Rezultaty wyszukiwania dla: Leo

poniedziałek, 11 grudzień 2017 17:02

Zapowiedzi Wydawnictwa Mag

Wydawnictwo Mag podało wstępne plany wydawnicze na pierwszy kwartał roku 2018 roku.

STYCZEŃ

Neil Gaiman Dym i Lustra
Robin Hobb Wyprawa Błazna
William Gibson Wypalić Chrom (Artefakty)
Dan Simmons Endymion (Artefakty)
Tui T. Sutherland Najjaśniejsza noc

Dział: Książki
sobota, 02 grudzień 2017 09:42

Nadzór

„Mroczna, dickensowska opowieść”, tak wytłuszczonym drukiem zachęca nas do sięgnięcia po „Nadzór” Charlie Fletchera Fabryka Słów. Ilustracja na okładce fabrycznego wydania też mało optymistyczna, choć owszem konweniuje z innymi okładkami w serii, pomiędzy dziełami Gołkowskiego, Noczkina i Przechrzty, to raczej radosnym uniesieniem nie napawa. Gdyby jeszcze do tego dodać moje prywatne nastawienie do magii, tajnych stowarzyszeń i na wszelkie sposoby wyeksploatowanego miejsca akcji, jakim jest Londyn, to nie ma co się dziwić, że delikatnie określiwszy, moje nastawienie do powieści Charlie Fletchera było powiedzmy, że sceptyczne. A realnie ujmując odczucia, które towarzyszyły mi, gdy sięgałam po książkę, zbliżone były do męczarni w katuszach i powolnej agonii.

Akcja „Nadzoru” rozpoczyna się zgodnie z opisem na okładce, od sytuacji, gdy do domu Żyda przy Wallclose Square zostaje dostarczona dziewczyna. Dosłownie dostarczona, bo zakneblowana i spacyfikowana, w worku. Osobnikiem tym jest zilustrowany na okładce Bill Ketch, nic nie znaczący dla fabuły osobnik, ale który trafił na okładkę (!). Natomiast zawartość worka jest jak najbardziej istotna, choć może nie najistotniejsza. Panna Lucy Harker okaże się bowiem tą iskrą, która zapali lont akcji, całej tej awanturniczej powieści. W Londynie działa Wolne Bractwo do spraw Regulacji i Nadzoru Enigmatycznych Sytuacji Krytycznych i Ponadnaturalnych Obyczajów, choć prawdę powiedziawszy swoje lata świetności ma już za sobą, a i współpracownicy zawiódłszy się, nie ufają im, to jednak pomimo tego, oni trwają na posterunku i starają się, aby nie dochodziło do wydarzeń tajemnych i niefortunnych pomiędzy śmiertelnikami i istotami nadnaturalnymi. Problem polega na tym, że Nadzór od wieków ma swoich wrogów, którzy pragną odzyskać, to co do nich należy i zagwarantować sobie należyte miejsce w świecie. A Lucy Harker to narzędzie, które ma stworzyć wyłom, umożliwiający przeciwnikowi zdobycie przewagi nad odwiecznym przeciwnikiem w tej grze o władzę.

Jeżeli piszę tę recenzję, oznacza to, że nie umarłam w agonii. Co więcej przyznaję z cudownym zaskoczeniem, że się wspaniale rozczarowałam. Po pierwsze ilustracja na okładce może pasuje do pierwszych dziesięciu stron treści, konweniuje się z serią, pasuje do określenia „dickensowski”, ale za grosz nie oddaje ducha powieści. Pasuje do niej jak pięść do nosa, pomijając fakt, że osobnik Bill Ketch nie jest postacią żadno-planową. Po drugie opis na okładce może nie do końca jest o innej książce, ale lekko wprowadza w błąd. Sięgając po tę powieść obawiałam się, że będę czytała mroczną powieść o gnuśnej magii, brudzie, nudzie, smrodzie i biedzie (no dobrze o tych ostatnich ciut ciut było), a dostałam awanturniczą powieść przygodową z pogranicza płaszcza i szpady z elementami dickensowskimi – właśnie wymieniony wyżej smród, bieda i pełno sierot.

