marzec 14, 2025

Rezultaty wyszukiwania dla: Sci Fi

sobota, 13 lipiec 2013 10:02

Album

Z prozą Maciejewskiego zetknąłem się po raz pierwszy, przy okazji lektury antologii "Dziedzictwo Manitou". Jego "Drapiący psy" przypadł mi do gustu, więc spodziewałem się, że "Album" mnie nie zawiedzie. Czy tak się stało?

Opowieści zawarte w "Albumie" są mocno zróżnicowane. Dostajemy do przeczytania ponad dwadzieścia, w większości krótkich, ale przez to nie mniej pasjonujących historii. Opowiadania są pełne metafor, dwuznaczności i odniesień do życia i popkultury. Właśnie ta różnorodność sprawia, że każdy znajdzie tu coś dla siebie. Ja zwróciłem szczególną uwagę na parę tekstów.

"Haiku Orfeusza" jest opowieścią o mocy tkwiącej w słowach, zdolnej ożywić umarłych. Jej bohater odkrywa, że każda z chwil spędzonych z kimś bliskim jest ulotna i trzeba dobrze ją wykorzystać, gdyż boskie wyroki prędzej, czy później do nas wracają.

"Niebieskie wino" odpowiada na pytania, co może stać się, gdy książki są całym naszym światem. Czy prorocze sny mogą być przekleństwem? Tego dowiemy się pijąc z bohaterką opowiadania tytułowe niebieskie wino.

"Album" ukazuje wizję Sądu Ostatecznego, jakże inną od tej serwowanej nam przez Biblię. Mniej patetyczną i obcą, przez co bardziej przerażającą, bo mogącą przytrafić się każdemu z nas. Nie znamy dnia, ani godziny, kiedy idąc ulicą lub siedząc w ulubionej kafejce spotkamy naszego sędziego.

"Cienie liści" to z kolei historia pewnego eksperymentu i rodzącego się z niego szaleństwa. Pamiętajmy, że anioły nie zawsze są tymi, za których się podają...

"Wigilijny K." to zabawna historyjka o tradycji, jako nieodzownym elemencie polskich świąt. Kto wie? Może już niebawem na żadnym polskim stole nie zabraknie tego na literę K.

"Dziewczynka z zapałkami" jest opowieścią o upadłych aniołach. Odwraca do góry nogami nasze wyobrażenia o skrzydlatych posłańcach, którzy nie okazują się wcale tacy źli. Tylko czy na pewno?

"Władca" to spotkanie, które może stać się udziałem każdego z nas. Świat zwariował, a my nie widzimy żadnej różnicy. Czy już oszaleliśmy? Boimy się wysiąść z pędzącego tramwaju, zwanego obłędem? Nie znamy dnia, ani godziny, kiedy spotkamy władcę...

"Pakt z Pierrotem" opowiada o stracie. Jak wiele jesteśmy w stanie poświęcić, by odzyskać ukochaną osobę? Czasem niewiele trzeba, by przyoblec wspomnienie w ciało. Tylko, czy warto?

"Bohaterem Koncertu na milion lamp" jest głuchoniemy kompozytor, który odkrywa, że muzyka od zawsze krążyła w jego żyłach. Odkrywa wreszcie jej sedno i postanawia zaprezentować światu.

Baśń często bywa alegorią życia. "Księżniczka na ziarnku grochu" jest czymś właśnie takim. Opowieścią w której trudno odróżnić nam księcia od smoka. Podobnie jak w życiu, gdzie ta sztuka też niezmiernie rzadko się udaje.

"Bibliomani" to tekst fenomenalny. Porównanie czytania książki do aktu miłosnego, a samej książki do historii życia. Jeden z mich ulubionych tekstów ze zbioru.

"Śmierdząca inwazja" mnie powaliła. To poetyckie bizarro o inwazji dupostworów sprawiło, że w trakcie czytania na mojej twarzy nie raz pojawił się uśmiech.

"Zombie marcowe" jest opisem koszmaru, jaki dla każdego mężczyzny jest Dzień Kobiet. Ósmy marca nie ma nic wspólnego z Gwiazdką, czy Wigilią. Tego dnia nie oczekujemy z utęsknieniem.

"Kocie kształty" to ujęta w formie bajki historia stworzenia. Metaforyczny opis tego, jak może wyglądać nadawanie kształtu rzeczom i poszukiwanie prawdziwej istoty Boga. Jedno z najciekawszych opowiadań zawartych w książce.

