Rezultaty wyszukiwania dla: krymina
Złamane dusze
Bardzo lubię historie, które dzieją się na przestrzeni wielu lat. Po pierwsze dlatego, że historia ma wtedy głębię, a po drugie dlatego, że taka zagadka jest bardziej zawikłana i misterna. Lubuję się w stopniowym odsłanianiu tropów, poszlak i nowych aspektów sprawy. To dlatego bardzo zależało mi na przeczytaniu Złamanych dusz. Tak swoją drogą oryginalny tytuł Broken girls także jest świetny.
Vermont w latach 50 ubiegłego wieku i współcześnie w roku 2014.
Wtedy była tu szkoła z internatem dla dziewcząt. Tych niechcianych, z niewłaściwą pozycją społeczną, sprawiających kłopoty, z którymi nie chciano lub nie umiano sobie poradzić. Surowa dyscyplina i spartańskie warunki miały właściwie ukształtować charaktery uczennic. Za każdą z tych dziewczyn stoi dramatyczna, bolesna historia. Każda chce przetrwać, a w głębi duszy marzy tylko o odrobinie miłości i dobrym słowie. Władcza Katie, gadatliwa Cece, milcząca Roberta i cichutka Sonia są tak różne, że aż nieprawdopodobne że się ze sobą zaprzyjaźniły. A jednak. Każda z nich ma swoje sekrety i marzenia, które w obecnych warunkach wydają się niemożliwe do spełnienia. Obecnie dziewczyny nastawiają się na przeżycie, bo gdy po szkole snuje się duch młodej dziewczyny, Mary Hand nie jest to łatwe. Być może nie wszystkie dotrwają do końca szkoły.
Obecnie Idlewild Hall jest ruiną. Gdy zjawia się inwestor, który chce odrestaurować budynek i ponownie otworzyć w nim szkołę, Fiona Sheridan jest wstrząśnięta. To na tym boisku 20 lat temu znaleziono ciało jej siostry Deb. Zabójca co prawda siedzi w więzieniu, ale śmierć siostry i towarzyszące jej okoliczności nie dają Fionie spokoju.
Odbudowa szkoły jest dla kobiety okazją, by nie tylko napisać na ten temat artykuł, ale i zrozumieć pewne sprawy, które cieniem położyły się na dorosłym życiu Fiony.
Przyznam, że atmosfera szkoły dla dziewcząt bardzo mi się podobała. Takie historie nigdy mi się nie znudzą. Autorka wspaniale wykreowała postaci dziewcząt, ale za serce chwyciła mnie zwłaszcza Sonia, która w tak młodym wieku przeżyła już tak wiele. Aż żałuję, że rozdziałów o starym Idlewild Hall nie było więcej.
Równie ciekawie jest zbudowana współczesna zagadka śmierci siostry Fiony oraz jej powiązania z wydarzeniami sprzed ponad pół wieku. Do której z dziewcząt należą znalezione w starej studni szczątki? Czy zabił ją mściwy duch, czy człowiek?
Kim dziś są Katie, Roberta, CeCe i Sonia?
Trzeba bez bicia przyznać autorce, że świetnie wykreowała gotycką, ponurą i przejmującą zimnem do szpiku kości atmosferę miasta i terenu szkoły. Do samego końca nie mogłam się domyślić, czy zawiniła strona nadprzyrodzona czy ludzka, realna. Także Fiona ze swoim maniackim uporem w dążeniu do prawdy może śmiało służyć za wzór płaskim i banalnym bohaterkom. Bo Fiona absolutnie taka nie jest. A na deser jest jeszcze Jamie.
Złamane dusze to bardzo dobra, klimatyczna i zapadająca w pamięć historia. Gdy za oknem niepogoda jest idealną propozycją lektury. Pozwoli zapomnieć o codzienności i z wypiekami na twarzy śledzić rozwiązywanie zagadki.
Ana
Bezsilność dopada każdego z nas. Czasem spowodowana jest samotnością lub ogromem problemów, jakie niesie życie a czasem to zlepek przypadkowych zdarzeń, które mogą nas złamać lub zmusić do działania. Podejmujemy wtedy walkę ze wszystkimi i o wszystko, tylko czy warto, gdy na polu bitwy zostajesz sam, bez wsparcia, za to z nożem wbitym w plecy?
Ana Tramel nie tak dawno mogła się pochwalić wysoką pozycją zawodową, jednak czasy prawniczej świetności powoli skrywają się za mgłą. Pewne wydarzenia z przeszłości wpędziły ją w problemy z alkoholem, lekami i seksem, a dużą kancelarię zastąpiła małą niezależną prowadzoną przez przyjaciółkę. Jej spokojne życie zaburza telefon od dawno niewidzianego brata. Alejandro nie tylko zamordował właściciela kasyna, ale i przegrał tam blisko milion euro. Choć wszystko świadczy przeciwko mężczyźnie, Ana postanawia mu pomóc. Początkowo u jej boku stają: stary detektyw, początkująca prawniczka i stażysta uzależniony od hazardu, a sprawa pełna zawirowań i tajemnic przynosi im poważne kłopoty, wszak kobieta wytacza działa przeciw potężnemu koncernowi z branży gier liczbowych. Kobieta się nie poddaje, nawet wtedy, gdy zostaje na placu boju sama.
