Rezultaty wyszukiwania dla: SPI
Zapowiedź: Serce Wojownika Słońca
Drugi tom "Córki Bogini Księżyca" - wciągającego romantasy inspirowanego chińską legendą o Chang'e!
Misja Xingyin się zakończyła i dziewczyna wraca do domu. Jednak jej spokój zostaje zagrożony przez odkrycie dziwnej magii na księżycu i niepokojące zmiany w Niebiańskim Królestwie, gdy cesarz zacieśnia swoją kontrolę nad władzą.
The Inheritance Games
Jeżeli jest jakiś motyw w literaturze, który uwielbiam, to zdecydowanie jest to wielki, piękny dom pełen tajemnic i zagadka, którą należy rozwiązać. „The Inheritance Games” zapowiadało się wspaniale. Zaintrygowała mnie fabuła, a zewsząd docierały do mnie bardzo pozytywne opinie. Z wielkimi oczekiwaniami rozpoczęłam lekturę i…
… przepadłam!
Avery w jednym momencie śpi w samochodzie, pracuje ponad swoje siły, a w drugim jest dziedziczką wielkiej fortuny! Jak do tego doszło? To pytanie zadaje sobie nie tylko bohaterka, ale również cała rodzina zmarłego. Wszystkich niezwykle zaskoczyła ostatnia wola Tobiasa Hawthorne’a. Dlaczego przekazał wszystko – aktywa, wielki dom, swoje kolekcje, a także fundację – dziewczynie, której nie widział na oczy? Avery nie wie, że zmarły uwielbiał zagadki, a ta, której dziewczyna stała się uczestnikiem, jest chyba jego największą. Dodać muszę do tego, że aby w pełni odziedziczyć majątek, panna Grambs musi się na rok przenieść do Howathorne House. Niestety, mieszkają też tam najbliżsi członkowie rodziny Tobiasa, którzy obeszli się smakiem, jeżeli chodzi o wielki majątek staruszka.
Avery wraz z jednym braci, Jamesonem, zaczyna rozwiązywać zagadkę, którą przygotował zmarły. Towarzyszy im w tym Greyson, a dwóch pozostałych braci Hawthorne przygląda się tej sytuacji z boku. Czy uda im się dowiedzieć, dlaczego Tobias przepisał cały majątek dziewczynie, której nie znał?
„The Inheritance Games” to książka, która wciąga już od pierwszych stron. Rozdziały nie są długie, a kończą się jakimś niedopowiedzeniem czy sceną, którą autorka ucięła w najbardziej intrygującym momencie. Taki zabieg sprawia, że gdy podczas czytania, powiecie, iż tylko jeden rozdział i udajecie się spać, to możecie po godzinie zauważyć, że przeczytaliście już ich dziesięć. Dodatkowo akcja już od początku nie pozwala czytelnikowi odetchnąć. Bardzo dużo się dzieje, a zagadka, którą skonstruował nieżyjący senior, jest naprawdę intrygująca. Nikt nie wie, dlaczego Avery odziedziczyła majątek, a to przyciąga i intryguje. Śledziłam z zainteresowaniem kolejne tropy, towarzyszyłam bohaterom podczas poszukiwania poszlak i wskazówek, a im bliżej zakończenia, tym wszystko robiło się coraz bardziej zagmatwane! Dodam, że ostatnie strony książki spowodowały, iż jeszcze bardziej nie mogę doczekać się kontynuacji historii.
Nie zabrakło w tej historii wątku miłosnego, ale nie umiem się o nim wypowiedzieć. To był miły dodatek do tajemnic i zagadek, jednak nie potrafię wyobrazić sobie bohaterki z żadnym z braci. Za mało chemii, uczuć, emocji, ale czuję, że w kolejnej części, autorka rozwinie ten wątek.
Vamps. Świeża krew
Wampiry wcale nie odeszły w czytelniczy niebyt – wręcz przeciwnie! Wciąż są na piedestale, a książki z nimi mogą porwać czytelników w niesamowite i magiczne przygody! Świadczy o tym najnowsza powieść Nicoel Arend „Vamps. Świeża krew”.
