kwiecień 20, 2025

Rezultaty wyszukiwania dla: historia

Świrad jest studentem. Zafascynowany historią, skupia się na tej dziedzinie wiedzy, zdobywając uznanie wykładowców, jednocześnie wywołując zazdrość i niechęć wśród kolegów z roku. Ale, całkiem nieplanowanie, udaje mu się wzbudzić zainteresowanie Sambojki. Dziewczyna początkowo godzi się na niezobowiązujący seks, później jednak zakochuje się w intrygującym chłopaku. Nie może nawet podejrzewać, jakie sekrety przeszłości skrywa Świrad.

Dział: Patronaty
wtorek, 22 czerwiec 2021 23:28

Dziewczyna w drugim rzędzie

Są miejsca, w których od lat nie zmienia się klimat. W powietrzu zawsze wyczuć można te same nuty niepokoju i tajemnic, które skrywają się niemal w każdym zakątku miasteczka. Gdy nasza noga ponownie przekracza granice miasta, wracają wspomnienia, a teraźniejszość walczy o uwagę z przeszłością. Gdzie w tym wszystkim skrywa się prawda? Cathy pracuje w paryskiej redakcji i czeka na swoją szansę, by zaistnieć i wspinać się na kolejne szczeble kariery. Dość szybko okazuje się, że kobieta dostanie swoją życiową szansę, gdyż w Beaufort dochodzi do morderstwa. Ofiarą jest dawna koleżanka z klasy Cathy, dzięki czemu to ona ma opisać to zdarzenie.

Powrót do miasteczka, które wciąż wywołuje masę emocji, nie będzie jednak tak łatwy i przyjemny, jak chciałaby tego kobieta. Nic nie przychodzi gładko, a namówienie do zwierzeń rodziny i przyjaciół ofiary, graniczy z cudem. Czy uda jej się osiągnąć cel i zmierzyć się z własnymi słabościami oraz przeszłością, która uderza w nią ze zdwojoną siłą?

Dziewczyna w drugim rzędzie

Kolejna powieść spod pióra Aurelii Blancard, którą miałam okazje właśnie poznać, całkowicie mnie zaskoczyła. Ogromnie różni się od swojej poprzedniczki, na szczęście wciąż zawiera w sobie te elementy, które ujęły mnie podczas lektury. Autorka ma lekkie pióro, które zachwyca prostotą. Nie jest wybujałe, nie zawiera trudnych do zdefiniowania słów, a jednak zaskakuje, wyprowadza w pole, kusi i zachęca do czytania. Dziewczyna w drugim rzędzie skrojona jest idealnie pod czytelnika łaknącego tajemnic, klimatu i zagadek, tych nierozwiązywalnych, przynajmniej za szybko.

Każdy element powieść współgra ze sobą i nie pozwala czytelnikowi się oderwać. Jedna zarwana noc i nieprzemożna chęć poznania zabójcy, jego powodów i wydarzeń, które do tego doprowadziły. Tylko tyle i aż tyle należy poświęcić na lekturę tego tytułu, bo gdy raz damy się wciągnąć tej historii, będziemy chcieli poznać odpowiedzi na wszystkie pojawiające się pytania. Powieściopisarka nie da się tak łatwo rozgryźć. Opowieść, którą przed nami roztacza, nie pozwala się zamknąć w sztywnych ramach czy schematach. Nic tu nie jest łatwe, oczywiste czy czarne lub białe.

Wśród bohaterów

Kreacja postaci to w powieści Dziewczyna w drugim rzędzie równie ważny i dopracowany punkt, jak sama fabuła. Każda pojawiająca się osoba ma swój wkład zarówno w przeszłość, jak i w teraźniejsze wydarzenia. Skrywa swoje tajemnice, lęki i przekonania, nadając całości klimatu i głębi, bez której nie byłoby strachu, niepokoju czy dobrej lektury z tego gatunku. Całość współgra ze sobą, wiodąc czytelnika do wielkiego finału, którego nie sposób przewidzieć. A nawet jeśli komuś się to uda, to i tak nie zabije to radości z zakończenia historii.

