Rezultaty wyszukiwania dla: sci fi

środa, 26 lipiec 2017 14:21

„Dzikie królestwo” - Gin Phillips

Pod koniec września nakładem Zysk i S-ka Wydawnictwa ukaże się powieść „Dzikie królestwo” autorstwa Gin Phillips.

Książka debiutowała właśnie w Kanadzie i z miejsca została bestsellerem, zarówno na listach magazynów, jak i Amazonu. W tym miesiącu planowana jest premiera w USA. Warto też dodać, że trwają prace nad ekranizacją powieści, a w roli głównej wystąpi znana z "Wilk z Wall Street", "Tarzan: Legenda" oraz genialnej roli szalonej Harley Quinn z "Suicide Squad" Margot Robbie.

Dział: Książki

Niezwykła biografia Stanisława Lema autorstwa Wojciecha Orlińskiego ukaże się nakładem Wydawnictwa Czarnego 2 sierpnia.

Koedycja z wydawnictwem Agora.

Dział: Książki
wtorek, 25 lipiec 2017 21:41

Fallen Legion

Już od tygodnia wszyscy amerykańscy fani action RPG mogą cieszyć się pierwszym tytułem studia YummyYummyTummy przygotowanym specjalnie na PlayStation – Fallen Legion, a od dziś gra jest dostępna również w Europie! Poznaj niezwykłe opowieści uniwersum Fenumii, grając w Fallen Legion: Sins of an Empire na PS4 i w Fallen Legion: Flames of Rebellion na PS Vita!

Dział: Z prądem
wtorek, 25 lipiec 2017 20:37

Ferajna

Jeżeli tak wyglądała śmierć, to nie jest źle.
Nic, z tego co się stało, nie pamiętał. Jakby obudził się po jakiejś straszliwej, pijackiej nocy. Tylko zamiast kaca był ból w klatce piersiowej, te cholerne kable i miarowy, monotonny pisk – znak, że żył. Ale powrót świadomości był identyczny: nie wiedział, gdzie jest i co tu robi. Teraz już tylko nie mógł przypomnieć sobie samego momentu, jakby się film urwał. Ale resztę pamiętał...

Zabierając się za „Ferajnę” Roberta Miękusa i Janusza Petelskiego spodziewałam się czegoś naprawdę fajnego. Czegoś co porwie mnie od pierwszych stron i zabierze w gangsterski świat pełen niebezpieczeństwa, pościgów i walki o teren. No i się przeliczyłam, ponieważ dostałam wielkie, okrągłe i mięciutkie flaki z olejem. Nigdy, przez całe moje czytelnicze życie, żadna książka nie zmęczyła mnie tak bardzo jak ta. Ale od początku.

Powieść zaczyna się od zawału przywódcy jednego z dwóch największych gangów Warszawy – Feliksa Nieznańskiego, pseudonim Boss. I można to było fajnie wykorzystać, mogło to zrodzić walkę o teren między dwoma gangami – jednym osłabionym z powodu choroby ich lidera i drugiego, który być może chciałby przejąć dochody tego wcześniejszego. I owszem, przez chwilę autorzy skupiają się na tym wątku, by za kilkanaście stron zdusić go w zarodku. Ciężko mi jest nawet powiedzieć o czym jest ta książka, bo nie wiem. Fabuła jest jednocześnie o wszystkim i o niczym, przez co ciężko wyłuskać jakieś dominujące wątki. Pełno w niej prostych, bezsensownych dialogów, które właściwie nie wnoszą nic, jedynie drażnią czytelnika.

Kolejnym, jak dla mnie dużym minusem książki jest liczba postaci. Ja osobiści pogubiłam się, kto pracował dla Bossa, a kto dla Fantoma, który był liderem drugiego gangu. „Twarz” wszystkich postaci ratują według mnie dwie osoby – Krystyna i jej mąż, nazywany przez wszystkich pieszczotliwie Szmatą. Ona jest tak jakby ostoją całej rodziny Nieznańskich, spokojna i opanowana zwykle na zimno podchodzi do każdej trudnej sytuacji, jest taka jaki powinien być każdy gangster. Za to Szmatę polubiłam chyba tylko dlatego, że kompletnie nie potrafi się odnaleźć w rodzinie swojej żony. Poniżany i wyśmiewany często dostaje najgorszą robotę do zrobienia.

