kwiecień 26, 2024

Rezultaty wyszukiwania dla: SF

czwartek, 14 luty 2019 19:57

Sklepik z marzeniami

„Każdy chciałby dostać coś za nic, nawet jeśli przyszłoby mu zapłacić wszystkim”.

Wartość rzeczy jest oceniania przez pryzmat, jak bardzo ktoś jej pragnie. Ma tego świadomość stary handlarz, Leland Gaunt. On dobrze wie, co komu w duszy gra i potrafi to skrzętnie wykorzystać. Tym razem postanowił zawitać w Castle Rock, miasteczku sennym i z pozoru nieciekawym. Co naprawdę będzie sprzedawał Gaunt? Jaką przyjdzie mieszkańcom zapłacić za to cenę?

W miasteczku takim jak Castle Rock, otwarcie nowego sklepu to spore wydarzenie. Każdy mieszkaniec jest ciekaw, co będzie oferował, każdy ma też swoją teorię na ten temat. Właścicielem tego intrygującego przybytku jest Leland Gaunt, starszy mężczyzna o niezwykłych oczach. Niebawem ma się okazać, że jego urok jest tak wielki, że wręcz hipnotyzujący.

Wkrótce po otwarciu, drzwi „Sklepiku z marzeniami” się nie zamykają. Dziwnym trafem, dostojny pan Gaunt ma na sprzedaż akurat to, o czym zawsze marzyłeś. Nie musi to być nic drogiego, czy luksusowego. Wystarczy, że jest to coś, co na przykład kojarzy ci się z beztroskimi chwilami błogiego dzieciństwa. Ile mieszkańcy Castle Rock są w stanie zapłacić za coś dla nich bezcennego? Okazuje się, że cena jest bardzo atrakcyjna, pod warunkiem, że prócz pieniędzmi, zapłacisz za wymarzony przedmiot spłataniem komuś z pozoru niewinnego figla.

Wraz z każdym „nieszkodliwym” żartem, napięcie w mieście rośnie. Nad miasteczkiem „coś” wisi. Nieustannie odczuwa się to podczas lektury. King przygotowuje nas do tego powoli, naciąga wszystkie możliwe struny, a my zastanawiamy się, która pęknie jako pierwsza. Niby nic się nie dzieje, jednak towarzyszy nam oczekiwanie na to, co ma nadejść, a z pewnością nie będzie to nic przyjemnego. Oliwy do ognia dolewa rosnąca obsesja klientów Sklepiku na punkcie zakupionych przedmiotów. Zniewoleni i zaślepieni przez chciwość ludzie popadają w paranoję. Boją się, że stracą przedmiot ich pożądania, do tego stopnia, że ukrywają go przed wścibskim wzrokiem i brudnymi łapskami zazdrośników. Ironicznie, sami nie mogą cieszyć się zakupem troskliwie schowanym i zamkniętym na klucz. Czy szeryf Pangborn zapanuje nad wymykającą się spod kontroli sytuacją? A może sam ulegnie pokusie posiadania?

Powieść jest dość długa, więc bohaterów mamy pod dostatkiem. Mamy okazję ich poznać, odkryć ich prywatne demony. Akcja rozwija się powoli, czasem nawet bardzo, na szczęście King dawkuje nam na przemian wzrost napięcia i ochłodzenie atmosfery. Jak to ma w swoim zwyczaju, od czasu do czasu rzuca piorunujące uwagi o zbliżającej się śmierci danego bohatera. Robi to tak zręcznie, że nie psuje to lektury, wręcz przeciwnie, zaciekawia i sprawia, że chętniej przewracamy kolejne strony. Nie zabraknie też krwawej jatki oraz tak lubianych przez autora wzmianek z innych utworów spod jego pióra. Jednym słowem King w całej okazałości.

