Rezultaty wyszukiwania dla: Yi Nan
Od złej do przeklętej
Reguła numer jeden: „Nie kumpluj się z duchami”.*
Mówi się, że człowiek uczy się na własnych błędach i wie by nie pakować się dwa razy w to samo. Tym bardziej, że wie jak poważne mogą być z tego konsekwencje, zwłaszcza jeśli chodzi o złe moce... Jednak chyba nie wszyscy potrafią zastosować się do tej lekcji.
Mija rok od wydarzeń jakie były udziałem rodziny Alexis. Rok pełen spokoju i zwyczajnego życia. Po długiej nieobecności do domu wraca Kacey – młodsza siostra – co nie nastraja optymistycznie po tym co się działo. Alex zaczyna się martwić jeszcze bardziej kiedy siostra dołącza do nietypowego klubu a jej członkinie przechodzą nietypową metamorfozę. Aby ochronić Kacey dołącza do grupy nastolatek i z przerażeniem odkrywa, że ponownie mają do czynienia z czymś bardzo, bardzo złym..
Złe dziewczyny nie umierają Katie Alender może nie były czymś nadzwyczajnym, ale posiadały klimat i nutkę nieprzewidywalności, co sprawiło, że wspominam je z przyjemnością i miałam ochotę sięgnąć po drugi tom trylogii. Od Od zlej do przeklętej oczekiwałam treści co najmniej na tym samym poziomie jaką gwarantowała jej poprzedniczka, a co w rzeczywistości otrzymałam?
Z żalem muszę powiedzieć, że o ile w Złe dziewczyny nie umierają autorka zaserwowała swoim czytelnikom atmosferę pełną tajemnic, strachu i niepokojącego klimatu to o tyle teraz tego zabrakło. Sam pomysł na fabułę jest dobry, to już wykonanie niestety autorce nie wyszło. Brakuje tu dreszczyku grozy, poczucia (z małymi wyjątkami), że złe moce macają w tym palce. Nawet nie nazwałabym tej książki horrorem, a bardziej obyczajówką z paranormalnymi dodatkami. I może bym się tego nie czepiała gdyby nie tempo akcji, a raczej jego brak. Wszystko toczyło się powolnie i nużyło, nawet niczym specjalnym nie zaskakiwało. Jestem zawiedziona torem jaki obrała Alender, bo skupienie się na rozterkach nastolatek i ich problemach niż tej demonicznej stronie, co z całą pewnością nie było dobre.
Na niekorzyść powieści są też kreacje bohaterów. O ile Alexis w pierwszej części polubiłam za jej indywidualność, zupełnie inne zachowanie, to teraz zniknęło to, co ją wyróżniało. Stała się płaska, mało wyrazista i upodobniona do innych. Tak szczerze mówiąc wszystkie postacie w moim odczuciu są przedstawieni gorzej, brak im dojrzałości, realności i swoistej iskry, którą zaznaczam, mieli w pierwszej części.
Nie wiem czy zamierzeniem autorki było napisanie właśnie takiej powieści czy coś gdzieś poszło nie tak, ale Od złej do przeklętej jest trochę przerobioną nieudolnie kopią pierwszego tomu. Alender odrobinę pozmieniała, namieszała tu i tam - koniec. I może jeszcze bym to przełknęła gdyby jakoś to dopracowała, skupiła się na tej strasznej części fabuły i z sensem kończyła poszczególne wątki. No ale nie wyszło, a ja musiałam z mozołem brnąć przez kolejne strony i obserwować jak siostry ponownie pchają się gdzie nie trzeba oraz znosić infantylne zachowanie bohaterów. Wątek miłosny też nie wzbudził u mnie pozytywnych odczuć, jest on kompletnym nieporozumieniem i dobrze, że ne pojawiał się za często, bo tego już bym chyba nie zniosła. Zakończenie odrobinę ratuje całość, ale nie wynagradza mi tej nudy i zniecierpliwienia jakie towarzyszyło czytaniu.
Od złej do przeklętej posiada w moim odczuciu więcej wad niż zalet i nie mogłabym tego tytułu polecać. Wynudził mnie śmiertelnie, ale wiem, że jestem jedną z nielicznych, którzy krytykują więc decyzje o sięgnięciu po książkę zostawiam wam. Jak dla mnie to zmarnowany potencjał. Szkoda, wielka szkoda...
Wznowienie Kronik Shannary
12 lipca do księgarń trafi wznowienie patronowanej wcześniej przez Secretum powieści "Kamienie Elfów Shannary". Okładka książki nawiązywać będzie do serialu emitowanego w telewizji AXN. „Kroniki Shannary" to cykl zaliczany do nurtu high fantasy, jeden z najbardziej znanych w swoim gatunku.
