Rezultaty wyszukiwania dla: powie���� fantasy

Plany Wydawnicze 2018

Podczas 29 edycji Pionka odbyła się prezentacja nowości wydawniczych Portal Games, koncentrująca się na tytułach, które ukażą się w drugiej połowie 2018 roku. O części tytułów już informowali podczas Portalkonu... ale część to zupełne nowości! A i tak to jeszcze nie wszystkie ich zapowiedzi...

 

 

 

 

Dział: Bez prądu
piątek, 01 czerwiec 2018 21:39

Polcon 2018 - garść informacji

Polcon 2018 

Wiele wyjątkowych atrakcji tegorocznego Polconu to gratka zarówno dla długoletnich fanów, jak i dla osób w luźny sposób zainteresowanych fantastyką. Oprócz setek godzin prelekcji, możliwości zagrania w gry planszowe i elektroniczne, oraz uczestnictwa w różnorodnych panelach i warsztatach, uczestnicy konwentu będą mogli wziąć udział w Gali wręczenia Nagrody im. Janusza A. Zajdla, spotkaniu z Andrzejem Sapkowskim, obejrzeć niesamowity konkurs strojów, a nawet spróbować się w Walkach Magów!

Dział: Konwenty
środa, 23 maj 2018 15:51

Prowokacja

“Prowokacja” to czwarty tom anielskiej serii Amy A. Bartol, która porwała czytelników na całym świecie. Po bardzo słabym “Zobowiązaniu” autorka wraca do formy i prezentuje kilka świeżych pomysłów. Nie bazuje na rozwiązaniach z poprzednich tomów, akcja nabiera tempa (czasami za bardzo) i wreszcie do dobrze już znanych czytelnikom bohaterów dołącza kilku nowych.

Autorka w tym tomie zdecydowała się na przerwanie pewnego schematycznego wątku i zdecydowanie wyszło to na dobre. Historia nie jest przez to tak przewidywalna i irytująca jak wcześniej. Na pierwszy plan wysuwa się anielska natura Evie. Czytelnik w końcu może się dowiedzieć więcej o jej historii i rodzinie. Do akcji wkracza także kolejny bohater, który ugania się za Genevieve, co jest już lekko męczące. Można to jednak wybaczyć Amy A. Bartol, ponieważ na horyzoncie pojawia się tajemnicza Anja. Postać kluczowa dla fabuły. To bardzo charakterna bohaterka, której - w przeciwieństwie do Evie - nie da się nie lubić.

Najsłabszym elementem serii jest właśnie ona. Zbyt rozchwytywana, zbyt chwiejna i zdecydowanie zbyt idealna. Seria skierowana jest do nastolatek i młodych kobiet, które pragną przeżyć romantyczną czytelniczą przygodę, toteż główna bohaterka budzi ogromne zainteresowanie wśród mężczyzn. Niestety Bartol przesadziła z jej magnetyzmem i mocą oddziaływania na płeć przeciwną. Gdy tylko na horyzoncie pojawia się nowy bohater, czytelnik ma 100 % pewności, że zainteresuje się on Evie. Historia staje się przez to przewidywalna i momentami irytująca.

Na uwagę zasługuje akcja, której część rozgrywa się w Polsce, a konkretniej w Toruniu. To miły akcent, dzięki któremu polski czytelnik przychylniej spojrzy na “Prowokację”. Pojawiło się też kilka zwrotów w naszym ojczystym języku.

Cykl “Przeczucia” rozpoczął się fenomenalnie, jednak po ciężkostrawnym “Zobowiązaniu” można było odnieść wrażenie, że to już koniec dobrej passy autorki. “Prowokacją” Amy A. Bartol pokazała, że jeszcze nie powiedziała ostatniego słowa w gatunku fantastyki dla młodzieży. Jej seria nie należy oczywiście do literatury ambitnej, jednak autorka ma w sobie coś, dzięki czemu jej książki czyta się jednym tchem. Lekki styl w połączeniu z ciekawym pomysłem uzależniają czytelnika, przez co wady przestają być istotne. To cykl, który polecić można bujającym w obłokach kobietom, które mają ochotę oderwać się od rzeczywistości. Nie do końca nadaje się dla młodszych nastolatek ze względu na sceny erotyczne.