„Sklepik z marzeniami” to ciekawa lektura z morałem, pokazująca niezbyt ładną ludzką naturę wymieszaną ze światem nadprzyrodzonym. Myślę, że nie tylko fani kingowskiej twórczości będą zadowoleni z lektury. Przekonajcie się sami.

 

 

 

 

Dział: Książki
czwartek, 14 luty 2019 15:00

Ukryty wróg

Powieść Ukryty wróg to druga część cyklu Sfora. Jej akcja zaczyna się dokładnie w momencie, w którym zakończyła się część pierwsza. Mieszaniec goldena i szetlanda, Fuks już myślał, że od teraz może wreszcie być sam. Nauczył sforę swojej siostry Belli podstawowych umiejętności i pomógł im znaleźć dobre miejsce do zamieszkania. Szybko się jednak okazało, że te tereny już ktoś dla siebie zajął i absolutnie nie chce się dzielić. Fuks musi wrócić do grupy i znowu wesprzeć ją w kłopotach. Co z tego wyniknie?

Dla przypomnienia. Cykl stworzony przez Erin Hunter zabiera czytelnika do świata, w którym psy muszą sobie radzić same. To z ich perspektywy obserwujemy świat. Ludzie, w mniemaniu psów, Długonodzy, uciekli przed skutkami Wielkiego Warczenia czyli niespodziewanej katastrofy, która kojarzy się z trzęsieniem ziemi, ale też ze skażeniem chemicznym, zwłaszcza wody. Porzucone czworonogi stają przed trudnym wyzwaniem. Muszą zapomnieć o tym, że do tej pory ludzie się nimi opiekowali i karmili. Od teraz uczą się polować, znajdować schronienie, orientować w terenie, lizać rany, a nawet, gdy przyjdzie taka potrzeba, walczyć. Psom, które były przywiązane do swoich ludzi, trudno zapomnieć o starych nawykach. Wychowane przez ludzi, w dziczy są praktycznie bezbronne. Nie wiedzą na co powinny uważać, ani czym się kierować. To dlatego Fuks, który przez większość swojego życia był samotnikiem, jest dla sfory tak cenny. Ten jednak marzy o samotniczym życiu. Jak widać na razie, daremnie. Kiedy już wydawało się, że bez obaw o los stada, może odejść, musiał wrócić i postawić się w nowej roli.

W drugiej części cyklu Fuks zostanie szpiegiem. Dosłownie. Dla dobra swojej sfory i za namową siostry Belli, bohater przystanie do innej psiej grupy, kierowanej twardą łapą psowilka. Celem naszego dzielnego czworonoga będzie przekonanie obcego stada, by zechciało się podzielić miejscem do polowań, a przede wszystkim wodą pitną. Wilczy alfa nie wygląda na chętnego do ustępstw, a pozostałe psy są nieufne. Czy misja Fuksa się powiedzie?

O ile pierwsza część była powieścią drogi, o tyle druga zmienia perspektywę, gdyż jej fabuła toczy się w jednym miejscu. Autor chciał tym razem pokazać inny aspekt psiego życia.

Pierwszą kwestią są uczucia Fuksa. Nigdy nie chciał być członkiem stada, jednak zdaje sobie sprawę, że ma to swoje plusy i uroki. Przede wszystkim bohater czuje się częścią większej całości, ulega magii zespolenia z przyrodą, a może nawet z duchami Wielkich Psów. Granica pomiędzy tym, kim jest naprawdę i po co się tu znalazł, stopniowo mu się zaciera i z zaskoczeniem zdaje sobie sprawę, że bycie trybikiem w dobrze zorganizowanej machinie nie jest takie złe jak myślał. Nie wszystko mu się jednak podoba i tu ujawnia się kwestia druga.

Stado w Obrożach to taka namiastka demokracji. Psy domowe o wszystkim decydowały wspólnie i choć Bella czy Fuks byli dla nich autorytetami, nikomu nie przyszło do głowy, że można by kogoś poniżać czy odmawiać mu posiłku, bo jest mniejszy lub słabszy. Dobro jednostki było dobrem ogółu, a wzajemna troska podstawą.

