Rezultaty wyszukiwania dla: DC
Wielkie magiczne nic
Świat wypełniony jest cierpieniem, które w zależności od okoliczności, w jakich występuje, uznać można za łatwe do zniesienia i to, które odbiera dech w piersi. Bez względu na jego rodzaj, w momencie jego odczuwania nie masz innych myśli, nikt i nic nie istnieje poza źródłem bólu. Gdyby tak nie było cierpienia, bólu, smutku i pustki? Gdyby nie było ciebie? Rat Queens muszą odpowiedzieć na to pytanie. Czym jest wielkie magiczne nic?
Jeszcze nie opadł kurz po ostatniej wyprawie i zwycięstwie naszych królowych, a już dookoła nich dzieją się niepojęte rzeczy. Co z nich jest prawdą, a co dziwną rzeczywistością? Po kolejnej zakrapianej imprezie Dee, Violett, Hannah i Betty wyruszają na poszukiwania Jasona, który jest przyjacielem tej ostatniej. Miała uczestniczyć w jego narkotycznej wyprawie, jednak zaspała, a mężczyzna zaginął. Królowe postanawiają wyruszyć jego śladem i dowiedzieć się gdzie poniosło mężczyznę. Gdzie zaprowadzi je wyprawa? Czym skończy się polizanie martwej żaby i jakie plany ma wobec Palisad tajemniczy mag?
Nie miałam wątpliwości, że powrócę do historii Królowych szczurów. Z niecierpliwością wyczekiwałam kolejnej odsłony ich krwawych, zabawnych i zakrapianych przygód. Czy nadal zakochana jestem w lekkości pióra tworzącego fabułę Rat Queens i kresce niezawodnego Owena Gieni?
Od pierwszych stron, okienek czy obrazków, które dojrzały me oczy po otrzymaniu piątego już tomu przygód najbardziej znanych awanturnic nie miałam nawet cienia wątpliwości, że przepadłam. Nie tylko otrzymałam ten sam luz i poczucie humoru, które idealnie wpisuje się w dorosły komiks fantasy, ale i sporo momentów wzruszenia i powagi, które świetnie przełamują fabułę i tworzą spójną całość z obrazem, który znają fani serii.
To, co cenie w tej publikacji to przede wszystkim kunszt, z jakim połączono słowo i obraz. Lekkie pióro pana Wiebe wymalowuje nam świetne dialogi i nakreśla historię, którą niemalże kreska w kreskę obrazuje Gieni. Tak, jestem fanką kreski, która niemal namacalnie wprowadza nas w świat pełen magii, awantur i potworów, z którymi przyjdzie walczyć.
W tym miejscu powinna pojawić się najzwyklejsza charakterystyka postaci, prawda? Tyle, że jeśli znacie Rat Queens, nie trzeba wam ich przedstawiać. Nie zmieniają się za mocno. Dają się ponosić emocjom, pragnieniom i pożądaniu. Nie ma dla nich nic ważniejszego niż przyjaźń, której będą bronić nawet w obliczu własnych demonów. Śmiałam się razem z nimi, wzruszałam i wściekałam, jednak to smutek sprawia, że historia nabiera tempa. Chcesz poznać swoich ulubieńców bliżej, sprawdzić jakiego wyboru dokonają w obliczu własnych tragedii.
Każdy kolejny tom serii Rat Queens odkrywa przed czytelnikiem inne oblicze tych z pozoru rozpustnych i nielubiących niczego poza alkoholem pięciu kobiet, jednak całość skrywa więcej, choć przede wszystkim to pełna magii, walk i humoru powieść graficzna, którą warto poznać.
Co jeszcze wymyślą twórcy serii? Czy Hannah okaże się niebezpieczeństwem dla paczki przyjaciół? Jak potoczy się romans Violett z orkiem Dave’em, którego tu poznajemy ciut lepiej? Mnie pozostaje czekać na Rat Queens 6 i zachęcać was do czytania komiksów.
Mistrz thrillera medycznego powraca!