Dział: Książki
środa, 23 maj 2018 10:41

Powrót

Po opuszczeniu Zony Misza stara się żyć jak każdy człowiek "po tej stronie"- prowadzi firmę, tworzy szczęśliwy związek z Nastią, dla której to postanowił porzucić dotychczasową egzystencję. Co prawda długo musiał oduczać się typowych stalkerskich reakcji, ale ostatecznie udało się... nawet, jeżeli tylko w siedemdziesięciu procentach. Problem w tym, że jego "kochanka" z dnia na dzień wzywa go coraz głośniej. Czuje Jej zew, tajemnicze przyciąganie. Co tu dużo mówić- Misza, choć bez pamięci zakochany w Nastii, po cichutku tęskni za stalkerskim życiem. Za odkrywaniem coraz to nowszych miejsc, za kompanami, zastrzykiem adrenaliny. Kiedy na progu swojego domu znajduje rannego Patyka, dawnego towarzysza niedoli, a jego firma zostaje przetrząśnięta już wie, że musi Tam wrócić. Musi dostać się do Zony, odnaleźć Doktora oraz najważniejsze- przeżyć.

A Zona nie jest już dokładnie taka, jak cztery lata temu; co prawda nawet wówczas człowiek nie był pewny, czego się po niej spodziewać, ale... wtedy jeszcze wydawała się dla doświadczonego wojaka miejscem do zdobycia. Dziś Jej granice rozrastają się coraz bardziej, strasząc znacznie groźniejszymi anomaliami. Ale od czego są młodsze pokolenia? Podczas wyprawy Misza natyka się na Sonię, która całkiem dobrze orientuje się w zonowskiej codzienności, a jej praktyczne przygotowanie przypomina mężczyźnie kogoś, kogo znał bardzo dobrze... i kogo oboje poszukują. 

Od momentu, w którym przeczytałam Bagno szaleńców autorstwa Joanny Kanickiej, wsiąkłam w świat S.T.A.L.K.E.R.A.; myślę, że za jakiś czas zmierzę się również z pozostałymi, wcześniejszymi tomami. Choć jestem kobietą, a myśląc stereotypowo powinnam być rozkochana wyłącznie w powieściach obyczajowych czy literaturze erotycznej, to właśnie wbrew pozorom ta seria porwała moje serce. Jest taka... mocna. Nie wiadomo, czego się po niej spodziewać, a Zona przyciąga mnie tak jak naszego głównego bohatera, Miszę.

Podczas lektury często zastanawiałam się, dlaczego tamto miejsce tak przyciąga ludzi. Owszem, jest niezbadane, a granice Zony wciąż to się poszerzają, to maleją. Jest takim "niezdobytym lądem", wciąż pełnym tajemnic. Wielu jest takich, którzy pragnęliby ją zdobyć na wyłączność, być kolejnym Krzysztofem Kolumbem, tyle że w wersji zonowskiej. Ale nie, Ona ma inne plany- będzie pogrywać z Tobą, dopóki Jej na to pozwolisz. Albo dopóki nie zginiesz z żyjących w Jej wnętrzu istot. A jest ich tam bardzo wiele! To dodatkowo dodaje książkom z owej serii smaczku. Stąpając ostrożnie, krok po kroku za Miszą i Sonią, natkniemy się na Juchociągi, ale również wiele anomalii. Możesz również natrafić na niby zwykłe pnącza, które zaczepią o Twoje włosy i bez najmniejszej litości zerwą Ci cały skalp. Uważaj więc!

Powrót to taka typowo męska powieść (jak zresztą cała seria), którą zdecydowanie w pierwszej kolejności poleciłabym mężczyznom. Nie ujmujmy jednak kobietom, które zapewne również z wielką chęcią rozczytywałyby się w kolejnych przygodach bohaterów. Nie ma tam miejsca na sentymenty czy współczucie- nie jesteś wystarczająco ostrożny, to czeka Cię śmierć. I tyle. Zona to nie jest miejsce na rodzinne podróże tam i z powrotem; to raczej ogromny plac boju, pełen niespodzianek. 

