Rezultaty wyszukiwania dla: thriller
Nigdy cię nie opuszczę
Książki o prawnikach zyskują coraz większą popularność, z której postanowiła skorzystać J.L. Butler. Stworzona przez nią bohaterka, Francine Day, to bardzo ambitna i odnosząca sukcesy prawniczka, którą tylko jeden mały krok dzieli od awansu. Jedna prestiżowa sprawa wystarczy, aby uzyskać awans na królewskiego adwokata i założyć jedwabną togę. I właśnie takowa się natrafia – sprawa rozwodowa Martina Joya. Niestety, Day szybko ulega urokowi swojego klienta, co nie jest zbyt profesjonalne. Staje się jego kochanką, a sprawa komplikuje się jeszcze bardziej, gdy okazuje się, że żona Martina zaginęła, a Francine jest ostatnią osobą, która widziała ją żywą.
Thriller w wykonaniu J.L. Butler wypada naprawdę ciekawie i przyjemnie. Choć właściwie nie ma w tej historii nic zaskakującego, to naprawdę dobrze się ją czyta – typowy thriller, w którym poruszany jest motyw kariery, namiętności, kobiety niezależnej czy stalkingu i nadmiernej obsesji na punkcie drugiego człowieka. Pojawia się tutaj sporo niedopowiedzeń, a autorka miesza czytelnikowi w głowie – ciężko dojść do tego, co spotkało Donnę Joy, czy Martin miał udział w jej zaginięciu, czy też może główna bohaterka zrobiła coś, czego nie pamięta? To trochę jak w „Dziewczynie z pociągu” – upojenie alkohole w noc zaginięcia danej postaci sprawia, że nic nie jest oczywiste i proste.
O ile do samej historii nie mam większych zarzutów, tak główna bohaterka była… irytująca. Niby wykształcona i inteligentna pani prawnik, a jednak tak zaślepiona przez uczucia i emocje, które zrodziły się… znikąd. Zero pomyślunku, zero instynktu samozachowawczego, brak rozsądku i podejmowanie irracjonalnych decyzji – oto Francine Day. Momentami całkowicie nie rozumiałam jej sposobu postępowania. W sumie sam ten motyw romansu, czy to z Martinem czy z jej sąsiadem, wypadł dosyć sztucznie – właściwie można było wybrać tylko jeden z nich, obstawiam ten drugi, bo prezentował motyw lekkiej obsesji, szantażu i stalkingu. Pasował do klimatu thrillera, a romans z własnym klientem? Robiony jakby na siłę.
Fabuła rozwija się powoli, stopniowo odkrywamy kolejne sekrety, ale właściwie niczym nie zaskakuje. Zakończenie może nie jest całkowicie przewidywalne, aczkolwiek zdecydowanie zbyt proste – nie wzbudza pożądanego efektu WOW. Zabrakło większej pompy w punkcie kulminacyjnym. Mimo tego książka ma całkiem przyjemny klimat – lekko ponury i deszczowy, co zdecydowanie sprzyja lekturze, choć właściwie jest to zdecydowanie historia na jeden wieczór – nie wymaga od czytelnika większego skupienia czy koncentracji. Pojawia się też sporo niepotrzebnych scen, ale teoretycznie rozbudowują one całą historię. Niektóre wątki są dobrze zrealizowane, inne wydają się być zupełnie zbędne.
Zdecydowanie nie jest to najlepszy thriller, z jakim miałam do czynienia, ale jeżeli ktoś poszukuje powieści, która po prostu ma mu służyć za czystą rozrywkę, to myślę, że sprawdzi się tutaj odpowiednio. Czasami potrzebujemy książek dla zabicia czasu, właśnie tego typu historii, które czyta się lekko, bez żadnych zobowiązań, bez dokładnego analizowania każdego aspektu całości.
Furia
“Furia” ma naprawdę świetną szansę na miano najgorszej przeczytanej przeze mnie książki tego roku. Rozczarowanie tym większe, że ponoć sam Stephen King stwierdził, iż akcja to: “Napięcie, które człowieka wręcz dręczy”. Wiele rzeczy mnie w tej książce dręczyło, ale nie napięcie.
