Kiedy jedno pole to za mało, spróbujcie zakryć jednocześnie dwa. „Ubongo trigo” nadal ma proste zasady, ale zabawy jest chyba jeszcze więcej.
„Ubongo trigo” w wersji travel jest na tyle kompaktowe, że można go ze sobą zabrać w podróż. Co prawda, jakby jeszcze zlikwidować wytłoczki z pudełka, byłoby jeszcze mniejsze, nie tracąc przy tym na wielkości elementów, ale już taki wymiar dużo daje. Kafelki do układania też są małe, dzięki czemu z małymi graczami poćwiczymy przy okazji motorykę małą, ale nie na tyle małe, by było to problemem przy dużych palcach. Estetycznie wykonane, z twardego kartonu, przetrwają niejedną rozgrywkę. Karty, na których mamy zadania są, co prawda cieńsze, ale nie bardzo i też nie boję się o ich trwałość.
Twórca, Grzegorz Rejchtman, przeznacza swoją grę dla dzieci powyżej 7 lat, ale ja jestem przekonana, że młodsze dzieciaki też się w rozgrywce odnajdą. Może z dłuższym czasem na ułożenie albo w wersji z samodzielnym układaniem jak największej ilości plansz w określonym czasie, ale na pewno sobie poradzą. Gra świetnie ćwiczy koncentrację, umiejętności manualne i manipulacyjne oraz rozwija wyobraźnię przestrzenną. Co ważne, ma dwa poziomy trudności. Młodsi lub mniej wprawni gracze mogą układać figury z dwóch kafelków, na starszych czeka wyzwanie z trzema kafelkami na jedno pole. My trochę zmodyfikowaliśmy zasady i jeśli gramy z dziećmi to one układają prostą wersję, a my tę trudniejszą.
W grze brakuje timera, jakiegoś wyznacznika czasu, który liczyłby za gracza czas po tym, jak ktoś krzyknie „Ubongo”. Owszem, w instrukcji jest napisane, że ten gracz liczy do określonej wcześnie liczby, ale… O ile dorośli liczą uczciwie, to dzieciaki lecą w tym liczeniu tak szybko, że nie ma szans na równą rozgrywkę. Jakaś klepsydra, czy inny licznik powstrzymałby tę nierówną walkę, o ile komuś przeszkadza. Można też użyć zwykłego stopera z komórki. Ja postawiłam klepsydrę, bo 30 sekund mojej córki za nic nie równa się moim i przy wersji z układaniem przeze mnie trudniejszej strony, po prostu nagminnie przegrywam.
Bardzo pomocne są wskazówki. Jak już kompletnie nie wiadomo, jak ułożyć kafelki, by się zgadzało, można tam zerknąć. Jednak spokojnie, nie przerażajcie się, rozwiązanie nie jest podane na tacy, nadal trzeba pomyśleć. Autor wskazuje tylko, które kafelki muszą się znaleźć z prawej strony. To nadal wymusza kombinowanie i szukanie rozwiązania.
Nam „Ubongo trigo” bardzo przypadło do gustu. Przede wszystkim dlatego, że ma tryb jednoosobowy, co szalenie spodobało się synowi, który w rozgrywce przeciw komuś nie czuje się najlepiej, ale ćwiczy sam z sobą. Myślę, że niedługo pokona nas wszystkich. Przekonuje nas też, a nasze półki szczególnie, mały format gry. Nie traci nic na wartości edukacyjnej i rozrywkowej, a zajmuje zdecydowanie mniej miejsca. Dla fanów gier jest to rozwiązanie najlepsze z możliwych.