kwiecień 29, 2024

Rezultaty wyszukiwania dla: kryminał

niedziela, 11 grudzień 2016 18:08

Biały trop

Jeszcze dobrze nie ucichły echa głośnej sprawy dotyczącej nielegalnych imigrantów, a młoda prokurator Jana Berzelius już pakuje się w nowe kłopoty. Przeszłość, która wróciła do niej z siłą huraganu, nie daje o sobie zapomnieć, wręcz przeciwnie każde odgrzebywać stare rany, szukać śladów dawnych wrogów, a jeśli śladów, to i zemsty.

Spotkany przez Janę po latach Danilo Pena, wyzwala w kobiecie burzę uczuć od niepokoju po wściekłość. Ich spotkanie kończy się walką, z której Jana ledwo wychodzi cała. Co więcej jest świadek tego wydarzenia. Czyżby sekrety ambitnej prokurator miały ujrzeć światło dzienne?

Biały trop to druga część serii autorstwa Emelie Schepp. Główną bohaterką uczyniła Schepp młodą prawniczkę, której tragiczna i mroczna przeszłość łączy się z przestępczą działalnością wielu ludzi w kraju.

Tym razem policjanci z komendy zostają wezwani do znalezionej w pociągu dziewczyny, która umarła z przedawkowania narkotyków. Nie byłoby w tym nic zastanawiającego, gdyby nie fakt, że nastolatka przemycała je we własnym żołądku. Trop ponownie prowadzi Janę do Danila, a także do jej ojca, z którym Jana ma chłodne relacje. Czy te dwie sprawy mają wspólny mianownik w osobie tajemniczego Starca? Dlaczego giną pozornie przypadkowe osoby niezwiązane ze sprawą? Jana Berzelius ma mało czasu. Albo odnajdzie Danila i odzyska stracone prywatne dokumenty, albo jej kariera i życie osobiste legną w gruzach.

Tym razem, takie miałam odczucie, akcja toczy się nieco wolniej niż w części pierwszej. Autorka bardzo oszczędnie raczy czytelnika szczegółami z życia Jany. Prawdopodobnie było to celowy zabieg, raz że jest to druga część (a często środkowymi częściami rządzi taka zasada), a dwa dlatego, że sama bohaterka wielu rzeczy ze swojej przeszłości nie pamięta. Pamięć wraca do niej stopniowo i w takim tempie czytelnik poznaje te szczegóły.

W drugiej części fabuła skupia się także na życiu prywatnym policjantów, w którymi na co dzień współpracuje Jana. Przyglądamy się zatem dwóm policyjnym związkom. Anneli i Gunnar, w teorii ze sobą od 20 lat, ponownie się zeszli. Czy aby jednak była to dobra decyzja? Henrik Levin i jego żona spodziewają się właśnie trzeciego dziecka. Czy zapracowany policjant poradzi sobie z nadmiarem obowiązków i poświęci partnerce odpowiednią ilość czasu? Nadal samotna Mia Bolander wciąż spotyka na swojej drodze nieodpowiednich mężczyzn i nieustannie boryka się z kłopotami finansowymi. Wszystko to jest prawdziwe i ludzkie. Policjanci, tak jak każdy mają swoje słabości, obawy, lęki, ich życie nie składa się przecież z samej tylko pracy śledczej.

Powieść, jako całokształt, czyta się nieźle. Krótkie rozdziały, w których prowadzona sprawa przeplata się z prywatnymi sprawami policjantów, stopniowo przybliżają czytelnika do rozwiązania części zagadki. Piszę części, bo i tym razem autorka nie odkryła wszystkich sekretów dotyczących Jany Berzelius. Objedliśmy się smakiem i pozostaje jedynie czekać na trzecią część, której poprzeczka ustawiła się dość wysoko.

Dział: Książki
wtorek, 06 grudzień 2016 18:17

Piekło otwarte

Mimo że dopiero debiutuje w dziedzinie literatury, to jest to debiut z przysłowiowym przytupem. Gaard Sven zgarnął już niemal wszystkie nagrody zarezerwowane w Norwegii dla tego typu powieści. Piekło otwarte to druga książka z serii o detektywie Bergmannie, mężczyźnie nieco życiowo zwichrowanym, jednak budzącym w czytelniku sympatię.