Krzysztof Maciejewski w swoim "Albumie" porusza się doskonale w przestrzeni grozy miejskiej. Przedstawia nam dwadzieścia cztery opowieści o życiu, szaleństwie, przemijaniu, bólu, tęsknocie i potrzebie parcia naprzód. Dwadzieścia cztery metaforyczne historie, które mogłyby się przydarzyć każdemu z nas, choćby tylko w naszej głowie. To jest chyba w nich najbardziej przerażające.

Teksty zawarte w zbiorze każdy może interpretować we własny sposób. Można je czytać wielokrotnie i za każdym razem wynosić z lektury inne wnioski. Autor często używa poetyckiego stylu i nawiązuje do baśni, legend, czy strachów czających się w naszych umysłach. Jednak styl ten nie jest natrętny, nie razi. Opisy i narracja Maciejewskiego doskonale obnażają ludzkie lęki, obawy i koszmary nurtujące nas na co dzień. Jeśli dodać do tego jeszcze piękną szatę graficzną, skrojoną w formie kwadratu książkę, to "Album" można polecić wszystkim wielbicielom dobrej, mrocznej prozy.

Dział: Książki
wtorek, 07 październik 2014 04:58

Premiera: "Dracula: historia nieznana"

Już 17 października swoją kinową premierę będzie miał film "Dracula: historia nieznana" w reżyserii Garry'ego Shore oraz według scenariusza Matt'a Sazama i Burk'a Sharpless.

Dział: Kino
niedziela, 25 październik 2009 09:22

Czyste cięcie

Inaczej, niż u klasyków gatunku, bohater negatywny „Czystego cięcia" znany jest niemal od pierwszej strony książki. Tu nie będzie zaskoczenia. Nikt na koniec nie zbierze gromadki pierwszo- i drugoplanowych postaci i nie zacznie im wyjaśniać, dlaczego zabójcą jest ogrodnik... albo przyjaciel domu... albo szacowny, nobliwy dziadunio... albo przypadkowy przechodzień... albo... Nie ważne.

Rzecz w wątpliwościach, które mnie ogarnęły w trakcie lektury, czy książka Theresy Monsour, dziennikarki z południa Stanów Zjednoczonych, dostarczy amatorom suspensu wystarczających wrażeń. Koniec, niestety, wątpliwości owych nie rozwiał. Fabuła przez kilkaset stron zmierzała do konfrontacji pary antagonistów. Z jednej strony A. Romanna Michaelsa, zabójczo przystojnego chirurga plastycznego, w wolnych chwilach zajmującego się mordowaniem kobiet. Psychopaty i fetyszysty, poddanego presji przeszłości. Nie potrafiącego zapomnieć o dramatycznym dzieciństwie. Z drugiej zaś Paris Murphy – sierżant z wydziału zabójstw w St. Paul. Pięknej, wysportowanej. Również walczącej z swoimi własnymi demonami.

Konfrontacja jest jedynym możliwym zakończeniem w taki sposób prowadzonej fabuły, jaki przychodzi mi na myśl. I tutaj nikt nie powinien marudzić. Sam Harlan Coben nie stroni od takich rozwiązań. Drugą natomiast sprawą jest to, aby ten finał, który w zarysach możemy sobie wyobrazić, zwalił z nóg czymś niespodziewanym. Puentą, która zszokuje, chwyci za gardło i nie puści. Nie wiem. Może, by Paris okazała się wspólniczką doktorka? Lub doktorek jednak okazał się niewinny, sterowany hipnozą przez jakiegoś szalonego guru?

Nie. Nie tędy droga. Nie chodzi o to, aby wyręczać autora, albo pleść bzdury, że ten, czy inny, wątek powinien pójść w odmiennym kierunku. Autorka stworzyła własną opowieść, podarowała czytelnikowi nie jedną, lecz nawet kilka konfrontacji pary głównych bohaterów. Wplotła również w opowieść co najmniej jedną bonusową tajemnicę. Jaką? Tego nie wyznam. Wszak to kryminał. Odkrycie wszystkich kart byłoby niewybaczalną zbrodnią. Powiem jedynie, że uczyniła to w sposób godny uznania.

Osobiście, czytało mi się dobrze. I choć akurat mnie finał kompletnie nie zaskoczył, to w ramach wynagrodzenia otrzymałem historię z udziałem świetnie opisanych osobowości. Lekką i przyjemną lekturę bez niespodziewanych szlabanów, w postaci bełkotliwej formy. Ale czego innego mógłbym się spodziewać po dziennikarce, czyli kimś zawodowo zajmującym się obróbką słowa? Umknął jakoś fakt, że to właściwie debiut pisarski Theresy Monsour. Właśnie dzięki rasowo poprowadzonej akcji, dzięki bohaterom, psychologicznie wiarygodnym i dzięki formie, która w niczym nie ustępuje takim wyżeraczom kryminału, jak Joe Alex, Harlan Coben czy Jeffrey Deaver.