Przenieś się w świat najnowszych odkryć genetyki, które dają człowiekowi możliwości, o jakich dotychczas nie mógł nawet marzyć.
Ziemi tej nie opuścisz
Nadszedł drugi tom historii opowieści o plemieniu Wotan! Całkiem ciekawa, oryginalna opowieść o świecie Wikingów stworzona nie przez byle kogo, bo Angusa Watsona. Opowieść zyskała na całym świecie rzeszę fanów, głównie za sprawą świeżego i nieco innego podejścia do tej sławnej, nordyckiej kultury. Zachęcam do lektury.
Dumne plemię Wotan kontynuuje wędrówkę na Zachód. Po spotkaniu z niedźwiedziem, Rzeką Matką, tornadem i niezwykle przyjaznymi plemionami pozostało ich dziewięcioro. W tym dwoje dzieci. I dwa szopy. Razem z nimi wędrują krwiożercze wojowniczki, które marzą tylko o tym, by ich wszystkich wyrżnąć do nogi i spokojnie wrócić do domu. Na horyzoncie właśnie pojawili się Badlandczycy, znani głównie z bycia zwyrodniałymi sadystami.
Angus Watson zaskakuje na wielu poziomach. Trzeba powiedzieć na pewno o samym pomyśle na książkę. Już Trylogia Czasu Żelaza pokazała, że autor nie boi się wyzwań, nie powiela znanych już tematów i stara się iść własną drogą. Ma sporo polskich fanów, czego dowodem jest nominacja do książki roku 2015 przez portal lubimyczytać.pl. Jego kolejna trylogia znów sprawia, że ręce składaja się do oklasków. Ostatnimi czasy tematyka Winikgów jest na topie, chociażby za sprawą serialu Vikings. Ten z kolei rozpędził twórców do sięgania po ową kulturę w filmach, książkach, grach i komiksach. Watson również wziął na warsztat kulturę północnych wojowników, jednak zrobił to niezwykle ciekawie, oryginalnie i świeżo.
Drugim aspektem są bohaterowie, którzy są wykreowani niezwykle interesująco. Są odzwierciedleniem tamtych czasów, żyją w brutalnej rzeczywistości rządzącej się własnym prawem śmierci. U Watsona nie ma zasad; krew, brutalność, gwałty, bitwy i śmierć to trudy codzienności. Pierwszy raz chyba główny bohater, który w domyśle ma być tym pozytywnym, sprawia mi tyle trudności i psuje tyle nerwów, że chetnie zobaczyłbym go martwego. Ale jak wtedy potoczyłaby się dalej ta historia?:)
Książka to fajnie napisana, olbrzymia opowieść o życiu i śmierci, o umieraniu, przetrwaniu i trudach zeszłych czasów. I chociaż książki to opasłe tomiska, którym trzeba poświecić dużo uwagi i czasu, to jednak stanowią świetną rozrywkę dla fanów fantasy. Pozostaje mi czekać z niecierpliwością na ostatni tom serii! Polecam.
Amazing Spider-Man: Globalna sieć #02: Mroczne królestwo
Pierwszy tom przygód Petera Parkera jako prezesa międzynarodowej korporacji okazał się słabym albumem. Kolejna rewolucja w życiu Człowieka-Pająka wydawała się zrobiona na siłę. Dodatkowo fabuła była chaotyczna, nijaka i bez polotu. Dan Slott jednak na koniec otrzymał ode mnie kredyt zaufania. Nadszedł teraz czas na ciąg dalszy. Czy album „Mroczne królestwo” zaserwuje nam powrót przygód naszego superbohatera na właściwe tory?