Fabuła drugiej części serii jest oparta na sprawie, która w Skandynawii zyskała w ostatnich latach niesamowity rozgłos. Okrzyknięty szwedzkim Hannibalem Lecterem Thomas Ouick trafił do zamkniętego zakładu psychiatrycznego. Przyznał się do brutalnych zabójstw 33 osób, głównie młodych chłopców. Sprawa Quicka była największym i najbardziej kosztownym procesem w historii szwedzkiego wymiaru sprawiedliwości, tyle tylko że z biegiem lat zeznania oskarżonego, zaczęły budzić coraz więcej wątpliwości, głównie dlatego, że rażąco rozmijały się z pewnymi faktami dotyczącymi konkretnych spraw. Obecnie coraz więcej wskazuje na to, że Ouick jest nie tyle zabójcą, ile notorycznym kłamcą, który wodził za nos cały wymiar sprawiedliwości tylko po to, by zyskać rozgłos i sławę.

W powieści Piekło otwarte detektyw Bergmann staje przed kolejnym wyzwaniem, być może kluczowym w jego nadwątlonej ostatnio karierze. Znaleziona w ciężkim stanie młodociana prostytutka trafia do szpitala. Odniesione przez nią obrażenia, prowadzą śledczych do sprawy, którą już dawno zamknięto, co więcej sprawca od dawna siedzi za kratkami. Czyżby trafił się naśladowca? Może morderca miał wspólnika? A może Anders Rask kłamie i zabijał ktoś inny? Pytania i wątpliwości mnożą się. W sprawę jest też uwikłana matka jednej z ofiar, co potęguje tajemniczość całej sytuacji.

Bardzo przyjemnie było ponownie spotkać Tommy'ego Bergmanna. Pozornie to zwykły policjant, ma jednak intrygującą przeszłość, której sam jeszcze do końca nie odkrył. Z tego zaś wynikają problemy, z którymi boryka się w życiu zarówno zawodowym, jak i prywatnym. Ma swoje za uszami, z niewiadomych jemu i czytelnikowi powodów, pobił swoją żonę, choć nigdy za brutala nie uchodził. Teraz ma wrażenie, że przeszłość upomina się o niego, że sprawy, które jego matka zostawiła, uciekając z nim, od niepoznanego nigdy ojca, wracają z siłą tornada. Czy dolegliwości bohatera mają swoje źródło w przeszłości? Prawdopodobnie tak i z ogromną niecierpliwością czekam na trzecią część serii. Wtedy bowiem poznamy nie tylko tajemniczą przeszłość detektywa, ale też kulisy sprawy, której nie domknięto w finale części drugiej.

Piekło otwarte czytałam w ogromnym zaciekawieniem i podobała mi się ta książka bardziej niż cześć pierwsza. Pogłębiony rys psychologiczny głównego bohatera sprawił, że cała historia nabrała zupełnie innego wymiaru i mocniej mnie do siebie przyciągnęła. Polecam powieść nie tylko miłośnikom kryminałów z mroźnej Północy. Myślę, że każdy fan sensacji znajdzie tu coś dla siebie.

Dział: Książki
wtorek, 29 listopad 2016 19:45

Dom czwarty

“Dom czwarty” to już siódma część cyklu Lipowo. Katarzyna Puzyńska po raz kolejny zabiera nas na spotkanie z całą plejadą interesujących postaci. Serwuje nam solidną dozę napięcia i zwrotów akcji. Wraz z każdym przeczytanym rozdziałem mnożą się zagadki, dochodzą nowi podejrzani. To specjalność autorki. Gdy tylko wydaje nam się, że jesteśmy blisko rozwiązania problemu, znamy odpowiedź na nurtujące nas pytania, autorka serwuje nam trzęsienie ziemi, które obraca w gruz nasze teorie, i zostawia z niczym.

Akcja powieści oscyluje wokół zaginięcia Klementyny Kopp, która po latach postanawia odwiedzić rodzinne strony, by ponownie zająć się zabójstwem sprzed kilku lat. Morderca jest już osądzony i odsiaduje wyrok. Matka Klementyny jednak nie wierzy w jego winę. Prosi córkę o pomoc. Klementyna przyjeżdża do rodzinnej wsi i trop się urywa. Zaniepokojona partnerka kobiety zawiadamia byłych współpracowników Klementyny. Daniel, Weronika i Emilia postanawiają wyjechać do Złocin by odnaleźć koleżankę. Na miejscu okazuje się, że rodzina Klementyny i pozostali mieszkańcy Złocin mają swoje mroczne sekrety, sięgające wydarzeń z 1939 roku. Czy Daniel i spółka rozwikłają tajemnice z przeszłości? Kto i w jakim celu maluje wszędzie napis “Złociny - złe czyny”?