Dzikie stado przypomina wilczą watahę, w końcu przewodzi jej półwilk. Każda słabość jest tu surowo karana, nie ma współczucia dla przewinień, każdy dobrze zna swoje miejsce i obowiązki. Nie ma też demokracji, jest dyktatura. Teoretycznie wszystko działa jak w zegarku, jednak w praktyce okaże się, że w funkcjonowaniu stada są pewne usterki, których nie da się nie dostrzec.

Gdzie leży złoty środek? Zapewne jak zwykle gdzieś po środku, jednak zanim bohaterowie go znajdą musi minąć jeszcze sporo czasu.

Powieść Ukryty wróg przedstawia kolejny etap dojrzewania Fuksa do roli przywódcy stada. Bohater tak bardzo chciałby być sam, a jednocześnie coraz mocniej przywiązuje się do nowych przyjaciół. Funkcjonując w dwóch grupach ma możliwość porównania, dostrzeżenia różnic oraz wad obu systemów. To byłaby doskonałość do wypracowania czegoś własnego, ale czy Fuks zechce?

Cykl polecam miłośnikom psów, ale nie tylko. Pod przykrywką ras kryją się typowo ludzkie postawy i zachowania. Bytność w grupie z każdej jednostki wyzwala coś innego, niespodziewanego. Tej symboliki nie da się nie dostrzec. Logiczna i prosta fabuła aż kipi od emocji, które niby psie, a tak ludzkie. To historia o dorastaniu i podejmowaniu odpowiedzialności. Odpowiedzialności za przyjaciela, a czasem nawet za kogoś mniej lubianego. Bo tak to już w życiu jest. Gdybyśmy w życiu kierowali się wyłącznie sympatiami, nie doszlibyśmy do miejsca, w którym jesteśmy.

Ukryty wróg to mądra i wartościowa książka, którą poleciłabym młodym czytelnikom. Dziś, gdy wszędzie panoszy się łatwizna, przygody Fuksa i jego przyjaciół, dobitnie pokazują, że do wielkości i sukcesu dochodzi się drogą wyrzeczeń i krętą. Wysiłek jednak wart jest zachodu.

Dział: Książki

Olgierd zastygł w przerażeniu, ogłuszony przez narastający, przeraźliwy i ogłuszający hałas. Dopiero gdy poczuł ból gardła, dotarło do niego, że to jego krzyk przebija się przez rumor na zewnątrz.

Ziemia dygotała, gdy ceglany budynek, niczym ogromny golem, kroczył przez miasto. Nowoczesne hale handlowe i wielkie bloki ze Spółdzielni Mieszkaniowych pękały jak zgniecione wydmuszki, tryskając wokół fontannami szkła, cegieł… i ludzi, podczas gdy stare kamienice leniwe rozprostowywały swoje grzbiety, stroszyły dachówki, łypały oknami. Nowy asfalt na ulicach rozdzierał się pod naporem wybrzuszających się łusek starego bruku, który zaczynał się wić w gruzowisku niczym gigantyczny wąż.

Adaś odłożył bezużyteczne już urządzenia, mimo iż nie widział co się dzieje na zewnątrz, odczuwał drgania budynku i podskórnie wiedział, że wszystko już jest stracone. Bardzo się pomylili sądząc, że jego Biuro sprosta tutejszym anomaliom. Ha! Jak to trywialnie brzmi - anomalie! Spodziewali się klasycznej ingerencji Przeciwnika, licząc, że odkrywając artefakty zdołają przedrzeć się do jego dominium i zastopować go klasycznymi inkantacjami. Tymczasem On pierwszy znalazł lukę i wkroczył do nich. Już nie dyskretnie, chyłkiem, jak to zazwyczaj bywało, tylko pewnym krokiem wdarł się do naszego świata. Omamił ich bzdurnymi pentagramami i banalnymi krwawymi ofiarami. Skierował ich jak szczury w labiryncie na znane im terytoria, jednocześnie odciągając od prawdziwej natury swych działań. Bawił się nimi, a oni tańczyli jak im zagrał. Chłopak skulił się na podłodze w pozycji embrionalnej, zakrył uszy i zaczął nucić sobie tylko znaną kołysankę.