Zapowiadało się świetnie. Zamach, tajemnica, próba ukrycia własnych błędów. Ci, którzy mieli być dobrzy okazują się łajdakami. Ci źli mają swoje powody. Słowem - czekałam na rasowy thriller. A dostałam...
Początek nie jest zły. Akcja rozkręca się w dobrym tempie, autorka wciąga czytelnika w kolejne wątki, i gdy już zdaje się, że za chwilę wydarzenia nabiorą rozpędu, a krew tryśnie strumieniem, Sandra Brown z thrillera robi kiepskie romansidło w stylu “Pięćdziesięciu twarzy Greya”. Dwie strony opisu seksu pomiędzy głównymi bohaterami w stylu “wszedł w nią powoli, ale zamaszyście” skutecznie zniechęciły mnie do dalszego czytania, tym bardziej, iż akcja ewidentnie ustąpiła rozterkom miłosnym Trappera i Kerry. I niestety to nie jedyny taki opis.
Autorka zmarnowała świetny pomysł. Gdyby odpuściła wątki erotyczno - romantyczne, a więcej uwagi poświęciła pierwszoplanowej historii, zamachowi w hotelu w Dallas, gdyby skupiła się na relacjach Trappera z ojcem, gdyby weszła głębiej w motywy kierujące Wilcoxem i Hanka, z całą pewnością mogłaby powstać z tego świetna opowieść. Trzymająca w napięciu, ciekawa, może nawet budząca uzasadnienie dla tytułu. Bo, nie ukrywam, czekałam na moment furii, a to z każdym rozdziałem wiało coraz większą nudą. I coraz bardziej raziła maniera literacka autorki - stylistyczny przerost formy nad treścią, jaką Brown chciała w danym momencie przekazać.
Komu polecam książkę? Wielbicielkom sagi o Grey’u. Jest to stanowczo powieść dla kobiet szukających romantycznych opowieści z dreszczykiem. Bo jeśli chodzi o prawdziwe thrillery, to raczej ta książka wspólną z nimi będzie miała jedynie półkę w księgarni.
Profesjonalista
“Profesjonalista” to historia byłego agenta Mossadu, który po zakończonej służbie zarabia na życie zabijaniem na zlecenie. Poza tym wiedzie nudne i uporządkowane życie byłego mundurowego, któremu dryl potrzebny jest do życia jak tlen. I kiedy tak dni płyną jeden za drugim, z drobnymi urozmaiceniami w postaci nowych zleceń, Ashera (w tej roli Ron Perlman) dopada życie. Słabnie i mdleje pod jej - Sophie drzwiami. Jest ten “błysk” i facet po przejściach powoli i ślamazarnie bierze się za podryw. W tle tej historii miłosnej jest zaś jej chora matka i wojna o władzę na rynku zabójstw na zlecenie. Sophie jest zagrożona, zatem Asher rusza ją ratować. Dalej tylko typowizna dla tego typu kina z przewidywalnymi scenami i dialogami. Zakończenie zresztą również nie zaskakuje.
Pomimo tego słaba ocena filmowi się nie należy. Bo o ile akcja taka sobie, a sama Famke Janssen w roli Sophie raczej “rozmemłana”, to Ron Perlman daje prawdziwy popis aktorstwa, wcielając się w rolę zmęczonego życiem zabójcy, któremu wprawdzie już niewiele się chce, ale jak już się zachce to nie zawodzi. Brak tu “cudów-wianków” rodem z Mission Imposible, stosowane są raczej proste rozwiązania: Asher dostaje zlecenie, robi swoją robotę i wraca do domu na kolację. Czasem się zagapi i całość zajmie mu trochę dłużej niż powinno, czasem zaboli nie wtedy kiedy powinno, ale ostatecznie to jednak profesjonalista. Przyjmujący trochę za dużo tabletek przeciwbólowych, ale jednak profesjonalista.
W filmie nie ma wątków do głębokich przemyśleń filozoficznych, postaci nie przeżywają głębokich moralnych dylematów. To po prostu kino akcji, tyle że głównemu bohaterowi do emerytury już tuż - tuż. I dlatego film polecam tylko takim fanom gatunku, którzy nie muszą koniecznie oglądać scen z serii “zabili go i uciekł”. To raczej kino dla tych, którzy są ciekawi co robią płatni zabójcy, jak jakimś cudem uda im się tej starości dożyć i to jeszcze dożyć na wolności.
