listopad 22, 2024

Rezultaty wyszukiwania dla: 2013

piątek, 10 kwiecień 2015 20:18

Anna

Nigdy nie zrozumiem mechanizmu pamięci. I nie chodzi wcale o to, że pamiętam pierwszy dzień w szkole podstawowej, a za nic w świecie nie mogę przypomnieć sobie wydarzeń z zeszłego tygodnia. Zastanawiam się raczej nad kreacją wspomnień – co z nich jest moje, co zasłyszane, co zapamiętane z rodzinnego albumu. Czy te odległe obrazy zdarzeń i uczuć w zupełności należą do mnie? A może do kogoś innego? „Mindscape" (w tłumaczeniu polskiego dystrybutora „Anna", chociaż logiczniej byłoby zatytułować rzecz słowami w stylu „Skrywana pamięć") traktuje, co prawda o innym aspekcie ludzkich powrotów do przeszłości, jednak w podobny sposób skłania do refleksji nad znaczeniem i mocą tego, co wydaje się nam, że pamiętamy.

„Mindscape" opowiada historię alternatywnej rzeczywistości, którą – od tej, do której jesteśmy przyzwyczajeni – różni powszechne występowanie, akceptacja i wykorzystanie umiejętności paranormalnych. W szczególności specjalizuje się w tym ostatnim firma Mindscape znana z najwyższej jakości świadczonych usług. A jakie usługi właściwie świadczy? Otóż jej agenci, czy też detektywi, potrafią czytać ludzkie wspomnienia. Podobną umiejętność posiada również John (Mark Strong), znajdujący się w szeregach przywołanej już spółki. Traumatyczne przeżycia utrudniają mu jednak wykonanie zleconego przez pracodawcę zadania i mężczyzna zostaje odsunięty od sprawy. Gdy wraca po przerwie, otrzymuje z pozoru prostą ofertę – badając wspomnienia nastoletniej Anny (Taissa Farmiga) ma zachęcić dziewczynę do jedzenia. Okazuje się jednak, że młoda kobieta i jej psychika są znacznie bardziej skomplikowane, niż mogłoby się wydawać. Wkrótce John zostaje wciągnięty w intrygę, której sam do końca nie rozumie.

„Mindscape" to dużo biedniejsza wersja „Incepcji" Nolana. W teorii chodzi zupełnie o coś innego, ale w praktyce podobieństwa mnożą się z każdą sekundą produkcji. Tym, co oba obrazy rozdziela jest akcent psychologicznej gry położony na „Mindscape", gdy w „Incepcji" skupiono się raczej na warstwie szybkiej i widowiskowej akcji.

Niezależnie od podobieństw wymienionych produkcji, „Mindscape" nie jest złym filmem. Od pierwszych minut intryguje i interesuje, a sploty węzła głównej tajemnicy rozwiązywane są bardzo powoli. Widz ma szansę zagłębić się w fotelu i poobgryzać paznokcie. Kolejne wspomnienia Anny i dochodzenie Johna, to się uzupełniają, to wykluczają, by po drodze kilkukrotnie się uprawdopodobnić lub zmienić w misternie zaplanowany podstęp. Postać nastolatki na przemian budzi współczucie, niechęć, zaufanie, podejrzliwość i chęć zemsty na jej oprawcach. Tylko, czy w ogóle byli jacyś oprawcy? Podobne pytania o to, czy coś miało miejsce, czy nie można także zadawać w przypadku postaci Johna. Przyznaję, że czerpałam z tego sporą frajdę.

Bardzo mocnym punktem obrazu jest jego obsada. Strong wygląda jak zagubiony psiak, chociaż jego inteligencja i podejrzliwość każą wierzyć, że to częściowo zaplanowana poza. Aktor ma doskonale plastyczną twarz – i z wyłączonym dźwiękiem oraz napisami można by zapewne zrozumieć, co stara się przekazać. Farmiga także zaprezentowała się w „Mindscape" świetnie, chociaż kolejny raz wcieliła się w dokładnie tę samą postać – pokręconej psychologicznie, lecz bardzo inteligentnej i przebiegłej, nastolatki. Obawiam się, że ta łatka może już pozostać z nią na zawsze.