Olgierd wpatrywał się w kroczącą Ciemność. Nie jej się bał, tylko tego co w sobie kryła. Niewyobrażalnego i nienazwanego okropieństwa sprzed wieków, którego znikomej obecności doświadczył przed laty. Wtedy ledwie otarł się o koszmar, niemniej do końca życia pozostał przezeń naznaczony. Teraz wiedział, że właśnie kres jego życia nadszedł. Bezgłośnie modlił się o to, by przedtem stracić świadomość. Lub chociaż zmysły.

O to samo modlił się Adaś.

Mała Cyganka przyklękła przy chłopcu i delikatnie położyła mu dłoń na ramieniu.

-Nie bój się. To nic nie da. – rzekła głosem, który natychmiast ukoił nerwy Adasia. Coś w tonie tego głosu, w twarzy, nie w oczach tej dziewczynki sprawiło, że uwierzył. I chciał słuchać dalej. I słuchał. A z każdym słowem w jego sercu kwitła nadzieja.

Dział: Secretum Grozy

Na początku lat dziewięćdziesiątych ubóstwiałam oglądać serial animowany „Kacze opowieści”. W tamtych czasach niewiele bajek zza Oceanu pojawiało się, więc chłonęłam wszystko, a przygody Sknerusa McKwacza i jego rozbrykanych siostrzeńców, wyjątkowo przykuwały moją uwagę swoim awanturniczym charakterem. W tamtych czasach nie miałam zielonego pojęcia, że sam serial opierał się na komiksach „Uncle Scroode”, dlatego niezmiernie się cieszę, że Wydawnictwo Egmont, po latach uzupełnia braki w mojej edukacji.

Tom trzeci Kaczogrodu nosi zbiorczy tytuł „Siedem miast Ciboli” i zawiera opowieści z lat 1954-1955. I zawiera wszystko czego czytelnikowi w każdym wieku do szczęścia potrzeba. Łaknący przygód młodzi czytelnicy spotkają ducha szeryfa w „Prawdziwym Dzikim Zachodzie”, zbadają głębię oceanu z Kaczorem Donaldem w „Na samym dnie”, odnajdą szalonego naukowca i jego niebezpieczny wynalazek w „Promieniu i kamień”, a co najważniejsze w końcu dotrą do zaginionych „Siedmiu miast Ciboli”. Jednak to nie wszystko, a dopiero zaledwie namiastka tego, co mieści w sobie ten niezwykły album. Towarzysząc wszystkim bohaterom dostrzeżemy, że Sknerus McKwacz owszem bywa skąpy („Promień i kamień”), ale przede wszystkim jest zaradny i obdarzony niezwykłym szczęściem do interesów („Kaczor i gołąb”), a bywa również troskliwy i szczodry, w granicach rozsądku („W zanurzeniu”). Kaczor Donald, nadal bywa wybuchowy, co najlepiej widać w „Tańczącym z nartami”, walczy z przeciwnościami losu, głównie z Gogusiem w „Największej rybie”, ale także wykazuje się przebiegłością w „Wielkich wagarach” i stara się być użyteczny, choć ze zmiennym szczęściem, jak w „Lodowym ekspresie”, czy „Pod skorupą”. A siostrzeńcy, wiadomo, ci się nie zmieniają, są dziećmi pełnym dziobem, co wyziera z każdej karty komiksu.

