kwiecień 01, 2025

Rezultaty wyszukiwania dla: literatura piękna

czwartek, 30 styczeń 2025 11:34

Ministerstwo czasu

Czasami lubię przeczytać coś, po co zazwyczaj nie sięgam. I właśnie taką odskocznią było dla mnie „Ministerstwo czasu". Tylko czy był to dobry wybór?

Brytyjski rząd uruchamia eksperymentalny program, który ma polegać na sprowadzeniu ludzi z przeszłości, ale tylko tych, którzy w swoich czasach i tak by zginęli. Celem badania jest sprawdzenie, jak podróże w czasie mogą wpłynąć na ludzkie ciało i na bieg historii.

Graham Gore, jest jednym z tych, którzy zostali sprowadzeni do przyszłości. Jego opiekunką zostaje trzydziestokilkuletnia, niezamężna kobieta. Czy ktoś taki zdoła wprowadzić Grahama w nowoczesny świat?

Trochę mam problem z tą książką, bo praktycznie przez cały czas, gdy ją czytałam, miałam wrażenie, że jest trochę o niczym i nic ciekawego się w niej nie dzieje. To znaczy, były opisy tego, jak Graham i inni sprowadzeni z przeszłości poznają nowoczesność, co im się podoba, a co nie. Czy mieli problem z aklimatyzacją? Pojawił się też zalążek intrygi, ale dla mnie było to za mało, żeby mnie zainteresować.

Jednak jest też końcówka, a właściwie ostatnie około stu stron, które bardzo mnie wciągnęły i czytałam je z wielkim zainteresowaniem. Byłam ciekawa, o co tak naprawdę w całym tym eksperymencie chodziło. Kilka faktów dość mocno mnie zaskoczyło. A samo zakończenie może nie należy do moich ulubionych, wolę, gdy znam definitywny koniec, ale nie było też najgorsze. Dlatego właśnie mam problem z oceną książki.

Jeśli chodzi o bohaterów, to byli oni autentyczni. Nie od razu spodobały im się nasze czasy, niektórym trudno było się pogodzić ze zmianami, które nastąpiły na przestrzeni lat. Nie polubiłam w sumie, tylko jednego bohatera, ale właśnie na takiego został wykreowany.

Na odwrocie książki, można przeczytać, że w książce jest „szalony romans, który nie miał prawda się wydarzyć". I tylko w połowie z tym stwierdzeniem mogę się zgodzić, bo może i faktycznie w realnym świecie romans pomiędzy kimś z przeszłości, nie ma prawda się wydarzyć, ale nie nazwałabym go szalonym, nie było też w nim zbyt dużo wielkich uniesień, chociaż nie do końca jest to minus, bo relacja między głównymi bohaterami, zwłaszcza na końcu mi się podobała, ale nie był to też coś, na co liczyłam.

To, co było zdecydowanym plusem książki to morał, który z niej płynie, a mianowicie, że nie należy popełniać cały czas tych samych błędów, bo będzie stać się w miejscu. Że należy „widzieć” siebie w lepszym świetle. I najważniejsze, żeby przebaczać i zawsze mieć nadzieję.

Podsumowując, nie żałuję, że sięgnęłam po tę książkę. Nie była ona wybitna, przez większość czasu mnie nie wciągnęła, ale końcówka wynagrodziła mi wszystko. Myślę, że „Ministerstwo czasu” znajdzie swoich zwolenników, bo sam pomysł na fabułę był bardzo dobry.

Dział: Książki
wtorek, 12 marzec 2024 19:50

A lasy wiecznie śpiewają

„A lasy wiecznie śpiewają” Trygvego Gulbranssena to powieść, która z majestatem i surowością skandynawskiego krajobrazu, wprowadza nas w realia dziewiętnastowiecznej Norwegii, ukazując życie rodu Björndal. Opowieść, przesycona duchem walki z naturą, walką o miłość i szacunek, stanowi literacki pomnik człowieczeństwa, którego korzenie tkwią głęboko w ziemii i tradycji. Przekraczając próg tej sagi, czytelnik wkracza do świata, gdzie każdy dzień jest wyzwaniem, a honor i miłość splatają się z nieubłaganymi prawami przyrody.

