kwiecień 19, 2025

Rezultaty wyszukiwania dla: Akcja

niedziela, 20 grudzień 2015 23:49

Chłopcy. Największa z przygód

Podobno czas, kiedy się czeka, niemożliwie się rozciąga, a mam wrażenie, że całkiem niedawno trzymałam w rękach premierowy egzemplarz pierwszej odsłony „Chłopców". Minęło ledwie parę chwili i już przychodzi mi pożegnać się z okrzykami „Bangarang!" i gangiem motocyklowym kierowanym przez kobietę. Jest to rozstanie raczej gorzkie, zwłaszcza, że od pewnego momentu ta z serii Jakuba Ćwieka odsłoniła swoją mroczną i psychologicznie niełatwą warstwę znaczeniową.

Pan Proper zajął wreszcie należne mu miejsce na świeczniku, czyli okładce. Jeżeli ktokolwiek miał jeszcze wątpliwości, czy to tylko domowy pupil, czy mroczne stworzenie z pogranicza światów, to teraz powinien zyskać jasność. Wszechobecna broń, krew i porzucone, zdewastowane motory wydają się bardzo naturalnym dla mrocznego spojrzenia Pana Propera otoczeniem. Okładka „Największej z przygód" jest zdecydowanie moją ulubioną.

Dzwoneczek po raz kolejny udowadnia, że jest gotowa na wszystko, byle chronić swoich Chłopców. Pytanie, czy w drastyczności swoich metod nie posuwa się za daleko i czy jej podopieczni potraktują w ostatecznym rozrachunku działania „mamy" jako zbawienie czy przekleństwo. W czasie, gdy Dzwoneczek walczy z efektem syrenich łez, Piotruś nie próżnuje i korzysta z życia, robiąc to, co lubi najbardziej, czyli... bawiąc się. A jego zabawy naprawdę odbiegają od ogólnie przyjętych norm... Jaki finał przyniesie ostatnia stronica tej historii? Czy dzieciństwo naprawdę może trwać wiecznie?

Zasadniczym problemem tego tomu, czego należało się spodziewać po poprzednim, jest poszukiwanie odpowiedzi na pytania o istotę dzieciństwa i dorastania, a także wdrukowywania w siebie pewnych postaw. Czytelnik nie może opędzić się od przemyśleń dotyczących losów Chłopców oraz podejmowanych przez nich decyzji. Czyż nie jest tak, że nasza dorosłość zależy od ukształtowania w młodości? Czy bunt i wieczna niedojrzałość nie są po prostu efektem specyficznego wychowania? Czy, gdy Chłopcy poznali smak „normalnego" życia, nie będą za nim tęsknić?

Jakub Ćwiek bawi się w trickstera i wywraca do góry nogami postrzeganie niemal wszystkich postaci. Dając bohaterom wyraźne motywacje i cele oraz wytyczając specyficzne drogi do ich osiągnięcia, czyni z nich wielowymiarowe postaci, o których trudno powiedzieć, że są jednoznacznie dobre lub złe. Czytelnik miota się, starając poradzić sobie z bezkompromisowymi akcjami Dzwoneczka i tlącym gdzieś w głębi przeświadczeniem, że Piotruś nie do końca jest aż tak zepsuty, jak chciałby, żeby go postrzegano.

„Największa z przygód", chociaż rozwiązuje większość wątków, a przynajmniej wszystkie najważniejsze, i jest zdecydowanie bardziej wulgarna od poprzednich tomów „Chłopców", to kończy się bez widocznych fajerwerków. Nie można zresztą traktować tego jak zarzutu, bo – na co przyklasnąłby mi Mały Książe – najważniejsze jest niewidoczne dla oczu. Wartość ostatniego tomu cyklu zostaje w nas, w czytelnikach. Wszystkie fajerwerki olśnienia strzelają w naszych głowach. I moim zdaniem tak właśnie być powinno.