A że Coben i Deaver potrafią stworzyć literackie dzieła sztuki, historie kryminalnie doskonałe? To i cóż? Dzięki temu Monsour ma się od kogo uczyć. Jej bohaterka, Paris Murphy, pojawiła się już w kolejnych powieściach. „Czyste cięcie" rozpoczęło cykl. Z pewnością wkroczę na ścieżkę pani sierżant, by przekonać się, jak rozwinął się talent jej twórczyni.

Dział: Książki
piątek, 24 lipiec 2009 09:17

Ośmiornica

„Ośmiornica" napisana została przez debiutującego pisarza Piotra Wolaka. Książka miała swoją premierę 23 lipca 2009 roku, a wydana została przez wydawnictwo Replika. Jest to powieść kryminalna traktująca o polskim półświatku przestępczym końca XX wieku. Sporo w niej wątków detektywistycznych i sensacyjnych. Na pewno jest to udany debiut początkującego pisarza.

„Ośmiornica" opowiada historię młodego policjanta Centralnego Biura Śledczego, Adama Krępińskiego, który dostaje od przełożonego sprawę z wydziału ds. narkotyków. Jako funkcjonariusz niedoświadczony w tej materii śledczej, z niezadowoleniem przyjmuje zlecone zadanie. Od samego początku sprawa jest skomplikowana. Kilka tropów - broń nieznanego pochodzenia, narkotyki znalezione w aucie z wypadku, nieznane tabletki ekstazy skonfiskowane dealerowi - nie bardzo chce się złożyć w jedną całość. W dodatku mafioso o pseudonimie Magik, przy którym mafia z Pruszkowa i Wołomina to pionki, znów zaznacza swoją obecność morderstwem jednego ze swoich „żołnierzy". Do tego dochodzi pewna poufna informacja przekazana przez szefa Adamowi: w wydziale siedzi kret- osoba odpowiedzialna za sprzedawanie informacji Magikowi, oraz za śmierć trzech funkcjonariuszy podczas akcji na wytwórnię amfetaminy. Sytuacja jest o tyle napięta, że Adam, jako człowiek „ z zewnątrz" jest oddelegowany to wytropienia kreta w oddziale ds. narkotyków . Nie wiadomo komu ufać. Szefowi? Adam podejrzewa i jego. Kolegom z pracy? Oni też są podejrzewani. Wszystko zaczyna się klarować, gdy wpada w ręce policji młoda studentka, która podczas rewizji upuszcza torebkę z pigułkami ekstazy. Dziewczyna zaczyna sypać. Nitki układanki ustanawiają całość. Adam trafia do człowieka odpowiedzialnego za rozprowadzanie nieznanych wcześniej tabletek. Ten również zeznaje. Rozbito jego wytwórnię, ale najważniejsze, że Adam uzyskuje od niego zeznania dotyczące kreta. W ten sposób ratuje życie kilku funkcjonariuszom, którzy rozpoczynali akcję na wytwórnię amfetaminy prowadzonej przez ludzi Magika. Adam rozpracuje tytułową „Ośmiornicę", którą jest grupa młodych ludzi od rzutkiego gangstera po studentów chemii syntetyzujących amfetaminę. Sprzedają oni narkotyki o większej czystości niż te od Magika, a ich docelowymi odbiorcami są studenci uniwersytetów w Polsce i za granicą.

Głównym problemem poruszanym w książce Piotra Wolaka są narkotyki, ale nie od strony tego, kto je przyjmuje, a raczej od strony tego kto je produkuje i rozprowadza. Rysuje on sprawną intrygę starego Magika, który przeoczył fakt istnienia innej wytwórni z błahego powodu – tamci skupili się na hermetycznie zamkniętej społeczności studenckiej. Dlatego Magik przez dłuższy czas nie był w stanie wywęszyć konkurencji. Piotr Wolak porusza niemal temat tabu- narkotyki na uczelniach wyższych. Niby problem istnieje, ale nikt go nie widzi.
Fabuła jest pełna wątków, które pozornie do siebie nie przystają, jednak po pewnym czasie, tworzą jedną zwartą całość. Akcja jednak toczy się wolno. Jest sporo ciekawych opisów np. powstanie CBŚ, historia syntezy ekstazy i amfetaminy. Czasami jednak czytelnik może być zaskoczony przydługimi opisami przeżyć osób. Jedyne co najbardziej rzucało mi się w oczy podczas czytania książki to mnogość bohaterów wymienianych z imienia i nazwiska, co stwarzało mi pewną trudność w przyswojeniu sobie kto jest kim, a już na pewno od oddzielenia bohaterów pierwszoplanowych od drugoplanowych. Duża ilość dialogów nie jest przeszkodą, jednak w niektórych momentach przeszkadzało mi to w odbiorze książki.

