Rezultaty wyszukiwania dla: X Men
Nowość: Pół króla
Pierwszy tom najlepszego cyklu Abercrombiego
Wartka opowieść o zdradzie i zemście, która wciągnęła mnie od pierwszej strony i nie puściła do końca. - George R.R. Martin
Niezwykłe losy Sknerusa McKwacza
Komiks „Niezwykłe losy Sknerusa McKwacza” prezentuje wybór historii pokazujących, jak bardzo barwne i ekscytujące było życie Sknerusa McKwacza. Jednym z najpopularniejszych scenarzystów i rysowników, którzy poświęcili czas Wujkowi Sknerusowi był Don Rosa, ale sławny kaczor miał także wielu innych, nie mniej ważnych w swojej historii twórców. Rysownicy ci wspólnymi siłami wykreowali jego dzisiejszy wizerunek. W albumie znaleźć możemy zbiór prac różnych artystów, z okresów od lat 60. XX wieku, aż po współczesność.
Co znajduje się w komiksie?
Tom przedstawia nam pełne przygód i emocji dzieje Sknerusa, od jego młodości aż po dojrzałe lata. Każda opowieść to nie tylko fascynująca podróż przez świat Kaczogrodu, ale także głęboko rozbudowany portret postaci, który odkrywa nam tajemnice i motywacje tego legendarnego bohatera. Jednym z niewątpliwych atutów serii jest jej niesamowicie staranny scenariusz oraz mistrzowsko połączone elementy humoru, przygody, emocji i wartościowych przesłań, tworzące komiksy, które trzymają czytelnika w napięciu i wciągają go w magiczny świat Kaczogrodu. Każda historia jest starannie skonstruowana, pełna zwrotów akcji i niezapomnianych momentów.
Moja opinia i przemyślenia
„Niezwykłe losy Sknerusa McKwacza” to seria komiksowa, która zasługuje na uznanie zarówno ze względu na swoje artystyczne osiągnięcia, jak i ponadczasowe przesłanie. Sknerus McKwacz od pucybuta do miliardera przebył długą drogę, podczas której spotkała go cała masa przeróżnych przygód. To z pewnością jedna z najbardziej ikonicznych postaci z komiksów Disneya. Jest on symbolem bogactwa, skąpstwa i niezwykłego zainteresowania pieniędzmi. Jednak w miarę upływu lat, postać ta ewoluowała i stała się bardziej złożona, ukazując również inne cechy i wartości. To właśnie ukazuje album „Niezwykłe losy Sknerusa McKwacza”.
Podsumowanie
„Niezwykłe losy Sknerusa McKwacza” to wyjątkowy zbiór komiksów, które ukazują tajemnice kryjące się w przeszłości Wujka Sknerusa. Doskonale napisana fabuła, wspaniałe rysunki i silne przesłanie sprawiają, że lektura albumu staje się niezapomnianym doświadczeniem. Dla fanów komiksów i uniwersum Kaczogrodu jest to absolutna konieczność, a dla nowych czytelników stanowi doskonałe wprowadzenie do tej magicznej krainy. Myślę, że pokolenie, które w każdą sobotę oglądało „Kacze opowieści” będzie zachwycone takim nostalgicznym powrotem i z przyjemnością przedstawi kacze przygody również swoim dzieciom.
Kaczogród. W krainie kangurów i inne historie z lat 1946–1947
„Kaczogród” to kolekcja uwielbianych klasycznych komiksów, napisanych i narysowanych przez Carla Barksa w latach 1943–1972. Komiksy są prezentowane w kolejności chronologicznej.
Barks, znany jako „twórca Kaczogrodu”, wymyślił wiele ikonicznych historii, które do dziś są uwielbiane przez rzesze fanów. Nie sposób nie docenić ogromnego wpływu, jaki twórca miał na kreowanie się świata komiksu i jego późniejszych trendów. W okresie 1946–1947, Barks kontynuował swoje pionierskie dzieło, rozwijając postać Kaczora Donalda i wprowadzając do niego nowe elementy fabularne. Jego umiejętność tworzenia ciekawych historii, łączących humor, przygodę i emocje, jest niepodważalna.