Parch Darmowe opowiadanie z uniwersum "Dopóki nie zgasną gwiazdy"
SQN Imaginatio wypuściło darmowego e-booka z opowiadaniem Piotra Patykiewicza, pt. Parch. Tekst można pobrać już w tym momencie na platformie Virtualo.pl, ale wkrótce będzie ogólnodostępny. Parch to osobna historia osadzona w spustoszonym tajemniczym Upadkiem świecie znanym z kart powieści „Dopóki nie zgasną gwiazdy" wydanej przez SQN w zeszłym roku.
"Czarny klucz" - premiera już w październiku!
Od niepamiętnych czasów mieszkańcy zewnętrznych Kręgów samotnego miasta służyli rządzącym w Klejnocie arystokratom. Ale oto nadchodzi czas pomsty i wyrównania rachunków. Sprzysiężenie Czarnego Klucza przygotowuje się do przejęcia władzy. Violet znajduje się w samym środku rebelii, ale konflikt z arystokracją ma dla niej również wymiar osobisty. Jej młodsza siostra, Hazel, została porwana przez Diuszesę Jeziora. Teraz Violet, która tak wiele ryzykowała, by umknąć z Klejnotu, będzie musiała użyć całej swej mocy, by tam powrócić i ocalić nie tylko swoją siostrę, ale również całe Samotne Miasto.
Akademia Dobra i Zła: Świat bez książąt
Po drugi tom „Akademii Dobra i Zła" sięgnęłam niemal natychmiast po pożegnaniu się z pierwszą odsłoną cyklu. Zaskakujące zakończenie tej historii po prostu nie pozwalało mi dłużej czekać. Intrygująco przeprowadzona przez Soman Chainani fabuła oraz dekonstrukcja znanych schematów kazały o sobie opowiadać i zachęcać innych do zapoznania się z tą pozycją. Muszę jednak przyznać, że nawet pierwszy tom tegoż cyklu nie był w stanie przygotować mnie na niesamowitość – zwłaszcza z perspektywy kulturoznawczej – tomu drugiego, czyli „Świata bez książąt".
Okładka kolejnej powieści Chainani jest bardzo podobna do poprzedniej. Tak, jak w zabawie „znajdź różnicę" najważniejsze zmiany w grafice widać w chwili, gdy położy się oba tomy obok siebie. Dopiero wtedy zaczyna się robić naprawdę niepokojąco. Dlaczego bowiem ciemnego łabędzia oplata wąż? Z jakiego powodu jego biały brat otoczony jest przez uroczo błękitne, acz niepokojące motyle? Gdzie podziały się dwa odrębne szkolne budynki i co sprawiło, że spokojna tafla wody z pierwszej okładki zmieniła się we wzburzoną, krwistoczerwoną toń? Czyżby prawdziwie mroczna historia dopiero się rozpoczynała?
Sophie i Agatha wróciły do Gavaldonu. Ich baśń skończyła się zupełnie inaczej niż zwykło się to dziać – zamiast księcia Agatha wybrała przyjaciółkę. Początkowo w rodzinnym miasteczku dziewczynki traktowane są jak bohaterki albo swego rodzaju sławy, jednak z czasem entuzjazm gavaldończyków stygnie. Dodatkowo ojciec Sophie nie zamierza dłużej czekać na zgodę córki, by móc się ponownie ożenić. Być może za sprawą rodzinnych zawirowań, być może z powodu zmniejszającego się dziewczynkami zainteresowania, a być może dlatego, ze Agatha i Sophie uświadamiają sobie jaka nudna przyszłość czeka ich w Gavaldonie – zaczynają marzyć o alternatywnym zakończeniu ich baśni. Niestety (albo i stety) niektóre marzenia zaskakują swoim nagłym spełnieniem się. Wkrótce więc przyjaciółki raz jeszcze trafiają do Akademii. Z tą jednak różnicą, że teraz panują w szkole (nie tylko w niej) zupełnie inne zasady. Zainspirowane wyborami Agathy i Sophie uczennice oraz księżniczki na całym świecie postanowiły wyzwolić się wreszcie z pęt konwenansów. Od teraz panują dziewczęta i nie każdemu się to podoba...