Na początek przypomnę, iż firma Petera – Parker Industries podbiła zagraniczne rynki. Ma swoje oddziały w wielu krajach świata, m.in. w Londynie czy Szanghaju. Dodatkowo swoimi nowatorskimi projektami wspiera działalność SHIELD. Z tego to powodu Spider-Man w ratowaniu ludzkiego życia nie ogranicza się już tylko do ulic Nowego Jorku. Służbowe obowiązki sprowadzają go do Chin, gdzie również musi zmierzyć się ze starym wrogiem - Panem Negatywem. Okazuje się, że na jego usługach jest dwójka superbohaterów i jednocześnie przyjaciół Spidera – Cloak i Dagger. Na dodatek złoczyńca zamierza ponownie przejąć kontrolę nad umysłem Człowieka-Pająka (pierwszy raz udało mu się to na łamach miniserii „Dark Reign: Mister Negative”).
Tymczasem powraca temat znanej z poprzedniego tomu organizacji Zodiak. Peter ponownie staje do walki ramię w ramię z Nickiem Fury. Starcie ze Skorpionem rzuca Spider-Mana m.in. do Paryża czy na … Międzynarodową Stację Kosmiczną. Pojedynek z takim przeciwnikiem jest nierówny, gdyż potrafi on przewidywać przyszłość. Stawka jednak jest wysoka, ponieważ złoczyńca może przejąć całkowitą kontrolę nad czasem. Jeśli uda u się zrealizować swój nikczemny plan, nikt nie będzie mógł mu więcej zagrozić.
W międzyczasie znowu pojawia się tajemniczy człowiek w czerwieni. Nadal rekrutuje on starych przeciwników Spider-Mana. Tym razem dołączają do niego m.in. Jaszczur oraz Electro.
Pierwsze zeszyty drugiego tomu znowu nie powalają fabułą. Wątek z Panem Negatywem wygląda, jakby był wciśnięty w tę historię na siłę. Jedynie fajną niespodzianką jest nagłe pojawienie się Regenta, który to został wprowadzony do Uniwersum w poprzednim tomie, w osobnej historii „Piwnica” Dana Slotta i Christosa Gage’a.
Akcja nabiera tempa tak naprawdę po ponownym pojawieniu się Skorpiona i organizacji prowadzonej przez niego. W poprzednich zeszytach jego motyw został śmiesznie i chaotycznie poprowadzony oraz był piętą achillesową tomu. Członkowie Zodiaku pretendowali wręcz do miana najbardziej żenujących złoczyńców Marvela. Teraz jednak Slott rzucił nowe światło na tego przeciwnika i rozbudował samą postać przywódcy. Fakt, że Skorpion potrafi przewidywać przyszłość, bardzo fajnie wpływa na fabułę. Dodatkowo „uzbroił” go w bardzo potężny artefakt – Klucz Zodiaku i zawiązał ciekawą intrygę.
Spodobał mi się również rozpoczęty w poprzednim tomie wątek tajemniczego człowieka w czerwieni. Skrupulatnie zbiera on samych największych antagonistów Spider-Mana. Jaki ma w tym cel oraz jak duża będzie jego armia? Mam nadzieję, że już niedługo będziemy się mogli o tym przekonać.
Dan Slott przypomniał nam również o Otto Octaviusie. Naukowiec, którego świadomość zamknięta jest aktualnie w robocie, zapowiedział swój wielki powrót.
Na plus wychodzi również oprawa graficzna albumu. Do włoskiego grafika Giuseppe Camuncoli znanego z poprzednich przygód Spider-Mana dołączył Matteo Buffagni. Bardzo ładnie prezentują się duże kadry, szczególnie te z pojedynkami czy kosmosem w tle. Jedynie co mi osobiście trochę przeszkadzało, to wygląd Parkera wg Buffagniego. Jego Peter wygląda dość staro. Ja rozumiem, że chłopak dużo przeszedł, spoważniał i na swoich barkach dźwiga zarzadzanie korporacją, ale gryzie się to trochę z jego wizerunkiem z poprzednich zeszytów.
Podsumowując, „Mroczne królestwo” może nie jest jeszcze wybitnym komiksem, ale daje sygnał, iż seria „Globalna sieć” zaczyna zmierzać w dobrym kierunku. Przewodni wątek z Zodiakiem trzymał dobry poziom, Dan Slott umiejętnie zaintrygował czytelnika, a na dodatek w końcu zaserwował nam starego, dobrego Spider-Mana, który rzuca sucharami i ripostami czy nawiązuje w dialogach do popkultury. Jego fani na pewno będą zadowoleni.