Okładka. To ona przemówiła do mnie jako pierwsza. Ciemna z elementami czerwieni była gwarancją napięcia, niepewności i tajemnic. Czy niemal tysiąc stron spełniło moje oczekiwania i wrażenia wywołane okładką?
Powieść Roberta Santiago to zaskoczenie z rodzaju tych miłych. Od pierwszych stron czytelnik połyka haczyk zainteresowania i obdarza sympatią tytułową Anę. Zaskoczenie nie opuszczało mnie nawet na moment. Konkretna i bardzo przemyślana konstrukcja powieści nie pozwala na chwilę wytchnienia, ale i uprzyjemnia czytelnikowi czas spędzony z tym tytułem. Na każdym kroku widać ciekawie poprowadzone wątki, ukryte niczym ciemne miejskie uliczki, które wywołują dreszcz niepokoju, gdy wasze nogi was tam zaprowadzą. Tu jest podobnie, autor rozstawia małe pułapki i tak kręci czytelnikiem, by ten ani ułamka sekundy nie spędził na rozmyślaniu o odłożeniu powieści. Po prostu ciężko się od niej oderwać, co stanowiło spore wyzwanie, gdyż zmuszona byłam podczytywać ją po kilka rozdziałów.
Żadna z nich [wizji] się nie urzeczywistniła. Tej nocy nikt, żywy czy martwy, nie wszedł do mojego pokoju.
Byłam sama. Z moimi lękami. Z bólem w piersi i w wielu innych częściach ciała, w głowie i, za przeproszeniem, w duszy. Wiedziałam, że muszę podjąć jakąś decyzje.
Powiedziałam sobie: nigdy więcej skrótów ani półśrodków.
Nie odczujecie gabarytu Any. Gwarantuje, że gdy tylko poznacie świat, w którym przyszło żyć Anie Tramel i poznacie ją samą, ilość rozdziałów będzie zaskakująco mała. Tu wszystko współgra ze sobą, dając czytelnikowi ucztę, która nie raz sprawi, że szeroko otworzy oczy z niedowierzaniem. Opisy w niezwykle dosadny sposób przenoszą w sam środek akcji, a bohaterowie to kunszt sam w sobie. Ich świetna kreacja i rozbudowana charakterystyka to ogromny plus całości. Zaskoczyło mnie to, że pomimo tak wielu informacji dotyczących poszczególnych bohaterów, tak właściwie o Anie wiemy bardzo mało, nie mamy pojęcia o jej prawdziwych uczuciach i kierunku myśli, co jeszcze bardziej podsyca ciekawość i niemal chciwość w zbieraniu każdego okruszka danego przez Roberta Santiago do naszej dyspozycji.
Kilkanaście godzin dobrej, wartkiej akcji, pełnej tajemnic i niedopowiedzeń jest świetnym tłem dla postaci głównej bohaterki. Czytelnik może podziwiać jej wewnętrzną siłę i to, z jaką zaciętością prze ku obranemu celowi mimo wielu przeciwnościom, jakie napotka na swojej drodze. Jej zaangażowanie w sprawy i umiejętność odczytywania prawdziwych intencji innych jest bardzo ciekawa.
Autor w swej powieści ukazał ciemną i jakże rozbudowaną stronę biznesu, który poraża skalą działania i zepsuciem obecnym w środowisku. Hazard to nie tylko ogromne pieniądze, ale i uzależnienie, samotność i strata, to siła odbierająca człowiekowi wszystko. Roberto Santiago dość mocno nakreśla siłę rażenia tego zjawiska i uświadamia, że nie są to skrajne przypadki, a coraz większa moc sprawcza w życiu współczesnego społeczeństwa, gdzie przestaje się liczyć drugi człowiek, tracąc wartość na rzecz władzy i pieniędzy.
Ana to przede wszystkim porywający i niesztampowy kryminał, który porwie między swoje strony nie tylko miłośników gatunku. Trzyma w napięciu, pokazuje różne oblicza ludzi i daje czytelnikowi możliwość oceny tak ogromnej machiny od środka. Jestem pod wrażeniem stylu, w jakim została opowiedziana ta historia i emocji, jakie potrafiła ze mnie wyciągnąć. Nie ma co się bać ilości stron, czy przypisania gatunku. Myślę, że Ana z łatwością obroni się sama i spodoba się wam równie mocno co mi.