Tak naprawdę Charlie Fletcher stworzył Nadzór trochę na wzór muszkieterów walczących w szlachetnej sprawie, bawiących się w kotka i myszkę z przeciwnikiem, który reprezentowany jest przez Obywatela, wspieranego przez Francisa Blackdyke’a, naukowca, i bliźniaków prawników Templebane’ów. Każda ze stron próbuje przechytrzyć drugą, dzięki czemu fabuła obfituje w zwroty akcji. Nadmienić trzeba, że autorowi przede wszystkim udało się od samego początku przywiązać czytelnika do bohaterów i to zarówno do tych pozytywnych, jak i negatywnych. Posiada on niebagatelną umiejętność kreślenia postaci, które porywają swoim temperamentem i wydają się wyjątkowo prawdziwe i wiarygodne. Osobiście do gustu najbardziej przypadło mi środowisko cyrkowców, a także wyjątkowo żywotnego Kowala, którego wzorował, co można przeczytać w Podziękowaniach, na swoim ojcu.

„Nadzór” przyniesie czytelnikowi przede wszystkim przyjemność czytania. Jest to powieść lekka i przyjemna, awanturnicza i pełna przygód, ale nie płaska, a fabuła wcale nie jest taka oczywista, jak wydawać by się mogła na pierwszy rzut oka. Owszem świat przedstawiony to koniec epoki wiktoriańskiej, po wojnach napoleońskich, ale to tylko drobne elementy, tak naprawdę ta powieść to urban fantasy przeniesiona do przeszłości. Co więcej umiejętność niektórych członków Nadzoru do wymazywania pamięci albo odwracania uwagi ludzi od tego, co się wokół nich dzieje, aby nie dowiedzieli się o istnieniu świata nadnaturalnego, oraz, a raczej forma w jaki sposób jest to robione, wydało mi się po czasie bezczeną-sprytną kalką z „Facetów w czerni”. Jak widać dzięki wielu skojarzeniom kulturowym, które zastosował Charlie Fletcher, nie wspominając już o skojarzeniach z Susanny Clarke „Jonathanie Strange'u i Panie Norellu”, czy Neila Gaimana „Nigdziebądź”, to jest to naprawdę kawałek przyjemnej i ciekawej literatury.

Dział: Książki
środa, 29 listopad 2017 14:11

Czerwony śnieg

Wydawnictwo Mag w lutym wyda kolejny tytuł w ramach Uczty Wyobraźni i będzie to kolejna książka Iana MacLeoda, który już był wcześniej wydawany w ramach tej serii.

Na pobojowisku po ostatniej wielkiej bitwie Wojny Secesyjnej rozczarowany życiem unionista-lekarz natrafia na obrabiającą trupy dziwną postać i jego życie zmienia się na zawsze...

Dział: Książki
poniedziałek, 27 listopad 2017 22:33

Legendarni Wynalazcy

Gry planszowe przeżywają ostatnio renesans. Produkuje się ich jednak tak wiele i tak różnej jakości, że trudno wybrać coś wartościowego i „grywalnego”. Tym bardziej mając niewielkie rozeznanie w rynku. Posługując się jednak kluczem tematycznym wpadłam na zapowiedź obiecującej planszówki pod tytułem „Legendarni wynalazcy”. Muszę przyznać, że zadziałała na mnie bardzo atrakcyjna grafika i krótki film reklamowy na stronie wydawcy. Niemniej gra okazała się równie atrakcyjna co jej reklama – śmiem przypuszczać, że to nieczęste zjawisko.

Już sam ogólny zamysł jest intrygujący, zabawa polega bowiem na wspólnym konstruowaniu wynalazków, by po skończonym zadaniu podzielić się zyskami z przedsięwzięcia. Gra nie jest przesadnie skomplikowana, niemniej składa się z wielu elementów i wymaga uważnego zgłębienia instrukcji obsługi. Instrukcja z kolei jest zwięzła i zrozumiała, niewiele pola pozostawia dla domysłów.