Do gustu przypadły mi także zdjęcia. Większość z nich nie prezentowała niczego odkrywczego, nie proponowała niecodziennych eksperymentów, ale schematy ujęć zostały wykorzystane zgrabnie, a później sprawnie zadziałał na nich montażysta. Postprodukcja nie miała może zbyt wiele pracy z efektami specjalnymi, ale kilka efektów slow motion i momenty „wpadania w trans" wyglądały na tyle przekonująco, że nie śmiałabym nazwać ich tanimi wstawkami – rzeczywiście miały swoją pracę do wykonania.

Tym, co zasadniczo obniżyło moją ocenę produkcji, nie jest wcale wspomniana wcześniej wtórność, czy też podejrzane podobieństwo między filmami, lecz zakończenie. Finał do bólu mnie rozczarował. Ręce opadły, spomiędzy warg wydarło się niedowierzające prychnięcie. Jakkolwiek jednak podsumowanie pozostawia wiele do życzenia, to jak na pełnometrażowy debiut jest to rzecz naprawdę udana. Jorge Dorado ma moje błogosławieństwo, by zająć się na stałe reżyserią thrillerów. Skoro już teraz było całkiem dobrze to, co będzie mógł zaofiarować światu za dziesięć lat? Chyba czas zacząć zapuszczać paznokcie.

Dział: Filmy
niedziela, 29 marzec 2015 16:43

Oculus

Nazwisko Stephena Kinga działa na mnie jak magnes. Kiedy więc natrafiłam na informację o „Oculusie", a właściwie o tym, że sam Stephen King trząsł na nim portkami, musiałam go obejrzeć. Jasne, obawiałam się nieco, że to tylko chwyt marketingowy. Jasne, nachodziły mnie myśli, że seans może być kolejną stratą czasu. Jasne, przyjmowałam, że mogę się rozczarować. Ale to w końcu jedynie półtorej godziny straconego życia! Zresztą ufam Stephenowi – skoro mówi tak, jak mówi, to znaczy, że jest tak jak mówi. Pełna nadziei podjęłam ryzyko.

Tim Russell (Brenton Thwaites) ostatnie kilka lat swojego życia spędził w zakładzie psychiatrycznym, gdzie sztab specjalistów pomagał mu zrozumieć tragiczne doświadczenia z okresu dzieciństwa, a konkretnie popełnioną zbrodnię. Wreszcie, wraz z osiągnięciem pełnoletności, opuszcza placówkę. W „zewnętrznym" świecie czekaj już na niego jego siostra, Kaylie (Karen Gillan). Pełen nadziei chłopak spotyka się z nią zaraz po pożegnaniu zakładu, gotowy na rozpoczęcie nowego etapu w swoim życiu. Okazuje się jednak, że Kaylie nie poczyniła tak wyraźnych postępów jak jej brat. Ledwie się spotykają, a dziewczyna już przypomina mu o obietnicy sprzed lat i wydarzeniach z przeszłości. Raz jeszcze stawia pod znakiem zapytania wszystko to, co wpoili Timowi lekarze. I chociaż chłopak początkowo się broni, to nie może odmówić nalegającej siostrze. Kaylie zamierza udowodnić, że winę za wydarzenia z przeszłości ponosi tajemnicze lustro, a nie jej brat. Wkrótce oboje wracają na miejsce zbrodni. Mroczna obecność z czasu ich dzieciństwa tylko na to czekała...