Zarys fabuły
Gdy Donald i siostrzeńcy mieszkali w Burbank w Kalifornii, a nie w Kaczogrodzie, i zanim zaczęli zwiedzać świat ze swoim wujkiem Sknerusem, też odbywali niezwykłe egzotyczne podróże. W tytułowej opowieści z niniejszego tomu płyną do Australii, gdzie ledwie uchodzą z życiem po spotkaniu z Aborygenami. W zbiorze znalazły się jeszcze trzy dłuższe, ponad dwudziestostronicowe, opowieści i wszystkie koncentrują się na bliższych lub dalszych podróżach. W komiksie „Maharadża Donald” kaczory płyną na Półwysep Indyjski, a tam Donald przez przypadek zostaje władcą, choć nie na długo. „W krainie wulkanów” to z kolei opowieść o przymusowej wyprawie do fikcyjnego kraju w Ameryce Środkowej. W „Duchu z jaskini” nasi bohaterowie zajmują się połowem wodorostów na Karaibach, gdzie czeka ich zaskakujące i niesamowite spotkanie z historią. To oczywiście jedynie niewielka część przygód, które przeżywają kaczory w tym tomie.
Moja opinia i przemyślenia
To, co sprawia, że komiksy Carla Barksa są tak wyjątkowe, to nie tylko doskonały storytelling, ale również talent artysty do tworzenia interesujących postaci. Oprócz Kaczora Donalda, czytelnicy poznają również niezapomnianych bohaterów, takich jak Hyzio, Dyzio i Zyzio, czy też Daisy. Rysunki Barksa są pełne detali, dynamiki i ekspresji. Jego umiejętności przedstawiania komizmu wizualnego i płynność narracji sprawiają, że czytanie wykreowanych przez niego historii jest prawdziwą przyjemnością.
Wszystko to sprawia, że komiksy Carla Barksa z lat 1946-1947 o Kaczorze Donaldzie są absolutną koniecznością dla fanów wczesnych produkcji Disney’a. Ich wyjątkowa jakość, inteligentny humor i wciągająca fabuła czynią je klasykami, które, mimo upływu lat, nadal cieszą czytelników. Stanowią prawdziwą gratkę dla każdego miłośnika komiksu i niezaprzeczalny wkład w historię tego medium. Są też dobrym pomysłem, na zachęcenie do lektury starsze dzieci i młodszą młodzież.
Podsumowanie
Myślę, że komiksy z Kaczorem Donaldem w roli głównej są ponadczasowe i sięgać będą po nie kolejne pokolenia. To inteligentnie napisane, świetnie narysowane i pełne dobrego humoru zwariowane przygody, które pomogą się odprężyć, wciągając czytelnika to zupełnie innego, pełnego barw świata wyobraźni.
Premiera: Rozstaje zmierzchu
Porównywany do Władcy Pierścieni monumentalny cykl fantasy, który pokochało ponad 40 milionów czytelników na całym świecie.
Zapowiedź: Misrule
Przestraszona i pogardzana z powodu złowrogiej mocy krążącej w jej żyłach, Alyce zemściła się na królestwie, które uczyniło ją wyrzutkiem. Niegdyś królestwo dekadencji i piękna, Briar jest teraz mroczną domeną Alyce. I nikt nie uniknie konsekwencji jej gniewu, nawet ta, która skradła jej serce.
Urodzony morderca
Katarzyna Bonda słynie z mrożących krew w żyłach opowieści, przy których można zarwać noc. 12 kwietnia w księgarniach pojawiła się jej najnowsza powieść „Urodzony morderca”. I tutaj czeka na nas Hubert Meyer, który wraca w cyklu już po raz dziewiąty. To psycholog śledczy, który krok po kroku stara się rozpracowywać umysły morderców. To właśnie dzięki niemu czytelnicy otrzymują pełną emocji grę i wstrząsające śledztwa.
