Rezultaty wyszukiwania dla: Mój pierwszy komiks 5
Louca. Twarzą w twarz
Piłka nożna, humor i… duchy!
Bardzo lubię serie komiksowe dla młodszych, ale już nastoletnich czytelników. Ich scenarzyści prześcigają się w układaniu coraz to ciekawszych, bardziej zwariowanych pomysłów. W serii „Louca” zawarte jest wszystko, co tylko pozytywnego mogło się znaleźć w tego rodzaju komiksie.
Zarys fabuły
Nastoletni Louca chciałby być popularny i lubiany, marzy też o zdobyciu ukochanej dziewczyny. Jest jednak niezdarny i dość nieśmiały, lubi również wpakowywać się w tarapaty i popełniać wszelkie możliwe głupoty. Jego nadzieją na spełnienie marzeń staje się Nathan, chłopiec - duch, którego tylko Louca widzi, a który za życia był doskonałym piłkarzem. Już po pierwszym spotkaniu postanawia zacząć trenować nowego kolegę, tak by i ten został kiedyś przynajmniej przyzwoitym piłkarzem. Czy ich wspólny plan się uda? I czy spełnią marzenia nie tylko Loucy, ale i Nathana, który chciałby dowiedzieć się, w jaki sposób zginął.
Moja opinia i przemyślenia
Komiks ma bardzo fajną kreskę. Twórcą zarówno rysunków, jak i scenariusza jest Bruno Dequier, który naprawdę solidnie się przy stronie graficznej napracował. Fabuła „Loucy” jest nieco naciągana, ale z pewnością w historii nie brakuje dobrego humoru i faktycznych problemów, z którymi mogą utożsamiać się nastoletni czytelnicy. Z przyjemnością i zaciekawieniem śledzi się losy obydwu bohaterów, od czasu do czasu im kibicując, a niekiedy irytując się z powodu głupiego sposobu myślenia Loucy.
Niestety nie przepadam za zeszytowymi wydaniami, szczególnie wówczas, gdy komiks jest cienki i ma format A4. Takie tomy bardzo łatwo się niszczą. Rozumiem jednak sens takich wydań, z pewnością są tańsze i lepiej dostępne, niż w przypadku zbiorczych komiksów z twardymi oprawami i cudnym wydaniem. Uważam jednak, że tytuł „Louca” zdecydowanie na takie właśnie zasługuje i być może kiedyś się go doczeka.
Podsumowanie
Fantastyczne elementy wciśnięte do zwyczajnego życia to zawsze doskonały pomysł na nietuzinkową, wciągającą przygodę. Tak stało się i tym razem. „Louca. Twarzą w twarz” to świetna kontynuacja naprawdę fajnej, bardzo przyjemnej serii. Z niecierpliwością czekam na trzeci tom, który został już w Polsce zapowiedziany i będzie nosił tytuł „Oby się udało”. Mam nadzieję, że nie będę musiała zbyt długo czekać na premierę, bo jestem bardzo ciekawa, co wydarzy się dalej w życiu obydwu chłopców.
O czym szumią wierzby. W puszczy.
Na podstawie powieści Kennetha Grahame’a
„O czym szumią wierzby” to klasyczna powieść dla dzieci autorstwa Kennetha Grahame’a, po raz pierwszy opublikowana w 1908 roku. Jej bohaterami są kret, szczur wodny, borsuk i ropuch. Ich życie toczy się spokojnym rytmem, a jednak każdego dnia przeżywają nowe przygody. Niedawno, nakładem wydawnictwa Egmont, ukazała się powieść graficzna, która jest adaptacją klasycznej książki.
Zarys fabuły
Pan Kret ma już dosyć wiosennych porządków, dlatego postanawia się odprężyć, wychodząc na spacer. Na dworze spotyka swojego przyjaciela Szczura Wodnego i wspólnie postanawiają zorganizować piknik. Szczur ma wielu przyjaciół, o których chętnie opowiada i których postanawia przedstawić również Kretowi. Czasami jednak również i na nich czekają niewielkie tarapaty.
Spłowiały bratków szafirowe oczy, soczysta zieloność liści pobladła…
Strona wizualna
Komiks jest pięknie wydany, ma twardą, przyjemną w dotyku oprawę i format zbliżony do A4. Wydrukowany został na doskonałej jakości papierze. Zarówno za scenariusz, jak i za rysunki odpowiada Michel Plessix, który ilustracje do komiksu wykonał z dbałością o najdrobniejsze szczegóły. Są one niezwykle bogate i mają swój niezaprzeczalny klimat.