Warto wspomnieć o tym, że na drodze Miszy oraz Soni nie tylko stanęły wytwory Zony, lecz również inni ludzie. Ludzie, których o dobre zamiary nie możemy w żadnym razie posądzać. Ktoś pragnie dorwać stalkerów, zapanować nad tym miejscem. Ale czy można pokonać Zonę... ? Szczerze wątpię. I już nie mogę doczekać się kolejnych części!

Dział: Książki
czwartek, 17 maj 2018 12:14

Księga mieczy

Literatura fantasy stworzyła wielu niezapomnianych bohaterów, zaliczanych do najsławniejszych w całej literaturze: Conana Barbarzyńcę Roberta E. Howarda, Elryka z Melniboné Michaela Moorcocka, Fafryda i Szarego Kocura Fritza Leibera. Klasyczne postacie tego typu dały literaturze miecza i magii szaloną popularność i uczyniły ją podstawą całego fantasy. Stały się też inspiracją dla nowego pokolenia pisarzy, tworzących własne ekstrawaganckie opowieści o magii i przygodach.

Dział: Zakończone
czwartek, 10 maj 2018 17:08

Spiżowy gniew

Nazwisko Michała Gołkowskiego kojarzy się przede wszystkim z postapokalipsą, zarówno tą spod znaku Zony, jak i tą bardziej fantastyczną, bądź jak niektórzy wolą, tradycyjną, czyli z Komornikiem. W międzyczasie pojawiły się jeszcze inne książki, jako że pisarz płodny jest, aż miło, a i poeksperymentować lubi. W jednej z najnowszych powieści wziął na warsztat fantasy, czyli klimaty zgoła dla siebie nietypowe. Co z tego wyszło? Dużo walk, jeszcze więcej trupów i świetnie wykreowany bohater, a przede wszystkim zaskakująco dobra i mocna lektura.

Nadszedł z pustyni i zmienił historię dwóch królestw. Człowiek o wielu talentach, ogromnej wiedzy i umiejętnościach. Człowiek znikąd, bez przeszłości, bez rodziny, bez zahamowań i nigdy nie targany wątpliwościami. Ale czy na pewno człowiek? Jakie tajemnice kryje Zahred i jaki naprawdę jest jego cel?

Mimo że lubię twórczość Michała Gołkowskiego, po lekturze ostatniego tomu Komornika miałam pewne wątpliwości, czy nie zaczął rozmieniać się na drobne. Liczba wydawanych przez niego książek zaczyna niebezpiecznie blisko zbliżać się do rekordów bitych przez pewnego znanego polskiego pisarza, a to – jak wiadomo ilość rzadko przekłada się na jakość. Tym większych zaskoczeniem okazał się Spiżowy gniew, który wciąga od pierwszych stron i tak trzyma czytelnika w szachu aż do samego końca.

Zaczyna się mocno, bo od postaci żywego trupa toczonego przez larwy much. Ten motyw przewija się zresztą przez całą powieść, dlatego z góry trzeba ostrzec, że dla osób o wrażliwych nerwach i żołądkach lektura może się okazać pewnym wyzwaniem. Podobnie przedstawia się kwestia przywiązywania się do poszczególnych bohaterów. Podobnie jak Zahred, Gołkowski nie ma skrupułów by pozbyć się niektórych postaci, mimo że do pewnego momentu wydawały się odgrywać zbyt istotną rolę na taki zabieg. I bardzo dobrze, pewność, że wszyscy doczekają happy endu, odbiera każdej lekturze element zaskoczenia i niepewności.

Na plus zdecydowanie zalicza się także czas, w jakiej umiejscowił akcję autor. Okolice epoki brązu i cywilizacje nawiązujące do starożytnych, znanym nam z naszej historii, są smaczkiem ostatnio dość rzadko wykorzystywanym przez twórców fantasy, lubujących się raczej w quasi średniowiecznych klimatach.

Chociaż akcja toczy się wokół kilkorga postaci, to Zahred przede wszystkim przyciąga uwagę – zarówno pozostałych bohaterów, jak i samego czytelnika. Wymyka się schematom, knuje i działa w jedynie własnym interesie, a przy tym ma w sobie coś, co człowieka ujmuje, mimo całej brutalności i okrucieństwa, jakimi znaczy swoją drogę. Interesująco przedstawia się także młodziutka księżniczka Sarsana, czego niestety nie można powiedzieć o jej bracie – stuprocentowym idiocie (taki jednak miał być, więc jego kreacja w pełni się udała).