Bycie dhampirem – pół człowiekiem, a pół wampirem – wcale nie jest proste. Co więcej, Dillion Halloron nie zdawał sobie sprawy z tego, kim jest. Mieszkał z ojcem na irlandzkiej prowincji i nie wiedział, że gdzieś na świecie istnieją wampiry. Prawdę poznał wtedy, gdy musiał udać się do akademii wampirów Albinen, w szwajcarskich Alpach. To życzenie matki chłopaka i chociaż Dillion nigdy jej nie poznał, to ojciec zamierza spełnić dane jej słowo.
Albinen nie jest zwykłą szkołą – to elitarna akademia przeznaczona tylko dla najbogatszych i najznamienitszych przedstawicieli wampirzych rodów. Dillion przez to, iż jest dhampirem, nie odnajduje się w nowym towarzystwie. Nie ma pojęcia o tym wszystkim, co związane jest z byciem wampirem i nie dysponuje potężną fortuną. Jest kimś, kogo wytka się palcami. Jednak okazuje się, ze Dillion nie jest wcale takim zwykły dhampirem.
Chociaż autorka zaczerpnęła ze znanych motywów, to opakowała wszystko w bardzo oryginalną otoczkę, przez co książkę czyta się z rosnącą ciekawością i zaangażowaniem. Na pierwszych stronach autorka zdradza nam imiona oraz pochodzenie bohaterów i wdać, że Dillion wyróżnia się na ich tle swoim pochodzeniem. Autorka również skutecznie zarzuca przynęty, bo tajemnicza tożsamość matki bohatera zostaje wspomniana już na samym początku. Sama akademia jest niezwykle intrygującym miejscem i aż ma się ochotę poznać jej wszystkie zakamarki i sekrety.
Jednak najbardziej przyciąga historia Dilliona, który odkrył to, kim naprawdę jest. Wszystkie jego emocje, odczucia zostały bardzo wyraźnie scharakteryzowane i opisane. Czuć, że nastolatek walczy nie tylko z tym, co dzieje się w nim, ale stara zrozumieć to, co go otacza. Polubiłam głównego bohatera, ale wszystkie postacie, które pojawiły się w jego otoczeniu. Dlatego, iż pomimo tego, że niemal wszyscy to wampiry, to jednak dość realnie zostały przedstawione ich nastoletnie emocje, zmagania, a także pierwsze miłości i zakochania. Ostatnie rozdziały to wiele emocji, a niektóre zachowania bohaterów są godne podziwu!
Z zaintrygowaniem śledziłam kolejne losy bohaterów, a także zmagania Dilliona. Im dalej w książkę, tym autorka serwowała nam więcej akcji, przyśpieszała jej tempo. W pewnym momencie nie mogłam oderwać się od treści i chociaż bohaterowie są ode mnie młodsi, to wciągnęłam się w ich przygody. „Vamps. Świeża krew” okazało się ciekawą pozycją, napisaną lekkim stylem, bez zbędnych udziwnień, dzięki czemu młodzież z przyjemnością odda się lekturze.
Zapowiedź: Pożoga
Kiedy życie zadaje ci cios, zawsze jest to cios niespodziewany. A jeszcze częściej jest to cała seria niespodziewanych, wyjątkowo precyzyjnych ciosów.
