kwiecień 03, 2025

Rezultaty wyszukiwania dla: fantastyka młodzieżowa

czwartek, 01 październik 2020 14:02

A Curse So Dark and Lonely

 

Retelling Pięknej i Bestii, jakiego jeszcze nie było.

Uwielbiam czytać baśnie, szczególnie te mroczne, fantastyczne i pełne niespodziewanych zwrotów akcji. Z ogromnym zapałem sięgnęłam więc po pierwszy tom serii opowiadającej na nowo przygody Pięknej i Bestii, spod pióra Brigid Kemmerer, amerykańskiej pisarki ze stanu Maryland, „A Curse So Dark and Lonely”. Czy powieść spełniła moje oczekiwania?

Zarys fabuły

Czarownica rzuciła urok na księcia Rhena, zamykając go w kole czasu. Z każdą kolejną dziewczyną, która go nie pokochała, traci nadzieję i rozpoczyna cykl od nowa, od swoich osiemnastych urodzin. Co stanie się, jednak gdy los połączy drogi księcia i Harper? Dziewczyny, której życie nie jest usłane różami, a jej sposób myślenia zupełnie różni się od standardów, do których przywykł Rhen. 

Moja opinia i przemyślenia

Nie jest to pierwsza książka pisarki, jaką miałam przyjemność przeczytać. Jakiś czasem temu zagłębiłam się w lekturę powieści „Listy do utraconej”, która wywarła na mnie bardzo pozytywne wrażenie. Tym chętniej więc sięgnęłam po „A Curse So Dark and Lonely”. Muszę przyznać, że była to słuszna decyzja. Książka wciągnęła mnie do swojego świata i nie uwolniła, dopóki nie doczytałam ostatnich stron. Teraz niecierpliwie czekam na kolejny tom, który, mam nadzieję, ukaże się już niedługo. 

Historia jest świetnie napisana. Brigid Kemmerer wie jak wzbudzić w czytelniku całą masę sprzecznych emocji. Bez trudu też potrafi przykuć jego zainteresowanie. Fabuła jest co prawda inspirowana znaną baśnią, ale zdecydowanie różni się od oryginału. Pisarka miała wiele własnych, doskonałych pomysłów, które w świetny sposób udało się jej zrealizować. 

Również bohaterowie są jej mocną stroną. Przyjemnie się o nich czyta, ale nie są to papierowe, pozbawione wszelkich wad postacie. W powieści znajdują się rozdziały pisane z punktu widzenia Rhena i Harper, dzięki czemu podczas lektury możemy ich doskonale poznać. 

Podsumowanie

„A Curse So Dark and Lonely” to prawdziwa uczta wyobraźni, nieco mroczna i niesamowicie wciągająca fantastyka młodzieżowa. Na długo po lekturze pozostawałam pod jej czarem i tak jak wspomniałam wcześniej, z niecierpliwością czekam na kolejny tom, który mam nadzieję, już wkrótce zagości na naszym polskim rynku wydawniczym. Jeżeli tak się nie stanie, to z pewnością sięgnę po wersję oryginalną, seria jest tego warta!   

 
 
Dział: Książki
poniedziałek, 21 wrzesień 2020 10:11

Zła Królowa

Holly Black wkradła się do serc polskich czytelników. Okrutny Książę stał się u nas bestsellerem. Ja sama czytałam te książki kilka razy. Jednak nie wszyscy wiedzą, że przed przygodami Jude i Cardana, autorka wydała inny cykl, zatytułowany Elfy Ziemi i Powietrza. To kolejne książki, które rozbudowują uniwersum wymyślone i stworzone przez Holly Black. Jeżeli czytaliście Okrutnego Księcia, na pewno pamiętacie pana Roibena, Kaye i Dwór Termitów. Pojawiają się w kilku istotnych scenach, a szczególnie pan Roiben pokazany jest jako ktoś, do kogo należy odnosić się z szacunkiem. Dzięki Złej Królowej będziemy mogli poznać ich historię.

„Dawno, dawno temu istniały dwa dwory, jasny i ciemny, cny i niecny. Ten pierwszy gromadził elfy powietrza, drugi elfy ziemi”.[1]

Kaye, wraz z matką, prowadzi koczowniczy tryb życia. Dlaczego? Ellen jest wokalistką zespołu rockowego, a bary i imprezy to jej drugi dom. W wyniku pewnych wydarzeń matka z córką wracają do rodzinnej miejscowości. Kaye nie jest normalną nastolatką – od dziecka widzi więcej. Jej historie o elfach, które ją odwiedzały, wzbudzały śmiech rówieśników. Jednak to nie były marzenia małej dziewczynki. Wszystko, co widziała Kaye było prawdziwe. Okazuje się, że dziewczyna staje się uczestnikiem walki pomiędzy elfami. Dwór Termitów jest miejscem przerażającym i strasznym, a dziewczyna wpada w ten świat z wielkim łoskotem.