Zakończenie pozostawia autorowi otwartą furtkę, lecz jednocześnie książka stanowi zamkniętą, zgrabną całość. Wprawdzie kilka wątków aż prosi o rozwinięcie i zaspokojenie ciekawości czytelnika, ale też pewien niedosyt nie jest tu wadą. Czasem łopatologiczne wykładanie na stół wszystkich kart psuje budowany klimat i wydźwięk powieści, dlatego lepiej pozostawić niektóre kwestie wyobraźni odbiorcy.

Jedyne, co mi się nie spodobało to kwestia kazirodczego związku królewskiego rodzeństwa. I nie chodzi o samo wykorzystanie tego motywu, pojawiał się on już chociażby w Pieśni Lodu i Ognia R.R. Martina, a i historia zna liczne tego typu przykłady. Zwłaszcza gdy mowa o historii starożytnej, a przecież w tych czasach toczy się akcja. Problemem jest wiek Sarsany. O ile potrafię sobie wyobrazić wyuzdaną i wyzbytą zahamowań nastolatkę (szczególnie że w tym czasach była już uznawana za kobietę), o tyle nie jestem w stanie uwierzyć w dziesięciolatkę, która uwodzi brata. To już jest co najmniej niesmaczne. Dobrze, że przynajmniej autor oszczędził nam opisu i ograniczył się do wzmianki, kiedy relacje miedzy rodzeństwem zmieniły swój charakter. A przecież można było przesunąć to o kilka lat, prawda?

Gdyby nie ten szczegół, książkę można by uznać za wzorcową. Czyta się ją świetnie, akcja wciąga, a bohaterowie i ich działania nie pozostawiają czytelnika obojętnym. Jednym słowem, jest moc!

Dział: Książki
czwartek, 10 maj 2018 00:13

Dziewczynka, która wypiła księżyc

Tak.
W tym lesie mieszka wiedźma. Mieszka od zawsze.

Opowieść o Lunie jest klasyczną baśnią.

Kłamię,żeby chronić! Co innego mogę powiedzieć? Nie wyjaśnię im prawdy w sposób, który potrafiliby zrozumieć.

Jest las, jest czarownica, są biedne pożerane dzieci, odważny bohater, gadające zwierzątka, smok, a nawet kruk. Wszystko się zgadza. W Protektoracie od pięciuset lat, czyli dla mieszkańców lasu od zawsze, w Dniu Ofiary składane jest w ofierze najmłodsze dziecko na przebłaganie okrutnej Wiedźmy, zamieszkującej las i mającej władzę nad wiecznie wzburzonym wulkanem. Nad corocznym rytuałem czuwa Rada Starszych i pomocne zawsze Siostry Gwiazdy, z siostrą Ignatią na czele. Królestwo Cattail obarczone tak wielką tragedią tak wielu rodzin, częściej ze względu na ból i rozpacz swoich mieszkańców nazywane jest Miastem Smutku. Bowiem: Poświęcić jedno lub poświęcić wszystkich. Tak działa ten świat. Nie zmienimy tego, choćbyśmy próbowali.

Kim jest Luna? Dzieckiem odebranym matce. Wnuczką dla strudzonej Wiedźmy. Towarzyszką zabaw tyci smoka Fyriana. Nadzieją dla tych, którzy ją stracili, żyjąc w cieniu Wieży Sióstr Gwiazdy. Jest też dziewczynką, która dorastając będzie musiała odnajdując swoje prawdziwe oblicze, stawić czoła Pożeraczce Smutku, która jest równie silna, jak rozpacz ludzka.

Spójrz na lasy! Jakie zdradliwe! Trujący dym, leje, wrzące gejzery i straszliwe niebezpieczeństwa, gdziekolwiek spojrzeć.

Jest też Wiedźma, co to straszliwy los zgotowała mieszkańcom Miasta Smutku.

Klasyczna baśń o czarownicy, lesie, pożeranych dzieciach.

Ale...

