Rezultaty wyszukiwania dla: Ron Lim
Brom 2
Wiecie, co jest najgorsze, jak jesteś facetem-wiedźmą, do tego o niskim wzroście? Że nie ma na to jakiegoś konkretnego maskulinatywu: czarownik to nie to samo, bo on czaruje, a nie walczy z potworami. Wiedźmin to już lepiej… ale gdzie te dwa miecze? I czemu jesteś takim karakanem, skoro jesteś wiedźminem?! Już łatwiej byłoby krasnoludem! Z takimi żarcikami musi żyć wiedźm/wiedźmin Brom.
Brom to dość zagubiony chłopak. Dopiero co rozstał się z Bułką i właściwie nie bardzo ma kto go rozumieć. Owszem, rodzina i dalsze kuzynostwo samo jest nieco „dziwne”, więc potrafią zaakceptować wiedźmowatość chłopaka, jednak to nie to samo. A przecież gdy jest się studentem, od czasu do czasu by się porandkowało. Być może to fart, że Brom znajduje najczęściej dziewczyny, które są tak inne, jak on. Jednak i to często stanowi problem, bo poznając właściwie nieśmiertelną dziewczynę, musi się zmierzyć z jej długą przeszłością.
Jednak Brom i „Brom” nie samymi miłostkami żyje. Są jeszcze pogaduszki z kumplem, który dopiero co zrozumiał swoją odmienność. Jest też nowo otwarta działalność zarobkowa: tropienie potworów. Jednak pierwsze zlecenie Broma wcale nie będzie takie łatwe, na jakie wyglądało.
Najbardziej fascynowała mnie jednak kryptozoologia i wszystkie te potwornie (dosłownie!) pomysły Unki. Strzygonie, wodnice, zmiennokształtni, biskup wodny niczym Potwór z Bagien, barometz. Ta kobieta ma chyba niekończącą się fantazję i dodatkowo mitologię słowiańską w małym paluszku. Szacunek!
Od strony graficznej jest i prosto i bogato zarazem. Że też tak da się zrobić! Okładka jako pierwsza przyciąga wzrok, a dalej jest tylko lepiej, szczególnie w scenach finałowych, nad wodą czy humorystycznych na targach sabacie. Unka wie, kiedy zagrać całostronicowym panelem i robi to wyśmienicie. Sami bohaterowie są dość prosto zaprojektowani, ale zawsze znajdzie się jakiś element, który jest dla nich szczególny: kolczyk, fryzura, skrzela, oczy. Potwory, och, potwory są najlepsze! Szczególnie jeśli ktoś lubi nieco lovecraftowe klimaty. I, co z radością zauważyłam, jest jeszcze lepiej graficznie, niż było w tomie poprzednim. Nie tylko Brom więc nam tu dojrzał, ale i rysowniczka.
Pierwszy tom „Broma” Unki Odyi podbił polską scenę komiksową i to bezapelacyjnie, gdyż , zdobył nagrodę w kategorii Najlepszy Polski Album na 30. Międzynarodowym Festiwalu Komiksów i Gier w Łodzi. Takie wyróżnienie mówi samo za siebie! Mam tylko nadzieję, że drugi tom będzie równie zauważony, co pierwszy.
Oko Świata
"Skąd ten przymus robienia czegoś tylko dlatego, że daną rzecz zawsze się robiło w taki, a nie inny sposób?"
Dawno nie zaprzyjaźniłam się z książką w tak treściwej przygodowej odsłonie. Tu zdarzenie goniło zdarzenie, a za każdą z nich skrywał się odmienny szablon jej rysowania, na tle różnorodnej kolorystyki misji. Powieść zrobiła na mnie oszałamiające wrażenie. Złożyło się na to wiele elementów. Szalenie odpowiadał mi epicki styl pisania. Autor z wielką starannością dbał nie tylko o rewelacyjnie rozbudowanie i oprawienie pomysłu na fabułę, stworzenie i przemianę pierwszo i drugoplanowych postaci, wytworzenie i podsycanie atmosfery niepewności i zaskoczenia, przyciągającego klimatu legend i mitologii. Robert Jordan nie oszczędzał bohaterów i emocji czytelnika. Wystawiał na stronę silnego wiatru niewiadomych i sekretów, wstrząsał wyobraźnią, raz pieścił i oddawał ciepło, kiedy indziej zatrważał i rzucał urok zimna. Zaczął od sielankowości, przeszedł do podróży, zmierzał ku myślom o ratowaniu świata. Dogadzał stopniowym uchylaniem rąbka tajemnic, wplecionych w życie osób i przeszłości zatartej w pamięci ludzkiej. Nie wiadomo było, co miało się wydarzyć, kształtowały się jedynie niejasne przypuszczenia. Nieustannie zmieniały się kierunki wzorów scenariuszy losów, incydentów i tożsamości, a to umacniało chęć trwania na posterunku czytania.