O książce słów kilka

Powieść podzielona jest na dwie części: „A lasy wiecznie śpiewają” i „Dziedzictwo na Björndal”. Ma twardą oprawę i eleganckie wydanie. Niesie ze sobą epicką opowieść o trzech pokoleniach rodziny, która musi stawić czoła nie tylko surowości klimatu, ale i ludzkim namiętnościom, zazdrości oraz dążeniu do władzy. Dag Björndal, jako główny bohater, personifikuje niezłomność i związek człowieka z naturą, lecz jednocześnie staje przed wyzwaniami, które testują jego ducha i serce.

Moja opinia i przemyślenia

Trygve Gulbranssen z niezrównaną maestrią kreśli obraz życia wśród norweskich lasów, gdzie tradycja i natura kształtują ludzki charakter, wydobywając z niego to, co najszlachetniejsze, ale i ujawniając mroczne zakamarki duszy. Jego proza, pełna poetyckich opisów przyrody i głębokich refleksji na temat ludzkiej egzystencji, jest jednocześnie prosta i wielowarstwowa, co sprawia, że książka ma uniwersalny i ponadczasowy wymiar.

Opowieść o rodzie Björndal to także głęboka analiza relacji rodzinnych, gdzie miłość, lojalność i poświęcenie przeplatają się z konfliktami, błędami i tajemnicami. Autor nie stroni od przedstawienia ciemniejszych stron ludzkiej natury, takich jak zawiść, chciwość czy nienawiść, ale równocześnie ukazuje, że droga do przebaczenia i odkupienia jest możliwa. Książka „A lasy wiecznie śpiewają” stanowi literacki obraz życia w dziewiętnastowiecznej Norwegii, ale przede wszystkim jest opowieścią o nieustającej walce o zachowanie własnej tożsamości i o wartościach, które przetrwają próbę czasu. Jest to także przypomnienie o tym, że w harmonii z naturą i zgodnie z jej rytmami, człowiek może odnaleźć prawdziwą siłę i sens życia.

Osobiście, pochłaniając strony tej powieści, nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że książka zawiera wartościowe przesłanie dla współczesnego czytelnika, a nie jedynie przenosi nas w czasie do historycznej Norwegii. W dobie, gdy życie wydaje się przyspieszać, a związki z naturą słabnąć, Gulbranssen przypomina o uniwersalnych prawdach, które pomagają znaleźć drogę do prawdziwych wartości.

Podsumowanie

Myślę, że „A lasy wiecznie śpiewają” to książka, która zasługuje na miano klasyki literatury skandynawskiej. Jej ponadczasowość i uniwersalność sprawiają, że jest to lektura obowiązkowa dla każdego, kto szuka w literaturze ucieczki od codzienności, ale również głębszych refleksji na temat życia, natury i ludzkiej duszy. Polecam ją z całego serca każdemu, kto pragnie literackiej podróży, z której powraca się odmienionym, z nowym spojrzeniem na otaczający nas świat.

Dział: Książki
czwartek, 19 październik 2023 11:05

FANTASTYCZNY FESTIWAL WYOBRAŹNI STARFEST 2023

FANTASTYCZNY FESTIWAL WYOBRAŹNI STARFEST 2023 

LUBLIN, 20-22 października 2023 r. 

Organizatorzy: 

Fundacja Po Innej Stronie Mocy i Targi Lublin S.A.

Dział: Konwenty
czwartek, 09 luty 2023 06:07

Księżniczka w sercu

Po wakacyjnej przerwie w Japonii, Lottie może wrócić do Rosewood i kontynuować naukę wraz z przyjaciółmi. Początek książki przenosi nas jednak nie do szkoły, a do pałacu Wolfsonów. Jednak nie zabawimy tam długo. Co tym razem stanie się z przyjaciółmi, jak rozwiążą sprawę z Lewiatanem, gdy znają już jego przywódcę?

 

W tym tomie Ellie stara się odsunąć od Lottie, a ta z kolei chce się do niej z powrotem zbliżyć. Partyzan i jego księżniczka mają zamiar utrzymywać z portmanką mniej osobiste relacje. Dla Jamie’ego plan był prosty, ale jak zawsze coś idzie nie tak gdy mowa o uczuciach i wszystko się komplikuje. Z tego względu ten tom czyta się z pewną trudnością. Wszystko się komplikuje, czytelnik może się pogubić.