Moja ocena nie będzie wysoka. Nie sądzę również, że będę chciała sięgnąć po kolejny tom. Wiele wątków nie wykorzystano jak należy, przez co książka staje się nijaka. Więcej w niej obyczajówki niż kryminału. Mnie znudziła, ale to nie znaczy, że nie znajdzie swoich amatorów.

Dział: Książki
wtorek, 25 lipiec 2017 14:53

Baśnie osobliwe

Baśnie osobliwe to piękno w czystej postaci. Piękno dla oka i piękno dla ducha.

Książka jest niezwykle trafnym uzupełnieniem trylogii o osobliwych dzieciach Pani Peregrine. Fani osobliwców na pewno kojarzą mądrego Millarda Nullingsa i jego opowieści. Na pewno pamiętają także wspominane przez dzieci baśnie oraz to, jaką one stanowiły dla nich wartość. W tym zbiorze mamy niewątpliwy zaszczyt poznać je dokładniej, do tego opowiedziane przez Millarda, który większą część swojego osobliwego życia poświęcił na ich zgłębianie, kolekcjonowanie i rozpowszechniane. Baśnie te stanowią niewątpliwe jestestwo osobliwców.

Pierwsze co mnie zachwyciło w tym zbiorze to przepiękne wydanie. Złocone ornamenty na okładce zawładnęły mną całkowicie. A to był dopiero początek! Wewnątrz książka jest równie zdobna jak jej okładka. Czarno-białe ilustracje, złoty tusz w przypisach i tytułach rozdziałów, zdobione inicjały.  Niby prostota, a jednak zachwyca. Długo nie mogłam oderwać oczu od rysunków, które mimo że pozbawione kolorów, zachwycają mnogością detali. Książka urzeka swym fizycznym pięknem.

Przedmowa samego Millarda jest ciekawym wstępem do baśni i przygotowuje czytelnika na spotkanie z tym niezwykłym dziełem. Jego przypisy uzupełniają historię i pomagają zrozumieć zawiłość historii. Każda z baśni, a jest ich 10, opowiada o ważnych wydarzeniach z historii osobliwców. Przenoszą nas one w czasie, uzupełniają naszą wiedzę na temat ich świata i rzucają sporo światła na zawiłą naturę odmieńców. Millard opowiada nam o mniej znanych pierwszych osobliwcach i ich życiu, ale także przytacza znane nam już z trylogii historie. I tak możemy na przykład dokładnie zgłębić zagadnienie powstania pierwszych ymrynek i ich rady. W książkach nie raz było o tym wspomniane, jednak nigdy nie było nam dane poznać szczegółów. Tutaj mamy ku temu okazję. Dodatkowo poznajemy także proces powstawania pierwszych pętli czasowych. A pamiętacie londyńskie gołębie? Ich historia również nierozerwalnie łączy się z osobliwcami, o czym mamy okazję dowiedzieć się z baśni „Gołębie od Świętego Pawła”. Po jej przeczytaniu wszystkie dotyczące ich szczegóły wskakują na właściwe miejsce, co daje nam pełne zrozumienie ich zachowań z drugiej części trylogii. Moją ulubioną jednak jest baśń o olbrzymie Cuthbercie. Zapewne kojarzycie jego historię z „Miasta cieni”. Tu mamy ją całą, więc możemy poznać jego losy dokładniej. Czytanie jej sprawiło mi o tyle przyjemność, że dokładnie pamiętałam jak bardzo Cuthbert przyczynił się do uratowania bohaterów książki. Poza tym był po prostu bardzo sympatyczny.

