Rezultaty wyszukiwania dla: thriller medyczny
Terapia
Z twórczością Klaudii Muniak po raz pierwszy zetknęłam się w 2021 roku. Thriller medyczny „Psychopata” zrobił na mnie bardzo dobre wrażenie i zachęcił do zapoznania się z innymi tytułami autorki. Spodobało mi się to, z jaką naturalnością pisarka wplata medycynę w fabułę swoich powieści. Dlatego, kiedy na księgarnianych półkach ukazała się „Terapia”, sięgnęłam po nią bez wahania. Jak wrażenia? Początkowo podeszłam do tej historii z pewną dozą sceptycyzmu. Jednak po pewnym czasie dałam się wciągnąć w wir wydarzeń. Uczucie niepokoju towarzyszyło mi do ostatniej strony. A w finale przyszedł czas na niemałe zaskoczenie. Końcowe sceny dosłownie zwalają z nóg!
Z czego wynikał ten sceptycyzm, który pojawił się u mnie na początku lektury? Cóż, kiedy akcja toczy się ślimaczym tempem, a główna bohaterka nie wzbudza sympatii, odbiorca ma prawo mieć wątpliwości. Luiza została wyposażona przez autorkę w bagaż trudnych i bolesnych doświadczeń, o których nie potrafi zapomnieć. Dużo rozmyśla o swojej przeszłości i analizuje to, co przeżyła. Oczywiście nie zdradzając czytelnikowi żadnych szczegółów. Kobietę przepełnia wiele emocji, ale najsilniejsze jest pragnienie zemsty, które teoretycznie ma jej pomóc w odzyskaniu spokoju. Bohaterka pozornie panuje nad sytuacją, ale tak naprawdę jest mocno rozmemłana. Momentami ciężko wytrzymać z nią i z jej przemyśleniami. Właśnie dlatego nie byłam pewna co do tej książki. Nadeszła jednak chwila, gdy akcja zaczęła przyspieszać, wątpliwości minęły, a ciekawość wzięła górę.
Autorce udała się kreacja głównej bohaterki, to trzeba przyznać. Luiza nie wzbudziła co prawda mojej sympatii, ale nie jest to postać płaska i bezbarwna. Rozważania, decyzje i czyny kobiety wywołują najróżniejsze emocje, a przecież o to właśnie chodzi, żeby czytelnik reagował w taki czy inny sposób, żeby coś odczuwał, cokolwiek by to nie było. Luizę przepełnia pragnienie zemsty, które zakrzywia obraz rzeczywistości i zaciera granicę między prawdą a fikcją, wytworem wyobraźni. Bohaterka jest zdezorientowana i gubi się we własnych emocjach i pragnieniach. Widać to coraz wyraźniej, gdy wydarzenia nabierają wreszcie tempa. Wówczas odbiorca już nie jest w stanie oderwać się od lektury, pragnie dotrzeć do finału tej historii i dowiedzieć się, o co tak naprawdę w tym wszystkim chodzi.
A finał naprawdę zaskakuje, wbija w fotel i zapiera dech. Jestem pełna podziwu dla pomysłowości i przebiegłości Klaudii Muniak, a także umiejętności wpuszczania czytelnika w maliny. Autorka dobrze wiedziała, co robi - od początku do końca. Miała plan i sumiennie go realizowała. Spodziewałam się zupełnie innego zakończenia, tymczasem okazało się, że dałam się podpuścić. Podczas lektury wyciągałam wnioski i snułam domysły, idąc dokładnie w tym kierunku, w którym nie powinnam, a w którym pisarka chciała, żebym podążała. No cóż, wystrychnięto mnie na dudka i jestem z tego powodu zadowolona.
„Terapia” to jeden z tych thrillerów, które opatulają czytelnika grubą warstwą tajemniczości i roztaczają nad nim aurę niepokoju. Polecam!
