Rezultaty wyszukiwania dla: Akcja

środa, 02 grudzień 2020 23:18

Zapowiedź: "Wybrańcy" Veronica Roth

Veronica Roth powraca w wielkim stylu!

Cykl „Niezgodna” podbił serca czytelników na całym świecie. Teraz Veronica Roth powraca – silniejsza niż kiedykolwiek przedtem – z nową dylogią dla młodych dorosłych.

Dział: Książki
czwartek, 26 listopad 2020 21:37

Chirurg

Z kryminałami u mnie bywa różnie. Jak mnie złapie bakcyl, będę czytała jeden za drugim, aż zacznę śnić przerażające koszmary i wtedy zrobię przerwę na długi, długi czas. I kiedy dostałam "Chirurga", byłam w trakcie ciągu kryminalnego, ale doszło do przesytu, dlatego "Chirurg" musiał swoje odczekać. Z jednej strony źle – bo przecież miał swój termin premiery, z drugiej jednak strony uważam, że po wielkim boomie, dobrze jest odświeżyć książkę, która gdzieś tam mogła przepaść w czeluści nowo wydanych. A zatem przeczytałam po kilku miesiącach. I teraz przychodzę ze swoimi wrażeniami, gorącymi niczym ciepłe bułeczki prosto z piekarni.
 
Jest ciepły dzień, Martynka właśnie obchodzi swoje dwunaste urodziny. W prezencie otrzymała wymarzonego króliczka. Rodzina szykuje przyjęcie dla dziewczynki. Tort już czeka. Trzeba tylko nakarmić zwierzątko, w tym celu – bo po trawkę, wybiera się Martynka na pobliską łąkę. Nigdy już nie wraca. Zostaje zamordowana, a jej zwłoki okaleczone. Co najbardziej jest przerażające, ciało zostało pozbawione części intymnych. Jak można zrozumieć – morderstwo było na tle seksualnym.
 
Ważną kwestią jest, że wydarzenia dzieją się na początku lat 80. minionego wieku. Czyli jeszcze władzę sprawuje Milicja, a służby SB, działają prężnie. Czy aktualna sytuacja w kraju ma jakieś odniesienie do wydarzenia, do którego doszło tego feralnego popołudnia?
 
Do sprawy zostają przydzieleni najlepsi Poznańscy funkcjonariusze – których określenie, pamiętałam, ale zapomniałam w ferworze emocji. W każdym razie Dagmara zwana Zbójem, Freddy i Harry. To oni będą zajmowali się sprawą mordercy, któremu zostaje nadana nazwa – chirurg. Ponieważ z precyzją odcinał fragmenty ciała ofiar. Tropy wskazują na mężczyznę, który morduje, a później okalecza. Podejrzanych jest sporo – zadziwiające, jakie preferencje seksualne można było odkryć u dosyć sporej grupy mężczyzn. Nekrofilia wydaje się obrzydliwa, a jednak znaleźli się zafascynowani obcowaniem ze zwłokami – mnie już od samego pisania i wyobrażania tego robi się niedobrze.
 
Działania milicji idą dosyć topornie, bo za każdym razem kiedy już się wydaje, że złapany trop jest tym właściwym, okazuje się błędnym. I można by powiedzieć, on jest tak blisko, a nikt nie może dostrzec, że to ta osoba. Kluczymy więc razem z naszymi przedstawicielami władzy po Naramowicach a dokładniej okolicy cmentarza, jak i po samym cmentarzu. Atmosfera robi się lekko upiorna, ale naszego chirurga fanatyka nigdzie nie widać.
'
Akcja książki dzieje się, jak wspomniałam, mniej więcej po roku 82' (niech mnie ktoś poprawi, jeśli pomyliłam datę). W każdym razie możemy się idealnie wczuć w klimat minionego ustroju, który był nieco osobliwy. Mnie uderzyło tylko, że tutaj autor stworzył dosyć pozytywny obraz Milicji, która u większości, kojarzy się bardzo negatywnie. A tutaj proszę, poza dosyć rozwiązłym stylem życia, chlaniem wódki na ogarnięcie umysłu. Wydawało się, zupełnie w porządku. Mnie się ten klimat bardzo spodobał, a czy oddał rzeczywistość działania służb w tamtych czasach? Nie mam zielonego pojęcia.
 