W obronie świtu
Wydaje się, że sytuacja została opanowania. Konsul Sallister obiecał osiem tygodni dostawy Księżycowych Kwiatów, jednak robi wszystko, aby się wywinąć. Król Harristan i jego brat książę Corrick, robią wszystko, aby spełnić złożone obietnice i zapewnić dostawę leków wszystkim. Nie jest to jednak łatwe. Wciąż w dziczy tlą się iskierki buntu, a nie wszyscy w pałacu mają szczere intencje. Wielu konsulów ma tajemnice. Gdy do Kendali przybywa emisariusz z odległego królestwa, wszyscy są zdumieni. Kapitan Rai chce zawrzeć z księciem umowę handlową. Ostriaria potrzebuje stali, a Kandala Księżycowych Kwiatów. Zamorskie królestwo ma ich spory zapas i chce wymienić ją za potrzebny towar. Corrick i Tessa wyruszają na zamorską wyprawę. Książę nie jest pewny intencji kapitana, a jego wrodzona i nabyta nieufność, powoduje konflikty. Harristan zostaje w królestwie sam, a okazuje się, że wcale nie jest bezpiecznie.
„W obronie świtu” czytało mi się jeszcze lepiej niż „Na przekór nocy". „W obronie świtu” to druga część trylogii i obawiałam się, że dopadnie tę książkę tak zwana klątwa drugiego tomu, ale moje obawy były płonne. Tutaj akcja jeszcze bardziej przyśpiesza, trudno złapać oddech, bohaterowie muszą pokonać wiele przeciwności, a dodatkowo bracia rozdzielają się na długo czas. Dzieli ich bezkres oceanu, którego wcale nie jest łatwo przekroczyć. Na scenie, obok znanych nam bohaterów, pojawiają się całkiem nowi, jak kapitan Rai i jego załoga. Przez większość akcji Tessa i Corrick przebywają na statku, jednak jeżeli obawiacie się nudnych dni żeglugi, to spokojnie. Na pewno nie będzie miło i nudno.
Autorka stopniowo buduje napięcie. Corrick nie ufa kapitanowi i od momentu, kiedy jego noga wkroczyła na pokład, ma ogromne podejrzenia. Tessa za to uważa, że Rai nie ma nic do ukrycia i chce pomóc Kandalii, jak i Ostrarii. Czy słusznie? Aby się o tym przekonać, musicie zacząć lekturę, ale uwierzcie mi, że młody kapitan wiele namiesza między naszą ulubioną dwójką.
Chociaż akcji w tej części jest dużo, to zakończenie namiesza! Już nie mogę doczekać się kolejnego tomu i jestem ciekawa, jak to wszystko się dalej potoczy. „Na przekór nocy” to książka z dość zamkniętym zakończeniem, ale „W obronie świtu” to jazda bez trzymanki. Nie wiadomo, co jeszcze spotka naszych bohaterów. Co się stanie na następnych stronach? To wszystko wielka niewiadoma.
Czytałam tę część z wypiekami na twarz. Nie mogłam oderwać się od lektury, a autorka postanowiła nie zostawiać Kandalii na pastwę domysłów. Wprowadziła jeszcze jedną osobę do narracji, Wyjętego spod prawa. Kim jest? Ta postać sporo namiesza i będzie miał bezpośredni udział w tym, co wydarzy się w królestwie. Nie zabraknie również Tessy i Corricka. Chociaż oboje domyślają się swoich uczuć, to sytuacja na dworze nie pozwala im na dłuższe spędzanie czasu. Corrick nie chce sprowadzać na Tessę większego niebezpieczeństwa, więc nie pozwala jej się do siebie bardziej zbliżyć. Natomiast dziewczyna ma dość plotek o tym, że jest tylko zabawką księcia, którą wkrótce się znudzi. Te niedopowiedzenia spowodują, że bohaterowie odsuną się od siebie. Sytuacji nie ułatwia również kapitan, któremu Tessa wpadła w oko, a plotki o jej brawurowych akcjach zakradania się do pałacu, dotarły nawet do niego.
Mogłabym znaleźć w tych książkach wiele niedopowiedzeń czy nieścisłości. Wskazać miejsca, w których autorka mogłaby bardziej rozwinąć świat, bohaterów czy historię. Mogłabym, ale bawiłam się przy tej lekturze tak dobrze, że wcale mi to nie przeszkadza. Przepadłam i czekam na kolejną część (za granicę premiera w styczniu 2024!). Jeżeli kochacie takie klimaty, to przepadniecie!