Chwile spędzone z Chłopcami będę wspominała bardzo ciepło. Liczę zresztą, że czwarty tom, to mimo wszystko nie ostatnia historia ze świata motocyklowego gangu z Nibylandii. Jakub Ćwiek lubi zaskakiwać swoich czytelników prezentami i mam nadzieję, że jakaś historia w stylu „3.5" jeszcze się pojawi. Tymczasem... BANGARANG! I w drogę!

Dział: Książki
niedziela, 20 grudzień 2015 17:06

7 urodziny Secretum i moc konkursów urodzinowych

Minęło już siedem lat od kiedy na stronie Secretum został opublikowny pierwszy post. Z tej okazji przygotowaliśmy dla naszych użytkowników specjalną zabawę. Siedem dni i siedem konkursów, których wyniki opublikujemy przed końcem roku. Zapraszamy na naszego Fanpage, życzymy Wesołych Świąt i udanej zabawy!

Dział: Miszmasz
środa, 16 grudzień 2015 22:20

Syn

„Syn" to już czwarty tom cyklu spod pióra Lois Lowry. Autorka stworzyła pełen grozy, brutalny świat, w którym ludzie sami pozbawili się uczuć. Nie każdy jednak pragnie żyć w takiej rzeczywistości i niektórzy zrobią wszystko, by od niej uciec.

Klara miała zaledwie czternaście lat, gdy stała się rodzicielką. To mało zaszczytna, ale niezwykle potrzebna w społeczeństwie funkcja. Niczego nieświadoma, poprzez cięcie cesarskie, urodziła syna, z którym, wbrew obowiązującym zasadom, poczuła silną więź macierzyńską. Coś jednak poszło nie tak i przez jakieś przeoczenie zapomniano o Klarze. Nie zaczęła ponownie otrzymywać pigułek, które pozbawiają ludzi uczuć. Dziewczyna powoli zaczyna uświadamiać sobie jak przerażający i pusty jest świat w którym żyje. Staje się zdeterminowana. Zrobi wszystko by móc być z własnym synem.

Podczas lektury „Syna" powracamy do akcji z „Dawcy". Fabuły pokrywają się wzajemnie, uzupełniając o drobne szczegóły. Akcja niestrudzenie dąży do spotkania Klary z Jonaszem. Przy okazji poznajemy również dalsze losy ludzi z wioski, która stała się bezpiecznym sanktuarium dla kalekich, chorych i odrzuconych ze swoich społeczności. Obserwujemy przyszłość nie tylko Jonasza i Gabriela, ale także Kiry, jej dzieci i innych mieszkańców. Brakuje jednak obrazu tego co stało się w społecznościach, które opuścili bohaterowie, a szkoda, gdyż mogłoby to być niezwykle ciekawe.

Powieść jest porywająca. Chociaż trudno by tu było mówić o wartkiej akcji to jednak historia niezwykle wciąga. Została napisana lekkim piórem, jest mądra, pouczająca i pełna ciepła. Niejednokrotnie budzi grozę i protesty przeciwko niesprawiedliwości. W żadnym razie nie chciałabym znaleźć się w zamieszkanym przez bohaterów świecie, za to z przyjemnością spotkałabym ich samych.

Cykl Lois Lowry wywiera na czytelniku ogromne wrażenie. Wydaje się być niesamowity. Jestem pod ogromnym wrażeniem pomysłowości i niezwykłej wyobraźni Autorki. Nic dziwnego, że pisarka otrzymała tak wiele wyróżnień w dziedzinie literatury. W plastyczny sposób połączyła ze sobą dwa różne światy ukazując w jak odmienny sposób mogą żyć różni ludzie i że nie każdy musi godzić się na przydzielony mu los.

„Syna", tak jak i pozostałe książki spod pióra Lois Lowry, serdecznie wszystkim polecam. To niezwykła powieść, która daje wiele do myślenia, pozostaje w pamięci i zmienia spojrzenie na świat. To lektura, którą naprawdę warto przeczytać.

