Rezultaty wyszukiwania dla: Media Rodzina
Ostatni Pielgrzym
Jako że nie jestem wielką fanką kryminałów, abym się zabrała do czytania takiego gatunku, coś musi mnie skusić już na etapie opisu treści. Tak właśnie było z powieścią Ostatni Pielgrzym. Może chodziło o dwie płaszczyzny czasowe, a może o wątek związany z norweskim ruchem oporu w czasie II wojny światowej. To wystarczyło, aby po książkę sięgnąć i nie żałuję, że poświeciłam na nią czas.
Powieść Ostatni Pielgrzym zabiera czytelnika do chłodnej, a przez to trochę tajemniczej Norwegii, którą poznajemy w dwóch odsłonach. Pierwsza z nich to czasy okupacji kraju przez Niemcy, lato i jesień roku 1942. Druga to współczesne Oslo, rok 2003.
Głównym bohaterem powieści, otwierającej serię, jest norweski policjant Tommy Bergmann. Początkowo trudno o nim powiedzieć coś więcej. Po pierwsze wydaje się zupełnie przeciętny, po drugie gołym okiem widać, że ma kłopoty natury emocjonalnej. Żyje sam, nie ma bliższej rodziny, zresztą sam niewiele wie o swoim wczesnym dzieciństwie.
W Nordmarce trójka studentów, biwakując w lesie, przypadkowo trafia na ludzkie kości. Kilka tygodni później w okrutny sposób zostaje zamordowany Carl Oscar Krough, członek norweskiego ruchu oporu. Pozornie tych wydarzeń nic ze sobą nie łączy. Kiedy jednak Bergmann zaczyna sprawę zgłębiać, dowiaduje się, że zamordowany Krough był bliskim współpracownikiem legendy norweskiego podziemia kapitana Kaja Holta. Ponieważ od czasów okupacji minęło już 60 lat, śledztwo nie należy do prostych. Ostatni żyjący uczestnicy tamtych wydarzeń albo już nie żyją, albo są pogrążeni w ciężkiej chorobie i trudno o kontakt z nimi. Pewne niejasności nie dają jednak głównemu bohaterowi spokoju i zmuszają go do kolejnych poszukiwań, które każą mu odwiedzić Szwecję, a nawet Niemcy.
Zadanie czytelnika jest łatwiejsze, gdyż w zrozumieniu sprawy pomaga nam druga płaszczyzna czasowa. Jest połowa roku 1942. Oczami młodej Agnes Gerner obserwujemy trudną rzeczywistość okupacyjną. Społeczeństwo jest wyraźnie podzielone. Jedna grupa to lojaliści, zwolennicy polityki Hitlera, nie tylko uwiedzeni głoszonymi przez niego ideami, ale też widzący w tym interes i spore korzyści finansowe.
Druga grupa to kształtujące się podziemie, ruch oporu, którego założycielem jest kapitan Kaj Holt. Zwerbowana przez podziemie Agnes, z racji swojej wyjątkowej urody, ma za zadanie zbliżyć się do ważnych niemieckich oficerów i mieć oczy i uszy szeroko otwarte. Zadanie to, pozornie proste, okazuje się dla Agnes czymś, co zadecyduje o jej dalszym życiu. Trudno bowiem, obcując z ludźmi, patrzeć na nich tylko od strony ich pracy. Prywatnie mają oni przecież rodziny, dzieci, pragnienia i lęki. Uwikłana w związek z dwoma mężczyznami, Agnes przeżywa coraz większe rozterki, a lęk o własne życie i wyrzuty sumienia, przywodzą ją w końcu na skraj mentalnej przepaści.
Początkowo trudno mi było zorientować się w gąszczu powiązań i obco brzmiących nazwisk. Z czasem stało się to prostsze i z przyjemnością śledziłam, jak dwie płaszczyzny łączą się w jeden wyraźną całość. Bardzo spodobał mi się także główny bohater. Jest dociekliwy i zawzięty, jeśli idzie o odkrywanie prawdy. Potrafi łączyć ze sobą fakty, ale nie dzieje się to nagle i z niczego, jak to mamy w niektórych serialach. Po drugie Tommy ma swoją ciemną stronę i przeszłość, która nie jest powodem do chluby. Bohater jest tego świadomy i, choć chciałby to zmienić, nie bardzo wie jak miałby to zrobić. Póki co więc drepcze trochę w miejscu. Czy zdoła wyjść z życiowego impasu, mam nadzieję, dowiemy się w kolejnych częściach cyklu.