Katarzyna Bonda „Urodzony morderca”
I ta książka rozpoczyna się z przytupem. Pewnego dnia płonie auto. Nie byłoby w tym niczego nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że luksusowy pojazd znajdował się w chaszczach. Śledczy znajdują w nim częściowo zwęglone męskie zwłoki. Już pierwsze oględziny pozwalają dostrzec, że mężczyzna został wcześniej postrzelony w brzuch, a jego głowę zawinięto płaszczem. Choć jego tożsamość zostanie potwierdzona dzięki badaniom DNA, to policja przypuszcza, że ofiarą jest jedna z bardziej wpływowych postaci biznesu.
Portugalski biznesmen Rui Coelho Tavares de Souza mógł mieć wielu wrogów. Jednak śledztwo staje się bardziej skomplikowane w chwili, gdy na jaw wychodzą sprawy związane z jego życiem prywatnym. Okazuje się, że mężczyzna utrzymywał bliższe kontakty seksualne z dziesiątkami kobiet. Gdy do śledczych docierają ich dane, sytuacja robi się gorąca. Lista podejrzanych dramatycznie szybko wzrasta.
Zemsta i manipulacja
Śledczy są przekonani, że śmierć mężczyzny była zemstą jednego z mężów kobiet, które utrzymywały kontakty z wpływowym biznesmenem. Jednak kolejny kłopot pojawia się wtedy, gdy policja otrzymuje informację, że śmierć mężczyzny była tylko jedną z wielu. Gdy zaczyna płonąć kolejny, na oczach śledczych rodzi się fanatyczny morderca, który prawdopodobnie nie będzie chciał się zatrzymać…
Profiler z niezwykłą dokładnością stara się wytypować te cechy mordercy, dzięki którym łatwiej będzie go znaleźć. Niektóre tropy prowadzą do współpracowników de Souzy, inne do mężów ich partnerek. Co jednak zrobić w chwili, gdy ofiar robi się więcej? Z czego wynika chęć mordowania i to w tak okrutny sposób? Czy ten, który w swoim mniemaniu wymierza sprawiedliwość, kieruje się zemstą? Wszystkie odpowiedzi poznasz, sięgając po tę pozycję.
Recenzja książki Katarzyny Bondy „Urodzony morderca”
Książka Katarzyny Bondy „Urodzony morderca” od Wydawnictwa Muza to niezwykle wciągająca, intrygująca, ale przede wszystkim mroczna opowieść o psychopacie, który jest bezwzględnym mordercą i doskonałym manipulatorem, dla którego nie istnieją żadne granice. Nie jest to lektura dla osób o słabych nerwach, jednakże warto sięgnąć po nią, chociażby ze względu na świetnie skrojoną fabułę, zawiłe wątki, czy głębokie psychologiczne studium postaci. Śmiało mogę stwierdzić, że to kolejna powieść Katarzyny Bondy, od której nie sposób się oderwać. Jeżeli chętnie sięgasz po kryminały, czy thrillery psychologiczne, to gwarantuję, że będziesz zachwycony. Gorąco polecam!
Legendy i latte
O tej książce najpierw opowiedziały mi koleżanki. „Wiem, że nie lubisz high fantasy”, zaczęła jedna z nich, „ale takiego high fantasy jeszcze nie czytałaś. Gwarantuję”. Gdy tylko dowiedziałam się, że wydawnictwo Insignis wydaje po polsku „Legendy i Latte” Travisa Baldree, zapragnęłam je zrecenzować. I wiecie co? Spoiler alert: to jest świetna książka!
Dobrze, dobrze, lecimy od początku. Od okładki. Śliczna, rysowana, przedstawia szyld, który w powieści odgrywa niebanalną rolę. Ktokolwiek dostosował oprawę graficzną do polskiego wydania, zrobił kawał dobrej roboty. Okładka przyciąga wzrok i na pewno niejeden kupi oczami tę przedziwną powieść fantasy – i dla miłośników gatunku, i dla tych, którzy na słowo „fantasy” przewracają oczami, uważając, że to nieżyciowe. „Legendy i latte” są wybitnie życiowe.