Byłam oczarowana Okrutnym Księciem tak samo, jak historią Severina i Króla Olszyn. Zła Królowa została wydana już wcześniej, z okropną okładką i jeszcze gorszym tytułem. Na fali popularności najsławniejszej serii Black, wydawnictwo zdecydowało się wydać ponownie cykl Elfy Ziemi i Powietrza. Dwór Termitów jest miejscem mrocznym, dziwnym, a to, czego dowiedziałam się z Okrutnego Księcia, było… mało satysfakcjonujące. Chciałam się dowiedzieć czegoś więcej o pixie Kaye i panu Roibienie, którego jedno spojrzenie mogło zmrozić krew w żyłach. Black pokazała mi, że potrafi mącić, mieszać, a miejsca przez nią stworzone są pełne tajemnic i magii.

Zła Królowa to książka, którą czyta się bardzo szybko. Strona za stronę wpada się w historię Kaye, która odkrywa swoje prawdziwe ja. Nie ma w tej powieści miejsca na to, aby choć na chwilę się zatrzymać i wziąć chociaż jeden oddech. Akcja biegnie do przodu niczym pendolino, nawet nie zwalniając przy przystankach. Z początku jedzie po prostej drodze, bo fabuła dopiero się rozkręca, ale późniejsze wydarzenia przypominają górskie serpentyny. Znacie? Tyle zwrotów akcji i dynamicznych scen już dawno nie spotkałam. Czytając Złą Królową, nie sposób nie zauważyć, jak wielką drogę przeszła autorka. Różnice pomiędzy serią Elfy Ziemi i Powietrza a Okrutnym Księciem rzucają się w oczy, ale nie uprzykrzają lektury. W niektórych momentach przeszkadzał mi brak spójnych przejść pomiędzy scenami.

Relacja pomiędzy Kaye a Roibenem intryguje. Wiedziałam, do jakiego punktu zmierza cała akcja, ale wątek miłosny jest zbudowany ciekawie. Bohaterowie powinni dostać więcej miejsca, żeby czytelnik mógł bardziej wsiąknąć w to uczucie, ale polubiłam oboje i jestem ciekawa, jak potoczą się ich dalsze losy. Muszę się przyczepić do kreacji tytułowej Złej Królowej. Mało jej w tej powieści, a sceny, w których się pojawia, nie oddają jej pełnego charakteru. Rozumiem, że autorka chciała skupić się na czymś innym, ale zabrakło to w tej książce złola, który tylko doda pikanterii akcji.

Cieszę się, że Zła Królowa poszerza uniwersum Black w bardzo istotne informacje. Lubię, kiedy książki autora się o siebie zazębiają, mają jakąś część wspólną. Dzięki temu jestem bardziej zżyta ze wszystkimi bohaterami, poznaje tajniki świata wykreowanego przez autora i... z książki na książkę kocham uniwersum coraz bardziej.

[1] Zła Królowa, Holly Black, wyd. Jaguar, strona 92.

 

Dział: Książki
sobota, 08 sierpień 2020 21:11

Królestwo dusz

Ta książka jest inna, zadziwiająca, przepełniona odmienną kulturą, zapachami, emocjami, wierzeniami. Królestwo dusz to opowieść, różniąca się od historii, które czytałam do tej pory. To zadziwiająca, nieco mroczna lektura, którą warto wpisać do swojej listy must read. 

Arrah pragnie magii. Ma nadzieję, że ta w końcu do niej przyjdzie. Dodatkowo, ciążą na niej rodzinne oczekiwania, szczególnie ze strony matki. Niestety, czas mija, a Arrah nie przejawia żadnych, magicznych skłonności. Pewnego razu odkrywa, że jej okrutna matka ma straszny plan. Tworzy jej siostrę bliźniaczkę, której moc ma za zadanie obudzić Króla Demonów, które okrucieństwo owiane jest legendami.  Gdy on powróci, nikt nie będzie bezpieczny. Niestety, matka Arrah nie pozwala jej ostrzec innych i powstrzymać złej siostry. Czy dziewczyna poświęci wszystko, aby uratować świat? I czy jej się to uda. 