Ostatni Pielgrzym jest debiutem powieściowym Garda Sveena. Książka została bardzo dobrze przyjęta w ojczyźnie autora, czego dowodem są zdobyte przez nią prestiżowe nagrody w kategorii kryminału i debiutu powieściowego: Szklany Klucz, Nagroda Rivertona oraz Nagroda Mauritsa Hansena. Taki początek stawia wysoką poprzeczkę kolejnym powieściom z tej serii, dlatego niecierpliwie czekam na Otwarte Piekło.
Polecam Ostatniego Pielgrzyma miłośnikom zimnych, skandynawskich klimatów, a także tym, którzy lubią kryminały, zbudowane na solidnej podstawie, z zagadką, która trzyma czytelnika do końca w napięciu i niepewności. Lektura godna uwagi.
Złoty garnek i inne opowiadania
Kiedy dowiedziałam się o istnieniu nowego wydania niniejszej książki, w mojej głowie na widok nazwiska autora otworzyła się szufladka. I to z trzaskiem.
Ernst Theodor Amadeus Hoffmann żył w epoce romantyzmu, ale z powodzeniem można by go określić człowiekiem renesansu. Z wykształcenia prawnik, zajmował się także komponowaniem, rysowaniem, malowaniem, tworzeniem karykatur, był także muzycznym krytykiem. Określa się go mianem prekursora fantastyki grozy, który miał wpływ na takich twórców jak Edgar Allan Poe, Howard Phillips Lovecraft, Gustav Meyrink czy Stefan Grabiński. Ożeniony z Polką, miał z Polakami dobre stosunki i był zadeklarowanym przeciwnikiem rozbiorów.
Dużo podróżował, a to co widział w trakcie tych podróży, co go zachwyciło, bądź zauroczyło, znalazło potem odbicie w jego twórczości.
Opowiadania Hoffmanna czytałam na studiach i było to jedno z moich pierwszych spotkań z fantastyką grozy. Historie te, po części piękne, po części straszne, na długo zapadły mi w pamięć. Dlatego na sam widok nazwiska autora, wróciły wspomnienia.
Niniejszy zbiór zawiera trzy utwory, dwa dłuższe i jeden krótszy. Gdyby się im bliżej przyjrzeć, można dostrzec wiele cech wspólnych, a także charakterystycznych dla samego autora. Bohaterowie tych historii kochają literaturę, muzykę i malarstwo. Czasami przewinie się tutaj jakiś kocur, a widok opisywanego Drezna jest dokładnie taki sam, jak widok, który autor miał ze swojego okna.
Historia zatytułowana Złoty garnek opowiada o perypetiach młodego studenta Anzelma, który przewracając ulicznej handlarce kosze z owocami, wpada w wir wydarzeń, które zmienią całe jego życie. Przyjmując posadę u tajemniczego archiwariusza Lindhorsta, nie tylko poznaje magiczną historię Atlantydy, ale też zakochuje się w jego najmłodszej córce. Aby jednak zdobyć ukochaną i być z nią na zawsze, młodzieniec będzie musiał pokonać podstępną wiedźmę i oprzeć się zakusom innej zakochanej w nim kobiety.
Opowiadanie Piaskun nawiązuje do legendarnego stwora, który sypał dzieciom w oczy piasek, by szybciej zasypiały. Dla głównego bohatera, na skutek tragicznej śmierci w rodzinie, postać z bajki zlewa się z tajemniczym współpracownikiem ojca, by na całe dorosłe życie bohatera stać się czymś w rodzaju jego Nemezis, straszliwej obsesji, która uniemożliwia mu normalne funkcjonowanie i bycie z ukochaną Klarą.
Ostatnie opowiadanie to właściwie refleksja autora na temat jednej z ulubionych oper pt. Don Juan oraz wpływu muzyki na życie człowieka.