Dział: Książki
piątek, 11 grudzień 2015 22:27

Czas żelaza

„Czas żelaza" wzbudził moje zainteresowanie jeszcze długo przed polską premierą. Po pierwsze, zagraniczna krytyka bardzo pochlebnie wypowiadała się na temat książkowego debiutu Angusa Watsona, po drugie gatunek fantastyki jest mi jednym z najbliższych.

Dział: Książki
piątek, 11 grudzień 2015 09:44

Chłopcy

Historię o Piotrusiu Panie, który pragnął nigdy nie dorosnąć, zna chyba każdy. Każdy widział też rosłego mężczyznę na monstrualnej wielkości harleyu (no chyba, że to moje prywatne zboczenie). Przydrożne, obskurne puby, szczury i spluwy to też żadna nowość. Wizje mrocznych wymiarów z gorejącymi w cieniach oczami, seksowne panienki w skąpych ciuszkach i przechodzone prostytutki, także nie wykraczają poza możliwości wyobraźni. Łzy, rockowa muzyka, osierocone dzieci. Co stanie się jednak, gdy wszystko to wrzuci się do jednego worka, doprawi szczyptą nawiązań intertekstualnych, lekkim piórem, ciętymi ripostami i trafnymi metaforami? Niewiarygodne? Powiedzcie to Jakubowi Ćwiekowi, który zatytułował tę kombinację „Chłopcy".

Jakub Ćwiek powoli, ale stanowczo, walczył o solidne miejsce na polskim rynku wydawniczym. Dzisiaj może pochwalić się już sporym gronem czytelników. Z dorobkiem dwunastu powieści i kilkudziesięciu wydanych opowiadań oraz dzięki dziewięciokrotnej nominacji do Nagrody im. Janusza A. Zajdla, znany jest zdecydowanej większości fanów fantastyki. Tych, którzy chwalą jego talent i kreatywność jest pewnie tylu, ilu przeciwników jego twórczości. Nie wpisuje się bowiem w, tak często eksploatowany w Polsce, typ fantastyki o podłożu historycznym, rezygnuje z karczm i oberży, a stawia na nowoczesność i bogaty dorobek popkultury. Nie inni są „Chłopcy", dziesiąta w kolejności z wydanych przez Ćwieka powieści.

Tym, co wyróżnia autora spośród innych polskich pisarzy jest, między innymi, niezwykła dbałość o szczegóły. Każdy kolejny tom dopieszczony zostaje pod każdym względem – solidnie zaplanowana okładka, interesujące i starannie wykonane ilustracje (w „Chłopcach" autorstwa Roberta Adlera; okładka to dzieło Iwo Strzeleckiego). Rzadko który z polskich pisarzy przykłada do sposobu wydawania swoich powieści tak dużą wagę jak autor "Kłamcy". Szkoda jedynie, że Jakub Ćwiek zignorował nieco kompatybilność kolorystyczną – Dzwoneczek z okładki to blondynka, chociaż w książce włosy ma rude.

Powieść Ćwieka podzielona jest na siedem rozdziałów - czy też niezależnych od siebie opowiadań, gdyż każde z nich stanowi spójną całość, którą zrozumieć można bez znajomości innych fragmentów – zatytułowanych dziecięcymi powiedzonkami („Znalezione, nie kradzione", „Pobite gary" itp.). Same wydarzenia, by nie zdradzać zbyt dużo z fabuły, najłatwiej streścić zarysowując nieco same postaci. Tytułowi chłopcy, to członkowie niecodziennego gangu motocyklowego, byli mieszkańcy Nibylandii, a obecnie mający za dom opuszczony lunapark (o dumnej nazwie: Druga Nibylandia). Bandzie - nomen omen dorosłych już, bo każdy z nich liczy ponad dwadzieścia wiosen – motocyklistów przewodzi seksowna Dzwoneczek, do której to mężczyźni (to słowo, zdaje się, nie pada nigdy jako ich określenie) zwracają się „mamo". Chłopcy walczą ze złem, handlują pyłkiem i, nie do końca bezinteresownie, zajmują podopiecznymi z lokalnego domu dziecka.