Na bezchmurnym niebie gwiazdy migotały tylko dla nich, przywołując w pamięci rozkosze minionego dnia, nowo odkryte zapachy, połyskujące zorze i wszystkie czarowne wrażenia, którymi poiły się ich zmysły…
Moja opinia i przemyślenia
„O czym szumią wierzby” to spokojna, ciepła opowieść o przyjaźni, nieśpiesznym cyklu życia i pięknie przyrody. Jest w niej odrobina humoru, nieco uroku i trochę marudzenia na codzienne obowiązki. Występującym w niej zwierzęcym bohaterom od czasu do czasu przytrafiają się jakieś przygody, trudno tu jednak mówić o wartkiej akcji czy szalonych zwrotach fabuły. Dlatego nie dziwi mnie, że komiks ukazał się w ramach projektu „Mój pierwszy komiks”, czyli wydań dla najmłodszych czytelników.
Podsumowanie
Adaptacja graficzna „O czym szumią wierzby” to pięknie wydany, świetnie zaprojektowany komiks (nie tylko) dla najmłodszych czytelników. To miły powrót do klasyki i doskonała forma, w której można zaprezentować ją dzieciom. Po lekturze pierwszego tomu, noszącego tytuł „W puszczy” niecierpliwie czekam na kolejną część, którą równie chętnie przeczytam.
Louca. Piłka w grze.
Komiksy dla dzieci często mnie zaskakują. Kto mógłby spodziewać się, że zeszyt z chłopcem w piłkarskim stroju na okładce okaże się historią fantasy? Jednak tak właśnie jest. „Luca” to seria komiksowa o sporcie i szkole, ale z nadprzyrodzonymi elementami w tle.
Zarys fabuły
Licealista o imieniu Louca mimo optymizmu i bogatej wyobraźni nie radzi sobie w szkole najlepiej. Nie tylko jest strasznym fajtłapą, ale również wszystko go rozprasza, przez co nie potrafi się uczyć. By zdać do następnej klasy, musi zdać test z ogromnej ilości materiału, przez przypadek krzyczy na dziewczynę, która mu się podoba, a w piłkę nożną mogą go ograć nawet małe dzieci. Gdy jego los wydaje się już przesądzony, Louca poznaje Nathana i nie byłoby w tym nic szczególnego, gdyby nie fakt, że Nathan jest nawiedzającym szkołę duchem. To, że widzi go tylko Luaca, ma swoje zdecydowane plusy. Na przykład nowy kolega może mu podpowiadać na testach, a nawet biegać z nim podczas meczu. Czy dzięki Nathanowi życie Louca stanie się łatwiejsze? I przede wszystkim jak mogą pomóc sobie nawzajem?
Strona wizualna
Komiks ma prostą, ale przyjemną kreskę. Wydrukowany został w pełnym kolorze, na dobrej jakości papierze. Zeszyt ma format A4 i niestety miękką okładkę, dzięki czemu jego cena jest niska, ale łatwo go zniszczyć. Szata graficzna jednak zdecydowanie zachęca do czytania i poznawania historii nastoletniego Louca.
Moja opinia i przemyślenia
Pierwszy tom serii „Louca” noszący tytuł „Piłka w grze” to niezwykle przyjemna, zabawna historia dla młodych czytelników. Komiks na pozór wydaje się zwyczajny, ale szybko zaskakuje pojawieniem się postaci Nathana. Bardzo go za to polubiłam i niecierpliwie czekam na kontynuację. Fajnie by było, gdyby licealiści w realnym życiu faktycznie mieli tylko takie problemy, niestety świat pędzi do przodu, żyje się w nim coraz gorzej i taki przypływ pozytywnej energii, jaki bije od Louca, jest naszym dzieciom w tym momencie ogromnie potrzebny.
Podsumowanie
„Louca. Piłka w grze” to sympatyczny, ładnie narysowany komiks, który zaskakuje i zachęca do lektury. Historia bardzo przypadła mi do gustu i będę czytała ją wspólnie z dziećmi, które mam nadzieję, już niedługo, zabiorą się za samodzielne czytanie. Podoba mi się pomysł na wrzucenie elementów fantasy do zwyczajnego, szkolnego życia w tak delikatny i nienachalny sposób. Jestem bardzo ciekawa, co z tego wyniknie w późniejszych tomach. Komiks serdecznie polecam! Jest świetny!