 

Bohaterowie dorastają, miotają nimi różne emocje, wątpliwości i pragnienia. I to jest wspaniałe w tej książce, że nie wszystko idzie pięknie i prosto, a młody czytelnik może odnaleźć na kartach powieści siebie i swoje dylematy. To sprawia, że książka jest jeszcze ciekawsza i wciągająca, choć nie można powiedzieć, że łatwa. Zdarzenia mają ogromny wpływ na bohaterów, na ich postrzeganie świata i siebie samych.

 

Lewiatan chwilowo pasuje, mało jest niebezpiecznych sytuacji. Tylko Claude próbuje coś pokazać Lottie, ale zaczyna od środka układanki, co przy zdolnościach domyślania się Lottie, które poznaliśmy już w poprzednich tomach sprawia, że cała fabuła się jeszcze bardziej komplikuje. Dziewczyna znowu się nie domyśla, znowu zachowuje się głupio, nadal nie umie poskładać tego, co ma przed nosem. Jest to denerwujące, choć w tym tomie nawet czytelnik ma problem z rozszyfrowaniem tego wszystkiego.

 

W tym tomie dużo dzieje się od strony Clauda. Dzięki temu dowiadujemy się dużo nowych rzeczy, a również to, jak on myśli i co go doprowadziło do takiej, a nie innej funkcji w życiu. To ciekawa perspektywa, rzucająca nowe światło na wszystkie wydarzenia.

 

To powieść o tajemnicach, które mają wspływ na dalsze życie. O tym, że nawet jeżeli coś ukryjemy, to w końcu prawda wyjdzie na jaw i narobi to jeszcze większego zamieszania. To opowieść o powinnościach, których nie powinny  doświadczyć tak młode osoby (tak, nadal są za młodzi jak na to, co im się przydarza i jakie decyzje muszą podejmować). Ale również to historia o miłości, przyjaźni i poświęceniu.

 

Piękna okładka, piękna historia, czegóż można chcieć więcej, by miło spędzić czas?

Dział: Książki
środa, 19 styczeń 2022 09:54

Milczący zamek

Wspaniałe, wielkie, wiekowe posiadłości skrywają wiele – lata smutku, uśmiechu i zmartwień. Grube mury widziały niejedną śmierć, złamane serce czy narodziny nowego życia. Wielokrotnie odwiedzałam stare zamki czy pałace, a gdy przekraczałam ich próg, czułam te wszystkie minione życia i chwile byłych mieszkańców. Zamki skrywają wiele tajemnic – tych bardziej, jak i mniej przerażających. Tak samo, jak w najnowszej powieści Kate Morton „Milczący zamek".

Na scenie, którą z taką sumiennością zbudowała Kate Morton, przewija się wielu bohaterów. Niektórzy występują i w przeszłości, kiedy całe życie było przed nimi, a w głowie mieli dużo planów i marzeń. Wiele z nich pojawia się w czasie teraźniejszym, gdy przeżyli swoje najlepsze lata, a przed nimi jawi się schyłek życia. Z jednej strony mamy trzy siostry – Percy, Spahy oraz Juniper Blythe. Dziedziczki spuścizny swojego ojca, Raymonda, znakomitego autora fenomenalnej książki „Człowiek z błota". Starsze panie przez lata broniły swojej prywatności, odgradzając się od świata zewnętrznego. Najmłodsza z nich, Juniper, wymagała specjalnej opieki, bo po strasznych wydarzeniach dopadły ją demony, które prześladowały również jej ojca. Z drugiej strony mamy Edith i jej matkę, Meredith. Ta druga, podczas wojny, została ewakuowana na wieś i osadzona w posiadłości sióstr.

Co je łączy? Jeden list, zaadresowany przez Juniper Blythe, która matka głównej bohaterki otrzymała. Edith wiedziona ciekawością wyrusza do posiadłości sióstr i nie zdradzając, kim jest, postanawia zwiedzić Mildehurst. Edie uwielbiała w dzieciństwie „Człowieka z błota". Bohaterka, wiedziona ciekawością, czuje, że zamek Mildehurs skrywa wiele tajemnic, a matka nie zdradziła jej wszystkiego. Zaczyna szukać i zagłębiać się w świat, który już odszedł, a gdy otrzymuje zlecenie, aby napisać oficjalny wstęp do wznowienia powieści „Człowieka z błota", jest jeszcze bardziej zaintrygowana.

