listopad 22, 2024

×

Ostrzeżenie

JUser::_load: Nie można załadować danych użytkownika o ID: 3507.

Rezultaty wyszukiwania dla: Nomen Omen

czwartek, 05 wrzesień 2024 14:39

Wilki

 

Wilki wróciły w Sudety. Poczynają sobie coraz śmielej, pokazując się w okolicznych wioskach i budząc postrach w nieuświadomionych mieszkańcach. I to nie jest fikcja, a fakt. Wybierając się w góry, trzeba mieć świadomość, że są one domem dzikiej zwierzyny. Jednak bać należy się bardziej zdziczałych psów, bo one nie boją się człowieka i potrafią zaatakować oraz (a może przede wszystkim?) ludzi.

„Wilki” Grzegorza Wielgusa przenoszą nas na Dolny Śląsk do niewielkiej wioski o nazwie nomen omen: Wilki. To tu komisarz Emil Orłowiec zmuszony jest prowadzić śledztwo w sprawie makabrycznego zabójstwa myśliwego. Szybko okazuje się, że to nie ostatnia zbrodnia, a jeśli do tego dodamy krwawe znalezisko na szlaku turystycznym i budzącą grozę legendę o Bestii, to robi się naprawdę ciekawie.

Przy okazji śledztwa wychodzą na jaw nie tylko współczesne sekrety mieszkańców Wilków i pobliskich miejscowości, ale także mroczne tajemnice sprzed wielu lat.

Nawet stróż prawa i goprowcy mają swoje ciemne historie, które nagle wypływają na wierzch w najmniej oczekiwanych momentach. Wszystkie te zagadkowe elementy, podsycane dodatkowo przez miejscowe legendy nadają powieści niesamowity mroczny klimat. Oprócz typowego śledztwa w sprawie zabójstwa otrzymujemy elementy horroru czy powieści grozy. Atmosfera wokół głównych bohaterów gęstnieje, a czytelnik zaczyna powoli wierzyć w nadnaturalne zjawiska, krwiożercze bestie i duchy przeszłości.

Powieść czyta się świetnie, gdyż pisarz umiejętnie miesza wątki, plącze szyki, podsuwa wciąż nowe tropy, by na koniec całkowicie zaskoczyć czytelnika. Książka napisana jest dobrym barwnym i kwiecistym językiem, nieepatującym przy tym wulgarnością.

Dodatkowym atutem okazuje się ciekawie zarysowane tło obyczajowe, wykorzystanie miejscowych legend oraz bolesnej wojennej i powojennej historii Dolnego Śląska. Tu nic przecież nie było proste. Ziemie należące do 1945 roku do Niemców, nagle przeszły w polskie ręce. W wielu wsiach pozostali niemieccy mieszkańcy, którym dokwaterowano Polaków z Kresów Wschodnich. Echa takich historii także w powieści znajdziemy.

Mnie, mieszkankę Dolnego Śląska, właśnie takie wielobarwne i wieloaspektowe ukazanie złożonych losów Kotliny Kłodzkiej wyjątkowo się podoba.

Powieść mogę polecić z czystym sumieniem, bo pisarz nie tylko świetnie radzi sobie budując napięcie śledztwa, ale także doskonale zna specyfikę regionu, o którym pisze.

Dział: Książki
sobota, 05 marzec 2022 14:12

Flash: Era Flasha

Po raz kolejny oś czasu działa nieprawidłowo. Po raz kolejny czarny charakter ucieka z więzienia. I po raz kolejny Flash „zapisuje” oś czasu.

Zeszyt rozpoczyna się od historii opowiedzianej z perspektywy kapitana Boomeranga. To dobra zabawa, nie tylko dlatego, że jest nierzetelnym narratorem, który próbuje wyolbrzymiać swoją własną rolę, ale także dlatego, że w ograniczonej dostępnej przestrzeni, próbuje dać mu coś w rodzaju odkupienia.

Podróżujący w czasie Flash co chwilę dokonuje zmian na osi czasu, co wywołuje paradoksy. Ich głównym ucieleśnieniem jest, nomen omen Pradoks, główny zły serii. To taki rodzaj wroga, jakiego musi mieć postać taka jak Flash (ktoś zraniony przez bohatera ratującego innych ludzi) i chociaż jego moce są totalnie szalone, jest świetnym katalizatorem przywracania najlepszych czasobiegaczy: Godspeeda i Odwrotnego Flasha.