Historia rozpoczyna się zgodnie z zasadą Hitchcocka – od trzęsienia ziemi. Już w pierwszych minutach padają strzały. Później jednak tempo akcji nie rośnie w tak zawrotnym tempie, jak życzyłby sobie tego mistrz kina grozy. „Oculus" przez większość czasu utrzymuje stabilny, stosunkowo wysoki poziom. Tajemnica zajmuje widza na tyle, że z ukontentowaniem spogląda na ekran; dwoistość argumentów brata i siostry działa orzeźwiająco; a zagadka z serii „kto ma rację" skłania do snucia własnych refleksji. Sam pomysł na intrygę – oddziaływania przeklętego przedmiotu – jest godny uznania. Nadchodzi jednak moment, w którym autorzy obrazu gubią się w swoich własnych założeniach. Bohaterowie, którzy zdawało się swoje działania dobrze przemyśleli, popełniają kardynalne błędy nowicjuszy. Hitchcock odwraca się do ekranu plecami.

Czy Stephen King mógł bać się na „Oculusie"? Odpowiedź nie jest taka znowu oczywista. Film ma bowiem elementy, które i mi włoski zjeżyły na rękach. Sama kreacja upiorów jako mrocznych postaci z hipnotyzująco-przerażającym spojrzeniem migotliwych oczu – perfekcyjna. Kilka pierwszych spotkań widza z tymi widmami robi wrażenie. Później fabuła trochę kuleje, a oglądający przyzwyczaja się do pokazywanych nieustannie w ten sam sposób stworów.

Atmosfera horroru przez większość czasu spełnia założenia gatunku. Przeszkadza jej nieco jedynie główna aktorka produkcji, Karen Gillan, która jest sztuczna i chwilami naprawdę irytująca. Dobre wrażenie zrobił na mnie Brenton Thwaites, chociaż miewałam wrażenie, że udziela się jakby od niechcenia. Były jednak również momenty, gdy wypadał dość naturalnie, czego – przyznam szczerze – się po nim nie spodziewałam.
Niespodziewanie dobry jest także montaż – zarówno obrazu, jak i dźwięku. Sama strona muzyczna nie zapisała się mi szczególnie w pamięci, ale nie mogła być zła, skoro produkcja trzymała w napięciu. Tak jak już wspomniałam od strony wizualnej należą się wyrazy uznania kreacjom mrocznych widm z lustra.

„Oculus" nie jest kamieniem milowym gatunku horroru, a zapewnienia Stephena Kinga wydają się nieco przesadzone, jednakże całość wypada dobrze. Niektóre fragmenty nawet najbardziej wprawionym horroromaniakom mogą zmrozić na chwilę krew w żyłach. Samotny seans, bez wsparcia w postaci obecności znajomego, z pewnością może stać się przyczynkiem obaw i niespokojnego spoglądania w cienie spowitego mrokiem mieszkania. A już na pewno – w antyczne lustra. Na tle podobnych produkcji „Oculus" zdaje się pozytywnie wyróżniać i przynosi subtelny powiew nowości. Ze swojej strony piszę się na sequel, jeżeli takowy powstanie.

Dział: Filmy
środa, 03 grudzień 2014 11:32

Komiksofon 15 już 10 grudnia

Komiksowo-muzyczny projekt Komiksofon po raz 15 odbędzie 10 grudnia we Wrocławiu. Będzie to ostatnia w tym roku edycja. Gośćmi spotkania będą: Nikodem Cabała oraz Luca Montagliani (Laca de la Vega) - włoski rysownik i ilustrator. Patronem medialnym projektu Komiksofon jest serwis Secretum. Więcej informacji w rozszerzeniu.

środa, 19 listopad 2014 16:52

Premiera: Hobbit: Bitwa Pięciu Armii

Już 10 grudnia swoją światową premierę (Polska 26 grudnia) będzie miał film reżysera Petera Jacksona, Hobbit: Bitwa Pięciu Armii. Jest to zakończenie legendy o Śródziemiu.

Dział: Kino
środa, 19 listopad 2014 16:30

Potwory w Tokio – Grą Roku 2014!

Polska wersja światowego bestsellera „King of Tokyo" Grą Roku 2014. Eksperci związani z rynkiem gier planszowych i karcianych docenili wydane przez Egmont Polska „Potwory w Tokio".