„Milczący zamek" to książka, z której aż bije tajemniczość, sekrety przeszłości i pewien mrok. Autorka skutecznie oplata wokół czytelnika słowa, powodując, że z ciekawością zagłębiamy się w treść. Nie wszystkie informacje zostają podane na tacy. Morton przeplata przeszłość z teraźniejszością, skacząc po linii czasu, przez co w głowie czytelnika, układa się obraz niepełny, a poszczególne puzzle układanki, dopiero w trakcie czytania, wskakują na swoje miejsce. Chociaż to teraźniejszość, z Edie, jest główną linią czasową, to o wiele ciekawsze okazały się te rozdziały, w których mogłam poznać przeszłość.

Powieść Kate Morton zaliczana jest do Serii Butikowej i nie można nie powiedzieć o tym, jak pięknie została wydana. Twarda oprawa, dobry jakościowo papier i obwoluta sprawiają, że książka rewelacyjnie prezentuje się na półce. Już od pierwszych stron widać, że autorka ma bardzo bogate słownictwo. W „Milczącym zamku" znajdziemy wiele myśli bohaterki, przez co powieść staje się niejednokrotnie rozwleczona, a akcja zwalnia swoje tempo. Można odnaleźć w tym urok, bo cała książka napisana jest niezwykle pięknym językiem, a każda strona to istna rozkosz dla czytelnika, a jednak niektórzy mogą poczuć się zawiedzeni. Jak wspomniałam, tempo akcji niejednokrotnie zwalnia, ciekawe wydarzenia, które coś odsłaniają, poprzedzone są przemyśleniami bohaterki i momentami, w których nic się nie dzieje. Mnie również to czasami przeszkadzało, ale mogłam odnaleźć w tym urok. „Milczący zamek" na pewno spodoba się fanom powieści klasycznych, pisanych przez Bronte czy Austen.

Są książki, które pochłaniamy w ciągu jednego czy dwóch wieczorów, a są i takie, które towarzyszą nam przez długi czas. Do tych drugich zalicza się „Milczący zamek", który może nie spodoba się wszystkim, ale miłośnicy spokojnej, pięknej literatury, odnajdą w niej coś dla siebie.

Dział: Książki
wtorek, 12 październik 2021 19:12

Czas huraganów

Czas huraganów przyciąga uwagę okładką - prostą, a jednocześnie klimatyczną i intrygującą. Opis sugeruje powieść z pogranicza kryminału, jednak powieść Fernandy Melchor jest czymś zupełnie innym. Zubożała mieścina La Matosa, w której toczy się akcja, staje się sceną, na której głównymi bohaterami okazują się nie jej mieszkańcy, a przemoc, bród i zepsucie.
 
Punktem wyjścia dla akcji jest morderstwo miejscowej Wiedźmy, która od zawsze mieszkała na uboczu społeczności. Kobietom niosła pociechę i ratunek, pomagając przy dolegliwościach i wybawiając od niechcianych ciąż, zwłaszcza tych będących efektem gwałtu i przemocy. Mężczyzn odstręczała, lecz jednocześnie lgnęli do niej, szukając w jej domu używek i seksu.
 
Czas huraganów nie jest typową powieścią. Brak w nim dialogów. Jest zbiorem opowieści o kilkorgu mieszkańcach La Matosy. Każdy rozdział został poświęcony innej postaci, w pośredni lub bezpośredni związek związanych z zabójstwem Wiedźmy. Każdemu z nich przypadł los, któremu bliżej do egzystencji na granicy zezwierzęcenia niż normalnego życia. Nie mają perspektyw na lepsze jutro, a ich codzienność toczy się wokół zdobycia czegoś do jedzenia, alkoholu lub narkotyków i seksu. Wszystko zdaje się tu lepkie od brudu i zepsucia. Zarówno czysto fizycznego, jak i moralnego. Wśród przedstawionych tu rodzin nie ma bliskości, matka córce jest najgorszym wrogiem, widząc w niej zagrożenie dla samej siebie. Wszystko można tu sprzedać, każdego upodlić.
 