Uprzywilejowani. Stroiciele
Porządek, harmonia, równowaga. Jeśli to na nich opiera się świat, nie powinniśmy się bać niczego. Idealnie współgrające istnienia, które dostają tyle samo, ile oddają w zamian. Co, jeśli to jednak nieprawda, a ktoś nadużywa danej mu wiedzy, władzy i umiejętności? Czy w imię własnych przekonań możesz zaburzyć ten układ? Uprzywilejowani, Stroiciele i Nadrzędni. Kto polegnie, gdy zostanie zachwiany przyjęty podział?
Pamiętasz Martwy las, niepokornego nastolatka i dziewczynkę, która skrywała w sobie tajemnice? Teraz Kędzior musi stanąć przed większym zagrożeniem. Inicjacja na Pierwszego, którą miał przejść, stanowiła bilet do świata Stroicieli, w którym chciał odnaleźć Asper. W jego przypadku nie jest to jednak tak proste, jak mogłoby się wydawać. Chłopak miota się bowiem między odbiciem dziewczynki a uratowaniem Oriana. Nie pozostaje mu nic innego, więc wyrusza w podróż. Wbrew niemu dołącza do niego Chloe, która na swych skrzypcach wygrywa śmiercionośną melodię, dzięki której może uwalniać ludzi z mentalnej niewoli. Ich działania są zaprzeczeniem wszystkich postanowień paktu. Dwójka podróżników nie jest świadoma następstw, jakie mogą wywołać ich działania. Czy Kędzior odnajdzie tych, których szuka i ocali nie tylko ich, ale i siebie?
Kontynuacja serii zawsze niesie za sobą ryzyko. A to bieg historii może obrać zły tor, a to nagle rozwiązanie niektórych tajemnic może sprawić zawód. Czy Uprzywilejowani. Stroiciele okazało się rozczarowaniem?
Już przy pierwszym tomie, którego recenzje znajdziecie na stronie, wspominałam o tym, co lubię w tego typu powieściach. Stroiciele okazali się lekkim i tajemniczym preludium do historii, która dopiero weźmie nasze umysły w swe posiadanie. Fabuła nabiera tempa, wydarzenia krok po kroku niczym zapadki trafiają na swoje odgórnie wyznaczone miejsca. Tylko czytelnik w tym całym dobrze naoliwionym mechanizmie nie ma pojęcia, co się wydarzy. Czego się spodziewać?
Świetnego języka. Uprzywilejowani. Stroiciele mogą pochwalić się dobrym zapleczem językowym właśnie. Opisy nie nużą, dialogi wprowadzają powiew świeżości i napędzają akcje. Tu nic nie dzieje się bez przyczyny, każda pojawiająca się postać, słowo czy tajemnica odnajdą wspomniane miejsce. Powieść pochłonęłam niemalże w mgnieniu oka, napawając się przy tym jakością fabuły i nietuzinkowymi rozwiązaniami. Jednak to bohaterowie, których jest tu sporo, grali pierwsze skrzypce.
Jak się ma Kędzior? Po lekturze pierwszego tomu miałam mieszane uczucia co do jego postaci. Nie czułam tej iskry, która pozwala nabrać tej całkowitej pewności, że bohater poradzi sobie z każdym planem, jaki ma dla niego los. Teraz jest z goła inaczej, choć wciąż chłopak nie do końca wie, co robi i czego chce bardziej, to jego postać poprowadzona jest świetnie. Od razu obdarzamy go sympatią i kibicujemy mu w jego poczynaniach. Podobnie jest z postacią Chloe, która, choć początkowo tajemnicza od pierwszych chwil przyciąga naszą uwagę.