To po prostu niesamowite. Niesamowite, jak oryginalnej dekonstrukcji baśni dokonała Saman Chainani. Patriarchalne układy poszły w odstawkę, a ich miejsce zajęła matriarchalna rzeczywistość. Wreszcie baśniowe księżniczki przestały być kapryśnymi diwami, owiniętymi w warstwy tiuli; w miejscu wyrafinowanych fryzur pojawiły się u nich odważne, odzwierciedlające osobowości stylizacje; zamiast przestrzegać diety i żywić się korzonkami, bez wyrzutów sumienia zaczęły pozwalać sobie na odrobinę słodkich przyjemności. Brzmi to koszmarnie stereotypowo, prawda? Jakby Chainani z jednego schematu wkroczyła w drugi. Nic bardziej mylnego! Zasadniczą nowością w „Świecie bez książąt" jest wolna wola dziewcząt. Nie muszą być ani księżniczkami, ani ciemnymi charakterami. Nikt nie zmusza ich ani do obcinania włosów, ani zmiany kreacji. Emancypacja to tutaj właściwe słowo. Tak, w baśniowym świecie kobiety przestały w końcu pełnić rolę pustego acz urodziwego dodatku do księcia i wzięły sprawy w swoje ręce.
Oczywiście bardzo szybko okazuje się, że taki układ sił również ma swoje wady (że nie wspomnę o bardzo wątpliwym moralnie dochodzeniu do tegoż wyzwolenia, czyli mordowaniu np. swoich mężów-królów, by przejąć władzę). Szczególnie w sytuacji Agathy, która po powrocie do Akademii – jakkolwiek wszystkie znaki na niebie i ziemi mówią, że nie jest to dobry pomysł – nieustannie zastanawia się, jak wyglądałoby jej życie u boku ukochanego księcia.
Bohaterowie „Świata bez książąt" ponownie przechodzą przemiany i raz jeszcze każą poważnie zastanawiać się nad swoimi charakterami. Trudno powiedzieć, kto tutaj ma rację, a kto nie; kto jest zły, a kto dobry. Głębokie przemiany w świecie przedstawionym sprawiają również, że trudno się w nim odnaleźć. Wcześniej ukonstytuowane zasady w większości nie mają już racji bytu. Nawet kadra dyrektorska nie wygląda już tak samo. To oczywiście dodatkowo intryguje i wzmaga zainteresowanie czytelnika, niemniej wciąż głównym punktem, który sprawia, że nie można się od tej lektury oderwać, jest mnogość kreatywnych zwrotów akcji, sekretów, intryg i tajemnic. Tutaj nigdy niczego nie można być pewnym. Co udowadnia chociażby zakończenie „Świata bez książąt" – naprawdę niesamowite!
Z czystym sercem polecam drugą odsłonę tego cyklu z równym zapałem, co pierwszą. To niecodzienne podejście do baśni, które przemyca niezwykłą ilość informacji o historycznych i współczesnych przemianach społecznych i kulturowych. Pod płaszczykiem lekkiej historyjki skrywa się opowieść o postrzeganiu seksualności; pozycji człowieka w świecie z perspektywy płci, którą reprezentuje oraz trudności postępowania zgodnie z etyczną i moralną poprawności. „Świat bez książąt" to także historia o dorastaniu i zmianach z nim związanych, które – by pójść dalej – koniecznie trzeba zaakceptować. Choć to nie zawsze łatwe.
Przekłuwacze
Jeśli nie wyobrażacie sobie fantastyki bez smoków, magii czy nadnaturalnych stworzeń, to jeszcze raz zastanówcie się nad swoją definicją. Mariusz Kaszyński udowadnia, że pomimo braku tych elementów, książka nadal może zasługiwać na to, by należeć do wcześniej wspomnianego gatunku, a do tego doskonale nas bawić.
Trafiamy do Strefy, krainy w kształcie sześcianu, którą nękają burze entropiczne. Są one tak niebezpieczne, że spotkanie z ich wyładowaniami grozi śmiercią, co wcale nie należy do rzadkości. Na dodatek trudno się przed tym niebezpieczeństwem w pełni zabezpieczyć. Między innymi właśnie ze względu na owe burze ludzie stronią od podróży i żyją w osadach nazywanych gniazdami. Główny bohater powieści to siedemnastoletni Marki syn wodza jednego z gniazd. Jego świat przypomina znane ze średniowiecza osady. Chłopcu bardzo szybko przyjdzie dojrzeć, kiedy jego dom rodzinny zostanie zrównany z ziemią. Cudem uniknie również śmierci z rąk tamtejszego władcy. Nie mając już nic co mogłoby go zatrzymac, chłopak wyrusza w podróż, razem ze swoim niedawno poznanym opiekunem, tajemniczym Szymonem Wiarołomcą.