Odium
Natura nie powinna być świadkiem ludzkiej gwałtowności, a jednak... jednak jest inaczej. W miejskim lasku zostają odnalezione zmasakrowane zwłoki kobiety. Początkowo nie można nawet ustalić, jak ofiara wyglądała. Od razu było wiadomo, że śledztwo nie będzie należało do najłatwiejszych. Może właśnie dlatego przejął je komisarz Jan Bury, mający na swoim koncie kilku odnalezionych sprawców. A jednak czy osobiste problemy nie staną na drodze do złapania mordercy? Jedynym tropem policji jest odnaleziona przy ciele karteczka z rozmazanym napisem. Wszyscy wierzą, że ten mały świstek może naprowadzić ich na trop zabójcy.
Czym jest prawdziwa, głęboka nienawiść? Dowiecie się tego już wkrótce. I pamiętajcie, że wiele osób zapamiętuje krzywdy, jakie im wyrządzono. Nawet wiele, wiele lat temu. A gdy przyjdzie czas zemsty... uważajcie na siebie.
Nie ma nic bardziej intrygującego, jak zmasakrowane zwłoki, na które ktoś natrafił przypadkiem. Sprawca nawet nie starał się ukryć ciała, jakby wystawieniem go na światło dzienne chciał zamanifestować swoją władzę- w końcu sam dla siebie stanowił kogoś w rodzaju boga, czyż nie? Decydował o życiu i śmierci, o tym, kto następny stanie się jego celem. Podróż wgłąb psychiki psychopaty jest dla mnie jednym z najciekawszych elementów thrillerów czy kryminałów. W końcu nigdy nie wiemy, na co natrafimy, prawda? Tym razem wraz z komisarzem Janem Bury ruszamy tropem mordercy, który przy ciele zostawił jedno słowo- ODIUM.
Akcja toczy się dwutorowo, w przeszłości i teraźniejszości; poznajemy Joannę (jak się później okazuje- ofiarę), co daje nam pierwszy trop: kat związany jest z jej osobą. Trzeba więc wysilić wszystkie zmysły, gdyż dostaliśmy poszlakę nieznaną początkowo Buremu. Drugi wątek to oczywiście śledztwo prowadzone przez wspomnianego komisarza. Sam mężczyzna nie jest przedstawiony jako ponadprzeciętny stróż prawa, ot, zwykły człowiek, pracujący w ten a nie w inny sposób. I w sumie to bardzo dobrze, że pani Grzegrzółka nie wykreowała go na jakiegoś polskiego superbohatera.
Powiem tak; książka zapowiadała się bardzo dobrze, choć już w opisie można zauważyć pewne elementy zbliżone do tego, co przez rynek literacki przewijało się wielokrotnie. Ale opis to nie wszystko, treść może nieść ze sobą zupełnie coś innego,niż przekazuje nam ta skrócona forma. A jednak... czegoś tej historii zabrakło. Owszem, czytało się dobrze oraz szybko, nie nudziłam się przy niej, ale mam wrażenie, że autorka nie wykorzystała do końca potencjału historii, której przecież sama dała życie. Do tego można wyłapać pewne drobne nieścisłości- ofiara ponoć miała tak pokiereszowaną twarz, że w żaden sposób nie można jej było zidentyfikować bez pomocy współczesnej technologii, a i tak pracujący nad jej rysopisem policjanci natrafili na wiele trudności. A mimo to przyjaciółka denatki zidentyfikowała ją bez problemu dzięki... niewielkiej bliźnie na czole.
Nie czułam tutaj charakterystycznego "ducha" thrillerów, a zmasakrowanie ciała Joanny nijak nie wpłynęło na moje emocje. Było trochę...sztucznie? Ponadto zakończenie również nie przynosi nam żadnego zaskoczenia, a wręcz można się spodziewać takiego rozwiązania. Rozumiem, że prawdopodobnie przesłaniem autorki była siła emocji- to, jak długo dana osoba może kryć w sobie nienawiść, która w końcu wybucha, pozostawiając popioły. Nikt przecież nie wie, kiedy zostanie przekroczona granica i jaki będzie to miało wpływ na dalsze losy. Mimo wszystko nie odnalazłam w Odium niczego nowego; niczego, co na dłużej zatrzymałoby mnie przy tym thrillerze. Niestety, niektórzy zapominają, że oparcie wątku wyłącznie na zmasakrowanych zwłokach nie przynosi od razu sukcesu. Ważna jest intryga, dobry powód, emocje. A mimo to wierzę, że nasza polska autorka może tworzyć bardzo dobre książki, ponieważ styl pisania ma bardzo ciekawy. Teraz pozostaje jedynie odnaleźć swoją własną ścieżkę twórczą.
