Rezultaty wyszukiwania dla: Zimowy Żołnierz
Zimowy Żołnierz
„Zimowy Żołnierz” to kolejne, wspaniałe wydanie zbiorcze, które ukazało się nakładem wydawnictwa Egmont. Tym razem padło na przygody Kapitana Ameryki w wykonaniu Eda Brubakera w roli scenarzysty i Butch’a Guice’a oraz Michael’a Lark’a w rolach rysowników. Album zawiera materiały opublikowane pierwotnie w zeszytach „Winter Soldier” #1–14 i „Fear Itself” #7.1: „Captain America”. To właśnie od tego miejsca warto zacząć swoją przygodę z komiksami tej kultowej postaci.
Seria komiksowa skupia się na postaci Bucky’ego Barnesa, dawnego pomocnika Kapitana Ameryki, który po swojej "śmierci" w czasie II wojny światowej został odnaleziony i przekształcony w zabójcę na usługach Związku Radzieckiego. Po latach prania mózgu i zaawansowanych eksperymentów technologicznych, Bucky staje się Winter Soldierem – superszpiegiem i zabójcą, który operuje na całym świecie, wykonując tajne misje na rzecz ZSRR.
Bucky Barnes, po wielu latach spędzonych jako Winter Soldier, zostaje w końcu odnaleziony przez Kapitana Amerykę (Steve’a Rogersa) i przywrócony do normalnego życia. Pomimo odzyskania świadomości, Bucky zmaga się z poczuciem winy za wszystkie zbrodnie, które popełnił jako Zimowy Żołnierz. Większa część serii śledzi jego zmagania z przeszłością, starania o odkupienie oraz próby naprawienia zła, które wyrządził pod wpływem radzieckiej kontroli.
Seria mocno osadzona jest w politycznych realiach zimnej wojny oraz w kontekście szpiegowskich operacji międzynarodowych. Bucky jako Winter Soldier staje się narzędziem w rękach różnych sił politycznych, a sama postać symbolizuje ofiary systemów totalitarnych i zmagania z własną tożsamością po traumatycznych wydarzeniach. Ma jednak w sobie również wiele elementów typowych dla super bohaterów, szczególnie wówczas, gdy na horyzoncie pojawiają się inne, dobrze nam znane, Marvelowe postacie.
Seria „Zimowy Żołnierz” jednocześnie skupia się na osobistych zmaganiach bohatera z poczuciem winy i zanurza czytelników w realia zimnej wojny oraz globalnych intryg szpiegowskich. Mimo mrocznego tonu, komiks nie zapomina o swoich superbohaterskich korzeniach, wplatając w historię znane postacie z uniwersum Marvela, co dodaje jej dodatkowego uroku. Dla fanów komiksów o Kapitanie Ameryce i jego bliskich współpracownikach, „Zimowy Żołnierz” to pozycja obowiązkowa, moim zdaniem idealna do rozpoczęcia przygody z tym kultowym bohaterem.
Kapitan Ameryka. Proces Kapitana Ameryki
Kapitan Ameryka, urodzony w umysłach Joe Simona i Jacka Kirby'ego w roku 1941, nie jest jedynie postacią z komiksu — jest symbolem nadziei, wytrwałości i niewzruszonej determinacji w obliczu przeciwności. Jego powstanie, w trakcie Drugiej Wojny Światowej, miało na celu dostarczenie czytelnikom herosa, który mógłby stanąć w obronie wolności i demokracji przed rosnącym zagrożeniem nazizmu. Lecz przez dekady istnienia Kapitana Ameryki, jego rola i znaczenie ewoluowały, przekształcając go w wielowymiarowego bohatera, który odzwierciedla zmieniające się oblicze Stanów Zjednoczonych i ich wartości.
Wielu pamięta go jako Steve'a Rogersa – chudego chłopaka z Brooklynu, który pragnął służyć swojemu krajowi, lecz był wielokrotnie odrzucany z powodu słabego zdrowia. Dopiero tajny program rządowy przekształcił go w super żołnierza, który stał się orędownikiem sprawiedliwości. Jednak to nie tylko jego niewiarygodne zdolności sprawiły, że stał się jednym z najbardziej ikonicznych superbohaterów wszech czasów. To jego moralny kompas, wierność ideałom i nieugięta postawa w dążeniu do słuszności. Jak więc doszło do tego, że Kapitan Ameryka ostatecznie stanął przed sądem?