Każda z baśni opowiada o innym osobliwcu i jego przedziwnych losach. Możemy poznać ich nowe moce, o których nie było wspomniane nic w książkach. Dzięki tym opowieściom mamy lepszy wgląd w historię osobliwców. Muszę przyznać, że ten zbiór baśni rzuca dużo światła na przygody Jacoba i Emmy, pozwala lepiej zrozumieć ich świat i jest ciekawym uzupełnieniem całości. Wprowadzenie do nich osoby Millarda Nullingsa w roli narratora dodaje temu zbiorowi wiarygodności, gdyż jak wiemy Millard był strażnikiem osobliwych baśni. Poza tym, jego postać dodaje baśniom tajemniczego charakteru. Podczas czytania miałam nieodparte wrażenie wyróżnienia mojej osoby poprzez dopuszczenie mnie do poznania tajemnic osobliwców. Czułam się tak, jakby Millard otwierał przede mną swoją duszę ufając, że jestem godnym odbiorcą. Może to trochę na wyrost filozoficzne, jednak magia tej książki obezwładnia. Poza tym każdy fan osobliwców zdaje sobie sprawę, jak ogromną wartość emocjonalną i historyczną miały dla nich baśnie, więc możliwość obcowania z nimi można odebrać jako przywilej.

Czy zatem zbiór ten ucieszy tylko znających losy Pani Peregrine? Otóż nic bardziej mylnego! Dla fanów będą bonusem, dla nie zaznajomionych z tematem – ciekawostką. Są one na tyle uniwersalne, że nawet małe dzieci znajdą w nich coś dla siebie. W końcu są to baśnie, a te jak wiadomo zawsze zawierają pierwiastek i magii i mądrości. Baśnie są piękne i przejmujące, a niektóre wręcz niepokojące. Pokazują jak wiele musi znieść człowiek, który różni się od innych. Uczą one także o wytrwałości, oddaniu, wierności własnym przekonaniom i pewności siebie. Jest to zatem lektura dla każdego, bez względu na wiek czy powiązanie z osobliwcami. I jak to powiedział sam Millard: „jestem żywym dowodem na to, że baśnie nie tracą na przydatności pomimo upływu lat”.

Dział: Książki
wtorek, 25 lipiec 2017 11:20

"Nowa Fantastyka" 08/17 już w sprzedaży

W dniu dzisiejszym - 25 lipca 2017 - trafił do sprzedaży najnowszy numer "Nowej Fantastyki", a w nim:

Łukasz M. Wiśniewski
ŚWIAT, KTÓRY POSZEDŁ NAPRZÓD

Dział: Prasa
poniedziałek, 24 lipiec 2017 21:07

Calamity

Brandon Sanderson zadomowił się w Polsce na dobre. Mimo iż bum na jego dzieła minął, to w dalszym ciągu cieszy się sporą popularnością. Pojawiła się okazja, aby zakończyć jedną z jego serii. Czy jest to powód do radości? Oczywiście, ponieważ dzięki temu można zacząć kolejną!

“Calamity” jest ostatnim tomem trylogii o Mścicielach, zatem niesie ze sobą odpowiedzi na pytania, które nurtowały czytelników już od początku. Grupa pod przywództwem Davida trafia do Ildithi, gdzie planuje znaleźć i uratować Profesora.

Biorąc do ręki którąkolwiek część z serii “Mścicieli” na pewno należy zatrzymać wzrok na okładce. Jędrzej Chełmiński udowodnił, że jego talent plastyczny jest na wysokim poziomie, a okładka może zachęcić do zakupu nie tylko nazwiskiem autora. Mimo świetnej oprawy graficznej wydanie zawiera także minusy. Są to literówki w tekście. Osoba odpowiedzialna za to zasługuje na burę, bo czasem na jednej stronie znajduje się kilka byków. Sprawia to, że sprawne i lekkie czytanie momentami zgrzyta.

Pierwszą rzecz, jaką można zauważyć w dziełach Sandersona, to otoczenie, w jakim rozgrywa się fabuła. Każdy tom ma inne tło, równie zaskakujące i fascynujące. “Calamity” nie odbiega od swych poprzedniczek i serwuje krajobraz, którego wyobrażenie sobie zmusi czytelnika do umysłowego wysiłku. Pisarz posiada ogromną wyobraźnię, dlatego nie ma co liczyć na przyziemne pomysły i rozwiązania.