Odium zdecydowanie polecam tym czytelnikom, którzy rzadko sięgają po ów gatunek. "Zjadacze" thrillerów mogą się lekko na niej rozczarować.
Gra w kłamstwa
Nie każdy potrafi kłamać. Jedni rumienią się na samą myśl, co zdradza ich na starcie. Inni plączą się w zeznaniach lub są za mało wytrwali. Jeszcze inni zwyczajnie się tym brzydzą, bo są prawdomówni z natury. Są jednak i tacy, dla których kłamstwo jest jak oddychanie i potrafią to robić bez mrugnięcia okiem, bo im się to opłaca, bo sytuacja tego od nich wymaga, albo zwyczajnie ich to bawi. Ten ostatni powód sprawił, że główne bohaterki zaczęły kłamać dla zabawy, czyniąc z oszukiwania innych mistrzowską grę.
Kłamstwo uczyniła głównym motywem swojej powieści Ruth Ware, brytyjska pisarka, autorka takich powieści jak W ciemnym, mrocznym lesie i Dziewczyna z kabiny nr 7. Gra w kłamstwa to jej trzecia powieść wydana w Polsce.
Akcja powieści toczy się po części w Londynie, ale przeważnie w małej nadmorskiej wiosce o nazwie Salten. To tam w szkole z internatem poznały się bohaterki powieści: Thea z tendencjami do samoagresji, Fatima opuszczona przez rodziców przebywających na drugim końcu świata, Isa osierocona przez matkę i jedyna miejscowa, Kate. Trudne przeżycia i wzajemne różnice sprawiły, że dziewczęta zbliżyły się do siebie i stworzyły klikę szkolnych zołz. Ich główną rozrywką było kłamanie na potęgę; im bardziej oryginalne i wiarygodne kłamstwo udało się im wymyślić i sprawić, by w nie uwierzono, tym więcej punktów się za nie zdobywało. Nie muszę mówić, że taka postawa nie przysporzyła im przyjaciół i sympatii miejscowych. Póki nikomu nie dzieje się realna krzywda, póty kłamstwa jeszcze mogą uchodzić płazem. Jednak prędzej lub później ktoś poczuje się dotknięty na tyle mocno, że zapragnie odwetu, a wtedy biada autorowi rozpuszczonego bezmyślnie łgarstwa.
W pewnym momencie kłamstwa przestają być zabawą, a bohaterki zdają sobie sprawę, że muszą kłamać dalej, by ocalić własną skórę. By przetrwać. Co więcej ich dalsze życie już na zawsze będzie naznaczone obawą, że kiedyś prawda wyjdzie na jaw, a wtedy wszystko co przez lata budowały będzie zagrożone.
Dorosłe już Isa, Thea i Fatima otrzymują od Kate wiadomość o treści: Potrzebuję Was. Ten krótki komunikat wywraca życie bohaterek do góry nogami. Oczami narratorki powieści, Isy, świeżo upieczonej matki, zawodowo prawniczki, śledzimy kryminalną historię znalezionych na moczarach ludzkich szczątków. Najgorszy jest fakt, że kobiety zdają sobie sprawę, że będą musiały dalej kłamać. Tym razem mają jednak dużo więcej do stracenia. I chyba któraś z nich nie mówi przyjaciółkom całej prawdy...