Gra rozpoczyna się wyborem jednej z pięciu drużyn historycznych wynalazców. Siłą gracza są umiejętności i wiedza poszczególnych członków drużyny, z nich bowiem będziemy czerpać „moce” podczas tworzenia wynalazków i to one przyczynią się pośrednio do wygranej. W toku gry naukowcy mogą się rozwijać i zdobywać kolejne poziomy wiedzy, dzięki czemu ewentualne udziały w konstruowaniu i zyski z ukończonych wynalazków dla „właściciela” takiej postaci mają szanse wzrosnąć.

Kafle przedstawiające naukowców są zmyślnie zaprojektowane – zrobione z zadziwiająco grubej tektury, dzięki czemu po usunięciu zbędnych perforowanych kolistych kształtów, można w tak utworzone otwory wtłoczyć po kilka żetonów obrazujących kolejne poziomy wiedzy zdobywane w toku gry przez Einsteina, Skłodowską-Curie czy Lavoisiera. Dobór postaci do gry jest ciekawy: drużyny skompletowane zostały podłóg epoki w jakiej żyli, zaś wewnątrz tych grup członków dobierano prawdopodobnie na podstawie ich jak największego wkładu w naukę. Z pewnością nie zawsze wybór był łatwy, wielu geniuszy zostało pominiętych, trudno jednak nie odnieść wrażenia że w tej selekcji zadziałał również pewien parytet – otóż w niemal każdej z tych grup jest jedna kobieta, choć na szczytach odkryć naukowych jest ich ledwie garstka. Wybrane naukowczynie słusznie doceniono, niemniej w świetle powyższych okoliczności jest to miły gest w kierunku płci pięknej.

Poszczególne wynalazki przedstawione zostały na swoistej „talii kart” tradycyjnej grubości i formatu. Pomimo jednak zwyczajności materiału sam ciężar intelektualny niesiony przez karty jest dość pokaźny. Poza wizerunkiem oraz nazwą i datą wynalazku, znajdujemy tu pola oznaczone dziedzinami nauki, których odkrycia i prawa mają zastosowanie w niniejszym dziele – przy czym im większy wkład danej dziedziny, tym więcej pól z jej symbolem. Pola te są najistotniejszym elementem gry – tu bowiem użytkownicy mogą wykazać się zaangażowaniem intelektualnym w przedsięwzięcie zajmując przepisową – podług wiedzy i umiejętności „swojego” naukowca – ilość pól. Im więcej pól zajętych przez drużynę, tym większe szanse na udział w zysku. Tu gracz musi wykazać się myśleniem strategicznym przydzielając postać najbardziej kompetentną postać do przejęcia inicjatywy w procesie tworzenia konkretnego wynalazku.

Niektóre z pomniejszych elementów gry są nieco mniej imponujące w swojej fizyczności – żetony nagród i rozwoju są zrobione z cienkiej tekturki i aż proszą się o porządne zalaminowanie lub wybór innego tworzywa. Natomiast kostki znaczników do „przejmowania” pól na karcie wynalazku to całkiem zgrabne drewniane sześcianiki. I jest też przyjemna figurka popiersia Leonarda Da Vinci, który niczym patron wszelkich przedsięwzięć naukowych wędruje między graczami wskazując – między innymi – uprawnionego do pierwszeństwa w podziale zysków. Akcent niemal mistyczny, rytualny i choć pozornie komplikuje grę, w praktyce okazuje się całkiem przydatny i przyjemny.