Pierwsze z pytań, które rodzi się w naszej głowie podczas zderzenia z tym światem to czym jest bariera i skąd się wzięła? Na samym początku wiemy jedynie, że pisana historia świata sięga 400 lat i wspomina o ludziach ze skrzydłami i latających miastach. Gdzieś w tle przewijają się również legendy o Przekłuwaczach, pradawnych istotach, które przywołuje zapomniana sztuka elektryczności. O samej Strefie również nie wiemy zbyt wiele, prócz tego, ze kraina ma kształt sześcianu. Z czasem dowiadujemy się, że poszczególne krainy okalają morza magmy i góry. Są też wcześniej wspomniane burze entropiczne. W tych realiach ludzie starają się egzystować w różny sposób. Za sprawą podróży poprzez pozornie nieprzekraczalne ściany stanowiące bariery, poznajemy trzy różniące się między sobą krainy. W tej różnorodności przyjdzie nam przeżyć liczne przygody. Światy Kaszyńskiego są interesujące choć pełne przemocy i realizmu. W pewnych aspektach blisko im do naszej rzeczywistości i może dlatego tak łatwo nam się utożsamić z bohaterami. Skoro już o bohaterach mowa, to główne postaci są interesujące i chętnie towarzyszymy im w ich wędrówce. Intryguje zwłaszcza Szymon, który za najwyższą wartość uważa wiedzę i zrobi wszystko by ją zdobyć. Z innej strony jest pełen świadomości, względem tego jakie jest życie. Jego przeciwieństwo stanowi Marki, ciągle jeszcze patrzący na świat w sposób idealistyczny i kierujący się moralnością w każdej sytuacji. Bohaterowie, którzy dołączą do nich w dalszej podróży również reprezentują nieco inne światopoglądy, co stanie się powodem rozlicznych konfrontacji.
Książka podzielona została na trzy części, każda z nich kreśli losy innych mieszkańców Strefy. Przedstawione światy znacznie różnią się od siebie. Pierwsze dwie części książki czyta się jednym tchem. Akcja wciąga, jest ciekawa i dynamiczna. W naszej głowie rodzą się rozliczne pytania, na które chcemy jak najszybciej otrzymać odpowiedź. Dodatkowo wciąga nas wykreowany świat, dość różny od naszego, a jednocześnie tak bardzo podobny w pewnych aspektach. Autor tworzy liczne wątki, pośród których znajdziemy między innymi miłość, problem poszukiwania prawdy, czy wątek dotyczący dyktatury i ślepego posłuszeństwa władzy i wierze. W tym świetcie magii nie uświadczymy, są natomiast wcześniej wspomniane nierealne postaci Przekłuwaczy, czy tajemnicze studnie, które przeczą prawom fizyki. Całość podana została lekkim językiem z ciekawymi dialogami. Rysę stanowi niestety trzecia część książki, zaprezentowany świat co prawda posiada spory potencjał, jednak efekt końcowy nieco nas rozczarowuje. Dialogi również wydają się nieco przydługie.
Gdyby cała książka była utrzymana na tym poziomie i w tym tempie co jej dwie pierwsze części, to nie wahałabym się ją nazwać genialną, niestety pod koniec koncept nieco się rozchodzi, nie udaje nam się uzyskać odpowiedzi na wszystkie z dręczących nas pytań, a trzecia kraina nie intryguje już aż tak jak pierwsze dwie. To jednak absolutnie nie przekreśla "Przekłuwaczy". Zbyt trudno mi zapomnieć, jak bardzo ta książka mnie wciągnęła, a 700 stron powieści dało mi kilka godzin świetnej zabawy. Jeśli jeszcze nie wiecie po jaką lekturę warto sięgnąć tego lata, to polecam!
Domek
Mawia się, że prawdziwy mężczyzna powinien wybudować dom, zasadzić drzewo i spłodzić syna. Dwa ostatnie zadania w miarę są do wykonania. Jednak w dzisiejszych czasach mamy większy problem aby zapewnić byt swojej rodzinie. Wielu z nas marzy o własnym mieszkaniu, zaś własny dom to tzw. marzenie ściętej głowy. Jak wielka jest radość, kiedy możemy od podstaw uczestniczyć w projekcie, budowie oraz wykończeniu swojego domu. Ostatecznie ta skarbonka bez dna niesie ze sobą nowe stresujące obowiązki i zadania. Należy o nią dbać, nieustanie remontować czy przemeblowywać. I choć często ciągnie się za nami kredytowe utrapienie, emocje związane z własnym domem są bardzo przyjemne. Dla tych wszystkich, którzy lubią odczuwać frajdę z planowania, projektowania i urządzania własnego domku, wydawnictwo Rebel przygotowało odpowiednią pozycję.