Mimo powrotu Steve Rogersa (oryginalnego Kapitana Ameryki) do świata żywych, zastępujący go Bucky Barnes (Zimowy Żołnierz) dalej wiedzie pierwsze skrzypce w roli Kapitana Ameryki. Tytułowy proces Kapitana Ameryki poprzedzony jest dwoma krótkimi przygodami, w których ratują Stany Zjednoczone przed fałszywym Kapitanem Ameryką i próbują wmówić Bucky’emu Barnesowi, że nie nadaje się do roli, którą przybrał. Mimo że Bucky Barnes jest teraz de facto Kapitanem Ameryką będzie się on musiał zmierzyć z własną przeszłością Zimowego Żołnierza. Jest to walka tak fizyczna jak i mentalna.
Scenarzysta świetnie ukazał rozterki Buckiego, głównie skupiając się na jego rozważaniach czy jest godny bycia Kapitanem Ameryką i czy jako były zabójca zasługuje na odkupienie. Na łamach komiksu nie zobaczymy wiele super mocy, tym razem Ed Brubaker skupia się głównie na szpiegowsko kryminalnych klimatach.
Steve Rogers pozostaje aktywny w walce z przestępczością, ale tak naprawdę mało pojawia się w fabule. Chociaż poza głównym wątkiem jego postać znajdziemy również w pobocznej historii, której jest głównym bohaterem. Niestety oryginalny komiks został wydany ponad dziesięć lat temu (2010), więc wątek raczej nie zostanie dokończony w najbliższym czasie pozostając jedynie ciekawostką.
„Kapitan Ameryka. Proces Kapitana Ameryki” to świetnie opowiedziana, skomplikowana i wielowątkowa historia, od której stron nie sposób się oderwać. Dodatkowo komiks został wspaniale wydany, a jego szata graficzna jest szczegółowa, idealnie dopasowana do klimatu i z pewnością przyciąga uwagę czytelników.
Fragment: Czerwony rycerz - Miles Cameron
I jeszcze jedna premiera MAG-a dzisiejszego dnia. Zapraszamy do poczytania pierwszego rozdziału Czerwonego rycerza Milesa Camerona.
Ant-Man
Nie czekałam na „Ant-Mana". Nie wyszukiwałam o nim nowinek, tak jak ma i miało to miejsce chociażby w przypadku serii „Avengers", a kiedy zobaczyłam jego zwiastun po raz pierwszy, pomyślałam, że oto Marvel zanotuje pierwszy upadek ze swego wciąż piętrzącego się szczytu. Zwłaszcza, że „Ant-Man" serwuje swoim odbiorcom spore odstępstwo od wierności komiksowemu pierwowzorowi. Chociaż czy jest to w Polsce popularny bohater? Z pewnością daleko mu do rozpoznawalności Irona Mana czy Hulka. Nie poszłam więc do kina w pierwszym tygodniu premiery, wybierając na seanse inne produkcje. I wiecie co? Trochę żałuję.
Scott Lang (Paul Rudd) kończy odbywaną w więzieniu karę i wraca na wolność. Na tej wolności nic, ani nikt (poza chronioną przez matkę córeczką) na niego nie czeka. Sprzed bramy odbiera go Luis (Michael Peña), kumpel-przestępca, a wkrótce okazuje się, że po wyroku nie tak łatwo dostać normalną pracę. Szalę przeważa fakt, że była partnerka zabrania mu widywania się z córką do czasu, gdy nie stanie na nogi. Zdesperowany Scott decyduje się na jeszcze jeden skok. Nie wie tylko, jakie ów włamanie przyniesie dlań konsekwencje. Na jego liście prawdopodobnych opcji z pewnością nie znajduje się propozycja włamania – złożona przez Dr Hanka Pyma (Michael Douglas) i jego córkę Hope (Evangeline Lilly) – do zaawansowanej technologicznie firmy w celu wykradzenia wynalazku, który stanowi zagrożenie dla świata. A już szczególnie jako Ant-Man, czyli zminiaturyzowany człowiek o ponadprzeciętnej sile, mający we władaniu nic innego, jak... mrówki.