Autor dość sprawnie posługuje się językiem. Styl tworzenia wypowiedzi jest jasny, bez problemu czyta się wszystkie opisy i dialogi. Wszystkie słowa, które napisane były w slangu mafijnym i policyjnym, zostały rzeczowo ukazane na końcu książki, co jest dużym ułatwieniem dla czytelnika nieobeznanego w temacie.
Kompozycja książki jest taka, by stopniowo uwalniać napięcie. Jest to zdecydowany plus dla tego tomu.

Mocnymi punktami tej książki są na pewno intryga i rzeczowość opisów. Autorowi nie można odmówić ciężkiej pracy przy przygotowywaniu się do napisania jej. Staranne opisy czasami szokują detalami, które zapadają w pamięć.

Do słabych punktów zaliczyłabym, o czym już wcześniej wspomniałam, tą niemożność zapamiętania osób występujących w fabule. Najwięcej o postaciach dowiadujemy się z dialogów.
Kończąc, chciałabym polecić tę książkę wszystkim, którzy lubią kryminały i oglądali przynajmniej jeden odcinek „Pitbulla", czy „Oficera". To książka dla wielbicieli opowiadań o mafii i policji. Dobra, solidna mafijno-policyjna rozgrywka.

Dział: Książki
poniedziałek, 06 październik 2014 04:07

Słuchaj pieśni wiatru / Flipper roku 1973

"Słuchaj pieśni wiatru" oraz "Flipper roku 1973" są najwcześniejszymi powieściami Harukiego Murakamiego. Nigdy jednak nie były jeszcze publikowane w Europie ani Stanach Zjednoczonych, mimo że są to dwie pierwsze części "tetralogii Szczura", której kontynuacją są "Przygoda z owcą" oraz "Tańcz, tańcz, tańcz". Dziwnym jest więc fakt, że powieść zaczęła się ukazywać od końca.

Historie zawarte w książce są świetnym dopełnieniem poprzednich utworów. Czytelnicy poznają głównego bohatera, jego życie, młodość oraz przyjaciół. Samotność, zagubienie, ludzka egzystencja. Przez cały czas słowa układają się, tworząc wokół siebie magiczny, baśniowy klimat. Bohaterowie są na tyle realistyczni, że aż ciężko uwierzyć, iż należą jedynie do świata literatury. Jeżeli jednak chodzi o fabułę i akcję - ich tu po prostu nie ma. Opowiadania są niczym szkice, dopiero w późniejszej twórczości zapełnione paletą barw.

W książce po raz pierwszy pojawia się bezimienny bohater dobrze znany z kolejnych powieści, jego przyjaciel Szczur, chiński barman Jay, a także Naoko z Norwegian Wood. Jeżeli ktoś jest fanem prozy Murakamiego, będzie to dla niego prawdziwa gratka. Mimo że jest to pierwsza publikacja pisarza, to zaskakuje tak jak wszystkie kolejne. Jest to takie dzieło zwyczajne - niezwykłe. Niby nic wielkiego, a jednak zawiera w sobie magię.

Haruki Murakami ma swój unikalny styl, który, jak się przekonałam, widać już w jego pierwszych historiach. Pisarz ukazuje nie tylko surrealistyczne wizje i obrazy swojej niezwykłej wyobraźni, ale także zwyczajne, ludzkie życie i towarzyszące mu uczucia. Wszystko natomiast przedstawia w taki sposób, że czytanie jego prozy to przyjemna rozrywka. Gdy kończy sie czytać jedną z jego powieści, pozostaje po niej niedosyt i chęć by poznać kolejne, jeśli sie jeszcze wszystkich nie przeczytało.