Ta książka przesiąknięta jest magią. Mroczną, egzotyczną, z bogami, tak zadziwiającymi i intrygującymi, że aż chce się dowiedzieć o nich wszystkiego. Rena Barron to autorka, która stworzyła fantastyczny, magiczny świat, który zachwyca od pierwszych stron Królestwa Dusz. Kraina, w której zamieszkują bohaterowie, jest wielowarstwowa, pełna tajemnic i sekretów. Jednak Rena Barron, pomimo mojego zachwytu nad kreacją świata teraz, trochę mnie zraziła do swojej powieści na początku lektury. Dlaczego? Autorka rzuca czytelnika w sam środek wydarzeń i kilkanaście stron to błądzenie we mgle. Nowe nazwy, miejsca, ogrom bohaterów, przedziwnych obrzędów jest dla czytelnika bardzo mylące, a brak konkretnego wprowadzenia czy też wyjaśnienia, powoduje, że trudno się wczytać w lekturę i docenić jej złożoność. Nie wiem, czy to wina tłumacza, czy też autorka w oryginale nie umieściła żadnych wyjaśnień, ale przez całą lekturę napotykałam się na nowe słowa, które niewiele mówią. Z jednej strony mamy piękny, zadziwiający świat, który chcę się odkrywać, bo jest przesiąknięty Afryką, a z drugiej jego złożoność i brak odpowiedniego wprowadzenia trochę zniechęca do lektury.

Bardzo podobała mi się fabuła, chociaż , że opis na okładce zdarza zdecydowanie zbyt dużo i odbiera prawdziwą frajdę z lektury. Akcja rozkręca się bardzo powoli, wręcz wlecze się ślimaczym tempie, jednak są momenty, które czyta się z rosnącą ekscytacją, a krew zaczyna szybciej krążyć w żyłach. Niestety, po zakończonej lekturze nadal mam w głowie mętlik i chociaż próbuje sobie wszystko poukładać, to czuje, że nie będzie t łatwe. Królestwo Dusz jest książką dobrą, ale sporo jej brakuje do tego, aby stać się powieścią fenomenalną; taką, która pochłonie czytelnika i cały otaczający go świat; taką, która oczaruje odbiorcę, uwiedzie go i nie da o sobie zapomnieć.

 

Dział: Książki
poniedziałek, 03 sierpień 2020 21:10

Wrona

Fe żyje w świecie, gdzie społeczeństwo podzielone jest na kasty. W tej, której się urodziłeś, w tej umierasz. Nie można się wypisać czy przepisać do innej, lepszej kasty.  Każda z nich symbolizuje co innego, a jej członkowie wyróżniają się pewnymi mocami. Fe należy do Wron. Kasty najbardziej niedocenianej i najbardziej krzywdzonej. A to dziewczyna i jej „rodzina” odpowiadają za to, aby zabrać ofiarę moru z wioski. Fe przygotowuje się do roli wodza stada, żeby zastąpić swojego tatkę. Gdy okazuje się, że dwóch zabranych z pałacu królewskiego młodzieńców żyje i odpowiedzialni są za los całego królestwa, dziewczyna zawiązuje z nimi Przymierze. Teraz życie jej, jak i stada Wron, znalazło się w niezwykłym niebezpieczeństwie. Fe będzie musiała wyruszyć w podróż usianą pułapkami, pełną trudnych podejść i ciągłego wysiłku. Czy jej i paniczom, którzy jej towarzyszą, uda się ocalić całe królestwo?

Nie jest to książka fenomenalna. Ma wady, które trochę mi przeszkadzały w trakcie lektury, ale … zakochałam się. To jedna z tych lektur, których wady widzę, ale pomimo to, uwielbiam bohaterów, świat stworzony przez autorkę i magię, która aż emanuje z kart powieści. Wiem, że inni wytykają jej bezlitośnie wady, nie patrząc na wszystkie pozytywne aspekty, ale ja postaram się przekonać was, że czas spędzony z Wroną nie będzie stracony. Opowiem wam o serii, którą można pokochać całym serduchem i wyczekiwać z niecierpliwością na kolejny tom.

Wrona jest książką dość oryginalną. Jeszcze nigdy nie spotkałam się z takim podziałem kastowym, jak w powieści Margaret Owen. Trochę to przypomina system w Indiach, a przeniesienie go do świata fantastycznego to wielki plus. Fe jest Wroną. Należy do najgorszych z kast. Ludzie nimi gardzą, ale gdy tylko mor pojawia się w ich wiosce/mieście wzywają je, aby uporali się z grzesznikiem. Wrony nigdy nie mogą czuć się bezpiecznie. Świat stworzony przez Owen oraz zasady, jakie w nim panują, wydają się z początku mętne, ale im dalej w lekturę, tym autorka coraz więcej wyjaśnia i rozgania mgłę. Jeden wątek, który wydaje się być osią napędową serii jest tutaj ledwie zaznaczony, a główny złoczyńca wspominany i pojawia się raz. We Wronach obserwujmy drogę jaką pokonuje Fe i jej towarzysze. Ludzie z innych kast, inaczej wychowani, inaczej patrzący na świat. Owen wyraźnie zaznaczyła, jak różne są ich światy. Później, gdy wędrówka stawała się coraz cięższa, można było zauważyć zmianę w tym, jak bohaterowie patrzyli na kasty. Zauważali, że świat nie jest czarno-biały.