Paradoks wydawał się interesującym złoczyńcą, ale wydaje mi się, że Joshua Williamson, scenarzysta komiksu, tak naprawdę nie badał tej postaci i nie dał jej maksimum uwagi. A szkoda, bo przez to wszystko skończyło się bardzo szybko. Teraz musimy żyć z kolejną nową przyszłością, której jeszcze nie do końca rozumiemy. Gdzie to się skończy? Jednak czy usunięcie Paradoksa usunęło jakiekolwiek wpadki w ciągłości historii Flasha?

Najbardziej zapada w pamięć jednak historia niemocy Flasha. Chodzi o to, że cały swój bieg próbuje on znaleźć mordercę swojej matki. Wszystko, by go pokonać, zanim dojdzie do morderstwa. Jednak czy zmiana tej linii nie spowoduje, że cały świat zwariuje. Przecież może dojść do zbyt wielkiego paradoksu, by cokolwiek później składało się w konkretną całość.

Za większość plansz odpowiada Howard Porter, który wciąż zaskakuje mnie swoją zdolnością do rysowania. Wspomagają go Rafa Sandoval i Christian Duce. Flash miał solidny zespół artystów, przez co poszczególne historie są w jednej, dość wysokiej i spójnej jakości.

Kolejny pełen akcji, pełen fabuły tom Flasha! Zdecydowanie widzę, jak biegnie pod koniec tego maratonu... i jak dawno tak się męczy. Joshua Williamson spisał się fantastycznie.

Dział: Komiksy
wtorek, 22 luty 2022 17:19

Bez reszty

Zapomniałam o książce „Bez reszty”, z góry się przyznaję, trafiła na samo dno stosu hańby, stojącego w miejscu, gdzie trzymam książki, na które kiedyś znajdę czas. Jako że czas u mnie jest tak trudny do znalezienia, jak klarowne są zasady nowego systemu podatkowego, to nawet tam nie zerkałam, aż przyszedł czas na powieść Wojtka Miłoszewskiego i musiałam szukać. Prędko się okazało, że ta książka to drugi tom z serii (ciekawe czy będzie trzeci). Od razu Wam powiem, że znajomość pierwszej części nie jest niezbędna, jeżeli są jakieś odniesienia do poprzedniej, to nie zauważyłam, nie czułam, że lektura jest dla mnie mniej przyjemna.

Zima 1990 roku, Kraków. Stolica Małopolski zachłysnęła się kapitalizmem, przemiana ustrojowa sprawia, że półki w sklepach są pełne, inflacja galopuje, ale bohaterowie wciąż przechadzają się po ulicy Bohaterów Stalingradu. Komisarz Kastor Grudziński wraz z naczelnikiem wydziału zaczaili się na handlarzy płytami CD. Policjant słyszał o tej technologii, ale nie stać go na odtwarzacz, z pensji policjanta nie stać go też na rachunki i po kolei odłączą mu prąd i ogrzewanie. Siedząc w dużym fiacie, wymieniają opinie o zmianach i nie spodziewają się, że rutynowa akcja skończy się strzelaniną, obstawa z PG (walka z przestępczością gospodarczą) ucieknie, co sił w koniach mechanicznych a naczelnik zginie. To dla Grudzińskiego nowość, dotychczas nie był przyzwyczajony do tego, że do policji ktoś strzela. Za punkt honoru komisarz stawia sobie odnalezienie i ukaranie zabójców swojego szefa, chociaż nie będzie łatwo, w jego wydziale pracuje jeszcze Kwiatek, policjant alkoholik, który nadaje się do pracy tylko wieczorem, zanim znowu się ulula. Przychodzi nowy naczelnik z dziwnymi wymaganiami, a na dodatek ktoś zaczyna w mieście porywać dzieci. Powoli staje się jasne, że w mieście pojawiła się nowa siła, która zaburzyła równowagę i chce mieć monopol na zbrodnię.

Lata dziewięćdziesiąte to świetny materiał do kryminałów i właściwie zastanawiam się, dlaczego tak mało pisarzy z tego czerpie. Teraz mamy kosmiczną technologię, komórki, internet, kryminologię i kryminalistykę na wysokim poziomie. Wtedy były braki finansowe, telefon w domu nie był oczywistością, a żeby zadzwonić z terenu, trzeba było poszukać budki. Sam bohater wspomina o kalce jako poprzedniczce ksera, a analizę daktyloskopijną musiałby robić ręcznie. W porównaniu z dzisiejszą technologią to prehistoria, ale jakże urokliwa, jakie daje pole do konstruowania intrygi. Ponadto lata dziewięćdziesiąte to początek mafii, rozkwit bezprawia, narkotyki, wymuszenia, porwania, brak skrupułów, wymarzony temat do książki z dobrą zagadką.

