Rezultaty wyszukiwania dla: Fantasy
"Szalone wózki" już w przedsprzedaży!
Portal Games rozpoczyna przedsprzedaż gry Szalone Wózki. Akcja gry toczy się w świecie fantasy, w którym żyją krasnoludy, elfy, gobliny, mumie i wiele innych ras. W świecie, który całkowicie dał się pochłonąć przez najpopularniejszy sport jakim są wyścigi Szalonych Wózków!
Szalejący dżokerzy
„Szalejący dżokerzy" stanowią trzecią odsłonę serii „Dzikie karty", w skład której wchodzą książki napisane pod redakcją George R. Martina. Znany pisarz do współpracy nad stworzeniem najnowszego tomu zaprosił siedmiu autorów. Tym razem jednak po raz pierwszy mamy do czynienia z powieścią mozaikową, a nie połączonymi fabularnie opowiadaniami.
Jako, że jest to moje pierwsze spotkanie z tym uniwersum, potrzebowałam chwili by wejść w ten świat i oswoić się z jego bohaterami, zwłaszcza, że co rusz przenosimy się w inne miejsce i towarzyszymy innej postaci. Mnogość imion może przytłoczyć, ale w końcu oswajamy się z realiami i płyniemy z nurtem oczekując powrotu do danego bohatera, by jak najszybciej przekonać się, co się stanie dalej. Akcja rozgrywa się 15 września 1986 roku, czyli w czterdziestą rocznicę pojawienia się Wirusa Dzikiej Karty. Owy wirus za sprawą mutacji genowych obdarzył część ludzi nadnaturalnymi mocami, tych nazywamy Asami. Tych, których przyprawił o deformacje ciała i umysłu nazywamy natomiast dżokerami. Z racji wspomnianego święta, Nowy Jork pełen jest tłumów, które przybyły by uczcić hucznie ten wyjątkowy dzień. W mieście nie jest jednak bezpiecznie, ponieważ mag Astronom, znany czytelnikom z poprzedniej części, pragnie dokonać zemsty na tych, którzy pokonali go ostatnim razem.
Pojawiające się postaci, podzielić możemy na te, które stoją po jasnej stronie mocy i czarne charaktery. Przy czym każdy z bohaterów może pochwalić się zdolnościami niedostępnymi dla zwykłych śmiertelników. Pośród superbohaterów znajdziemy między innymi Fortunato, alfonsa, który czerpie swą moc z seksu, Jacka zmieniającego się w aligatora, czy Trampulę potrafiącą kontaktować się ze zwierzętami i wydawać im polecenia. Do wielu z tych postaci szybko się przyzwyczajamy, bądźmy jednak gotowi na to, że jak to bywa w przypadku Martina, osoby giną tutaj dość często. Główną oś fabularną stanowią zmagania grupy bohaterów z czyhających na nich widmem śmierci i zagrożenia w postaci Astronoma. W tle toczą się jednak równie istotne wątki, takie jak tajemniczy dziennik magnata zamieszanego w ciemne sprawki, czy wątek miłosny Tachiona i Ruletki. Dla nieznający uniwersum, dodam jedynie, że ten pierwszy to kosmita obwiniający się za to, czego dokonała jego rasa, odpowiedzialna za powstanie wirusa, Ruletka natomiast jest jedną z Asek. Nikogo nie powinna dziwić również ilość erotyki, przemocy oraz wulgaryzmów. Z tej przyczyny „Szalejący dżokerzy" to lektura raczej dla starszych czytelników.
Koncept stworzenia książki przez siedmiu pisarzy to ciekawe, choć trudne zadanie. Efekt jest jednak więcej niż zadowalający. Sporo w tym zapewne zasługi George R.R. Martina, który podjął się opracowania końcowego kształtu powieści, przyciął gdzie trzeba lub wygładził niedociągnięcia w postaci dublowania się obecności poszczególnych bohaterów lub wpadek logicznych. Style pisarskie raczej nie różnią się od siebie diametralnie, przez co mamy wrażenie spójnej całości. „Szalejący dżokerzy", to fantastyka na przyzwoitym poziomie. Jeśli zamierzacie rozpocząć swoją przygodę z tą serią, od tomu z numerem trzy, to potwierdzam, jak najbardziej można. Ja się uzależniłam i czekam na kolejną część, która pojawi się już w maju.