Przyzwyczaiłem się (i pewnie nie tylko ja) do cyklu Lipowo. I chociaż Katarzyna Puzyńska wydaje dwa opasłe tomy rocznie, nie czuję przesytu bohaterami. Wręcz przeciwnie, mam ochotę na jeszcze więcej i zastanawiam się co autorka wymyśli w kolejnych tomach. Jak pokieruje losem stworzonych przez siebie postaci. Biorąc pod uwagę zaskakujące metamorfozy, szczególnie tak drastyczną jak Daniela Podgórskiego (bo mieszkańcy Lipowa, podobnie jak my, zmieniają się pod wpływem doświadczeń), możemy spodziewać się, jak to w życiu, wszystkiego.

Niepewność, zaskoczenie, cała masa niebanalnych postaci, oraz zaczepienie w autentycznych wydarzeniach historycznych, jakimi były egzekucje mające miejsce w okolicach jeziora Bachotek w pierwszym roku wojny, sprawiły, że z ogromną przyjemnością przeczytałem “Dom czwarty”. Polecam i czekam z niecierpliwością na kolejny tom.

Dział: Książki
poniedziałek, 28 listopad 2016 12:33

Świt, który nie nadejdzie

Ernest Wilmański to były pięściarz, który w poszukiwaniu lepszego życia wyruszył do Warszawy. Jednak od samego początku przewrotny los rzuca mu kłody pod nogi- ratując z opresji młodą złodziejkę naraził się grupie przestępczej, Bannikom. A oni nie zapominają własnych krzywd... Mimo tego Ernest ma wiele do zaoferowania hersztowi bandy, Fryderykowi Hertz. I nie omieszka uciec się do szantażu czy rozwiązania siłowego, by osiągnąć to, czego pragnie.

Do tej pory nie miałam styczności z twórczością pana Remigiusza Mroza; jednak czytając niemal same pochlebne opinie na różnych portalach czy nawet pytając o zdanie znajomych stwierdziłam, że warto. Mój wybór padł na niedawną premierę. I przyznam, że pozytywne noty jak najbardziej należą się autorowi.

Wilmański to twardy mężczyzna, którego (jak mawia przysłowie) gdy wyrzucisz drzwiami, to wejdzie oknem. Co prawda nie planował pracować jako członek gangsterskiej grupy, ale los po raz kolejny spłatał mu figla. Morderstwa, narkotyki, agresja i Eliza Zarzeczna, policjantka, której oddech nieustannie czuł na karku- to jego nowa rzeczywistość. 

Rzecz dzieje się w przedwojennej Warszawie, jednak ja przez cały czas trwania lektury miałam wrażenie, jakbym przeniosła się na Dziki Zachód, gdzie królują przyodziani w kapelusze kowboje. Naprawdę można poczuć się jak w westernie! Do tego dodajmy, że miasto opanowane jest w całości przez różne, "konkurencyjne" grupy/ mafię, a wyłącznie jednostki (mam tu na myśli Zarzeczną) starają się ponownie wprowadzić pokój do Warszawy. Czy to jednak jest jeszcze możliwe?

Autor podkreślił, jak nisko oceniano kobiety w służbie mundurowej. Wspomniana już Eliza dopiero co wstąpiła w szeregi "Policji kobiecej", ale już od samego początku spotkała się z nieprzychylnymi komentarzami, śmiechem czy kpinami. Mundur znaczył wiele, jednak odziana w niego kobieta- już nie. Tak naprawdę opłacana przez Hertza policja nie zamierzała wcinać się w gangsterskie porachunki, dbając o własne dobro. Cała rzecz dzieje się pomiędzy ugrupowaniami, przewodzącymi miastu. Policja znajduje się gdzieś w tle i -jak to zazwyczaj bywa- przedstawiona jest jako skorumpowana garstka osób bez sumienia i chęci naprawiania świata. 

Świt, który nie nadejdzie jest gangsterską historią, osadzoną w przeszłości. Pan Mróz bardzo dobrze oddał atmosferę tamtych czasów. Kolejnym pozytywnym aspektem są wykreowani przez niego bohaterowie, ponieważ nie są to zwykłe, szare i papierowe postacie, o których szybko się zapomni. A wręcz przeciwnie, wyobraźnia autora stworzyła człowieka niemal z krwi i kości. Ogromny ukłon dla pisarza za ilość intryg, nieustającą akcję oraz stworzenie historii tak ciekawej, że aż magnetycznej. Teraz już wiem, czemu Polska oszalała na punkcie twórczości pana Mroza.