„Ant-Man" wieńczy drugą fazę MCU (Marvel Cinematic Universe, czyli Filmowe Uniwersum Marvela), ale to może mówić coś jedynie fanom tematu. Dla osób, które po prostu lubią obejrzeć film o superbohaterach – garść informacji. Filmy sygnowane znakiem Marvela ukazują się, czy też będą ukazywać w fazach. Jest to swoista kategoria wydarzeń związanych ze wszystkimi bohaterami, stworzonymi przez franczyzę. Pierwsza faza, na którą składało się pięć filmów („Iron Man", „Incredible Hulk", „Iron Man 2", „Thor", „Kapitan Ameryka: Pierwsze starcie" i „Avengers") i którą zwykło nazywać się „Avengers Assembled", skupia się na gromadzeniu zespołu. Tutaj widzowie śledzili narodziny superbohaterów, to swoista geneza. Drugą Fazę MCU tworzą filmy: „Iron Man 3", „Thor: Mroczny Świat", „Kapitan Ameryka: Zimowy żołnierz", „Strażnicy Galaktyki", „Avengers: Czas Ultrona" oraz „Ant-Man" właśnie. Tutaj bohaterowie już się nie „rodzą", lecz istnieją w świecie i muszą mierzyć z konsekwencjami swoich supermocy, a także konsekwencjami ludzkich oczekiwań i zarzutów. Na fazę trzecią ma składać się dziesięć filmów. Czego będzie dotyczyła? Dowiemy się w najbliższych latach. A co z tego przydługiego wykładu wynika dla odbioru filmu?
W zasadzie niewiele. Przede wszystkim należało spodziewać się w „Ant-Manie" odniesień do grupy Avengers. Te oczekiwania się sprawdzają. Metakomentarze podsumowujące bohaterów, chociaż niekoniecznie pochlebne, w najnowszej produkcji Marvela się pojawiają, a relacje „nowej" postaci ze „starymi" są głównym punktem zapalnym dla śmiechu. O ile oczywiście jest się oswojonym z MCU, w innym wypadku całość może wydawać się nieco niejasna. Jednak znajomość innych produkcji z franczyzy przydatna jest także, by zrozumieć coś innego – że „Ant-Man" jest zupełnie inny, niż poprzednie obrazy serii.
Moim zdaniem charakter kolejnych obrazów serii odzwierciedla cechy bohaterów, o których opowiada i w ten sposób lokuje się bliżej jednego lub drugiego gatunku. „Iron Man" to na przykład typowy film akcji – dynamiczny jak jego tytułowa postać, lubujący się w nieco efekciarskich zwrotach akcji i „męskich" żartach. Z kolei „Ant-Manowi" najbliżej do kina familijnego – lekkiej komedii opowiadającej o odpowiedzialności i zmianach na lepsze. Historia człowieka-mrówki stawia, w przeciwieństwie do poprzednich fabuł, na wartości rodzinne. Sporo mówi się tutaj o dzieciach i konieczności dbania o świat dla przyszłych pokoleń. To zgoła odmienne podejście od reprezentowanego np. przez Czarną Wdowę albo wspomnianego już Iron Mana.
Efektywność działań dla obranego targetu doskonale widać w kinie, gdy śmieje się przede wszystkim dziecięca część widowni. Meksykanin ze skłonnością do chaotycznych opowieści poprzetykanych młodzieżowym slangiem, latająca mrówka o imieniu Wanda oraz emocjonalna wstydliwość, podobna do dziecięcego „oni się gryzą!" na widok całującej się pary – to wszystko nie daje miejsca na wątpliwości. „Ant-Man" obniża pułap PEGI.
Wydaje się to szczególnie ironiczne, gdy spojrzeć na wizualną stronę produkcji i najnowszy sposób uśmiercania filmowych przeciwników. Do tej pory, walki, chociaż brutalne, pozbawione były choćby odrobiny krwi. Tym razem czarne charaktery mogą w ułamku sekundy przemienić swoich wrogów w kupkę klejącej się brei, dość sugestywnie rozmazującej się po białych, łazienkowych kaflach. Jest to jednak „najgorszy" kadry, jaki można w kinie uświadczyć. Na pozostałe elementy obrazu składają się widowiskowe w swym przybliżeniu gromady mrówek oraz skurczanie do poziomu atomowego. Zwłaszcza to ostatnie robi wrażenie.
