październik 21, 2025

Rezultaty wyszukiwania dla: powieść kryminał

niedziela, 14 wrzesień 2025 05:06

Ogar

„Nie wierzyła w nic oprócz bestialstwa ludzi”.

Trudno było wpasować się w kryminał, może po części spowodowane to było nieznajomością pierwszego tomu „Zbawca”. Weszłam w świat tak dużego mroku od strony psychiki kluczowych bohaterów, że nie do końca rozumiałam ich wewnętrzne rozterki, przeżycia i impulsy. Julia Marzewska nie podeszła mi w obsesyjnej i samoniszczącej odsłonie. Przerażała myśl, że śledczy po ogromnych zawodowych, a w dużej części, również osobistej traumie, mogliby pozostawać bez odpowiedniego wsparcia psychologicznego. W jakim wymiarze pokrywało się to z faktyczną sytuacją w policji?

Normalny człowiek, prowadzący zwykłe życie, wzdryga się na informacje o zbrodniach, unika jak ognia znalezienia się nawet w najdalszym ich otoczeniu, a pracownik wydziału zabójstw, będący aktywną częścią starcia z mrokiem, musi praktycznie radzić sobie sam. A przecież niebezpieczna i niewdzięczna praca silnie odciska się na mentalności policjanta. Być może właśnie z tego powodu świat Julii stał się jednym wielkim chaosem, w którym nie było już miejsca na zdroworozsądkową logikę, pełen profesjonalizm, trzeźwy osąd i elastyczną zdolność do współpracy z innymi. Przekroczone zostały granice reagowania na traumę i wydawało się, że nie ma powrotu do normalności. Kluczowa postać męczyła się sama z sobą, a ja podchwytywałam negatywne wibracje. Wcześniejsze starcie z Ogarem i Zbawcą zniszczyło Julię, a w tak słabej kondycji psychicznej trudno było nie wejść w omamy osobliwej obsesji i zwodniczego egoizmu w pogoni za czarnym charakterem. W moim odczuciu autor za daleko zaprowadził Julię w gęstą koszmarną ciemność, abym uwierzyła w nią.

Pomysł na fabułę zaliczyłam do ciekawych. Niekoniecznie podszedł mi styl pisania, ale to już osobiste preferencje, wyczekiwanie na rozbudowane opisy i zwinność w narracji. Bardziej przeszkadzały liczne nielogiczności w zachowaniu policjantki, osobliwe przystawanie na pewne okoliczności, nonszalancja w podejściu do procedur policyjnych. Nie mogłam uwierzyć w opowieść, nawet uwzględniając literacką fikcyjność. Na plus prolog, znakomicie wzbudził zainteresowanie i wprowadził sporo napięcia w interpretacji tego, co doprowadziło do kulminacji dramatycznego momentu w scenariuszu zdarzeń i czy udałoby się w jakiś sposób wymknąć ostateczności. Zawiodłam się na uzasadnieniu motywów kierujących czarnym charakterem, za mało było solidnych podstaw do takiego, a nie innego zachowania. Tylko czyż niektórym spaczonym zwyrodnialcom nie potrzeba drobnej iskry z przeszłości lub emocjonalnego impulsu, aby przystąpić do dzieła zabijania i uczynienia z tego demonicznej sztuki?

Zastanawiające, czy każdy z nas rodzi się z ziarnem nieokiełzanej żądzy, psychopatycznej bezwzględności, spaczonego bestialstwa, które w odpowiednich warunkach wypływają na powierzchnię realności i w najgorszych czynach potwierdzają eskalację? Miałam wrażenie, że „Ogar” nie został w pełni dopracowany, ale to krok w serii, która może jeszcze prowadzić w bardziej intrygujące obszary. Kilka ciekawych aspektów stworzyło potencjał na zajmujący ciąg dalszy. Wytrawny smakosz kryminałów mógł czuć niedosyt prowadzenia akcji i wzmacniania napięcia, jednak czytelnik mniej wymagający wobec sylwetek bohaterów i stopnia realności mógł z zaciekawieniem wejść w scenariusz zdarzeń i poczuć dynamiczność incydentów. Po trzech miesiącach przerwy morderca uderzył, już raz udało mu się uciec przed obławą, czy i tym razem zdołał tego dokonać?