Byłam zbyt zaaferowana poszukiwaniem mordercy z upodobaniami do krojenia zwłok, który to odczuwał przy tej czynności ogromne podniecenie. W pewnym momencie miałam wrażenie, że podejrzewam już każdego. Miałam kompletny mętlik w głowie. Autor wodzi czytelnika za nos, odsłania kawałek z układanki – bo co jakiś czas, mamy wgląd, w to, co dzieje się z naszym szaleńcem, jakie ma motywy i co się z nim dzieje podczas tej paranoicznej akcji polowania na ofiarę.

Dla mnie każdy był podejrzany, nie chcę zbyt wiele zdradzać, kim są ci ludzie, ponieważ układanka jest o wiele bardziej złożona, niż sobie z początku możemy wyobrazić. Mnie ta książka kompletnie pochłonęła, byłam w tej akcji całą sobą, No i właśnie, ogromne brawo za odwzorowanie tego charakterystycznego klimatu lat 80., ten brak nowoczesności, trudności ze zbieraniem dowodów i informacji. Kolejna sprawa to portret mordercy, tych wszystkich podejrzanych, którzy naprawdę byli dziwni i jak dla mnie, co druga osoba zaczynała pasować do tego, kogo szukaliśmy. Zakończenie, jest bardziej złożone niż z początku się wydaje. Autor bardzo sprytnie mami czytelnika, podsuwa wskazówki, by za chwilę udowodnić, że zostaliśmy wywiedzeni w pole. Dlatego na samym końcu, nic nie jest takie, jak może się wydawać.
 
Książkę mogę szczerze i od serca polecić, chociaż nie należy do łatwych, bo tutaj nie samo morderstwo przeraża. I odkrywanie tych wszystkich złożonych wątków, które ukazują mroczne strony człowieka, chyba są najbardziej przerażające. Warto przeczytać.
 
Dział: Książki
piątek, 20 listopad 2020 21:58

Nad wodami Nilu

Na smutki i szarości naszej codzienności jedyną radą jest przygoda. Nikt nie powiedział jednak, że musimy ograniczać się do jednego miejsca na świecie i w czasie. Podróż może rozpocząć się na tysiące sposobów. Tylko od ciebie zależy, czy podążysz śladem przygody.

Pamiętacie Sarę i Daniela? To dwójka zwyczajnych nastolatków, które znalazły się w odpowiednim miejscu i czasie. Wraz z nietypowym gościem z przyszłości Mutkiem szykują się na kolejną podróż w czasoprzestrzeni. Ale po kolei. Mutek to kot, który przybył z przyszłości, by oznajmić rzeczonej dwójce nastolatków, iż napiszą oni książkę Ratownicy czasu i staną się sławni. Wszak zbudowanie maszyny do podróży w czasie jest niezwykłym wydarzeniem. Pierwsza przygoda do XV wiecznej Bolonii już za nimi. Teraz chcą ją powtórzyć i odstawić tam kogoś, kto przypadkiem przybył z nimi do ich czasów. Powrót okaże się niemożliwy, a jedynym kierunkiem podróży okazuje się Egipt. Nie wiele myśląc, wybierają tę opcję, jednak coś idzie nie tak. Co czeka ich Nad wodami Nilu dwadzieścia sześć wieków wcześniej niż zakładał plan?

Pozostawieni sami sobie muszą przetrwać w nieprzychylnym im świecie. Niby nic takiego, chyba że ktoś planuje cię zabić, a ty wciąż jesteś tylko nastolatkiem. Egipt odkryje przed nimi tajemnice, uraczy przygodą i wciągnie w intrygi. Jak sobie poradzą w tych nieoczekiwanych okolicznościach przyrody?