Wojtek Miłoszewski wykorzystał cały ten potencjał, okrasił to stylem charakterystycznym dla Braci Miłoszewskich (to powinna być zastrzeżona marka na rynku polskiego kryminału). Nie byłam w stanie się oderwać, ta książka wciąga nomen omen, bez reszty i nie można jej odłożyć. Znowu żałuję, że tyle czekała, ale warto było po nią w końcu sięgnąć.

Dział: Książki
poniedziałek, 12 kwiecień 2021 12:45

Zapowiedź: Przeklęty metal

Dobrze wiemy, czym zajmuje się egzorcysta w naszym świecie – wypędzaniem demonów. Jednak czym może się parać w uniwersum, w którym diabły występują nagminnie i mocno dają się ludziom we znaki? Cóż, ogólnie tym samym. Ale nomen omen diabeł tkwi jak zwykle w szczegółach. Bo w znanej nam rzeczywistości egzorcyści nie zakładają przecież zakonów. I nie mają konkurencji w postaci innych fachowców, zwanych egzekutorami.

Dział: Książki
poniedziałek, 23 listopad 2020 15:07

Płacz

Marta Kisiel jest autorką kultową, dowiedziałam się o tym kilka lat temu na Targach w Krakowie, gdy ustawiały się do niej dosłownie tłumy, a stada fanów chciały ją nosić na rękach. Wówczas jej książki były łakomym kąskiem, nakłady się rozchodziły. Zabłąkane na allegro egzemplarze chodziły w bajońskich kwotach, więc gdy coś wznowiono znajomi życzliwie radzili, bym nie zastanawiała się, bym kupowała, bo warto. Ja miałam wiele obaw, bo nie lubię książek, w których autor zakłada, że oczaruje mnie swoimi żartami, to rzadko na mnie działa. Zwykle żenuje, niż bawi, ale już tyle osób mnie namawiało, że w końcu stwierdziłam, a co mi szkodzi. Najwyżej mi się nie spodoba i będę wytykała znajomym, jak mają kiepski gust. Akurat to ja się myliłam, książki Marty Kisiel mnie kupiły i to nazwisko miało pojawić się na liście moich polowań. I w tym roku, na wiosnę pojawiła się nowa powieść.

„Płacz” to trzeci tom Opowieści wrocławskich, pierwszy tom „Toń” czytałam dosyć dawno temu, nie pamiętam dokładnie, ale pamiętam ciało wypływające nad ranem i to, że mi się podobało. „Nomen omen” kupiłam, bo znajomi mnie katowali, ale jeszcze nie czytałam i dopiero teraz pisząc ten tekst, orientuję się, że to cykl, ale można dobrze się bawić bez znajomości tomów wcześniejszych. To kontynuacja losów sióstr Stern, cudowna wariacja na temat Mojr, który to powoli zaczyna mnie coraz bardziej interesować, a od czasu bajki „Herkules” Mojry mnie fascynują. W „Płaczu” przeplatają się różne historie i chociaż ciężko kojarzyć wojnę z humorem, ból i łzy z czymś przyjemnym, to jednak Marta Kisiel ma niezwykle sprawne pióro i niesamowicie mi imponuje jej styl, dystans, sarkazm. Majstersztyk.

Spotkałam się z mieszkańcami ulicy Lipowej 5, dopiero czytając „Toń” i uważam, że chociaż „Płacz” jest książką przesyconą większą dozą dramaturgii, zagubieni ludzie, zestawieni z zagubioną łyżeczką, tu losy sióstr, tu wielka historia, to jednak moim zdaniem to nowe oblicze Marty Kisiel jest frapujące i niezwykłe, że czego nie tknie, to zamieni w świetną powieść. Muszę się teraz zabrać koniecznie za „Nomen omen”, bo chyba chcę sobie to wszystko dopełnić.

Mam nadzieję, że wtedy będę Wam mogła zaktualizować informację o tym, w jakiej kolejności czytać i czy ma to znaczenie? Dajcie się porwać powieściom Marty Kisiel, jako że ja pierwszy raz sięgnęłam po jej powieści właśnie na jesieni, to dla mnie ta pora roku jest idealna do wejścia do świata tajemnic, inteligentnego humoru. Bardzo polecam.