Pogrzebani
“Pogrzebani” to już trzynasty tom cyklu, który zachwycił czytelników na całym świecie. Jeffrey Deaver znany jest z porządnego rozeznania się w temacie i przykładania ogromnej wagi nawet do najmniejszych szczegółów. Nie inaczej jest tym razem.
Amerykański pisarz stworzył serię dość podobnych do siebie pod względem konstrukcji książek, przy czym każda z nich to powieść niebanalna i bardzo intrygująca. Główni bohaterowie to ludzie o ostrych jak brzytwa umysłach, którzy metodą dedukcji rozwiążą nawet najtrudniejsze sprawy. Nieobce im są brutalne morderstwa i tortury, skomplikowane intrygi oraz przestępstwa prawie idealne.
Początek “Pogrzebanych” pozwala czytelnikowi na spokojne przeanalizowanie faktów, zaznajomienie się ze sprawą i okolicznościami, jednak w pewnym momencie historia nabiera tempa i nic już nie jest takim, jakim mogłoby się wydawać. Autor przeniósł swą opowieść do Włoch i zdecydowanie nie zignorował tego miejsca. Czytelnik uraczony zostaje wspaniałymi opisami otaczającej bohaterów rzeczywistości, a także między innymi konstrukcją włoskiego systemu policyjnego. Oczywiście nie mogło się obyć bez odniesień do mafii, lecz także - co zaskakujące - problemu napływu imigrantów do Europy. Deaver pokazał tym, że potrafi dostosować swoje książki do aktualnych wydarzeń, przez co jego historie są autentyczne i wiarygodne.
Deaver ma lekkie pióro i fenomenalny humor. Jego powieści czyta się jednym tchem i tak samo jest w przypadku “Pogrzebanych”. Autor wie, jak zaintrygować czytelnika, przy czym wykazuje się pełnym profesjonalizmem jeżeli chodzi o kwestie kryminalistyczne. Analiza poszlak i śladów zawsze pozostaje bez zarzutu, a rzeczywiste metody wykrywania przestępców nie są mu obce. Czystą przyjemnością jest czytanie książki tak dopracowanej i starannie spisanej jak “Pogrzebani”.
Powieści Jeffreya Deavera stały się popularne właśnie przez owo przykładanie się do każdego słowa, każdego zdania i każdej strony. Jest to jeden z tych autorów, który nigdy nie zaserwuje czytelnikowi książki niedopracowanej.
“Pogrzebani” to książka zdecydowanie warta przeczytania, przy czym lepiej sięgnąć najpierw po poprzednie tomy, ponieważ dzięki temu historia jest bardziej spójna. Deaver konstruuje swoje powieści tak, aby można było nie zachowywać kolejności tomów podczas lektury, aczkolwiek losy Lincolna Rhyme’a i Amelii Sachs warto śledzić od początku.
Nie odpuszczaj
Echa przeszłości są ledwo słyszalne, ale nigdy do końca nie milkną.
Noc może skrywać wiele tajemnic. Ukryte gdzieś w mroku przerażają, kuszą i nagle tracą na wyrazistości. Po latach jednak mogą wypełznąć z ukrycia i na jawie niszczyć to, co latami próbowałeś zbudować. Czy warto odkrywać każdą tajemnicę, szukać przyczyn zdarzeń sprzed lat, sprawdzać hipotezy, które zaprowadzą nas wprost w środek niebezpieczeństwa?
Detektyw Napoleon „Nap” Dumas jeszcze w czasach szkoły średniej stracił brata. Leo i jego dziewczyna Diana zostali znalezieni na torach kolejowych. Ta sama noc zaowocowała również zaginięciem Maury, którą Nap uważał za miłość swego życia. Gdy po latach od tych wydarzeń śledczy w samochodzie podejrzanego o morderstwo odnajdują odciski palców zaginionej Maury, Napoleon rozpoczyna gorączkowe śledztwo, które przynosi mu nowe niewiadome, nie rozjaśniając dotychczasowych tajemnic. Jedyne czego detektyw może być pewien to brak wiedzy zarówno na temat swojej ukochanej sprzed lat, jak i własnego brata i jego dziewczyny. Jakie tajemnice skrywa przeszłość Napoleona? Co wspólnego ze śmiercią jego brata ma opuszczona baza wojskowa, znajdująca się niedaleko jego rodzinnego domu? Czy jest gotowy na prawdę, która jest o wiele mroczniejsza i nieprzewidywalna niż można przypuszczać?
Choć może to kogoś oburzać, życie toczy się dalej, tak jak powinno. Kiedy obchodzi się żałobę, wiadomo przynajmniej, czego się trzymać. Co zostaje, kiedy żałoba mija? Trzeba się pogodzić z faktami, a ja nie chciałem się z nimi pogodzić.