Dział: Książki
niedziela, 24 sierpień 2025 07:55

Skóra

 

„Człowiek jest uczniem, cierpienie jest jego nauczycielem”.
Alfred Louis Charles de Musset

Szkarłatny kryminał. Szybko się w nim poruszałam, frapująco penetrowałam tajemnice zbrodni i docierałam do tożsamości mordercy. Autor dość luźno trzymał w niepewności poznawania i stawiania właściwych hipotez. Na plus, podczas śledztwa morderca narzucał policji wyjątkowo silną presję czasu, tylko zastanawiałam się, czy to fizycznie byłoby wykonalne. Liczne makabryczne zbrodnie sprawiały, że poruszałam się w brejowatej masie okrucieństwa i sadyzmu. Uszczegółowiony krwawy opis zbrodni zachęcał do zajrzenia w najmroczniejszą sferę ludzkiej natury.

Intrygująco bawiłam się podczas prób typowania nazwiska seryjnego mordercy, ale tylko do pewnego momentu. Tuż przed połową książki wpadłam na właściwy trop, chociaż Piotr Kościelny zastosował ciekawą zmyłkę obocznego wątku, a przy tym podsuwał fałszywe ślady i dowody. Doceniłam mnogość różnorodnych postaci zręcznie wprowadzanych do akcji od początku powieści. Często przeszkadzało mi schematyczne podejście do obstawionych ról w opowieści i niska skala emocjonalnych przeżyć. Napotykałam nieścisłości w zachowaniu bohaterów. Przykładowo w dziennikarskiej odsłonie, w decydującym momencie kariery i braku narzędzia komunikacji. Nie do końca byłam w stanie uwierzyć w zachowanie kobiety, chociaż domyślałam się, czym kierował się autor, by wzmocnić napięcie w kolejnych odsłonach krwawej historii. Także rażąca niespójność profesjonalizmu i niedomyślności w aspekcie niemowlaka, czy wyładowania komórki we wrażliwym momencie, nie brzmiały wiarygodnie. Zupełnie nie mogłam uwierzyć w postać Marty, żony Majchrzaka, odebrałam jako hymn pochwalny wzmocniony marzeniem o idealnej partnerce. Pokazową akcję antyterrorystów uznałam za przesadzoną. Zawiodłam się na końcowej motywacji czarnego charakteru. Liczyłam na wnikliwsze społeczne i psychologiczne uzasadnienie, aby przekonać się do źródeł zwyrodnienia i podłoża motywów.

Komisarz Władysław Majchrzak, as wydziału zabójstw, legenda w policyjnym środowisku, okazał się człowiekiem o silnej osobowości, bezwzględnie dążącym do rozpracowania nieprzeciętnie skutecznego psychopaty. Niekoniecznie polubiłam przejaskrawione szarżowanie śledczego wobec świadków i przełożonego, lecz do pewnego stopnia postawa miała uzasadnienie w przekonaniach mężczyzny. Interesujący wydał się sposób powiązania ze sobą ofiar dokonany przez sprawcę inscenizującego zbrodnie, próbującego dotrzymać kroku spaczonej wyobraźni i żądzy krzywdzenia. Szkoda, że autor potraktował ten motyw nieco taśmowo, mniejszy ilościowo a bardziej osadzony w prowokacji robiłby większe wrażenie. Podobne odczucia miałam wobec grupy specjalnej, żałowałam zmarnowanego wątku, można było więcej wycisnąć napięcia. Wszystko zaczęło się od przypadkowego natrafienia nad brzegiem rzeki na ludzkie szczątki. Makabrycznego odkrycia dokonało ośmioletnie dziecko podczas wędkowania z dziadkiem. Nie tyle seryjny zabójca nad Wisłą, jak pomyślał nadkomisarz Piotr Nowacki, ile seryjny zabójca nad Odrą. Wrocławski wydział zbrodni mierzył się z brakiem świadków, motywu i dowodów procesowych. Rozwiązanie sprawy wydawało się odległym punktem na horyzoncie.

Dział: Książki
niedziela, 24 sierpień 2025 07:51

Wyrzynacz

 

„…w życiu jest jak w książce albo w filmie: morderca kryje się tuż obok. To może być każdy...”

Nie czytałam poprzednich odsłon serii puławskiej („Klatka”, „Druciarz”, „Baron”), ale nie przeszkadzało mi to w poznawaniu czwartego tomu. Można je czytać niezależnie, bez utraty orientacji w historii. Z jednej strony kusi mnie, aby sięgnąć po zaległości, gdyż w „Wyrzynaczu” pomysł na fabułę, mieszającej thriller z kryminałem, zbliżył się do moich preferencji i oczekiwań czytelniczych. Jestem ciekawa, co autor zaprezentował we wcześniejszych książkach w klimacie puławskim. Z drugiej strony nie przekonał mnie sposób zaprezentowania intrygi, ze względu na obarczenie wysokim wskaźnikiem przewidywalności i niewiarygodności, egzaltowane zachowanie głównej bohaterki.