Fabuła opiera się przede wszystkim na dwóch znanych tekstach kultury – książce Jamesa Matthew Barrie'ego „Piotruś Pan" oraz serialu „Sons of Anarchy" (polski tytuł: „Synowie anarchii"). Pierwsza z pozycji stanowi dla Ćwieka bazę wyjściową. Opisywane w jego powieści wydarzenia to niejako kontynuacja tego, co przedstawił już angielski pisarz – przewrotna, ale jednak kontynuacja. „Synowie anarchii" stanowią z kolei wyraźną inspirację w zakresie wizualizacji bohaterów „Chłopców" oraz ich stylu bycia – motocykle i skórzane kurtki z naszywkami na całej płaszczyźnie pleców.

W powieści znajduje się jednak znacznie więcej intertekstualnych nawiązań. Jest Nabokov z „Lolitą", są biblijne przypowieści, twórczość Lovecrafta, a nawet „Milczenie owiec", Stephen King i Bruce Lee. Tutaj jednak wskazać muszę na pierwszą z, nielicznych mimo wszystko, wad ćwiekowych „Chłopców". Wspomniane już odniesienia oraz te, które - świadomie bądź nie – ominęłam, podane są czytelnikowi w sposób tak bezpośredni, że miejscami czułam się traktowana jak małe dziecko, któremu wciąż jeszcze wszystko trzeba pokazywać paluszkiem.

Jakub Ćwiek zgrabnie operuje językiem i potrafi stworzyć interesujące metafory. Przez kolejne strony „Chłopców" przechodzi się nie zauważając upływu czasu. Całość jest lekka i łatwa do przyswojenia, ale nie infantylna i grafomańska. Sporo w „Chłopcach" wulgaryzmów, ale ich używanie zdecydowanie nie razi, a dopełnia wykreowany przez autora świat. Dla wielbicieli gier słownych także znajdzie się kilka perełek. Szczególnie warte uwagi są mistrzowsko napisane dialogi. Bez trudu przychodzi wyobrażenie ich sobie w podobnej, realnej sytuacji. Zdecydowanie mogliby tak ze sobą rozmawiać dorośli, niedojrzali gangsterzy-motocykliści, którzy nawiali z Nibylandii – jakkolwiek by to nie brzmiało. Dyskusje, nierzadko zakończone trafnymi puentami lub ciętymi ripostami, sprawiają, że czytelnik nieraz mimowolnie zaśmiewa się w głos. Jednak, żeby nie było tak cukierkowo...

Niektórych zachowań bohaterów nie rozumiem - i wbrew oczekiwaniom nie jest to nadużywanie alkoholu. Najstarsi członkowie motocyklowego gangu uparcie używają pojęcia mili zamiast kilometra. Zrozumieć mogę, że skoro autor „Piotrusia Pana" był Anglikiem, to i Nibylandia rządziła się angielskim systemem miar, niemniej Dzwoneczek i jej podopieczni w trakcie opisywanych wydarzeń żyją już w Polsce od przynajmniej dziesięciu lat. Czy to nie wystarczająca ilość czasu, by zmienić sposób myślenia? Zwłaszcza, że zaraz po przybyciu z brytyjskiej krainy żaden z bohaterów nie miał problemów z przestawieniem się z ojczystego języka na zupełnie obcą polszczyznę?

Mają „Chłopcy" kilka dziur logicznych, ale wybaczam to Jakubowi Ćwiekowi z powodu doskonałego studium Kompleksu Piotrusia Pana (zamierzenie lub nie). Widzę tę przeplataną między wierszami analizę. W dodawanych do napojów po każdym niepowodzeniu syrenich łzach zapomnienia, dostrzegam brak odpowiedzialności, strach przed dorosłością i dojrzałością, a w tytułowaniu Dzwoneczka "mamą", potrzebę pobłażliwej i niewymagającej opieki. W stosowaniu pyłu i ulatywaniu – ucieczkę od realnych problemów i prawdziwego życia. Jest też tutaj, oczywiście, niemożność zbudowania prawdziwej relacji damsko-męskiej. Chłopcy traktują wszystkie kobiety przedmiotowo, nie mają potrzeby budowania trwałych więzi. Wszystko to zawiera się w istocie Syndromu Piotrusia Pana.