"Lichwiarz" Wiktora Noczkina pod patronatem
6 maja nakładem wydawnictwa Fabryka Słów oraz pod patronatem Secretum ukaże się powieść Wiktora Noczkina "Lichwiarz". To opowieść o magu/lichwiarzu pełna bogatych opisów potyczek dwóch lokalnych band. Historia życia lichwiarza o przydomku Kulawy prowadzi nas w zakamarki świata tajemnych mikstur i magii. Wszystko to okraszone porządną dawką krwi i walki.
Tajemnicze Podziemia
"Tajemnicze podziemia” to kolejna gra wydawnictwa Trefl z serii „Dr Knizia poleca”. Tym razem odwiedzamy fantastyczne, pełne potworów i skarbów, podziemia.
Wiek: 6 +
Czas gry: ok. 20 minut
Liczba graczy: 1-5 osób
Cel i fabuła gry
Dzielni bohaterowie zawędrowali do groźnych podziemi by odnaleźć skarby. Na ich drodze czycha jednak również wiele niebezpieczeństw. Celem gry jest zbudowanie swojego własnego labiryntu w taki sposób by zdobyć jak największą ilość skarbów jednocześnie omijając stojące na drodze potwory.
Strona wizualna
Pod względem graficznym gra wygląda dobrze, ale nie wyróżnia się niczym szczególnym. Instrukcja została napisana w prosty i przystępny sposób, większość rzeczy została w niej zwizualizowana. Nie spodobało mi się natomiast łączenie wyciskanych żetonów. Naprawdę trudno wyjąć je z ramek jednocześnie w żaden sposób ich nie uszkadzając. Nie ma szans, żeby przynajmniej odrobinę nie zerwała się z nich wierzchnia warstwa papieru.
Przygotowanie gry
Gracze otrzymują plansze podziemi, które kładą wejściem w swoim kierunku. Znaczniki punktów kładziemy na środku stołu. Każdy uczestnik otrzymuje 20 płytek podziemi w wybranym wcześniej kolorze i rozkłada je przed sobą tak, żeby w łatwy sposób można było wybierać konkretne obrazki. Najmłodszy z graczy kładzie je jednak w stosiku zakrytym, by później móc je po kolei losować.
Przebieg rozgrywki
Najmłodszy gracz podnosi płytkę z wierzchu swojego stosu i pokazuje ją innym graczom. Wszyscy wybierają takie same płytki i umieszczają je w dowolnym miejscu na swojej planszy. Czynność ta powtarzana jest do momentu zapełnienia wszystkich kwadratów (w sumie 16 razy). Drugi wariant gry jest nieco trudniejszy gdyż płytki zamiast na dowolnym miejscu układa się tak by do siebie przylegały (zaczynając od wejścia do podziemi).
Wrażenia
Gra jest bardzo fajna i łatwa, w sam raz dla dziecka w wieku 6-7 lat. Tak naprawdę jednak to nic oryginalnego czy wyszukanego. Szatą graficzną również niespecjalnie zachwyca. Jeżeli jednak weźmiemy pod uwagę jej niezbyt wygórowaną cenę i zamiłowanie dzieci do pokonywania labiryntów, to muszę przyznać, że warto w nią zainwestować.
Podsumowanie
„Tajemnicze podziemia” to prosta, przyjemna i szybka gra, która nie wymaga zbyt dużej ilości miejsca (ani do rozłożenia, ani do przechowywania). Myślę jednak, że starszych graczy szybko znudzi, nawet jeżeli będą korzystali z różnych wariantów rozgrywki. Dla dzieci chodzących do szkoły podstawowej gra będzie jednak idealna i takim maluchom mogę ją z czystym sumieniem polecić.
Kutnowskie Dni Fantastyki 19 - 22 maja 2016 r.
Kutnowskie Dni Fantastyki to impreza przygotowana z myślą o wszystkich pasjonatach gatunku fantasy i science fiction.
Miejska i Powiatowa Biblioteka Publiczna w Kutnie przygotowała szereg atrakcyjnych wydarzeń (od 19 do 22 maja) skierowanych do odbiorcy w każdym wieku.
W tym roku będą to m.in.: spotkania autorskie, koncerty, parada i konkurs cosplay, tworzenie muralu na żywo, turnieje gier komputerowych i planszowych, wykłady i panele.