Historie te mają ogromny urok, który widać z szczegółowości i naiwności opisów, barwności postaci oraz ich baśniowym pochodzeniu. Nie wszystko tutaj kończy się happy endem, są straty, których nie sposób odrobić i rzeczy, których odzyskać się nie da. Magia tych historii, mimo że tak stare, jest niepodważalna, a jedyną wadą wydania jest to, że opowiadań jest tylko trzy.
Zachwyca także samo wydanie książki, czyniąc ją jednocześnie idealnym prezentem dla każdego bibliofila czy miłośnika fantastyki. Oprawa jest twarda, szyta, nie klejona, a papier jest śliski i błyszczący. Opowiadania są ilustrowane rysunkami, które zachwycają i pozwalają nie tylko lepiej wczuć się w klimat czytanej historii, ale też (zwłaszcza starszego czytelnika) skłaniają do chwili refleksji nad pięknem tego, o czym czytamy. Sama niejednokrotnie przerywałam lekturę, by się im dokładniej przyjrzeć. Dodatkowo, na marginesach umieszczono przypisy i tłumaczenia pojawiających się w tekście zwrotów, co znacznie ułatwia lekturę.
Złoty garnek i inne opowiadania były dla mnie podróżą sentymentalną do lektur z czasów studenckich, miło jest bowiem przypomnieć sobie teksty, które kiedyś zrobiły na mnie tak duże wrażenie. Komu mogłabym je polecić? Zdecydowanie wielbicielom klasyki z epoki burzy i naporu, jak zwano romantyzm. Warto sięgnąć do korzeni fantastyki i zobaczyć, od czego wszystko się zaczęło. Poznawanie początków i sięganie do źródeł zawsze jest fascynujące. Myślę jednak, że każdy, kto lubi historie z baśniowym klimatem, magicznym artefktami i szczyptą alchemii, także powinien się z nimi zapoznać.
Polecam!
Miasto Cieni
„Miasto Cieni" to drugi tom cyklu „Pani Peregrine", który opowiada o niezwykłych, osobliwych dzieciach, żyjących w pętli czasowej. Cały ich świat to jeden dzień - każdego wieczoru obserwują wybuch zrzuconej na sierociniec bomby, by obudzić się rano i przeżyć od nowa to samo. Czy już zawsze będą wiodły taki los?
Głównym bohaterem, a zarazem narratorem powieści jest szesnastoletni Jacob, który bardzo chciał uwierzyć w niesamowite historie opowiadane przez dziadka. Jacob zabiera ze sobą dzieci w podróż do Londynu. Trwa II wojna światowa i nie jest to ani trochę bezpieczne. Za wszelką cenę pragną jednak przywrócić swojej opiekunce ludzką postać. Poszukują pętli czasu, która pomoże im dostać się do innych takich jak oni sami.
Książka pełna jest niezwykłych przygód, specyficznych postaci, niebezpiecznych wydarzeń. Wykreowany w „Mieście Cieni" świat jest niesamowity. Co prawda fabuła stworzona została z pewną dozą chaosu, ale w tym wypadku działa to na korzyść powieści. Dzięki temu jeszcze bardziej trzyma w napięciu i staje się jeszcze bardziej osobliwa i nierzeczywista.
Bohaterowie powieści są sympatyczni i dobrze skonstruowani. Nawet najdziwniejsi z nich wydają się być żywi i realistyczni. Ich magiczne zdolności bywają niesamowite i z pewnością idealnie pasuje do nich słowo „osobliwe". Kto jednak czytał pierwszą część ten świetnie wie o co mi chodzi - kto tego nie zrobił, najwyższy czas nadrobić lekturę.
Twarda oprawa, piękne, ale również budzące grozę wydanie to nieodłączne cechy tego cyklu. W „Osobliwym domu Pani Peregrine" byłam po prostu zakochana. Drugi tom nie posiada już tego elementu zaskoczenia, przez co wydaje się może nieco słabszy, ale i tak lektura sprawia wiele przyjemności i dostarcza niezapomnianych wrażeń. Zakończenie jednak pozostawia wiele do życzenia - jest niepełne i sprawia, że czytelnik nie może doczekać się kolejnej części, która, mam nadzieję, wyjaśni wszystkie tajemnice i nareszcie zdradzi czytelnikom co będzie dalej.