Młody narybek czytelników z pewnością będzie dobrze się bawił podczas lektury. Przygody siostrzeńców nie zdezaktualizowały się. Adepci komiksu z XXI wieku może będę lekko zadziwieni światem bez gier, komputerów i komórek. Jednak ten wszechświat Hyzia, Zyzia i Dyzia ma swój urok i może zainspirować do tego, by odkrywać wielkie i małe przygody w swoim otoczeniu. Poczucie humoru, inteligentne puenty, które towarzyszą historyjkom, nigdy się nie znudzą, pomimo że minęło od ich napisania sześćdziesiąt pięć lat.

Prywatnie jestem zauroczona albumem. Nie dlatego, że jest to wybitne dzieło. To jest komiks dla dzieci i to dziecko odnalazłam w sobie, a raczej odnalazłam swoje dzieciństwo, wspomnienia tych chwil, kiedy czekało się na „Kacze opowieści”, gdy nagrywało się odcinki na kasetach video i z przyjemnością wracało do ulubionych fragmentow. Tym niemniej muszę stwierdzić, i to z satysfakcją, że komiks różni się odrobinę w kreacji bohaterów, i tacy, jakimi ich odmalował Carl Barks, bardziej mi odpowiadają.

 

Dział: Komiksy

Austria, rok 1279.

Po zakończeniu krwawej wojny o koronę Królestwa Niemiec kraj cieszy się chwilowym spokojem. Chcąc zadowolić krnąbrnych wasali, król Rudolf Habsburg nakazuje zorganizować turniej na zamku Rappottenstein − zaprasza na niego wojowników i władców z ościennych krajów. Atmosfera towarzysząca rycerskim zmaganiom wydaje się beztroska, jednak wystarczy iskra, aby na nowo wzniecić wojenną pożogę.

Dział: Patronaty
środa, 13 luty 2019 00:47

Milion światów z tobą

Finalny tom serii ma zawsze bardzo istotne znaczenie. To on ma zamknąć wszystkie wątki, wyjaśnić tajemnice i przede wszystkim, pozostawić wrażenie, że było wato sięgnąć po cały cykl. Jak „Milion światów z tobą” wywiązało się z tego zadania? Czy cała, dość zagmatwana, ale też niezwykle wciągająca historia, doczekała się godnego zamknięcia?

Podróże pomiędzy wymiarami nie mogą być proste, a gdy w grę wchodzi jeszcze walka ze złem, sprawa staje się bardziej niż skomplikowana. Ciało Marguerite zostało przejęte przez jej arcywroga – ją sam samą z innego wymiaru. Intryga co prawda szybko wychodzi na jaw, ale nie jest to bynajmniej koniec planów złej. Ta szybko knuje kolejne plany, tym razem uwzględniające zniszczenie światów. Ilu? Tak wielu, jak tylko zdoła. Nasza bohaterka jest gotowa zrobić wszystko, by pokrzyżować jej plany i ocalić miliony istnień.

Jestem pod ogromnym wrażeniem! „Milion światów z tobą” idealnie sprawdza się w roli tomu zamykającego wszystkie wcześniejsze części. Przede wszystkim wreszcie dostajemy odpowiedzi, na które czekaliśmy. I nie tylko! Obok głównych wątków lepiej poznajemy też samych bohaterów oraz ich motywacje. Jeśli do tej pory pobudki „tych złych” wydawały ci się wątpliwe, teraz lepiej zrozumiesz ich działanie.

Trzeci tom jest w ogóle najlepszy z całej serii. W idealnych proporcjach łączy akcje, motywy SF oraz wątki miłosne. O ile w przy drugiej części narzekałam na przesyt tego ostatniego, to tym razem relacje z Paulem dobrze dopełniają całość. Miłości nie jest ani za dużo, ani za mało.