Znaczna część codziennej egzystencji bohaterów dotyczy ich seksualności, ale nawet ten aspekt jest przedstawiony odrażająco. Nie ma tu miejsca na czyste, szczere uczucia. Seks to produkt, kobiety kupczą własnym ciałem dla pieniędzy, ochrony i opieki. Dziewczynki często zbyt szybko muszą dojrzeć, stając się celem dla pedofilów. Chłopcy zresztą również. Przemoc wobec kobiet i dzieci jest tak wszechobecna, że nikogo nie dziwi i nikt się jej nie przeciwstawia.
 
Książkę czyta się szybko, jej lektura wciąga, lecz jednocześnie wymaga robienia sobie przerw. Brudny, wulgarny język, jakim jest napisana, niesprawiedliwość i okrucieństwo, o jakim czytamy, wszechobecna beznadziejność - to wszystko oblepia czytelnika i potrzeba czasu, by pozbyć się wrażenia nieczystości, gdy już odkładamy książkę na półkę. To przerysowane i nadmiernie uwypuklone zło meksykańskiej prowincji nie zostało jednak pokazane w ten sposób bez przyczyny. Można odczytywać je jako głos wołający o pomoc i uwagę, że są miejsca pozornie zapomniane przez Boga, gdzie córka jest dla matki „suką”, dziecko zbędnym balastem, a partnerka workiem treningowym, na którym można wyładować każdą frustrację. Inną kwestią pozostaje tylko pytanie, czy jesteśmy w stanie zrobić cokolwiek, by to zmienić?
 
Mówiąc krótko, Fernanda Melchor napisała książkę ważną, docenioną zarówno w samym Meksyku, jak i na arenie międzynarodowej - w 2017 r. została umieszczona na liście najlepszych książek iberoamerykańskich. Dlatego warto po nią sięgnąć, przygotujcie się tylko na lekturę obciążającą emocjonalnie, po której będziecie potrzebowali sporo czasu, by ochłonąć.
Dział: Książki
środa, 27 styczeń 2021 11:44

Leopantera. Historia pewnej miłości

Miłość niejedno ma imię i czasem przeczy wszystkim prawom i tradycjom. Takie można odnieść wrażenie, oczywiście jak najbardziej prawdziwe, po przeczytaniu książeczki „Leopantera” Józefa i Piotra Wilkoniów. Bo czy miłość pomiędzy panterą a lampartem jest możliwa? Przecież to tak różne zwierzęta jak dzień i noc, choć należą do jednego gatunku.
 
Podczas jednej z nocnych wędrówek po sawannie leopard Bruno trafia aż do dżungli, gdzie w ciemnościach straszy go czarna pantera o przepięknych oczach, Lisa. Choć Bruno to zwierzę dnia, lubi czasem wyjść nocą, lecz nie widzi tak dobrze i łatwo mu się zgubić. Lisa wyprowadza go z dżungli i znika, ale Bruno nie może przestać myśleć o kotce. Nawet polowania i opowieści ojca o nich nie są już takie ciekawe. Chce tylko spotkać się wieczorem z Lisą. Niestety, jak to u zakochanych, zdarza im się pokłócić. Po jednym z takich nieporozumień Lisa znika tak skutecznie, że Bruno musi o nią cały dzień wypytywać, a i tak nie udaje się mu go znaleźć. Ciągłe poszukiwania sprawiają, że przestaje polować, chudnie, marnieje, co martwi jego mamę. Na szczęście to bardzo wyrozumiała rodzicielka. Kiedy Bruno wyjawia jej swoje problemy, radzi, by mimo wszystko szukał dalej, bo zwyczajnie obydwoje są stworzeni dla siebie mimo różnic w charakterze czy wyglądzie. Na szczęście to nie tragiczni kochankowie i historia kończy się dobrze.
 
„Leopantera” to bardzo delikatna książka. Słowa są dobrze wyważone, a historia sprawia wrażenie być spójna, bez niepotrzebnych wtrąceń i wątków. To opowieść nie tylko o rodzącym się uczuciu, ale także tolerancji dla inności. Bo to, jak wyglądamy, nie wpływa na to, jacy jesteśmy. A żeby kogoś kochać nie trzeba być identycznym. To jak z połówkami pomarańczy: nie muszą one być symetryczne, muszą tylko w miejscach styku dokładnie do siebie przylegać.
 