Dział: Książki

Jedna z najpopularniejszych dolnośląskich pisarek powraca z kolejną książką, tym razem dedykowaną nieco starszym czytelnikom. „Płacz” (Wyd. Uroboros) to powieść zamykająca tak zwaną serię wrocławską, na którą składają się także, takie dzieła autorki jak: „Toń” i „Nomen omen”. Główne bohaterki - Panny Stern, tym razem muszą zmierzyć się z pewnymi niewygodnymi wydarzeniami z przeszłości, które okażą się sprawdzianem siły łączących ich więzi. Marta Kisiel w mistrzowskim dla siebie stylu prowadzi czytelnika między rzeczywistością, a światem wyimaginowanym, a wszystko to na tle z malowniczych Gór Sowich.

niedziela, 20 październik 2019 16:37

Pokrzyk

Nie mogę uwierzyć, że tomów o Lipowie jest już kilkanaście. Wydaje mi się, że dopiero co chwytałam za Motylka, a następnego dnia biegłam do centrum handlowego przez pół Lublina, żeby kupić kolejne części. A przecież nie zaczęłam poznawać tej serii tuż po premierze. A tutaj już jedenaście części. Niesamowite jak leci ten czas. Pewnie w tym roku już nic o Lipowie się nie ukaże, ale jestem przekonana, że w okolicach marca dowiem się co dalej. Pokrzyk to jedenasta część serii, wiele z bohaterami przeszliśmy, oni już nie przypominają tych z pierwszego tomu, są po przejściach, czy zniosą jeszcze więcej?

Ciężko się pisze o tej książce, bo Autorka bardzo skacze po wydarzeniach. Trzeba się bardzo pilnować, żeby uniknąć spojlerów. Spróbuję. Niedawno została zamordowana znana dziennikarka, wszystkie podejrzenia spadają na Klementynę, która po tym zdarzeniu, zapadła się pod ziemie. Gdy na miejscu kolejnej zbrodni, zostaje znowu dostrzeżona, sprawa wydaje się pewna. Jaki to ma związek z klaunami, podobno przeklętym dworem we Wnykach, dlaczego w hallu budynku wypisane tysiące razy słowo umrzesz, Weronice wydaje się i klątwą i wróżbą. U bohaterów też się dzieje, wprawdzie Klementyna chyba oszalała do reszty i weszła w buty szeryfa, ale i Daniel, chociaż pozornie dokonał wyboru, wciąż stoi nomen omen w rozkroku. A tak na dłuższą metę się nie da, nie da się trzymać dwóch srok za ogon, ktoś w końcu będzie cierpiał.

Widać jak bardzo Katarzyna Puzyńska zmieniła swój styl. Nie wiem, czy ten rozwój należy zaliczyć na plus. W końcu Motylek jest książką, dzięki której pokochaliśmy tę serię. Tam mieliśmy morderstwo i dochodzenie do prawdy, fragmenty retrospekcji mieszały nam w głowie, intrygowały. Tymczasem tutaj autorka wchodzi na grząski grunt, gdy bardziej ordynarnie podrzuca nam fałszywe tropy, myli szyki, a później wyciąga rozwiązanie jak z kapelusza. Bo tego nie było szansy zgadnąć. W którym momencie tak to się zmieniło? Nie wiem.

Czy żałuję przeczytania tej książki? Bynajmniej. Zwłaszcza końcówka, wbiła mnie w fotel, sprawiła, że teraz gryzę zęby, czekając na tom dwunasty. A że wzdycham sobie za starymi, dobrymi czasami… No cóż… Mam problem z ostatnimi książkami Puzyńskiej, niby mi się dłużą, niby widzę, że to nie to, ale ciągle we mnie jest głód i ciekawość i próba odgadnięcia. Chociaż czasami zła jestem na to, że autorka tak przeczołguje tych bohaterów, których tak polubiłam, że tak się zmienili, ale dalej trzymam kciuki i chciałabym, żeby się im ułożyło. Chociaż, umówmy się, finał tego tomu sprawia, że to ułożenie, staje pod ogromnym znakiem zapytania, jedno jest pewne. Po ten tom następny, to ja sięgnę na pewno!