Główna bohaterka, orczyca imieniem Viv, ma dość walki. Po ostatniej misji zbiera jedynie maleńki fragment łupu, kamień obiecujący spełnić „pragnienie serca”, i wyrusza do mieściny o nazwie Thune. Ma szalony plan: otworzyć tam kawiarnię. Wprawdzie nikt w okolicy nie ma pojęcia, co to takiego kawa, jej przyszły lokal chwilowo jest podupadającą stajnią, a Viv ani trochę nie zna się na biznesie, ale wszystko jest dla ludzi… to znaczy dla orków. Śledzimy losy Viv krok po kroku i osoba po osobie zdobywającej nowych współpracowników, obrońców i przyjaciół. Okazuje się, że prowadzenie kawiarni to sprawa równie ryzykowna co bycie najemnikiem, a nie wszyscy z przeszłości orczycy byli z nią uczciwi. Czy obłędny zapach kawy i cynamonowych bułeczek wystarczy, żeby pokonać wrogów i obłaskawić możnych? Tego wam nie zdradzę. Musicie się przekonać sami.
Moja pierwsza myśl po lekturze brzmiała: „o rany, ale to już?”. Prawie trzysta stron zasadniczej powieści i krótkie dodatkowe opowiadanie czyta się właściwie na jeden raz. Druga myśl natomiast sprowadza się do: „ojej, ależ to było urocze”. To nie jest przesłodzona książka o sile przyjaźni i tęczowych jednorożcach, nic z tych rzeczy – ale „Legendy i latte” tchną rozkosznym optymizmem i pięknie łączą fantasy z całkowicie realistycznymi wątkami. Autor z wdziękiem pokazuje, z czym muszą sobie radzić mikroprzedsiębiorcy w każdym ze światów, co czyha na zbyt szybko gnających naprzód właścicieli lokali gastronomicznych i z jakimi rodzajami klienteli przychodzi im się mierzyć. To niby high fantasy, ale absolutnie bliskie zwykłemu śmiertelnikowi, wprost idealne na początek przygody z gatunkiem. Zdecydowanie spodoba się też fanom Terry’ego Pratchetta – również dlatego, że „Legendy i latte” także przetłumaczył niepodrabialny tłumacz specjalista od humorystycznego fantasy, czyli Piotr Cholewa.
Koniecznie zapolujcie na tę powieść. Nawet jeśli, tak jak ja, nie lubicie kawy.
Koniec jest początkiem
„Jesteśmy zbiorem najlepszych i najgorszych rzeczy, jakie zrobiliśmy”.
Atrakcyjna propozycja czytelnicza, zwłaszcza dla osób poszukujących thrillera w ambitnym wydaniu, uwzględniającego rozbudowaną intrygę i mocne podstawy psychologicznej oprawy. Dawno nie przeżywałam tak silnie przeżyć bohaterów, nie jednego czy dwóch, a kilku. Znakomicie poprowadzone portrety psychologiczne, przemawiały szczerością i prawdopodobieństwem zaistnienia. Każda postać wnosiła coś ważnego do akcji i klimatu powieści. Postawy i zachowania układały się w logiczny ciąg, wsparty na mocnych filarach cech i okoliczności. Fenomenalnie rozłożone odcienie szarości, krótkie momenty bieli i czerni utwierdzały, że w zależności od perspektywy spojrzenia na człowieka widzimy w nim dobro lub zło, szalenie łatwo oceniamy, a zapominamy uwzględnić dodatkowe czynniki wpływające na postępowanie i wypowiedzi. Chris Whitaker doskonale ukazał, że każdy nosi w sobie pokłady opiekuńczości i serdeczności, uaktywniające się w odpowiednich warunkach, lub odwrotnie, niszczenia i obcesowości, ujawniające się w trudnych chwilach.