Gra przeznaczona jest dla graczy powyżej dziesiątego roku życia, choć sądzę że co bardziej rozgarnięty ośmio- czy dziewięciolatek z powodzeniem pojmie i zainteresuje się rozgrywkami. Jako matka automatycznie patrzę na „Legendarnych wynalazców” pod kątem jej wartości edukacyjnej i tu – przyznaję – jestem całkowicie zadowolona. Dzięki dołączonej książeczce gracz poznaje skrócone życiorysy znakomitości świata nauki, a podczas gry zupełnie „niechcący” przyswaja sobie informacje o dziedzinach, w których celowały. Konstruując wynalazki z kolei zmierzy się z wielością dziedzin o jakie opierają się najprostsze choćby przedmioty. To być może zakończy męczące pytania typu „po co mam się uczyć chemii, skoro chcę być architektem„. Kusząca perspektywa. Myślę, że warto rozważyć podarowanie młodocianym „Legendarnych wynalazców” na Gwiazdkę nie tylko ze względu na jej wartość edukacyjną, atrakcyjną oprawę czy pomysłowość – to również doskonały pretekst, by pod pozorem zabawy z dzieckiem pograć w ciekawą i pięknie zaprojektowaną planszówkę.

Dział: Gry bez prądu
wtorek, 21 listopad 2017 13:18

Uprowadzenie Księcia Margaryny

W listopadzie nakładem Wydawnictwa Prószyński i S-ka ukazała się wyjątkowa perełka literacka dla dzieci.

Pewnego wieczoru w latach osiemdziesiątych XIX wieku córki Marka Twaina poprosiły, żeby opowiedział im bajkę. Szukając natchnienia, pisarz spojrzał
na ilustrację w gazecie i zaczął opowiadać historię Johnny'ego, biednego chłopca, który niespodziewanie dostał zaczarowane nasiona i wyruszył na
ratunek uprowadzonemu księciu. Twain zachował tę opowieść w notatkach, ale bajka pozostała nieukończona. Aż do teraz, gdy po ponad wieku z
fragmentów bajki odnalezionych w archiwum Marka Twaina na Uniwersytecie Kalifornijskim w Berkeley, powstała ta opowieść. Philip Stead, wspomagając się ogólnym zarysem akcji, wpisał się w twainowski styl - pełen ironii i łobuzerskiego humoru, przewrotny i niepokorny - by po latach dokończyć dzieło mistrza. Historię współtworzą pełne wdzięku, żartobliwe i wzruszające do łez grafiki Erin Stead.

Dział: Kids
poniedziałek, 02 październik 2017 10:24

Opolcon 2017

Secretum.pl objęło swym patronatem medialnym listopadowy Opolcon 2017.

Opolcon 2017 to konwent miłośników fantastyki organizowany przez Opolski Klub Fantastyki Fenix. Kolejna, piąta już edycja wydarzenia odbędzie się w dniach 17-19 listopada 2017 roku, tradycyjnie w budynkach Zespołu Szkół Elektrycznych i Zespołu Szkół Ekonomicznych w Opolu.

Dział: Konwenty
sobota, 23 wrzesień 2017 14:52

Sylwia Zientek - spotkanie autorskie

Wydawnictwo W.A.B. i BookBook Księgarnia zapraszają na spotkanie autorskie z Sylwią Zientek.

Czas: 28 września w godzinach 18:00 - 19:00

Miejsce: BookBook Księgarnia Hoża, ul Hoża 29/31, Warszawa

Wydawnictwo W.A.B.zaprasza na spotkanie z Sylwią Zientek na temat jej książki "Hotel Varsovie". Spotkanie poprowadzi Karolina Głowacka.

wtorek, 05 wrzesień 2017 11:23

Różaniec

Rafał Kosik znany jest głównie z serii dla młodzieży Felix, Net i Nika. Niejednokrotnie jednak pokazał, że umie napisać dojrzałą, poważną powieść. Dowodem jest przede wszystkim świetnie przyjęty Kameleon, który został nawet nagrodzony prestiżową w Polsce Nagrodą im. Janusza Zajdla. Po dziewięciu latach przerwy Kosik wraca z powieścią dla dorosłych fanów ciekawej science fiction - Różańcem.