Powieść jest ciekawie napisana. Isa, narratorka, wraca wspomnieniami do czasów, gdy była nastolatką i gdy potrzeba akceptacji i bliskości była dla niej i jej koleżanek czymś najważniejszym. Z ogromnym sentymentem przypomina sobie chwile spędzone w domu Kate i stwierdza, że tylko tam była naprawdę szczęśliwa. Konfrontacja z obecną rzeczywistością wyzwala w Isie skrywane przez 17 lat obawy, teraz tylko dodatkowo wzmożone przez więź z nowo narodzoną córeczką Freyą. Kobieta zdaje sobie sprawę, jak wiele ma do stracenia i jak trudne było jej codzienne życie, gdy musiała pewne sprawy utrzymywać w zamknięciu. Rzutowało to na jej kontakty z ludźmi, a zwłaszcza na relację z partnerem i ojcem Freyi, Owenem.
W pewnym momencie bohaterki z bólem stwierdzają, że muszą dotrzeć do prawdy, w przeciwnym razie pożrą je ich własne kłamstwa.
Gra w kłamstwa to dobra, klimatyczna historia. Atmosfera nadmorskiej mieścinki, krzywe spojrzenia miejscowych i sekrety na każdym kroku. Kłamstwa mają to do siebie, że powtarzane przez wiele ust stają się pozorem prawdy. W takim przypadku bardzo trudno między nimi manewrować i sama skrucha nic tu nie zmieni. Jedynie prawda może człowieka wyzwolić. Ale czy na pewno?
Kryminalne przypadki Matyldy
Co zwykle robi kobieta porzucona przed ołtarzem kobieta? Może wyruszyć samotnie albo z przyjaciółkami w podróż poślubną? Ma złorzeczyć narzeczonemu i szukać dróg zemsty? A może powinna pogrążyć się w odmętach depresji i już nigdy nawet nie próbować szukać szczęścia? Zapewne każda z nas odpowie na to pytanie inaczej, w zależności od typu osobowości, temperamentu czy życiowych doświadczeń.
Oczywiście proponowane odpowiedzi nie wyczerpują też szeregu możliwości stojących przez porzuconą narzeczoną. Możemy się o tym przekonać śledząc losy Matyldy Dominik, autorki poczytnych kryminałów i malarki, bohaterki fascynującej powieści pt. „Kryminalne przypadki Matyldy”. Opublikowana nakładem Wydawnictwa Zysk i S-ka książka autorstwa Bożeny Mazalik, to frapująca zagadka godna Sherlocka Holmesa, która wciąga nas bez reszty. Po lekturę sięgnąć mogą zarówno wielbiciele kryminalnych historii, jak i czytelnicy, potrafiący docenić zarówno doskonale skonstruowaną fabułę, jak i wspaniałą kreację bohaterów, ze wspomnianą Matyldą na czele.
Po sromotnej porażce, jaką kobieta poniosła na polu związków, Matylda decyduje się skorzystać z oferty starego znajomego, niejakiego Włodka Zbierackiego i osiąść w jego rodzinnym domu – starym, zrujnowanym zamku zwanym Sarnim Dworem. Ów kolega przebywać ma w tym czasie w Irlandii, zbierając fundusze niezbędne do renowacji i utrzymania budowli, w tym czasie zaś Matylda doglądać ma domu, oddając się twórczej wenie i malowaniu obrazów na nadchodzący wernisaż. Tyle tylko, że jak tu skupić się na artystycznej działalności, kiedy w domu nieustannie coś trzeszczy, skrzypi, rozlega się tajemnicze stukanie, a ktoś bezczelnie wyjada z szafki morele? Na dodatek ów tajemniczy ktoś miał czelność zaatakować zajmującego się oporządzaniem zwierząt parobka, a następnie najlepszą przyjaciółkę Matyldy, panią doktor psychiatrii, Ildefonsę? Co prawda akurat Ilka miała tyle szczęścia, że przeżyła (czego nie można powiedzieć o pierwszej ofierze ataku), ale i tak to, co się dzieje wokół Sarniego Dworu i w jego wnętrzu, jest wielce niepokojące.
W miejscu, gdzie dwie osoby zostały zaatakowane, pod początkowo podejrzewaną o napaść jałówką, Matylda znajduje wejście do starego korytarza kopalni srebra, w zamku pojawia się znienawidzona przez Ilkę i Matyldę Halina vel Wredna, znana jeszcze ze szkolnych czasów, a na dodatek na podwórku pojawia się … trup Seweryna, niedoszłego męża Matyldy.