Dziewczyna w drugim rzędzie to opowieść o tym, z jaką łatwością człowiek pielęgnuje złe wspomnienia, żyje przeszłością i wzrasta w nim chęć zemsty. Autorka poprzez swoich bohaterów pokazuje, ile krzywd i blizn pozostaje w ludziach na długo po traumatycznych przejściach i podkreśla, że one same nigdy nie znikną. To krótkie rozdziały napędzały akcje powieści, ale i postaci, które choćby jak Lidia były mi znane z debiutu autorki. Ta historia jest inna, ale wciąż tak samo prosta i zarazem głęboka w przekazie. Jestem pod wrażeniem pióra i formy.

Dział: Książki
Lubi smak kompostu o poranku, nosi kapelusz i nie stroni od kamuflażu. Któż to taki? To dżdżownica-detektyw, Szerlok Worms, bohater debiutanckiego komiksu Łukasza Auguścika pt. „Niesamowity Szerlok Worms i niebieskie monstrum”. Jakież to przygody będzie miewał nasz dzielny detektyw-pierścienica?
 
Oto w lesie nastąpiła seria niewyjaśnionych porwań. Najpierw zniknęła królowa mrówek, przez co wszystkie robotnice byczą się na urlopie, a zaraz potem przepada jak kamień w wodę królowa pszczół, dezorganizując zupełnie pracę w ulu. Bez mrówek las zacznie przypominać jedno wielkie śmietnisko, a brak zapylaczy skończy się klęską nieurodzaju, a w końcu też głodu. Dziennikarz Zwinka prosi więc najznakomitszego detektywa od ściółki po korony drzewa, czyli właśnie tytułowego Szerloka Wormsa. Razem zbadają poszlaki oraz dokonają przesłuchań świadków. Wszystko jednak wskazuje, że ciężko będzie wytropić monstrum, które stoi za tajemniczymi zniknięciami.
 
Komiks detektywistyczny z bohaterem-dżdżownicą? Zdecydowanie nie jest to przyziemny pomysł. Choć jest to raczej lektura dla młodszego widza, to ja bawiłam się całkiem dobrze. Żałuję nawet, że do rąk trafia mi krótka historia, a nie tak rozbudowana, jak choćby te, które z powodzeniem projektuje Tomasz Samojlik. Dzieciom z pewnością spodobają się nietypowe pomysły na tropienie złoczyńcy, a dorośli będą pod wrażeniem proekologicznych i biologicznych ciekawostek, które przekazywane są właściwie mimochodem małemu czytelnikowi. Także prosta kreska i żywe kolory to to, co najmłodsi lubią najbardziej. Mam tylko nadzieję, że od tego tomiku przygód Wormsa następne komiksy Łukasza Auguścika nie będą trafiały do szuflady, tylko do naszych rąk.
Dział: Komiksy
poniedziałek, 21 czerwiec 2021 20:30

Opowieść podręcznej. Powieść graficzna

Powieści graficzne to często nie lektura dla samej rozrywki. Bywa, tak jak w przypadku adaptacji „Opowieść podręcznej” Margaret Atwood, że zostają z czytelnikiem na długo, na bardzo długo. To ciężka, przerażająca, potężnie emocjonalna historia. Czy jednak rzeczywiście tak fantastyczna?
 
Bohaterką powieści jest Freda. Nie jest to jednak jej prawdziwe nazwisko. Za niesubordynację i próbę ucieczki z opresyjnego systemu za karę została pozbawiona właściwie wszystkich praw i przyuczona do bycia podręczną. Kim są podręczne? To kobiety, które tak jak ona, miały pecha i je złapano. Umieszczono w Czerwonym Centrum, które można by było nazwać połączeniem kolonii karnej z reedukacją, albo raczej praniem mózgu. Tu ruguje się indywidualność. Wszystkie kobiety są traktowane tak samo, noszą podobne czerwone szaty ze „skrzydłami” zasłaniającymi widok jak klapki na końskich łbach. Wszystkie jedzą to samo, mówią to samo, myślą to samo. Nie mogą się malować, dbać o skórę, nie mogą być sobą. Służą tylko jednemu: reprodukcji.
 