Do „Ant-Mana" pewnie nie będę wracała z taką lubością, jak do „Avengers", niemniej wciąż uważam tytuł za niezły. Dojrzalsi widzowie mogą czuć się, co prawda nieco zawiedzeni infantylnością produkcji, ale z drugiej strony to pierwszy w takim stopniu familijny film serii. Wnosi do całości niewypowiedziane głośno przykazanie, by się tak nie nadymać i spojrzeć na serię z przymrużeniem oka. W końcu to dzieci kochają superbohaterów najmocniej.
Konrad Matyś - Za murami
Dziś jest ten dzień. Ostatni dzień zimy, niby już śniegu dawno nie ma, a dla każdego wielkie święto. Myśli czarnowłosego chłopaka krążą wśród jednej rzeczy – wolności, a jeszcze bardziej jej braku. Życie w zamku jest nudne, gigantyczny zamek jest nudny, mury zamkowe są nudne. Zamek jest tak duży, że ciężko spotkać inną osobę, to też jest nudne. Ale najnudniejsze z tego wszystkiego są dwie malutkie rzeczy: to, że
ów czarnowłosy chłopak jest magiem, magów jest mało i nikt ich nie lubi, a w tym zamku jest ich trzydziestu, prawdopodobnie cała populacja magów z kraju i to, że strażników jest około sześciuset. Jest jeszcze wiele nudnych rzeczy, na przykład to, że do końca życia musi siedzieć w tym zamku. Takie prawo, izolacja magów. Życie magów jest nudne. Szczególnie jeśli dany mag ma szczególny talent do języków i ksiąg,
a jednocześnie nienawidzi czytać i rozmawiać, bo uważa, że to nudne.
Dziś mija równo dwadzieścia lat od czasu, gdy tu przybył, albo został zaniesiony, ponieważ roczne dziecko ledwie kilkaset metrów przejdzie. Zasadą tego zamku było, że, gdy mag ma ukończone lat dwadzieścia jeden, może na tydzień, podczas rocznicy wstąpienia, opuścić te nudne mury i poczuć jak to jest być wolnym. Trochę to sztucznie wygląda, bo wychodzi się ciągle pilnowanym, ale jednak jest się wolnym. Przez tydzień oczywiście, gdy mag nie wraca na czas, to trzeba maga szukać, a jak trzeba maga szukać to oznacza tylko jedno. Strażnicy muszą ruszyć swoje tłuste tyłki i wyruszyć na poszukiwania, a to dla nich jest jedna wielka nuda. Magów trzeba trzymać krótko, inaczej staną się zbyt pewni siebie i zachłanni. Jak czegoś chcą – zabraniać, no chyba że przyda się to samemu zakonowi strażników i najważniejsze, z magami dłużej niż minutę nie rozmawiać, jeszcze jakiś urok rzucą, albo w żabę zmienią, a w tych czasach ciężko o piękną księżniczkę, która cmoknie płaza, marząc o księciu z bajki, a nawet jak już cmoknie, to się może niemiło rozczarować, bo zamiast przystojnego księcia, będzie gruby strażnik z piwnym brzuszkiem. Przykro mi, życie jest brutalne.
Wracając do owego nudnego zamku leżącego blisko nudnej wsi, którą przecina nudna rzeka i która umiejscowiona jest w nudnej górskiej dolinie otoczonej pięknymi, ale nudnymi górami. Oczywiście tak twierdzi młody mag Andreas. Tak naprawdę jest to wielki zamek z setką wieży, tysiącem sal oraz korytarzy i milionem komnat. Na terenie zamku znajduje się wielki plac treningowy, a w podziemiach największa na świecie biblioteka, skrywająca nie tylko stare księgi, ale także największe skarby tego świata. Nieopodal zamku jest nie wioska, lecz małe bezimienne miasteczko z kaplicą , rynkiem, a nawet dwoma, targiem i mnóstwem domów oraz sklepów. Wokół bezimiennego miasteczka znajdują się posiadłości ziemskie z mniejszymi lub większymi polami uprawnymi. Z każdej strony dolina otoczona jest pięknymi wysokimi górami, których szczyty giną w chmurach, a gdy niebo jest bezchmurne, można dostrzec ostre zakończenia gór, pokryte nagimi skałami i puchowym sweterkiem ze śniegu. Dostać się tu też nie jest łatwo, nie ma żadnego przesmyku, jest tylko jedna jaskinia z dwoma wyjściami z jednej i drugiej strony, ale żeby nie było tak łatwo w środku są setki korytarzy, które kończą się niekiedy pieczarami z magicznymi stworzeniami, takimi jak: pająki wielkości konia, czy cieniami, wiadomo o nich tylko tyle, że, gdy się je widzi, to zazwyczaj jest ostatnia rzecz, którą się widzi. Można spotkać też smoki, ale to już rzadkość, te gady zostały udomowione. Teraz to powszechne środki transportu. Tutaj jednak smok nie doleci, a to za sprawą tajemniczego zjawiska związanego z tymi górami. Jest w nich coś czego boi się każdy smok.