Daleka przyszłość. Nie ma ja już świata, jaki znamy aktualnie. Każde miasto jest enklawą mieszczącą się w sztucznie wyizolowanej przestrzeni naśladującej położenie geograficzne, ruchy planet i gwiazd. Świat bowiem kierowany jest przez inteligentny system g.A.I.a który adekwatnie do uczynków każdego człowieka, nabija na jego koncie punkty PZ, rzecz jasna tajne dla właściciela... Jeśli ktoś przekroczy za swoje występki pewien poziom PZ, zostaje wyeliminowany ze społeczeństwa w celu wycofania potencjalnego zagrożenia kryminalnego. Jednym z mieszkańców takiej Warszawy jest nasz główny bohater - Harpad. Trudni się on niebezpiecznym (i nielegalnym zresztą) zawodem nuzzlera - osoby, która może wkraść się w rządzący system i sprawdzić stan PZ każdego. Umiejętność Harpada jest niezwykle rzadka, a co za tym idzie, bardzo kusząca dla osób, które żyją na granicy prawa.

Muszę przyznać, że Kosika czytałem bardzo dawno temu i chociaż lubiłem jego książki, przede wszystkim cykl Felix, Net i Nika, to jakoś porzuciłem na późniejszej drodze inne jego dzieła. Różaniec wpadł mi w ręce nieco przypadkiem, niemniej jestem ogromnie zadowolony, że tak się stało, bo powieść jest wręcz znakomita. Sam nie jestem specjalnie zainteresowany fantastyką naukową, jednak Kosik sprawia, że coś, od czego starałem się stronić, staje się nagle dla mnie niezwykle fajnym i interesującym doświadczeniem! Różaniec podzielony jest na dwie oddzielne części, w których autor oczywiście prowadzi dalej swoją fabułę, jednak pokazuje jej inne oblicze, inne aspekty wymyślonego uniwersum. Początek historii to typowa powieść akcji, poznajemy bohaterów, ich bolączki, role w życiowym systemie a także całą rolę g.A.I.a. Niemniej wszystko to i tak okraszone jest tajemnicą, ponieważ Kosik nie opisuje swojego świata, nie prowadzi czytelnika, a od razu rzuca go w nowy świat, w którym sam musi sobie poradzić i sam złożyć do kupy wszystkie puzzle. Część druga jest o tyle przyjemniejsza, że mamy już obraz rzeczywistego życia naszego bohatera, wiemy też, o co toczy się gra. Dostajemy jednak więcej naukowych i egzystencjalnych pytań. Autor profesjonalnie podchodzi do sytuacji, w której wirtualny zwierzchnik ludzkości przejmuje władzę, zastanawia się nad konsekwencjami takiego bytu, a także o to, kto tak naprawdę sprawuje rządy — ów twór czy osoby, które powołały go do rządzenia.

Powieść Różaniec czyta się naprawdę przyjemnie, i co najważniejsze, z dużą dozą ciekawości. Naprawdę nie spodziewałem się, że książka pochłonie tak mocno fana całkowicie innych gatunków literackich. Jest to chyba dowód na olbrzymi talent, umiejętność pokazywania trudnego świata w sposób łatwy, przejrzysty i wciągający.  Jak dla mnie jedna z lepszych pozycji tego roku, jakie miałem okazję czytać, z pewnością kandydat do tegorocznego Zajdla! Polecam serdecznie!

Dział: Książki
poniedziałek, 21 sierpień 2017 11:53

Gra pozorów

Z napisaniem tej recenzji zwlekałam o długo za długo, a to tylko z jednego powodu: nie lubię pisać o książkach, że są kiepskie. A ta niestety jest. I pisze to ktoś, kto klasyczne kryminały uwielbia, zaś Agatę Christie stawia za wzór tego rodzaju literatury, z pamięci jednocześnie cytując ukochanych “Dziesięciu murzynków”.

“Gra pozorów” to dwudziesty trzeci tom cyklu o Komisarzu Brunettim. Ponieważ jednak książka obejmuje zupełnie nową kryminalną aferę, to zupełnie nic nie przeszkadza w tym, by swoją przygodę z cyklem zacząć i od tego tomu. I - jak to w moim wypadku - na nim skończyć.