Freda trafia do domu komendanta. To właściwie jej ostatnia szansa. Podręczna nie jest potrzebna, jeśli nie płodzi dzieci albo jeśli płodzi Niedzieci, dzieci z wadami. Jako że komendant prawdopodobnie jest bezpłodny lub ma bezpłodną żonę, zdecydował się na pośrednictwo podręcznej. Ona urodzi jego dziecko (poczęcie to prawdziwy rytuał!) na jej kolanach i wszyscy będą szczęśliwi. Wszyscy, znaczy komendant, bo ani podręczna, ani żona nie czuje się komfortowo w tej sytuacji. Tym bardziej że są problemy z zajściem w ciążę…
 
Ubezwłasnowolnione kobiety. Właściwie częściowo same tego chciały! Częściowo, bo niektóre właśnie dążyły do oddania się pod opiekę mężczyznom, zamknięcia w domu, by osiągnąć tam spokój od męskich spojrzeń i chuci. Chciały, by zdelegalizowano porno, by ich córki nie były gwałcone. Kultura Gileadzka miała być odpowiedzią na kulturę gwałtu właśnie. Miało być lepiej… wyszło jak zawsze. Wyszło pomieszanie ideałów zawartych w Starym Testamencie z nakazami Koranu.
 
Od czego się zaczęło? Od tego, co zaczyna się zawsze: strachu. Może to być tak jak tu: atak terrorystyczny. Może to być wojna. Bomby w urzędach. Pandemia. Krok po kroku odbierane są drobne prawa. Ludzie zaczynają się dzielić, ale początkowo są one tłumaczone ogólnym dobrem dla wszystkich. Musisz legitymować się, wyjeżdżając do kraju? To dla bezpieczeństwa. Szczepić się przed wyjazdem? To dla bezpieczeństwa. Nie masz własnego konta, pieniędzy, prawa do głosowania, pracy? To dla bezpieczeństwa. Czyżby?
 
Stworzona kultura przywodzi na myśl taką, która rzeczywiście mogłaby istnieć. Sposób, w jaki mężczyźni próbują usprawiedliwić jego istnienie, jest przerażający. Sprawiają, że brzmi to zupełnie realnie i rzeczowo. Co ciekawsze: mało kto się buntuje, bo boi się kary. Każdy boi się o siebie, a wystarczyłby większością zaatakować reżim, by go zgnieść. Zastany w powieści graficznej totalitaryzm tworzy obraz społeczeństwa, które zniesie wszystko, jeśli dostanie, choć przebłysk wolności. Odpalonego czasem papierosa, nocami zakazaną grę planszową, wyjście, pocałunek, zdjęcie ukochanej osoby, którą dawno się nie widziało, rozmowę z przyjacielem. Niewielki stopień wolności, który posiadają podręczne, tak naprawdę jest złudzeniem, sztuczką, cieniem na ścianie, manipulacją. Szczur w labiryncie może iść w dowolne miejsce, o ile pozostaje w labiryncie.
 
Do strony graficznej nie mam żadnych zastrzeżeń. Grafika tutaj jest wspaniała, tworząc nieco inny efekt niż adaptacja filmowa, podkreślając na prawie każdej stronie bogatą, głęboką czerwień podręcznych, wytrawiając ten kolor na zawsze w umyśle czytelnika i zmieniając co chwilę jego znaczenie wraz z biegiem fabuły. Styl oszczędnej, nieco uproszczonej grafiki szczególnie gra kolorem (zwłaszcza czerwonym i niebieskim), a mimika mówi wiele, nawet jeśli słowa nie są możliwe. Oczy tak bardzo są tu zwierciadłem duszy! To wierna adaptacja, a rysunki, często dosyć oniryczne czy symboliczne, wzmagają tylko rosnące poczucie oporu, ale i braku nadziei.
 
Kto mógłby być idealnym czytelnikiem tej powieści graficznej? Przede wszystkim czytelnik powieści „Opowieść podręcznej” Margaret Atwood, by zweryfikować fikcję literacką z wizją rysunkową Renée Nault. Moim zdaniem raczej dobrze odbierze ją kobieta, która obecnie protestuje przeciwko ustanawianiu praw godzących w wolność i to jakąkolwiek wolność. Chciałabym, by była to każda kobieta, każda matka, babcia i każda córka i wnuczka, jednak nie jestem przekonana, czy niektóre nie zrozumiałyby opacznie przesłania książki, że nie pochwaliłaby systemu w Gilian. A to, tak jak system w „Fehrenheit 451°” Raya Bradbury’iego, jest fikcja zbyt opresyjna dla jednostki, by nią uznać za godną do naśladowania w rzeczywistości.
 