Na pozór zwykła kraina, a gdy się bliżej przyjrzymy, skrywa tyle tajemnic. W sumie nie ma co się dziwić, w tym świecie jeśli coś nie posiada ukrytej tajemnicy, to najzwyczajniej nie istnieje. Od taka ironia losu, żarcik taki fajniusi. Nikogo nie dziwi, że jak znajdzie się naszyjnik, to on sprowadzi gobliny czy demony na dom znalazcy, albo jedno i drugie, tutaj to noma. Świat nie dający słabym żadnej szansy, a z drugiej strony, jeśli ktoś jest silny, wyniesie go na wyżyny potęgi. Tylko szkoda, że większość osób to umiarkowani ludkowie, ale tak jest od zawsze na tym pięknym świecie.
Nikt nie wie, jakim cudem to tutaj powstało więzienie dla magów, jedyne w kraju. Normalne kraje mają takie miejsca w stolicach lub niedaleko nich. Tutaj nikt magów nie trawi, każdy się nimi brzydzi. Ale po co? To też ludzie, takie same osoby jak inne, też myślą, też żyją, też mogą pracować, nawet wydajniej. Lecz wciąż inni się ich boją, ciągle i zawsze jest jakieś ale. Uprzedzenie do magów jest głęboko zakorzenione u ludzi prostych, ale nawet królowie czy szlachta chcą ich odizolować. Jest jedno wytłumaczenie, bo oni magią mogą zabijać. Coś za coś. Pomoc za jakieś ryzyko, nie ma co się dziwić.
Andreasowi została do przeczekania tylko godzina i przez tydzień będzie wolny. Będzie mógł wreszcie dowiedzieć się, czym jest życie prawdziwego człowieka. Na szczęście ludzie w bezimiennym miasteczku byli inni niż reszta świata. Za każdym razem, gdy ktoś wychodził z zamku, to w miasteczku jest święto. Mag oznacza pomoc i ułatwienia, oczywiście nie zawsze, zależy od maga. Są tacy, którzy prędzej spalą czyjś dom, zamiast ochronić od nieszczęść. Życie, przykro mi. Ale szczerze mówiąc, czego się spodziewać, magowie to też tylko ludzie.
- Znasz zasady. - Kończył mówić swoje nudne przemówienie nudny dowódca straży. - Niesubordynacja jest karana, nawet śmiercią.
- Oczywiście. - czarnowłosy mag ziewnął przeciągle - muszę słuchać o tym od dwóch godzin, wiem juz wszystko.
- To dobrze. - Żołnierz wstał. -Teraz ktoś ciebie odprowadzi do drzwi. Rozumiesz?
Mężczyzna nie czekał na odpowiedź, tylko uniósł swoją już starą rękę wskazując drzwi prowadzące na korytarz. Tam stała już czwórka uzbrojonych po zęby strażników. Od gabinetu odbili w lewo. Przez kamienne mury, było tu jednocześnie zimno i ciepło. Po około stu krokach skręcili w prawo. Nikogo Andreas jeszcze nie zapytał, dlaczego te korytarze są takie kręte, a nie normalne kwadratowe jak wszędzie, tylko wijące się jak węże. To chyba pod nich zamek ma swoją nazwę "żmijowe zamczysko". Jakieś dwieście kroków i kolejny zakręt w prawo. Następne dwa skrzyżowania przeszli prosto. O dziwo nie nudziło go ta wędrówka, ale to ze względu na możliwość opuszczenia zamku, chociaż na tydzień. Kolejne dwa zakręty, w prawo i lewo, a potem ciągle prosto.