"Królowie Dary" Kena Liu nareszcie w Polsce
Już 27 kwietnia 2016 r. premierę będzie miała debiutancka powieść słynącego z mistrzowskich opowiadań Kena Liu. Bardzo gorąco zachęcamy do przyjrzenia się Królom Dary – książce ujmującej egzotyką oraz iście epickim rozmachem. Ken Liu w przejmujący sposób pisze o tyranii, rewolucji społecznej, bratobójczej wojnie, a wszystko to w oryginalnym settingu. Powieść ukazuje się w Polsce dzięki SQN Imaginatio – nowej marce Wydawnictwa SQN.
Spotkanie z Magdaleną Kubasiewicz
W poniedziałek 9 maja o godzinie 12:00 obędzie się spotkanie z Magdaleną Kubasiewicz. Autorką powieści "Spalić wiedźmę".
Pani Noc
Wydawało mi się, że szósty tom Darów Anioła to wszystko, co na temat świata Nocnych Łowców miała do powiedzenia Cassandra Clare. Historia zakończyła się dobrze, jako czytelnik byłam usatysfakcjonowana i w sumie nie poświęciłam poznanym w finale ostatniej części młodym Blackthorne'om zbyt wiele uwagi. Uznałam ich za dzieci, które - jak wiele ofiar tamtej wojny - znalazły się w ciężkiej sytuacji, tracąc rodziców. Tymczasem wydaną ostatnio powieścią Pani Noc autorka pokazuje, że ostatnie słowo jeszcze nie padło. I to dobrze, naprawdę bardzo dobrze.
Od czasu, gdy zakończyła się Wielka Wojna, minęło pięć lat. Pamięć o poległych jest nadal żywa, wielcy bohaterowie czyli Clary, Jace i spółka na stałe już weszli do panteonu zasłużonych, surowe warunki Zimnego Pokoju utrzymują wszystkie rasy w ryzach, a tymczasem w dorosłość wchodzi nowe pokolenie Nocnych Łowców. To młodzi Blackthorne'owie, którzy w minionej wojnie stracili rodziców.
Los Angeles. Głową tutejszego Instytutu oficjalnie jest Arthur Blackthorne, książkowy mól, którego dawna styczność z faerie, pozbawiła zdrowego spojrzenia na rzeczywistość. Nieoficjalnie opiekę nad młodszym rodzeństwem i wszystkim, co związane z prowadzeniem Instytutu, sprawuje niespełna 18-letni Julian Blackthorne. To na niego spadły te wszystkie obowiązki i trzeba mu oddać sprawiedliwość, wypełnia je z godną podziwu cierpliwością i spokojem.
Tymczasem parabatai Juliana, Emma Carstairs, nie chce przyjąć do wiadomości faktu, że za śmiercią jej rodziców miałby stać Sebastian Morgenstern. Okoliczności ich śmierci nie dają jej spokoju, dlatego myślenie o tym i szukanie jakichkolwiek poszlak stało się dla dziewczyny swoistą obsesją, z której nie chce zrezygnować. Niespodziewanie z młodymi bohaterami kontaktują się faerie, które przed pięciu laty uprowadziły Marka Blackthorne'a. W zamian za odszukanie grasującego po L.A. zabójcy Podziemnych, proponują, że zwrócą Marka rodzinie, o ile rzecz jasna, sam będzie chciał z nimi zostać.
Tak rozpoczyna się śledztwo, które nie tylko może doprowadzić Emmę do prawdy na temat zabójstwa jej rodziców, na nowo połączyć rozbitą rodzinę, ale też odsłonić nowe fakty z zamierzchłej przeszłości Blackthorne'ów. Jak to będzie? Uwierzcie na słowo, bardzo fajnie.
Po pierwsze, mamy bardzo sympatycznie przedstawionych młodych bohaterów, którzy w niedalekiej przyszłości mają szansę stać się cennymi dla Clave wojownikami. Rodzeństwo Blackthorne jest jak każda duża rodzina, różnorodne, ale i bardzo ze sobą zżyte. Przyjemnie obserwuje się ich poczynania i wzajemne relacje. Marnotrawny brat Mark, który, przez bytność wśród faerie, zapomniał, jak wygląda ludzkie życie, czyni ten obraz ciekawszym, czasem bardziej zabawnym, czasem nieco smutnym.