Książka, tak jak "Po zmierzchu", sprawia wrażenie napisanej o niczym. Gdy ktoś jednak zna lepiej twórczość pisarza, polubi także i ten tom. Nie radziłabym jednak od niej zaczynać przygody z prozą Murakamiego. Moim zdaniem dobrze wyszło, że została wydana tak późno, gdy wszyscy już wiedzą na co stać pisarza. Nie oznacza to oczywiście, że jest gorzej napisana od innych jego powieści. Sprawia po prostu wrażenie bardziej enigmatycznej i odległej. Zarówno "Słuchaj pieśni wiatru", "Flipper roku 1973" jak i inne historie spod pióra Murakamiego serdecznie wszystkim polecam. Niejednego czeka miła niespodzianka. To twórczość, która potrafi zupełnie zmienić postrzeganie świata.

Dział: Książki
poniedziałek, 06 październik 2014 04:04

Jak uwieść wampira (specjalnie się nie starając)

Pierwszym tytułem spod pióra Kattelyn Sparks, jaki przeczytałam było "Jak poślubić wampira milionera". Książka w moje ręce trafiła ładnych parę lat temu, a w ja w dalszym ciągu ją pamiętam. Od czasu wspomnianej lektury stałam się wierną fanką pisarki i staram się w miarę możliwości czytać wszystkie wydane przez nią pozycje. Nie jest to literatura wybitna ani wysokich lotów, to genialna beletrystyka rozrywkowa, która za każdym razem jest w stanie poprawić czytelnikom humor.

Wampiry w normalnym świecie egzystować mogą bezpiecznie dzięki Romanowi Draganesti i jego firmie, produkującej syntetyczną krew, która przyniosła mu fortunę. Od pokoleń zatrudnia on załogę ochroniarską szkockich wampirów, szalenie przystojnych i świetnie wyszkolonych ochroniarzy, którzy dobrze wyglądają nawet w kiltach. Nie tyle są oni jego podwładnymi co serdecznymi przyjaciółmi. Na każdego z bohaterów wampirzej serii czeka jego druga połówka. Tym razem, zupełnie niespodziewanie, padło na poszukującego informacji na temat śmierci ojca, Zoltana.

Bohaterowie książki Kerrelyn Sparks jak zwykle są barwnie zarysowani i niezwykle intrygujący. W tym tomie pojawia się Neona, zdesperowana dziewczyna, która musi mieć dziecko. Szuka mężczyzny tylko i wyłącznie w celu prokreacji, a przystojny wampir nadaje się jej zdaniem znakomicie. Sprawy się komplikują gdy zaczynają darzyć się prawdziwym uczuciem. Poza tym obydwoje ukrywają przed sobą przeróżne sekrety.

Wampirza seria liczy sobie już piętnaście tomów i niemożliwością by było, żeby wszystkie trzymały ten sam, wyrównany poziom. Cykl ma swoje wzloty i upadki, ale ogólnie utrzymany jest w pełnej humoru, sympatycznej konwencji i na jakie pomysły nie wpadłaby pisarka, są one wykorzystanie bardzo dobrze. Fabuła, choć bywa naiwna i banalna, idealnie nadaje się do tego typu powieści. Opisy sytuacji w pełni oddają ich komizm. To nie jest literatura poważna, to czysto rozrywkowa beletrystyka, która potrafi poprawić nawet najpodlejszy humor.

"Jak uwieść wampira (specjalnie się nie starając)" to powieść napisana w lekkim i przyjemnym stylu. Cyklu nie trzeba czytać po kolei, ale z pewnością ułatwia to rozeznanie się w sytuacji i przestawionym świecie. Jak już wspomniałam, po przeczytaniu pierwszego tomu, stałam się wierną czytelniczką powieści Kerrelyn Sparks i myślę, że swoją przygodę z jej beletrystyką w dalszym ciągu będę kontynuowała. Komediowe książki o wampirach to idealne remedium na ponury nastrój i sposób na leniwe, ciągnące się w nieskończoność dni.

Dział: Książki
poniedziałek, 06 październik 2014 01:58

Premiera: "Gundam Build Fighters Try"

Już 8 października swoją premierę będzie miało nowe anime studia Sunrise "Gundam Build Fighters Try". Film będzie z gatunku Sci-fi i mecha.

Dział: Anime
sobota, 01 czerwiec 2013 00:00

Premiera: "Opiekunka Grobów"

Już 11 czerwca swoją premierę będzie miała "Opiekunka grobów" spod pióra Melissy Marr. Książka ukaże się pod patronatem portalu Secretum.

Dział: Patronaty

19 czerwca nakładem wydawnictwa Feeria ukaże się pierwszy tom nowej serii młodzieżowej "Antilia" z elementami paranormalnymi autortwa Ewy Seno. "Tatuaż z lilią" - pierwszy tom - zostanie wydany między innymi pod patronatem Secretum.