„Domek" to rodzima produkcja, której autorami są Klemens Kalicki (projektant) oraz Bartłomiej Kordowski (ilustracje). Jej wydanie poprzedzała spora kampania reklamowa w Internecie czy na Targach Książki w Warszawie. Czym się wyróżnia ten tytuł na tle innych gier rodzinnych? Co w nim zachwyca, a co denerwuje?
Strona wizualna
W solidnym, kartonowym pudełku znajdziemy plastikową wypraskę w kształcie domu. Mieści ona planszę, 4 plansze graczy, 60 kart pokojów, 28 kart dachów, 20 kart narzędzi, wyposażenia i pomocników, 10 żetonów wyposażenia, 4 płytki pomocy, znacznik pierwszego gracza, notes do sumowania wyników oraz oczywiście instrukcję. Plansze, żetony wyposażenia oraz płytki pomocy zostały wykonane z grubszej tektury, więc powinny mieć długą żywotność. Pozostałe karty proponuję ubrać w odpowiednie koszulki (pasują Mini European). Rolę znacznika pierwszego gracza pełni drewniany klocek o kształcie domku.
Oprawa graficzna to bardzo mocna strona tej pozycji. Ilustracje są rewelacyjne. Bardzo kolorowe, szczegółowe, pełne detali i odpowiednio pasują do rodzinnego klimatu gry.
Na pochwały zasługuje szczególnie talia pomieszczeń. Znajdziemy w niej karty salonów, kuchni, sypialni, łazienek, piwnic. Każdego typu pomieszczeń jest kilka różnych wariantów graficznych, a na dodatek, położone obok siebie, idealnie się komponują w jedną całość niczym puzzle.
Kilkunastostronicowa instrukcja w przejrzysty sposób przedstawia nam wszystkie zasady oraz prezentuje przykłady zagrywania kart czy końcowego zliczania punktacji.
Zasady i przebieg gry
„Domek" z racji iż jest grą skierowaną do całych rodzin, nie jest skomplikowany. Zasady spokojnie można wytłumaczyć w kilka minut nawet siedmiolatkowi. Głównym celem gry jest stworzenie idealnego domku, który będzie nie tylko w pełni funkcjonalny, ale również odpowiednio wyposażony.
Każdy z graczy otrzymuje swoją planszę pustego, dwukondygnacyjnego budynku do urządzenia. Na niej będziemy układać karty pomieszczeń i żetony wyposażenia. Pomieści ona 12 kart: pięć na każdej kondygnacji oraz dwie w podpiwniczeniu.
Przez dwanaście rund, każdy z graczy dobiera po jednej karcie pomieszczenia z centralnej planszy. Podzielona jest ona na dwa rzędy z kartami pomieszczeń oraz kartami dodatków. Rzędy te są nierozerwalnie połączone. Wybierając odpowiednią kartę pokoju musimy jednocześnie zabrać kartę dodatku, która leży nad nią. Ponadto, karty te muszą być od razu wyłożone na naszej planszy.
Po każdej turze, niewykorzystane karty są usuwane z centralnej planszy oraz wykładane nowe.
Pokoje w naszych domkach możemy układać dowolnie. Oprócz naszej wyobraźni ograniczają nas tylko drobne, logiczne zasady. Karty pomieszczeń piwnicznych, mogą być wyłożone tylko na dwóch odpowiednich polach podpiwniczenia. Nie możemy również urządzać pokoju na piętrze, jeśli nie mamy ukończonego pomieszczenia pod nim na parterze. Możemy rozbudowywać nasze pomieszczenia poprzez układanie obok siebie pokoi o takiej samej funkcjonalności. Ma to istotny wpływ na końcową punktację, gdyż oczywiście czym większy salon tym lepszy. Nie możemy jednak przekroczyć maksymalnej wielkości pomieszczenia, którą określa cyfra na karcie. Dla przykładu największy pokój dziecięcy może składać się z dwóch wyłożonych obok siebie kart.
Po tym jak każdy z graczy ukończy urządzanie swojego domu, następuje pora na końcowe zliczanie punktów. Przyznawane są one za odpowiednią funkcjonalność domu, np. jeśli udało nam się zaprojektować po jednej łazience na każdej kondygnacji. Otrzymujemy je również za uzyskanie dodatkowego wyposażenia np. wanny z hydromasażem do łazienki czy fortepianu do salonu. Oczywiście dom jest niekompletny bez dachu. Jeśli udało nam się zbudować pełen dach o jednolitym kolorze, również uzyskujemy bonusowe punkty.
Do zliczenia końcowych punktów bardzo pomocny jest załączony do gry notesik z podziałem na poszczególne elementy budynku.