Zarówno „Miasto Cieni" jak i całą serię serdecznie wszystkim polecam. „Osobliwy dom Pani Peregrine" to jedna z najbardziej niezwykłych książek, jakie zdarzyło mi się przeczytać. Tu nie ma nowych pomysłów - tu nowy jest cały, osobliwy, genialnie wykreowany świat. To jedna z tych powieści, których nie „można", a zwyczajnie „trzeba" przeczytać - dlatego nie zwlekajcie! Jeżeli istnieje magia to znajdziecie ją właśnie w tej książce.
Kopciuszek
„(...) Kopciuszek w swych łachmanach wciąż był sto razy piękniejszy od swych sióstr, mimo ich wspaniałych strojów". [1]
Każdy z nas miał w dzieciństwie swoje ulubione książki lub filmy, moimi naj były baśnie. Najpierw te animowane, przeznaczone dla małych dziewczynek, a potem i te dla starszych, w mroczniejszych klimatach. Jedną z tych najbardziej uwielbianych był oczywiście „Kopciuszek". Poznałam już wiele wersji tej historii, ale co jakiś czas trafiam na nowe, tak jak i tym razem. Czy sceneria lat dwudziestych przypadła mi do gustu?
Był sobie mężczyzna, który po śmierci ukochanej żony został sam z córką. Z czasem jednak poślubił inną kobietę mającą również dwie córki. Dziewczynka myślała, że zyska drugą matkę i siostry, ale szybko przekonuje się o swojej pomyłce. Zarówno kobieta, jak i jej córki nie lubią Kopciuszka i zmuszają ją do wszystkich robót i usługiwania sobie. Wszystko zaczyna się zmieniać gdy pewnego dnia książę ogłasza bal, na którym mogą zjawić się wszystkie panny...
Jeśli chodzi o samą oprawę graficzną przyznaję, że jest dopracowana: twarda okładka utrzymana w klimacie powiastki, kredowy papier, krótki tekst i – niestety – mały druk. Zwłaszcza jeśli książeczką miałoby się zainteresować jakieś dziecko, co z kolei skłania mnie do stwierdzenia, że nie jest to publikacja dla każdego młodszego czytelnika. Bowiem ilustracje Roberta Innocentego są klimatyczne i wspaniale oddają klimat XX w. nie wszystkim milusińskim mogą przypaść do gustu. Nawet we mnie samej wywołują sprzeczne emocje. Są naprawdę precyzyjne i oddają czasy dawnej Anglii (wąskie, brukowane uliczki, styl życia, ubierania się), ale jakoś nie mogę się do nich przekonać w tym połączeniu. Po prostu jestem przyzwyczajona do innych obrazów.
Historia jest jedną z tych krótszych wersji, ale bez problemu wyczyta się z niej morał o tym, że zawsze warto być dobrym i uczynnym, nie chować urazy i za zło nie płacić złem, bo to co czynimy zawsze do nas powraca. Sądzę, że tego żaden tłumacz nie da rady zepsuć. A skoro jestem już przy tłumaczeniu, to warto zaznaczyć iż Zofia Beszczyńska również zadbała oto by przekazać to co Innocenti tyle, że słowem.
Chociaż całościowo nie mam nic do zarzucenia publikacji brak mi tego zachwytu ogarniającego mnie za każdym razem gdy sięgam po tego typu książki. Niemniej uważam iż „Kopciuszek" w tym wydaniu znajdzie swoich sympatyków i warto w tym wypadku samemu wyrobić sobie opinię.
[1] Charles Perrault, Roberto Innocenti, „Kopciuszek", s. 8
Ściema
Patryk Chromy jest młodym dziennikarzem śledczym, który na zlecenie naczelnego wraca do sprawy sprzed 28 lat. Wówczas nieznany sprawca skatował na śmierć chłopaka na przystanku tramwajowym. I choć podejrzenie padło na czterech funkcjonariuszy ZOMO, to sprawę skrzętnie wyciszono, odkładając na półkę. Chromy rusza tropem dawnej zbrodni, depcząc po piętach sprawcy. Ale czy na pewno nie musi martwić się o własne bezpieczeństwo...?
Tradycyjnie tym, co najpierw przyciągnęło mój wzrok, była okładka. Dużo zieleni, tajemniczy właz i lekki mrok. Bardzo dobra mieszanka. Może opis nie do końca nastawiał mnie optymistycznie, ale i tak zdecydowałam, że muszę poznać tę historię. I mogę rzec, że niczego nie żałuję.