Narracja wyjątkowo płynna i przyjazna, natychmiast zestroiłam się z jej rytmem. Odbierałam ekscytację własną, postaci i pisarza. Magia przenikała każdy składnik świata, wydawała się nim kierować, ale sama uciekała przed czymś może nawet i silniejszym od niej. Nie zaproponowano klasycznego podziału na dobro i zło. Sprzeczne siły szarpały bohaterami, wystawiały na liczne treningi, próby i świadectwa. Liczyła się wytrzymałość fizyczna i umiejętności psychiczne. Wątki zgrabnie i intrygująco miksowały się w magnetycznie przyciągającą całość. Nie chciałam odrywać się od książki, fantastycznie wypełniła kilka wieczorów, każdy w równym stopniu relaksował i przynosił satysfakcję. To nie tyle książka, co księga zadziwiających przygód, w najwyższym stopniu wiarygodnie przedstawionego świata, w którym uczestniczyły imponujące stworzenia, podłe kreatury, karykaturalne istoty, ale też miłość, przyjaźń i oddanie, oraz podzielone zaufanie, niepełna wiedza i wieloznaczne interpretacje. Każdy rozdział z fantastyczną niespodzianką.
Pole Emonda to wioska na końcu świata, której mieszkańcy z dala od cywilizacji i zawirowań historii prowadzili spokojne i unormowane życie. Do czasu, kiedy odwiedziła ich tajemnicza kobieta Moraine i budzący strach strażnik Lan. Ich wizyta zbiegła się to z drapieżnym atakiem trolloków, które dotąd istniały jedynie w rzadko powielanych wierzeniach sprzed trzech tysięcy lat. Wszystko wskazywało, że Czarny przebudził się z uśpienia i zapragnął spoić mroczną poświatą cały świat, to jemu wszyscy mieli się podporządkować i mu służyć. Młodzieńcy Rand, Mat i Perrin zostają namówieni do wyruszenia z wioski w skrajnie niebezpieczną i wyboistą podróż do miejsca, gdzie być może tli się jeszcze nadzieja na ratunek. Jak Wiek Legend zdeterminował ich przyszłość, jak Oko Świata zerkało na nich, jaki wzór Koło Czasu przewidziało dla młodych odważnych, z kim zetknęli się podczas wędrówki, komu byli zmuszeni stawić czoło, dokąd zaprowadziły ich własne myśli i sny? Cieszę się, że dołączono mapy regionów, po których podróżowali śmiałkowie, ułatwiały śledzenie pokonywanych kilometrów i wyzwań, oraz glosariusz, objaśniał uczestników i zjawiska. Powieść nie tylko dla młodych odbiorców, także starsi z sympatią się w niej odnajdą, zdecydowanie warto uwzględnić w planach czytelniczych.
Baśnie Śnieżnego Lasu
Jeśli ktoś szuka baśniowej historii, która na dodatek jest pięknie wydana, to „Baśnie Śnieżnego Lasu” będą idealne.
Janka Niedźwiedzica od zawsze czuła, że różni się od mieszkańców swojej wioski. Była silniejsza i wyższa od swoich rówieśników, a nawet niektórych dorosłych. Cały czas coś ciągnęło ją w stronę lasu. Gdy po pewnym incydencie, nagle jej nogi zmieniają się w niedźwiedzie łapy, postanawia opuścić wioskę i na własną rękę okryć tajemnice swojego pochodzenia. Czy podczas niebezpiecznej podróży zdoła okryć, kim naprawdę jest i co jest w życiu najważniejsze?