Ta książka była przerażająca i dziwnie... spostrzegawcza. Prowokująca do myślenia i niepokojąca. Patrząc na otaczające nas ruchy społeczne czy polityczne, także w naszym kraju, zaczynam się czasem bać. Bać, że fikcja stanie się prawdą. Dlatego polecam lekturę każdemu. Świetny i godny towarzysz oryginału.

 

Dział: Komiksy

W tym roku festiwal „Komiksowa Warszawa” odbędzie się w plenerze i będzie miał aż dwie odsłony. Pierwsza z nich, czyli „KOMIKSOWA WARSZAWA 2021 – START” wydarzy się w dniach 18-20 czerwca w warszawskim Ogrodzie Saskim przy okazji Pleneru Literackiego, a druga - „KOMIKSOWA WARSZAWA 2021 – META” – w dniach 9-12 września na Placu Defilad, podczas Warszawskich Targów Książki. 

Dział: Wydarzenia
czwartek, 17 czerwiec 2021 17:58

Dwór na Martwym Polu

Chociaż fantastyka jest dla mnie najbliższą dziedziną literatury, to jednak od czasu do czasu zaglądam też w inne gatunki, aby nieco odpocząć od kosmicznych ekspedycji czy fantastycznych opowieści spod znaku magii i miecza. Tym razem w moje ręce trafiła książka pod tytułem „Dwór na martwym polu” Joanny Pypłacz, która ku mojemu zaskoczeniu, okazała się w gruncie rzeczy powieścią grozy!

Joanna Pypłacz to Krakowianka z krwi i kości, z wykształcenia filolog klasyczny, z zamiłowania pisarka, literaturoznawczyni oraz fotograf. Uwielbia historię - co swoją drogą ma swoje ujście w powieści, osadzając akcję swojej książki w drugowojennym Krakowie -, muzykę klasyczną oraz wszystko, co dziwne i niesamowite. Dotychczas ukazało się sześć jej powieści oraz publikowała też swoje krótsze formy literackie w kilku antologiach opowiadań.

Jesteście ciekawi fabuły? Jak już wspominałem wyżej, autorka zabiera nas do Krakowa w roku 1941. Irena Kornacka, artystka i właścicielka kliniki lalek od dłuższego czasu oczekuje na wieści o losach swego męża, który jakiś czas temu został schwytany w ulicznej łapance. Niespodziewanie, otrzymuje zaproszenie od swej dawno niewidzianej krewnej sprawującej pieczę nad rodzinnym majątkiem w Uroczyskach. Gdy za radą bliskich postanawia przyjąć propozycję i opuszcza swe mieszanie na Dębnikach, by zamieszkać w oddalonym o setki kilometrów od miasta, powoli niszczejącym dworze, szybko uświadamia sobie, że w miejscu tym panuje przedziwna atmosfera, a pewne obszary jego historii objęte są ścisłą zmową milczenia. W pewnej chwili podjęte na własną rękę dochodzenie zaczyna wymykać jej się spod kontroli.

Książka ma swoje lepsze oraz gorsze momenty. I co najbardziej - nie chcę użyć słowa rażące, ale może... rzucające się w oczy - jest to, że mały spadek formy literackiej przypada na punkt, tak naprawdę, kulminacyjny. Powieść Joanny Pypłacz z początku mnie wciągnęła. Historia właścicielki pracowni lalek już sama w sobie budzi w czytelniku niemałe zainteresowanie. Motyw wojennego Krakowa, gdzie historia raczej nie należy to moich ulubionych dziedzin, tutaj jest ukazany bardzo fajnie. Akcja rozpoczyna się dość szybko, co też jest plusem. Później, jednak gdy fabuła zmierza do najważniejszego momentu, robi się jak dla mnie nieco nużąco. Motyw tajemnicy dworu, do którego przeprowadza się nasza bohaterka, jest nieco schematyczny, jest to coś, co mam wrażenie, już kiedyś czytałem, wiec przede wszystkim zabrakło mi tutaj efektu WOW. Samo zakończenie też zostawia kilka niedopowiedzeń, jednak w internecie znalazłem informację, że będzie kolejna część powieści, co też sporo tłumaczy.