Warto zwrócić uwagę także na przepiękną szatę graficzną książki. Wprawdzie to dość cienka, bo 32-stronicowa lektura, jednak ujmuje puchatymi projektami postaci. Każde dziecko, które kocha koty, pokocha i tę książkę. Podobała mi się wizja zawarta w książce. To przykład literatury dla dzieci opowiadającej o uczuciach i równości.

 

Dział: Książki
piątek, 18 wrzesień 2020 15:35

Przyrodnia siostra

Historię Kopciuszka zna praktycznie każdy – zła macocha i okrutne przyrodnie siostry zrobiły z pięknej i dobrej dziewczyny służącą, ta za pomocą wróżki wybrała się na bal, zakochał się w niej książę, zgubiła pantofelek, książę przeszukał całe królestwo, odnalazł ją i… wszyscy żyli długo i szczęśliwie. No prawie wszyscy. Bo dobrze wiemy, że ogry… a nie, to nie ten motyw, że zła macocha i przyrodnie siostry nie żyły długo i szczęśliwie. Dopadła je karma i raczej nie miały lekkiego życia. W porównaniu do Kopciuszka, dziewczyny, która ze służącej stała się królową. Jednak co wtedy działo się z jej okropnymi siostrami?

Właśnie tę perspektywę zaprezentowała w swojej powieści Jennifer Donnelly, skupiając się przede wszystkim na jednej z brzydkich sióstr. Historia rozpoczyna się w tym słynnym momencie, gdy książę przybywa do ich domu i każda z obecnych w nim panien musi przymierzyć zgubiony pantofelek. Chcąc zdobyć bogactwo, pozycję i uznanie księcia, Isabelle obcina sobie palce u stopy. Niestety, kłamstwo wychodzi na jaw, a wtedy całe pasmo nieszczęść spada na dziewczynę jak grom z jasnego nieba. Czy w przypadku tej powieści możemy mówić o typowym retellingu? Wydaje mi się, że nie do końca.

Jest to bardzo luźna inspiracja dobrze znanej wszystkim bajki, ale tak naprawdę to zupełnie inna historia. Historia o samoakceptacji, o powierzchowności piękna, o spełnianiu marzeń – chociaż jestem w stanie dostrzec te wszystkie wyniosłe motywy w najnowszym dziele Donnelly, tak niestety z przykrością muszę stwierdzić, że powieść ta do mnie nie trafiła. Dostrzegłam w niej sporo mankamentów, które zdecydowanie nie działały na korzyść owej lektury. Przede wszystkim brakowało mi tutaj konkretnego celu – kierunku, w którym zmierzałaby fabuła. Niby chwilami dostrzegałam, że chodzi o to, że Isabelle próbuje odpokutować swoje grzechy, aby wróżka uczyniła ją piękną, ale jednak w dużej mierze rozwój wydarzeń sprawiał wrażenie nieuporządkowanego i chaotycznego. Jakby za dużo rzeczy zostało wrzuconych do jednego worka.

Ciekawe dla wielu odbiorców może się jednak okazać zaprezentowanie głównej bohaterki. Wydawać by się mogło, że przyrodnia siostra będzie zła, podła i okrutna, a tymczasem widzimy niesamowicie smutną i zagubioną istotę, która pragnie miłości i akceptacji. Praktycznie na każdym kroku była wytykana palcami, każdy wypominał jej brzydotę, a ona sama błąkała się od jednego punktu do drugiego. Zdecydowanie nie jest to „mój” typ bohaterki. Szanuję ją jednak za to, że podejmowała próbę walki o siebie, przebijała się przez nią odwaga, ale mimo wszystko to nie jest postać, z którą mogłabym się w jakikolwiek sposób zżyć.

Sam rozwój fabuły też nie do końca przypadł mi do gustu, chociaż przyznaję, że ostatnie sto stron wypadło znacznie lepiej niż początek. W końcu była jakaś konkretna akcja, która mnie nie nudziła. To właśnie dzięki zaskakującemu zwrotowi akcji ta powieść wiele zyskała, chociaż to wciąż za mało, abym uznała ją za naprawdę porywającą opowieść. Oczywiście szanuję autorkę za sam pomysł zrobienia głównej bohaterki z przyrodniej siostry, bo to zawsze jakaś odmiana od bajkowych księżniczek, życia długo i szczęśliwie czy po prostu wyidealizowanych schematów, ale odnoszę wrażenie, że nie do końca wszystko tutaj dobrze ze sobą współgrało.