„Baśnie Śnieżnego Lasu”, to książka, która oczarowała mnie, gdy tylko na nią spojrzałam. Piękna twarda okładka, klimatyczna wklejka, w środku ładne ilustracje, to coś, co od pierwszej chwili cieszy oko, a co najważniejsze, wnętrze dorównuje całej oprawie. Chociaż może to powinno być na odwrót, to oprawa dorównuje pięknej historii, bo to ona zawsze jest najważniejsza.
Historia Janki oczarowała mnie praktycznie od pierwszej strony. Autorka potrafiła stworzyć baśniowy, mroźny klimat. Podczas czytania miałam wrażenie, że sama uczestniczę w wyprawie bohaterki. Razem z nią przeżywałam chwile zwątpienia i grozy i byłam bardzo ciekawa, kim ostatecznie Janka postanowi zostać, i czy odkryje, co jest dla niej najważniejsze. Janka została tak wykreowana, że nie sposób jej nie kibicować.
W książce zawartych jest kilka opowieści, które w pierwszej chwili wydają się mało znaczące, chociaż z każdej wynika jakiś morał, jednak ostatecznie okazują się bardzo ważne dla całej fabuły. Naprowadzają one czytelnika na to, co kryje się w przeszłości bohaterki.
Podobało mi się, to, że jak na prawdziwą baśń przystało, z książki wynika kilka wartościowych morałów. Jak to, że nie ważne jak wyglądamy, ważne jest to, jakim człowiekiem się jest, oraz to, że nie zawsze rodzina to osoby, z którymi łączą nas więzy krwi, ale są to ludzie, których kochamy i, które akceptują nas takimi, jakimi jesteśmy. Są to prawdy, ważne nie tylko dla dzieci, ale też i dla dorosłych. Dlatego, chociaż książka skierowana jest głównie do młodszych odbiorców, to i ci starsi również powinni przeczytać, tę książkę.
Podsumowując, „Baśnie Śnieżnego Lasu” to historia piękna i klimatyczna. Wkrótce zbliżają się święta i myślę, że ta pozycja idealnie nadawałaby się na prezent i dla dziecka i dla kogoś dorosłego.
Zapowiedź: Golimistrz
Po udaremnionym zamachu na swoje życie król wpada na nietuzinkowy pomysł. Do jego realizacji potrzebuje człowieka do zadań specjalnych, najlepiej powszechnie szanowanego i niewzbudzającego żadnych podejrzeń. Kogoś z rzeszy poddanych.
Pan Lodowego Ogordu. Księga II
Chociaż dopiero poznaję też świat ambitnej fantastyki, to zachwyciłam się pierwszym tomem serii Jarosława Grzędowicza. Pan Lodowego Ogrodu to już klasyka, pozycja obowiązkowa, a ja dopiero teraz zachwycam się tym światem. Po lekturze pierwszej części zagłębiłam się w drugim tomie.
Vuko to wysłannik z Ziemi, który przybywa na planetę Midgaard z misją ratunkową. Musi odnaleźć naukowców, którzy zaginęli na wyprawie badawczej. Vuko przemierza rozległe tereny obcej planety, poznaje tamtejszych mieszkańców, kultury i niebezpieczeństwa. Nie jest jednak zdany sam na siebie, ponieważ wprowadzono mu kilka modyfikacji oraz zaopatrzono w zbroję i strój, który jest bardzo nowoczesny. Misgaard wciąż atakuje dziwna i tajemnicza mgła oraz Węże. Nasz bohater robi wszystko, aby uratować ludzi, ale jednak wciąż chce wrócić na ziemię, a żeby tego dokonać, musi ocalić i własne życie.
Jak w pierwszym tomie, czytelnicy równolegle poznają historię Filara, który wyrusza w podróż, aby odkryć tajemnice.
O ile ciężko było mi się wczytać w pierwszy tom, to w tym przypadku już od pierwszych stron wpasowałam się w klimat i świat, który wykreował Jarosław Grzędowicz. Poprzednia część zakończyła się w bardzo emocjonującym momencie i przyznać muszę, że nie mogłam doczekać się lektury kolejnej części. Z zachwytem poznawałam zakamarki Misgaardu, a w tej części miałam ku temu okazję. To fascynujące, jak autor ze szczegółami dopracował miejsce akcji; tak podobne do naszego, ale i inne. Chociaż nie przepadam za motywem drogi w książkach, to tutaj mi to wcale nie przeszkadzało, a co więcej, wprowadzenie tego motywu bardzo mnie ukontentowało.