Nie brakuje tutaj wątku miłosnego, ale ledwie o nim wspomnę, bo zdradzenie czegokolwiek więcej, będzie dla Was dym spoilerem. Bardzo podobała mi się kreacja zarówno Fe, która nie da sobie w kaszę dmuchać, jak i paniczów. Spotkanie tych dwóch światów było… zadziwiające. Każdy z bohaterów to odrębna, wyrazista postać, a jeszcze nie wszystko widzieliśmy. Mam nadzieję, że w kolejnych częściach Margaret Owen mnie zaskoczy!

Dział: Książki
poniedziałek, 11 maj 2020 22:52

Narzeczona

Bardzo lubię Rywalki (chociaż jak dla mnie część czwarta i piąta nie powinny ujrzeć światła dziennego) więc wiedziałam, że Narzeczoną przeczytam. Nie jestem wybrednym czytelnikiem, przy lekturze chcę się dobrze bawić i zapomnieć o świecie, jaki mnie otacza. Chcę przenieść się do miejsca opisanego w powieści i razem z bohaterami przeżywać wszystkie przygody i zawirowania. Taka historia musi być ciekawa, dobrze napisana, z postaciami, które czymś się wyróżniają. I dodatkowo, taka książka musi mieć iskrę, dzięki której się od niej nie oderwę i długo o niej nie zapomnę. Nie pogardzę też ciekawym romansem. Ale czy to wszystko ma Narzeczona?

Hollis jest najszczęśliwszą dziewczyną na świecie. Przyciągnęła zainteresowanie młodego, przystojnego króla Jamesona. Niedługo ma zostać królową, być panią na zamku i wieść dostatnie życie u boku władcy. Oboje wydają się parą idealną. Hollis tak jak inne wysoko urodzone panny marzyła o tym, aby król zwrócił na nią uwagę. Jednak gdy pojawia się Soren, który potrafi zajrzeć w głąb duszy dziewczyny i zobaczyć, jaka jest naprawdę, młoda narzeczona zaczyna wątpić, że poślubienie króla będzie dobrym wyborem.

Ciężko napisać opis fabuły tak, aby nie zdradzić wam za dużo. Jedno słowo więcej i odebrałabym wam te wszystkie emocje, którymi autorka postanowiła zaskoczyć swoich czytelników, wprowadzając na scenę nowego bohatera czy mieszając w relacjach między nimi. Kiera Cass znowu przenosi nas do wspaniałego świata pałaców, pięknych sukien, balów i przystojnych książąt. Od pierwszej strony zapadamy się w ten wspaniały świat, jednak to, co jest pomiędzy Hollis a królem nie satysfakcjonuje – te wszystkie emocje są sztywne i zaplanowane. Czekałam z ekscytacją na to, co wydarzy się na kolejnej stronie, bo Kiera Cass kilka razy pozytywnie mnie zaskoczyła. Wiadomo, że Narzeczona to opowieść dość schematyczna, ale autorka wszystko podała w ciekawej odsłonie, dodała trochę od siebie, a zakończeniem mnie zaskoczyła tak bardzo, że czytałam je kilka razy. Nie mam pojęcia, co może wydarzyć się dalej, ale chcę się tego dowiedzieć. Narzeczona to opowieść, która jest wprowadzeniem do dokładniejszej historii. Mam wrażenie, że autorka bardzo mnie zaskoczy w kolejnym tomie.

Muszę wspomnieć o wątku romantycznym. Jakie to było piękne! Kupiłam to od razu, od pierwszego spojrzenia i pierwszej wymiany zdań. Nie chcę więcej zdradzać, bo musicie sami się przekonać, że warto. Cass kilkakrotnie odwróciła karty i pokazała prawdziwą twarz niektórych bohaterów, po których się tego nie spodziewałam. Takie smaczki budują klimat tej historii i sprawiają, że chcę się więcej i więcej. Hollis jest bohaterką, która potrafi wzbudzić pozytywne, jak i negatywne emocje. Co mi się najbardziej w niej podobało? To, że dorasta. Z kolejnym zdaniem, stroną widać, jaką przemianę przechodzi i jak wydarzenia, w których uczestniczy, na nią wpływają.