Ciężko mi jednoznacznie ocenić tę powieść. Z pewnością znajdą się tacy odbiorcy, którym przypadnie ona do gustu i dostrzegą w niej coś więcej niż typową rozrywkę literacką. Nie da się ukryć, że są w niej pewne życiowe mądrości czy przesłania, ale po prostu sama fabuła i bohaterowie do mnie nie trafili. Jednak jeżeli lubicie retellingi – lżejsze bądź bardziej przypominające pierwowzór, to może jednak powinniście dać tej książce szansę.

Dział: Książki
poniedziałek, 23 marzec 2020 13:16

Albert Einstein, Fryderyk Chopin

Czasem odnalezienie swojej pasji może okazać się trudne. Jest tyle dziedzin życia, tyle możliwości rozwoju. Jak więc odkryć, co tak naprawdę nas interesuje? Czy chcemy dokonywać, odkryć na miarę Einsteina, a może jednak kariera wirtuoza na miarę Chopina? Seria Moi Bohaterowie przybliży waszym pociechom najróżniejsze ścieżki i sławne postaci, które warto znać.

Kto tym razem zawitał w naszych progach? Fryderyk Chopin od najmłodszych lat dbał o swoją pasję. Może być przykładem wytrwałości w dążeniu do doskonałości i wyrażaniu emocji poprzez muzykę. Nie poddawał się prostemu nurtowi, nie zrażał się wieloma porażkami i chorowitością. Jego historia może zaszczepić w naszych pociechach miłość do muzyki, ojczyzny i przyjaciół.

Chopin zmagał się z chorobami, krytyką i problemami. Nigdy jednak nie porzucił muzyki. Czy zawsze udawało mu się w niej wytrwać? Gdy był mały, wcale nie chciał uczyć się tego, co nakazywano. Szedł własną drogą i cierpliwe kształtował siebie. Czyż znajdzie się rodzić, który nie chciałby, aby jego dziecko podążało za marzeniami i od najmłodszych lat z cierpliwością trzymało się swojej pasji?

A jeśli już mowa o cierpliwości drugi tom dziś omawianej serii traktuje o kimś, kto tej cechy długo nie posiadał. Albert Einstein był bardzo ciekawy otaczającego go świata. Zamęczał pytaniami niemal każdego. Nie oczekiwał odpowiedzi, dbał o to, by każdy choć przez chwilę pochylił się nad danym tematem. Sam szukał odpowiedzi na stawiane przez siebie pytania.

Jego historia uczy, że nie warto oceniać po pozorach. Albert nigdy nie ugiął się pod presją tłumu, wierzył w moc nauki i siły kryjące się w otaczającym nas świecie. Jego życie nie było usłane różami, nie przeszkodziło mu to jednak w byciu sobą ponad wszystko. Miał bardzo ważną cechę, którą sama próbuje wpoić swoim dzieciom. Potrafił przyznać się do błędu, podać w wątpliwość swoje własne teorie, szukać rozwiązań tam, gdzie inni nie patrzą.

Piękna, twarda oprawa i niezwykle barwne ilustracje rozwiną wyobraźnie każdego małego czytelnika. Każda z opowieści pokazuje inny kierunek, dostarcza wiedzy na temat wielkich postaci, które mają swoje miejsce na kartach historii. Uczy dzieci wytrwałości, cierpliwości i samozaparcia. Od narodzin do śmierci. Przez całe życie pełne przeszkód, błędów, porażek i sukcesów. Dzięki serii Moi Bohaterowie dzieci dowiedzą się, że każdy człowiek może dokonać wielkich rzeczy.

Albert i Fryderyk czekają na was w salonach prasowych przez pełen miesiąc od 11 marca. Pakiety dostępne są w niskich cenach.

Macie już za sobą ciekawe przygody kolejnych bohaterów? Czas na mały test waszej wiedzy i spostrzegawczości skryty na końcu każdego tomu. Jeśli boicie się, że coś wam umknie, zajrzyjcie na strony z osią czasu, która systematyzuje wszystkie wydarzenia z życia naszych wielkich postaci. My już nie możemy doczekać się kolejnych odsłon serii i poznawania kolejnych barwnych opowieści z życia zwykłych ludzi z wielkim umysłem.