A już prawdziwą "wisienką na torcie" okazało się zakończenie. Wyobraźcie sobie- ring, a na nim dwóch przeciwników. Obaj coraz bardziej opadają z sił, a stawka, o jaką walczą, jest niezwykle wysoka. Nagle jeden z nich upada i... zapada ciemność. Czytelnik nie wie, co dalej. I tu niespodzianka, bo autor daje nam coś, na co decyduje się niewiele literatów- możliwość dopisania sobie takiego zakończenia, jakie naszym zdaniem będzie odpowiedniejsze. Co prawda sama zazwyczaj stawiam na gotowe rozwiązania (uwielbiam, kiedy na końcu wszystko wychodzi na jaw i nie muszę się głowić nad tym, co kierowało bohaterami), to przyznam, że pomysł był dobry. 

Myślę, że osoby znające już twórczość pana Remigiusza Mroza i bez mojej zachęty sięgną po tę pozycję. A jeżeli ktoś (jak ja) jeszcze nie zdecydował się na lekturę, to serdecznie zapraszam- nie będziecie żałować!

Dział: Książki
piątek, 25 listopad 2016 20:36

Niebezpieczna gra

Joanna Opiat-Bojarska ukończyła Uniwersytet Ekonomiczny w Poznaniu. Jak sama podkreśla, pisać zaczęła przez przypadek. Zadebiutowała powieścią autobiograficzną, ale najbardziej są znane jej kryminały. Czytelnicy kochają ją za prawdziwie napisane postacie, społeczne problemy, poruszane dość często i wartką akcję. Ja wiedziałam, że po przeczytaniu „Gry pozorów” muszę zapoznać się z częścią drugą serii.

Aleksandra posłała dzieci na kolonie i miała zamiar odpocząć po ostatnich wydarzeniach. Chciała także naprawić nadszarpnięte relacje z przyjaciółką. Niestety nie było jej to dane. Z Łodzi zadzwonił dawny znajomy, prosząc o pomoc przy pacjencie z amnezją. Z jakiegoś powodu chciał rozmawiać jedynie z bohaterką. Używał jej panieńskiego nazwiska.

Jednocześnie łódzka policjantka próbowała rozwikłać nierozwiązana sprawę morderstwa sprzed lat, pomimo sprzeciwu jej przełożonego. Ilona w dalszym ciągu próbuje odebrać dzieci Aleksandrze.

Autorka jak zwykle po mistrzowsku wprowadzała akcję. Poruszyła wiele wątków. Początkowo wszystko sprawiało wrażenie, że nie są one ze sobą połączone, a w powieści króluje chaos. Nie przejęłam się tym ani trochę. Wiedziałam już, jak pisze autorka. Tak jak się spodziewałam, wszystko zaczęło się ze sobą wiązać. Lubię styl Joanny to, w jaki sposób prowadzi akcję. Jej powieść się łykało, a nie czytało. Tak jak od pierwszej części, ciężko mi się było oderwać na moment.

Niestety i tutaj jestem nieco zawiedziona. Po rewelacyjnej „Grze pozorów” postawiłam poprzeczkę bardzo wysoko. Myślę, że gdyby to była pierwsza książka Opiat-Bojarskiej, którą czytałam, pewnie moje wrażenia byłyby inne.

Zacznijmy od tego, że niezwykle irytuje mnie wątek „samotnego wilka” w kryminałach. W jednej chwili Aleksandra porzuciła dzieci, partnera i przyjaciółkę, aby zająć się sprawą. Wiedząc, że Ilona znów próbuje odebrać jej dzieci, nie zrobiła kompletnie nic. Co więcej, w ostatniej chwili wysiadła z pociągu do Poznania, nie dając znaku życia partnerowi. Wspomniałam, że bohaterka chciała poprawić relacje z przyjaciółką? Nie za wiele zrobiła w tej kwestii.

Drugi motyw, jakiego nie znoszę, to ciemna przeszłość bohatera. Aleksandra ma niezbyt długą przygodę z młodości, o której nie chwali się w towarzystwie. I nie opowiada dzieciom. Trwała dwa tygodnie, ale to wystarczyło, aby wszystkie watki łączyły się z historią Aleksandry.

Nie podobało mi się także kiepska kreacja bohaterów. To, co ostatnio często mi się zdarza to jednowymiarowość postaci. Także zagadka była rozwiązana zbyt szybko. To także mnie rozczarowało. A ta scena w kinie? Trąciła jakąś sztucznością.