Sprawę prowadzi przystojny Marek Mleczko, obdarzony anielską wprost cierpliwością, nieustannie wystawianą na próbę przez Matyldę i Ilkę. Jak zakończy się ta historia? Kto grasuje na zamku i kro zaatakował dwie niewinne ofiary w obórce, jedną pozbawiając życia? Kto zasztyletował Seweryna? Czy Seweryn i Wredna się znali? Czy właściciel obiektu, Zbieracki, ma coś do ukrycia? A może w korytarzach zamku ukrywa się morderca, który w sąsiedniej wsi zamordował swoją narzeczoną? Na te wszystkie pytania (i kolejne, pojawiające się w trakcie lektury), znaleźć musimy odpowiedź w fenomenalnej powieści Mazalik, stylem zbliżonej nieco do niezapomnianych powieści Chmielewskiej, budzącej zarówno przerażenie, jak i salwy niepohamowanego śmiechu.
Doskonale skonstruowana fabuła, cała plejada mistrzowsko zbudowanych postaci, niezwykły klimat książki – to wszystko sprawia, że powieść „Kryminalne przypadki Matyldy” pochłaniamy łapczywie będąc przekonanym, że z autorką spotkamy się jeszcze nie raz i żałując, że ta mroczna przygoda tak szybko się kończy.
Kamienna małpa -zapowiedź
Do wybrzeży Stanów Zjednoczonych zbliża się statek z nielegalnymi chińskimi imigrantami na pokładzie. Przemytem tych ludzi kieruje nieuchwytny Kwang Ang, poszukiwany przez policję wielu krajów. Okręt tonie niedaleko brzegu, ale części imigrantów udaje się dotrzeć do lądu. Kwang Ang znika w Nowym Jorku, a Lincoln Rhyme zostaje poproszony o pomoc w poszukiwaniach przestępcy, który nie zawaha się przed zgładzeniem każdego, kto mógłby go zidentyfikować. Wszystkim ocalałym z katastrofy Chińczykom grozi śmierć. Rhyme musi ująć mordercę, zanim ten do nich dotrze.
Jeffery Deaver - z wykształcenia dziennikarz i prawnik. Przez kilka lat współpracował z dziennikami "New York Times" i "Wall Street Journal". Był także doradcą prawnym jednej z większych firm na Wall Street. Zaliczany jest do grona najbardziej poczytnych pisarzy amerykańskich. Światową sławę przyniósł mu "Kolekcjoner Kości" - pierwsza powieść, w której pojawiła się para detektywów: Lincoln Rhyme i Amelia Sachs. Książkę zekranizowano, a w głównych rolach wystąpili Denzel Washington i Angelina Jolie.
Przejście - zapowiedź
Postapokaliptyczny thriller napisany w klimacie słynnego Bastionu Stephena Kinga. Pierwsza część bestsellerowej trylogii.
W tajnej bazie armii amerykańskiej w Kolorado trwają badania nad rzadkim wirusem z boliwijskiej dżungli wydłużającym życie i zwiększającym siłę fizyczną. Ubocznym skutkiem jego działania jest przemiana ludzi w wampiry, wobec których wojsko ma własne plany: nowy gatunek wydaje się doskonałą bronią biologiczną. Agent FBI Brad Wolgast otrzymuje zadanie: dostarczyć dwunastu czekających na egzekucję skazańców do eksperymentu wszczepienia wirusa.
Neverworld Wake
Wiele osób przed wami przechodziło przez Nieświat. I po was również wielu przezeń przejdzie. Ale setki milionów nigdy nie dostanie szansy, którą dostaliście wy. Potraktujcie więc to, co wam się przydarzyło, jako dar. Okazję, by zmienić bieg historii, ponieważ wasz wybór wpływa na miliony przyszłych wydarzeń biegnących ku przyszłości, w nieskończoność. Innymi słowy, istnieje precedens, nie jesteście sami. Musicie polegać na sobie nawzajem. Każdy z was jest kluczem, pozostali zamkiem.