Zachowana za to została lekka, młodzieżowa narracja, skupiona wokół akcji i opisywaniu fabuły w sposób dynamiczny. Przy tej książce nie można się nudzić. Sporo się dzieje, jest kilka ciekawych zwrotów akcji i sporo intrygujących rozwiązań. Wreszcie usystematyzowała się kwestia podróży między światami. Ten motyw ma nie tylko kluczowe znaczenie, ale rozwija się wprawnie i przede wszystkim konsekwentnie. O ile wcześniej bohaterka nie do końca wiedziała, gdzie i jak się przenosi, o tyle tym razem działa mniej chaotycznie.

Jedynie do jednej rzeczy mogłabym się przyczepić. Pomysł z kradzieżą ciała, a co za tym idzie, tożsamości, był naprawdę niezły. Czemu tak szybko się rozwinął? Również nie do końca przemówiło do mnie to, jak Paul przejrzał podstęp. Ten pomysł mógł być naprawdę ciekawym wątkiem, w praktyce jednak służył temu, by drugi tom zakończyć z przytupem. Pod tym względem się sprawdził, czekałam na trzeci tom z niecierpliwością, jednak liczyłam, że ten wątek będzie dalej rozwijany. Tymczasem skończył się równie szybko, co zaczął.

To moje jedyne zastrzeżenie do książki. Lektura „miliona światów z tobą” dostarczyła mi mnóstwo rozrywki i wciągnęła na wiele godzin. Naprawdę przyjemna powieść, pomysłowa i dobrze napisana. Polecam każdemu miłośnikowi fantastyki!

Ocena: 8/10

Dział: Książki
poniedziałek, 11 luty 2019 13:50

Staruszek Logan #1: Strefy wojny

„Staruszek Logan. Strefy wojny” Briana Michaela Bendisa to jeden z albumów rozpoczynający nową fazę w komiksowym uniwersum Marvela. Fabuła w nim przedstawiona jest pokłosiem wydarzeń, które miały miejsce w ostatnim dużym evencie Tajne Wojny. Przypomnę, iż większość superbohaterów poległa w walce ze złoczyńcami. Nieliczni, którzy przetrwali, wiodą życie w ukryciu. Doszło również do zderzenia wszystkich równoległych rzeczywistości uniwersum, wskutek czego powstała olbrzymia planeta – Bitewny Świat, na której boską władzę ma von Doom. W tym niebezpiecznym i tajemniczym świecie pojawia się zmęczony życiem i będący w podeszłym już wieku Logan.

old man logan

W tym miejscu warto cofnąć się o 10 lat i przypomnieć dzieło Marka Millara o Staruszku Loganie. To wtedy pierwszy raz przygody Wolverine zostały osadzone w dalekiej przyszłości, w której również suberbohaterowie już nie żyją, a niebezpiecznym światem rządzą przestępcy. Ten brutalny komiks dał podwaliny Bendisowi do zapoczątkowania nowej serii. „Strefy wojny” to w pewnym sensie kontynuacja historii opowiedzianej przez Millara, która sprytnie została wplątana w Tajne Wojny. Okazuje się bowiem, iż niegdyś największy z mutantów Logan przedostaje się z postapokaliptycznego miejsca do różnych stref Bitewnego Świata. Każda z nich jest odmienna i wręcz egzotyczna w porównaniu do znanej Loganowi jałowej krainy, którą dotychczas przemierzał. Pozornie idealne miejsca stworzone przez Dooma niosą jednak większe niebezpieczeństwa niż pełen przestępców brutalny świat. Szczególnie że nie wszystko jest takie, jakie początkowo się wydaje. Nie wiadomo co jest prawdą, a co wymysłem wyobraźni naszego bohatera. Na swojej drodze spotyka on m.in. Tony’ego Starka, Thora czy młodych X-Menów, których w końcu kiedyś zabił pod wpływem iluzji Mysterio. Na dodatek spotkani mutanci niedawno pochowali swoją wersję Wolverine’a. Logan musi odkryć sekrety nie tylko stref Bitewnego Świata, jak również samego siebie.