W większości książek, które przeczytałam dziennikarz nigdy nie był określany inaczej jak "gryzipiórek". Chyba, że ktoś może pochwalić się większą fantazją w wymyślaniu oryginalnych i nie do końca pozytywnych nazw na ów zawód. Zapewne każdy z Was natknął się na historie, gdzie dziennikarze byli niezwykle ciekawscy, wredni, przebiegli, sprzedajni i plątali się po miejscu zbrodni, przeszkadzając. Ładne stereotypy nam się utrwalają, co? Otóż Patryk Chromy wydaje się być zupełnie inny- za wszelką cenę stara się oddać tekst "w terminie", ma przecież rachunki do zapłacenia. Śledząc każdy jego krok zauważamy, jak skrupulatnie podchodzi do zadania, sprawdzając każdy trop czy przepytując każdą osobę, choćby związek między nią a zamordowanym przed laty Robertem Niemczykiem był minimalny.
Ściema to nie tylko zapis śledztwa, przeprowadzonego przez młodego dziennikarza. To również krótkie, jednostronne rozdzialiki o pewnym mężczyźnie. Niewiele się z nich dowiadujemy- tajemniczy jegomość na pewno należy do grupy bezdomnych, zapijających smutki osób, ale jaki jest jego udział w sprawie? Tego dowiadujemy się dopiero po pewnym czasie. I choć wydawałoby się, że ta sprawa jest zaledwie pyłkiem w kryminalnym świecie, to zbyt wiele osób przez nią ucierpiało- zamordowany Robert, jego bliscy. Osoby, które wówczas podjęły się odnalezienia winowajców zostały albo skutecznie uciszone, albo... znikały bez śladu.
Morderstwo sprzed lat, ZOMO, dziennikarz na tropie afery- to przed rozpoczęciem przygody ze Ściemą może wydawać się bardzo nudnym połączeniem. Nie dajcie się jednak zwieść, historia naprawdę mocno wciąga, a średnie gabaryty książki (280 stron to dla wytrawnego czytelnika zaledwie kilka godzin czytania) umożliwiają "połknięcie jej na raz". Patryk Chromy drąży temat, który od lat powinien już zostać pogrzebany. Nie spodziewa się, że ta przedawniona sprawa może spędzać sen z powiek tylu osobom- nie tylko wciąż pozostającym na wolności sprawcy bądź sprawcom.
Zakładam, że gdy tylko ktoś usłyszy "ZOMO", od razu przed oczami stają mu tzw."karczki", ubezpieczone w pałki, kaski i błogosławieństwo wyższych władz państwowych. Mogą bez strachu wyżywać się na "buntownikach", często też na niewinnych obywatelach. Przecież i tak wszystko ujdzie im na sucho... To straszne, że być może tak wielu winowajców w mundurach może cieszyć się z niezasłużonej wolności. A kim byli? Mężczyznami lubiącymi kogoś pobić ot, tak, dla zasady. Kimś, kto w ten sposób mógł uniknąć wojska, dostając przy tym całkiem niezłe pieniądze. Osobami "ponad prawem". Taki obraz tych "stojących na straży pokoju funkcjonariuszy" jawi nam się po przeczytaniu książki.
Ściema posiada swój indywidualny klimat tego rodzaju tajemniczości, który łączy się tylko z nierozwiązanymi sprawami sprzed lat. To również obraz tego, na jakich zasadach działa świat- jeśli ma się odpowiednie "plecy", zna się właściwe osoby, wtedy nie trzeba martwić się głupim mandatem czy ludzkim życiem. Jak najbardziej zachęcam do przeczytania.
Straszny sen słonia
Kwadratowa, kolorowa książeczka, a w niej czternaście niezwykłych bajek - tak w jednym daniu mogłabym opisać tytuł „Straszny sen słonia", który niedawno ukazał się na rynku nakładem wydawnictwa Media Rodzina.