Geneza
„Obcowanie z upiornymi skutkami nieludzkiej natury niektórych ludzi było jednym z najtrudniejszych aspektów pracy lekarza medycyny sądowej.”
Moja przygoda z thrillerami zaczęła się od medycznej wersji, tak bardzo spodobał mi się ten typ rozrywki, że pozostaję mu wierna do dziś, a zwłaszcza twórczości Robina Cooka, który w zasadzie zainicjował ten gatunek literacki i tak wiele do niego wniósł. Książki Cooka nie tylko zapewniają przygodę z dreszczykiem, ale również ukazują dokonania współczesnej medycyny, dlatego i w tym wymiarze chętnie po nie sięgam, aby dowiedzieć się czegoś nowego, poznać kierunki badań naukowych, czy też otrzymać bogaty materiał do przemyśleń. W „Genezie”, dwunastym tomie serii, której odsłony można poznawać niezależnie od siebie, klimat intrygi obraca się wokół zadziwiających osiągnięć genetyki, nieprawdopodobnych możliwości, jakie oferuje ludzkości, a w tym także postęp w zakresie rozwiązywania zagadek kryminalnych.
Narracja jest gładka, płynna i przyjazna, długo nakręca spiralę napięcia, jednak od początku dozuje mocne uderzenia, jak kończące się gwałtowną śmiercią incydenty, niepewność w weryfikacji intencji postaci, niemożność uniknięcia spodziewanych po części przestępstw. Pewni możemy być jedynie w odniesieniu do głównych bohaterów serii, patologów, Laurie Montgomery-Stapleton i Jacka, jej męża, z tym że Laurie pracuje na stanowisku nowojorskiego głównego inspektora medycyny sądowej. To zderzenie dwóch zupełnie odmiennych osobowości sprawia, że ich związek wydaje się ciekawy i pełen niespodzianek. Kłopoty, które przynosi im życie prywatne, wydają się bliskie naszym, a przez to prawdziwe. Cook świetnie podsuwa bohaterom coraz to nowe problemy i wyzwania, ale nie zapomina o kontynuacji wcześniej zaczętych wątków.
Natomiast w sferze zawodowej, Laurie i Jack muszą obecnie zmierzyć się z mega irytującą rezydentką, Arią Nichols, pozbawioną empatii i wyczucia społecznego. Wyjątkowo nieznośna osobowość, lecz doskonale radząca sobie w medycznej sferze. W trakcie przeprowadzania sekcji zwłok młodej pracownicy socjalnej Laurie i Aria trafiają na coś nietypowego, co skłoni je do chęci bliższego przyjrzenia się ostatnim dniom denatki. Na prośbę Arii, Laurie przydziela jej zadanie przeprowadzenia śledztwa w sprawie osobliwej śmierci. Aria mocno angażuje się w dochodzenie, co tak naprawdę przytrafiło się kobiecie, porusza wszelkie dostępne środki, aby tylko dotrzeć do prawdy. A nie jest to łatwe, nie tylko ze względu na ograniczenia prawne i medyczne, ale również z powodu zadziwiających zbiegów okoliczności wśród ofiar i powstającego ciągu wypadków.
Powieść nie należy do dynamicznie przebiegających po scenariuszu zdarzeń, dużą uwagę przywiązuje do opisów detali istotnych ze względu na poznanie tajemnic. Czytelnik widzi nadciągające nad postaciami niebezpieczeństwo, lecz długo nie zna tożsamości czarnego charakteru. Brakowało rozbudowania motywu postępowania sprawcy, co prawda zaprezentowany okazał się prawdopodobny, ale niewspółmierny w stosunku do rozwiniętej skali zbrodniczych działań. Z kolei, spodobał mi się portret Arii, pod wieloma względami bardzo zagadkowy, i choć kobieta nie wywołuje sympatii, to jednak zbliżamy się do niej, jest inaczej niż zazwyczaj, zatem atrakcyjnie.