Ta powieść nie była do końca zła, ale kompletnie nie umiałam się w nią wgryźć, nie poczułam napięcia, nie porwała mnie. Z niecierpliwością czekam na kolejna część. Mam nadzieję, że będzie zbliżona do pierwszego tomu.

Dział: Książki
wtorek, 15 listopad 2016 14:08

Granat poproszę

Przyszedł czas, że i do mnie trafiła najnowsza książka Olgi Rudnickiej, jeszcze przed premierą zachwalana. I dziwnym trafem, nie zasiadłam od razu do czytania. Granat poproszę musiał swoje odleżeć. Dlaczego? W końcu ulubiona autorka, pewnik na dawkę dobrego humoru. Co się w takim razie stało? Czyżby mój za chwyt do kryminałów z czarnym humorem się ulotnił? Jak odebrałam długo wyczekiwany tytuł?

Poznajemy Emilię Przecinek. Znaną autorkę, piszącą dla kobiet. Czasy naszły takie, że o romantycznej miłości możemy tylko w książce, więc i popyt na historie w normalnym życiu już nierealne, jest spory. Dlatego kobieta zyskała sławę, pisząc o postaciach, których losy przeżywała całą sobą. Teraz była w trakcie tworzenia najnowszej powieści, co najgorsze jej agentka kazała pozbyć się babci Pelagii, której kobiety nie można było nie kochać, jak więc pisarka miała tak po prostu ją wykasować?
Na domiar złego dostaje informacje od męża, który stwierdza, że poznał inną kobietę, zakochał się i z nią odchodzi. Żarto od losu albo jakieś nieporozumienie. Pisze o wielkich miłościach, kiedy jej samej życie małżeńskie właśnie legło w gruzach. Dwoje dzieci zostaną bez ojca, a ona sama z kredytem hipotecznym do spłacenia.

Na szczęście albo i nie. Zależy z której strony spojrzeć, Emilia ma rezolutną córkę, Kropkę. Ona bardzo szybko uświadamia porzuconą matkę o ich stanie materialnym i fakcie ewentualnego zabezpieczenia. Matka i zarazem kobieta, nie wie, czy ma przeżywać ból zdrady, czy świadomość spłaty kredytu, z którym sama absolutnie sobie nie poradzi. Dlatego Kropka musi zrobić coś, co nie spodoba się nikomu, ale jest koniecznością...

Większość osób śledzących mojego bloga wie, że jestem ogromną fanką pióra Rudnickiej, wyczekuję każdej kolejnej książki niczym pierwszej gwiazdki. Dlatego nie mogło być inaczej z granatem, zaczęłam czytanie i... natrafiłam na pewien opór. Coś mnie się nie spodobało. Mianowicie, chodziło nawiązywanie do polityki. Bardzo, ale to bardzo nie lubię, kiedy w książkach spotykam się z prześmiewczymi określeniami w kierunku konkretnego ugrupowania. I nie w tym sensie, że mnie to jakoś szczególnie dotyka, po prostu w książce chcę mieć to, co mnie odpręża, sprawi, że oderwę się od takie, a nie inne rzeczywistości. Tutaj chodziło o jedną, konkretną, uważam, że zabieg ten był zupełnie niepotrzebny, bo Olga Rudnicka nie potrzebuje zniżać się do tego poziomu. Nie wiem czym, miało posłużyć, może taki chwyt reklamowy, dla przeciwników. Niestety należy pamiętać, że czytelnicy to różni ludzie, zwolennicy PiS, PO, Kukiza czy nawet Zenka spod monopolowego. Naśmiewaniem się na przykład z tego ostatniego można kogoś urazić. I po co? Czy warto zrażać do siebie czytelnika? Takie moje przemyślenie, bo no nie miałam ochoty na przytyki, które znalazły się w książce. Mam zasadę na „imprezie” i w książce żadnej polityki, i tematów religijnych. I tego zawsze się trzymam.