Uprzywilejowani. Stroiciele nie tylko poszerza naszą wiedzę na temat poznanych Stroicieli, ale i ułatwia zagłębienie się w idei przedstawionego modelu świata. Autorka umiejętnie tworzy spójną całość, którą nie łatwo rozgryźć, lecz bez problemu można ją polubić. Po skończonej lekturze chce się więcej, ma się mnóstwo pytań i sporo odpowiedzi z poprzedniej odsłony cyklu. Co przyniesie kolejna podróż w świat Stroicieli, Uprzywilejowanych i Nadrzędnych? Z radością i zaciekawieniem czekam na kolejną odsłonę, oby równie dynamiczną, fascynującą i nieprzewidywalną jak tom drugi.
Zakochana w pomyśle, realizacji i sposobie przeprowadzenia zmian, jakich doświadczają bohaterowie, nie mogę zrobić nic innego, jak tylko polecić zarówno książkę, której dotyczy recenzja, jak i całą serię, która jest spisana należycie i z pomysłem. Miłośnicy fantastyki, barwnych bohaterów i kreatywnych rozwiązań znajdą w tej powieści wszystko, czego szukają. Jestem pewna, że ten świat zafascynuje was równie mocno, jak mnie, pytanie, czy jesteście w stanie stanąć oko w oko ze światem, który jest gdzieś obok.
“Czerwony lód” – Małgorzata Radtke
Sierż. szt. Szadurski po policyjnej akcji w rezerwacie Beka otrzymuje wezwanie na miejsce zdarzenia do zakładu produkującego mrożonki w Szelewie. Podłoga na hali produkcyjnej zalana jest ludzką krwią. Brak ciała oraz nagrań z monitoringu od samego początku komplikuje śledztwo.
Cień
„Moralność nie jest grą o sumie zerowej. W różnych sytuacjach te same wybory mogą być dobre albo złe. To zamiary i rezultaty mają znaczenie.”
Przygoda czytelnicza kierowana ku młodym odbiorcom, choć i starsi uznają ją za przyjemną i relaksującą. Nie prezentuje złożonego świata, ale uwzględnia ciekawe pomysły na fabułę. Ludzkość sprawnie porusza się po galaktyce, walczy z grzechami przeszłości i symptomami wielkiego upadku. Dworskie intrygi wyniesiono w kosmiczny wymiar, królestwom przypisano zasięg wielu planet, bogactwa stały się elementem wszechświata, a mroczna natura człowieka pozostała bez zmian, toczy się walka dobra ze złem, a wynik nie jest przesądzony.
Dynamiczne rytmy i mnogość zwrotów akcji podnoszą walor przybliżanej historii. Podobnie jak atrakcyjnie sportretowane postaci, patrzymy na nie z perspektywy jednostki i grupy. Każda osoba wykazuje się szczególnymi umiejętnościami, a połączone siły przyjaciół i sprzymierzeńców współtworzą efektowną broń i skuteczną tarczę obronną. Spodobała mi się idea oplatania i poławiania cienia, niestabilnego źródła energii, pożądanego przez różne rody jako potencjalne źródło władzy i dominacji. Okazuje się, że coś, co powinno łączyć i służyć dobru powszechnemu staje się iskrą zapalną konfliktów i wojen. W burzliwym klimacie nie mogło zabraknąć, niejako dla kontrastu i ubarwienia akcji, wątku romantycznego, zgrabnie i z wyczuciem poprowadzonego. Lekki niedosyt powstał przy prezentowaniu niektórych zdarzeń, czasami wymykających się logicznym uzasadnieniom, czy zbyt młody wiek bohaterów w stosunku do doświadczeń życiowych, jednakże wszystko mieściło się w ramach akceptowalności. Mnóstwo przygód, niebezpiecznych sytuacji, ryzykownych wyzwań, potężnych tajemnic i szpiegowskich działań. Pierwszy tom nie wszystko ujawnia, także w zakresie przeszłości i intencji postaci, zajmująco będzie odkrywać je w kolejnych odsłonach serii.