Siostrzyczki
Jakiś czas temu thrillery dołączyły do grona moich ulubionych gatunków literackich. A z racji tego, że od dawna interesuję się medycyną (choć lekarzem nie zostanę), thrillery medyczne stanowią coś, z czym zawsze chętnie się zapoznam. Niestety, nie mam zbyt dużego doświadczenia w lekturach tego typu, bowiem nie jest to chyba gatunek jakoś specjalnie promowany w naszym kraju (a może i nie tylko), to w moje ręce trafiła najnowsza powieść Michaela Palmera, „Siostrzyczki”. Choć kiedyś czytałam thriller medyczny innego autora i nie raz przy nim przysnęłam, tak postanowiłam nie zrażać się jednym, nieudanym razem. Zabrałam się za tę powieść i zdecydowanie nie żałuję!
David Shelton, młody chirurg ze smutną przeszłością, zostaje niesłusznie oskarżony o zabójstwo jednej ze swoich pacjentek. Wkrótce jednak okazuje się, że to nie był jedyny tajemniczy zgon w szpitalu, w którym Shelton pracuje. Choć wszelkie przeprowadzone zabiegi zostały wykonane z niesamowitą precyzją i dbałością, wiele osób umiera. Zaangażowane w sprawę są pielęgniarki ze Stowarzyszenia Sióstr Życia – jej członkowie działają na terenie całych Stanów Zjednoczonych, są zwolennikami eutanazji i pozwalają „odejść w spokoju” nieuleczalnie chorym ludziom. A wszystko ze względu na etykę... Jednak wśród nich znajduje się grupa pielęgniarek, która nie dba o etykę, a jedynie o swoje prywatne cele.
David Shelton to człowiek, którego da się lubić. Szczery, sympatyczny, nieco zagubiony, ale zdecydowanie bardzo pozytywny. Nie wymądrza się, zna swoje miejsce w szeregu, ale potrafi pokazać swoją ciemną stronę, kiedy wymaga tego sytuacja. Zdecydowanie polubiłam tego bohaterka i szczerze mu kibicowałam, bowiem na własną rękę postanowił wyplątać się ze sprawy morderstwa. Było to ryzykowne, niepewne, może i lekkomyślne, ale co innego miał zrobić? Wszelkie dowody wskazywały na to, że z zimną krwią zamordował swoją pacjentkę. Jego zalecenia, jego podpisy... Okazało się, że tytułowe Siostrzyczki są doskonałe w swoim fachu i potrafią tak ukartować zabójstwo, że nikt nie zacznie ich podejrzewać. Dwie pieczenie na jednym ogniu – można się pozbyć niewygodnego człowieka, a przy okazji zapewnić kolejnemu dożywocie w więzieniu.
Michael Palmer w doskonały sposób oddaje realia pracy w szpitalu. Od razu przed naszymi oczami tworzy się obraz białych fartuchów, sterylnych korytarzy czy sal wypełnionych pacjentami i specjalistyczną aparaturą. Okazuje się, że szpital potrafi być naprawdę mrocznym i niebezpiecznym miejscem, nawet jeśli jest to szpital ogólny, a nie psychiatryczny. Bo czy możemy być pewni, kto czai się w korytarzu? Czy mamy pewność, co nam wstrzykują do krwiobiegu? Albo jakie leki nam podają? Niestety, książka ta ukazuje również brutalną prawdę o tym, że ludziom nie można ufać. Każdy może się przebrać w lekarski fartuch i udawać, że pragnie naszego dobra. Czujność przede wszystkim! Zwłaszcza w historiach tego typu.