Po drugie, para głównych bohaterów, których często porównuje się do Cary i Jace'a, czyli Emma i Julian. Czy bardzo ich przypominają, nie będę się tutaj nad tym rozwodzić, bo uważam, że każdy powinien wyrobić sobie własne zdanie. Wiadomo jednak, że powieści C. Clare nie mogłyby się obyć bez dramatycznego wątku miłosnego, a duet Emma/Julian z pewnością go nam tutaj zapewni. Oczywiście, żeby nie było za łatwo, jest to miłość, która, nim będzie miała szansę zaistnieć, będzie musiała pokonać wiele przeszkód, ale czymże byłaby miłość, gdyby była lekka i przyjemna?
Po trzecie, wątek związany z intrygą napędzającą całą fabułę. Jasne, że o taką, jak ta związana z Sebastianem Morgensternem, byłoby trudno po raz drugi. Dlatego, na początek autorka tworzy coś, może na trochę mniejszą skalę, ale z szansą na rozwój w coś poważniejszego. Wiadomo, że praktyki związane z czarną magią mogą wstrząsnąć w posadach światem Nocnych Łowców, że od jednej rzeczy może się zacząć, a potem nagle powstanie lawina. Dlatego, choć prawdopodobnie, druga Wielka Wojna nas nie czeka, to może być całkiem ciekawie.
Czy tytułowa Pani Noc to tylko postać z książeczek dla dzieci? Czym właściwie jest więź łącząca parabatai? Jak kochają faerie? I dlaczego wampiry nie powinny prowadzić pizzerii? Na te i masę innych pytań, w tonie poważnym, zabawnym, czasem łzawym, daje odpowiedzi najnowsza powieść Cassandry Clare, zatytułowana Pani Noc.
Dodatkowo na deser dostajemy całą garść szczegółów na temat obecnego życia Clary, Jace'a, Simona, Isabelle, Tessy, Jema i całej reszty. Finał książki wieńczy zaś nowe opowiadanie ze świata Nocnych Łowców. Myślę, że fani książek z serii Dary Anioła czy Diabelskie Machiny powinni być zadowoleni, bo ja jestem. Książkę przeczytałam w dwa popołudnia, była dla mnie odskocznią na nudnym, długim dyżurze i ani się obejrzałam, a dyżur dobiegł końca, a powieść otworzyła się na ostatnim rozdziale.
Zapowiada się, że ma to być trylogia i muszę przyznać, że zaczyna się obiecująco, być może dlatego, że bohaterów tych książek nie da się nie polubić, a przecież nic przyjemniejszego czytać, o kimś, kogo się lubi. Prawda? Nawet, jeśli momentami jest trochę cukierkowo, to mnie to wcale nie przeszkadzało. To był bardzo miły powrót do świata Nefilim i z przyjemnością do niego zajrzę, gdy pojawi się kontynuacja.
Puchaty smok
Tak sobie myślę, że gdy człowiek ma siedmioro dzieci, to siłą rzeczy musi mieć bujną wyobraźnię, która pozwoli mu snuć masę historii na dobranoc i ciekawie odpowiadać na każde pytanie. Być może właśnie z takich rozmów narodziła się trylogia o Złym jednorożcu. Kiedy wszystkie bajki zostały opowiedziane, a potem zdążyły się znudzić, trzeba było stanąć na wysokości zadania i wymyślić coś nowego, czego jeszcze nie było. Może właśnie w ten sposób do życia powołany został Max i jego kompania? No bo kto powiedział, że jednorożce muszą być piękne i słodkie, a nie mogą być krwiożercze i żądne władzy? A smoki? Nie wszystkie muszą być pokryte łuskami, może istnieją takie, które są puchate? Brzmi niewiarygodnie? Otóż, zapewniam Was, że w książkach tego autora wszystko jest możliwe i przybiera zupełnie inne formy, niż w tradycyjnych bajkach.
Kiedy przeczytałam Złego jednorożca, od razu deklarowałam, że czekam na część drugą, dlatego bardzo się ucieszyłam, widząc, że książka się pojawiła.