Styl pisarski bardzo chciałbym pochwalić, jest to język bardzo poetycki, jednocześnie miły w odbiorze i pozwalający na gładkie przebrnięcie przez ponad 330 stron lektury. Ogólnie rzecz biorąc, książka nie jest złą powieścią, ale mam wrażenie, że pomysł nie został zrealizowany w stu procentach tak, jak miał. Momentami dzieje się zbyt dużo, innym razem znowu jest fabularnie nużąco. Samo rozwiązanie zagadki, także delikatnie rozczarowuje, ale myślę, że dam szansę drugiemu tomowi by rzucił nowe światło na pozostawione dla czytelnika furtki.

Dział: Książki
poniedziałek, 14 czerwiec 2021 16:31

Wiedźma opiekunka

Często tak jest, że kiedy pochłonie cię jakaś historia, chcesz przeczytać ją od razu w całości. Dobrze jest, kiedy mamy taką możliwość, najgorzej, jednak kiedy musimy czekać. Na szczęście w przypadku tej historii możemy od razu zanurzyć się po sam czubek głowy. Wszystko dzięki temu, że wydawnictwo Papierowy Księżyc wznowiło serię o W.Rednej wiedźmie.

„Wiedźma opiekunka” to drugi tom z serii Kroniki Belorskich. Cykl ten opowiada o rudowłosej wiedźmie Wolhie Rednej, która przez swój płomienny temperament, trudny charakter i magiczny dar, ciągle pakuje się w kłopoty. Tym razem główna bohaterka ma jeszcze trudniejsze zadanie niż poprzednio. Musi przestać być sobą, a stać się kimś w granicach normy. Oczywiście nie normy uznawaną przez Wolhe. Rudowłosa wiedźma zdaje egzaminy końcowe, teraz tylko staż u króla Nauma i może ruszać w świat. Jednak plany trochę się komplikują, a mówiąc trochę mam na myśli to, że Wolha najpierw musi ocalić swoich przyjaciół (i najczęściej przy okazji nie stracić przez przypadek własnego życia), żeby potem móc robić cokolwiek innego. Nie ma wyjścia, musisz ruszać na odsiecz, za jedyną broń mając... swój trudny charakter.

Każdy, kto miał okazję poznać twórczość Olgi Gromyko, wie, że w jej powieściach nie brakuje dobrego humoru i wartkiej akcji. Kreacja bohaterów pozwala na zaangażowanie emocjonalnie w ich przygody. Od samego początku czujemy do nich sympatię, zwłaszcza do głównej bohaterki.

Wolha Redna bardzo kojarzy mi się z Liną Inverse z anime Slayers. Taki typ postaci nie jest czymś nowym. Jednak popularność zarówno Kronik Belorskich, jak i japońskiej animacji pozwala stwierdzić, że tacy bohaterowie są bardzo potrzebni do tworzenia zabawnych i wciągających historii.

Olga Gromyko w „Wiedźma opiekunka” pokazała, że ma pomysł na tę serię. Drugi tom w niczym nie ustępuję pierwszemu. Fabuła porywa od pierwszych stron, a ilość gagów i żartów sprawia, że ta historia pomimo ciężkich atrybutów magicznie unosi się w powietrzu. To magia, którą po prostu trzeba poznać.

Dział: Książki
poniedziałek, 14 czerwiec 2021 12:42

Zapowiedź: Pan Kamienia Wschodu

Historia lubi zaskakiwać, a konsekwencje podjętych działań potrafią być nieprzewidywalne. Nie ma litości dla tej, która sprzeniewierza się surowym zasadom Królestwa. Jednak to ona jest iskrą, która rozpala płomień buntu. Gdy Aline, córka władcy Królestwa Żeglarzy, zostaje oskarżona o zdradę państwa, nie pozostaje nic innego, jak ruszać tam, gdzie istnieje szansa na przeżycie. Na Północ.