Na przekór nocy
Gdy tajemnicza choroba zbiera śmiertelne żniwo, dwójka młodych tajemniczych wybawicieli naraża swoje życie, aby wykraść drogocenny lek.
W królestwie Kandalii gorączka sieje spustoszenie wśród poddanych króla Harristana. Jedynym lekarstwie jest Księżycowy Kwiat, ale rośnie od tylko w dwóch sektorach, kontrolowanych przez konsulów żądnych pieniędzy. Bogacze mogą sobie pozwolić na duże dawki leku, jednak nie starcza go najbiedniejszym. Za przemyt i kradzież Księżycowego Kwiatu książę Corrick wymierza najsurowsze kary. Jednak to nie powstrzymuje Wesa i Tessy, wkradających się do Sektora Królewskiego, aby wkraść drogocenny kwiat.
Król Harristan zasiadł na tronie w młodym wieku, po tym, jak jego rodzice zostali zamordowani, a swojego brata uczynił najwyższym sędzią królewskim. Obaj nie są lubiani wśród ludu – za swoje decyzje, brutalne karanie przemytników, a także za brak leku dla najuboższych w Dziczy. Jednak czy to prawda? Czy na sercu króla nie leży los poddanych?
Tessa decyduje się zrobić coś, o czym jeszcze kilka dni temu by nie pomyślała. Podejmuje decyzję, która zmieni jej całe życie.
Gdy tylko rozpoczęłam lekturę, to przepadłam. „Na przekór nocy” to książka, która idealnie trafiła w mój czytelniczy gust. Są w niej wszystkie elementy, jakie lubię i cenię. Miłość fantastyczny świat, zagrożenie, odważna bohaterka i charyzmatyczny, ale zarazem mroczny książę. Mam słabość do takiego połączenie a przekonałam się, że Bridgit Kemmerer wie, jak pisać, aby podbić moje czytelnicze serce.
Świat wykreowany jest ciekawie, ale nie poznajemy go całego, raczej mały wycinek, głównie Sektor Królewski i Dzicz, w której mieszka i szmugluje Tessa. Inne sektory są wspomniane, ale to konsulowie odgrywają większą rolę (a też nie wszyscy). Autorka skupia się głównie na wątku choroby i Księżycowego Kwiatu – z niedoboru biorą się problemy. Chciwcy konsul nie zamierza opuszczać ceny, domaga się ochrony konwojów, a coraz częściej głośno domaga się wyższej ceny. Bogacze śpią na zapasach Księżycowego Kwiatu, jednak ci biedniejsi nie mogą sobie pozwolić na zapas. I tutaj wkracza Tessa z Wesem, którzy przynoszą biednym porcję leków.
Co ma wspólnego nasza bohaterka z najwyższym sędzią królewskim? Już po kilku rozdziałach możecie się tego domyślić, ale nie będę wam zdradzać szczegółów, ponieważ ukazanie tej karty zabiera radość z lektury. Narracja poprowadzona jest w pierwszej osobie, a autorka naprzemiennie oddaje głos Tessie i Corrickowi. Obserwowanie tego świata z dwóch perspektyw było intrygujące, a także spowodowało, że czytelnik ma większy ogląd na sytuację i potrafi podejść do tego obiektywnie. Czy polubiłam bohaterów? Tak! Zarówno Tessa, jak i Corrick wykreowani zostali bardzo ciekawie. Poznajemy ich na przestrzeni stron, odkrywamy sekrety. Więcej skrywa książę, a zielarka jest bardziej otwarta. Wszystkie jej emocje są jawne i wydawałoby się, że czyni ją to naiwną. Nic mylnego. Tessa to silna bohaterka, która, pomimo lęku, potrafi postawić na swoim.