Czy zastanawialiście się kiedyś jak to jest utknąć w Dniu Świstaka? Jak zachowalibyście się kiedy ten sam dzień powtarzałby się w nieskończoność, a wyrwać się z tego koszmaru, może tylko jedna osoba z waszej paczki znajomych? Szukalibyście rozwiązania? A może kompletnie zbzikowali? Beatrice i jej przyjaciele nie musieli się zastanawiać, bo wbrew swojej woli zostali zamknięci w pętli czasu. I tylko jednomyślne głosowanie mogło zakończyć ich koszmar. Jednak czy to na pewno był koszmar? I czy przypadkiem to wszystko nie jest konsekwencją tajemniczej śmierci Jima – chłopaka Bee – i wszystkich sekretów z nią związanych?
Neverworld Wake na pierwszy rzut oka jest thrillerem o zabarwieniu paranormalnym. 5 przyjaciół zamknięta w dziwnym Nieświecie, w którym non stop przeżywają ten sam dzień. Rozwiązaniem ich problemu ma być głosowanie – jednomyślne – na tego, kto jako jedyny przeżyje. W gruncie rzeczy jednak wydaje mi się, że książka ta jest opowieścią o odradzającej się przyjaźni, nawiązywaniu niezniszczalnych więzi międzyludzkich i o przetrwaniu tak naprawdę. Pokazuje, że czasem ci, których braliśmy za wrogów i manipulatorów, są tak naprawdę naszymi najlepszymi przyjaciółmi. Smaczku temu wszystkiemu nadaje dziejąca się w tle sprawa kryminalna – niewyjaśnione samobójstwo, które być może tak naprawdę nim nie jest. Powieść czyta się niezwykle szybko i przyjemnie. Od razu trafia do czytelnika jej prosty język i nie przerysowane, ale nadal pięknie pokazujące rzeczywistość opisy.
Właściwie w całości mamy tak naprawdę tylko piątkę bohaterów – Beatrice, Kipling’a, Whitley, Cannon’a i Marthę. I tu muszę przyznać, nie polubiłam żadnego z nich. Wydawali mi się straszni płytcy i przewidywalni. Mimo, że każdy z nich miał inny charakter, inaczej przeżywał dramat Nieświata, to byli dla mnie tacy strasznie szarzy, bezpłciowi. Brakowało mi wśród nich osoby, która byłaby kimś charyzmatycznym i wyrazistym. Kogoś, kto nie zlewałby się z tłem.
Warto zwrócić uwagę na wątek kryminalny w Neverworld Wake – śmierć Jima. Przyznaję, że był poprowadzony w bardzo ciekawy sposób, intrygujący. Jednak ostatecznie został rozwiązany w najbardziej oczywisty z możliwych sposobów. Jaki? O tym musicie przekonać się sami. Nie do końca, też rozumiem logikę późniejszego głosowania, które miało uratować jedną z postaci. Brakuje mi tutaj jakiegoś logicznego ciągu, który wyjaśniałby tok myślenia wszystkich bohaterów. Ale na to, można przymknąć oko. Ostatecznie bowiem zakończenie książki jest niezwykle wzruszające – ja osobiście płakałam jak małe dziecko. A to nie zdarza mi się często.
Czy polecam Nerverworl Wake? Oczywiście. Książka jest na tyle przyjemna i poprowadzona w fajny sposób, że można przymknąć oko na tych kilka wad. Komu ją polecam? Osobom lubiącym połączenie wątków paranormalnych i kryminalnych. Fanom zawiłych teorii na temat czasu i przestrzeni, a także wszystkim tym, którzy kochają thrillery, które czyta się w lekki sposób. Ja pewnie jeszcze nie raz wrócę do rzeczywistości Nieświata, by przeżyć tę historię raz jeszcze.
Neverworld Wake - zapowiedź
Pięcioro przyjaciół. Tylko jedno z nich może przeżyć.
Komu uda się wyrwać z koszmarnej otchłani?
Jaką cenę będzie musiał zapłacić?
Wyjątkowy, porywający thriller, w którym czas zapętlił się
w wiecznym powtórzeniu.
Beatrice i pięcioro jej najlepszych przyjaciół tworzyli świetną ekipę. Ale wszystko zmieniła tajemnicza śmierć Jima, chłopaka Beatrice.
Bee czuje, że nigdy nie pozna prawdy, jeśli nie spotka się z przyjaciółmi. Nie rozmawiała z nimi przez rok od dramatycznych wydarzeń. Podejrzewa, że wiedzą znacznie więcej, niż chcą zdradzić.