Dział: Książki
wtorek, 31 grudzień 2019 11:46

Zielony kapelusz i jego czereda

Rzadko zdarza się, że człowiek jest ukazany w książkach tak marginalnie jak w „Zielonym kapeluszu i jego czeredzie” Weroniki Kurosz, autorki książek dla dzieci. Nawet jeśli zwierzęta są bohaterami, to ludzie są albo im pomocni albo ewidentnie przeszkadzają mieszkańcom lasu w spokojnym życiu. W tej książce właściciel zielonego kapelusza jest jakby duchem, choć mogłabym rzec, że dobrym duchem. Zjawia się niezwykle rzadko, czasem przypadkowo pomoże, czasem celowo odstraszy drapieżnika. Tak naprawdę bohaterem jest nie on, a zwierzęta. W skład jego (choć czy rzeczywiście jego?) leśnej czeredy wchodzą wilk, ryś, wiewiórka, ptaki takie jak remiz, żurawie, jaskółka, bocian, dzięcioł duży, czy nawet owady w postaci żuka leśnego czy trzmiela ziemnego. Wszystkie te zwierzęta, niby tak różne od siebie, łączy jeden ekosystem: las.

Książka składa się z 11 krótkich, powiązanych ze sobą opowiadań. Widzimy las oczyma poszczególnych zwierząt. Podążamy za wilkiem, który odłączył się od watahy i po miesiącach samotności stworzył nowe stado z piękną wilczycą. Poznajemy remiza wijącego cierpliwie gniazdo, który pomaga parze czapli, która zgubiła na mokradłach pisklę. Wreszcie spotykamy żuka leśnego czy trzmiela, którym nie powinniśmy przeszkadzać. Złapany do słoika żuk to przecież nie zabawka, a trzmiele wcale nie są tak groźne na jakie wyglądają, za to są bardzo pożytecznymi zapylaczami kwiatów, które nie mogą być zapylone ze względu na zbyt niskie temperatury przez ciepłolubne pszczoły.

Nie tylko poznajemy tu zwyczaje zwierząt, ale także niektóre ciekawe obserwacje, które możemy zastosować w życiu. Być może nie każdy wie, że kiedy robi się wilgotno i spada ciśnienie atmosferyczne, najczęściej przed deszczem, małe owady obniżają swój lot. Wystarczy więc spojrzeć na jaskółki. Jeśli latają nisko to bardzo prawdopodobne jest, że niedługo będzie padać.

Choć człowiek w zielonym kapeluszu jest tu pokazany pozytywnie nie mogę obok jednej z historii przejść obojętnie. Nie jestem tak naprawdę pewna, czy pokazane przez autorkę zachowanie jest naprawdę właściwe. Chodzi o wystraszenie stada wilków, które zagoniło niedźwiedzicę i jej młode w zaułek. Miało to być ich pożywienie. Niestety dla wilków, a na szczęście dla niedźwiedzi, człowiek wystraszył głośnym wołaniem atakujące zwierzęta, które czmychnęły. Wprawdzie mamy tu i tak pozytywne zakończenie, bo wilcze stado znajduje sarnę na obiad. Jednak my, ludzie, nie powinniśmy ingerować kto kogo w lesie zje. Obydwa gatunki – wilk i niedźwiedź – są gatunkami chronionymi. Zjedzenie niedźwiedzicy i jej młodych zapewni pożywienie dla stada wilków. Wystraszenie watahy mogło skończyć się śmiercią wilczego miotu, wyjącego gdzieś w norze z głodu. Nie powinniśmy zapominać, że śmierć jest naturalna w przyrodzie i o ile nie wprowadzamy do ekosystemu nowych gatunków, przyroda sama poradzi sobie z liczebnością gatunków.

Dopełnieniem świetnych opowieści o zwierzętach snutych przez Weronikę Kurosz są dodatkowe informacje podane na koniec każdej z historii na temat każdego ze zwierząt oraz przepiękne rysunki Moniki Urbaniak. Książeczka z pewnością zachęci niejedno dziecko do podglądania zwierząt w lesie, bez przeszkadzania im. Bo przecież zwierzęta tak jak ludzie dbają o swoje potomstwo, budują domy, martwią się o pożywienie i członków swojej rodziny.

Dział: Książki