Planeta Alaxak, jej ogromne złoża cienia, oraz mieszkańcy wywodzących się z najstarszych rodów, których trudnym losem mało kto się dotąd przejmował, pozostawieni na pastwę kosmicznej samotności, nagle stają się w ścisłym kręgu zainteresowań innych pozaplanetarnych królewskich. Załoga „Dziedzictwa Kaitanu”, poławiacza cienia, pod przewodnictwem kapitan o wybitnych zdolnościach szybowania wśród zdradliwych obszarów Alaxaku, wystawiona zostaje na próbę sił. Niedawno dołączył do nich ładowacz Nev, który zdaje się wypełniać sekretną misję, ale też przyciągać niebezpieczeństwa. Kim jest Nev i czym tak naprawdę się kieruje?
Oprawca Boży
Kolejny autor wkracza w progi sporej już serii Fabryki Słów pod tytułem „Polskie Fantasy". Mowa o Eugeniuszu Dębskim, który ma za sobą olbrzymie doświadczenie pisarskie i którego nazwisko z pewnością znane jest fanom polskiej fantastyki. Szczególnie znany z cyklu o Xamaleonie. Wielokrotnie pokazywał swoją wszechstronność i próbował sił w różnych gatunkach fantastyki. Jak prezentuje się zatem jego najnowsze dzieło — „Oprawca Boży"?
Jak żałosny byłby Bóg, który pozwoliłby bezkarnie rzucić sobie wyzwanie?
Durkiss jest zabójcą. Doskonałym narzędziem w rękach swojego Boga. Oprawcą Bożym. Kolejne zadanie, którym obciążył go N'gadufal nie wydaje się szczególnym wyzwaniem. Wszak ukaranie bezczelnego krzywoprzysięzcy nie powinno być trudniejsze niż ubicie sieklicy. Kolejne tajemnice wypływają jedna po drugiej, pętla niebezpieczeństwa zaciska się na szyi Durkissa coraz ciaśniej, a ilość ofiar budzi wątpliwości nawet w jego zatwardziałym sercu. Jednak od woli Boga nie ma odwrotu. Oprawca wypełni swą misję lub zginie, próbując.
Początek książki wypada naprawdę obiecująco, mimo że zalatuje Wiedźminem niezwykle mocno. Wątek zabójcy potworów czy innych kreatur zawsze będzie mi bliski, ale jednocześnie gdzieś zawsze mam świadomość, że to coś ukradzionego Sapkowskiemu. Dębski jednak wprowadza czytelnika w świat Durkissa dość ciekawie i oryginalnie, więc pełen nadziei kroczyłem w fabułę dalej i dalej. I chociaż nie ukrywam, że przyszedł moment zwątpienia i lekkie znużenie, to w gruncie rzeczy, po dobrnięciu do końca muszę powiedzieć, że jest ok. Ale...
Po autorze, który już tyle lat istnieje na polskim rynku i który ma na swoim koncie kilkadziesiąt tomów różnych historii, spodziewałem się czegoś więcej. Gdyby była to książka debiutanta, byłbym w stanie wybaczyć (niestety) przewidywalną fabułę i kilka innych mankamentów, które gdzieś po drodze rzuciły mi się w oczy. Nawet nie chodzi mi tu o styl czy stylistykę powieści, ale bardziej o rozwiązania fabularne i sposób, w jaki historia została nam opowiedziana. Widzę tutaj duże pole do popisu, jeśli chodzi o uniwersum i bliskość bohatera z bogiem. Mam jednak wrażenie, że zostało to niedostatecznie podkreślone, czego też efektem jest objętość książki.
Bohater, mimo że jest prawą ręką Boga, wykonuje przecież na co dzień jego wolę, wydaje się pozbawiony racjonalnego myślenia. Przystępuje do swojego nowego zadania wręcz bezmyślnie, lekceważąc totalnie powagę sytuacji. Pozbycie się na pozór zwykłego krzywoprzysięzcy, powinno samo w sobie być podejrzanie zbyt prostym rozkazem. Ale czy nie taka jest natura człowieka? Każdy popełnia błędy i każdy z nas kiedyś był w jakieś sytuacji lekkomyślny. Między innymi to czyni z Durkissa „ludzkiego” bohatera, mimo że jest tak mocno związany z Bogiem i wykonuje jego wolę.