Z przyjemnością obserwowałam wątek romansowy. Uwielbiam takie zagrania, jakie zastosowała autorka w „Na przekór nocy”. Jest ciekawie, momentami mrocznie, a czasami romantycznie. Relacja między bohaterami rozwija się powoli, podszyta jest uprzedzeniami, podejrzeniami, tajemnicami i sekretami. Jednak uczucie, jakim się darzą, jest prawdziwe i szczere.
„Na przekór nocy” to nie jest lektura wybitna, ważna, potrzebna. Jednak nie zmienia to faktu, że czytałam ją z wypiekami na policzkach i z zachłannością śledziłam losy Tessy i Corricka. Ciekawie poprowadzona fabuła, intrygujące zabiegi fabularne, fascynujący fantastyczny świat sprawiają, że „Na przekór nocy” to jedna z najlepszych książek, jakie przeczytałam w tym roku.
Zapowiedź: Dar anomalii
Uważaj na to, co czynisz. Biel twoich piór nie jest wieczna, a w każdym sercu czai się mrok gotowy zabarwić je czernią.
Zapowiedź: Jaśminowy Tron
Osierocona służąca i uwięziona księżniczka. Różni je wszystko: pochodzenie, bogactwo, wiedza. Łączy jeszcze więcej: dojmująca samotność, całkowite odrzucenie i nowe życie, w które obie weszły uciekając z objęć śmiercionośnego ognia. Okradzione ze wszystkiego, w sobie nawzajem odnajdą całą siłę, której potrzebują by przeżyć.
Czarodzieje i ich dzieje. Tom 3
„Legendary Collection Wizards of Mickey” (Czarodzieje i ich dzieje) to seria komiksów z udziałem Myszki Miki, Goofy'ego i Donalda, którzy zostają przeniesieni do świata magii, gdzie stają się czarodziejami i jako drużyna bronią swojego świata przed całą masą przeróżnych zagrożeń. Trzeci album zawiera materiały opublikowane pierwotnie w Legendary Collection Wizards of Mickey: Le leggende perdute; Lemuria; Legacy oraz w magazynie „Topolino” nr 3124 (Mondimontagne).
Zarys fabuły
Komiks to jak zwykle kilka różnych historii. Przykładowo „Le leggende perdute" skupia się na zaginięciu kilku ważnych artefaktów z Królestwa Magii, które są niezbędne do zachowania równowagi w świecie czarodziejów. Bohaterowie muszą odnaleźć skradzione przedmioty i powstrzymać złe siły, które chcą je wykorzystać do swoich celów. „Lemuria” opowiada o tajemniczej wyspie znanej właśnie jako Lemuria, gdzie żyją tajemnicze stwory i znajdują się ukryte skarby. Bohaterowie udają się tam w poszukiwaniu magicznego kryształu, który jest kluczem do odkrycia tajemnic wyspy i pokonania groźnego wroga. Będą też podróże w czasie, powrócą starzy wrogowie, a pełnym niebezpieczeństw przygodom towarzyszyła będzie oczywiście wszechobecna magia.
Moja opinia i przemyślenia
Każda z historii oferuje nie tylko interesującą fabułę, ale również piękne rysunki, pełne magii i fantazji. Autorzy komiksu zadbali o detale i kreacje postaci, co sprawia, że świat, w którym toczy się fabuła, jest wciągający i zachowuje niepowtarzalny, baśniowy klimat historii Disneya. W komiksie jest dużo akcji, jeszcze więcej humoru i magii. Znani bohaterowie przeżywają zupełnie nowe przygody, ponownie zapraszając zarówno młodszych, jak i starszych czytelników do swojego niezwykłego świata.
Również wydanie komiksu zasługuje na uwagę, ponieważ w tym przypadku jest po prostu perfekcyjne. Twarda oprawa, dobrej jakości papier i kolorowe ilustracje zamknięte zostały w niewielkiej, bardzo wygodnej do czytania formie. Nie jest to ani ciężki kolos, ani tym bardziej zeszyt, który aż nazbyt łatwo uszkodzić.