Komendant Walker poświęcał się dla innych i zapominał o sobie, koncentrował się na obronie pokrzywdzonych, nie leczył własnych ran przeszłości. Vincent odsiedział w więzieniu trzydzieści lat, mierzył się z prawdą o sobie i całkiem nowym światem. Star usilnie trzymała się dawnych dziejów i nie uwzględniała przebiegania życia w teraźniejszości. Dicki to bezwzględny twardziel biznesowy, ale miał uzasadnienie wobec takiego postępowania. Trzynastoletnia Duchess i pięcioletni Robin, rodzeństwo było dla siebie wszystkim, chociaż diametralnie się różniło. Autor frapująco wciągał w tajemnice nie tylko pierwszoplanowych postaci, nie zaniedbywał tworzących barwne tło. Tak wiele kontrastów i wspólnych ogniw powiązań. Skradzione dzieciństwo, przyjaźń wystawiona na próbę, zakazana miłość, krzywdy niemożliwe do naprawienia, lojalność nade wszystko, a może nawet wbrew sobie, a także nienawiść rozpaczliwie wołająca o zemstę.
Do końca nie wiedziałam, jak wszystko zespoli się, jaki kształt przyjmie, jakie uzasadnienie się uprawomocni, gdzie tak naprawdę drzemać będzie źródło koszmaru i tragedii. Życie nikogo nie oszczędzało, wystawiało na małe i wielkie próby, łączyło losy w zaskakujący sposób. Czas z książką upłynął pod znakiem radości czytania, zaangażowania w grę interpretacji i satysfakcji z przygody. Zastrzeżenia miałam jedynie do lekkiej sztywności i cierpkości stylu narracji, jednak z czasem przywykłam, ponieważ treść mocno wciągała. Zajrzyjcie do Cape Haven, spokojnego i konserwatywnego miasteczka wykutego w klifach, zobaczcie, co ukształtowało mieszkańców, jakie wspomnienia i wydarzenia odcisnęły się na duszach. Czy za jeden błąd płaci się przez całe życie? Jak silna jest pokusa drugiej szansy? Dlaczego błaganie o odkupienie wydaje się żałosne? Co jesteśmy w stanie przetrwać dla bliskich? Czy koniec jest początkiem, a może nie ma tych punktów na mapie życia, gdyż przyczyny i skutki perfekcyjnie mieszają się ze sobą?
Emilka i potwory z legend
Czy dzieci boją się potworów? Może troszeczkę, ale również tego typu lęki da się oswoić, co udowadnia młodym czytelnikom Emilka, główna bohaterka książeczki dla dzieci, którą napisała Kamila Stokowska, a ilustrowała Marta Grabowska. Zajrzyjmy do środka.
Zarys fabuły
Emilka nie lubi zasypiać w ciemności, ponieważ boi się potworów. Dorośli jednak tłumaczą jej, że potwory istnieją jedynie w legendach i przytaczają kilka znanych przykładów. Pewnej jednak nocy dziewczynka budzi się i słyszy chrobot, a potem spotyka najprawdziwszego w świecie potwora. Szybko jednak okazuje się, że ten zamiast straszyć woli bawić się na imprezach. Bez trudu się zaprzyjaźniają, a po niespodziewanym spotkaniu zostaje wiele miłych wspomnień.
Moja opinia i przemyślenia
Seria „Ziarenka piasku” to cykl lekkich, zabawnych i edukacyjnych opowiastek dla dzieci. Do nich właśnie należy między innymi tytuł „Emilka i potwory z legend”. Książeczka jest kolorowa i wesoła, a opisanej w niej historii towarzyszą również ciekawe i pomagające w zrozumieniu treści zadania dla maluchów. Wydanie przyciąga uwagę i zachęca młodszych czytelników do poznawania legend (nie tylko tych o potworach).