Mimo iż seria skierowana jest głównie do młodzieży, to śmiało może czytać ją starszy czytelnik. Nie jest ona prosta czy “cukierkowa” - wręcz przeciwnie - można znaleźć w niej sporo przekazu i ciekawych cytatów. Mimo ukazywania poważnych kwestii, takich jak śmierć czy miłość, to dzieło utrzymane jest w lekkim klimacie, a więc nie męczy ckliwymi scenami na kilka stron. Brandon Sanderson wplótł sporo poczucia humoru, objawiającego się, m.in. w zamiłowaniu głównego bohatera, Davida do porównań. Już od pierwszego tomu boryka się on ze znalezieniem dobrej metafory, jednak strasznie mu to nie wychodzi, co może budzić uśmiech na twarzy czytelnika.

Wyraziste postaci są mocną stroną książki. W świecie Epików - ludzi o niezwykłych zdolnościach - bohaterowie nie mogą być miałcy. Drużyna Mścicieli do zbiór indywiduum. Każdy wnosi coś innego, przez co odbiorca książki na pewno znajdzie kogoś, kogo polubi, a nawet z kim będzie się utożsamiał. Najszerszy wachlarz serwują natomiast Epicy. Brandon Sanderson doskonale stworzył atmosferę otaczającą tych ludzi, którzy są na zupełnie innym szczeblu w hierarchii ludzkości. Warunek, Zawłaszczacz czy Wycieraczka, to z pewnością nie są pseudonimy, które chciałyby mieć dzieci bawiące się w superbohaterów. Jednak doskonale wpasowują się one w dzieło. Ksywy wyrwane z kontekstu brzmią czasem wręcz infantylnie, jednak wykreowany świat doskonale mieści takie nazwy. Dowodzi to, że autor świetnie buduje klimat, gdyż podczas czytania, wokół każdego Epika czuć moc i wyższość. Jeśli ktoś zwany Wycieraczką w uzasadniony sposób budzi lęk, to pisarz naprawdę musi mieć talent do tworzenia atmosfery.

Seria “Mściciele” zawiera sporo zagadek, a odkrywanie odpowiedzi mocno wciąga w czytanie, dlatego należy ostrzec przed syndromem “jeszcze jednego rozdziału”. Naprawdę ciężko oderwać się od książki, zwłaszcza, że ostatni tom wyjaśnia zagwozdki nurtujące choćby od “Stalowego Serca”. Wszystko to okraszono fantastyką naukową, niezbyt zawiłą, jednak zmuszającą do skupienia się. Wartka akcja w niebywałym świecie Epików wzmacnia zaangażowanie w czytanie.

Brandon Sanderson nie bez powodu ma mnóstwo fanów. Pisarz doskonale zna się na kreowaniu niezwykłych historii osadzonych w niebywałych krajobrazach. Seria “Mściciele” nie odbiega od tego i gwarantuje świetną zabawę w świecie Epików, w którym ludzkość skazana jest na ich łaskę. Jednak nie każdy potrafi ugiąć się pod ich mocą. David wraz z grupą udowodni, że jest nadzieja, a zrobi to zapewniając dobrze spędzony czas nad lekturą.

Dział: Książki
poniedziałek, 24 lipiec 2017 15:39

Tak sobie wyobrażałam śmierć

Helena Mobacke, sławna policjantka z wieloma sukcesami na koncie, po roku nieobecności, spowodowanej śmiercią ukochanego syna, Antona, wraca w mundurowe szeregi. I choć ma nadzieję, że przeszłość nie będzie o sobie dawać znaku na każdym kroku, to pierwsze dni w policji są dla niej ciężkie. Szczególnie, że Anton umarł z jej winy...

Pierwszą sprawą kobiety jest morderstwo osiemnastoletniego chłopaka, Erica Szymanskiego. Ktoś wepchnął nastolatka prosto pod koła metra. Mogłoby się wydawać, iż był to jedynie wypadek, nie zaplanowany atak, jednak po kilku dniach dochodzi do podobnego zabójstwa. Helena, wciąż walcząca z własnymi demonami, musi stawić czoła nieprzyjemnej rzeczywistości.

Czy matka, która straciła dziecko, potrafi rozwiązać skomplikowaną sprawę morderstw? Czy własne wyrzuty sumienia, bezdyskusyjne zaufanie do rodziców, którzy także utracili swoje pociechy, nie zaciemni jej ogólnego obrazu sytuacji... ?