Aspirant Ewa Jędrycz zachowywała się, jakby grała w sztuce, a nie we własnym życiu. Trudno nawiązywało się nić zrozumienia i sympatii. Miała tendencję do uprzedmiotowionego traktowania otaczających ją osób, co nie pokrywało się z deklarowanymi przez nią wartościami i emocjami. Brałam pod uwagę, że rozstanie z mężem przebiegało w ciężkich warunkach, że cierpiała na depresję nabytą podczas prowadzenia wcześniejszego śledztwa, jednak portret postaci wymykał się zwartości, w tym zawodowemu profesjonalizmowi policjantki.

Zastrzeżenia miałam do stylu narracji, wplatającego w opisy liczne idiomy, gdyby pojawiały się w dialogach, lepiej bym je odebrała, jako charakterystyczny dla kogoś sposób wyrażania myśli. Czasem za mocno zostały naciągane elementy scenariusza zdarzeń, co miało pomagać w podkręcaniu intrygi, ale osiągało odwrotny skutek. Przykładowo zamykanie drzwi na zamek przez dzieci w wewnętrznej przedszkolnej przestrzeni, to pierwszy krok do podważania bezpieczeństwa pobytu w placówce.

Co do intrygi, łapania mordercy bawiącego się w ćwiartowanie ofiar i rozrzucanie szczątków po mieście, to wciągnęłam się, zwłaszcza w poszukiwanie motywów postępowania oprawcy. Zszokowani i przerażeni przypadkowi mieszkańcy otrzymywali paczki z częściami ludzkich ciał. Zastanawiałam się, dlaczego oprawca pojawił się po przerwie, co nim kierowało, jaki miał stosunek do makabrycznych czynów? Zagadki w śledztwie zachęcały do odnalezienia źródła bezwzględności i psychopatyczności. Czy chodziło tylko o szokowanie, wywołanie chaosu i wzbudzenie przerażenia?

„Wyrzynacza” nie zaliczyłam do powieści z górnej półki łączącej thriller z kryminałem, lecz przypuszczam, że sprawdzi się podczas wakacyjnych spotkań z książką. Nie trzymał w elektryzującym napięciu, ale na tyle podkręcał mroczną atmosferę, że pozwalał w odprężającym nastroju poznawać prawdę o ciemnej stronie duszy zabójcy.

Dział: Książki
niedziela, 24 sierpień 2025 07:42

Zaginiona

 

„Czasem coś, co wydaje się absurdalne, okazuje się brutalną prawdą, najprostszym rozwiązaniem”.

Nie spodziewałam się, że sięgając po ten tytuł, wejdę w szalenie ciekawie zaplecioną intrygę, zdecydowanie wymykającą się prostocie i łatwym rozwiązaniom. Aneta Kisielewska misternie wydziergała fabułę, bazując na bardzo dobrym pomyśle kryminalnych splotów i społecznych wzorach. Szybko wciągnęłam się w to, co działo się w zręcznie zmieniających się scenach, odniesieniach do miejsc, czasu i bohaterów. Każda z postaci w pełni zasłużyła na obecność, nadawała historii interesujący koloryt tajemnic, popychała w kierunku chwytania prawdy o tym, co faktycznie przydarzyło się dziewiętnastolatce. Długo nie mogłam być pewna słusznego odgadnięcia intencji i zamierzeń bohaterów. Wiele frajdy sprawiło śledzenie poczynań policjanta, świadków, jak i samej Sary Maj, zaginionej w lipcowy dzień wśród miastowego tłumu.

Spodobała mi się gęsta tkanina sekretów, kolaż nici pierwszej miłości, rodzicielskiej troski, węzłów dojrzewania i prześladujących pytań. Wciągnęłam się w dynamiczną rozgrywkę odkrywania znaczonych przez ludzi kart życia, wykradania moralnych słuszności, okradania z niezaprzeczalnych racji. Autorka znakomicie żonglowała niepewnością, podtrzymywaniem napięcia, myleniem w obrazie finałowej odsłony, nawet kiedy sprawa ściśnięta zmową milczenia utknęła w martwym punkcie.