Dział: Patronaty
środa, 09 czerwiec 2021 18:33

Opowiadania prawie wszystkie

„... Człowiek podlega aniołom czy ugina się przed śmiercią jeno przez słabość swojej wątłej woli”. Joseph Glanvill

Wracanie do klasycznych utworów literatury grozy sprawia ogromną przyjemność, zwłaszcza kiedy podane są one w bardzo atrakcyjnej formie. Edgar Allan Poe wyśmienicie potrafił wykreować klimat bazujący na bojaźni, lękach i niewiadomych, wprowadzić czytelnika w swoisty trans zmierzenia się z ciemną stroną niezidentyfikowanych mocy, przeprowadzić przez granicę między światem realnym a mistycznym. Nie potrzebował do tego bezpośredniości i krwawych opisów scen, a sugestywnie podsuwał elementy obrazów, z wyczuciem zapalał iskrę imaginacji, rozniecał żar poznawania, a potem pozostawiał odbiorcy przestrzeń do ukształtowania całości we własnych wyobrażeniach. Czasem prowadził delikatnie, z lekkim drżeniem napięcia, subtelnym powiewem mroku, kiedy indziej od razu zaczynał od górnego poziomu niepokojących emocji, aby prowadzić postaci na krawędź rozpaczy, szaleństwa, obłędu. Gdzieniegdzie dodawał szczyptę humoru albo wplatał złowieszcze myśli. Stawiał na moc słowa, dokładność znaczeń, poetyckie zgranie. Stopień intensyfikacji z przeżyciami narratorów zależał w dużym stopniu od wrażliwości i elastyczności myślenia odbiorcy, głębi zainteresowań śmiercią i nieśmiertelnością.

Edgar Allan Poe wykorzystał naturalną ciekawość człowieka, odwieczne zadawanie pytań, czy istnieje życie po śmierci, jaką przybiera formę, jak komunikować się z nieuchwytnymi bytami. Wchodząc w taką tematykę, podgrzewał demoniczną atmosferę, irracjonalną pułapkę karuzeli strachu. Idea ponownych wcieleń duszy stała się pretekstem do kreślenia opowieści łączących świat realny z nierealnym. Wyskakujący z obrazu koń, wchodzenie w ciało umierającej osoby, znaki obecności nieziemskich dowodów, zamglone zjawy wykazujące własną wolę, głosy zza grobu, przepowiednie na łożu śmierci. Zadziwiające, jak wielu bohaterów popadało we władzę przesądów i nocnych majaków. Ponurość odnajdywała się także w plastycznie opisywanych miejscach, choćby zamkowej scenerii ze strzelistą wieżą, osobliwych posiadłościach, zakładzie dla obłąkanych, strefach pogrzebania żywcem. Wplątał romantyczne nuty, uczucia pokonujące śmierć, wystawiające na próbę rozum, przywołujące fantastyczne wizje, złe przeczucia, natrętne urojenia dziwnych bytów, wielkie tajemnice i spekulacje metafizyczne. „Berenika” to fantastyczne narodziny gatunku horror, w którym wybujałe marzenia stały się wyłączną egzystencją. Jak wiele sekretów zapisuje nikczemne serce? Czy obłęd nie jest najwznioślejszym przejawem inteligencji?

Niewątpliwie Edgar Allon Poe potrafił dotrzeć do najmroczniejszej części ludzkich osobowości, osadzić w niezwykłych historiach, wywołujących dreszcze, stawiających rozum do konfrontacji ze skrajnymi emocjami, co najlepiej było widać w „Williamie Wilsonie". Fenomenalnie żonglował dowodami egzystencji. Pomysł na przeniesienia życia z człowieka na przedmiot, zaprezentowany w „Owalnym portrecie”, zaliczyłam do kreatywnych. Obecnie takie koncepcje nie zaskakują, oswoiła nas z nimi masowa kultura, ale to właśnie ona czerpie garściami z dorobku pisarza, powiela wzorce jego mrocznych opowieści. „Czarny kot” stał się pierwowzorem wielu historii zaglądających w najmroczniejszą część duszy człowieka, rodzenia się i intensyfikacji zła. Obraz zgnilizny w „Prawdziwym opisie przypadku p. Valdemara” zachwyca kapitalnym zakończeniem. Poe lubił stawiać czytelnika przed przewrotnymi i zaskakującymi finalnymi odsłonami opowiadań. Trzeba wspomnieć o kryminalnych opowieściach, z udziałem pierwszej w literaturze postaci detektywa, C. Auguste'a Dupina. „Zabójstwa przy Rue Morgue” wyznaczyły trendy promowania w mrocznej literaturze siły dedukcji, psychoanalizy, wchodzenia w osobowość i doświadczenia zabójcy. Do czego mogą doprowadzić wyrzuty sumienia związane z popełnioną zbrodnią?