Podsumowanie
„Czarodzieje i ich dzieje” to pełna przygód, magii i tajemnic komiksowa seria, która na polskim rynku ukazuje się nakładem wydawnictwa Egmont. Jej fabuła jest wciągająca i fajnie pomyślana, a rysunki są piękne, szczegółowe i idealnie oddają klimat. Komiks z pewnością przypadnie do gustu fanom klasyków Disneya oraz oczywiście wszystkim miłośnikom magii i fantastyki w wydaniu dla młodszych czytelników.
Babel, czyli o konieczności przemocy.
O „Babel, czyli o konieczności przemocy” R.F. Kuang było bardzo głośno jeszcze przed samym wydaniem u nas książki, a to sprawą zmiany oryginalnej okładki przez wydawnictwo (moim zdaniem i oryginalne i nasze są równie ładne), ale też książka ta zbierała praktycznie same dobre opinie na zagranicznych stronach, dlatego byłam bardzo ciekawa, czy faktycznie „Babel” zasługuje na takie słowa zachwytu.
Jedynym zadaniem osieroconego pół-chińczyka Robina była nauka, a po osiągnięciu odpowiedniej wiedzy i wieku studia i praca w oksfordzkim instytucie Babel. Życie w Oksfordzie przebiega raczej spokojnie. Robin zdobywa małe grono przyjaciół, a dni wypełnione są nauką. Wszystko się jednak zmienia pewnej nocy, gdy poznaje on mężczyznę wyglądającego jak jego sobowtór. To jedno spotkanie rujnuje cały dotychczas zbudowany świat Robina. Od tej chwili nic już nie będzie takie samo.
Przyznam szczerze, że nie do końca wiem, jak ocenić tę książkę. Po tych wszystkich słowach uznania spodziewałam się czegoś, co zachwyci i zaintryguje mnie już od pierwszej strony, a tak się niestety nie stało. Początek bardzo mi się dłużył.
Z jednej strony byłam pod dużym wrażeniem tego, ile autorka musiała poświęcić czasu na porządne badania nad językiem, w tej książce bardzo dużo jest wyjaśnień pochodzenia i znaczeń niektórych słów, sporo jest o tym, jak trudno coś przetłumaczyć i czy możliwy jest idealny przekład danego dzieła. Autorka również bardzo dobrze ukazała zagadnienia związane z niewolnictwem, nierównością społeczną, kolonializmem. Te wszystkie zjawiska są przez nią bardzo mocno krytykowane (i bardzo dobrze). Jednak pomimo tego mało co się w książce działo i chociaż rzeczy związane z tłumaczeniami bardzo mnie ciekawiły, miejscami miałam ochotę pominąć stronę lub dwie. Aż do chwili jednego morderstwa. Po tym wydarzeniu akcja bardzo mocno przyspiesza. W tej połowie dzieją się rzeczy, które zapierały mi dech, niektóre sceny powodowały szok i niedowierzanie, czasami pojawiły się łzy (zwłaszcza pod koniec). I chociaż cała książka utrzymana jest raczej w ponurym nastroju, to końcówka pozostawia mały promyk nadziei. Chociaż, gdybym mogła, to zmieniłabym kilka rzeczy.
Co do samych bohaterów, to bardzo polubiłam Robina i Ramiego. I bardzo było mi ich szkoda. W swoim życiu doświadczyli wiele niesprawiedliwości, tylko dlatego, że nie urodzili się „biali”.
W książce można znaleźć kilka ilustracji Przemysława Truścińskiego. Są one bardzo klimatyczne, ale niestety zupełnie nie w moim stylu.
Podsumowując, „Babel” jest książką bardzo wartościową, porusza dużo ważnych tematów, niestety wciąż aktualnych. Pierwsza połowa jest dość nużąca (chociaż patrząc na całość, bardzo potrzebna), ale druga część wszystko wynagradza. Jest to moje pierwsze spotkanie z autorką, ale myślę, że nie ostatnie. Tym bardziej że widziałam, że kolejna jej książka jest w przygotowaniu.