Ból, jaki odczuwa rodzina po utracie jednego z członków, musi być niewyobrażalny; mówi się, że najgorszą tragedią dla rodziców jest pogrzeb własnego dziecka. Dziecka, którego mimo wielu prób, nie zdołali uchronić przed najgorszym. Byłam ogromnie ciekawa, jak główna bohaterka Tak sobie wyobrażałam śmierć będzie prowadziła -bądź co bądź- tę skomplikowaną sprawę. Morderca praktycznie nieuchwytny, skryty pod kapturem bluzy, niewidzialny dla otoczenia. Do tego własne, wewnętrzne rozterki Heleny Mobacke, chwile rozdrażnienia, łzy, same z siebie napływające do oczu pod wpływem małego wspomnienia... prowadzić dochodzenie w tak trudnej sytuacji psychicznej to nie lada wyzwanie. Ale przecież pani Mobacke nie należy do tych, które się poddają. Była twarda, i jak udowodniła, nadal jest.

Helena Mobacke -jak już wspominałam- jest wciąż skupiona na osobistej tragedii i bardzo niewiele trzeba, aby wspomnienia powróciły. Dlatego też rozumie stratę rodziców, poznanych podczas śledztwa, czasem ślepo im ufając. To, niestety, ma znaczący wpływ na przebieg całej sprawy, choć nie powiedziałabym, że aż tak spory, jak wydawcy piszą o tym na okładce.

Ogromnym plusem jest fakt, iż autorka nie skupiła się wyłącznie na głównej postaci, lecz poświęciła także kilka rozdziałów dla pozostałych policjantów, biorących udział w śledztwie. Dzięki temu mamy szerszy obraz sytuacji, możemy łatwiej wczuć się w całą historię, a co więcej, prywatne sprawy członków tej "małej" grupy również są bardzo ciekawe. Tym bardziej intryguje mnie kolejny tom, gdzie być może znajdzie się rozwiązanie niektórych kwestii.

Historia mordercy należy do grupy tych lepszych, bowiem do końca nie wiadomo, dlaczego sprawca obrał sobie za cel konkretnie te, niezwiązane ze sobą nijak, osoby. Można zgadywać, zakładać się, nawet stawać na głowie, ale prawdę poznaje się dopiero na końcu. Tak sobie wyobrażałam śmierć jest lekturą ciekawą, aczkolwiek nie aż tak wciągającą, aby miała zapaść w pamięć na kolejne miesiące. Owszem, jest ciekawie, na czytelnika czekają różnego rodzaju zwroty akcji i niespodzianki, jednak do statusu "super- książki" troszkę brakuje. Podczas czytania miałam również wrażenie, że emocje Heleny związane z utratą dziecka były nie do końca dokładnie opisane, nie wyczuwałam w jej postaci prawdziwej rozpaczy, typowej dla matki.

Mimo wszystko spędziłam z tą książką przyjemne chwile; uważam, że kolejne tomy będą już coraz lepiej dopracowane, coraz ciekawsze. Książka z całą pewnością przeznaczona dla osób lubiących thriller bez rozlewu krwi.

Dział: Książki
poniedziałek, 24 lipiec 2017 15:27

Wilcza godzina

„Wilcza godzina” Andriusa Tapinasa to moje pierwsze spotkanie ze współczesną literaturą litewską. Domyślam się, że dla wielu innych czytelników również. Czego zatem powinni się spodziewać?

Andrius Tapinas na Litwie jest obecnie znany przede wszystkim jako pisarz, choć ukazały się dopiero dwie jego książki – „Wilcza godzina” oraz jej kontynuacja, „Dzień plagi”. Karierę Tapinas robi jako prezenter telewizyjny i działacz społeczny, a zaczynał od przekładu – jako siedemnastolatek został najmłodszym na świecie tłumaczem „Władcy pierścieni” J. R. R. Tolkiena. Te silne związki z fantastyką obiecują ciekawy tekst.