Dział: Książki
poniedziałek, 02 wrzesień 2019 21:08

Całkowite zaćmienie serca

Ach! Jakże ja kocham ilustracje spod pędzelka Marco B. Bucci’ego! To właśnie w głównej mierze nazwisko tegoż twórcy przyczyniło się do mojej fascynacji serią „Nomen Omen” i koniecznością zapoznania się z nią. Nie będę ukrywać, że i sam opis komiksu zachęcił mnie do lektury – pozycje fantastyczne pożeram zawsze z przyjemnością. Dodajcie do tego interesujący motyw achromatopsji, połączenia baśniowego świata z realnym, magię – to był wręcz przepis na sukces! A jednak czegoś temu dzieło zabrakło, a wręcz zabrakło dość sporo…

„Nomen Omen. Całkowite zaćmienie serca” jest z całą pewnością ucztą dla oczu i jestem przekonana, że niejeden miłośnik komiksu zachwyci się szatą graficzną tej serii. Jest dosłownie bajeczna i przemyślana, absolutnie pod każdym względem. Zastosowano w niej ciekawy zabieg – czytelnik wręcz doświadcza tu achromatopsji na własnej skórze – tak jak główna bohaterka, Rebecca, widzimy świat w szarych barwach i tak jak ona, dopiero gdy pojawia się magia, świat nabiera barw. A jest to nietuzinkowy świat – z jednej strony mamy zwyczajny Nowy Jork, a z drugiej baśniowy świat, pełen niebezpieczeństw oraz dziwaczności. Sama nasza misja okazuje się dość absurdalna, bowiem wyruszamy na poszukiwania serca, które skradziono Rebecce. Dosłownie, bowiem w „Całkowitym zaćmieniu serca” nie ma miejsca na wielką miłość – no, może poza tą pomiędzy mami głównej bohaterki (tak, wątku homo również tu nie zabrakło, a to zaledwie jeden z nich).

Atutem całości zdecydowanie są malownicze ilustracje i wykonanie, ale moją uwagę pochłonęły również intrygujące wizje bohaterki (akurat w jednej z nich traci wizje). Akurat ten element przedstawiony był doprawdy fenomenalnie, ponieważ do pozostałej części fabuły mam wiele „ale”. Wydarzenia przedstawione są bardzo chaotycznie, brakuje tutaj wyjaśnień wielu spraw, a niektóre zostają pominięte i zostawiają czytelnika ze zmarszczonymi brwiami i pytaniem „co u licha właśnie się wydarzyło?!”. I o ile lubię być zaskakiwana i w prozie, i w komiksach, tak tutaj zdecydowanie za często byłam zdziwiona – brakiem choćby drobnego wyjaśnienia. Być może najlepsze autorzy zostawili na później? Mam taką nadzieją. Drugą niezrozumiałą kwestią jest zachowanie głównej bohaterki – jest impulsywna i często działa bezmyślnie. Bardzo bezmyślnie. Najgorsze w tym jest to, że mimo jej głupiutkich poczynań i tak ją uwielbiam – jest kapitalnie bezczelna. Zupełnie jak ja. Ostatnią wadą pierwszego tomu „Nomen omen” jest humor. Miejscami jest zabawnie, ale większość dowcipu opiera się na aluzjach na temat seksu. Co prawda, na stronach komiksu nie brakuje odrobiny erotyki, ale nie gryzie ona w oczy tak bardzo, jak właśnie słabe, sprośne żarty. A fe! Wstydźcie się autorzy!

Krótko podsumowując, „Nomen Omen. Całkowite zaćmienie serca” to komiks warty uwagi. Pod wieloma względami można go pokochać, pod równie wieloma znienawidzić. Według mnie warto po niego sięgnąć, ponieważ - pomimo niedociągnięć - to pozycja niebanalna, fantastyczna i nawet przyjemna. Dla młodzieży i młodych dorosłych oraz miłośników oryginalnych komiksów pozycja idealna. Ja – mimo zgrzytów – z pewnością po kolejny tom sięgnę.

Dział: Komiksy

Zapraszamy do zapoznania się z 16-stronicowy, darmowym prologiem do nowej serii komiksów od Non Stop Comics pt. "Nomen Omen".

Premiera pierwszego tomu już w tę środę, 27.03.2019 r.

Prolog dostępny jest na platformie Issuu https://issuu.com/nonstopcomics/docs/nomen_omen-zero

A "Nomen Omen" to przebojowa włoska seria z gatunku young adult i urban fantasy, z mocno mangowymi inspiracjami, w klimacie „The Wicked + The Divine” i twórczości Neila Gaimana.

Dział: Komiksy

W ciemnych zakamarkach, gdzieś za nigdy nieodsuwanymi zasłonami istnieje świat potężnych, starożytnych stworzeń. Świat pozostający ze znaną nam rzeczywistością w idealnej, ale chwiejnej równowadze. Co stanie się, gdy równowaga zostanie zakłócona? W zasypanym śniegiem Nowym Jorku zaczyna się właśnie niezwykła przygoda Becky.

Dział: Komiksy