listopad 05, 2024

poniedziałek, 15 styczeń 2018 09:54

Atlantis Rising 1: Rycerze Atlantydy - fragment

By 
Oceń ten artykuł
(0 głosów)

25 stycznia nakładem Drageus Publishing House ukaże się książka Evana Currie'ego pod naszym patronatem, a juz dzisiaj udostępniamy jej fragment.

Przegraliśmy wojnę. Nadeszła zguba.
Czas na rewanż.
Po upadku cywilizacji władzę w dawnej domenie ludzi objęły demony. Wspaniałe dzieła ludzkości zostały zniszczone, ci, którzy przetrwali, żyli pokornie w niewoli, nie pamiętając o wielkich osiągnięciach swoich przodków. Byli jednak też tacy, którzy chcieli walczyć, i zapłacili za swój opór krwią. Ostatecznie demony zwyciężyły, pozostało im tylko pozbyć się resztek ludzkości z terytorium podbitego świata.

Młoda dziewczyna, która wchodzi w dorosłe życie, wkracza zarazem w cień przeznaczenia.
Demony nauczą się jeszcze czegoś od ludzi, zanim nazwą nasz świat swoim.
Ogień oczyszczenia zapłonie od małej iskierki... a przed świtem panują zawsze najgłębsze ciemności.

tytuł: Atlantis Rising 1: Rycerze Atlantydy
cykl: Atlantis Rising, tom 1
autor: Evan Currie
ISBN: 978-83-65661-42-5
EAN: 9788365661425
data wydania: 25-01-2018
cena detaliczna brutto: 39,90
liczba stron: 448
format: 125x195mm
okładka miękka
tytuł oryginału: Knighthood: Atlantis Rising Book 1
tłumaczenie: Małgorzata Koczańska


 FRAGMENT

Elanthielle starała się utrzymywać stałe tempo. Szła od wielu godzin, przynajmniej tak jej się zdawało. Wreszcie natrafiła na obozowisko. Nie wyglądało, jakby próbowano je zamaskować. W wielu miejscach ziemia była rozgrzeba­na, w kilku osypał się piach. Elan krzywiła się, gdy mijała odpadki i resztki zdradzające, że obozowały tutaj demony. Szła dalej po śladach.

„Były tu niedawno” – pomyślała, a jej oczy rozbłysły upartym gniewem. „Odeszły wczoraj tuż przed świtem... Demony nie lubią wędrować w słońcu. Nawet te, którym światło nie wyrządza krzywdy”.

Podczas marszu dziewczyna powtarzała w duchu se­kwencje pozycji do walki, których uczył ją ojciec. Nie odry­wała przy tym wzroku od śladów. Umiała polować i łowić ryby, a chociaż na pustkowiach niełatwo było o zdobycz, nigdy nie głodowała – ani przed powrotem Damasca do domu, ani potem.

Przyrzekła sobie, że nasyci głód, mimo że nie był to głód natury fizycznej.

Świt rozpalał niebo, gdy znalazła to, czego szukała – ozna­ki obozowiska, które nie zostało jeszcze opuszczone. Zmru­żyła oczy, wyjęła lekki miecz i powoli ruszyła naprzód. Jej sylwetka odcinała się cieniem na tle łuny wschodzącego słońca.

* * *

– Dzienna warta – wymamrotał demon gorana w swoim charczącym narzeczu. – Za kogo ten cienkoskórny drań się uważa?

Stwór wyprostował się i rozejrzał po otwartej równinie. Miał obserwować, czy nikt nie próbuje się podkraść do miejsca, gdzie odpoczywali jego „towarzysze”. On i jeszcze trzech innych gorana musieli zająć stanowiska mniej więcej z czterech stron świata wokół obozowiska. Słońce powoli wznosiło się nad horyzontem.

Gorana nienawidził błękitu.

Była to dziwaczna myśl, a jednak całkowicie prawdziwa. Demony gorana rzeczywiście nie znosiły niebieskiej barwy, zwłaszcza słonecznego nieba. A gorana na warcie doprowa­dzał do szału bezkresny błękit nad głową.

A jednak musiał stać na straży za dnia. U niejednego demona wywołałoby to klaustrofobię. Gorana wolałby, żeby wokół ciągnęła się nieskończona czerń, usiana gwiazdami, albo przynajmniej jakaś przyjemna jaskinia...

Nie dokończył, ponieważ tok myśli przerwało mu nagle pojawienie się ciemnej postaci, która wychyliła się zza gła­zu na zachodzie. Demon skrzywił się zaskoczony i już miał krzyknąć...

Intruz ciął szybko i gorana raz na zawsze przestało draż­nić błękitne niebo. -

* * *

Miecz wbił się w ziemię tam, gdzie Elanthielle zakończy­ła cięcie. Dziewczyna dyszała ciężko. Ogarnęła ją panika, ponieważ demon wciąż stał. Elan próbowała wyrwać broń, jednak ostrze zaklinowało się głęboko i mogła tylko z prze­rażeniem patrzeć na potwora. A potwór patrzył na nią.

Prosto w oczy.

Na szczęście po chwili osunął się na ziemię, jakby znik­nęły wszystkie jego kości, a Elan ujrzała tylko bezwładne ciało u swoich stóp, zanim jej oddech się wyrównał. Wciąż jeszcze dyszała płytko, ale już wolniej. Znowu mogła się opanować.

Poczuła, że coś spływa jej po twarzy, i odruchowo uniosła rękę, żeby się wytrzeć. Gdy dotknęła policzka, ciecz kap­nęła jej na palce. Elan szybko cofnęła dłoń.

W coraz jaśniejszych promieniach świtu zobaczyła czar­ną posokę stwora, którego właśnie zabiła. Dopiero wtedy dotarło do niej, co zrobiła, i krew odpłynęła jej z twarzy.

Zabiła demona. Była zbryzgana jego krwią.

Wezbrało w niej nieopisane pragnienie, aby krzyczeć. Cofnęła się od zwłok, na jej twarzy odmalowało się niedo­wierzanie. Oddech znowu zaczął się rwać i z trudem łapała powietrze. Zatoczyła się, puściła miecz, wciąż wbity w zie­mię. Zatrzymała się dopiero, gdy uderzyła plecami o głaz, zza którego wyskoczyła do ataku. Otworzyła usta do krzyku i bezwiednie próbowała zetrzeć z twarzy posokę.

Z jej krtani nie dobył się żaden dźwięk.

Wreszcie dziewczyna zaczęła powoli dochodzić do sie­bie. Najpierw wzięła się w garść, poszarpaną tuniką zdołała otrzeć twarz, a potem przyjrzała się zabitemu potworowi i rozpoznała jednego z demonów, które powiesiły jej ojca.

Podniosła się, gdy odzyskała zdrowe zmysły. Kiedy raz jeszcze popatrzyła na stwora, już wiedziała.

Wiedziała, że demony nie są nieśmiertelne.

Wiedziała, że sama potrafi je zabić.

Wiedziała.

Ujęła rękojeść miecza, wyrwała broń z ziemi. Ogarnęła ją euforia zwycięstwa, gdy rozejrzała się za kolejnym celem.