Oczom Andreasa zaczęła się ukazywać powoli masywna, sięgająca prawie dziesięciu metrów brama. Lekko pozłacane ozdoby pokrywały całe wrota. Wszystko to robiło piorunujące wrażenie, szczególnie, że całe wrota utrzymane były w realistycznej i mało przesadzonej atmosferze mroku. Nie ma wątpliwości, brama ta została wykonana specjalnie, by wystraszyć słabych magów. Dwóch żołnierzy wspólnymi siłami mozolnie otwierało wrota. Chłopak niepewnym krokiem przekroczył próg zamczyska i znalazł się na niewielkimi dziedzińcu otoczonym z dwóch stron murem, a z jednej zamkiem. Zielona trawa dopiero zaczyna budzić się po śnie zimowym, kwiatów zbyt dużo nie było, drzewa też jeszcze nie były w całej okazałości, gdzieniegdzie brakowało liści, ale na nie jest jeszcze czas. Nawet taki dość ubogi obraz zdołał zachwycić maga i przełamać obraz świata, o jakim słyszał, nie było to nudne i szare miejsce, tylko piękne, pełne uroku i zachwycające , a to wielka różnica. Tylko to zamczysko psuło piękny obraz. Im dalej czarnowłosy oddalał się od swojego więzienia, tym bardziej uświadamiał sobie, że inni się mylą. Gdzie nie spojrzał, widział coś nowego, pięknego i jak dotąd niespotykanego, przynajmniej dla niego. Trawę i kwiaty widział tylko w ogrodzie zamkowym, skromnym i zaniedbanym. Gór w ogóle nigdy nie widział, mury zamku są zbyt wysokie, by cokolwiek zobaczyć. Każdy skrawek ziemi został dokładnie obejrzany i sprawdzony. Niby czytywał o tym wszystkim, a jednak ciągle go to ciekawiło. Było czymś nowym, nieznanym ale... normalnym.
Zachwycanie się przyrodą zajęło magowi co najmniej godzinę bezcennego czasu wolności, ale, gdy skończył, albo na chwile przerwał, postanowił jednak skierować się w stronę ludzi. Rzadko z kimś rozmawiał, czy to przez samotność w zamku, czy przez to, że wmawiał sobie, iż nie potrafi rozmawiać, faktem było, że nie rozmawiał. Po raz pierwszy naprawdę szukał z kimś kontaktu . Chciał poznać ten nowy świat. Wchodząc do miasteczka znów zdziwił się. Nie była to nudna wioska, a tętniące życiem miasteczko, pełne uśmiechniętych ludzi. To wszystko było takie naturalne i niewymuszone, że nawet magowi się udzieliła radosna atmosfera. Ludzie świętowali nadejście wiosny. Wszyscy poubierani kolorowo z wieńcami na głowach i z bukietami suszonych kwiatów w rękach. Niby to takie zwyczajne, a takie niezwykłe. Wszystko było nowe, ciekawe, urzekające. Wszyscy kierowali się w jedną stronę, więc Andreas także tam poszedł. Ulica kończyła się pokaźnych rozmiarów rynkiem, gdzie rozstawiona była drewniana scena, a wokół niej tłumy ludzi. Zaskakujący widok. Andreas jeszcze nigdy nie widział tylu ludzi w jednym miejscu, nigdy nie widział tylu ludzi.
-O...- tylko tyle się mu wyrwało, więcej nie był w stanie powiedzieć.
Jakiś nieznajomy mężczyzna podbiegł do niego i klepnął po plecach. Czuć było, że jest porządnie podchmielony. Dziwne, że jeszcze chodził. W zamku rzadko mogli spożyć coś mocniejszego, trzeba było spotkać kogoś innego, z tą osobą zakraść się do piwnicy i najważniejsze nie dać się złapać, a o to było ciężko. Po raz pierwszy tak naprawdę chciał robić wszystko, co zwykli ludzie. Od generała dostał trochę złota, wiec poszedł do prowizorycznego baru na powietrzu.
- Jeden raz proszę - wyjął jedną monetę i położył na blacie.
Karczmarz wziął pieniądze i poszedł do beczki z drewnianym kuflem. Pół minuty wlewał złotawą ciecz. Po chwili Andreas już trzymał drugi kufel piwa. Już wiedział, czemu wszyscy byli tu tacy radości. Na scenę weszła kapela. Jacyś pospolici grajkowie nazywający siebie bardami. Ich fenomen polegał na tym, że nigdy nie wchodzili na scenę grać osobom trzeźwym. Po dwóch tańcach mag zakupił kolejny napój. I jeszcze kilka, a potem kolejne. Taniec, kufel, taniec, kufel. A potem pustka, czarna dziura.