GamesFanatic.pl – najstarszy serwis o grach planszowych i karcianych w Polsce - w ramach plebiscytu Planszowa Gra Roku przyznał główną nagrodę Gra Roku 2014 planszówce „Potwory w Tokio" wydanej przez Egmont Polska. Tytuł Gry Roku przyznawany jest planszówkom, które cechuje nie tylko wysoka jakość wykonania, ale fakt, że zachęcają do wspólnego spędzania czasu w gronie rodziny i znajomych oraz rozbudzają zainteresowania potencjalnych nowych graczy.

Dział: Bez prądu
czwartek, 13 listopad 2014 01:01

LORDI powraca do Polski

1 lutego 2015 - na jedynym koncercie w Polsce wystąpi formacja LORDI, fiński zespół horror-rockowy, zwycięzcy festiwalu Eurowizja z utworem "Hard Rock Hallelujah". Zespół pod koniec 2013 roku wystąpił w Krakowie, tym razem przyjedzie do Warszawy gdzie zagra w klubie Progresja Music Zone (ul.Fort Wola 22) – 1 lutego 2015 o godzinie 19:00

Dział: Muzyka
wtorek, 04 listopad 2014 13:24

"Szubienicznik" audiobookiem roku 2013

Patronowany przez Secretum audiobook, zrealizowany na podstawie powieści Jacka Piekary pt. "Szubienicznik", wygrał plebiscyt Audiobook roku 2013. Serdeczne gratulacje dla autora, jak również dla lektora Tomasza Sobczaka. Z tej okazji ponownie zapraszamy do lektury recenzji.

Dział: Książki
środa, 29 październik 2014 07:36

Wilk w owczej skórze

„Złodziej dusz" to pierwsza część serii pisanej przez Anetę Jadowską. Drugim tomem powieści będzie „Bogowie muszą być szaleni". Autorka jednak w międzyczasie postanowiła stworzyć opowiadanie zatytułowane „Wilk w owczej skórze", które przekazała na użytek portalu fantasy Gavran. I tak oto kolejna część przygód Dory Wilk trafiła w zniecierpliwione ręce czytelników.

Po tym jak główna bohaterka zrezygnowała z pracy w toruńskiej policji, została prywatnym detektywem, w równoległym, magicznym wymiarze – Thorze. Klienci zgłaszają się do niej w dużych ilościach, zazwyczaj jednak wiedzeni czystą ciekawością. Rzadko kiedy zdarzają jej się poważne sprawy. Teraz jednak zrozpaczona czarownica ziemi prosi Dorę, by ta odnalazła jej córkę. Wszystko jednak wskazuje na to, że zirytowana życiem wśród magicznych istot, kompletnie niemagiczna nastolatka, z domu uciekła sama. Najwyraźniej również towarzyszy jej wiele czarnych myśli...

Opowiadanie jest krótkie i wydane w formie e-booka. Mimo zżerającej mnie ciekawości bardzo trudno było mi się za nie zabrać, ponieważ szczerze nie cierpię książek elektronicznych. Kiedy jednak już wreszcie usiadłam do tego mojego kochanego urządzenia, na którym czytam takie „wydania", tekst wciągnął mnie bez reszty. Właściwie jedyną wadą jaką znalazłam w opowiadaniu był brak występujących w pierwszej książce diabła i anioła. Natomiast czytelnicy znacznie lepiej poznać mogli Romana – wampirzego księcia – ponieważ przewijał się przez niemal całą treść.

Fabuła książki oczywiście była ciekawa, ale akcja bardziej dowcipna niż wartka. To co pisze Aneta Jadowska po prostu dobrze się czyta. Nie jest to jakieś głębokie czy oszałamiająco mądre, za to bez dwóch zdań wciągające. Autorka może popisać się niezwykłą wyobraźnią, a z jej bohaterami i stworzonym przez nią światem, zwyczajnie nie da się nudzić.