Wrażenia
Z racji, iż „Domek" to gra familijna, bardzo dobrze odnajdą się w niej osoby młodsze i starsze. Pod tym kątem gra została bardzo dobrze przemyślana i zaprojektowana. Cała rozgrywka przebiega płynnie, nie ma postojów na chwilowe zerkanie do instrukcji lub wyjaśnianie zasad. Tytuł ten wyróżnia duża regrywalność. Różnorodność kart sprawia, że każde spotkanie z grą będzie inne, zaś nasze domki na pewno będą inaczej się prezentowały. Niesamowite grafiki jeszcze bardziej podkręcają klimat. Wręcz oczarowują graczy i wywołują uśmiech na twarzy. Polecam dokładnie przyglądać się detalom w pokojach. Można odkryć np. plakat z filmu „Terminator" wiszący w garażu czy poukrywane dzieci w niektórych pomieszczeniach.
Tryb gry dla 2 lub 3 osób wprowadza dodatkową interakcję wśród graczy. Mianowicie po rozłożeniu kart na centralnej planszy, osoba która posiada znacznik pierwszego gracza musi odrzucić z gry parę sąsiadujących ze sobą kart. Oczywiście powoduje to złośliwe zagrania, gdyż najczęściej usuwane są pomieszczenia, które mogą przypasować lub brakują konkurentowi.
Podsumowanie
Wszystkie cechy gry, czyli tematyka, mechanika oraz oprawa graficzna składają się na tytuł, który z czystym sumieniem mogę polecić każdemu miłośnikowi rodzinnych spotkań przy planszy. Ogromną zaletą „Domku" jest prostota zasad. Praktycznie wszystko w tej grze zachwyca i urzeka. A co denerwuje? Aktualnie minusów nie znalazłem. Może po czasie, kiedy już wszystkie karty będą znane mi na pamięć i odkryję wszystkie graficzne detale, stwierdzę, że od gry należy trochę odpocząć. Aktualnie prawie każdy dzień spędzamy z żoną na przynajmniej jednej rozgrywce i nadal się zachwycamy tym tytułem. Żona utwierdziła się nawet w przekonaniu, że posiada ukryty talent do projektowania mieszkań :)
Jeśli więc znudziły się Wam już spotkania przy Monopoly lub męczą Was Scrabble, na Waszym rodzinnym stole powinien znaleźć się „Domek". Na dodatek macie szansę rozbudować konsumencki patriotyzm. Do gry idealne pasuje hasło „Dobre, bo polskie".
P.S. Kupując grę bezpośrednio u producenta, otrzymujecie dodatkowy żeton wyposażenia – samochód do garażu :)
Za przekazanie gry do recenzji dziękujemy wydawnictwu Rebel.pl
Ilustracja w tekście pochodzi ze sklepu Rebel.pl.
Światowy Fenomen, Internetowa Sensacja "Summoner: Zaklinacz"
Wydawnictwo Jaguar prezentuje sagę Summoner: Zaklinacz, Wyprawa drugi tomtrylogii fantasy, która podbiła serca miłośników gatunku i w zawrotnym tempie zdobyła popularność na platformie wattpad.com
100 000 czytelników w miesiąc,
1 000 000 czytelników po kwartale,
3 000 000 czytelników w pół roku,
a teraz już prawie 7 MILIONÓW!!!
Poznajcie Fletchera, chłopaka z darem przywoływania demonów. Tylko on może uratować Imperium Hominum przed klęską w walce z bezlitosnymi orkami. Przeżyjcie niezwykłą przygodę i odkryjcie jedną z najbardziej wciągających trylogii fantasty ostatnich lat.
Taki fenomen zdarza się raz na dekadę!
Akademia Dobra i Zła
Baśnie stały się podstawą dla powstania niejednego tekstu kultury. Garściami czerpały i czerpią z nich teatr, kinematografia, gry czy literatura. Najczęściej przetwarzają one konkretne opowieści, uwspółcześniając je lub adaptując do innego, określonego przez siebie konceptu. Zdarza się również, co mnie osobiście interesuje najbardziej, że autorzy różnorodnych form twórczych kreują światy, w których zderzają historie znanych z np. właśnie baśni, bohaterów. Przykładem mogą być tu seriale: „Grimm", „Once upon a time" czy – to już nie baśniowe a gotyckie – „Penny dreadful". Ostatnio z kolei wpadła mi w ręce młodzieżowa powieść „Akademia dobra i zła", pierwszy tom cyklu autorstwa Soman Chainani.