Jakub Ćwiek dokonał rzeczy dość niezwykłej. Ze znanej, wielokrotnie eksploatowanej bajki dla dzieci zrobił coś zupełnie nowego, nadał całości odrębną jakość. Wpadł na oryginalny pomysł i zrealizował go z dużą dozą kreatywności. To fakt, że widać w „Chłopcach" kilka logicznych potknięć, ale są też niezwykle dopracowane dialogi, zręczne opisy oraz bohaterowie z krwi i kości. Pod rozrywkową fabułą skrywa się także głębsze przesłanie - o trudzie dorastania, samotności i potrzebie bliskości. Polecam tę lekturę każdemu, kto chciałby się oderwać od świata obowiązków, konwenansów i utartych ścieżek. Dodatkowo, ze względu na męski charakter „Chłopców", wszystkim kobietom radzę wejść na czas lektury w skórę płci przeciwnej – śmiejcie się z szowinistycznych żartów i stereotypowego poczucia humoru każdego "prawdziwego" faceta.


Druga recenzja - Vicky

Pewne historie są ponadczasowe. Nie ważne czy to dziecko, mama, tata, babcia czy dziadek – każdy je zna. Jedną z nich jest powieść autorstwa Jamesa Matthew Barrie „Piotruś Pan" (lub jeśli ktoś woli spolszczenia – „Przygody Piotrusia Pana"). Jak wiele było w literaturze i filmie przeróżnych wariacji na ten temat. Ileż to odmiennych kontynuacji stworzyli kolejni autorzy. Wspierając chlubną tradycję, również i Jakub Ćwiek opisał swoją wersję wydarzeń w nowej książce, noszącej tytuł „Chłopcy".

Gdzieś tam, pomiędzy miastami, znajduje się stary lunapark. Kolejki, dom strachów, diabelski młyn – wszystko to kiedyś tętniło życiem. Teraz natomiast to opuszczone, nieprzyjazne miejsce. Czy jednak aby na pewno? Życia i barw lunaparkowi nie ubyło. Stał się siedzibą Zagubionych Chłopców – gangu motocyklowego. To tu właśnie wracają po niebezpiecznych misjach i załatwianiu czarnych interesów. Po walkach z mrocznymi potworami. To w lunaparku, w ramionach „mamy" – Dzwoneczka – opłakują śmierć kompanów, którzy pechowo zatrzymali się w przejściu poza czasem. Żyją po to, by nigdy naprawdę nie dorosnąć i po wsze czasy nienawidzić Piotrusia Pana. To właśnie tutaj, wśród nich, każda „obiecująco zapowiadająca się sierota" może znaleźć swoje miejsce na Ziemi – swój dom.

Akcja powieści rozgrywa się w Polsce. Historię obserwujemy z punktu widzenia różnych, mniej lub bardziej postronnych, osób - kelnerki z baru, świeżo upieczonego członek gangu, dziecka. Książka podzielona jest na opowiadania – nie powiązane ze sobą wydarzeniami, ale jednak układające się w jedną, spójną całość. Jakub Ćwiek należy do tych pisarzy, którzy mogą stworzyć instrukcję obsługi urządzeń elektrycznych, a i tak będzie się to dobrze czytało. Chyba po prostu chodzi o wprawę i warsztat. Do tego dobry pomysł, ciekawa fabuła i rzeka akcji – gotowa lektura, którą świetnie się czyta. Mnie samej jednak „Chłopcy" – mimo tego, że naprawdę nieźle napisani – jakoś specjalnie nie urzekli. Być może wiąże się to z tym, że jestem nieco przewrażliwiona na wulgaryzmy i podteksty erotyczne. Kiedy występują w książkach, chcę być o tym zawczasu uprzedzona – zanim jeszcze po taką prozę sięgnę (na przykład z tyłu okładki). I tak, do przyjemnej, pomysłowej i lekkiej książki, wkradł się pewien niesmak. Rozumiem – taki klimat pasował, jednak nie jest to rzecz dla mnie.