Kiedy przychodzi czas na to, by się bać, szukam książek, które od pierwszych stron wciągną mnie w wir wydarzeń i pozwolą na przeżywanie całej gamy emocji bez przerwy, aż po ostatnią kropkę. Jeśli decyduje się na thriller, bardzo często mój wybór pada na Harlana Cobena, który swymi powieściami nigdy mnie nie zawiódł. Jak jest tym razem?
Wpadłam, w bezbrzeżną dziurę i bez ostrzeżenia. Nie pomyślałam, żeby poznać opis, sprawdzić opinię i tak oto poznałam kolejne oblicze mistrza thrillerów. Nie odpuszczaj od pierwszych stron dostarcza nam jedno uczucie, niepokój. Krok po kroku odkrywamy elementy układanki, która dostarcza nam nie lada wrażeń. To pełna tajemnic, podwójnych tożsamości, niewyjaśnionych zaginięć i rodzinnych sekretów powieść na wysokim poziomie. Idealnie trafiłam z jej lekturą, dostając mrożącą i niesamowicie wciągającą powieść, którą pochłonęłam w kilka godzin.
Nie odpuszczaj to powieść w stylu Cobena, pełna napięcia, tajemnic i lekkości słowa, jakim została spisana. Autor z gracją rysuje przed nami intrygę, mąci i plącze, poddając co rusz błędne wskazówki, by na samym końcu udowodnić czytelnikowi, że obrał zły kierunek. Jego powieści zawsze kojarzyły mi się z grą ciepło-zimno, czytelnik musi zmierzyć się z pozornie prostym zadaniem, które ostatecznie tłamsi go swoją nieprzewidywalnością.
Tacy są ludzie. Chcą poznać szczegóły nie tylko z upiornej ciekawości - choć ona też odgrywa pewną rolę - ale przede wszystkim, by się upewnić, że im się to nie przydarzy.
Bardzo przypadła mi do gustu postać detektywa Dumasa, który czasami trochę chaotycznie zabierał się do rzeczy, jednak zwalam to na karb życiowych doświadczeń. Całość napisana jest z pazurem i niezwykłą lekkością, która pozwala naiwnie wierzyć, że rozwiązanie zagadki jest niezwykle banalne. Cóż nie jest tak, ale zabawa w odnajdywanie poszlak i szukanie ukrytego sensu jest przednia. Coben serwuje nam ciekawy scenariusz, dając bardzo dużo akcji i niewiele rozwiązań. Nie ma nic lepszego niż napięcie, chaos i z niczego pojawiające się możliwości.
Na kilka ciepłych słów zasługuje również sama konstrukcja thrillera, w której autor łączy ze sobą wydarzenia z przeszłości i teraźniejszości, nie powodując u czytelnika zamętu czy uczucia zagubienia się w zbyt dużej ilości wydarzeń. Pomimo niewielkich niedociągnięć powieść przeczytałam jednym tchem i czekam na więcej Cobena. Dla kogo jest ta powieść? Myślę, że fani pióra pisarza będą zadowoleni z kolejnej odsłony jego twórczości, a i zyska on szersze grono zwolenników. Na pewno mogę ją polecić fanom thrillerów i powieści z wątkiem kryminalnym i masą tajemnic.
Niechciany gość
To miał być tylko kolejny, weekendowy wyjazd; niewielki hotel Mitchell's Inn położony w Catskills kusił wielu turystów. Szczególnie, że jego położenie na odludziu pomagało w złapaniu oddechu, odseparowaniu się od spraw codziennych i w zwyczajnym relaksie. Każdy szuka w nim czegoś innego. David, prawnik, chce choć na moment odsapnąć od swojego trybu życia i nie myśleć o osobistej tragedii. Gwen zabiera przyjaciółkę Riley na ów wyjazd, aby naprawić ich nadszarpniętą relację oraz pomóc kobiecie w dojściu do siebie po traumatycznych wydarzeniach, w których brała udział. Dla Iana i Lauren ma to być zwyczajny wyjazd tylko we dwoje, aby poznać się jeszcze lepiej. Z kolei Beverly ma nadzieję, że ten spędzony z mężem Henrym czas z dala od dzieci oraz domowej rutyny jeszcze raz wzmocni ich małżeństwo. Matthew wybrał Mitchell's Inn, aby wraz z narzeczoną Daną złapać chwilę oddechu przed czekającym ich weselem. Żaden z bohaterów nie zdaje sobie jednak sprawy, że ta zima będzie zupełnie inna... burza śnieżna zupełnie odcina dostęp do budynku, swymi zamieciami uniemożliwiając nawet wyjście poza jego obręb. W miejscu pracy pojawił się jedynie właściciel, James i jego syn- Bradley. I choć solidne mury ochronią swoich gości przed zimową pogodą, to nie zatrzymają mordercy, który zabija każdego ze znanego tylko sobie powodu... Zaczyna się walka o życie.