Byłabym niesprawiedliwa pisząc, że książka jest zła. Nie jest. To klasyczny kryminał, w którym mamy sprawiedliwego gliniarza z mniejszymi lub większymi problemami osobistymi i rozterkami moralnymi, przestępstwo (a nawet kilka), trochę krwi, piękną żonę gliniarza, wkurzającego szefa i intrygę. No niby wszystko jest, tylko co z tego, skoro akcja się wlecze, postaci mimo ewidentnych starań autorki raczej irytują niż budzą sympatię, o samym identyfikowaniu się z nimi nawet nie wspominając. A szkoda bo sam pomysł zapowiada się wręcz fenomenalnie. Akcja powieści zaczyna się w momencie, gdy komisarz Brunetti zostaje wezwany do weneckiej Biblioteki Merula, gdzie ktoś wyrywa karty ze starodruków, niszcząc je i tym samym narażając bibliotekę na ogromne straty finansowe. Przyznacie, że każdy mól książkowy od razu zaczyna mieć wyższe ciśnienie i pała żądzą złapania bandyty, tyle że autorka nie potrafi tych uczuć wykorzystać. Powieść dalej snuje się jak opowieść ciotki Zośki o pobycie w Ciechocinku, czyli przez grzeczność człowiek słucha (tu czyta) i modli się, żeby koniec nadszedł szybko (ewentualnych czytelników recenzji z interesująco opowiadającą ciotką Zośką na stanie przepraszam, wszelkie podobieństwa i imiona są przypadkowe). I nawet pojawia się nadzieja na jakieś przyśpieszenie akcji, gdy nagle oto trupem pada jedna z istotniejszych postaci, ale tempo zdarzeń wokół tegoż trupa nadzieję zabija równie szybko i równie skutecznie. Ostatecznie komisarz Brunetti szczęśliwie rozwiązuje zagadkę i wyrwanych stronic i samego trupa, co cieszy czytelnika równie mocno jak i jego samego, bo oto powieść dobiega końca.

Zdaję sobie sprawę, że niniejszy tekst może obruszyć fanów cyklu Donny Leon, bo i spodziewam się, że skoro autorka stworzyła tak wiele powieści o komisarzu Brunetti, to z pewnością ma on wierną rzeszę czytelników czekających na każdą kolejną przygodę dzielnego policjanta. Tyle, że dla mnie miarą wielkości cyklu jest to, że rozkochuje w sobie nawet wtedy, kiedy sięgnie się po przypadkowy tom, a ta powieść u mnie tego efektu nie wywołała. Polecam ją zatem chyba jedynie fanom powieści, zaś przypadkowy czytelniku, ty pamiętaj: nie każda autorka kryminału to Agata Christie.

Dział: Książki
poniedziałek, 07 sierpień 2017 19:07

Powtórka

Debiutankcka powieść Marcela Woźniaka zabiera nas do Torunia, miasta słodkiego od pierników, lecz także gorzkiego od tajemnic i niewyjaśnionych zbrodni sprzed lat.

Leon Brodzki to przykład detektywa - gliny idealnego. Przystojny, osiągający ogromne sukcesy w policji, myślący nieszablonowo, ale także zmęczony okrucieństwem ludzi i swoją pracą. Dlatego gdy nadchodzi pierwszy dzień jego emerytury, ma nadzieję odpocząć i naprawić wątłe stosunki z dorosłą już córką. Niestety, nie jest mu dany spokój. Morderstwo popełnione w samym centrum miasta do złudzenia przypomina to sprzed lat, którego pozytywny finał był zasługą Leona. Zostaje zmuszony do powrotu na komendę. Czeka go powtórka z dawno już zamkniętej sprawy – dotychczas najtrudniejszej w jego karierze.

Przyznaję szczerze – to co mnie skłoniło do sięgnięcia po tą książkę to to, że jej akcja toczy się w moim rodzinnym mieście. Byłam niezwykle ciekawa, jak to będzie móc przeżywać akcję powieści w miejscach i na ulicach, które znam od dziecka. Nie zastanawiałam się zbytnio nad tym, że to kryminał, do tego zapowiadający się dość mrocznie i interesująco. Dlatego w fabułę wpadłam jak kamień w wodę – przepadłam.