Samo wydanie zasługuje w tym wypadku na specjalną uwagę. Półtwarda, tekturowa okładka, czerwona wstążeczka, ciekawe grafiki, gęsto zdobiące strony książki. Dobra edycja i świetny układ tekstu. Przyznaję, że byłabym zachwycona, gdybym na półce miała jedynie tak rewelacyjnie dopracowane tomy. Również spis treści jest bardzo przystępny. Za oprawę wydawnictwu SQN należą się wielkie brawa.

Po książce spodziewałam się, że będzie zabawniejsza – mimo dużej dawki humoru, w ogóle on do mnie nie trafiał. Fabuła i akcja były ciekawe, miejscami zaskakujące, kiedy indziej niesamowite. Pisarz w przemyślany sposób odkrywał przed czytelnikami coraz to nowe fragmenty życia tytułowych „Chłopców". Mam w stosunku do powieści naprawdę bardzo mieszane uczucia. Z jednej strony niespecjalnie mnie urzekła, z drugiej jednak nie zaprzeczę, że jest wciągająca i dobrze napisana. Także niewiele mogę prozie Jakuba Ćwieka zarzucić i jedynym „przeciw" jest mój własny, subiektywny gust literacki. Co do pewnych treści czytelnicy mogą więc czuć się uprzedzeni, a jeżeli one nie stanowią żadnej przeszkody, to po książkę sięgnąć polecam. Przygody w towarzystwie Zagubionych Chłopców z pewnością będą niezwykle ciekawe.

 

Dział: Książki
poniedziałek, 30 listopad 2015 07:31

Gra o tron. Książka do kolorowania

Kolorowanki dla dorosłych stały się ostatnio bardzo popularne w Europie. Od tych dla dzieci różnią się mnogością drobnych szczegółów, do których wypełnienia kolorem potrzebna jest znacznie większa precyzja oraz oczywiście tematyką obrazków do kolorowania. Nakładem wydawnictwa Akurat ukazała się niedawno kolorowanka przedstawiająca ilustracje z fantastycznej „Gry o tron" George'a R.R. Martina.

„Wspaniała zabawa, doskonały relaks, ogromna satysfakcja" - reklamuje książeczkę wydawnictwo. Kolorowanie to nowy sposób na odstresowanie się po ciężkich dniach pracy czy problemach w rodzinie. Kojarzy się z dniami dzieciństwa, sprawia przyjemność i zaspakaja twórcze ambicje. Jest to nowa moda, która stała się niezwykle popularna. Powstała zupełnie osobna kategoria książek, które sprzedają się w Europie w ogromnych nakładach, a jej popularność rośnie z każdym dniem.

„Gra o tron"  to amerykański serial fantasy stworzony przez Davida Benioffa i D.B. Weissa dla HBO. Jest on adaptacją sagi „Pieśń lodu i ognia" autorstwa amerykańskiego pisarza George'a R.R. Martina. Premiera pierwszego sezonu miała miejsce 7 kwietnia 2011, ale jeszcze przed nią kilka odcinków pojawiło się w sieci. W Polsce serial zadebiutował tydzień później. Jego oglądalność jest ogromna, a wciąż pojawiają się nowi fani.

Kolorowanka zawiera nie tylko ilustracje, ale również cytaty z książki. Dla fanów będzie prawdziwą gratką. Może stanowić zarówno obiekt kolekcjonerski jak i umilenie czasu w oczekiwaniu na kolejną powieść czy odcinek serialu. Grafiki są ciekawe, szczegółowe i działające na wyobraźnię. Do tego tak naprawdę można samemu zdecydować co i w jaki sposób będzie ostatecznie wyglądało.