Mały hotel, garstka gości i dwoje pracowników, a pomiędzy nimi ktoś, kto morduje. Tekst z okładki zdecydowanie zachęcał do lektury Niechcianego gościa. Im mniej osób, tym większa szansa na wytypowanie przez czytelnika prawdziwego sprawcy, czyż nie? Do tego dodajmy jeszcze mroczne zakątki, charakteryzujące każdą większą budowlę i powinniśmy dostać ciekawą historię. W teorii tak było, ale czy w praktyce również?
Pierwsze rozdziały przybliżają nam rysy naszych bohaterów; początkowo ciężko było mi się połapać, kto jest kim, lecz już wchodząc w głąb książki ów problem zniknął. Dużym ułatwieniem było to, iż autorka stworzyła odmienne od siebie postacie, a każda z nich nosi swoje osobiste piętno. Nikt nie pasuje do rysopisu mordercy, ale z drugiej strony czy ludzie tak łatwo odsłaniają swoje prawdziwe oblicze... ? Każda kolejna strona to dodatkowy element układanki. Oczywiście (muszę odrobinę zaspoilerować), jako że pierwsza umiera Dana, to pozostali rzucali podejrzeniami w jej bogatego narzeczonego, Matthew. Ale kolejne morderstwa skierowały ich uwagę na innych...
Ta lektura to swego rodzaju wyliczanka- raz, dwa, trzy, giniesz Ty. Albo może inaczej: Raz, dwa, trzy, mordujesz Ty. Żadnych poszlak, żadnych dowodów, a wyłącznie nieciekawa przeszłość mogła podsunąć jakikolwiek trop bohaterom. A przecież wiemy, że sprawca nie chce dać się ot, tak, po prostu złapać. Jego motywacja musi tkwić gdzieś indziej... Do tego dochodzi jeszcze przymus pozostania w hotelu- odcięci od świata, bez prądu ludzie po prostu zaczynają na chybił trafił oskarżać się nawzajem. Zamknięci niczym w klatce nie wiedzą, czy są następni na liście zbrodniarza. A to wywołuje panikę...
Tak naprawdę każda ze stworzonych przez Shari Lapen postaci mogłaby owym mordercą być. Każdy z nich ma coś do ukrycia, posiada jakiś motyw. Dlatego bardzo ciężko było wytypować jedną osobę, gdyż właściwie każda mogła to zrobić. Mimo natłoku bohaterów tę pozycję czyta się bardzo szybko, choć nie porywa tak, jak inne z tego gatunku. Nie wiem, czy to wina tłumaczenia, czy po prostu sama autorka nie do końca potrafi zbudować napięcie, wręcz zmuszające czytelnika do czytania, czytania i jeszcze raz czytania. Jak się okazało, rozwiązanie zagadki również nie sprawiło, iż moje serce zabiło szybciej. Dobra lektura, ale nie najlepsza. Co oczywiście nie skreśla całkowicie autorki, z chęcią zapoznam się z jej wcześniejszą twórczością.
Czy polecam? Dla "zjadaczy" thrillerów nie do końca, możecie się lekko wynudzić. Jednak jeżeli ktoś dopiero zaczyna swoją przygodę z owym gatunkiem, ta książka będzie jak znalazł.
Siostry - zapowiedź
Maj 1993. Zwłoki dwóch sióstr zostają znalezione na brzegu Garonny. Dziewczyny, ubrane w pierwszokomunijne sukienki, siedziały naprzeciwko siebie przywiązane do drzew.
Młody Martin Servaz bierze udział w swoim pierwszym śledztwie. Szybko zwraca uwagę na Erika Langa, autora porywających, pełnych okrucieństwa kryminałów. Zamordowane siostry były fankami Langa, a jedna z jego najbardziej znanych książek nosi tytuł Panna w bieli. Śledztwo zostaje zakończone. Servaza prześladują jednak wątpliwości: czyżby pominęli jakiś istotny element?
Krwawe żniwa
Sharon Bolton znam już długo i darzę jej twórczość ogromną sympatią. Każda praca pisarki jest zawsze przeze mnie wyczekiwana. Jako że znamy się, od kiedy w moje ręce wpadły fantastyczne „Ulubione rzeczy”, moje wymagania są zwykle dość wysokie. Czy „Krwawe żniwa” spełniły moje oczekiwania?
„Harry wziął głęboki oddech i przekonał się, że śmierć ma zapach ścieków, mokrej ziemi i grubego plastiku”.
Zaczynamy mocnym uderzeniem. Początek jest mglisty, nie wiemy dokładnie, co się dzieje. Sytuacja jest niejasna i myląca, ale zarazem zaciekawia czytelnika. Po chwili orientujemy się, o co chodzi. Wrzosowiska, ulewa, i zwłoki. Liczba mnoga. Na dodatek zwłoki małych dzieci. Ogólnie, przyznacie, sceneria jest średnio optymistyczna. Po chwili przenosimy się 9 tygodni wstecz, aby powoli dotrzeć do tych wydarzeń.