Dział: Patronaty
niedziela, 05 październik 2014 15:44

Marek Ścieszek - Wena

Kiedy poprzedniego wieczoru literat kładł się spać, nie przypuszczał, że następny dzień przyniesie mu niespodziankę. W ogóle niespecjalnie się nad czymkolwiek zastanawiał. Ostatnie miesiące przetrwał niczym w transie, obojętny na otaczającą go rzeczywistość. Jadł bo musiał. Pracował, by mieć co jeść. Przeważnie, kiedy nie pracował – spał. Kiedy nie spał – pił albo wlepiał obojętne spojrzenie w telewizor. Do komputera nawet już nie podchodził. Nie miał po co.
Tego ranka obudził go hałas, jakby tuzin diabłów waliło niestrudzenie chochlami w miedziane kotły. Ktoś pukał do drzwi. Literat zwlókł się niechętnie z łóżka.
– Nie dadzą się nawet człowiekowi wyspać – mruknął.
Łomot nie ustawał. Literat przekręcił klucz w zamku i uchylił drzwi. Ktoś stojący po drugiej stronie otworzył je i nieszczęsny autor wielu opowieści grozy, stanął oko w oko z osobą, której się najmniej spodziewał.
– No, na co tak wytrzeszczasz gały? – usłyszał głos, o którym już zdążył zapomnieć. – Nie zaprosisz mnie do środka?
Literat zamknął usta, które chwilę wcześniej otworzył w bezgranicznym zdumieniu.
– Wena – zauważył inteligentnie.
– Wena, wena – odparła stojąca za progiem piękność, po czym bezceremonialnie weszła do mieszkania, potrącając gospodarza. W środku rozejrzała się, taksując spojrzeniem rozrzucone wokół puszki, brudne skarpety i mnóstwo innego, wydającego niezbyt miły aromat śmiecia. Zmarszczyła śliczny nosek i wydęła usteczka. – Niezły burdel.
Literat poczerwieniał, podrapał się w potylicę.
– Tak nagle mnie zostawiłaś – wychrypiał. – Bez żadnego wyjaśnienia. Zostałem sam. Cierpiałem – zakończył z wyrzutem.
Wena nie odpowiedziała, nie przestając się rozglądać. Wzruszyła tylko ramionami na znak, że nie chce o tym mówić. Widocznie miała powód, doszedł do jedynego słusznego wniosku literat i zamknął drzwi.
– Napijesz się czegoś? – zapytał zakłopotany. – Może kawy? Albo...
Wena zaprzeczyła powolnym ruchem głowy.
– Posprzątaj tu trochę. Ogarnij się bo wyglądasz, jakbyś ostatnie dwa lata przespał w psiej budzie. Wykąp się, ogol. A potem do pracy.
– Ale ja mam urlop. Dwa tygodnie wolnego.
Spojrzała na niego i westchnęła, wywracając z politowaniem białkami oczu.
– Do pisania, miły – powiedziała to powoli, dokładnie akcentując słowa, tak aby zrozumiał. – Do pisania.
Skinął głową. Nie chciał jej mówić, że od ponad dwóch lat, czyli od momentu kiedy go opuściła, nie dokończył żadnej opowieści. Że choć kilkanaście zaczął, z każdą utykał już po kilku zdaniach. To w końcu wena, uznał rozsądnie. Pewnie o wszystkim wie.