Bardzo żałowałam, że opowiadanie jest takie krótkie (nie ma nawet 100 stron). Narobiło mi dużego smaku na kolejną książkę pisarki. Co prawda pod choinkę sobie jej nie zażyczę, ponieważ data premiery zapowiedziana została na 4 stycznia 2013, ale miło będzie sprawić sobie nawet taki poświąteczny prezent. Jeżeli ktoś nie czytał jeszcze „Złodzieja dusz" to serdecznie polecam. „Wilkiem w owczej skórze" oczywiście również warto się zainteresować. Z pewnością niejednemu czytelnikowi umili czas oczekiwania na kolejny tom przygód Dory Wilk oraz otaczających ją przyjaciół.

Dział: Książki
niedziela, 19 październik 2014 01:59

Jak cię wykraść, Phoenix?

"Jak cię wykraść, Phoenix?" jest kontynuacją sagi o braciach Benedictach, nadnaturalnym rodzeństwie, które nie ustaje w poszukiwaniach swych życiowych partnerek. Pierwszy tom cyklu nosił tytuł "Kim jesteś, Sky?" i swoją polską premierę miał w kwietniu 2013 roku. Nakładem wydawnictwa Akapit Press w naszych księgarniach ukazały się już trzy tomy.

Phee jest naprawdę dobra w swoim złodziejskim fachu, do którego praktycznie się wychowała. Posiada nadprzyrodzony dar zamrażania ludzkich umysłów. Prawdopodobnie dlatego też kradzieże sprawiają dziewczynie przyjemność. Gdy jednak dostaje zlecenie by ukraść coś pewnemu chłopakowi, wszystko idzie nie tak. Bo Yves również jest sawantem, posiada zdolności nadprzyrodzone, a na domiar złego okazuje się być jej "przeznaczonym".

Rodzina Benedictów jest bardzo sympatyczna, choć nie zabrakło tu pewnych zbieżności z inną literaturą. Pisarka dba o swoich bohaterów, opisując ich zwraca uwagę na szczegóły. Są to postacie do których bez trudu można się przywiązać. Również dziewczyny mają w powieści intrygujące kreacje. Tak jak Sky była cudowna, tak i świetną bohaterką jest Phoenix.

W ciekawy sposób został opisany przestępczy świat. Fabuła jest pomysłowa, akcja toczy się wartko, rzeczywistość bywa niekiedy szara i brutalna, a bohaterowie muszą sobie w jakiś sposób radzić z jej realiami. Historia nie jest czarnobiała. Nie jest też kolorowa. To utkany z setek odcieni szarości świat. Gdy dodamy do tego lekkie pióro i intrygującą wyobraźnię autorki, powstanie powieść, od której nie sposób się oderwać. Wciągający, nowatorki, fantastyczny miszmasz.

Przeciwko książce niestety przemawia samo jej wydanie. Mimo doskonałego tłumaczenia i edycji tekstu, okładka w ogóle nie zachęca czytelników, a z pewnością nie tych "targetowych". Mimo że powieść jest naprawdę fajna i dobrze napisana, to wiele osób sięga po książki, ponieważ spodobała im się okładka. Ta zaprezentowana (i powielona z wersji obcojęzycznych) niestety nie krzyczy do potencjalnych odbiorców "przeczytaj mnie!". Stąd też, mimo ciekawej treści, wiele nastoletnich czytelników zwyczajnie ją pominie.

Tak samo jak polecałam "Kim jesteś, Sky?" tak i zachęcam do przeczytania "Jak cię wykraść, Phoenix?". Seria jest ciekawa, wciągająca i pomysłowa. Jej czytanie sprawia wiele przyjemności. Myślę, że gdy nadarzy się okazja, z wielką przyjemnością przeczytam również "Znajdę cię, Crystal". Jestem bardzo ciekawa kolejnych przygód braci Benedictów.

Dział: Książki
środa, 15 październik 2014 08:57

Premiera: "Pieśń krwi"

Wkrótce premiera "Pieśni krwi". Powieść okazała się jednym z najbardziej spektakularnych debiutów epickiej fantasy ostatnich lat. Tak dużym, że początkujący pisarz - Anthony Ryan - odszedł po dwudziestu latach pracy z brytyjskiej służby cywilnej i postanowił zająć się wyłącznie pisarstwem.

Dział: Książki