old man logan 2p

Pierwszy tom „Staruszka Logana” Bendisa dla osób, które nie zapoznały się wcześniej z serią Millara, jak również z eventem Tajne Wojny, może być bardzo chaotyczny. Czytelnik zostaje wrzucony praktycznie w sam wir wydarzeń, a w odnalezieniu się w fabule wcale nie ułatwiają liczne odwołania do wcześniejszych historii. Wprawdzie na początku tomu znajduje się notka nakreślająca sytuację, to późniejsze prowadzenie fabuły przez scenarzystę, czyli skakanie po lokacjach sprawia, iż czujemy się nieco zagubieni. Brakuje tutaj jakiejś głównej osi fabularnej, jakiegoś tła. Dopiero pod sam koniec wszystko zaczyna się delikatnie klarować. Biorę jednak pod uwagę fakt, iż oryginalnie seria liczy 9 albumów i wiele wskazuje na to, iż kolejne numery będą już stanowiły bardziej spójną opowieść.

Aktualnie Logan Bendisa różni się znacznie od tego Logana znanego z historii Marka Millara. Jest zagubiony i kompletnie nie rozumie sytuacji, w jakiej się znalazł. Szczególnie iż nowa rzeczywistość wywraca ponownie jego życie do góry nogami. Drzwi, które myślał, iż zostały już zamknięte, nagle okazują się ponownie otwarte, aby nie powiedzieć, że wręcz rozwalone.

Bardzo oryginalna jest tutaj oprawa graficzna, która na pewno nie każdemu przypadnie do gustu. Andrea Sorrentino nieustannie tutaj eksperymentuje praktycznie ze wszystkim. Wszystko jest takie chaotyczne (jak fabuła). Raz jego kreska jest wyraźna, a postacie fajnie ukazane, aby za chwilę wszystko wyglądało jak rysowane od niechcenia. Takie uproszczone i surowe. Szczególnie bolesne jest to podczas scen walki, gdzie aż prosi się o większą szczegółowość. Bardzo ładnie za to wyglądają duże kadry, szczególnie te 2-stronnicowe. Zaszalał również Marcelo Maiolo, który odpowiadał za kolory. Tak dużego stężenia czerwieni w jednym albumie dawno nie widziałem.

Przed Bendisem stało bardzo ciężkie zadanie zmierzenia się z komiksem Millara. Musiał umiejętnie otworzyć zamkniętą już historię o Staruszku Loganie oraz włączyć ją do aktualnego kanonu. Jednak tylko częściowo udało mu się uzyskać zadawalający efekt. Do pełnej satysfakcji dużo jeszcze brakuje. Co najważniejsze, brakuje konkretnej spójnej historii. Otrzymaliśmy brutalny (choć nie tak jak u Millara) i chaotyczny komiks, który jedynie daje nam nadzieję, iż kolejne tomy będą lepsze pod względem fabularnym i graficznym.

Dział: Komiksy
sobota, 02 luty 2019 00:12

Odrodzenie

Na rynku nie brakuje kolorowych komiksów, które zachęcają po sięgnięcie zarówno piękną kreską, jak i interesującą fabułą. Sama mam za sobą wiele barwnych pozycji, które podobały mi się mniej lub bardziej, jednak żadna nie zaskoczyła mnie tak pozytywnie jak trylogia „Wbrew Naturze” Mirki Andolfo. Ten cykl ma po prostu wszystko – niezwykłą szatę graficzną, przyjemną dla oka kolorystykę i całkowicie pochłaniającą historię,a tom trzeci, zatytułowany „Odrodzenie”, przynosi jeszcze więcej niespodzianek i zachwytów.