Były również elementy w powieści, które nie do końca przekonywały. Zastrzeżenia miałam do czasami sztucznie wybrzmiewających dialogów, otoczki związanej ze stopniem zaniedbania śledztw, zbyt szybko ulewającej się frustracji i agresji u przesłuchującego, oraz osobliwej intuicji postaci. Jednak nie rzutowały w znaczący sposób na pozytywny odbiór książki.

„Zaginiona” okazała się ciekawą propozycją czytelniczą, mocno trzymającą w napięciu i niepewności. Kryminał do niecierpliwego pochłaniania frapującego pomysłu na intrygę. Nie liczcie na czarnych i białych bohaterów, przeplatały się różne odcienie szarości osobowości, potrafiły skołować w zabawie na właściwą interpretację motywów i tożsamości, a to bardzo cenne.

Dział: Książki
piątek, 08 sierpień 2025 04:54

Duch jeziora

 

„Nieważne, czy minie rok, czy ćwierć wieku, grzech zawsze cię odnajdzie. I zażąda zapłaty”.

Powieść czytało mi się dobrze. Odpowiadał mi się styl narracji, płynny i przyjazny. Doceniłam miejsce akcji przesycone legendą i tajemnicami, chociaż liczyłam na mroczniejsze ich rozwinięcie, to jednak i delikatna odsłona zagadkowości incydentów roztaczała urok. Warmińska wieś, malownicza sceneria środowiska, spokojne życie wyznaczone codziennymi rytuałami. Tylko jezioro okryte złą sławą burzyło sielankowy obraz. Przed trzydziestoma laty we Wrzosnej utonęły cztery osoby, a teraz doszło do kolejnej tragedii z udziałem młodej kobiety. Wydawałoby się, że każdemu mieszkańcowi powinno zależeć na wyjaśnieniu jeziornych incydentów, ale prawda nie wypłynęła na wierzch, przez lata obrosła bagnistymi plotkami i grząskimi domysłami. Czy faktycznie były to samobójstwa, jak zadecydowała policja, nieszczęśliwe okoliczności, jak wielu pogodziło się z tym, a może niejasność zdarzeń przybrała mroczny wydźwięk, jak sugerowała dociekliwa dziennikarka blogowa?

Eliza Korcz niedawno przeprowadziła się z partnerem do domku nad jeziorem Wrzosna. Próbowała pozyskać wenę twórczą na napisanie kolejnego bestsellera, lecz kiepsko jej to wychodziło. Wyobraźnię pochłonęła aktywność jeziornego ducha, za wszelką cenę starała się wyjaśnić, co faktycznie miało miejsce, kiedyś i teraz. Śledztwo nie należało do łatwych, trudno było pozyskać informacje, prawda skrywała się za zasłoną ślepych tropów. Dało się odczuć niecodzienne zachowanie mieszkańców wsi, zazwyczaj nie stronili od głośnych szeptanek, a teraz spuścili szczelną zasłonę milczenia. Kryminalna intryga ciekawie się rozwijała, falami zmieniała kierunek biegu, droga na skróty wiodła na manowce, wskazówki fałszowały rzeczywistość. Doceniłam pomysłowy fortel z włączeniem poetyckich nut w fabułę.

Mateusz Kwiatkowski zręcznie żonglował postaciami, osobowościami i zachowaniami. Nie polubiłam głównej bohaterki, wielokrotnie irytowała postawą, ale tak właśnie zachowują się śledczy, tak pozyskują materiał do tekstów, tak podsycają zainteresowanie tematyką. Sympatyzowałam z energiczną staruszką, dawną bibliotekarką, znacząco ubarwiła opowieść. Autor przemycił do akcji elementy thrillera, a w finałową odsłonę powieści wstawił sensacyjne tło. Oczekiwałam mocniejszego prądu w scenariuszu zdarzeń, bardziej emocjonujących chwytów w przyciąganiu czytelnika, lecz zaskakujące rozwiązania kryminalne w pewnym stopniu rekompensowały te odczucia.

„Duch jeziora” uprzyjemnił wieczór czytelniczy, włączył w oprawę polskiej rzeczywistości małej społeczności, wciągnął w detektywistyczną łamigłówkę, zaserwował frapujący obrót spraw w końcówce przygody czytelniczej. Sprawił, że zwrócę uwagę na kolejną książkę autora, liczę, że w miarę szybko powstanie.

