Rezultaty wyszukiwania dla: Jo Eun Ha
Nieważne, kto przegra, zło zawsze zwycięży!
Jak przeżyć niesamowitą przygodę w świecie DC Comics i pokonać Superbohaterów? Wystarczy wcielić się w LEXA LUTHORA™, SINESTRO™ lub innego Superłotra. Już 7 października premiera gry „Wieczne zło”, kolejnej propozycji z serii DC Deck Buliding Game, która pozwoli stanąć do pojedynku z największymi Superbohaterami DC. Tego samego dnia ukaże się też dodatek crossover „Łotrzy”.
Mag bitewny: Księga I
Co z człowieka czyni bohatera? Jakie cechy są potrzebne by, stać się tym, którego wielbią tłumy, a jego czyny wysławiane są na cały świat? Życie ma na to swój plan, a miano bohatera trafia nie tam, gdzie chcemy. Nieoczywisty wybór wszak sprawia, że przyszłe czyny zostaną ocenione przez historię, a przez to będzie sprawiedliwie.
Królestwo Furii zalewa armia nieumarłych pod wodzą demona. Potęga wroga zbiera ogromne żniwo, a kolejne armie uginają się pod jego nieprzemożną siłą. Zwykli ludzie zmieniają się w opętanych i zabijają swoje rodziny. Czas opętania naznaczony jest przerażeniem i mrokiem. Jedyna nadzieja spoczywa w rękach magów bojowych, którzy walczą ze smokami u swojego boku. Jest ich coraz mniej, a odwaga, by ich przywołać, maleje równolegle do nadziei.
Falko Dante, niemal całe życie spędził trawiony chorobą w Caer Dour. Jego ojciec był potężnym magiem bitewnym, dopóki nie stał się ofiarą opętania i nie został zabity przez swojego przyjaciela. Chłopak musi żyć z brzemieniem czynów ojca i swojej choroby. W obliczu nadchodzącego zagrożenia robi jednak coś głupiego, a może jest to jedyna słuszna i nieunikniona decyzja?
Mag bitewny trafił w me ręce i sprawił coś niesamowitego. 600 stron, które rozpoczynają niesamowitą przygodę, zabrało mnie w podróż, z której nie chce wracać za żadne skarby. Świetna kreacja bohaterów, nietuzinkowa fabuła, a może po prostu smoki? Co przekonało mnie do księgi pierwszej?
Peter A. Flannery od pierwszych spisanych słów ujął mnie wizją przedstawianego świata, w którym miesza się ze sobą mnóstwo emocji, które wybuchają ze zdwojoną siłą w momentach, których nie jesteśmy w stanie przewidzieć. Świetnie zbudowane tło powieści połączył zgrabnie z fabułą, która pochłania czytelnika bez ostrzeżenia. Powitana magią przewracałam karty powieści niestrudzenie. Poznałam nieznane krainy, echa bohaterskich czynów, smoki i mrok, który nadciąga z ogromną siłą.
Jednak Mag bitewny to nie tylko pełna akcji opowieść o walkach, magii i smokach. To także bohaterowie, których kreacja zaskakuje i zachwyca przez całą historię. Magowie słynący z siły i odwagi, smoki siejące postrach i On, z piętnem opętanego ojca i ciałem, które latami trawione przez chorobę niczym nie przypomina tężyzny śmiałka. Kto jednak powiedział, że wątły i niepozorny Falko nie może stać się magiem bitewnym jak jego ojciec?
Autor w niesamowity sposób wplótł tę niepozorność i nieoczywisty wygląd postaci, ukazując jak łatwo zmylić może tężyzna i myślenie schematami. Tu, wśród obłędu, strachu i niepewności liczą się inne wartości, a ilość mięśni nie wyznacza życiowej drogi. Bez problemu obdarzamy Falko sympatią bez cienia współczucia. Od samego początku wierzymy w obraną przez niego ścieżkę i z niecierpliwością wypatrujemy przeszkód, które z pewnością ten niepozorny chłopak jest w stanie pokonać.
A podobno w świecie fantasy było już wszystko...