„Oprawca Boży” nie jest książką dla każdego. Polecam ją wielbicielom gatunku, ale przede wszystkim też czytelnikom Eugeniusza Dębskiego. Fani jego twórczości, którzy są zaznajomieni ze stylem i pomysłami z pewnością będą zadowoleni.
Rektorski czek
Jak ja dawno nie czytałam tak uroczej książki. Dokładnie tak - UROCZEJ! A pomyśleć, że jak zobaczyłam na okładce opis, że to “romans kryminalny” to mnie zmroziło.
“Rektorski czek” to opowieść tocząca się w dwóch rzeczywistościach - tej współczesnej - i tu mamy wątek kryminalny, taki napisany z werwą i dowcipem, i tej z 1919 r. - czasów kształtowania się na nowo polskiej państwowości. Romanse, jakie wówczas się nawiązały, jak się okazało, miały swe brzemienne skutki dla zdarzeń o całe sto lat późniejszych. A w tle tych romansów toczy się brawurowo napisana opowieść o tym, jak to Uniwersytet Poznański powstawał, zaś o niepodległą Polskę młodzi ludzie walczyć ruszyli.
Joanna Jodełka z niesamowitym smakiem połączyła wątki współczesne z napisanym w starym stylu romansem, zaś tło wydarzeń historycznych przemyciła, niby ot tak - niepostrzeżenie, a jednak znacząco na tyle, by nazwisko Heliodora Święcickiego zapamiętać na zawsze. Co ważne, wspaniale także połączyła zupełnie współczesny styl wypowiedzi, z tym, jak mówiło się (i pisało - bo i listy miłosne w książce zawarte wzruszają i zachwycają) kiedyś. I chyba właśnie te pisane na starą modłę rozdziały są największym atutem książki.
Fabuła kryminalna naiwna - to fakt. Romans - jak romans, romantyczny i już, a mimo to całość składa się w naprawdę fajną, lekką, wakacyjną powieść, pełną barwnych postaci. Nie sposób bowiem nie zapałać sympatią dla Jana Kantego, czy nie uśmiechnąć się z sympatią czytając o sercowych perypetiach Olchy. Że już o spiskach wiekowej Apolonii Polańczyk nie wspomnę. Oj ubawiła mnie babcia setnie, ale przyznać jej trzeba, że fantazji i energii życiowej miała więcej, niż wszyscy jej współcześni bohaterowie razem wzięci.
Powieść jest pełna subtelnych żartów, takich mrugnięć okiem w kierunku czytelnika, a jednocześnie ogromnego szacunku dla czasów mienionych, kiedy to w rękach zwykłych ludzi leżały losy odradzającego się kraju. Czasów, kiedy oczywistością dla młodego mężczyzny było, że należy o Polskę walczyć, dla kobiety, że należy o takiego walczącego mężczyznę dbać, zaś dla ludzi starszych - tych majętnych i wykształconych, że swe dobra - materialne i niematerialne, dla dobra kraju przekazać. Stukacie się w głowę, że to naiwność? Może. Ale ja za takim pojmowaniem patriotyzmu tęsknię. I tylko się zastanawiam, jak bardzo rozpaczałby nad losem naszej Polski sam profesor Święcicki, gdyby mu dane było współczesnych czasów dożyć.
Karpie bijem - zapowiedź
O KSIĄŻCE:
Terminator napędzany samogonem powraca!
I to w wielkim stylu, bo dzieją się nieprawdopodobne. Dowiecie się, jak zamienić Babę Jagę w broń ostatecznej Zagłady, jak w Dębince realizują konwergencję kultur, jakie zagrożenia mogą płynąć ze świętowania Światowego Dnia Przytulania oraz co syndrom sztokholmski ma wspólnego z samogonem.