Chciałoby się rzec, że trup ściele się gęsto, ale niestety. Trup jest jeden (przynajmniej przez większość opowieści), do tego po dość krótkim czasie traci na znaczeniu. Ważniejsza w fabule jest tytułowa powtórka – powrót do głośniej na całą Polskę zbrodni sprzed lat. Łączenie wątków, odnajdywanie powiązań, nowe dowody do starej sprawy kryminalnej stanowią główną oś fabuły. Do tego dochodzi wewnętrzna walka Leona, który po spędzeniu całego życia w policji jest zmęczony, lecz nadal zdziwiony poziomem ludzkiego okrucieństwa. Jego problemy osobiste także nie pomagają mu w rozwiązaniu sprawy mimo, że jej finał oznaczałby dla niego zasłużoną emeryturę.

Sama akcja książki początkowo jest dość spokojna. Rozkręca się powoli, autor dba o to, aby nie przekazać czytelnikowi zbyt wielu faktów naraz. Jest oszczędny w poszlakach, nowych dowodach, wyjaśnieniach spraw sprzed lat. Trochę gra na nosie czytelnikowi, podrzucając mu niby to i owo, jednak w żaden sposób niczego nie wyjaśniając. Przeciwnie – mistrzowsko komplikuje fabułę i zaciemnia obraz. Sam Brodzki jakby idzie tym tropem – gubi się, kluczy, nie rozumie co się dzieje, robi jeden krok w przód i dwa w tył. Morderca za to nie ułatwia mu sprawy i mimo stopniowego odkrywania nowych poszlak, staje się coraz bardziej tajemniczy, bawiąc się zagubieniem Leona.

Z czasem fabuła nabiera tempa, rozpędza się, wszystko zaczyna składać się w spójną i logiczną całość. Nie dajcie się jednak zwieść pozorom! Rozwiązanie sprawy i namierzenie mordercy, a także jego motyw są tak zaskakujące, że naprawdę ciężko na nie wpaść samemu. Akcja kluczy, gmatwa się, teraźniejszość miesza się z przeszłością, a demony nie śpią i są gotowe w każdej chwili zaatakować ze zdwojoną siłą. Są pościgi, tajemnice, zdrady, a krew wsiąka w brukowane toruńskie uliczki Starówki.

Pan Woźniak, jako absolwent toruńskiego Uniwersytetu i człowiek od lat blisko z Toruniem związany, potrafił w bardzo trafny sposób scharakteryzować poszczególne miejsca w tym mieście. Opisując je wielokrotnie uraczył mnie ciekawostkami na temat poszczególnych miejsc czy budynków, wspomniał wielokrotnie o kultorych postaciach toruńskiej społeczności, co – nie przeczę – sprawiło mi ogromną przyjemność. Jednak spieszę z wyjaśnieniami – pod względem umiejscowienia fabuły będzie to lektura miła nie tylko dla mieszkańców Grodu Kopernika. Każdy znajdzie tu wiele interesujących faktów na temat tego miasta, mistrzowsko wplecionych w fabułę. Sprawia to, że książka nabiera trochę lekkości i mimo mrocznego klimatu całej powieści, nie przytłacza. Ironiczne poczucie humoru autora oraz umiejętność stopniowania napięcia i zaskakiwania czytelnika sprawia, że od książki trudno jest się oderwać.

Same postacie w książce są ciekawe, realistyczne i stworzone z niezwykłą precyzją. Interakcje między nimi są naturalne, a znajomość ludzkiej psychiki dodaje, szczególnie Brodzkiemu, autentyczności. Wiedza autora na temat realiów policyjnego śledztwa oraz atmosfery komisariatów sprawia, że cała książka nabiera niezwykłej wiarygodności i profesjonalizmu. Zakończenie natomiast wbija w fotel i pozostawia czytelnika z poczuciem niedopowiedzenia oraz budzi ogromny apetyt na poznanie dalszych losów Leona.

„Powtórka” to niezwykłe dzieło, świetnie napisany kryminał z akcją prowadzoną w sposób skomplikowany, z ciekawymi postaciami i mistrzowskimi zwrotami akcji.

Dział: Książki