Dział: Książki
czwartek, 08 maj 2025 18:56

Portret mordercy

 

„Nie da się przeżyć zniszczenia swojej przeszłości, nie będąc w jakimś stopniu przez nie dotkniętym”.

Wciągająca przygoda czytelnicza, miło spędza się z nią kilka godzin, nie tylko czas świąteczny jest dogodnym momentem do jej poznania. Klimat bazuje na dokładnie rozbudowanej oprawie psychologicznej, szczegółowym wnikaniu w myśli postaci, przekonującym odbieraniem ich emocji, przyglądaniu się przeżyciom nie tylko w ramach Bożego Narodzenia, ale także tym, które miały duże znaczenie w przeszłości. Jestem pod wrażeniem dopracowanych portretów bohaterów, wyrazistych i wiarygodnych, obdartych z otoczek skrajnego dobra i zła, wymieszanych charakterologicznie, różnobarwnych w interpretacjach. Autorka śmiało i konsekwentnie zagląda w dusze uczestników rodzinnego spotkania. Pozwalała im odsłaniać życiowe tajemnice i wziąć udział w osobliwej grze na przeciąganie seniora rodu na swoją stronę z ujęcia finansowej pomocy. Znakomicie poprowadzony wątek wewnętrznej walki, strachu przed zdradą samego siebie, wyrzeczenia się marzeń w imię oczekiwań innych. Podoba mi się nakreślenie obrazu tego, że człowiek przyciąga do siebie cechy, wydarzenia i przypadki losu, którym poświęca najwięcej myśli, potrafi ściągnąć do swojego życia zarówno pozytywne, jak i negatywne incydenty.

To, co dzieje się w wigilijną noc na dworze King’s Poplars, w starym domu ogarniętym odgłosami budzącymi lęk, staje się punktem kulminacyjnym w zetknięciu się sekretów, ambicji, pozycji, majątku, autorytetu, oczekiwań, zdrad i niewierności. Okazuje się, że spotkanie silnych osobowości nie musi kończyć się tak, jak sobie je one wyobrażają, słabsi zaśczłonkowie rodziny mogą zdobyć coś, co dotąd leżało poza ich zasięgiem. Morderstwo seniora rodu wydaje się nieuniknione, wszystko ku temu prowadzi, ciekawie jest poznawać poszczególne elementy intrygi. Szkoda tylko, że pisarka decyduje się na szybkie odsłonięcie kart tożsamości sprawcy. Odziera to powieść z pożądanej tajemniczości śledztwa, jednak ma uzasadnienie w prowadzeniu akcji. Portret mordercy można odbierać jako zwykłą kryminalną zagadkę, docenić jej kształt, klimat i wydźwięk, albo spojrzeć głębiej w umysły członków rodziny, podać w wątpliwość słuszność czynów i decyzji.

Warto oddać się refleksyjnym nutom trafiając na lustrzane odbicie nas samych. Przekonajcie się, kogo ugaszcza posępny dom na tle wzgórza, w połowie wysokości nagiego zbocza, samotny przeklęty budynek przyjmujący na siebie ciężar dusznej i mrocznej obecności.

Dział: Książki
środa, 30 kwiecień 2025 13:11

Pastwa

 

Agnieszka Jeż ma na swoim koncie kilka powieści kryminalnych. Zbierają dobre recenzje, więc postanowiłam sprawdzić, jak pisze autorka. Zdecydowałam się na powieść „Pastwa", gdyż dzieje się w regionie, który szczególnie mnie interesuje.

Chodzi o Dolny Śląsk, a dokładnie jego południową górzystą część.

Niewielka wieś w Sudetach. Wszyscy sąsiedzi się znają, wiedzą o sobie wszystko lub prawie wszystko. Każdy jest powiązany z resztą więzami towarzyskimi, zawodowymi bądź rodzinnymi. Zdawać by się mogło, że w takim miejscu nic się nie ukryje, a jednak nawet tu można dochować tajemnicy, sprawić, by ktoś zniknął i nie pozostał po nim nawet najmniejszy ślad, ba zrobić to tak, by nikt nie szukał.

Sonia Kranz, policyjna detektywka z ogromnym doświadczeniem, ale też ze złą reputacją prowadzi kolejne śledztwo. Tym razem bez śladu znika Waldemar Wilski, znany w okolicy syn właściciela zakładów mięsnych. Co ciekawe, zaginięcie zostaje zgłoszone przez świeżo poślubioną małżonkę, bo mąż zniknął jeszcze przed nocą poślubną.