Dziobak Toto i magiczne drzewo
Czy wiecie, jak wygląda dziobak? To jedno z najbardziej interesujących zwierząt na świecie. W nowej serii komiksowej, która zaczęła ukazywać się nakładem wydawnictwa Egmont, młodsi czytelnicy mają okazję poznać nie tylko dziobaka o wdzięcznym imieniu Toto, ale także kolczatkę Chichi, koalę Wawa i nietoperza Riri.
Zarys fabuły
Toto jest głodny, ale gdy opuszcza dom, by się najeść, okazuje się, że rzeka, na której znajduje się jego domek zupełnie wyschła. Dzielny dziobak, wraz ze swoim przyjacielem koalą Wawa wyrusza w podróż, by odkryć przyczynę tego stanu. Po drodze natykają się na porozrzucane w mroku fragmenty ciał martwych zwierząt. Dzięki cząstkom magicznego drzewa przywołują ich duchy, które opowiadają o żyjącej w rzece strasznej bestii. Czy Toto i Wawa odważą się stawić jej czoła?
Strona wizualna
Komiks nie jest tak kolorowy, jak inne zeszyty skierowane do młodszych czytelników. Zachowany został raczej w stonowanych barwach i nie brakuje mu również mrocznego klimatu, który dodaje smaku opowiadanej historii. Wydany został w twardej oprawie i formacie zbliżonym do A4. Zeszyt jest solidny i bardzo przyjemnie się go przegląda.
Moja opinia i przemyślenia
Mimo że tytuł „Dziobak Toto” ukazał się w serii wydawnictwa Egmont „Mój pierwszy komiks”, to jednak myślę, że skierowany jest do nieco starszych dzieci niż te w wieku przedszkolnym. To raczej klimaty niemalże powieści grozy, dlatego uważam, że te najmniejsze maluchy mogą się po prostu bać. Starszym dzieciom jednak historia odważnych bohaterów, którym towarzyszy szczypta magii, na pewno się spodoba.
Scenarzystą komiksu jest Eric Omond, a ilustratorem Yoann. Żadnego z tych twórców nie miałam jeszcze przyjemności poznać, ale uważam, że obydwoje doskonale się spisali. Na pewno sięgnę po kolejną część przygód niezwykle ciekawych, rzadko spotykanych zwierząt. Rysunku w komiksie są bardzo dobre, a historia niezwykle ciekawa.
Podsumowanie
„Dziobak Toto i magiczne drzewo” to świetnie zrealizowany projekt, jednak odpowiedni dla nieco starszych dzieci. Komiks ma ciekawie pomyślaną fabułę i oddające nieco mroczny klimat historii ilustracje. Jest elegancko wydany i z pewnością nie można mu odmówić tego, że przyciąga uwagę. Z lektury jestem bardzo zadowolona i z przyjemnością sięgnę po kolejny tom serii. Mam nadzieję, że szybko się ukaże i że będę miała okazję poznać więcej tego typu historii.
Śledztwa Enoli Holmes. Metro Baker Street
Bardzo polubiłam komiksową wersję przygód Enoli Holmes, młodszej siostry słynnego detektywa. Dlatego bardzo ucieszyłam się, gdy w nowościach pokazał się szósty tom serii, noszący tytuł „Metro Baker Street”. Z czym tym razem przyjdzie zmierzyć się młodej Enoli?
Zarys fabuły
Zrozpaczony szlachcic szuka zaginionej żony. O pomoc prosi każdego, kto tylko przyjdzie mu do głowy. Nic więc dziwnego, że trafia nie tylko do Scotland Yardu, ale również do biura doktora Ragostina, jak i do sławnego Sherlocka Holmesa. Tym razem zagadka dla Enoli nie okazuje się trudna. Dziewczyna od razu podejrzewa, że szlachcianka została porwana dla swojego bogatego ubioru i pięknych włosów. Tylko co stało się z nią dalej i dlaczego ograbiona nie wróciła do domu? Śledztwo prowadzi Enolę do niebezpiecznej dzielnicy miasta, na nabrzeża East Endu. Tym razem jednak nie jest sama. U boku ma braci, którzy ku jej radości, nareszcie zrozumieli swój błąd.