Vuko to jeden z moich ulubionych bohaterów literackich. Jest stanowczy, uparty, w większości przypadków posługuje się siłą, ale jednak jego losy mają w sobie szczyptę humoru i ironii, jakby autor chciał wprowadzić taki jasny promyk w książce. Jestem ciekawa, jak potoczą się jego dalsze losy.
Ci, którzy oczekują akcji jak w pierwszym tomie, mogą się nieco zawieść, bo jest jej zdecydowanie mniej. Dzięki temu możemy lepiej poznać świat (o czym już wspomniałam). Pod względem treści również nie mam nic do zarzucenia, bo autor jest mistrzem słowa pisanego i tworzy takie powieści, które zachwycają i nie dają o sobie zapomnieć.
Pan Lodowego Ogrodu. Księga II to powieść bardzo dobra, nawet lepsza niż pierwsza. Jeżeli autor utrzymuje taki poziom w kolejnych częściach, to ja nie mogę doczekać się lektury.
Uwolnij świat od mroku i nikczemności z grą „DC Batman: Metal”!
„DC Deck Building Game” to seria pięknie ilustrowanych gier karcianych (i dodatków do nich) pozwalająca graczom przenieść się do uniwersum znanego z komiksów DC i wcielić w postacie takie jak Batman, Superman czy… Joker.
Puszcza
Jakkolwiek głównym bohaterem jest Chrobry, tak Gołubiew nie skupia się jedynie na tej jednej postaci. W swoim dziele z dużym rozmachem zagarnia przestrzeń wokół, by ukazać jak najpełniej realia, z jakich wyrósł, w jakich żył i działał władca. Wyraziście odmalowuje życie zarówno na dworze, jak i w pomniejszych osadach. Oddaje tu choćby surowość świata, w którym kształtowały się charaktery postaci i relacje międzyludzkie, czym wprowadza pewien naturalizm i objaśnia wiele. Odnoszę wrażenie, że ten naturalizm – niebędący pozą czy zabiegiem artystycznym a formą dociekania bezwzględnej prawdy – trudny jest do odnalezienia w powieściach historycznych ostatnich lat. Miękkość i psychoterapeutyczne uwspółcześnianie postaci historycznych, wyrosłych wszak w odmiennych warunkach, prowadzi dziś, albo do infantylizacji albo efekciarskiej brutalizacji. Gołubiew jest pisarzem jeszcze nieogarniętym tymi skłonnościami.
Chrobry jest tutaj synem i bratem, nie tylko wojownikiem i potencjalnym władcą. Autor ukazuje relacje Bolesława z Mieszkiem, politykę prowadzoną przez ojca i różnice w ich poglądach i działaniach. W powieści dość wymownie ukazany jest również wpływ Dobrawy na syna. Oczywiście trudno ocenić, czy życie i początki władzy Bolesława dokładnie tak wyglądały. Właściwie można z góry założyć, że w wielu aspektach autor był zmuszony, zdać się na własne wyobrażenia. Odległość czasów, a co za tym idzie również skąpość obiektywnych źródeł, ograniczają możliwości. Niemniej historyczne przygotowanie pisarza i wieloletnia praca nad powieścią dają niejakie podstawy do zaufania w skrupulatność jego badań.
Niewątpliwą zaletą — ale i wyzwaniem — jest język powieści. Archaizowany, pięknie żywiczny, ziemisty. Trudno powiedzieć, na ile odpowiada on ówczesnej mowie, niemniej nadaje powieści wyraźny klimat. Nie jest łatwo wejść w tę opowieść, próg jest wysoki, bo nie tylko język, ale i realia odległej przeszłości nie ułatwiają wkroczenia ze współczesności w świat opisany. Niemniej właśnie te trudności są nieocenionym budulcem, dzięki któremu mamy poczucie autentyczności.
W książce znajdziemy nieomal poetyckie opisanie krajobrazu. Puszcza jest tu przedstawiona z namacalną realnością, przedzieramy się przez nią z bohaterami, podczas lektury możemy przywołać obrazy i zapachy. Ale i odczuć niezmierną siłę samozwańczych drwali karczujących siłą własnych mięśni gęste zarośla i drzewa pod budowę osady. Oraz grozę wyłaniającą się z kniei pod postacią niedźwiedzia lub z rzeki pod postacią wrogich Wikingów.