Egipt, starożytne cywilizacje. Któż nie chciał poznać tajemnic, jakie skrywają piaski i dorzecze Nilu. Z historią zawsze byłam za pan brat, ale dopiero taka forma przygody w tych zamierzchłych czasach kupiła moje serce. Co mnie tak urzekło?

Justyna Drzewiecka jednym ruchem oddaje w nasze ręce przygodę i imponującą wiedzę. Poprzedni tom pozostawił ogromny niedosyt, rozbudził zew przygody, który gdzieś tam głęboko skrywa się w każdym z nas bez względu na wiek. Nad wodami Nilu daje nam zarówno kontynuacje tego, co już znamy, jak i odrobinę nowości, powiewu świeżości, który na nowo rozbudzi czytelnicze emocje i nie pozwoli oderwać się od przygód Sary i Daniela. Choć to dwójka nastolatków, to ich kreacja jest dość uniwersalna. Z łatwością każdy czytelnik się z nimi utożsami i zechcę towarzyszyć im w każdej, nawet skomplikowanej przygodzie.

Autorka dba o każdy szczegół. Nad wodami Nilu to przede wszystkim masa rozrywki, która niejednokrotnie wyciśnie z nas łzy śmiechu i na stałe przyszpili uśmiech do twarzy. Akcja toczy się szybko, jednak nie przytłacza czytelnika nadmiarem informacji. To świetne połączenie przygody i wiedzy, która zaskakuje formą podania. Wystarczy dać się porwać historii, a wiedza naturalnie zasili nasz umysł. Dla bardziej dociekliwych książka jest wyposażona w przypisy, które w ciekawy sposób rozwijają zagadnienia z powieści.

Kusząca przygoda czy nuda?

Nad wodami Nilu pomimo ogromu wiedzy, jaką w sobie zawiera, absolutnie nie męczy czytelnika. Informacje w niej zawarte spisane są przystępnym językiem, dzięki czemu z łatwością można je przyswoić. To niesamowite jak stajemy się częścią opowieści i dajemy się porwać biegowi wydarzeń, nieświadomie ucząc się tylu rzeczy. Prostota i świetny Research to podstawa dobrej historii, która w połączeniu z ciekawą kreacją postaci zachwyca każdego. Tym razem nie jest łatwo, nie brakuje niebezpieczeństw i nieoczekiwanej zmiany planów. Autorka pokazuje, że nawet z najcięższej i najbardziej nieprzewidywalnej przeszkody można wyciągnąć wnioski i czuć przyjemność poznawania tego, co nowe i niespotykane.

Justyna Drzewiecka ponownie rozkochała nas w swoich postaciach, wykreowała niezwykłe wydarzenia i udowodniła, że historia skrywa w sobie ogromne pokłady przygód, które czekają na odkrywców. Czas to tylko ułuda, która nie może być przeszkodą na drodze ku wyprawie życia. Wciąż mi mało. Choć książka skierowana jest do młodszego czytelnika, każdy dorosły poszukiwacz również odnajdzie tu coś dla siebie. To, co gotowi sprawdzić co się dzieje nad wodami Nilu?

Dział: Książki
piątek, 20 listopad 2020 15:57

Próba sił

Każda z dróg zdaje się mieć jeden kierunek. Lęki i źródła siły znajdują ujście tam, gdzie wszystko zaczyna się i kończy. Strach jest czymś nieuniknionym, pewnym i zarazem zagadkowym. Próba sił dla każdego z nas przybierze inną formę. Czy jesteśmy w stanie się do niej przygotować?

Tensas, to niewielkie miasteczko, będące areną wydarzeń dziwnych i równie mocno niepokojących. Położone gdzieś w Luizjanie, zdaje się częścią tajemnicy, do której rozwiązania prowadzą wszystkie pobliskie drogi. Próba sił czekać będzie na mieszkańców, a w głównej mierze na rodzinę Rose Abrams. Życie kobiety i jej rodziny zostanie zachwiane przez pojawienie się dziwnych postaci, które na dobre przemienią euforię świątecznych przygotowań, na pełne niepokoju i gęstniejącego strachu dni niepewności. Los kilku osób splecie się niepostrzeżenie, a stawką okaże się nie tylko spokój mieszkańców, ale i życie Amy.