Mag bitewny udowadnia, że to stwierdzenie jest bardzo nietrafione. Historia kusi świeżością i doskonałością wykonania. Bohaterowie są nietuzinkowi, a ich charaktery podkreślają nie tylko pochodzenie, ale i podejście do życia oraz poziom przerażenia. Całość czyta się szybko, co z pewnością jest zasługą techniki i malowniczego stylu autora. Słowem jest w stanie wyczarować niemal wszystko i kupić czytelnika na długo przed rozwojem wydarzeń.
Brak górnolotnego języka sprzyja lekkości, jaką Mag bitewny z pewnością posiada. Autor postawił na klasyczny wymiar fantastyki i jego powieść w nurcie magii i miecza ma się świetnie. Nutka strachu i obłędu czyhającego na bohaterów z pewnością napędza akcje i tworzy historię niezwykle płynną i nieprzewidywalną. Nie pozostaje więc nic innego jak czekać na kolejny tom z przygodami Falko wprost z królestwa Furii.
Premiera II księgi „Maga bitewnego” autorstwa Petera Flannery’ego!
„Ludzie od zawsze boją się tego, czego nie rozumieją. Będą szeptać za twoimi plecami. Śmiechy i pieśni będą cichnąć, gdy znajdziesz się obok. Ale bądź pewien, że gdy zetkniecie się z Opętanymi, każdy mężczyzna i każda kobieta w armii będzie szukać wsparcia u ciebie.”
Zapowiedź: Mag bitewny. Księga 2
„Ludzie od zawsze boją się tego, czego nie rozumieją. Będą szeptać za twoimi plecami. Śmiechy i pieśni będą cichnąć, gdy znajdziesz się obok. Ale bądź pewien, że gdy zetkniecie się z Opętanymi, każdy mężczyzna i każda kobieta w armii będzie szukać wsparcia u ciebie.”
W złotej klatce
Im dalej w nowy XX wiek, tym głośniej kobiety upominają się o swoje prawa. Czas, gdy były tylko żonami, ozdobami u boku swych mężów, powoli mija. Można się z tym nie zgadzać, można bulwersować, ale jedno jest pewne; zmiana ta jest nieunikniona. Brzmi to szumnie i dumnie, niemniej jednak, zanim kobiety przejmą stery, minie jeszcze trochę czasu. Póki co ważny jest fakt, że coraz więcej się o tym mówi i że kobiety decydują się o siebie zawalczyć.
W ciekawym i obfitującym w przygody życiu Molly Murphy także zza horyzontu nieśmiało wyglądają zmiany. Jednak sama bohaterka nie wie, czy chciałaby je wcielić w życie czy nie. Mowa rzecz jasna o Danielu Sullivanie, kapitanie policji. Ten ostatni po chwilowych niepowodzeniach, wrócił do pracy i nie ma czasu dla narzeczonej. Twierdzi, że oszczędza na dom, do którego wprowadzi Molly jako swoją żonę. Piękne to plany, ale czy tego właśnie chce nasza bohaterka? Zostanie żoną kapitana policji sprowadzi ją do roli pani domu i prawdopodobnie matki, a co z pracą detektywa i samodzielnością, do której kobieta już zdążyła przywyknąć?
Póki co jednak oświadczyn nie było, a Molly, po powrocie do zdrowia, dostaje do rozwiązania kilka spraw, które spędzają jej sen z powiek.
Po spontanicznym udziale w kobiecej paradzie młodych aktywistek, Molly poznaje kobiety, które na studiach miały wiele planów i marzeń, a gdy zostały żonami, musiały z tych marzeń zrezygnować. To właśnie w tej grupie Molly zyskuje kolejne klientki. Jedna z kobiet prosi o odnalezienie informacji o zmarłych w Chinach rodzicach misjonarzach. Druga natomiast chce sprawdzić, czy mąż ją zdradza. Niespodziewanie sprawy przybierają dramatyczny obrót. Oczywiście czujemy podskórnie, że te sprawy mają ze sobą coś wspólnego, jednak długo nie mamy pewności.