Rymowane historyjki, które znaleźć można w książeczce są zabawne, napisane z fantazją, ale wbrew powszechnie przyjętym normą, żadna z nich nie kończy się morałem. To po prostu takie sobie wydumane, dość oryginalne wierszyki o zwierzętach. Myślę, że dzieciom mają szansę się spodobać, a i rodzice nie będą zawiedzeni, ponieważ nie jest to jedno z tych ostatnio niezwykle popularnych wydań, zawierających wręcz niesmaczne treści. „Straszny sen słonia" to tomik poezji, którą bezpiecznie i bez żadnych zastrzeżeń przeczytać można nawet małemu dziecku. Jeśli natomiast takie nieco starsze nauczy się słów jednego z wierszy, rodzicom nie będzie wstyd, że go recytuje.
Tytuł ten, to jednak nie same bajki. Znaczącą rolę odgrywa w nim cudownie kolorowa szata graficzna za stworzenie której odpowiedzialna jest pani Emilia Dziubak. Barwne, pełne humoru ilustracje cudownie działają na wyobraźnię. Idealnie również komponują się z treścią wierszyków. Mnie oczarował już sam słonik z okładki, któremu przyśniło się, że jest czajnikiem. Zawartość książeczki jest jeszcze lepsza. Jeżeli przypadkiem traficie na tomik w księgarni, zachęcam do obejrzenia choćby samych ilustracji.
Genialna oprawa graficzna to nie wszystko. Wydanie również przemawia na korzyść tego tytułu. Twarda oprawa, żywe kolory, dobra edycja i rozmieszczenie tekstu, porządny papier, ciekawy, kwadratowy format. Nie ma żadnej negatywnej rzeczy, którą by można było mu zarzucić.
Książeczkę „Straszny sen słonia" oczywiście wszystkim serdecznie polecam. To jeden z tych tytułów, którymi warto się zainteresować, gdy ma się w pobliżu małe dzieci. Czytanie wierszyków nie męczy, a maluchom sprawia radość. Czego więcej jeszcze do szczęścia potrzeba?
5 sekund do IO
Gry komputerowe już teraz potrafią uzależniać, co jednak będzie gdy powszechnie dostępna technologia rozwinie się jeszcze bardziej? Gdy gra rzeczywiście stanie się do bólu realistyczną, alternatywną rzeczywistością? Jaki wówczas będzie mogła wywrzeć wpływ na ludzi?
Mika niedługo skończy 18 lat, ale póki co jeszcze wciąż skazana jest na pogotowie opiekuńcze i rodziny zastępcze. Gdy w jej szkole dochodzi do strzelaniny i okazuje się, że dziewczyna zna podejrzanego, który na dodatek bezpiecznie ją wypuścił, policyjne przesłuchania nie mają końca. Mika jednak poznała go na turnieju gier komputerowych i kompletnie nic o nim nie wie. Wtedy zaprzyjaźniony policjant daje jej wybór - może grać dla nich w nowoczesnej technologii grę, a jeśli się na to zgodzi, on postara się by skończyły się przesłuchania. Dla dziewczyny propozycja jest spełnieniem marzeń - będzie mogła bez ograniczeń pograć na konsoli, na którą w realnym życiu nigdy nie byłoby jej stać.
Powieść pisana jest z punktu widzenia głównej bohaterki i to ona opowiada czytelnikom swoją historię. Fragmenty dotyczące „Bitwy o Io" są napisane niczym dobra powieść fantastyczna, elementy realnego świata niejednokrotnie bywają mniej rzeczywiste od gry. Fabuła jest ciekawa i zaskakująca, właściwie do samego końca nie wiadomo o co dokładnie chodzi. Z akcją bywa różnie - tam gdzie trzeba toczy się wartko, w innych fragmentach zostawiając miejsce na uczucia i przeżycia Miki.
Świat gier i nowoczesnych technologii został przedstawiony w niezwykle realistyczny sposób, chociaż w większości nie prezentuje autorskiego pomysły pisarki, a rzeczy które naprawdę istnieją i wciąż opracowywane są przez różne koncerny - na przykład najnowszy wynalazek Oculus Rift. Producenci reklamują go sceną z rekinem opisaną w pewnym momencie w książce. W powieści zostaje poruszony również coraz bardziej powszechny problem uzależnień od gier komputerowych. To niestety również nie wyobraźnia Małgorzaty Wardy, a wielokrotnie udokumentowany (nawet w Polsce) fakt.