Pierwsza litewska powieść steampunkowa już na wstępie oczarowuje rozmachem. Autor przezornie opisał pokrótce bohaterów, by czytelnik nie gubił się w ich szeregach. Panorama opisanych w powieści miejsc rozciąga się od Sankt Petersburga do Londynu, choć większość akcji skupia się na Wilnie – okupowanym przez Imperium Rosyjskie mieście, które pragnie wyzwolić się spod carskiego jarzma. Motywy, które znamy z historii i literatury przełomu XIX i XX wieku – gwałtowna industrializacja, rozwój kapitalizmu, wyzysk, nierówności społeczne, fale strajków i powstanie ruchów sufrażystek – przeobrażają się pod piórem Tapinasa w scenerię dla działań alchemików i mechaników parających się działalnością nadprzyrodzoną. Na tle politycznych intryg i przenikania się rzeczywistości z litewskimi legendami rozgrywają się wątki takie jak pierwsza miłość nastoletniej uzdolnionej mechaniczki, które, pozornie niewpływające na kształt świata, stają się kluczowe dla całej opowieści. Pojawia się też mityczny żelazny wilk – mechaniczny potwór zdolny do samodzielnego myślenia, niczym żywa istota. Jaką rolę odegra w dramatycznej walce grup wpływu w steampunkowym Wilnie?

Tapinas zgrabnie łączy wiedzę historyczną z ludowymi wierzeniami – nie tylko litewskimi, ale też na przykład żydowskimi. Wplata je w fabułę zupełnie naturalnie, zapewniając powieści wyjątkowy klimat. „Wilcza godzina” to książka, która pozostaje w głowie – ze względu na korowód interesujących bohaterów, barwnie opisane miasta i atmosferę narastającego napięcia. Urzekło mnie to tło i świat wykreowany przez Tapinasa. Interesującym zabiegiem jest też osadzenie w rolach głównych działających postaci nastolatków – Miły i Salomona.

Powieść ma jednak również minusy. Jako samodzielny utwór nieszczególnie się sprawdza – konkretna akcja (pojawienie się żelaznego wilka) zaczyna się pod sam koniec tekstu. Z blisko pięciuset stron około czterystu autor poświęcił budowaniu świata i kreowaniu tła, z którego fabuła wylęgnie się sama. Na szczęście jako pierwszy tom cyklu jest natomiast „Wilcza godzina” znakomita – tak wykreowane uniwersum to doskonałe otwarcie i punkt wyjścia do większego projektu.

Problem stanowi także przekład. Nieuwaga tłumacza i redaktora jest widoczna zdecydowanie w zbyt wielu miejscach. Niektóre z błędów to drobnostki, które zgrzytają: „Susłow czuł się jak nie w swoich butach” (s. 243) lub denat, który poprzedniego wieczoru „zabawiał się z kolegami w barze” (s. 335). Dwa poważne uchybienia przewijają się jednak przez całą powieść – niepoprawna odmiana nazwy sterowca „Ilja Muromiec” („Muromca”, nie „Muromieca”) oraz termin „rzeczywisty radny państwa rosyjskiego” (chodzi o „rzeczywistego radcę stanu”, IV rangę według tabeli wprowadzonej w Imperium Rosyjskim przez Piotra I). Dla kogoś może to nic wielkiego, mnie takie błędy wyraźnie przeszkadzały w lekturze.

Mam nadzieję, że „Wilcza godzina” to zaproszenie do świata, który nie skończy się na dwóch tomach. A na przekład „Dnia plagi” będę czekać z niecierpliwością. Jeżeli szukacie interesującego steampunkowego uniwersum – czytajcie Tapinasa.

Dział: Książki
poniedziałek, 24 lipiec 2017 14:34

Zwiastun "Player One"

Na Comic-Conie w San Diego zaprezentowano teaser do Ready Player One Ernesta Cline'a w reżyserii Stevena Spielberga.

"Player One" to powieśc wydana w Polsce w 2012 roku przez Wydawnictwo Amber. Książka opowiada oświecie z roku 2044, w którym kryzys zrujnował największe mocarstwa. W Ameryce ludzie głodują i zamarzają na ulicach. Miasta zamieniły się w osiedla slumsów i przyczep kampingowych.

Dział: Kino