Przygody Molly jak zwykle czyta się świetnie, sama uporałam się z nimi w jeden wieczór. Urokliwy klimat początków wieku, obyczajowość zupełnie inna od nam współczesnej, interesujące detale oraz sprawne osadzenie historii w realiach epoki, wszystko to sprawia, że lektura jest przyjemna i mija nad wyraz szybko. A szkoda. Bo nabrałam wielkiej ochoty na kolejną część. Bardzo jestem ciekawa, jak potoczą się dalsze losy Molly i Daniela oraz jak ułoży się ich wspólne życie. Bycie detektywem dla Molly to już styl życia. Czy i ją dopadnie w końcu tytułowa złota klatka? A może jest szansa pogodzić te dwa życia ze sobą? Och, oby kolejna część pojawiła się jak najszybciej.
Polecam lekturę przygód panny Murphy. To jedyna taka pozycja książkowa na naszym rynku i każdy miłośnik kryminałów retro powinien się z nią zapoznać.
Fatum Elizabeth
“Fatum Elizabeth” zaintrygował mnie okładką. Ta czerwień intrygowała i gdzieś wewnętrznie budziła we mnie przekonanie, że to może być naprawdę dobry horror.
Pierwsze sceny szybko mnie przeraziły, nie historią, a grą aktorską głównej bohaterki. Zacisnęłam jednak zęby i postanowiłam wytrzymać. I słusznie. Kilkanaście minut i jedno użycie łopaty później, zarówno film, jak i gra Abbey Lee nabrały nowej jakości. Zmiana zaiste była na lepsze.
“Fatum Elizabeth” to opowieść o geniuszu, miłości i zabawie w Boga. Wiadomo bowiem nie od dziś, że w genialnych umysłach chęć zastąpienia Stwórcy jest wręcz nieunikniona. Tyle, że nawet najgenialniejszy umysł nie jest w stanie przewidzieć, skutków tej zabawy. Bo twory kreatora nie koniecznie muszą spełniać jego oczekiwania. Za to na pewno będą chciały żyć po swojemu.
Wracając do roli kreowanej przez Abbey Lee - początkowy infantylizm i doprowadzająca do szału maniera postaci, okazały się zabiegiem celowym dla całości fabuły. Dalsza część historii to już prawdziwe, dobre aktorstwo w jej wydaniu. Partnerujący jej Matthew Beard nie tylko dotrzymuje jej kroku, ale nadaje całości tak potrzebnej temu gatunkowi grozy.
“Fatum Elizabeth” to horror aspirujący do miana horroru dla intelektualistów. Groza nie jest bowiem nastawiona na przerażające dźwięki i biegające po okolicy demony, ale na postawienie pytania, jak daleko może posunąć się człowiek, nawet najbogatszy i najinteligentniejszy, dla zaspokojenia swoich, nawet najwznioślejszych, potrzeb? Jak daleko można posunąć się w imię miłości? I czy eksterminacja nieudanych efektów eksperymentów jest moralnie usprawiedliwiona? W tym bowiem horrorze przestraszyć ma nie krwawa jatka, ale skutki tego, co z naszym światem i naszym człowieczeństwem mogą zrobić geniusze.
Paper Girls 5
Seria Paper Girls już przy pierwszym zeszycie urzekła mnie niebanalnym klimatem oraz grozą rodem z lat 80. ubiegłego wieku. Obok tego tytułu nie mogłam przejść obojętnie również przez wzgląd na retro ilustracje oraz niespotykaną kolorystykę, która dopełnia całości. I choć to tytuł pełen tajemnic, chaosu i grozy, tak czas zawsze spędzam z nim przyjemnie.
„Paper Girls 5” to – niestety – przedostatni tom serii, znacznie bardziej przygnębiający niż poprzednie części. Przede wszystkim wyjaśnia kwestię choroby jednej z bohaterek oraz zapowiada śmierć innej z postaci. Zresztą – nie oszukujmy się – sam motyw nieuniknionego przeznaczenia jest dość przytłaczający i choć może się zdawać oklepany, tak tutaj ukazany jest w odświeżający sposób. Podobnie jak walka z tym, co niechybne. Lecz czy na pewno przyszłość dziewczyn jest pewna?