Autorka po raz kolejny udowodniła, że jest nie tylko świetną rysowniczką, ale i bardzo dobrze potrafi prowadzić fabułę. Co prawda, wkrada się tutaj nieco znanych motywów, ale są one poruszone w sposób inny, oryginalny. Rozwinięte zostają również wątki, które kłopotały mnie w poprzednich tomach, m.in. matka Leslie, postać głównego antagonisty czy też sam nietolerancyjny program rozrodczy. Wszystkie te elementy – i więcej – w „Odrodzeniu” zostają obłędnie przedstawione, a ich wyjaśnienie absolutnie satysfakcjonujące. I jeszcze ta akcja! Trzeci tom jest przepełniony akcją, która porywa, a sam komiks wręcz się pożera, czyta z zapartym tchem. Kto wygra? Leslie, wilczy bóg czy złowroga organizacja?

Sama postać głównego antagonisty i wspomnianej organizacji to majstersztyk. Autorka serwuje niezły plot-twist, o którym mogę powiedzieć jedynie WOW. Poszczególne karty doskonale ukazują także zaplecze „programu rozrodczego”, jego drugą stronę – m.in. okrutne traktowanie dzieci „przestępców” - osób darzących miłością osobniki tej samej płci lub innego gatunku – oraz paskudny i przemyślany plan, który miał podzielić społeczeństwo już na zawsze. I po zapoznaniu się z całością i żywą nienawiścią do pewnej bohaterki, tak teraz... jest mi przykro z powodu tego, co ją spotkało...

„Odrodzenie” to także ogromna dawka emocji – narastającego napięcia, smutku, wzruszenia, gniewu, niedowierzania, ale gdzieś w to wszystko zakrada się również uśmiech. Mirka Andolfo wyśmienicie zrównoważyła wszystko i mimo tego, że sporo w tym tomie brutalności i rozlewu krwi, tak niektórym kadrom nie brakuje uroku. I prawdy - o tym jak łatwo manipulować osoby zranione, jak łatwo kogoś stracić, jak jeden błąd potrafi przekreślić wszystko – a przynajmniej nam tak się wydaje. To także opowieść o tolerancji i słynnym motywem walki ze złem, przedstawiony w zupełnie nowy sposób. No, i nie można zapomnieć o erotycznych ilustracjach – jest na czym oko zawiesić.

„Wbrew naturze” to jedna z najlepszych komiksowych serii, z jakimi się dotychczas spotkałam. Jak pisałam wcześniej – jest tutaj wszystko, co w dobrym komiksie znaleźć się powinno, a antropomorficzny aspekt dodaje całości smaczku. Żałuję tylko, że jest to już ostatni tom, choć nieco tajemniczy kadr na końcu daje mi nadzieję, że Mirka Andolfo za jakiś czas wróci do cyklu. Chciałabym zasmakować więcej tego świata i spędzić więcej czasu z Leslie, którą jestem absolutnie zauroczona. Koniecznie zapoznajcie się z poprzednimi tomami, nim sięgnięcie po „Odrodzenie”. Polecam z całego serca!

Dział: Komiksy
czwartek, 31 styczeń 2019 14:59

Harda Horda - zapowiedź

Fantastic Women Writers od Poland wraz z 12 pisarkami zapowiedziało antologie opowiadań, które ukażą się 8 marca nakładem Wydawnictwa SQN.

Oto autorki opowiadań, które się ukażą w Dzień Kobiet Hardych: 

 

 

Dział: Książki
czwartek, 31 styczeń 2019 14:52

Kłamca 2.8. Papież sztuk - zapowiedź

Ta książka wytnie Wam kilka numerów!

Loki – nordycki bóg kłamstwa na usługach aniołów, a także, mimochodem, bohater sześciu książek, komiksu i gry karcianej – nie ma czasu świętować. Oto bowiem przyjdzie mu się zmierzyć z jednym z największych swoich wrogów. W dodatku na własne życzenie, bo wszystko wskazuje na to, że Dezyderiusza Crane’a, samozwańczego boga popkultury, stworzył omyłkowo nie kto inny jak Loki właśnie.

Dział: Książki