Wiele pytań, na które odpowiedzi pojawiać się będą wraz z kolejnymi postaciami. Tylko czy chcemy poznać przyczynę i skutek, odnaleźć cel tej podróży, która zaciska na naszej szyi pętle? Tensas staje się tłem dla odwiecznej walki dobra ze złem. W mroku zimowych dni maski opadają, a codzienność podszyta strachem odkrywa nasze prawdziwe oblicze. Jak ważną bitwę stoczą bohaterowie? Rose pod swoim dachem ugości każdego, jednak czy ona i jej rodzina uniosą ciężar tej historii?

Debiuty mogłyby nosić miano szatańskich dzieci. Z kuszeniem nie mają problemu, często pod powłoczką dobra i fascynującej opowieści skrywają przeróżne oblicza zła. Czytelnik pada ich ofiarą i zostaje z milionem pytań, niewykorzystanych rozwiązań. Uzależnienie pojawia się znienacka, a potem... potem nie ma nic poza historią.

Tomasz Sablik skrywający się pod pseudonimem T.S. Tomson swoją Próbą sił przyciągnął do siebie wielu ciekawskich czytelników, którym nieobca jest powieść grozy. Z każdą pochłoniętą w życiu książką tego gatunku, apetyt wzrasta, a niedociągnięcia zdają się bić po oczach nieco mocniej, jednak w przypadku powieści autora historia zaczyna rządzić naszym życiem i gdy zaczniesz, już nic nie ma znaczenia. Akcja niespiesznie sunie do przodu, oplata czytelnika, dusząc go gęstniejącą atmosferą pełną strachu i niepewności tego, co może się wydarzyć. Dla mnie jest to plusem, gdyż pozwala na wczucie się w klimat snutej opowieści. Owszem nie brakuje w niej mocy i scen, które na stałe mogą wytłoczyć w umyśle strach, jednak nie przytłaczają ilością.

Klimatyczne miasteczko, dziwne wydarzenia i postaci, tak różne, jak próba sił, która na nich czeka. Ile będą w stanie poświęcić? W imię czego walczyć? Czego tak właściwie mają się bać? Każda z nich ma swoją rolę w tej historii, jest jej uzupełnieniem, składową, która nie tylko ciekawie nakreśla całość, ale i sama w sobie zachwyca. Od początku czytającemu towarzyszy niepewność. Powietrze gęstnieje, a niecodzienne wydarzenia pogłębiają uczucie lęku. Choć postaci pojawia się sporo, całość czyta się zaskakująco szybko. Zdarzają się momenty lekkiej stagnacji, przeciągania niektórych elementów, ale dzięki temu niepokój wzrasta o wiele szybciej.

Bohaterowie, czy historia?

Mam problem z wyborem ulubionego elementu powieści. Może więc nie warto rozpatrywać ich jako pojedyncze składowe całości. Próba sił to ciekawie wykreowane postaci, które we mnie wywołały sporo odczuć skrajnie różnych. Każda z nich wywlekła na wierzch inny lęk, a ja wciąż analizowałam poszczególne sceny, wybory i zachowania każdego, kto, choć chwilę grał pierwsze skrzypce. Historia jest przejmująca, oplata aurą nadprzyrodzonych sił i zła, które czeka na nas na końcu drogi. Z jednej strony wydobywa silne emocje dosadnymi scenami, by już po chwili szeptać niczym diabeł na ramieniu do ucha.