Brian K. Vaughan ożywia tematykę podróży w czasie oraz zaskakuje czytelnika na każdym kroku, stale powiększając problematykę utworu. W piątym tomie znajdujemy nie tylko wspomniane wątki, ale i znacznie więcej. To historia prawdziwej przyjaźni, poświęcenia, zrozumienia, dorastania i… miłości. W „Paper Girls 5” pojawia się subtelny wątek homoseksualizmu, ukazany w dość uroczy sposób, który nie razi w oczy, a zdaje się uczyć tolerancji. Wspomnianemu scenarzyście wyjątkowo łatwo przychodzi wplatanie kontrowersyjnych tematów w całość, a najwspanialsze w tym jest to, że nie robi tego agresywnie, a łagodnie, w dobrym guście. Uwielbiam go również za kilmat retro science fiction, niespotykane wynalazki oraz potwory – nie tylko wśród maszyn i bestii, ale i te skrywające się w ludzkiej naturze.
Pisząc o tym komiksie, nie sposób nie opowiedzieć więcej o jego szacie graficznej, bo – jak wspominałam wcześniej – jest ona zdecydowanie oryginalna. Rysunki Cliffa Chianga są równie mocne jak treść, a neonowa kolorystyka Matta Willsona czyni Paper Girls tworem absolutnie unikatowym, abstrakcyjnym, żywym – wykorzystane barwy silnie oddziałują na emocje czytacza. Wszystko po prostu tutaj znakomicie współgra i zarówno pod względem wizualnym, jak i treściowym, nie można się do niczego przyczepić. No, może do zakończenia, bowiem komiks urywa się w najlepszym momencie!
„Paper Girls 5” to kosmicznie dobra pozycja, z którą powinien zapoznać się każdy miłośnik s-fi, niezależnie od wieku. Komiks wciąga od pierwszych stron i stale zaskakuje, niemożliwym jest oderwanie się od tego tytułu. Nie mogę doczekać się kolejnego spotkania z dziewczynami. Polecam z całego serca!
Poklatkowa rewolucja
Jak zorganizować bunt na pokładzie, kiedy budzą cię z hibernacji na parę dni co milion lat? Jak konspirować, gdy garstka potencjalnych sojuszników zmienia się co wachtę? Jak zaatakować wroga, który nigdy nie śpi, patrzy twoimi oczyma, słucha twoimi uszami i autentycznie chce dla ciebie jak najlepiej? Sunday Ahzmundin, uwięziona na pokładzie statku kosmicznego Eriophora, odkrywa, że na udaną rewolucję musi się złożyć spisek, szyfry i nieuniknione ofiary.
Spektrum
Kontynuacja trzymających w napięciu Łez Mai.
Technologia rozdarła to miasto na pół. Wydawało się, że ostatnie granice ludzkich możliwości zostały zniesione. W powszechnym użyciu są androidy – prawie doskonałe kopie człowieka. Wyposażone w sztuczną inteligencję, niesamowicie szybkie, zdolne do błyskawicznej regeneracji, są o wiele bardziej wytrzymałe niż ich pierwowzór. I o wiele bardziej niebezpieczne. Ludzie dzięki wszczepom i implantom mogą upgrade’ować swoje ciało i umysł niczym postaci z gier komputerowych. Ci, których na nie stać, bogacą się jeszcze bardziej. Biedni spadają na samo dno drabiny społecznej. Szansą dla wykluczonych jest reinforsyna. Geniusz w pigułce, dostępny na każdą kieszeń. Gdy zapada decyzja o wycofaniu jej ze sprzedaży, atak na siedzibę jej producenta jest nieunikniony. Magazyny pustoszeją w jednej chwili. Reinforsyna zalewa ulice falą neurochemicznego szaleństwa.
Odyssey One 6: Przebudzenie Odyseusza
Dzisiejsza premiera od Drageus Publishing House to już szósta odsłona Odyssey One.
Powstrzymać nieuniknione. Taka jest misja Erica Westona, kapitana okrętu Konfederacji „Odyseusz”, patrolującego rubieże przestrzeni Priminae i starającego się przewidzieć kolejne ataki Imperium. Dzięki stworzonemu przez Ziemian napędowi tranzycyjnemu ludzkość może mieć szansę w walce z przeważającymi siłami wroga.