Po pokonaniu Robo-Księżniczki w odległej przyszłości, Max i jego przyjaciele mieli wrócić do domu, do swojej rzeczywistości i tak miała się zakończyć ich magiczna przygoda. Okazało się jednak, że Kodeks nie działa, tak jak powinien i młodzi bohaterowie po raz kolejny wylądowali w Magrusie. Walka z Księżniczką w przyszłości rozwiązała tylko część problemów. Teraz okazuje się, że zagrożone są smoki, które stały się celem tajemnych planów Rezormoora Przerażającego. Maxa, będącego jedynym potomkiem wielkiego maga Maximiliana Sporazo, ściga nie tylko Księżniczka z czasów obecnych. Właściwie wszyscy są zainteresowani Maxem, a raczej Kodeksem, który chłopiec potrafi odczytać. Kto jest przyjacielem, a kto wrogiem? Bardzo trudno stwierdzić to jednoznacznie na pierwszy rzut oka.
W drugiej części pojawiają się nowi bohaterowie. Mamy więc parę ognistych kociąt o co prawda małych rozumkach, ale potężnych ogonkach, mentora, który pojawia się i znika, smoka, który, jak mówi tytuł jest puchaty oraz niezłą gromadę potworów. Pozornie może się wydawać, że w książce Clarke'a nie obowiązuje żadna logika, jeśli chodzi o właściwości czy zachowanie magicznych stworzeń. To dlatego, gdy zaczynałam czytać, ogniste kocięta nie wydawały mi się dobrym pomysłem, tak samo zresztą, jak puchaty smok. Pomyślałam sobie, co to jest? Jednak już po kilku rozdziałach, kiedy na arenie pojawili się Max, Sara i Dirk, wszystko zaczęło się ładnie układać.
Druga część trylogii jest, w moim odczuciu, lepsza niż pierwsza. Bohaterowie nabywają doświadczenie, mają coraz lepsze pomysły i, tu głównie chodzi o Maxa, nie boją się podejmować decyzji, które mogą wydawać kontrowersyjne, ale potem okazują się trafne. Powieść jest dowcipna i zabawna, głównie dzięki nietypowym bohaterom oraz sytuacjom, w które się wikłają.
Do czego może się przydać zombie kaczka? Po co Gildii Czarodziejów smoczy puch? Jak zrestartować gnuśną książkę, która żyje własnym życiem? I czy ze starego wroga może powstać nowy sprzymierzeniec? Tego wszystkiego i jeszcze więcej dowiecie się z lektury Puchatego smoka. Powieść zadowoli młodszych czytelników, dla których czasem im coś jest dziwniejsze tym fajniejsze oraz tych nieco starszych, zdolnych dostrzec autorską ironię, co może być niezłą zabawą.
Niecierpliwie czekam na Miłego ogra, będącego finałem trylogii, a Wam tymczasem polecam lekturę Puchatego smoka. Będziecie się dobrze bawić, to mogę zagwarantować!
Bazar złych snów
Na bazarze koszmarów mogłabym wystawić całkiem pokaźny asortyment. Ewentualni klienci mogliby przebierać w towarach z najwyższej półki, wyśnionych zwłaszcza w ostatnich latach mojego życia. Mimo to, wielu nie znalazłoby zapewne dla siebie czegoś wystarczająco koszmarnego. Nie przerażają mnie pająki czy węże, chociaż podchodzę do nich z respektem śmiercionośności; w mrocznych wizjach mojej podświadomości brakuje płomieni, wysokości czy pił mechanicznych; nie pojawiają się zabójcze auta, faceci w czerni czy mordercze dzieci. Na „Bazarze złych snów" Stephena Kinga znaleźć można jednak towary wszelkiej maści, zwłaszcza dla oryginalnych koneserów koszmarów.
Robactwo, gady, pułapki, ogień, widmowe silne ręce – to wszystko czai się na śpiącą na okładce powieści mistrza grozy, nadając pierwszy komunikat: A co Ciebie przeraża? Od pierwszej chwili wiadomo, że przeprawa przez zbiór opowiadań pisarza z Maine, łatwa nie będzie. Im dłużej potencjalny czytelnik wpatruje się w okładkę, tym wyżej po jego plecach wspina się lodowaty dreszcz niepokoju. W końcu dociera do niego drugi komunikat: Czy w „Bazarze złych snów" opisano i moje fobie?