Strona wizualna
Komiks jest pięknie wydany. Ma twardą oprawę i gruby, dobrej jakości papier. Ilustracje Sereny Blasco są barwne, szczegółowe i bez trudu przyciągają spojrzenia czytelników. Z tyłu komiksu jak zawsze na czytelnika czeka dział Tajnych Zapisków, na których zobaczyć możemy różne wykresy i diagramy dotyczące wydarzeń z danego tomu. Uwielbiam sposób, w jaki narysowana została seria „Śledztwa Enoli Holmes”. Jest na co popatrzeć.
Moja opinia i przemyślenia
Pamiętam, że w dzieciństwie z koleżankami bardzo lubiłyśmy bawić się w czytanie z dłoni. W dodatku z tajnymi zapiskami Enoli pojawia się schemat, przedstawiający znaczenie różnych linii i wzgórków. Uważam, że to naprawdę świetny bonus. Drugim niezwykle ciekawym elementem jest dokładne wytłumaczenie, co złego tak naprawdę kryje się za damskimi gorsetami.
Zastanawiam się, czy szósty tom przygód Enoli Holmes, będzie zarazem ostatnim, ponieważ po raz pierwszy komiks miał wyraźnie zarysowane zakończenie. Mam nadzieję, że nie i, że przygód młodej pani detektyw będzie jednak nieco więcej. Chociaż oczywiście cieszy mnie, że wreszcie sprecyzowała swoje plany i, co ważniejsze, dogadała się z braćmi.
Szósty tom jest również najsmutniejszą z części, przynoszącą wiele przemyśleń i nostalgii. Otwiera jednak równie wiele możliwość i szansę dla nastoletniej Enoli na dalsze, pełne przygód szczęśliwe życie i nowe jutro.
Podsumowanie
W serii komiksowej „Śledztwa Enoli Holmes” zakochałam się już po lekturze pierwszego tomu. Jestem nią szczerze oczarowana. Cechują ją świetne ilustracje, ciekawe przygody, interesujące dodatki i całe morze refleksji. Niezależnie od tego, czy to już koniec, czy pojawi się kontynuacja, z pewnością pozostanę jej wierną fanką. Lekturę komiksów serdecznie polecam, zarówno młodszym, jak i starszym czytelnikom!
W cieniu drzew. Takie sowie lato
Do małych dzieci najlepiej przemawia prosty język i kolorowe ilustracje. To właśnie daje im seria „W cieniu drzew”, której zarówno ilustratorem, jak i scenarzystą jest Dav. Trzeci tom serii „Takie sowie lato” opowiada o radości, jaką niosą ze sobą dziecięce zabawy.
Zarys fabuły
Pan Sowa ma przytulny domek nad samym stawem. Staw jednak to nie tylko piękny widok z okna, ale również świetnie miejsce do gry w wodną koszykówkę. Młode zwierzaki hałasują pod jego oknem, nie dając mu spać, a gdy piłka trafia prosto przez jego okno, miarka się przebrała. Pan Sowa nie zamierza oddawać jej dzieciakom. Gdy jednak nadchodzi noc, a on jest już wyspany, przypomina sobie, jak fajnie było, kiedy sam jako maluch grał w piłkę. Czy zmieni to jego światopogląd?
Strona wizualna
Komiks ma niewielki rozmiar, dzięki czemu wygodnie będzie go przeglądać każdemu dziecku. Ma twardą oprawę i jest bardzo kolorowy. Ilustracje wydrukowane w zeszycie ogląda się z prawdziwą przyjemnością. Wydanie całej serii jest spójne, a ja sama jestem nim po prostu zachwycona.
Moja opinia i przemyślenia
„W cieniu drzew” to świetna, ślicznie wydana seria, która sądzę, że przypadnie do gustu każdemu małemu czytelnikowi. Moje dzieciaki ją uwielbiają. Nie została też pozbawiona wartości merytorycznych i mimo że przedstawia świat zwierząt, to zdarzenia łatwo można przyłożyć na codzienne sytuacje z realnego życia.