Wracając do samej fabuły, pomijając wyżej wymienione zarzuty, które po ominięciu można zapomnieć (aczkolwiek nie każdy musi), muszę powiedzieć, że książka dostarczyła mi mnóstwo uciechy. Zacznijmy od problemu Emilii, która jako porzucona żona i matka miała na głowie kredyt, z którym musiała sobie jakoś poradzić. Nie miała pojęcia co dzieje się z podłym już nie mężem. Ponieważ tchórz uciekł i z nikim się nie kontaktował.
Sprawa zrobiła się o tyle ciekawa, kiedy tematem rozwodu zainteresowały się dwie starsze panie. Matka porzuconej i teściowa. Dwie nielubiące się kobiety, teraz w tak niełatwej chwili zawiązują sojusz.
Cóż to był za duet! Za każdym razem, gdy obie matki wychodziły na pierwszy plan, a szczególnie ich rozmowy, płakałam ze śmiechu. No wręcz nie mogłam się opanować. Ich dialogi są po prostu genialne, przemyślenia. Polubiłam obie. One liczą się jako całość. Nie można tych dwóch rozdzielić.

Oczywiście jest jakiś wątek kryminalny, o którym każdy się dowiaduje, ja jednak nie o tym. Tutaj postaci odgrywają świetnie swoje role. Agentka Wieśka, Kropka i Kropeczek — zwłaszcza w natarciu przez obie babcie. Ten to miał przechlapane. No genialnie. Ubawiłam się niesamowicie, aż żałowałam, że książka tak szybko się skończyła.

Olga Rudnicka jest reklamą samą w sobie, nie potrzebuje namawiania, aby przeczytać. Wystarczy, że ukażę się nawet niepotwierdzona zapowiedź kolejnej książki, każdy zaznaczy sobie ten dzień w kalendarzu i zacznie odliczanie. Bo naprawdę jest na co, porządna dawka humoru gwarantowana. I co najważniejsze nie ma schematów, autorka zawsze czym zaskoczy, nowymi charakterami lub czymś innym.
Nie muszę nikomu polecać i specjalnie namawiać, każdy wie, że po prostu trzeba czytać i koniec.

Dział: Książki
wtorek, 08 listopad 2016 19:01

Łaskun

“Łaskun” to szósty tom sagi o Lipowie. Przez te niespełna cztery lata, które minęły od ukazania się “Motylka” Katarzyna Puzyńska wykonała kawał dobrej roboty. Napisała i opublikowała sześć powieści o łącznej liczbie 3904 stron (jeśli doliczyć “Dom czwarty, wyjdzie nam 4480). Co najważniejsze, każda z powieści trzyma jakość. Jak wiecie, w chwili gdy piszę recenzję ukazał się już “Dom czwarty”. I to jest chyba jedyny plus czytania powieści z tak dużym opóźnieniem. Bo już dzisiaj zacząłem kolejny tom.

W “Łaskunie” policjanci z Lipowa muszą się zmierzyć z brutalnym morderstwem sędziego i nieznanej kobiety. Sprawca nie dość, że zabił dwie niewinne osoby, to rozczłonkował ciała i stworzył z nich coś na kształt upiornej ludzkiej układanki. Co najciekawsze, na miejscu zbrodni odnalezione zostają dowody świadczące o winie Daniela Podgórskiego. Czy Daniel jest winny morderstwa? Jeśli nie, dlaczego ucieka?

Kłamałbym pisząc, że przeczytałem “Łaskuna” jednym tchem. Objętość powieści sprawiła, że przyjemność lektury rozłożyłem sobie na kilka dni. I był to mile spędzony czas. Zresztą z książkami Katarzyny Puzyńskiej inaczej być nie może. Porywają i oczarowują czytelnika. Wszystko inne przestaje się liczyć. Nie przeszkadza wyjący za oknem autoalarm, zalegające w zlewie brudne naczynia. Bo jak może nas to irytować? Przecież jesteśmy daleko stąd, w malowniczym Lipowie. Bierzemy udział w skomplikowanym, pasjonującym policyjnym śledztwie i poznajemy dalsze losy naszych ulubionych bohaterów. U Katarzyny Puzyńskiej warstwa obyczajowa jest równie ważna i rozbudowana jak kryminalna. Podobnie psychologia postaci. Ze szczegółami autorka wyjaśnia nam powody zachowania mieszkańców Lipowa i okolic. Poznajemy je ze wspomnień, listów i przeżywamy wraz z nimi często traumatyczne wydarzenia. To sprawia, że “Łaskun” nie jest kolejnym kryminałem, gdzie zmęczony życiem policjant tropi psychopatycznego mordercę, rozwikłuje sprawę i wsadza go za kratki, by przejść do kolejnego tomu. Katarzyna Puzyńska ożywiła całą społeczność, nadała swoim bohaterom (a jest ich wielu) odrębne osobowości, bagaże doświadczeń i tym samym cele, które pragną zrealizować.