Dla kogo są przeznaczone kolorowanki? Właściwie dla wszystkich. Kupują je młodzi ludzie, ale również poważni menadżerowie, kobiety sukcesu czy zmęczone gospodynie domowe. W Internecie jest o nich bardzo głośno. Rozpętało się prawdziwe szaleństwo. Kolorowanie to nie tylko przyjemność, a również psychologiczna technika, która naprawdę działa, o czym każdy kto spróbował może przekonać się sam.

Książka do kolorowania zainspirowana „Grą o tron" zawiera w sobie kilkadziesiąt ładnych, szczegółowych grafik, a na odwrocie każdej z nich pojawia się cytat. Wydanie jest bardzo staranne, strony przewracają się bez problemu nie utrudniając nanoszenia barw (chociaż przez szycie może być problem z dosięgnięciem do wewnętrznych krawędzi). Każdemu wielbicielowi „Gry o tron" kolorowanka dostarczy kilkugodzinnej zabawy a przeglądanie jej sprawi niekłamaną przyjemność.

Dział: Książki
sobota, 28 listopad 2015 17:54

"Star Wars Komiks Nr 2/2015" w grudniu

Ósmego grudnia ukaże się drugi numer czasopisma "Star Wars Komiks".

Dział: Komiksy
sobota, 21 listopad 2015 17:46

Aplikacja

„Ile razy mi się zdaje, że już dochodzę do prawdy, przekonuję się, że mam tyle, co nic". [1]

Chyba każdy czasem ma dzień kiedy zupełnie nie wie co ma robić, jak postępować, w co się ubrać, jak się zachować w danej chwili i chciałby żeby ten jeden raz mu doradzono, podjęto decyzje za niego. Co gdyby faktycznie ktoś a raczej coś mówiło nam cały czas co jest dla nas najlepsze, kierowało nami mówiąc jacy powinniśmy być, z kim się zadawać, co czytać, czego słuchać a nawet co jeść? Czy chcielibyśmy aby decydowała za nas jakaś aplikacja?

Mamy rok 2032. Postęp technologiczny jest na bardzo wysokim poziomie i każdy człowiek posługuje się nią, bo to jest według nich właściwe. Nie mogą sobie wyobrazić jak ktoś mógłby funkcjonować bez handheldu służącego do tego co dla nas dzisiejsze telefony, ale jeszcze bardziej nie mogą pojąć jak ktoś może obejść się bez aplikacji Lux, która pomaga podjąć decyzje, te życiowe lub związane z codziennymi sprawami. Jedną z takich osób jest Rory Vaughn, szesnastolatka nie rozstaje się ze swoim urządzeniem a z Luxa korzysta niemal co chwile. Wszystko jednak zmienia się gdy gdy trafia do upragnionej elitarnej szkoły Theden. Co takiego odkryje nastolatka i co zrobi z poznaną prawdą?

Feeria Young jest jednym z moich ulubionych wydawnictw, bo niemal zawsze trafia w mój gust czytelniczy. Jeszcze chyba ani razu nie zdarzyło mi się abym była jakoś bardzo rozczarowana tym, co wyszło spod ich skrzydeł. Aplikacje chciałam przeczytać jak tylko ukazała się jej zapowiedź, blurb mnie zaintrygował i czułam, że na tym tytule z pewnością się nie zawiodę. Jak było w rzeczywistości?