„Takie sowie lato” jest historią obrazkową z niewielką zawartością treści. Myślę, że jeżeli zdecydujemy się na wspólną lekturę i omówimy z dzieckiem wydarzenia, pozytywnie wpłynie to na jego rozwój. Takie właśnie zadanie między innymi ma projekt „Mój pierwszy komiks”, który jest od niedawna realizowany przed wydawnictwo Egmont. Uważam, że to świetna inicjatywa!
Podsumowanie
W serii komiksów „W cieniu drzew” jestem zakochana od pierwszego tomu i jeżeli będzie kontynuowana, to na pewno będę sięgała po kolejne. Właśnie takie tytuły warto mieć w domowej biblioteczce swojego dziecka. Z całego serca polecam, to rewelacyjna publikacja!
John Constantine, Hellblazer. Znak cierpienia
Pierwszy tom kolejnej z opowieści rozgrywającej się w stworzonym przez słynnego Neila Gaimana uniwersum Sandmana.
Bardzo cenię sobie pomysły i niesamowitą wyobraźnię Neila Gaimana. Dlatego z miłą chęcią sięgam po komiksy, których akcja rozgrywa się w stworzonym przez niego uniwersum. Tym razem padło na tytuł „John Constantine, Hellblazer. Znak cierpienia.”, w którym mieszczą się materiały opublikowane pierwotnie w amerykańskich zeszytach „The Sandman Universe Presents: Hellblazer” #1, „Books of Magic” #14, „John Constantine: Hellblazer” #1–6.
Zarys fabuły
Główny bohater, John Constantine, antybohater ze zdolnościami magicznymi, pojawia się otoczony chaosem spowodowanym walkami demonów. Z nieba zniknęło słońce. John Constantine nie zamierza rzucić się w wir walki, ale postanawia wspomóc dobrą stronę konfliktu, przeprowadzając niewielką dywersję. Gdy zostaje ranny, nie jest pewien czy wciąż tkwi w realnym świecie, czy też może wreszcie ogarnęło go szaleństwo. Spotyka swojego sobowtóra z alternatywnej rzeczywistości, który proponuje mu ratunek, w zamian za stanie się najlepszą wersją siebie. Jak potoczą się dalsze losy Johna Constantine?
Strona wizualna
Komiks wydany został w twardej oprawie, na doskonałej jakości papierze. Format ma nieco mniejszy od A4. Wydrukowany jest w pełnym kolorze. Kadry komiksu są dopracowane i narysowane bardzo szczegółowo. Rysunki mają wiele dynamiki i sprawiają, że historię Johna Constatntina poznajemy z zapartym tchem. Kolorystyka komiksu tworzy mroczny klimat i idealne tło dla ponurej fabuły.
Moja opinia i przemyślenia
Serię „John Constantine: Hellblazer” tworzy wielu autorów, między innymi scenarzysta Simon Spurrier („Lobster Random”, „The Simping Detective”) i rysownik Aaron Campbell („The Shadow”, „Green Hornet”), którzy odpowiadają właśnie za „Znak cierpienia”. Współpraca udała im się doskonale, a zarówno bohater, jak i jego uniwersum przedstawieni zostali tak, że lepiej nie można by było sobie wymarzyć. Idealnie udało im się uchwycić klimat mrocznej historii.
„John Constantine, Hellblazer. Znak cierpienia.” to komiks stworzony dla osób, które są zmęczone kolorowymi, zawsze pozytywnymi bohaterami. Ma wiele odcieni szarości i przeznaczony jest tylko dla dorosłych czytelników. Uniwersum Sandmana dołączyło do DC stosunkowo niedawno, bo w 2018 roku, ale idealnie wpasowało się w klimat świata, choć zdecydowanie w jego mroczniejszej odsłonie.
Podsumowanie
Jeżeli masz dosyć praworządnych, zawsze pozytywnych i altruistycznych bohaterów, to przygody Johna Constantina będą od nich doskonałą odskocznią. Dodatkowo każda publikacja w Uniwersum Sandmana, jest akceptowana (lub odrzucana) przez samego Naila Gaimana, co myślę, gwarantuje ich wysoką jakość i zgodność z założeniami wykreowanego świata. Polecam! „Znak cierpienia” to pięknie wydany, wciągający tytuł, po który zdecydowanie warto sięgnąć.