***
- Co... się... stało... -młody mag otworzył powieki i natychmiast je zamkną, leżał na polanie, miał podarte ubrania i dziurę w głowie. No i jeszcze ten ból głowy, koszmar na jawie, o ile nie śnił. Powoli i bardzo ostrożnie zaczął się podnosić. Koszula nie miała rzemyka i teraz odsłaniała lekko umięśniony tors, w zamku często mógł ćwiczyć, nie tylko magię, ale też sport. Gdy wstał, rozejrzał się wokół. Nigdzie nie było widać ani wioski, ani zamku. Był na małej półce skalnej, ale gdyby tego było mało, to jeszcze nie wiedział, jak tu się znalazł. W sumie to nie wiedział nawet, ile czasu tutaj jest. Podszedł do granicy półki i spojrzał w dół, w oddali dostrzec można było tylko plamy, które mogły być domami i jedną większą czarno szarą plamę, to chyba zamek. Chłopak wrócił do miejsca, w którym się obudził. Zebrał to, co leżało na trawie. Czyli pusty mieszek. Jeszcze niedawno był pełen ciężkich, złotych, beczących monet, a teraz? Teraz to zwykły szmaciany woreczek. Bezużyteczny zresztą. Chłopak rzucił nim ze złością w krzaki. Chwila namysłu. Dłuższa chwila, bo trwała około dziesięciu minut. Andreas zdołał wymyśleć tylko jedno, że pora wracać. Chwila magii i sterta kamieni ułożyła się w bezpieczny podest, na którym powoli zjechał na dół. Podczas opadania rozglądał się uważnie po okolicy, do zamku nie było bardzo daleko, ale i ten dystans trzeba było przebyć. Skierował się w stronę najbliższej drogi i obrał kurs „Żmijowe zamczysko".
Po drodze mijał grupki wieśniaków.
- Pamiętacie tego maga z dnia wiosny? Porządnie sobie popił! - młody mężczyzna entuzjastycznie relacjonował minione wydarzenia.
Czarnowłosy młodzieniec prychnął.
-To wy nie wiecie? Ktoś uciekł z zamku! To straszne! - kobieta próbowała przekonać swoich znajomych o prawdziwości tych pogłosek.
-No jasne, że uciekł, – szepnął do siebie mag – to chyba proste.
Po jakimś czasie minął trójkę staruszków.
- Zaginęła wnusia mojej przyjaciółki, tragedia! - kobieta, prawdopodobnie najstarsza, użalała się nad kimś.
-Zaginęła- zaśmiał się cicho- Tylko poszła spać, była śmiertelnie zmęczona.
- Okradziono sklep krawiecki Anastazji, od dawna mówiłem jej, że powinna się lepiej pilnować - starszy mężczyzna relacjonował najnowsze wieści.
-Co mnie podkusiło, nie będę więcej pił młodego wina.– uśmiech pojawił się na twarzy Andreasa.
- Podobno w okolicy grasuje morderca, czyżby ktoś z doliny? Ale to jest niedorzeczne -piszczała ostatnia staruszka.
- Zaraz morderca. Nie wszyscy muszą ograniczać się i żyć w zniewoleniu.
Gdy jego podróż dobiegała końca, spotkał jeszcze płaczącą kobietę.
- Moje dzieci! Mój mąż! Mój dom! - łkała przerażona -Mój dobytek!
Kobieta zbielała i upadła. Chłopak poszedł do niej i za pomocą magii skurczył do rozmiarów gołębia.
***
Mężczyzna w eleganckim płaczu podróżnym z kapturem nasuniętym na oczy stanął przy murze zamku i oparł się o niego. Zawsze tu podchodził, codziennie, od dwóch miesięcy. Andreas wyprostował się i odszedł.
-Jeszcze tu wrócę... - szepnął cicho.
- Czas skończyć to, co zacząłem - uśmiechnął się, tym razem mrocznie - Czas być wolnym. może zmienić człowieka, ile złotego ona może zrobić...
* opowiadanie bierze udział w konkursie http://secretum.pl/konkursy/item/282-konkurs-na-fantastyczne-opowiadanie