„5 sekund do Io" to świetnie napisana, niezwykle wciągająca książka. Wiele wątków nie zostało rozwiązanych wraz z zakończeniem, dlatego szczerze liczę, że pojawi się kolejna część. Prawdę mówiąc - nie mogę się jej doczekać. Powieść oczywiście serdecznie wszystkim polecam - nie tylko nastolatkom czy miłośnikom gier. Myślę, że ma szansę spodobać się każdemu, niezależnie od wieku i zainteresowań.
Piotruś Pan
„Piotruś Pan" to przepiękna, ponadczasowa historia, którą nie jedno dziecko nosi w sercu od najwcześniejszych lat aż do późnej starości. Wystarczy jedna, cudowna myśl, pyłek wróżek i każdy będzie potrafił latać!
„Piotruś Pan" to opowieść o Nibylandii, zagubionych chłopcach, Indianach i piratach. O trójce dzieci, które pragnęły przeżyć przygodę. Mały chłopiec został porwany przez wróżki, by nigdy nie musieć dorosnąć. Od tej pory Piotruś spędza swoje wieczne dzieciństwo w Nibylandii, przewodząc grupie Zaginionych Chłopców i walcząc z groźnym piratami.
Czy dostrzegacie jak wiele smutku kryje się w tej historii? Samotny chłopiec, który zaglądał do otwartych okien domów, tęskniąc za rodziną, gdy okazało się, że jego własne okno jest zamknięte, a smutek po nim ukoił nowy lokator kołyski. Osierocone dzieci, które marzą o tym by pamiętać własną mamę. Pragnienie powrotu do domu, a jednocześnie chęć przeżycia przygody i pozostania z przyjaciółmi. Trudne wybory, zazdrość i niechęć do świata dorosłych.
Baśń, chociaż posiada słodko-gorzki posmak, jest niezwykła, ciekawa i wciągająca. Elementy fantastyczne są w niej pomysłowe i bardzo mocno działają na wyobraźnię dzieci. Niejeden dorastający maluch pragnął resztę swojego dzieciństwa spędzić w, wydawałoby się cudownej i beztroskiej, Nibylandii. Powieść budzi jednak również tęsknotę za kochającą rodziną i pragnienie by spędzić jak najwięcej szczęśliwych chwil z własnymi rodzicami.
Niedawno „Piotruś Pan", nakładem wydawnictwa Media Rodzina, ukazał się w przepięknym, nowym wydaniu. Książka jest formatu A4, posiada sztywną oprawę i niezwykłe ilustracje Quentina Grebana. Szata graficzna jest doskonała - zarówno niewielkie, zdobiące strony obrazki jak i te, które zapełniają całe kartki. Ubarwia przygody i pobudza wyobraźnię - nie tylko tych najmłodszych czytelników. Gdyby tego jeszcze było mało, powieść tłumaczył Andrzej Polkowski, a tego pana chyba nie muszę nikomu przedstawiać.
Wydanie książki jest cudowne, a do tego niezbyt drogie, jak na włożoną w jego powstanie pracę - cena z okładki to zaledwie 39 złotych. Myślę, że każdy wielbiciel „Piotrusia Pana" powinien mieć taki tom w swojej domowej kolekcji, a jeśli posiada dzieci w odpowiednim wieku, jest to dla niego pozycja wręcz obowiązkowa. Ostatnio na rynku ukazuje się wiele ładnych wydań dobrych książek, to konkretne jednak samo w sobie jest wyjątkowe. Wad nie znalazłam - pojawiają się tylko same zalety. Serdecznie wszystkim polecam!
Zimowe dzieci
Ból i pustka po stracie bliskiej osoby są straszne. Ból i pustka po utracie dziecka są czymś niewyobrażalnym. Kończy się wtedy wszystko, znika sens jakichkolwiek działań.
A co by było, gdyby ukochane maleństwo można było zawrócić z drogi do zaświatów? Pobyć z nim jeszcze kilka cennych chwil, przeżyć w kilka dni, to co miało trwać długie lata? Jak wysoką cenę byłby gotów zapłacić rodzic i co by za to przehandlował? Życie, duszę, a może jeszcze coś innego?
Być może te właśnie przemyślenia i, podejrzewam, stare indiańskie legendy, stały się podstawą do napisania książki, która jest rewelacyjna. Ale o tym poniżej.