Trzydzieści dziewięć opowiadań przemyślanie uporządkowano, zapewniono zgrabne przejścia między nimi, uwzględniając zbieżne kierunki klimatów.

Dział: Książki
środa, 09 czerwiec 2021 18:21

Więzy nieba

Kreowanie świata i powoływanie do życia niezapomnianych bohaterów przedstawianych przez A. C. Gaughen miałam szansę poznać przy pierwszym tomie zachwycającej serii „Żywioły” kilka miesięcy temu. Straciłam głowę dla historii Shalii, królowej Trifectate, obdarowanej jednocześnie żywiołem ziemi. Do dziś pamiętam nieprzerwaną falę wzruszeń towarzyszącą przy poznaniu jej próby odnalezienia się w nieprzyjaznym królestwie. Opowieść skradła moje serce, co przełożyło się na spore oczekiwania co do „Więzów nieba”, gdzie autorka zawarła historię Aspasii, nieustraszonej piratki dowodzącej statkiem złożonym z dziecięcej załogi i posiadającej moc powietrza, która pojawiła się na krótki moment w pierwszym tomie. Moje oczekiwania zostały rozbite w drobny mak i to nie dlatego, że „Więzy nieba” okazały się złe, ale właśnie dlatego, że historia wykreowana przez A. C. Gaughen pozostawiła je daleko w tyle. Bezkonkurencyjna, przejmująca i zapierająca dech w piersiach niczym najsilniejszy sztorm – historia Aspasii zachwyciła mnie od pierwszego rozdziału, zbliżając do bohaterów, których imiona wypalają się w głębi serca.

WIATR SZEPCZE TWOJE IMIĘ

Aspasia od kilku lat dowodzi statkiem z dziecięcą załogą, stworzoną głównie z osób posiadających dary żywiołów. Niestraszne są jej przerażające sztormy ani łagodne wiatry. Dziewczyna może kontrolować powietrze, co pozwala jej na uwalnianie niewolników z komun i zrywanie krępujących ich okowów, oddając wolność.

BURZOWE CHMURY ZBIERAJĄ SIĘ NA HORYZONCIE

Aspasia niestrudzenie poszukuje swojego rodzeństwa, z którym została rozdzielona wiele lat temu, gdy cała jej rodzina trafiła do niewoli. Mimo rządów okrutnej Cyrus, będącej jej właścicielką i zmuszającej Asp do bezwzględnych czynów, dziewczyna nie traci nadziei. To właśnie potęga tej niezachwianej wiary w odnalezienie tych, których kocha najmocniej na świecie, pozwala jej przetrwać.

ZBLIŻA SIĘ COŚ ZŁEGO

Kapitanka nikomu nie wyznaje swoich sekretów – ani tych dotyczących rodzeństwa, ani tajemnic dotyczących załogi statku. Bez względu na cenę nikt nie może dowiedzieć się, co takiego potrafi Aspasia. Nikt.

Czas zaczyna gonić dziewczynę, gdy Cyrus zbliża się do odkrycia jej sekretów. Aspasia wie, że kurs, który wyznaczyła jej bezduszna kobieta, może być jej ostatnim. Musi wykorzystać swoją moc i spróbować zmienić los prowadzący ją ku niechybnej śmierci.

OSTATECZNA BITWA NADCHODZI

Aspasia z pomocą swojej załogi i nowego uczestnika rejsu, rusza do walki. Po raz pierwszy od dawna dziewczyna musi zmierzyć się ze swoim strachem, który tak skrzętnie ukrywała. Mimo własnych problemów zostaje również wrzucona w sam środek wojny pomiędzy okrutnym królem Trifectate a Żywiołami. Przyszłość jest niepewna. Wszystko może się wydarzyć. Szala znajduje się na granicy, a Aspasia może być właśnie tą osobą, która ją przechyli...