Legendy są często związane z kulturą i historią danego kraju lub regionu. Przekazywanie tych opowieści dzieciom pomaga w zachowaniu naszego dziedzictwa kulturowego z pokolenia na pokolenie. Poza tym takie historie często zawierają elementy fantastyczne, takie jak postacie nadprzyrodzone, magiczne miejsca, czy właśnie tytułowe potwory. Dzieci lubią opowieści, które pobudzają ich wyobraźnię i kreatywność, co może również pomóc w ich rozwoju. Cudownie, że Kamila Stokowska przekazała je w swojej książeczce w tak prosty i przystępny sposób. Sądzę, że tak ujęte trafią do każdego czytelnika — niezależnie od wieku.
Podsumowanie
„Emilka i potwory z legend” to ładnie wydana, wciągająca, pełna ciepła książeczka, która niesie ze sobą ważne przesłanie. Myślę, że spodoba się każdemu maluchowi. Moje dzieci bardzo ją polubiły i chętnie poznałyby kolejne przygody tytułowej Emilki!
The Inheritance Games
Jeżeli jest jakiś motyw w literaturze, który uwielbiam, to zdecydowanie jest to wielki, piękny dom pełen tajemnic i zagadka, którą należy rozwiązać. „The Inheritance Games” zapowiadało się wspaniale. Zaintrygowała mnie fabuła, a zewsząd docierały do mnie bardzo pozytywne opinie. Z wielkimi oczekiwaniami rozpoczęłam lekturę i…
… przepadłam!
Avery w jednym momencie śpi w samochodzie, pracuje ponad swoje siły, a w drugim jest dziedziczką wielkiej fortuny! Jak do tego doszło? To pytanie zadaje sobie nie tylko bohaterka, ale również cała rodzina zmarłego. Wszystkich niezwykle zaskoczyła ostatnia wola Tobiasa Hawthorne’a. Dlaczego przekazał wszystko – aktywa, wielki dom, swoje kolekcje, a także fundację – dziewczynie, której nie widział na oczy? Avery nie wie, że zmarły uwielbiał zagadki, a ta, której dziewczyna stała się uczestnikiem, jest chyba jego największą. Dodać muszę do tego, że aby w pełni odziedziczyć majątek, panna Grambs musi się na rok przenieść do Howathorne House. Niestety, mieszkają też tam najbliżsi członkowie rodziny Tobiasa, którzy obeszli się smakiem, jeżeli chodzi o wielki majątek staruszka.
Avery wraz z jednym braci, Jamesonem, zaczyna rozwiązywać zagadkę, którą przygotował zmarły. Towarzyszy im w tym Greyson, a dwóch pozostałych braci Hawthorne przygląda się tej sytuacji z boku. Czy uda im się dowiedzieć, dlaczego Tobias przepisał cały majątek dziewczynie, której nie znał?
„The Inheritance Games” to książka, która wciąga już od pierwszych stron. Rozdziały nie są długie, a kończą się jakimś niedopowiedzeniem czy sceną, którą autorka ucięła w najbardziej intrygującym momencie. Taki zabieg sprawia, że gdy podczas czytania, powiecie, iż tylko jeden rozdział i udajecie się spać, to możecie po godzinie zauważyć, że przeczytaliście już ich dziesięć. Dodatkowo akcja już od początku nie pozwala czytelnikowi odetchnąć. Bardzo dużo się dzieje, a zagadka, którą skonstruował nieżyjący senior, jest naprawdę intrygująca. Nikt nie wie, dlaczego Avery odziedziczyła majątek, a to przyciąga i intryguje. Śledziłam z zainteresowaniem kolejne tropy, towarzyszyłam bohaterom podczas poszukiwania poszlak i wskazówek, a im bliżej zakończenia, tym wszystko robiło się coraz bardziej zagmatwane! Dodam, że ostatnie strony książki spowodowały, iż jeszcze bardziej nie mogę doczekać się kontynuacji historii.
Nie zabrakło w tej historii wątku miłosnego, ale nie umiem się o nim wypowiedzieć. To był miły dodatek do tajemnic i zagadek, jednak nie potrafię wyobrazić sobie bohaterki z żadnym z braci. Za mało chemii, uczuć, emocji, ale czuję, że w kolejnej części, autorka rozwinie ten wątek.