Brom 2
Wiecie, co jest najgorsze, jak jesteś facetem-wiedźmą, do tego o niskim wzroście? Że nie ma na to jakiegoś konkretnego maskulinatywu: czarownik to nie to samo, bo on czaruje, a nie walczy z potworami. Wiedźmin to już lepiej… ale gdzie te dwa miecze? I czemu jesteś takim karakanem, skoro jesteś wiedźminem?! Już łatwiej byłoby krasnoludem! Z takimi żarcikami musi żyć wiedźm/wiedźmin Brom.
Brom to dość zagubiony chłopak. Dopiero co rozstał się z Bułką i właściwie nie bardzo ma kto go rozumieć. Owszem, rodzina i dalsze kuzynostwo samo jest nieco „dziwne”, więc potrafią zaakceptować wiedźmowatość chłopaka, jednak to nie to samo. A przecież gdy jest się studentem, od czasu do czasu by się porandkowało. Być może to fart, że Brom znajduje najczęściej dziewczyny, które są tak inne, jak on. Jednak i to często stanowi problem, bo poznając właściwie nieśmiertelną dziewczynę, musi się zmierzyć z jej długą przeszłością.
Jednak Brom i „Brom” nie samymi miłostkami żyje. Są jeszcze pogaduszki z kumplem, który dopiero co zrozumiał swoją odmienność. Jest też nowo otwarta działalność zarobkowa: tropienie potworów. Jednak pierwsze zlecenie Broma wcale nie będzie takie łatwe, na jakie wyglądało.
Najbardziej fascynowała mnie jednak kryptozoologia i wszystkie te potwornie (dosłownie!) pomysły Unki. Strzygonie, wodnice, zmiennokształtni, biskup wodny niczym Potwór z Bagien, barometz. Ta kobieta ma chyba niekończącą się fantazję i dodatkowo mitologię słowiańską w małym paluszku. Szacunek!
Od strony graficznej jest i prosto i bogato zarazem. Że też tak da się zrobić! Okładka jako pierwsza przyciąga wzrok, a dalej jest tylko lepiej, szczególnie w scenach finałowych, nad wodą czy humorystycznych na targach sabacie. Unka wie, kiedy zagrać całostronicowym panelem i robi to wyśmienicie. Sami bohaterowie są dość prosto zaprojektowani, ale zawsze znajdzie się jakiś element, który jest dla nich szczególny: kolczyk, fryzura, skrzela, oczy. Potwory, och, potwory są najlepsze! Szczególnie jeśli ktoś lubi nieco lovecraftowe klimaty. I, co z radością zauważyłam, jest jeszcze lepiej graficznie, niż było w tomie poprzednim. Nie tylko Brom więc nam tu dojrzał, ale i rysowniczka.
Pierwszy tom „Broma” Unki Odyi podbił polską scenę komiksową i to bezapelacyjnie, gdyż , zdobył nagrodę w kategorii Najlepszy Polski Album na 30. Międzynarodowym Festiwalu Komiksów i Gier w Łodzi. Takie wyróżnienie mówi samo za siebie! Mam tylko nadzieję, że drugi tom będzie równie zauważony, co pierwszy.
W cieniu drzew. Podmuch zimy.
„Podmuch zimy” to już drugi tom serii „W cieniu drzew”, która ukazuje się w ramach projektu „Mój pierwszy komiks” dla dzieci od piątego roku życia. Pierwszy tom opowiadał uroczą, pełną ciepła historię, która na długo zapadła mi w pamięć i z przyjemnością przedstawiłam ją dzieciom. Czy drugiej części udało się dotrzymać mu kroku?
Zarys fabuły
Liskowi bardzo spodobała się lisiczka, ale z powodu za dużego szalika robi z siebie błazna. Zażenowany podczas spotkania ucieka zamiast się odezwać. Gdy próbuje pobyć się szalika, przedmiotu, który obarcza winą za całe zajście, okazuje się, że bez niego jest mu bardzo zimno. Czy w końcu uda mi się znaleźć jakieś rozwiązanie dla za długiego szalika i pozbyć się wstydu przed rozmową ze śliczną lisiczką?
Strona wizualna
Komiks jest prześlicznie wydany! Ma niewielki, zeszytowy format i twardą, przyjemną w dotyku oprawę. Ilustracje, których autorem jest Dav, są szczegółowe i niezwykle urokliwe. Komiks skierowany jest do najmłodszych czytelników, ale szczerze przyznam, że ja sama również przeglądam go z niekłamaną przyjemnością.