Poznajemy rodzinę Fletcherów, którzy postawili swój wymarzony dom w spokojnym miasteczku, niedaleko wrzosowisk. Tylko że, jak to lubią żartować dziesięcioletni Tom i sześcioletni Joe, mają najspokojniejszych z możliwych sąsiadów. Mur ogródka Fletcherów jest też murem miejskiego cmentarza. Mało tego, nikomu z rodziny to nie przeszkadza, a chłopcy bawią się na nim w najlepsze, niczym na własnym placu zabaw. Raczej niepokojące.
Rodzina czuje się w Heptonclough trochę nieswojo, tak samo, jak nowy, niezbyt konwencjonalny, młody pastor Harry, który próbuje wznowić działalność kościoła w miasteczku. Poza Harrym i nową rodziną wszyscy znają prawdziwy powód zamknięcia kościoła. Pastor i Fletcherowie jeszcze nie wiedzą, z czym przyszło im się zmierzyć.
Podczas lektury poznajemy jeszcze szereg innych bohaterów, mniej lub bardziej istotnych dla fabuły. Na przykład tajemniczą małą dziewczynkę. Czy jest ona tylko tworem wyobraźni Toma? Duchem imitującym głosy? Jest też młoda kobieta, zniszczona ogromem bólu po utracie dziecka. Jak się okazuje, nie jest jedyną kobietą w Heptonclough, która zmaga się z tym samym problemem. Miasteczko nie jest bezpiecznym miejscem dla małych dziewczynek, a Fletcherowie mają jeszcze córeczkę...
Główne wątki serwowane są fragmentami, na przemian, co zwiększa napięcie i wyczekiwanie na finał. W miasteczku ciągle dzieją się dziwne rzeczy. Społeczność Heptonclough jest trochę hermetyczna, pełna dziwnych, niepokojących tradycji. Klimat jest ciężki, miasto skrywa nie jedną tajemnicę, a wśród ludzi panuje zmowa milczenia. Zakończenie jest zaskakujące, ujawniające okropności, których w ogóle nie podejrzewałam.
Zawsze mam spore oczekiwania co do Bolton. Mimo że historia czasem się trochę dłużyła, muszę przyznać, trzyma poziom. Z każdym czytanym rozdziałem coraz bardziej zastanawiałam się, jak to się wszystko skończy. To, co lubię u autorki – oszukuje nas trochę przez cały czas, podpowiada mylne tropy, tak, że sami już we wszystko wątpimy. Dla mnie bomba.
The Investigation
Jesteś fanem zagadek kryminalnych? Z zapartym tchem oglądasz filmy o dobrych i złych, starając się przewidzieć, kto tak naprawdę jest kim? Pochłaniasz powieści kryminalne, już od pierwszych stron zastanawiając się, kto zawinił? Jeśli choć na jedno z tych pytań odpowiedziałeś twierdząco, to przesłanka do sięgnięcia po wyjątkową grę karcianą o kryminalnej fabule.
Mowa o grze „The investigation”, której uczestnicy mają za zadanie rozwikłać zagadkę zbrodni. Mimo iż z założenia jest to gra skierowana do osób posługujących się językiem angielskim na poziomie A2-B2, która umożliwia ćwiczenie konwersacji, struktur gramatycznych i poszerzanie słownictwa, to tak zaprawdę karty zawierające słówka (oraz pomoc pozostałych uczestników) pozwalają zasiąść do zabawy również tym, którzy naukę języka dopiero zaczynają.
W klimatycznym, w pełni nawiązującym do klimatu gry pudełku, otrzymujemy talię 110 kart, dzięki którym będziemy próbowali rozwiązać zagadkę kryminalną. W talii znajduje się 65 kart śledztwa, 13 kart miejsc, 13 kart motywów, 13 kart przedmiotów oraz 13 kart osób, a ponadto 33 karty zbrodni, 2 karty pytań oraz 8 kart pomocy zawierających przydatne słówka i określenia. Jeden z graczy wciela się w rolę Świadka i posługując się kartą zbrodni oraz kartą śledztwa, układa w myślach historię przestępstwa. Zadaniem pozostałych graczy, Śledczych, jest odtworzenie biegu wydarzeń, poprzez zadawanie Świadkowi odpowiednich pytań (oczywiście w języku angielskim). Celem graczy jest doprowadzenie Śledztwa do końca, używając do tego dostępnych wskazówek.