“Łaskun” to znakomity kryminał obyczajowo-psychologiczny, który dostarczy niezapomnianych wrażeń. I można zacząć od dowolnego tomu, bo autorka tak konstruuje powieści, że możemy zacząć przygodę z policjantami z Lipowa od dowolnej powieści. I gwarantuję Wam, że nie poprzestaniecie na jednej. Na koniec napiszę tylko: polecam.

Dział: Książki
poniedziałek, 07 listopad 2016 17:03

Tulipanowy wirus

Do sięgnięcia po książkę „Tulipanowy wirus” zachęciła mnie intrygująca, tajemnicza okładka. Może szata graficzna nie powinna być kryterium wyboru lektur, ale czasem gdy dużo się czyta, to tak właśnie się dzieje. Czy jednak nie pożałowałam swojej decyzji?

Dział: Książki
niedziela, 30 październik 2016 17:17

Nic oprócz milczenia

Bezpośrednim efektem strachu często jest milczenie, dlatego po dramatycznych wydarzeniach, jakie były udziałem Anny i jej bliskich, główna bohaterka zaszyła się w egzotycznej, barwnej Wenecji i nabrała wody w usta. Nie przyznaje się nikomu, kim jest, ani czym zajmowała się w poprzednim życiu. Pamięć o zamordowanej śpiewaczce Sofii Stiatessi wciąż jest tu żywa i Anna trochę się obawia niezdrowego rozgłosu, który mógłby dotknąć jej osobę.
Nie kontaktuje się z rodziną ani przyjaciółmi, sprawy firmowe prowadzą za nią pełnomocnicy i kobieta może w spokoju zastanawiać się, co powinna zrobić z własnym życiem.

Tak w skrócie przedstawia się początek drugiej części trylogii o komisarz Annie Lindholm, po trochu Szwedce, po trochu Polce.
Anna nie szuka przygód. Zamieszkała u antykwariuszki Lucrezzi Doldano i pomaga jej w wycenie oraz sprzedaży mebli. Zbliża się karnawał, w Wenecji obchodzony wyjątkowo hucznie i barwnie. W dniu jego rozpoczęcia Anna i Lucrezzia znajdują w jednej z uliczek ciało młodego gondoliera, a w rezydencji Marconich na inauguracji balu palona na stosie kukła okazuje się martwą kobietą. W głównej bohaterce budzi się policyjny instynkt, uśpiony od czasów Malmo. Rozpoczyna współpracę z prowadzącym śledztwo commissario Antonio Valle. Szybko okazuje się, że sprawa jest bardziej złożona, niż to się początkowo wydawało. Jej początki sięgają czasów drugiej wojny światowej, a zamieszanych w całą intrygę jest kilka najpotężniejszych w Wenecji rodzin.

Kiedy myślę o książce teraz, zbierając wrażenia, dochodzę do wniosku, że druga część jest lepsza od pierwszej z kilku powodów. Po pierwsze sam klimat Wenecji, jej krętych uliczek, życzliwych, gadatliwych ludzi i długiej historii, odpowiadał mi bardziej niż zimna, surowa Szwecja. Obraz Wenecji w książce jest żywym dowodem, że autorka dokładnie przygotowała kreację świata przedstawionego. Wenecja na kartach książki jest ciekawa i intrygująca oraz tak żywa, że nabiera się chęci, by pojechać tam osobiście.
Po drugie równie dokładnie, żeby nie rzec pieczołowicie, jest zbudowana cała intryga, której początki sięgają II wojny światowej i istniejącego w rzeczywistości frachtowca Niobe, który przewoził belgijskich Żydów. Sprawa odnawia się w l. 90 z udziałem potomków Marconich, Foscarich i Ronsardów, by w 2015 roku znaleźć swój dramatyczny finał. Bardzo lubię tak zbudowane fabuły, a motyw skarbu, który już pochłonął tyle istnień ludzkich, dodatkowo dodaje całej historii głębi i tajemniczości.
Wreszcie po trzecie, główny bohater męski jest taki, jak powinien być. Po ciamajdowatych i tylko wzdychających do Anny Leonie i Ingverze, nastała era komisarza Vallego, który jest właściwym facetem na właściwym miejscu. Oprócz tego nie wzdycha, ale też działa i nie boi się podejmować ryzykownych decyzji, zarówno w pracy, jak i w życiu prywatnym.