Moja opinia i przemyślenia
Historia liska jest prosta i bardzo przyjemna, chociaż przyznam, że „Jesień” i opowiedziana w niej przygoda pana Borsuka, znacznie bardziej skradła moje serce. Na pewno jednak zajrzymy również do tomu trzeciego, który ma ukazać się pod koniec stycznia i nosić tytuł „Takie sowie lato”.
Bardzo podoba mi się sama idea tworzenia komiksów dla najmłodszych czytelników. Zazwyczaj trzeba było mieć już przynajmniej te naście lat, żeby po jakiś sięgnąć. Cieszę się, że ilustratorzy podjęli wyzwanie i stworzyli powieści graficzne, które zachwycą niejednego pięciolatka. Moje dzieci serią „W cieniu drzew” są po prostu oczarowane i wielokrotnie chcą do niej powracać.
Podsumowanie
„W cieniu drzew. Podmuch zimy.” to ślicznie narysowany, zabawny tytuł, z którzym można przyjemnie spędzić kilka chwil. Seria bardzo spodobała się zarówno mi, jak i moim dzieciom. To historie pełne ciepła, dobrego humoru i prześlicznych ilustracji. Niecierpliwie czekamy na kontynuację oraz inne komiksy skierowane do najmłodszych czytelników.
Mali Bogowie. Piorun do drapania.
Autorami historii o psotnych bogach są scenarzysta Christophe Cazenove, znany w Polsce z bestsellerowej serii „Sisters”, oraz rysownik Philippe Larbier, który stworzył ilustracje do takich humorystycznych opowieści jak „Chats, chats, chats” czy „Ninja” oraz scenariusz kryminalnego cyklu dla dzieci „Les Enigmes de Léa”.
Zarys fabuły
Taurusek to młodsza, humorystycznie narysowana wersja Minotaura z Krety. Atlas jest młodym tytanem. Obydwaj są najlepszymi przyjaciółmi. Marzą o tym, żeby wykazać się przed Zeusem, by ten pozwolił im zostać bogami olimpijskimi. W przeciwieństwie do ich rówieśników jednak nie posiadają żadnych magicznych zdolności, choć wciąż starają się je odkryć. Przygody tej dwójki przestawione zostały w króciutkich, często nawet jednostronicowych, zabawnych historiach.
Strona wizualna
Komiks ma format A4 i niestety wydanie zeszytowe, co sprawia, że łatwo może się zniszczyć. Podejrzewam jednak, że brak twardej oprawy, tak jak w przypadku komiksów z serii Agathy Christie, ma również wpływ na niską cenę tomów.
Zeszyt jest bardzo kolorowy, a występujący w komiksie bohaterowie zabawni i przyjaźni. Historię przyjemnie się czyta i ogląda. Sądzę, że bez trudu przekona do siebie młodszych czytelników. Rysownik Philippe Larbier nie po raz pierwszy spisał się na medal.
Moja opinia i przemyślenia
„Mali Bogowie. Piorun do drapania.” to bardzo sympatyczna, przyjazna i zabawna historia. Myślę, że jest godnym następcą Asterixa. Humor, choć może nieco bardziej współczesny, jest w obydwu komiksach podobny, zaś przygody Asterixa poznaję od najmłodszych lat i mam do nich ogromny sentyment.
W pierwszym tomie oprócz Tauruska i Atlasa poznajemy również Zeusa, Heraklesa, Afrodytę, Meduzę, Midasa i wiele innych mitologicznych postaci. Wszyscy oni przeżywają przeróżne przygody i chwalą się swoimi nadprzyrodzonymi umiejętnościami. Myślę, że po takim wstępie każdy młody czytelnik zacznie się choć trochę interesować grecką mitologią.
Podsumowanie
Z lektury komiksu „Mali Bogowie. Piorun do drapania.” Jestem bardzo zadowolona i przyznam, że niecierpliwie czekam na kolejny tom, który będzie nosił tytuł „Mali Bogowie. Uparty Ikar”. Z przyjemnością poznam nowe przygody małych, greckich bohaterów. Mam nadzieję, że druga część dostarczy mi przynajmniej tyle samo zabawy co tom pierwszy, który zresztą gorąco polecam i to nie tylko najmłodszym czytelnikom.