Początkowo sprawa jest bagatelizowana, jednak gdy w jednej z kiełbas zostaje znaleziony ludzki ząb, sytuacja się komplikuje, a śledztwo staje się głośne.

Początkowo brakuje punktów zaczepienia, rodzina szanowana, wyroby smaczne, nie ma motywu, nie ma ciała. Ginie jednak kolejny z członków rodziny i robi się coraz poważniej. Okazuje się też, że wiele lat wcześniej jeden z członków rodziny wyjechał bez słowa i przestał się komunikować z rodziną. Czy nadal żyje? A może też padł ofiarą morderstwa? Im dłużej czyta się powieść, tym tajemnic przybywa, a atmosfera wokół rodziny staje się coraz gęstsza. Czytelnik próbuje powiązać wątki, zrozumieć działanie mordercy i znaleźć go razem z policją. Zabójca jest jednak zawsze o krok przed śledczymi i czytelnikiem.

Powieść czytało się wyśmienicie, ciekawy wątek kryminalny i pasjonujące wątki poboczne związane z życiem prywatnym Soni Kranz sprawiły, że nie mogłam się od książki oderwać. Podobał mi się sposób prowadzenia narracji, opisy przyrody, nawiązania do historii i wplecenie tajemniczych Sudetów w tok akcji.

To była dobra podróż literacka na jeden wieczór.

Polecam.

Dział: Książki
środa, 30 kwiecień 2025 12:37

Przyjdę po Ciebie nocą


Wylie Lark zajmuje się pisaniem książek z gatunku true crime. Nic więc dziwnego, że najlepiej tworzy jej się w miejscu, w którym doszło do zbrodni. Przybyła bowiem do miejsca, w którym wiele lat temu ktoś nie tylko zamordował trzy osoby, lecz również porwał nastolatkę. Wynajem domu na wsi i odizolowanie się od ludzi ma jej pomóc nie tylko w sprawnym tworzeniu, lecz również w odpoczęciu od prywatnego chaosu.

Zamknięta w domostwie Wylie nie przejmuje się przybierającą na sile burzą śnieżną. To, że wyszła na zewnątrz, to właściwie zasługa jej psa, Tasa. To dzięki niemu zauważyła leżące w śniegu dziecko z raną głowy. Jednak to nie koniec niespodzianek. Ktoś ewidentnie chce dostać dziecko w swoje ręce i sprawić, by milczało.

Spodziewałam się, że ta lektura mnie zainteresuje - w końcu wydawca kusi opisem. Nie przewidziałam tego, że historia stworzona przez Heather Gudenkauf wciągnie mnie bez reszty. W ostatnim czasie bardzo niewiele książek potrafi to uczynić, więc tym bardziej ocena na plus.

Czytelnik nie ma prawa narzekać na nudę, gdyż autorka zaserwowała nam trzy różne historie: dotkniętej tragedią nastoletniej Josie, kobiety bez imienia i jej małej córeczki oraz wspomnianej już Wylie. Z biegiem czasu (i kolejnych stron) mają ze sobą coraz więcej punktów stycznych. Jednak prawdziwe rozwiązanie przychodzi dopiero na finiszu - tak, jak to w dobrym thrillerze powinno być.

Zazwyczaj, jeżeli dana książka posiada kilka wątków, to nie mam problemu z wybraniem tego, który najbardziej przypadł mi do gustu. W przypadku „Przyjdę po Ciebie nocą” jest jednak zupełnie inaczej, gdyż każdy z nich miał w sobie coś, co mnie przyciągało. Chciałam jak najszybciej poznać rozwiązanie każdego z nich. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz coś takiego się wydarzyło.

Główna bohaterka, Wylie Lark, wydaje się kobietą z kamienia - skoro pisze o prawdziwych zbrodniach, to nic nie powinno jej ruszyć. Dodatkowo wynajęła dom, w którym doszło do zbrodni, a na to nie zdecydowałoby się zbyt wiele osób. Nawet mimo początkowej paniki, gdy znalazła na wpół zamarznięte dziecko, zadziałała automatycznie. Jej późniejsze zachowanie, odwaga w starciu z niebezpieczeństwem tylko to potwierdza. Jak dowiadujemy się pod koniec, Wylie w młodości przeżyła ogromną tragedię z rodzaju tych, których nie życzy się nawet najgorszemu wrogowi. I zdaje się, że mimo upływu lat ona wciąż w niej żyje, wpływając na jej dalsze wybory.

