Fragment 1
Ostatnim razem zdradził nas księżyc. Dwa dni czekaliśmy na pochmurną noc, przyczajeni poza portem, żeby nas nie odkryto, ale nasze zapasy były bliskie wyczerpania. Mogliśmy zaryzykować lub wrócić do Cyrus z pustymi rękami, a w rezultacie przez ten błąd straciliśmy Darę i sami omal nie zginęliśmy.
Dzisiaj niebo było ciemne i zachmurzone; księżyc ledwie przeświecał zza chmur, a wschodni wiatr wydymał nasze żagle. Idealna noc na moje plany.
W tym miejscu komuny znajdowały się wysoko na klifie, więc nie wystawiano straży i nikt ich przede mną nie strzegł. Sterując statkiem, z którego już ściekła woda, najpierw zbliżyłam się do zagrody, w której, jak słyszałam, przetrzymywano dzieci.
W nocy nigdy nie pilnowano niewolników, ale podejrzewałam, że po ostatniej naszej wizycie coś się mogło zmienić i musiałam być na to przygotowana. Mocniej zacisnęłam pas, obciążony bełtami do kuszy i paroma nożami. Zerknęłam na Basta, uzbrojonego w jeszcze więcej noży i z dużym mieczem u pasa.
– Do zobaczenia w niebie, Aspasio – powiedział do mnie z uśmiechem.
– Do zobaczenia w niebie – powtórzyłam. – Trzymaj – poleciłam Anice. Wciągnęła głęboko powietrze i skupiła się, a ja oddzieliłam moc od jej mocy. Lewitujący statek zadygotał, ale zaraz znieruchomiał na nowo; drewno skrzypiało, kiedy trwaliśmy w zawisie, podtrzymywani przez powietrzne wiry, krążące pod kadłubem, z żaglami falującymi delikatnie bez naporu wiatru.
Skinęłam na Basta, chwyciłam długą linę i oboje wyskoczyliśmy za burtę.
Pęd powietrza zatrzepotał ubraniem, rozwiał długie, ciężkie sploty moich włosów. Byłam niezwyciężoną panią nieba i powietrza. Nikt nie śmiał mi rzucić wyzwania, zranić mnie, czy uwięzić.
Spojrzałam w stronę Basta i spowolniłam nasze opadanie; jego uśmiech był szalony i triumfujący. Przestaliśmy być niewolnikami; teraz byliśmy panami.
Fragment 2
– Zabawne, że ciągle wierzysz w wolność – dobiegł z mroku ładowni spokojny, cyniczny głos tajemniczego ochotnika.
– Nie każdy z własnej chęci idzie w niewolę – odciął się człowiek z bliznami.
– Nie poszedłem z własnej woli – wyjaśnił lekkim tonem nieznajomy. – Po prostu wybrałem swój rodzaj niewolnictwa. To jedyny wybór, jaki mamy.
– Ona jest wolna – rzucił oskarżycielsko buntownik.
– Naprawdę? – dobiegł głos z mroku.
Mężczyzna z bliznami stracił swoją wojowniczość i opadł na ławę. Ostrożnie podsunęłam mu przydziałowe dwa jajka i suchar.
Błyskawicznie go chwycił i cisnął mi w twarz. Ruch był tak szybki, że nie zdążyłam się uchylić i dostałam w brew, a więzień gwałtownie naparł na okowy. Na szczęście byłam poza jego zasięgiem. Wkurzył mnie, a sam stracił cenną porcję.
– Co ty sobie wyobrażałeś? – warknęłam, pocierając bolące miejsce. Niech szlag trafi te suchary, twarde jak kamienie!
– Chciałeś mnie tym zabić? I co dalej? Zabrać mi klucze, uwolnić się z kajdan, a potem wyjść na górę, żeby zmierzyć się z całą załogą i z oceanem?
– Z załogą dzieciaków. – Skrzywił się pogardliwie.
Pokręciłam głową; moc swędziała mnie w palcach, żądna udowodnienia mu, jak potężne są te dzieciaki, ale nie miałam zamiaru popisywać się bez potrzeby przed naszym żywym ładunkiem.
Fragment 3
– Trening żywiołów – wyjaśniła, pokazując wokół szerokim gestem. – Ale próbuję go ukrócić, bo dziś jest świetny dzień na mycie pokładu.
Kula ognia wystrzeliła z rąk Arnava, aż inni odskoczyli. Tylko Anika uniosła ręce i zaczęła ją kształtować, żywiąc płomienie wiatrem.
Zobaczyłam mały garnek płynący w powietrzu i posłałam za nim swoją moc aż do rąk Linnei. Zaskoczona wypuściła go, lecz momentalnie odzyskała władzę i garnek posłusznie wskoczył jej w ręce.
Dobrze było mieć żywioł ziemski. Przyda się, zwłaszcza w kopalniach Dwunożnych Smoków. Z drugiej strony element ziemski, który w kopalni wyrwałby się spod kontroli, to katastrofa.
– W porządku – powiedziałam. – Czy widziałaś Oriego? Rozejrzała się, po czym pokazała na Fiska i Theę. Ori górował nad nimi, siedząc na balustradzie, i patrzył na nich z szerokim, dumnym uśmiechem na twarzy, jakiego nie widziałam u niego od wielu tygodni.
A ja miałam zaraz sprawić, że ten uśmiech zgaśnie. Fisk miał tylko dziewięć lat i był najmłodszym z moich adeptów. Wyciągał wodę z oceanu i chlapał nią na Theę, która uważnie obserwowała jego popisy.
Być może była żywiołem wodnym. Takich zawsze potrzebowałam na pokładzie.
Mieliśmy jeszcze dwoje małych Żywiołów – trzynastoletnią Addy o długich czarnych włosach, przypisaną do żywiołu wody, oraz czternastoletniego Coppera o bladej cerze, który miał rzadki dar tworzenia i kontrolowania dymu. Podobnie jak Kairos należał do tych, których moc pozostawała
ukryta i manifestowała się w nieoczywisty sposób.
Copper w pierwszym roku na statku sprawiał nam kłopot. Ciągle chciał pokazywać Arnavowi różne rzeczy, ale chłopcy się nie dogadywali. Choć powinni, bo byli w podobnym wieku, obdarzeni mocami związanymi z ogniem. Jednak Copper dorastał szybciej; był krzepki i dużo wyższy od Arnava. Do tego potrafił znakomicie kontrolować swój dar.
Jednak największą niespodzianką okazał się Kairos. Mówił coś do Arnava i choć twarz młodszego chłopaka wykrzywiał nadęty grymas, jednak posłuchał nakazu i tym razem zaprezentował cienką, starannie wygładzoną linię ognia.
Kairos poklepał go po plecach i spojrzał na mnie.