Powieść Gołubiewa nie jest łatwą lekturą, wymaga przebrnięcia przez pierwszych kilkadziesiąt stron, nim wniknie się w jej język i klimat. Jednak nagroda dla cierpliwych jest wielka, bo mamy tu do czynienia z czymś zupełnie wyjątkowym. Jest to wspaniałe, możliwie wierne opisanie fragmentu przeszłości. Ale również lektura do uważnego, niespiesznego czytania, kosztowania słów, opisów, budzenia wyobraźni i pamięci.
Podejmij wyzwanie z nowymi grami książkowymi z cyklu „Escape Quest”!
„Escape Quest” to kolekcja gier książkowych, których głównym bohaterem jest sam czytelnik. By w pełni cieszyć się fabułą, musi wykazać się spostrzegawczością, pomysłowością i sprytem podczas rozwiązywania zadań ukrytych na kartach książki. Zachęci go do tego porywająca historia i innowacyjna mechanika, która wymaga spostrzegawczości i kreatywnego podejścia. 24 listopada br. ukazały się kolejne gamebooki z cyklu „Escape Quest”: „Alcatraz: Infiltracja”, w którym gracz staje przed wyzwaniem ucieczki z najlepiej strzeżonego więzienia w USA oraz „Superbohaterowie”, czyli niezapomniana przygoda w Akademii superbohaterów.
Dwudziesta trzecia
Mali Bogowie. Piorun do drapania.
Autorami historii o psotnych bogach są scenarzysta Christophe Cazenove, znany w Polsce z bestsellerowej serii „Sisters”, oraz rysownik Philippe Larbier, który stworzył ilustracje do takich humorystycznych opowieści jak „Chats, chats, chats” czy „Ninja” oraz scenariusz kryminalnego cyklu dla dzieci „Les Enigmes de Léa”.
Zarys fabuły
Taurusek to młodsza, humorystycznie narysowana wersja Minotaura z Krety. Atlas jest młodym tytanem. Obydwaj są najlepszymi przyjaciółmi. Marzą o tym, żeby wykazać się przed Zeusem, by ten pozwolił im zostać bogami olimpijskimi. W przeciwieństwie do ich rówieśników jednak nie posiadają żadnych magicznych zdolności, choć wciąż starają się je odkryć. Przygody tej dwójki przestawione zostały w króciutkich, często nawet jednostronicowych, zabawnych historiach.
Strona wizualna
Komiks ma format A4 i niestety wydanie zeszytowe, co sprawia, że łatwo może się zniszczyć. Podejrzewam jednak, że brak twardej oprawy, tak jak w przypadku komiksów z serii Agathy Christie, ma również wpływ na niską cenę tomów.
Zeszyt jest bardzo kolorowy, a występujący w komiksie bohaterowie zabawni i przyjaźni. Historię przyjemnie się czyta i ogląda. Sądzę, że bez trudu przekona do siebie młodszych czytelników. Rysownik Philippe Larbier nie po raz pierwszy spisał się na medal.
Moja opinia i przemyślenia
„Mali Bogowie. Piorun do drapania.” to bardzo sympatyczna, przyjazna i zabawna historia. Myślę, że jest godnym następcą Asterixa. Humor, choć może nieco bardziej współczesny, jest w obydwu komiksach podobny, zaś przygody Asterixa poznaję od najmłodszych lat i mam do nich ogromny sentyment.
W pierwszym tomie oprócz Tauruska i Atlasa poznajemy również Zeusa, Heraklesa, Afrodytę, Meduzę, Midasa i wiele innych mitologicznych postaci. Wszyscy oni przeżywają przeróżne przygody i chwalą się swoimi nadprzyrodzonymi umiejętnościami. Myślę, że po takim wstępie każdy młody czytelnik zacznie się choć trochę interesować grecką mitologią.
Podsumowanie
Z lektury komiksu „Mali Bogowie. Piorun do drapania.” Jestem bardzo zadowolona i przyznam, że niecierpliwie czekam na kolejny tom, który będzie nosił tytuł „Mali Bogowie. Uparty Ikar”. Z przyjemnością poznam nowe przygody małych, greckich bohaterów. Mam nadzieję, że druga część dostarczy mi przynajmniej tyle samo zabawy co tom pierwszy, który zresztą gorąco polecam i to nie tylko najmłodszym czytelnikom.