Nie miałam zbyt dużej styczności z pozostałymi bohaterami powieści, pojawiają się w niewielu fragmentach, co też utrudniło mi wskazanie sprawcy. Być może z tego powodu w ogóle nie spodziewałam się, że to ta osoba jest winna. Trudno mi powiedzieć, czy uznać to za minus, czy plus - raczej preferuję posiadanie możliwości wyboru między postaciami. Nie jest to jednak jakaś ogromna wada.

Jak już wspomniałam na początku, nie można się nudzić przy „Przyjdę po Ciebie nocą”. W każdym rozdziale czeka na nas coś, co wzbudza w nas emocje i niejednokrotnie sprawia, iż przez ciało przebiegają nam dreszcze. Jesteśmy spętani siecią niedomówień, a rozplątanie jej i uzyskanie odpowiedzi to żmudna, acz przyjemna robota, szczególnie dla fanów wszelkiego rodzaju tajemnic.

Zastanawiam się, czego powodem jest szybkość, z jaką przeczytałam najnowszą powieść  Gudenkauf. Z jednej strony miała ciekawy pomysł na fabułę, jednak nie mogę powiedzieć, by był bardzo oryginalny. Zresztą, obecnie chyba ciężko o oryginalność. Wydaje mi się, że sporą rolę odgrywa tutaj jej styl pisania, choć nie znam jej poprzednich książek, by mieć porównanie. Prawdopodobnie znaczenie ma również tłumaczenie, które wykonał Robert J. Szmidt, jeden z moich ulubionych pisarzy. A może pozycja posiada to magiczne „coś”, co przyciągnęło mnie do niej i sprawiło, że spędziłam z nią bardzo dobry czas.

Czy polecam? Oczywiście. To jeden z lepszych thrillerów, jakie udało mi się przeczytać w ostatnim czasie. I myślę, że Wy również znajdziecie w niej coś dla siebie. 

Dział: Książki
piątek, 25 kwiecień 2025 13:38

Podniebie

 

Czasem trafia się książka, która uderza jak zimny prysznic. Niby się spodziewasz chłodu, ale nie jesteś gotowy na ten dreszcz. „Podniebie” spod pióra Agnieszki Gracy to właśnie taki literacki strzał między żebra – zaskakuje, boli i zostaje w głowie na długo po ostatniej stronie. Niby kryminał, a jednak ma w sobie coś głębszego. Dużo głębszego.

O czym jest książka?

Punktem wyjścia dla fabuły jest zaginięcie nauczycielki – Hanny Wierzbickiej. Sprawą zajmuje się duet krakowskich detektywów, Iga Bagińska i Igor Szot, których fani pisarki mogą kojarzyć z „Czarnego poniedziałku”. Kobieta znika bez śladu po spotkaniu z przyjaciółmi. Brak świadków, dowodów, jakichkolwiek punktów zaczepienia. Bulwary nad Wisłą. Cisza, która krzyczy.

Śledztwo toczy się powoli. Niemal sennie, ale z każdym kolejnym rozdziałem wchodzimy głębiej w życie zaginionej, w jej przeszłość, traumę, w to, co nigdy nie zostało wypowiedziane. Historia, która miała być „tylko” zagadką kryminalną, szybko okazuje się dramatem psychologicznym, rozliczeniem z dzieciństwem, systemem, a czasem nawet z samym sobą.

Moja opinia i przemyślenia

To nie jest książka, którą da się połknąć jednym haustem. Trzeba ją sączyć. Przerywać, wracać. Zatrzymywać się nad niektórymi zdaniami i myśleć: „jak dobrze, że ktoś to w końcu napisał”.

Agnieszka Graca z ogromnym wyczuciem balansuje na granicy gatunków. Kryminał służy jej jako rama, ale środek tej opowieści wypełnia soczystą treścią – społeczną, emocjonalną, momentami wręcz egzystencjalną. Nie ma tu prostych odpowiedzi, za to jest wiele trudnych pytań. O to, jak bardzo nie znamy nawet najbliższych. O to, jak łatwo przeoczyć cudzy ból. O to, co robi z człowiekiem krzywda, która nigdy nie została wypowiedziana.

Szczególne uznanie należy się moim zdaniem pisarce za portret Hani, kobiety cichej, wycofanej, niewidzialnej. Takich jak ona mijamy codziennie. Z pozoru zwyczajna, a jednak niosąca w sobie przeszłość, która nie daje oddychać. I nie, nie chodzi tu o tanie dramaty. Agnieszka Graca nie gra na emocjach, tylko pozwala im wybrzmieć naturalnie. Bez przesady, bez epatowania przemocą. Z szacunkiem.