Wiedziała, że opowieść może przedstawiać prawdę, ale może też kłamać. Opowieść można naginać, wykręcać i zaciemniać. Kontrolowanie opowieści daje władzę. A komu taka władza przyniosłaby największe korzyści?

Zdecydowanie autorowi. Rozpoczynając lekturę nie spodziewałam się prawdę powiedziawszy tego, co zastałam. Owszem niektóre elementy świata przedstawionego odbiegały od klasycznej wizji baśni i bajek, jednak sam szkielet fabuły mocno osadzony został na kanonie literatury dla dzieci. Zła wiedźma, porywa dzieci, dzielny bohater – w tej roli, podobnie jak zdarza się to w ruskich bajkach, niepozorny człek z gminu o dobrym, szczerym sercu, tutaj w tej roli cieśla Antain – pragnie oswobodzić uciśniony naród spod tyranii. Tyranii, no właśnie, ale czyjej? Jednak, jak zacytowałam wyżej, szata baśniowości zaciemnia trochę opowieść, która z czasem wykręca się i prze w innym kierunku, niż się pierwotnie wydawało.

„Dziewczynka, która wypiła księżyc” to opowieść wielopłaszczyznowa i uważny czytelnik, a im bardziej doświadczony, tym więcej tych płaszczyzn odkryje. Kelly Barnhill w swojej powieści opowiada przede wszystkim o życiu, ale pomimo że dotyka trudnych tematów dojrzewania, śmierci, utraty najbliższych, czy tyranii, to trzyma się dwóch podstawowych zasad: Smutek jest niebezpieczny, a Serce może udźwignąć wszystko. Czytając książkę pani Barnhill od samego początku towarzyszyło mi poczucie, jakbym czytała książkę ze świata stworzonego pod scenariusz animacji Studia Ghibli. Takie tytuły jak „Spirited Away”, „Mój sąsiad Totoro”, czy „Ponyo”, bardzo przypominają właśnie „Dziewczynkę, która wypiła księżyc”. Świat tradycyjnej baśni, przenika się z elementami fantasy. Potwór z Moczarów, Glerk, mikroskopijny smok Fyrian, wnuczka czarownicy, umagiczniona blaskiem księżyca i wiedźma o imieniu Xan. Niby wszystko znane, ale tu odwracają się role, bohaterowie nie są tacy, jak w klasycznej baśni powinni być.

„Dziewczynka, która wypiła księżyc” jest przede wszystkim, ciepłą, pełną nadziei, optymistyczną powieścią fantasy. Kelly Barnhill napisała książkę, która pomimo, że traktuje o rzeczach okrutnych, poważnych, uczy, że serce jest najsilniejsze i przetrwa wszystko, by dać nadzieję nawet tym, którzy zapomnieli, jak dobrze żyć jest w jej blasku. Osobiście jestem zachwycona książką, ponieważ jest to po prostu mądra  powieść, która na szczęście nie wpada w parenetyczny ton, i która pozwoli czerpać przyjemność z towarzyszenia Lunie w jej przeobrażeniu się z dziecka w dojrzałą dziewczynkę. Jest to też przejmująca opowieść o dzieciństwie, macierzyństwie i starości. Po prostu o życiu.

Dział: Książki
środa, 09 maj 2018 18:03

Kiedy Bóg zasypia

Motywy słowiańskie w literaturze fantastycznej cieszą się ostatnio coraz większą popularnością. I bardzo dobrze, bo drzemie w nich potencjał i stanowią przyjemną odskocznię od elfów, trolli i innych, typowo nordyckich postaci. Dodatkowym smaczkiem jest łączenie faktów historycznych z elementami fantasy, jednak – jak się okazuje – nie zawsze efekt jest zadowalający.

Akcja powieści Kiedy Bóg zasypia toczy się w czasach nie tylko fascynujących, ale i wyjątkowo tajemniczych, ponieważ na temat wielu ówczesnych wydarzeń niewiele obecnie wiadomo, a na temat innych historycy nadal toczą spory. Rafał Dębski wziął na warsztat sytuację w Polsce po nagłej śmierci Mieszka II, która wywołała chaos oraz pośrednio powstanie ludowe i tzw. reakcję pogańską. Zamieszanie wykorzystali Czesi, którzy najechali Polskę, grabiąc i siejąc zniszczenie.