Przyznam, że do Zimowych dzieci podchodziłam bardzo ostrożnie i spodziewałam się czegoś innego, czytając opis z tyłu okładki. Jednak już sam początek książki zasugerował mi zupełnie w innym tonie, a swoim klimatem historia tak mnie wciągnęła, że nie mogłam się od niej oderwać.
Akcja toczy się na dwóch płaszczyznach czasowych, przy czym szybko okazuje się, że przeszłość ma duży wpływ na teraźniejszość, a losy bohaterów w niezwykły sposób się ze sobą splatają.
Sarę Harrison poznajemy najpierw jako małą dziewczynkę, potem już jako młodą mężatkę, bez pamięci zakochaną w swojej 8-letniej córeczce Gertie. To z zapisków Sary dowiadujemy się o tym, kim są śniący i jak odprawić rytuał. Ten rytuał zmieni nie tylko całe życie dorosłej Sary, ale wpłynie też na życie wielu innych ludzi, pozornie z Sarą niezwiązanych.
Gdy mała Gertie zostaje znaleziona martwa, oszalała z bólu Sara jest gotowa zrobić wszystko, aby jeszcze choć przez chwilę porozmawiać i pobyć z córką. Jej rozpacz doprowadzi do kolejnych tragedii, które położą się groźnym cieniem na życiu przyszłych pokoleń.
Współczesność. Matka dwóch córek nagle znika bez śladu. Starsza z sióstr, Ruthie, zaniepokojona takim odstępstwem od normy, w spokojnym i monotonnym do tej pory życiu matki, zaczyna przeszukiwać dom. Znaleziska, które odkryje, zmienią jej życie i objawią przed nią zatajone dotychczas sekrety.
Pogrążona w żałobie po stracie męża Katherine, zdaje sobie sprawę, że były w jej małżeństwie rzeczy, o których mąż jej nie mówił. Dlaczego oddalił się od niej tuż przed śmiercią i co się stało z jego plecakiem, w którym nosił aparat? Drobne ślady prowadzą do małego miasteczka, tego samego, w którym mieszkają Rutie i jej rodzina.
Co łączy ze sobą tych wszystkich ludzi i jakie tajemnice kryje miejsce zwane przez mieszkańców Czarcia Dłoń? Co wspólnego ma śmierć małej Gertie z nagłymi zniknięciami mieszkańców? Co takiego przed stu laty zrobiła Sara Harrison, że teraz giną ludzie?
Jestem pod wielkim wrażeniem. Autorka książki, patrząc na jej zdjęcie, wydaje się tak zwykła, że aż trudno uwierzyć, że napisała historię tak niezwykłą.
Dostajemy tu wszystko, czego może chcieć od lektury z dreszczykiem wymagający czytelnik: są pozornie niezwiązani ze sobą bohaterowie, dziwne, jakby przeklęte miejsce z klimatem budzącym ciarki na plecach, stary pamiętnik, kryjący straszną prawdę i zaskakujący finał, a także pewna doza niedopowiedzenia. Niby mamy zakończenie, ale jednak nie wszystko uległo zamknięciu, tak jak to bywa w dobrych dreszczowcach. Chętnie przeczytałabym coś jeszcze tej autorki, a na razie nie pozostaje mi nic innego, jak tylko polecić Zimowe dzieci czytelnikom szukającym dobrej historii na tę wiosenną szarugę.
Tramwaj do Nibylandii
Od kilku lat podczas poznańskich Targów Książki dla Dzieci i Młodzieży po Poznaniu kursuje Bajkowy Tramwaj dowożący rodziców z dziećmi na targi. Dotychczas zamieniony był m.in. w rekina z historii o Pinokiu, egzotyczną dżunglę z „Księgi dżungli" lub domek Baby Jagi z „Jasia i Małgosi". W tym roku zaprosimy małych poznaniaków do Nibylandii – mitycznej krainy z „Piotrusia Pana", w której wszystko jest możliwe. Najnowsze wydanie nieśmiertelnej opowieści o przygodach Piotrusia i trójki dzieci państwa Darlingów w serii Klasyka w nowych szatach – w znakomitym tłumaczeniu mistrza słowa Andrzeja Polkowskiego i z pięknymi ilustracjami Quentina Grébana – będzie miało swoją premierę właśnie na marcowych Targach.