Młoda dziewczyna, która wchodzi w dorosłe życie, wkracza zarazem w cień przeznaczenia.
Demony nauczą się jeszcze czegoś od ludzi, zanim nazwą nasz świat swoim.
Ogień oczyszczenia zapłonie od małej iskierki... a przed świtem panują zawsze najgłębsze ciemności.
tytuł: Atlantis Rising 1: Rycerze Atlantydy
cykl: Atlantis Rising, tom 1
autor: Evan Currie
ISBN: 978-83-65661-42-5
EAN: 9788365661425
data wydania: 25-01-2018
cena detaliczna brutto: 39,90
liczba stron: 448
format: 125x195mm
okładka miękka
tytuł oryginału: Knighthood: Atlantis Rising Book 1
tłumaczenie: Małgorzata Koczańska
FRAGMENT
Elanthielle starała się utrzymywać stałe tempo. Szła od wielu godzin, przynajmniej tak jej się zdawało. Wreszcie natrafiła na obozowisko. Nie wyglądało, jakby próbowano je zamaskować. W wielu miejscach ziemia była rozgrzebana, w kilku osypał się piach. Elan krzywiła się, gdy mijała odpadki i resztki zdradzające, że obozowały tutaj demony. Szła dalej po śladach.
„Były tu niedawno” – pomyślała, a jej oczy rozbłysły upartym gniewem. „Odeszły wczoraj tuż przed świtem... Demony nie lubią wędrować w słońcu. Nawet te, którym światło nie wyrządza krzywdy”.
Podczas marszu dziewczyna powtarzała w duchu sekwencje pozycji do walki, których uczył ją ojciec. Nie odrywała przy tym wzroku od śladów. Umiała polować i łowić ryby, a chociaż na pustkowiach niełatwo było o zdobycz, nigdy nie głodowała – ani przed powrotem Damasca do domu, ani potem.
Przyrzekła sobie, że nasyci głód, mimo że nie był to głód natury fizycznej.
Świt rozpalał niebo, gdy znalazła to, czego szukała – oznaki obozowiska, które nie zostało jeszcze opuszczone. Zmrużyła oczy, wyjęła lekki miecz i powoli ruszyła naprzód. Jej sylwetka odcinała się cieniem na tle łuny wschodzącego słońca.
* * *
– Dzienna warta – wymamrotał demon gorana w swoim charczącym narzeczu. – Za kogo ten cienkoskórny drań się uważa?
Stwór wyprostował się i rozejrzał po otwartej równinie. Miał obserwować, czy nikt nie próbuje się podkraść do miejsca, gdzie odpoczywali jego „towarzysze”. On i jeszcze trzech innych gorana musieli zająć stanowiska mniej więcej z czterech stron świata wokół obozowiska. Słońce powoli wznosiło się nad horyzontem.
Gorana nienawidził błękitu.
Była to dziwaczna myśl, a jednak całkowicie prawdziwa. Demony gorana rzeczywiście nie znosiły niebieskiej barwy, zwłaszcza słonecznego nieba. A gorana na warcie doprowadzał do szału bezkresny błękit nad głową.
A jednak musiał stać na straży za dnia. U niejednego demona wywołałoby to klaustrofobię. Gorana wolałby, żeby wokół ciągnęła się nieskończona czerń, usiana gwiazdami, albo przynajmniej jakaś przyjemna jaskinia...
Nie dokończył, ponieważ tok myśli przerwało mu nagle pojawienie się ciemnej postaci, która wychyliła się zza głazu na zachodzie. Demon skrzywił się zaskoczony i już miał krzyknąć...
Intruz ciął szybko i gorana raz na zawsze przestało drażnić błękitne niebo. -
* * *
Miecz wbił się w ziemię tam, gdzie Elanthielle zakończyła cięcie. Dziewczyna dyszała ciężko. Ogarnęła ją panika, ponieważ demon wciąż stał. Elan próbowała wyrwać broń, jednak ostrze zaklinowało się głęboko i mogła tylko z przerażeniem patrzeć na potwora. A potwór patrzył na nią.
Prosto w oczy.
Na szczęście po chwili osunął się na ziemię, jakby zniknęły wszystkie jego kości, a Elan ujrzała tylko bezwładne ciało u swoich stóp, zanim jej oddech się wyrównał. Wciąż jeszcze dyszała płytko, ale już wolniej. Znowu mogła się opanować.
Poczuła, że coś spływa jej po twarzy, i odruchowo uniosła rękę, żeby się wytrzeć. Gdy dotknęła policzka, ciecz kapnęła jej na palce. Elan szybko cofnęła dłoń.
W coraz jaśniejszych promieniach świtu zobaczyła czarną posokę stwora, którego właśnie zabiła. Dopiero wtedy dotarło do niej, co zrobiła, i krew odpłynęła jej z twarzy.
Zabiła demona. Była zbryzgana jego krwią.
Wezbrało w niej nieopisane pragnienie, aby krzyczeć. Cofnęła się od zwłok, na jej twarzy odmalowało się niedowierzanie. Oddech znowu zaczął się rwać i z trudem łapała powietrze. Zatoczyła się, puściła miecz, wciąż wbity w ziemię. Zatrzymała się dopiero, gdy uderzyła plecami o głaz, zza którego wyskoczyła do ataku. Otworzyła usta do krzyku i bezwiednie próbowała zetrzeć z twarzy posokę.
Z jej krtani nie dobył się żaden dźwięk.
Wreszcie dziewczyna zaczęła powoli dochodzić do siebie. Najpierw wzięła się w garść, poszarpaną tuniką zdołała otrzeć twarz, a potem przyjrzała się zabitemu potworowi i rozpoznała jednego z demonów, które powiesiły jej ojca.
Podniosła się, gdy odzyskała zdrowe zmysły. Kiedy raz jeszcze popatrzyła na stwora, już wiedziała.
Wiedziała, że demony nie są nieśmiertelne.
Wiedziała, że sama potrafi je zabić.
Wiedziała.
Ujęła rękojeść miecza, wyrwała broń z ziemi. Ogarnęła ją euforia zwycięstwa, gdy rozejrzała się za kolejnym celem.