Tak naprawdę zakochałam się już od pierwszego spojrzenia na okładkę. Utrzymana w baśniowym stylu, ale jednocześnie przywodząca na myśl takie tytuły, jak „Harry Potter", natychmiast podziałała na moją wyobraźnię. Niezwykle pociągająco z perspektywy estetycznej prezentuje się wykorzystana tutaj naprzemiennie (jasny zamek, ciemna postać; ciemny zamek, jasna postać) opozycja dobra i zła, jasności i mroku. Ponadto samo ulokowanie postaci względem pałaców konotuje już pewne sensy, sugerując, że pozory bywają złudne. Równie atrakcyjna wizualnie okazała się również zawartość książki, którą wypełniają misterne grafiki i zdobienia stron, uzupełniające powieść o treści ze świata przedstawionego.
Sophie i Agatha skończą niedługo trzynaście lat. Dla mieszkańców Gavaldonu jest to wydarzenie szczególne. Wtedy bowiem do wioski przybywa tajemnicza postać, która porywa wybraną dziecięcą parę – kogoś wyjątkowo dobrego i uczynnego oraz kogoś nad wyraz złego i zepsutego – i umieszcza ją w legendarnej Akademii Dobra i Zła, gdzie uprowadzeni uczą się jak zostać bajkowymi, odpowiednio: bohaterami i wielkimi złoczyńcami. Sophie, przekonana, że czeka ją w życiu coś więcej niż egzystencja w zapomnianej wiosce, od najmłodszych lat ćwiczy zachowania księżniczki i spełnia dobre uczynki, marząc, że w dniu trzynastych urodzin zostanie zabrania do Akademii Dobra. Z kolei Agatha wychowywana jest w przeświadczeniu, że ze swoim brakiem manier, urody i wdzięku, pewnego dnia trafi do Akademii Zła. Tymczasem, gdy nadchodzi TEN wieczór, sprawy przybierają niespodziewany obrót...
„Akademia Dobra i Zła" zaskakuje wyłamywaniem się ze schematów. Tak, ze schematów, a nie schematu. Po pierwsze bowiem znacząco odstaje od typowej literatury młodzieżowej – ugładzonej, uproszczonej, pozbawionej niewygodnej ambiwalencji moralnej. Pod tym względem bliżej utworowi Soman Chainani do klasycznych dzieł braci Grimm, gdzie brakuje współczesnego filtra – blokowania części naturalistycznych, wulgarnych lub zbyt brutalnych treści przeznaczonych, według aktualnych założeń, dla dorosłych odbiorców – a oceny bohaterów z perspektywy etycznej nie są oczywiste. Po drugie, autorka odwraca przyjęty układ sił, neutralizując stereotypy na każdym poziomie odbiorczym. Pod powłoką Kopciuszka może się tutaj skrywać najokrutniejsza z wiedźm, a za zasłoną z łachmanów i kurzajek – księżniczka o gołębim sercu. Po trzecie, wiele ze stawianych w powieści tez wymaga starannego rozważenia. Zwyczajnie nie można przejść obok nich obojętnie. Lektura zostaje z czytelnikiem także po zamknięciu książki w postaci różnorodnych tematycznie wątpliwości, głównie jednak na temat charakteru ludzkiej natury i definiowania jednostki poprzez otoczenie i wychowanie.
Także bohaterowie nakreśleni są niejednoznacznie. Bohaterki dążą do zrealizowania pewnych wyobrażeń na swój temat, nie dostrzegając jednocześnie jak bardzo się od nich oddalają. Podobnie zresztą dzieje się z postaciami drugoplanowymi, które przekonane o dożywotnim obsadzeniu w danych rolach, nie dostrzegają rozbieżności między zewnętrzną kreacją a prawdą o sobie. Tak naprawdę nie wiadomo, kto po jakiej stronie barykady się znajduje; co czuje i dokąd zmierza. To wszystko stanowi zagadkę zarówno dla czytelnika jak i bohatera.
Rzecz jasna nie tylko skomplikowane problemy natury moralnej czy dualistycznych osobowości sprawiają, że warto sięgnąć po „Akademię Dobra i Zła". Przede wszystkim to fantastycznie i wiarygodnie (o ile można tak powiedzieć o literaturze, która nie jest mimetyczna względem realnego świata) wykreowana historia, która wciągnie osoby w każdym wieku. Mnogość zwrotów akcji, starannie skonstruowany świat przedstawiony, bardzo dużo nawiązań intertekstualnych do popularnych baśni z różnych kultur i czasów – to wszystko czyni z powieści Chainani nieprzeciętne doświadczenie rozrywkowe zarówno intelektualnie jak i w popularnym rozumieniu tego słowa. Wprost nie sposób się od „Akademii Dobra i Zła" oderwać.