Na początku gry rozkładamy talię przestępców – rząd 4 kart, kryjących potencjalnych sprawców zbrodni. Następnie z talii miejsc losujemy i rozkładamy 4 karty, dzięki czemu tworzymy zestaw potencjalnych miejsc, w których wydarzyła się zbrodnia, przestępca ukrył ofiarę lub zdobycz lub w których sam się ukrywa. 4 karty losujemy również z talii przedmiotów – to rzeczy, które w jakiś sposób mogą być powiązane z przestępstwem, zaś z talii osób – 4 karty symbolizujące potencjalne ofiary, świadków oraz osób w jakiś sposób zamieszanych w zbrodnie. Taką samą ilość kart losujemy z talii motywów, reprezentującej możliwe motywy przestępstwa. Potasowane karty zbrodni kładziemy w stos, zaś obok kładziemy karty pytań, które mają służyć śledczym jako wskazówki podczas przesłuchiwania świadka.
Gra składa się z trzech etapów. W pierwszym, świadek ciągnie jedną kartę z talii kart zbrodni, czyta informacje na niej zawarte, analizuje pytania oraz karty rozłożone na stole, układając jednocześnie w tajemnicy przed pozostałymi graczami historię, a następnie przekazuje wylosowaną kartę śledczym do analizy. W fazie drugiej śledczy zadają pytania zamknięte, starając się dowiedzieć, które z kart na stole zostały wykorzystane przez świadka do tworzenia historii zbrodni. W fazie trzeciej, Śledczy oraz Świadek porównują swoje historie – śledztwo kończy się sukcesem, jeśli wszystkie wytypowane przez śledczych karty zgadzają się z wersją Świadka.
Staranne wykonanie kart oraz wciągające historie, które można tworzyć na podstawie podanych informacji, czynią grę niezwykle wciągającą, zaś tłumaczenia słówek, przydatnych wyrażeń pomagają w byciu dociekliwym, zadawaniu pytań i wymyślenia prawdopodobnego scenariusza zbrodni. Nawet nie wiemy kiedy zaczynamy posługiwać się językiem angielskim, rozmawiając na temat potencjalnych przestępców czy odtwarzając możliwy rozwój wypadków. Dzięki temu – bawiąc się – nie tylko wzbogacamy nasze słownictwo, ale również rozwijamy kreatywność. Ale przede wszystkim, mamy szansę spędzić przynajmniej godzinę na oddawaniu się wspanialej, intelektualnej rozrywce!
Uniesienie
Stephena Kinga nie trzeba nikomu przedstawiać. Nie ważne czy jesteś jego fanem, czy nie cierpisz jego twórczości, znasz to nazwisko. Często autor kojarzony jest głównie z horrorem lub ostatnio kryminałem, jednak nie wolno zapominać, że Król ma w swoim repertuarze bardzo różne rodzaje powieści czy opowiadań. „Uniesienie” doskonale nam o tym przypomina.
Castel Rock, miasteczko dobrze znane fanom Stephena Kinga, tym razem jest tłem niedługiej historii o, wydawałoby się, przeciętnym mężczyźnie z raczej nieprzeciętnym problemem. Scott Carey, bo o nim tu mowa, to dość świeży rozwodnik z widocznym brzuszkiem. Wiedzie spokojne, nudnawe życie w towarzystwie kota. Pewnego dnia Scott spostrzega, że systematycznie traci na wadze, mimo że jego wygląd się nie zmienia. Świetnie, prawda? Nie martwi go to zbytnio, tym bardziej że je co chce, a czuje się wyśmienicie. Dopiero „dziwna sprawa z ubraniami” skłania go do zwierzeń u starego przyjaciela, emerytowanego dr. Boba. Nieważne co mężczyzna ma na sobie i jak bardzo wypycha kieszenie, waga wskazuje dokładnie tyle samo.
Scott, wraz z utratą wagi, otwiera bardziej oczy na problemy miasteczka, na które do tej pory nie zwracał uwagi. Jego sąsiadki, małżeństwo lesbijek, zmagają się z małomiasteczkowym, ciasnym myśleniem. On sam musi się nieźle napocić, aby próby pojednania nie przynosiły odwrotnych skutków. Jego dziwna przypadłość nabiera tempa i staje się jasne, co go czeka, ale mimo tego Scott czuje się coraz lepiej. „Dzień zero” zbliża się coraz szybciej, a on, jak człowiek chory na nieuleczalną chorobę, wydaje się pogodzony ze swoim losem i stara się naprawić, co się da, oraz poczuć prawdziwe szczęście.
„Uniesienie”, ukazuje problemy społeczne – problem z akceptacją odmiennej formy rodziny – małżeństwo lesbijek otwarcie mówiące o swoim związku wśród dość zamkniętej, żeby nie powiedzieć ograniczonej społeczności. Jako że utwór jest dość krótki, nie daje szansy, żeby zżyć się z bohaterami, jednak zdecydowanie można ich polubić.
No właśnie. Książka została wydana jako powieść jednak... Jest to trochę dłuższe opowiadanie, wydane nienaturalnie jako coś obszerniejszego. To, co od razu rzuciło mi się w oczy, to ogromne marginesy z udziwnieniami – linie z nazwiskiem autora i tytułem – sztuczne zapychacze, aby nas trochę oszukać, co do objętości. Dodatkowo spora czcionka i rysunki, które może i są urozmaiceniem, jednak według mnie zbędnym.