*
Za oknem szczekał pies.
– Dlaczego mnie opuściłaś?
Wena stała obok regału z książkami, wodząc palcem po przetartych grzbietach, poruszając ustami jakby odczytywała tytuły. Na dźwięk głosu siedzącego przy komputerze literata uśmiechnęła się, nie tracąc zainteresowania książkami.
– Jesteś strasznie monotematyczny – powiedziała cicho. – Zauważyłeś? Połowa z twoich książek to Stephen King albo Graham Masterton a pięć szóstych to horrory. Potrafisz myśleć o czymś innym?
– Dlaczego mnie opuściłaś? – powtórzył.
– A jak sądzisz?
– Nie pytaj mnie, co sądzę. – Słowa literata zabrzmiały cokolwiek sentencjonalnie. – Jestem tylko głupim facetem. Dlaczego mnie opuściłaś?
– Sam sobie odpowiedziałeś. Jesteś tylko głupim facetem. Nie rozumiałeś moich potrzeb. A ja nie jestem jakąś tam pierwszą z brzegu weną. Od czasu do czasu chciałam cię natchnąć czymś wzniosłym, ale tobie w głowie tylko krew, flaki i odcięte członki.
Literat posmutniał.
– Mogłaś mi powiedzieć, zamiast znikać bez słowa. Może wcale nie potrzebowałaś pretekstu? Chciałaś mnie opuścić, więc to uczyniłaś. Dlaczego po tak długim czasie wróciłaś do mnie? Aby ponownie dać mi nadzieję i opuścić po raz drugi? Lubisz zadawać cierpienie.
Wena odwróciła się od regału i powiodła spojrzeniem wzdłuż łączenia ścian i sufitu. Widok pajęczyn sprawił, że pokiwała z niedowierzaniem głową.
– Ty oczywiście od razu musiałeś zacząć pić. Zresztą, niepotrzebnie się emocjonujesz. Już cię nie zostawię.
– Tylko tak mówisz. Kiedy najmniej się tego będę spodziewał, znów zadasz mi ból.
– To też była jedna z przyczyn – zauważyła. – Łatwo wpadasz w gniew. W złości rozbijasz wszystko, co się da. Rzucasz przedmiotami. Jesteś wariat, wiesz?
Literat nie skomentował. Spojrzał na monitor komputera, poprawił się na obrotowym fotelu i podrapał się w świeżo ogolony, pachnący wodą kolońską podbródek. Wena podeszła doń powoli, pochyliła się, pogłaskała go pieszczotliwie zewnętrzną stroną dłoni po policzku.
– Pisz – zachęciła go łagodnie.
– Ale ten pies za oknem tak głośno szczeka – poskarżył się. – Dekoncentruje mnie.
– Dałam ci myśl oraz chęć, aby ją kontynuować. Przez dwa lata twój umysł był pusty a wyobraźnia wyjałowiona, więc pisz i nie gadaj głupot.
Literat pochylił się nad klawiaturą, dotknął klawiszy opuszkami palców. Stojąca tuż za nim wena uśmiechała się.
– Czujesz to, prawda? – szeptała mu do ucha. – To chęć pisania. Potrzeba tworzenia własnych opowieści, kreowania światów i zapełniania ich bohaterami. Kochasz to, mój miły. Ja ciebie nie opuściłam, tylko podarowałam ci czas, abyś zrozumiał czym jest tworzenie. Jaką daje satysfakcję. Postaraj się zasłużyć na to, kochany. Pisz.
– Ale ten pies...
– Pisz.
Literat potarł kciukami opuszki pozostałych palców, przygarbił się, zamyślony zamknął oczy. Naraz gwałtownie wyprostował się w fotelu. Zaskoczona wena ledwie zdążyła się uchylić.
– Co znowu? – warknęła zniecierpliwiona.
Literat odwrócił się razem z fotelem. Źrenice rozszerzało mu zdumienie.
– Jesteś kobietą – wykrzyknął.
– A kim miałabym być? Zawsze byłam kobietą.
– Wiesz, o czym mówię. Wtedy, przed dwoma laty, byłaś jedynie zjawiskiem, natchnieniem, stanem umysłu. Nie miałaś własnej postaci. Jak to się stało, że teraz ją masz?
– Zawsze ją miałam. Tylko ty jej nie zauważałeś. – Zaśmiała się. – Ciekawe, prawda? Jak sądzisz, nadaje się to na główny powód porzucenia cię? Byłam, ale mnie nie widziałeś. Dawałam ci to, co miałam w sobie najcenniejsze, ale ty nie potrafiłeś tego dostrzec. Byłeś niewdzięcznym ślepcem. Teraz zaś...
Zamilkła, poważniejąc.
– Co, teraz?
– Teraz jestem twoim wyobrażeniem Ideału. Tworzysz grozę, ale masz w sobie wewnętrzne piękno. Twoja wyobraźnia nadała mi postać. Jestem twoją osobistą personifikacją kobiecej urody. Jestem taką doskonałością, jaką ty widzisz.
Zaczerwieniony, oddychający głęboko przez usta, jak gdyby nagle zaczęło brakować mu tchu, literat jął wodzić spojrzeniem wzdłuż kształtnej sylwetki weny. W jego oczach narastał niemy zachwyt. Rzeczywiście, wena była doskonała. Jej idealna postać, zaokrąglona tam gdzie należy, jej pociągła, blada twarzyczka, lekko uchylone małe usta, ciemne oczy, czarne, sięgające poniżej ramion włosy oczarowały go.
– Jesteś tylko pięknym złudzeniem – wyszeptał.
– Jedynie wtedy, kiedy ty tak uznasz. Mimo to stoję tu przed tobą. Możesz mnie dotknąć, jeśli nie wierzysz. Jeśli chcesz, możesz nawet nadać mi imię.
Zaprzeczył ruchem głowy.
– Nie ośmieliłbym się. Jesteś nieziemsko piękna, nie potrafiłbym wymyślić odpowiedniego imienia. Takiego, które mogłoby w pełni określić twoją urodę. Choć pewnie takie istnieją.
W jej ślicznych źrenicach pojawiły się błyski.
– Nigdy mnie nie widziałeś, a jednak, kiedy się pojawiłam po długiej rozłące, rozpoznałeś natychmiast. Wiesz, o czym to świadczy?
Milczał, czekając aż powie, co chciał usłyszeć.
– Jesteśmy jednością – rozbrzmiał jej melodyjny głos. – Ty i ja. Jesteśmy niczym wątek i osnowa. Istniejemy tylko dla siebie. Dopełniamy się nawzajem.
Nie wiedział co odpowiedzieć. Skutek tego był taki, że padły najbardziej oklepane, banalne słowa, na jakie mógł się zdobyć zakochany mężczyzna.
– Kocham cię.
– Ja też cię kocham. Pisz.
– Nie mogę.
– Po to właśnie tu jestem, abyś mógł. Pisz, kochany.
– Pies mnie rozprasza.
Błyski znikły. Wena zacisnęła usta w wąską bladą kreskę. Zaczęła głośno oddychać.
– Jesteś zła? – Literat wyraźnie się zaniepokoił.
Nie odpowiedziała. Szybko wrócił do klawiatury. W jego głowie wirowały gromady słów, niczym ćmy wokół ulicznej latarni. Należało dobrać je w grupy, nadać im sens. Sprawić, że się do siebie dopasują, że zaczną się formować w zdania a te staną się historią. Literat zaczął naciskać klawisze. Wprost z jego umysłu, przelewana na ekran monitora, poczęła się rodzić nowa opowieść. Początkowo niespiesznie, z wyczuciem, by już po kilkunastu zdaniach gnać z zawrotną prędkością na podobieństwo rozpędzonej lokomotywy.
Na środku pokoju tańczyła wena. Wirując z zamkniętymi oczyma i wzniesionymi ku górze ramionami, zwiewna niczym motyl. Nieziemsko piękna. Nuciła melodię tak doskonałą, że wena nie potrzebowała do niej tekstu. Jak pod wpływem czarów, mimo pozbywania się z rozgorączkowanego umysłu literata setek słów, pojawiały się wciąż nowe. Napełniały jego głowę, tańczyły w jej wnętrzu w tym samym rytmie, w którym wirowała wena.

