany Scott Koblish. W kilku słowach – jest bardzo przyjemnie dla oka, a na szczególną uwagę zasługują całostronicowe kadry.
Podsumowując, album ten czytało mi się bardzo przyjemnie. Szczerze zadowolił mnie i z czystym sumieniem polecam go również Wam. Jestem ciekawy dalszych przygód Deadpoola, szczególnie, iż został zapowiedziany powrót Madcapa.
Zapowiedź: Wojownik Altaii
Błyskotliwa powieść fantasty, w której wojownik Wulfgar niczym legendarny Conan ściera się ze złem, które zawładnęło światem.
Zapowiedź: Miasteczko Rotherweird
Rok 1558: Dwanaścioro dzieci o talentach niewiarygodnych jak na ich wiek zostaje wygnanych przez królową do miasta Rotherweird. Niektórzy uważają je za wyjątkowe, inni za pomiot szatana. Jednak wszyscy zgodnie uznają, że trzeba je traktować z respektem i… obawą.