Tyle mówi nam historia. U Dębskiego ogólny zarys przedstawia się podobnie, przy czym wybuch buntu jest bezpośrednio związany z intrygami żerców, czyli pogańskich kapłanów, którzy chcą powrotu dawnych bogów. Do gry wkraczają strzygi, upiory, wilkołaki i inne stworzenia kryjące się dotąd w gęstwinach lasów.

Główny wątek został podzielony na kilka mniejszych. Możemy więc przypatrywać się obydwu stronom konfliktu, zarówno ludziom dzierżącym władzę, jak i zwykłym wojownikom. A widzimy ich głównie w akcji, bowiem znaczna część powieści skupia się na walkach i mordowaniu. Właściwie niewiele jest scen, w których ktoś by nie zginął lub chociażby nie został ciężko ranny. Dla niektórych czytelników będzie to zaleta, dla innych wada, pewne jest jedno – krew się leje strumieniami.

Co pewien czas pojawia się także drugi, poboczny wątek przedstawiający nietypową historię miłosną. Z jednej strony, to chyba jedna z najpiękniejszych, mimo pewnych makabrycznych aspektów, opowieści o miłości, jaką ostatnio miałam okazję czytać. Z drugiej jednak strony, praktycznie w ogóle nie wiąże się z głównym wątkiem. Świetnie za to by się sprawdziła w roli oddzielnego, niezależnego opowiadania.

Sam pomysł na fabułę to chyba największa zaleta powieści, zwłaszcza że autor wplótł w nią postać Bolesława Zapomnianego i w oryginalny, aczkolwiek mroczny sposób wyjaśnił, dlaczego książę zyskał taki przydomek. Niestety, sam pomysł to za mało, a bazowanie na dość oderwanych od siebie scenach walk, nawet nieźle opisanych i okraszonych dużą ilością krwi, nie wystarczy by w pełni zawładnąć czytelnikiem. Powieści zabrakło nie tylko tego trudnego do zdefiniowania, magnetycznego „czegoś”, wdarł się także do niej pewien chaos, który sprawił, że momentami trudno było się zorientować, której ze stron (pogańskiej czy chrześcijańskiej) dotyczy dany fragment.

Nie spodobało mi się także wyraźnie negatywne przedstawienie religii słowiańskiej i jej kapłanów, którzy bez wyjątku właściwie są żądni krwi i władzy, przebiegli i okrutni. Pogańskie bóstwa i pomniejsze mitologiczne stworzenia również z niewielkimi wyjątkami pragną przede wszystkim siać śmierć i zniszczenie. Z kolei strona chrześcijańska, mimo że tutaj pojawia się kilku zdradliwych typów, pokazana jest jako ta lepsza, której warto kibicować. Zdecydowanie bardziej wolę, gdy autor nie opowiada się w tak zasadniczy sposób po jednej ze stron, szczególnie że w tym przypadku mamy do czynienia ze znacznie bardziej skomplikowaną sytuacją niż archetypowa walka dobra ze złem.

Nie to jest jednak głównym problemem powieści. Gdyby traktować ją jak książkę czysto fantastyczną, ocena nie byłaby taka zła, nawet jeśli weźmiemy pod uwagę powyższe zarzuty. W wywiadzie dla portalu W polityce z 13 kwietnia b.r. autor stwierdza:

Poza wątkami fantastycznymi i ewidentnie fikcyjnymi postaciami, zapełniłem opowieść ludźmi i wydarzeniami znanymi ze źródeł i przekazów. Na poziomie realiów można się właściwie uczyć historii czytając takie pozycje.

I to wzbudza mój poważny sprzeciw. O ile nie przeczę, że w powieści pojawiają się postaci historyczne, o tyle z pewnością trudno uznać ją za źródło merytorycznej wiedzy. Poczynając od samego kontekstu buntu i wspomnianej reakcji pogańskiej, które miały przede wszystkim charakter społeczny i polityczny, a nie religijny, a na owych postaciach historycznych kończąc. Z lektury można na przykład wziąć za pewnik istnienie chociażby Bolesława Zapomnianego, które wcale takie pewne nie jest, a wręcz przeciwnie.