Być może właśnie w powieściach z solidną bazą historyczną tkwi potencjał autorki i taką drogę powinna kontynuować? Tak, chyba właśnie o to chodzi i właśnie dlatego lektura części drugiej poszła znacznie sprawniej.
Nic oprócz milczenia jest godną kontynuacją swojej poprzedniczki, a nawet lepszą. Widać, że autorka się rozwija, starannie przygotowuje, chcąc dać czytelnikowi naprawdę dobrą opowieść z polskim akcentem. Dobra lektura na jesienną szarugę. Polecam.

Dział: Książki
niedziela, 30 październik 2016 17:14

Nie ma innej ciemności

Po przeczytaniu debiutanckiej powieści Sarah Hilary W obcej skórze, stałam się zadeklarowaną fanką poczynań inspektor Marnie Rome i z niecierpliwością czekałam na kontynuację. W obcej skórze czytałam z wypiekami na twarzy; zagadnienie przemocy domowej to temat stary jak sam świat, jednak Sarah Hilary przedstawiła go w zupełnie innym świetle, brawurowo łącząc elementy obyczajowe i sensacyjne, co sprawiło, że historia udała się śpiewająco, przyprawiając czytelnika o dreszcz.

W drugiej części, bazując na relacjach rodziców z małym dzieckiem, autorka ponownie wykreowała powieść, od której nie sposób się oderwać.
W jednej z wschodnich dzielnic Londynu, na nowo powstałym osiedlu, pracujący w ogrodzie Terry Doyle natrafia na podziemny bunkier. Schodzi do niego i dokonuje makabrycznego znaleziska. Odkryte szczątki dwóch małych chłopców stawiają na nogi policyjny oddział pod dowództwem inspektor Rome. Śledztwo nie będzie łatwe. Z ciał chłopców nie pozostało zbyt wiele, oprócz tego okazuje się, że nie figurują oni z żadnych kartotekach jako zaginieni czy poszukiwani. Wszystko to bardzo utrudnia policji pracę.

Kolejna sprawa Marnie Rome jest jeszcze trudniejsza od poprzedniej. Tym razem ofiarami są małe dzieci, które zależne od kochających je dorosłych, są zupełnie bezbronne. W ostatnich latach zagadnienie depresji poporodowej zyskało rozgłos, nadal jednak kojarzy się głównie ze smutkiem młodej matki i brakiem chęci do działania i opieki nad dzieckiem. Tymczasem okazuje się, że jest to zaledwie wierzchołek problemu. Autorka, opierając się na najnowszych artykułach i badaniach, ukazuje czytelnikowi mroczną stronę tego schorzenia, które jest zagrożeniem nie tylko dla zdrowia kobiety, ale też dla życia dzieci. Do czego może być zdolna matka, która kochając swoje dzieci i chcąc je chronić, jest dla nich potencjalnym niebezpieczeństwem? Jak te dolegliwości wpływają na życie rodziny i jak odbijają się na partnerach i mężach? Na podstawie dramatycznej historii Esther i Matta Reidów dowiemy się, jak to może wyglądać.

Pomimo drastycznych opisów i kilku niespodziewanych rozwiązań, tak mniej więcej w połowie, historia traci rozpęd. Stało się tak głównie dlatego, w moim odczuciu, że autorka w ogóle nie rozwinęła wątku przyrodniego brata Marnie, Stephena. Pojawiło się co prawda kilka poszlak, jednak nadal nie zyskujemy odpowiedzi na dręczące nas pytania. Myślę, że zadziałało tu głównie prawo środkowych części i liczę na to, że kolejny tom wyjaśni tę tajemniczą sprawę i da odpowiedzi na liczne pytania w związku z motywami, którymi się Stephen kierował.
W tomie drugim trochę lepiej poznajemy Noaha Jake'a i jego życie prywatne co akurat było miłym urozmaiceniem.
Pomijając kwestie tempa fabuły, powieść czyta się naprawdę dobrze. Sarah Hilary ma lekkie pióro, a przy tym jest bardzo wnikliwa, dzięki czemu tworzone przez nią historie przerażają, ale też fascynują, przez co nie można się od nich oderwać.

Każdy, kto czytał część pierwszą, powinien być zadowolony, a nowi czytelnicy mogą zacząć od części drugiej, by ewentualnie potem nadrobić sobie pierwszą. Prowadzone sprawy nie łączą się ze sobą, dzięki czemu obie książki można czytać niezależnie od siebie, niemniej jednak znajomość obu daje fajne poczucie pełni.
Polecam.

Dział: Książki