Próba sił to jedna z tych historii, które niespiesznie i z namysłem tłoczą się w naszym umyśle na długo po lekturze. Analizujemy każde wydarzenie, szukamy odpowiedzi na kotłujące się pytania i dźwigamy ciężar cudzych decyzji, cudzych historii. Lektura jest przyjemna, a pióro autora niezwykle ciekawe i pociągające. Chce się więcej i to nie tylko dlatego, że sporo pytań zostało bez konkretnej odpowiedzi. To jednak atut, gdyż autor od samego początku nie podaje rozwiązań na tacy i nie zakłada, iż jego czytelnicy nie potrafią myśleć samodzielnie. Próba sił jest niezwykłą przygodą, która pozostaje w czytelniku na dłużej. To dobrze skrojony debiut, z którego zapamiętujemy historię i lekkość jej tworzenia, a niedociągnięcia ulatują z pamięci dość szybko.

 

 

Dział: Książki
środa, 18 listopad 2020 09:30

Chemia śmierci

 
Poprzednia część o Davidzie Hunterze wywołała u mnie dreszcze. Cudowna intryga, przerażający morderca i charyzmatyczny bohater, który jako antropolog sądowy, bierze udział w sprawie. Z wielką nadzieją na powtórkę sięgnęłam po Chemię śmierci, pierwszy tom o przygodach Huntera. Spodziewałam się również natłoku emocji, strachu i lęku. Chciałam się bać.
 
David Hunter stracił osoby, które kocha. Od tragicznego wypadku minęły już cztery lata, ale mężczyzna nadal nie może zapomnieć. Bohater porzuca karierę w Londynie i przenosi się na prowincję, gdzie obejmuje posadę lekarza rodzinnego. Jego spokój zostaje jednak zaburzony, kiedy w pobliskim lesie zostają znalezione zwłoki brutalnie zamordowanej kobiety. Policja rozpoczyna śledztwo i prosi doktora o pomoc w zbadaniu ciała. Gdy kolejna kobieta zostaje uznana za zaginioną, na Munham pada blady strach. Ludzie stają się wobec siebie podejrzliwi, a oskarżenia padają na przejezdnych, w tym na Davida Huntera. Czy doktor odkryje, kim jest zabójca, zanim dojdzie do kolejnych morderstw?
 
Autor umiejętnie buduje intrygę za pomocą półsłówek i zdań, które rozbudzają ciekawość. Simon Beckett przenosi czytelnika na prowincję. W małym miasteczku wszyscy się znają, a do przyjezdnych podchodzą z pewną rezerwą. Akcja przyśpiesza powoli, aby w ostatnich scenach gnać przed siebie, bez chwili na wzięcie oddechu. Ostatnie wydarzenia wynagradzają chwilowe przestoje wydarzeń, kiedy to nie działo się nic, a wszystkie emocje, które udało się autorowi wzbudzić w poprzednich wydarzeniach, słabły. Nie odczułam tego w poprzedniej książce Simona Becketta, więc poczułam się lekko zawiedziona – niejednokrotnie odkładałam Chemię śmierci na bok, aby całkowicie się do niej nie zdradzić. Na szczęście, intryga wynagradza wszystko, a końcowe wnioski są bardzo zaskakujące. Na uwagę zasługują również ciekawostki antropologiczne, których aż pełno w książce. Autor, przy pomocy bohatera, przekazuje swoim czytelnikom takie informacje, na które nie napotykamy się w codziennym życiu, ale dla fanów kryminałów są prawdziwą gratką.
 
Zauważyłam, że Simon Beckett w swoich książkach, stosuje bardzo podobny zabieg. Obok głównego bohatera pojawia się kobieta, ale David nie umie poradzić sobie z przeszłością, która wciąż go prześladuje. W jakiś sposób bohater jest coraz bardziej zamieszany w sprawę, aby w scenach finałowych przejąć ster. Tuż obok niego krąży policjant, przedstawiciel władzy, który albo mąci i miesza, albo pomaga. Nie przeszkadza mi jednak utarty schemat, ponieważ każda powieść to inna intryga, historia, morderca i inne poszlaki. Do każdej powieści Simon Beckett dodaje coś nowego, co czyni daną lekturę w jakiś sposób wyjątkową.
 