Akcja powieści początkowo toczy się umiarkowanym rytmem, jest spokojna i właściwie nic nie wskazywałoby na to, że nagle otrzymamy taką burzę wydarzeń. Dobrze poznajemy realia życia Davida, a potem następuje lawina. Morderstwo goni morderstwo, David trafia w sam środek cyklonu, w którym to on jest główną ofiarą. Palmer potrafi zaskoczyć, wprowadzić nieoczekiwane zwroty akcji, zadbać o przyspieszenie tempa, o stopniowanie napięcia. Dosadnie opisuje realia swojej powieści, choć trzeba przyznać, że nie wchodzi w zbytnie szczegóły dotyczące medycyny. Jednakże zdecydowanie cechuje go lekkość pióra, bowiem przez tę powieść się po prostu płynie.
„Siostrzyczki” to dobry, choć lekko przewidywalny i dosyć oczywisty thriller medyczny, który jednak wygrywa stylem autora i przyjemnością, jaka płynie z czytania. Być może opis na okładce zdradza zbyt wiele i to właśnie on sprawia, że łatwo się wszystkiego domyślić, ale mimo wszystko cieszę się, że sięgnęłam po tę powieść. Bardzo spodobała mi się twórczość Palmera i na pewno sięgnę po kolejne jego powieści, aby przekonać się, czy autor ten potrafi też stworzyć coś mocniejszego i bardziej złożonego.
Oślepienie
Robin Cook. Stałym czytelnikom gatunku, jakim jest thriller medyczny, nie trzeba go przedstawiać. Tym, którzy stykają się z thrillerem medycznym po raz pierwszy, można powiedzieć jedno: jest on mistrzem w swojej klasie. Wszystkie jego powieści zdobiły listy bestsellerów, włączając w to również pozycję o tajemniczym tytule „Oślepienie”.
Główną bohaterką tejże książki jest Laurie Montgomery – patolog w nowojorskim zakładzie medycyny sądowej – kobieta pewna siebie, dokładnie wiedząca czego chce i do czego zmierza w życiu. Ta pewność siebie niewątpliwie pozwala jej rozwikłać makabryczną zagadkę, ale często jest też powodem wpadania w kłopoty. A owa zagadka? Jest, jak przystało na Robina Cooka, nakreślona po mistrzowsku.
W Nowym Jorku gwałtownie wzrasta liczba zgonów, których powodem jest przedawkowanie narkotyków. Ofiarami są osoby młode, dobrze sytuowane, mające unormowaną pozycję zawodową, możnaby rzec „nowojorska elita”.
Nasza bohaterka w trakcie swojej pracy odkrywa, że wszystkie ofiary w niecodzienny sposób przedawkowały kokainę i wysuwa śmiałą tezę, że nie były to przypadkowe zgony. A gdy okazuje się, że za wszystkim stoi mafia i ogromne pieniądze, pani patolog nieświadomie może znaleźć się w ogromnym niebezpieczeństwie.... Czy Laurie mając przeciwko sobie własnego szefa, znajomych, a nawet mafię uda się jej doprowadzić sprawę do końca? Czy będzie wiedziała, komu zaufać?
Oczywiście wątek kryminalny nie jest jedynym. Poza problemami w pracy, Laurie nękają rozterki sercowe. Staje więc przed dylematem: przyjacielski policjant, czy wykształcony, zamożny okulista?
Powieść „Oślepienie” jest atrakcyjna nie tylko ze względu na swoją nietuzinkową fabułę. Coś dla siebie znajdą tu wszyscy zainteresowani medycyną, a w szczególności chirurgią, czy patologią sądową. Książka obfituje w terminologią medyczną, którą autor wyjaśnia zupełnie przystępnie. Pojawiają się tu wnikliwe opisy sekcji zwłok poszczególnych ofiar, co (o dziwo!) nie zniechęca do dalszego czytania, a wręcz przeciwnie – jest niezbędnym dopełnieniem fabuły. Terminy takie jak „formikacja”, czy „optometria” i wiele innych przestają brzmieć zagadkowo i niedostępnie. Nie ukrywam, że zainteresowanie tym odłamem medycyny to jeden z powodów, dla którego sięgnęłam po owoc twórczości Robina Cooka i z ulgą mogę stwierdzić jedno: nie zawiodłam się.