Podsumowanie

„Podniebie” to książka, która ma siłę rażenia. Wciąga, trzyma w napięciu, ale przede wszystkim zmusza do refleksji. Udowadnia, że kryminał może być nośnikiem ważnych tematów i że czasem to właśnie fikcja potrafi mówić prawdę najgłośniej.

Zdecydowanie warto po nią sięgnąć – niezależnie od tego, czy jesteś fanem zagadek kryminalnych, czy po prostu szukasz literatury z pazurem i głębią. Agnieszka Graca pokazuje, że nie każda prawda musi tonąć w ciemności. Czasem trzeba tylko sięgnąć pod niebo.

Dział: Książki
piątek, 25 kwiecień 2025 13:32

Wszyscy grzesznicy krwawią

 

Czasem myślimy, że znamy jakieś miejsce. I pewne rzeczy po prostu się tam nie zdarzają. Małe miasteczko, spokojna społeczność, pozornie bezpieczna codzienność. A potem przychodzi dzień, który wszystko burzy. Strzały. Krew. Cisza po zbrodni. „Wszyscy grzesznicy krwawią” to powieść, która wchodzi w to pęknięcie z całą swoją siłą – nie oszczędza, nie łagodzi, nie tłumaczy. S.A. Cosby nie pisze tylko o morderstwie. Pisze o tym, co dzieje się po nim. W sercach, w relacjach, w ludzkiej pamięci.

O czym jest książka?

W hrabstwie Charon w Wirginii życie toczy się swoim powolnym rytmem. Przynajmniej do dnia, gdy szkolna strzelanina odsłania znacznie mroczniejszą rzeczywistość – sieć makabrycznych morderstw i przerażających tajemnic, które prowadzą do lokalnego Kościoła.

Szeryf Titus Crown, pierwszy czarnoskóry stróż prawa w tej społeczności, staje przed piekielnie trudnym zadaniem. Musi rozwikłać zagadkę, ale też zmierzyć się z demonami swojej przeszłości i społeczeństwem, które na każdym kroku przypomina mu, kim jest. I komu wolno ufać.

Moja opinia i przemyślenia

Od pierwszych stron wiedziałem, że to nie będzie łatwa lektura. Nie ze względu na styl, bo Cosby pisze dynamicznie, z ostrym pazurem, wręcz hipnotycznie. Chodzi o ciężar tematów. Rasizm. Przemoc. Hipokryzja religijna. Brak odkupienia. Każda strona to jak odkrywanie nowej, bolesnej warstwy społecznej gangreny.

Titus Crown to bohater, którego trudno nie polubić. Jest silny, choć pełen ran. Walczy nie tylko z przestępcami, ale i z samym sobą. Z lękami, poczuciem winy, społeczną presją. Pisarz prowadzi go przez tę opowieść z brutalną szczerością, nie dając taryfy ulgowej ani jemu, ani czytelnikowi.

Intryga kryminalna, niby klasyczna historia seryjnego mordercy, okazuje się tylko pretekstem do głębszej refleksji nad amerykańskim Południem, w którym duchy przeszłości nie zamierzają odejść w ciszy. Atmosfera duszna jak sierpniowe popołudnie w Wirginii. Napięcie rośnie z każdą stroną, a Cosby z chirurgiczną precyzją podsuwa fałszywe tropy, łamie oczekiwania, burzy schematy.

Nie da się nie wspomnieć o tym, jak autor pokazuje rasowe tarcia. Bez taniej propagandy. Bez łopatologii. Z wyczuciem, które każe czytelnikowi nie tyle współczuć, co rozumieć. Z każdą sceną staje się jasne, że rany Południa są wciąż świeże. I bardzo głębokie.

Podsumowanie

„Wszyscy grzesznicy krwawią” to książka, która boli i zachwyca jednocześnie. Kryminał najwyższej próby. Społeczny dramat. Lustro, w którym odbija się amerykańska prowincja, ale też coś znacznie bardziej uniwersalnego – ludzkie słabości, grzechy, pragnienie odkupienia.

S.A. Cosby to głos, którego warto słuchać. Autor, który nie boi się mówić rzeczy trudnych. Jeśli szukasz książki, która zostawi Cię z głową pełną myśli i sercem ściśniętym od emocji to po tytuł „Wszyscy grzesznicy krwawią” sięgaj bez wahania.

Dział: Książki