*
Coś się zaczęło dziać. Palce literata utraciły płynność ruchów. Na ekranie monitora coraz częściej pojawiały się niechciane litery, a nawet słowa, złośliwe niczym chochliki. Naruszony został rytm. Tylko wena tańczyła dalej, jak gdyby nigdy nic.
Literat zerwał się na równe nogi, podbiegł do okna i pociągnął za firanę. Rozległ się trzask dartego materiału, skrzyp otwieranego na oścież okna oraz wściekły krzyk człowieka wyprowadzonego z równowagi. Na parapecie stała pusta doniczka z wyszczerbionym obrzeżem. Literat rzucił nią przez okno, blady z wściekłości. Nie trafił. Ujadanie psa rozbrzmiewało nadal, urągliwe, niestrudzone, jak gdyby nawet głośniejsze.
– Durne bydlę – wysapał literat, odwracając się w stronę pomieszczenia i zamilkł jak uderzony obuchem. W pokoju nie było nikogo. Jedynie kursor na ekranie monitora migał do niego łobuzersko. – Weno?
Odpowiedziała mu cisza.
Słaniając się na nogach, z oczyma szklącymi się od łez, zbliżył się do komputera, pochylony odczytał to, co udało mu się napisać do tej pory. Skrzywił się na widok bełkotu, który zawstydziłby początkującego grafomana.
Na trzeciej od góry półce, za książkami ukryta była butelka z bursztynowym płynem. Literat podszedł do regału, zaczął odrzucać książki na boki, aż jego oczom ukazało się szkło, zachęcająco błyszczące w świetle monitora. Ujął je w dłoń, uwolnił od nakrętki i przyłożył do ust. Pił łapczywie. Kiedy opróżnił butelkę, rzucił nią z całej siły. Szkło rozprysło się z trzaskiem na ścianie. Literat, ze zwierzęcym warkotem, dobywającym się z gardła, zrzucił monitor na podłogę po czym jął deptać resztki kolorowego plastyku.
Za oknem uparcie szczekał pies.

Dział: Opowiadania