„Więzy nieba” zachwycają od pierwszych rozdziałów. Obserwowanie Aspasii dowodzącej załogą dzieci, z których wiele posiada moce żywiołów oraz powoli odkrywającej sekrety swojej duszy przed pewnym nieznajomym, którego uratowała przed niewolnictwem i rodzącej się nimi więzi, pozwoliły mi puścić wodze wyobraźni i razem z nimi całą sobą przeżywać ich przygody. Uczestniczenie w przemianie zachodzącej w kapitance, zaciekle walczącej o tych, których kocha, dzielnej i gotowej do poświęceń oraz metamorfozie Kairosa, który zaczyna rozumieć, że świat nie jest czarno-biały, zachwyciły mnie bezgranicznie. Zakochałam się w tej powieści. Znienawidziłam autorkę za zakończenie, przez które nie mogłam powstrzymać łez, a jednocześnie coraz bardziej zachwycałam się skonstruowaną przez nią płaszczyzną ukazującą bezkresne, zachwycające morze. Moje serce zostało zszargane, porozrywane na strzępy, ale mimo to zachowało nadzieję dotyczącą kolejnej przygody, następnego żywiołu i mamiącej mnie niesamowitą historią, która może się zdarzyć.

Bohaterowie, bohaterowie, bohaterowie. Najlepszy aspekt tej powieści. Nie wiem nawet, co o nich napisać, ponieważ szybko zawrócili mi w głowie. Zacznijmy może od pięknej Aspasii o wielkiej sile ducha, gotowej zginąć, aby uchronić tych, których kocha. Jej walka z uciskiem Cyrus i szaleńcze poszukiwania straconego dawno temu rodzeństwa wiele razy wywołały u mnie łzy. Każda jej strata i niezwykła nadzieja drzemiąca w jej sercu, dająca jej siłę do stawiania kolejnych kroków i pokonywania barier, a także wielka miłość do tych samotnych dzieci, które odnalazły przy niej rodzinę, uczyniły z niej niesamowicie silną bohaterkę, łamiącą wszelkie stereotypy. Kairos, słodki cudowny chłopiec, a jednocześnie mężczyzna z pustyni, odkrywający prawdy o świecie, lojalny do granic możliwości oraz zachwycający swą radością nawet w najtrudniejszych chwilach, skradł moje serce od samego początku. Odkąd skończyłam pierwszy tom, nie mogłam o nim zapomnieć. Jestem niesamowicie wdzięczna autorce, że pokazała nam resztę jego historii i pozwoliła odkryć wszystkie karty. Arnav, buntowniczy nastolatek władający ogniem, który uosabiał najgorsze cechy dojrzewania, a jednocześnie stanowił przykład niezachwianej miłości i potęgi drzemiącej w każdym skrawku jego serca. Nav, walcząca jak lwica o swoje rodzeństwo; Ori, powoli godzący się z utratą ukochanej siostry czy Gryph, spokojny i altruistyczny - pokochałam ich całym sercem. A. C. Gaughen stworzyła niesamowite postacie, o których nie sposób zapomnieć.

„Więzy nieba” to powieść, którą powinien poznać każdy wielbiciel fantastyki z nutką romansu oraz poruszającej ważne problemy społeczne. Seria opowiadająca o osobach posiadających moc żywiołów, walczących z opresją okrutnego króla pragnącego zniszczyć wszelkie nadprzyrodzone dary i pragnącego ich jednocześnie dla siebie oraz pokazująca silne kobiece charaktery, stała się jedną z moich ulubionych. Zapewniam Was, że jeżeli dacie jej szansę, nie będziecie zawiedzeni. A. C. Gaughen nie przerysowuje historii, dokładającej do niej niepotrzebne, zapychające wątki. Wszystko w jej powieściach jest przemyślane, co pozwala cieszyć się niebanalnymi historii. Nie mogę doczekać się, gdy ukaże się trzeci tom, który jeszcze nie został ukończony. Wiem, że autorka szykuje kolejny rollercoaster emocji, co pozwala mi cierpliwie czekać na kolejne tomy. Zaryzykujcie, dajcie się ponieść morzu!

Dział: Książki