Pojawiają się też znacznie drobniejsze sprawy, jak choćby nazewnictwo związane już ściśle z realiami. W powieści pojawia się zarówno „zamek” (str. 272), jak i „miasto” (str. 304), o których nikt w pierwszej połowie XI wieku w Polsce nawet nie słyszał. Gwoli ścisłości, słowo „zamek” pojawiło się w języku polskim dopiero w XIV wieku. Można powiedzieć, że to szczegóły, ale skoro autor tak się chwali wiarygodnością realiów, nie powinien popełniać takich błędów. Zwłaszcza że niewykluczone, że może ich być znacznie więcej, tylko jako laik ich nie wyłapałam.

Dlatego naprawdę trudno jest w jednoznaczny sposób ocenić powieść Rafała Dębskiego. Jej ocena na pewno będzie zależała od oczekiwań czytelnika. Jeśli zaś szukacie realistycznych odniesień do historii, poszukajcie innej lektury. Jeśli jednak szukacie krwawego fantasy z dużą ilością walk i całkiem niezłym klimatem, powinno Wam się spodobać.

Dział: Książki
poniedziałek, 07 maj 2018 18:32

Trucicielka królowej

Pierwszy tom nowej serii fantasy, która ma wszelkie szanse, by podbić serca polskich czytelników ukaże się na początku czerwca pod naszym patronatem.

Sześciotomowa seria Królewskie źródło Jeffa Wheelera to opowieść o fascynującym świecie pełnym magii, tajemnic, nadprzyrodzonych zdolności, lecz także niewolnym od okrutnych walk o władzę i zdrad. Nieprzeciętni bohaterowie i polityczne dramaty to mieszanka, która zachwyci zarówno dorosłych czytelników, jak i nastolatków.

Dział: Patronaty
poniedziałek, 07 maj 2018 11:29

Otchłań. Księga II

Nadszedł czas na “Otchłań. Księga II”. Nadszedł czas Sharak - Ka.

Demony umysłu zjednoczyły pod swym przywództwem pomniejszych współbraci i prowadzą regularną walkę przeciwko ludziom. Kolejne osady padają. Ludzka krew miesza się z demonią juchą w proporcjach mało korzystnych dla mieszkańców ziemi. A na dodatek Królowa ma wyzwolić rój. Czy uda się Arlenowi i Jadirowi pokonać Królową? Czy Lesha obroni zakątek? Co stanie się z Abbanem? Na te i pozostałe pytania fani cyklu demonicznego znajdą odpowiedź w jego ostatniej części.

Peter V. Brett trzyma klasę do samego końca książki. Ba - dla mnie to stanowczo najlepsza część cyklu. Istna wisienka na demonicznym torcie. W tej bowiem części nie ma ani jednego nudnego czy przegadanego fragmentu, a jednocześnie nie sposób postawić autorowi zarzutu, że chce skończyć cykl na siłę, pakując w jedną książkę nadmiar zdarzeń. Księga II, to przemyślana do ostatniego szczegółu opowieść o ostatecznej rozgrywce pomiędzy demonami i ludźmi. Nic w niej nie jest oczywiste, nic przewidywalne. Bohaterowie giną niezależnie od tego czy darzymy ich sympatią czy nie. Brett bez litości wpuszcza ich w wir walki i patrzy co się stanie. Jedni mają tu swoje pięć minut, inni odsuwani są z areny zdarzeń, bo tak naprawdę nigdy dla tych zdarzeń istotni nie byli, tworząc jedynie tło i koloryt całości. W tej części brak jest miejsca na zbędne słowa czy opisy.

“Otchłań. Księga II” to dowód na to, że dobry pisarz zawsze ma szansę stworzyć dzieło lepsze od swego najlepszego. Kto czytał moją recenzję pierwszej księgi, ten wie, jak mnie zachwyciła. Bałam się wręcz, że na koniec się rozczaruję, bo księga druga nie dorówna. Nic takiego. Zachwyca bardziej. Każdym zdaniem. Każdym opisem.

No i oczywiście oprawa graficzna. Dominik Broniek i jego wizje demonów - piękne pięknem grozy. Nieustająco wspaniała kreska. Nieustająca dbałość o każdy detal.

Czapki z głów drodzy państwo i przed autorem i przed rysownikiem.

Dział: Książki