Chemia śmierci to dobra książka, jednak ma kilka wad. Momentami nudzi czytelnika, ale finałowe sceny wszystko rekompensują. To obowiązkowa pozycja dla wszystkich fanów Simona Becketta.
Dział: Książki
wtorek, 17 listopad 2020 02:11

Minecraft rocznik 2021

 

Wow! Co to był za rok!

 

Zbliża się koniec roku, a wraz z nim czas na podsumowanie tego, co działo się w 2020. Ta idea przyświeca również firmie Mojang, która jest odpowiedzialna za świat gry Minecraft. Co nowego wydarzyło się w kwadratowej rzeczywistości? 

 

Minecraft rocznik 2021 to książka, która informuje fanów gry o nowościach, które zagościły w wirtualnej rzeczywistości oraz nagrodach, które otrzymała gra i jej twórcy. Rocznik wyraźnie jednak skierowany jest do młodszego czytelnika, ponieważ oprócz samych newsów, wydanie zawiera także grę planszową, zabawy polegające na znajdowaniu różnic i inne elementy, które z pewnością zainteresują młodszych graczy. 

 

Mimo że rocznik Minecrafta każdego roku zamawiam dla swojej najstarszej córki, to sama również przeglądam go z przyjemnością. W ubiegłym roku gra wprowadziła do swojego świata urocze, kwadratowe pandy. W tym są to pszczoły i cała mechanika, która im towarzyszy, włącznie z zapylaniem wirtualnych roślin. Poza tym rocznik zawsze dostarcza nam tematów do ciekawych rozmów. 

 

Zawsze zadziwia mnie, jak nieograniczony jest świat Minecrafta. W książce znalazły się piękne rzuty ekranów z wirtualnego świata gry. Są tam podwodne ogrody z rafą koralową, posiadłość zbudowana w skale, czy szklarnia pełna barwnych kwiatów. Rzeczywistość gry zachwyca nie tylko najmłodszych graczy. Naprawdę trudno byłoby nie zrozumieć fenomenu tej gry. Budowle, które redakcja rocznika przedstawiła na łamach wydania mają dołączone wskazówki, które pomogą  wykonać je samodzielnie, w świecie gry. 

 

Minecraft to gra, która nie przestaje się rozwijać i z roku na rok coraz bardziej zadziwia swoich fanów. Jest w niej tyle elementów i niuansów, że nie sposób ich spamiętać. Dzieciom to jednak się udaje. Potrafią nie tylko podążać za fabułą, ale również samodzielnie tworzyć niesamowite, wirtualne opowieści.  

 

Rocznik został wydany w twardej oprawie i wydrukowany na dobrej jakości papierze. Tak jak poprzednie książki z tej edycji ma format A4 i około siedemdziesięciu, wypełnionych tekstem i kolorami stron. Wydanie jest bardzo eleganckie i po lekturze przyjemnie jest postawić rocznik na półce wraz z innymi książkami z Minecraftowej kolekcji. 

 

Myślę, że Minecraft rocznik 2021 to pozycja obowiązkowa dla wszystkich fanów gry. Zawiera całą masę pomysłów, a także gry i zabawy dla najmłodszych wielbicieli Minecrafta. To książka, z którą z pewnością nie grozi dzieciom nuda. 

Dział: Książki

Bogaty program spotkań, paneli dyskusyjnych, prelekcji i wideo-wywiadów, a także galeria prac konkursowych z tegorocznych edycji konkursu dla dzieci i na krótką formę komiksową, rozgrywki turniejowe w League of Legends i możliwość otrzymania specjalnej antologii komiksowej. To wszystko czeka na uczestników wirtualnej edycji tegorocznego Międzynarodowego Festiwalu Komiksu i Gier, który odbędzie się on-line, w dniach 14 i 15 listopada br. na platformie www.komiksfestiwal-cyberedition.com 

Dział: Wydarzenia
wtorek, 10 listopad 2020 09:11

Szklany Mag

 

Coeny zamrażając Lirę uratowała życie Emery’ego. Jednak podpadła Grathowi, okrutnemu Wycinaczowi i jego jeszcze gorszemu wspólnikowi Sarajowi. Czy uda się jej uciec i uratować nie tylko siebie, Emery’ego, ale też rodzinę i przyjaciół?