Zastanawiam się czasem skąd autorzy czerpią swoje pomysły, szczególnie ci którzy potrafią pomimo tego, że już chyba wszystko zostało wymyślone zaskoczyć czymś nowym albo chociaż innym spojrzeniem na jakiś temat. Lauren Miller jest jedną z tych autorek, zaskoczyła mnie, sprawiła, że z zapartym tchem przewracałam kolejne strony, ale zanim to nastało początek nie był tak kolorowy. Aplikacja zaczyna się trochę nudnawo i pierwsze kilkadziesiąt stron może się dłużyć, ale im więcej było za mną tym bardziej rozkręcała się fabuła. I przyznać muszę, że Miller doskonale wszystko sobie przemyślała. Zobrazowała przerażającą wizję świata, w którym jesteśmy uzależnieni od technologii (nawet teraz ciężko jest nam bez telefonu czy dostępu do sieci), ale również stworzyła wątki z intrygami, tajemnicami z przeszłości, niebezpieczeństwem i ciągłą próbą odkrycia prawdy. Dla chwili oddechu jest też wątek romansowy, ale w tak małych ilościach, że prawdę mówiąc czasem go wręcz nie wyłapywałam, z czego się cieszę ponieważ mnie drażnił swoją sztucznością. To i początek są jedynymi minusami powieści.

Jestem pod ogromnym wrażeniem pomysłowości Lauren Miller i tego, że nie pogubiła się w tych wszystkich zawirowaniach. Pląta, utrudnia, zaskakuje, zachęca do tego by wraz z bohaterką łamać sobie głowę nad łamigłówkami, poszukiwaniem odpowiedzi i poznaniem prawdy. Po średnim wstępie akcja nabiera prędkości i powoduje liczne komentarze Co? Ale jak to? Bo to, co wydawało się, że wiem było na pokaz lub fikcją.

Jeśli chodzi o bohaterów, to spotkałam się z opiniami, że zachowanie Rory bywało irytujące. Faktycznie, patrząc z punktu dwudziestokilkulatki miałam ochotę czasem nią potrząsnąć, ale to przecież nastolatka. Ma prawo do błędów, zmienności i niepewności. Dopiero kształtuje swoją osobowość, a przecież nic kompletnie głupiego nie zrobiła. Na swój sposób ją lubię. Nie opiszę szczegółowo innych postaci ponieważ mogłabym tym zbyt dużo zdradzić. Pewne jest jednak to iż Lauren Miller stworzyła je po mistrzowsku. Są inndywidualni a co najważniejsze nie do przejrzenia. Kilkakrotnie zostałam zaskoczona nagłym obrotem sprawy, bo bohater pokazał zupełne inne oblicze.

Jak pewnie już widać Aplikacja bardzo mi się podobała, pochłonęłam ją w mgnieniu oka i z zapartym tchem. Autorka zawładnęła moim czasem i umysłem. Sprawiła, że wraz z bohaterką poszukiwałam prawdy i przeżywałam wydarzenia nie mniej niż Rory. Lauren Miller miała pomysł i udało jej się go wykorzystać, napisała powieść wciągającą, zaskakującą i przedstawiającą przerażającą wizję przyszłości.

Jeśli tylko lubicie młodzieżówki i dystopie z mieszanką thrillera, to Aplikacja jest z pewnością dla was. Lauren Miller pokazała się z jak najlepszej strony, szybka akcja, tajemnice i intrygi – tego tutaj z pewnością nie zabraknie. Polecam z czystym sumieniem!

[1]Lauren Miller, Aplikacja

Dział: Książki
czwartek, 19 listopad 2015 00:41

FLUXX już w sprzedaży!

Wydawnictwo Black Monk Games ma przyjemność poinformować, że na początku listopada do sprzedaży trafiły trzy nowe gry - FLUXX, Zombie FLUXX oraz Cthulhu FLUXX. Seria na światowym rynku istnieje już od niemal dwudziestu lat i została wydana w kilkunastu wersjach, teraz trafiła do Polski.

Dział: Bez prądu

„Metro 2033: Wojny" już od 30 listopada będzie dostępne na wszystkich platformach mobilnych. Jest to gra z gatunku TBS (strategiczna gra turowa), z akcją umiejscowioną w moskiewskim metrze znanym z powieści Glukhovsky'ego.

Dział: Z prądem