Soman Chainani stworzyła oryginalną i pouczającą opowieść o tym, że nic na świecie nie jest z góry ustalone; o tym, że to my sami piszemy własną historię i decydujemy, jak się zakończy. Autorka zaakcentowała jednocześnie wielowymiarowość świata i pobieżność ludzkich obserwacji, wskazując, że – idąc za utartym powiedzeniem – nie wszystko złoto, co się świeci. „Akademia Dobra i Zła" to tytuł, który powinien trafić na listę „must read" każdego fana baśni, opowieści fantastycznych i po prostu dobrych książek.
Heaven. Miasto elfów
Chociaż nie jestem zwolennikiem gwarnych metropolii, to miasto ma w sobie coś tajemniczego, co zniewala. Urban fantasy od dawna budzi we mnie nie małe zainteresowanie, szczerze lubię ten gatunek literatury chyba właśnie poprzez fakt, iż opisy akcji są niezwykle dokładne, a budowane uniwersum skrupulatnie tworzone jest na miarę tego rzeczywistego, jednak ze sporą domieszka magii. Heaven. Miasto elfów to urban fantasy pełną parą, i chociaż przeznaczone raczej dla młodszego czytelnika, potrafi przynieść mnóstwo frajdy także dorosłemu!
Christoph Marzi (1970), pisarz niemiecki, studiował ekonomię na Uniwersytecie w Mainz. Zaczął pisać jako nastolatek. Debiutował w 2004 roku wspaniałą powieścią Lycidias, która odniosła zaskakujący sukces i od razu zapewniła mu miejsce w gronie autorów fantasy. W roku 2005 został laureatem Deutsche Phantastik-Preis. Mieszka z żoną Tamarą i trzema córkami w Saarsbrucken.
Osiemnastoletni David, chociaż zamieszkujący olbrzymi i hałaśliwy Londyn, w głębi serca pragnie ciszy i wolności. Właśnie to przynoszą mu nocne wędrówki po dachach śpiących kamienic i budynków. Stanowią one zarówno jego hobby jak i drugi dom, w którym spędza naprawdę mnóstwo czasu. Nocne śledzenie nieba pomaga mu zapomnieć o swojej niechlubnej przeszłości. Pewnego razu na jednym z dachów znajduję leżącą dziewczyna. Ta zniewala go praktycznie od pierwszego wejrzenia swoją tajemniczością i specyficzną urodą. Okazuje się jednak, że nieznajoma dziewczyna o pięknym imieniu Heaven ma olbrzymi problem. Twierdzi, że w nocy ktoś wyciął jej serce... Z początku sceptycznie nastawiony do tego faktu David, z czasem zaczyna wierzyć Heaven, a wizyta u lekarza nieoczekiwanie rozwiewa wszelkie wątpliwości chłopaka. Postanawia pomóc obcej znajomej, mimo, że na ich drodze wyskakują nagle niebezpieczne przeszkody.
Muszę przyznać, że powieść Christopha Marzi nieco mnie zaskoczyła. Z jednej strony książka widnieje jako dzieło przeznaczone dla młodszego czytelnika. Mamy tutaj raczej prostą fabułę; tajemnicza nieznajoma, wielki sekret skrywający się za niespotykaną urodą bohaterki, rodzące się powoli uczucie między nastolatkami... W dodatku postacie występujące na kartach lektury są wykreowani troszeczkę na wyrost. Niby zagubione małolaty, a jednak z dziwną, dorosłą mentalnością. Z drugiej strony jednak, powieść skonstruowana jest w sposób bardzo baśniowy, smutny (żeby nie powiedzieć nawet depresyjny) ale zarazem wyrazisty. Styl pisarski autora zasługuje na olbrzymie słowa uznania, Miasto Elfów napisane jest prosto i przejrzyście, jednak dobór słów i budowanie baśniowego klimatu wychodzi Marzi znakomicie i w tym wypadku sprawdza się na szóstkę! To bardzo umiejętne połączenie prostej historii przedstawionej w sposób istnie fantastyczny.
Podsumowując powiem, że dzieło na pewno jest warte przeczytania. Tak jak już wspomniałem wyżej, zdecydowanie mogę polecić je nie tylko tej młodej części czytelników. Autor włożył w książkę naprawdę dużo pracy, co zresztą udowadnia nie tylko wszechobecnym klimatem tajemniczości, lecz także licznymi opisami Londynu, które bardzo oddanie pokazują istotę miasta. Poza tym lektura to rozrywka na maksymalnie dwa wieczory... tak, właśnie wieczory, bo moim zdaniem ta pora najbardziej sprzyja fabule i właśnie wtedy czerpie się z czytania prawdziwą frajdę!