Czekałam na ten tom, naprawdę na niego czekałam i się nie zawiodłam. O ile pierwsza część mnie zaciekawiła i wciągnęła, tak ta połknęła mnie w całości i nie chce wypuścić. Dawno nie czytałam tak dobrego fantasy, w którym autor nie tylko nie powiela utartych schematów, a tworzy nowe rozwiązania i możliwości. Magia związana z materiałem, głównie ta papierowa, która nie była marzeniem młodej adeptki, a która jednak daje ogromną moc. Do tego w tym tomie okazuje się, że nie wszystko jest oczywiste, a niektóre rzeczy można zmieniać. Charlie N. Holmberg zestawia ze sobą poddanie się losowi przy równoczesnym nierezygnowaniu z marzeń. I robi to naprawdę pięknie. Ceony nie brakuje paski, zacietrzewienia wręcz i odwagi. Jest też pełna nadziei i miłości. Tak, jest tu wątek romantyczny, choć bardzo poboczny, ale obecny w każdym jej działaniu. Nie pozostaje też niezauważony, co czyni tę książkę jeszcze ciekawszą. Zawsze ktoś patrzy na maga i jego praktykanta i sprawdza. A mimo to coś da się ukryć.

„Szklanego Maga” nie da się czytać wolno. Tu akcja pędzi, a ja pędziłam wraz z nią, żałując, że czasem trzeba zrobić coś innego. Każdą wolną chwilę poświęcałam czytaniu. Zagłębiałam się w treść, analizowałam, snułam teorie. I świetnie się bawiłam. Lektura pozwoliła mi oderwać się od tego, co dzieje się teraz wokoło. I pozostawiła ogromny niedosyt, zostawiając mnie w takim punkcie, że mogę tylko pragnąć czytać dalej. I znów czekam. Jestem szalenie ciekawa, co będzie dalej, jak to się rozwinie, bo możliwości jest mnóstwo. Za to też kocham tę książkę, że daje możliwość kombinowania, myślenia i snucia teorii. A autorka i tak zamiesza tak, że wszystko można wywalić do kosza.

Nie sposób przejść obojętnie obok okładki. Piękna, wyważona, zrobiona ze smakiem. Kusi, przyciąga i obiecuje niezapomniane wrażenie. I co więcej – nie kłamie. Jeśli ktoś szuka porywającej książki, powinien sięgnąć po serię Magów. Jeśli ktoś jednak liczy, że zostanie z nią na dłużej, muszę go rozczarować. Po zaczęciu nie da się przestać i książka zdecydowanie za szybko się kończy. Życzę sobie i innym czytelnikom tylko takich wad w książkach. I idę czekać i wzdychać i tęsknić za kolejną częścią.

Dział: Książki
poniedziałek, 09 listopad 2020 11:29

Wstrząsy wtórne

Marko Kloos, jest autorem, z którym jakiś czas temu poznałem się poprzez cykl Frontlines. Nigdy nie byłem jakimś olbrzymim fanem gatunku, jakim jest SF, zazwyczaj książki podchodzące klimatem pod wojny międzygwiezdne i broń przyszłości nie znajdywały w mojej biblioteczne stałego miejsca. Z takim właśnie lekkim dystansem podszedłem do książek Kloosa i muszę przyznać, że pozytywnie się zaskoczyłem. Mimo że książki z cyklu widnieją w księgarniach pod szyldem „Militarne SF” to myślę, że trzeba traktować to z przymrużeniem oka, bo w rezultacie cykl był bardzo lekką, fajnie opowiedzianą lekturą, a świat tam ukazany był dla mnie (jako swoistego lajka) bardzo przejrzyście i ciekawie. To bardziej taka space opera, ale ze znaczną przewagą motywu wojennego. No ale dosyć już o Frontlines, bo przecież książka, którą właśnie mam na recenzenckim warsztacie to już odrębna historia. Chociaż...
 