Prawdopodobieństwo jest całkiem spore, bowiem tom zawiera aż dwadzieścia opowiadań o bardzo odmiennej od siebie tematyce. Fani grozy konfrontują się z wizjami bardziej i mniej realistycznymi, raz bliższymi fantasy czy science fiction i horrorowi, innym thrillerowi. Wszystkie opatrzone są wstępami, w których autor wyjaśnia inspiracje do ich powstania i/lub dedykuje daną historię konkretnym postaciom, wyjaśniając, dlaczego akurat z nimi wiąże się następujący po wprowadzeniu tekst. Opowiadania różnią się też wyraźnie długością. Niektóre liczą raptem kilkanaście stron, inne kilkadziesiąt. Ponieważ można czytać je nie zachowując kolejności ułożenia w tomie, pozwala to na lekturę w chwilach, gdy nie ma się zbyt wiele czasu, jak np. podróż tramwajem czy uczelniana przerwa.
Muszę przyznać, że nie znalazłam w „Bazarze złych snów" opowiadania, które wyjątkowo by mnie przeraziło. Standardowo w zawrotnym tempie chłonęłam to, co wyszło spod pióra Kinga, pragnąc więcej i więcej, starając się zawłaszczyć trochę pisarskiej magii autora dla siebie, jednak – chociaż historie jak zwykle okazały się nad wyraz oryginalne i wciągające – nie przyspieszyły rytmu mojego serca w sposób, który wiązałby się ze strachem czy poczuciem zagrożenia. Tym razem była to fascynacja typowo warsztatowa i dyktowana zachwytem nad kreatywnością mistrza grozy.
Nie zmienia to jednak faktu, że cztery z dwudziestu tekstów trafiły do specjalnej przegródki mojego mózgu pod tytułem „nigdy nie zapomnę", co – wbrew temu, co można by sądzić z perspektywy matematycznej – jest wynikiem niezwykłym. Otwierające zbiór opowiadanie „130 kilometr" uwiodło mnie realistycznie poprowadzonym mariażem fantastyki i historii dojrzewania, wydzielającym miejsce na wzruszenia nostalgiczne (za czasami dziecięcymi) oraz napięcie wywołane tajemniczością i troską o losy kolejnych bohaterów. Z kolei „Wredny dzieciak" znalazł się najbliżej wtrącenia mnie w stan strachu. Mówcie, co chcecie, ale niektóre kilkulatki sprawiają, że drżę o swoje życie. „Ur", opowiadanie napisane dla Kindle, sprawiło, że zaczęłam się zastanawiać nad komunikacją za pomocą zdobyczy techniki z różnymi wymiarami oraz tym, ile potencjalnych dzieł odebrała światu śmierć najwybitniejszych autorów. Jak wiele genialnych tekstów powstałoby, gdyby przeżyli jeszcze miesiąc, rok, dziesięć lat? Czy żyjąc dłużej utrzymaliby swą literacką formę, czy wpisaliby się do kanonu? A może jakieś wydarzenia, nieszczególnie udane testy, zepchnęłyby ich z literackiego podium? I wreszcie „Nekrologi", w których King zdaje się zadawać powracające czasami pytanie – czy gdybyś mógł bezkarnie kogoś uśmiercić, zrobiłbyś to? Czy potrafiłbyś zmierzyć się z konsekwencjami? I jakie w ogóle byłyby to konsekwencje?
„Bazar złych snów" to z pewnością nie pozycja obowiązkowa dla czytelników w ogóle, nie wybija się ponad „przeciętność" Kinga – która, czego pewnie i tak nie muszę dodawać, bije na głowę najwyższą formę większości pisarzy – i nie spędza snu z powiek czytającego, niemniej to wciąż bardzo solidny, różnorodny zbiór opowiadań. To przede wszystkim gratka dla fanów autora, którzy nie tylko wciąż cierpią na niedosyt jego fabuł, ale też z radością przyjmują każdy przejaw prywatnych wynurzeń mistrza grozy (wstępy przed opowiadaniami). Z perspektywy praktycznej, „Bazar złych snów" powinien trafić w gusta wszystkich zabieganych, którzy nie mają czasu na szybkie przeczytanie obszernej powieści. Historie zaprezentowane przez Kinga to bowiem skondensowane do opowiadań tomy; historie, z których każda mogłaby stanowić punkt wyjścia do nawet tysiącstronicowej książki. No i kto wie, może Was choć jedna z zawartych w „Bazarze złych snów" fabuł naprawdę przerazi?