Podsumowując, King zafundował nam obyczajowe opowiadanie z elementami fantastyki, coś przyjemnego do poczytania w jeden wieczór. Krótka historia z morałem, podczas której nawiedzą nas różne emocje, od zdziwienia przez radość po smutek czy wzruszenie. Jeśli czekacie na mocne uderzenie w stylu Króla Grozy, niestety możecie się nie doczekać. Doczekacie się natomiast tradycyjnie kilku smaczków z kingowskiego świata. „Uniesienie” to raczej spokojna lektura, niekoniecznie lekka, ale jak dla mnie przyjemna, mimo że byłam na początku sceptyczna, co do przypadłości głównego bohatera. Uważajcie, bo niespodziewanie może wycisnąć z Was kilka łez.
Wśród nocnych cisz
„(...) Nic nie jest takie, jakie się wydaje” – prawdziwość tych słów każdy z nas mógł wielokrotnie zweryfikować w swoim życiu. Niekiedy chcemy być okłamywani, niekiedy to ktoś nami manipuluje, a niekiedy to nasz mózg wykorzystuje drogę na skróty i podpowiada nam najprostsze rozwiązanie, które stanowi jednak zafałszowanie rzeczywistości. Nawet w najgorszych koszmarach nie wyobrażamy sobie jednak, że złudzenie może wiązać się ze śmiercią bliskiej osoby, że wiadomość o odejściu może wprawić nas w konsternację, że możemy zastanawiać się, co jest prawdą, a co nie, i czy naprawdę mamy do czynienia ze śmiercią czy może po prostu makabrycznym żartem.
Niezależnie od naszej odpowiedzi na to pytanie, z poszukiwaniem prawdy zmierzyć musi się też Dagmara Klusik, mieszkanka Poznania, która pewnego dnia odkrywa, że tak naprawdę nie wie nic o swoim mężu. Przez wiele lat przykładnego małżeństwa żyła w przekonaniu, że Paweł jest – tak jak ona – jedynakiem, że również wychowywał się w Poznaniu. Co więcej, mężczyzna pokazywał jej nawet blok, w którym dorastał, podwórko, na którym się bawił. I mimo, iż od utraty córeczki coraz mniej ze sobą rozmawiali, a on poświęcił się pracy w swojej firmie informatycznej, świadczącej usługi dla branży finansowej, to jednak była przekonana, że może Pawłowi ufać, że nigdy by jej nie okłamał.
Tym większe zdumienie budzi telefon od czaplineckiej policji i informacja, o znalezieniu zwłok mężczyzny, który prawdopodobnie jest jej mężem. Ponoć przebywający w swoim rodzinnym domu w ciszach mężczyzna wybrał się na ryby, a rozgrzewając się alkoholem, przez nieuwagę wpadł do wody i utonął. I taka wersja zdarzeń byłaby nawet prawdopodobna, gdyby nie fakt, iż Paweł nie dorastał przecież w zapadłej wsi, nie lubił łowić ryb i, jako fanatyk zdrowego stylu życia, stronił od alkoholu. Czy to możliwe, że po rozstaniu z nią, aż tak bardzo się w niedługim czasie zmienił? I co miał znaczyć list poprzedzający telefon od policji, jakoby wszystko było inne, niż się wydaje?
Taką właśnie zagadkę rozwiązywać będziemy wraz Dagmarą w miejscowości Cisze, w pobliżu Czaplinka. Kobieta nie tylko jedzie zidentyfikować zwłoki męża, ale również odkryć jego tajemnice i dowiedzieć się na przykład, że Paweł miał dwóch braci, w tym jednego intelektualnie niepełnosprawnego. Zatrzymuje się w domu rodzinnym męża i z okruchów informacji stara się poskładać najbardziej prawdopodobną wersję zdarzeń, ale i poznać człowieka, z którym tyle lat była. Czy uda jej się rozwiązać tajemnicę, czy przy okazji nie trafi na prawdziwie dramatyczne opowieści, które wstrząsną i jej światem?
Przekonamy się o tym dzięki thrillerowi Małgorzaty Hayles, która zabiera nas nie tylko w podróż do malowniczej miejscowości, stanowiącej scenerię zbrodni, ale i w głąb mrocznej, ludzkiej psychiki. Powieść pt. „Wśród nocnych cisz”, to doskonała lektura dla wszystkich miłośników trzymających w napięciu historii, zarówno tych, którzy z twórczością autorki mieli już do czynienia, jak i dla tych, którzy o książkę autorki sięgają po raz pierwszy. Doskonałe zakończenie nie tylko zaskakuje, wytrąca nas z równowagi, ale i daje dowód na wielki talent autorki i stanowi zachętę do lektury jej poprzednich powieści!