Do rzeczy. Ucieszyłem się na wiadomość o tym, że Marko Kloos wypuszcza właśnie pierwszy tom nowego dzieła, które też należy zaliczać do szeroko pojętego gatunku militarnego SF. Szybciutko zatem zaopatrzyłem się w egzemplarz „Wstrząsów Wtórnych” i pełen oczekiwań zacząłem przygodę. Akcja rozgrywa się w systemie planetarnym Gaja, gdzie sześć planet walczy na przestrzeni lat o wpływy i władzę. W tym wszystkim mamy na pierwszym planie Gretię - planetę przypominającą Ziemię, która dąży do sojuszu i chce stabilizacji gospodarki. Aden Robertson to będący na emeryturze żołnierz, który po kilkunastoletniej walce, która w rezultacie dzisiaj okazała się przegraną z góry sprawą, wraca do gry. Jego dobre imię dawno zostało przyćmione przez wątpliwe decyzje. Chcąc, nie chcąc musi wrócić do walki, by nie tylko stanąć do walki w obronie wyższych idei, ale także przyczynić się do wymazania swojego dawnego sumienia.
 
Książka Marko Kloosa to pierwszy tom cyklu „Wojny palladowe". Jest to poprawnie napisana historia, która charakteryzuje się dobrze stworzonymi postaciami oraz rozbudowanym, dopracowanym uniwersum, co podkreśla tak naprawdę możliwości twórcze autora i jego kunszt. Bohaterowie są prawdziwi, nie schematyczni, mają swoje demony przeszłości, co pomaga budować efekty zaskoczenia. Sama postać Adena staje trochę na przeciw wzorca nieśmiertelnego żołnierza, któremu wszystko się udaje i który krok po kroku realizuje cel nadany fabularnie przez twórcę. Po lekturze całego pierwszego tomu czuje jednak lekki niedosyt. Niedosyt spowodowany trochę kopią stylu z Frontlines. Podczas czytania towarzyszyły mi podobne odczucia, mimo że historie przecież się od siebie znacząco różnią. Klimat całości jest jednak dla mnie podobny. I tak jak we Frontlines jakoś mi to odpowiadało, tym razem niezbyt mnie zaciekawiło. Mam wrażenie, że ostatnimi czasy gatunek SF wraca do łask, o czym świadczą licznie wydawane wznowienia starszych cykli. Myślę, że to, co stworzył Kloos, to troszkę za mało, by stać się dobrze zapamiętanym, ale trzeba zaznaczyć, że obszerniejsze cykle rządzą się też trochę swoimi prawami i kto wie, czy autor nie zaskoczy większym efektem „WOW” w następnych odsłonach „Wojen palladowych".
 
Czy warto sięgnąć po „Wstrząsy wtórne"? Myślę, że zagorzali miłośnicy gatunku znajdą przyjemność, której u siebie niestety nie potrafiłem w stu procentach wykrzesać. Mam ogromną nadzieję, że dostane wkrótce coś na miarę Frontlines, a najlepiej coś o wiele bardziej wbijającego w fotel, bo jestem przekonany, że autor ma jeszcze kilka asów w rękawie, co potwierdził swoimi pierwszymi opowiadaniami, które przecież nawet zostały zekranizowane w serialu „Miłość, śmierć i roboty". Kupcie zatem, a co.
Dział: Książki
poniedziałek, 09 listopad 2020 00:12

Fastnachtspiel - zbiórka na Kickstarterze!

W środę wystartowała zbiórka Kickstarterowa na kompletne wydanie komiksu Fastnachtspiel Marka Turka (Bellmer. Niebiografia, NeST, Bajabongo). Album będzie zawierał wszystkie części cyklu (w tym także piątą, nigdy wcześniej nie opublikowaną) oraz liczne dodatki.

Dział: Komiksy