Narzeczona to historia, która wciąga, fascynuje i jest zdecydowanie za krótka. Gdy już zaczniecie lekturę, nie będziecie się mogli od niej oderwać. Kiera Cass złamała moje czytelnicze serducho i mam nadzieję, że w kolejnej części, szybko je naprawi.  

 

 

 

 

 

 

Dział: Książki
wtorek, 14 kwiecień 2020 21:20

Las na granicy światów

Cieszę się bardzo, że twórczość Holly Black zadomowiła się u nas na dobre. Po trylogii, którą pokochałam od pierwszych stron, przyszła pora na jedno tomówkę, która pochodzi z uniwersum stworzonego przez Black, ale opowiada o innych bohaterach. Dzięki tej książce poznamy historię syna króla Olszyn, Sewerina.

Fairfold to miasteczko niezwykłe. Pełne magii, elfów, dziwnych stworów, niezbadanych lasów i przesądów, których mieszkańcy przestrzegają. To tutaj świat śmiertelników i elfów przenika się i łączy, a Mały Ludek żyje tuż obok zwykłych ludzi. Turystów przyciąga do tego miejsca magia, a lokalni mieszkańcy wiedzą, że czasami ktoś zniknie bez śladu. W Fairfold, w szklanej trumnie, śpi królewicz. Nikt nie wie, kim jest. Nikt przez lata go nie obudził. Kolejne pokolenia imprezują przy jego trumnie.

Hazel od zawsze chciała być rycerzem. Wraz z bratem, Benem, który otrzymał od elfów niezwykły dar, przemierzała lasy i zabijała potwory. Te czasy jednak minęły, a rodzeństwo dorosło. Gdy ktoś roztrzaskał szklaną trumnę królewicza, a na Fairfold spłynęła rozpacz i dziwna, przerażająca moc, dziewczyna musi przypomnieć sobie, co robiła przez ostatnich kilka nocy. Król Olszyn, którego wszyscy się boją, nie przyjmuje kompromisów. Miasteczku i jego mieszkańcom grozi wielkie niebezpieczeństwo, a jedyna nadzieja spoczywa w Hazel, Benie i Severinie.

Las na granicy światów to historia, która rozbudowuje świat, który poznaliśmy w Okrutnym Księciu. Jest wciągająca, porywająca, przepełniona magicznymi stworzeniami i tajemnicami; ma w sobie wszystko to, czego oczekiwałam po Holly Black. Podchodziłam do niej z wielką obawą, bo tęsknię za bohaterami, których wykreowała autorka i za całym światem, który dzięki jej powieściom poznałam. Jednak przygoda Hazel, Bena i tajemniczego królewicza mnie wciągnęła i otumaniła. Nie mogłam się od niej oderwać; od pierwszych stron zagłębiłam się w ten świat, w tajemnice i chciałam dowiedzieć się, jak ta historia się zakończyła. Kolejne strony mnie zaskakiwały, a gdy akcja nabrała tempa, musiałam odłożyć na chwilę książkę, aby złapać oddech. Holly Black zdecydowała się na użycie kilku zaskakujących suspensów, które jeszcze bardziej przyciągają czytelnika do tej historii.

Najbardziej intrygującą postacią jest król Olszyn – tajemniczy, przerażający, podstępny i bezwzględny. Czarny charakter, którego ludzie się bali i opowiadali na jego temat legendy. Jednak wszyscy bohaterowie, których wykreowała Holly Black, zasługują na uwagę – Hazel, która może popisać się wielka odwagą, Ben, wrażliwy muzyk, Jack – elf, który wychował się wśród ludzi oraz śpiący królewicz. Gdy zagłębiałam się w magiczny świat, chłonęłam wszystkie kreacje – wiadomo, że Mały Ludek jest przedziwny, niezwykle kontrastowy, a ich zwyczaje zadziwiające. Jedyne, czego mi zabrakło, to rozbudowany wątek miłosny, bo w Lesie na granicy światów miłość jest delikatna, niewinna i prosta.

Jeżeli tęsknicie za światem, stworzonym przez Holly Black, to ta powieść Was zachwyci. Las na granicy światów to taki powiew świeżości, który wypełnia białą plamę na mapie magicznego świata.

Dział: Książki
piątek, 05 lipiec 2019 12:55

Mam na imię Jutro

Ludzie zgodnie twierdzą, iż pies jest najlepszym przyjacielem człowieka; zawsze lojalny, kochający, wspierający na swój własny, zwierzęcy sposób. Nasz główny bohater wabiący się Jutro, pozornie niczym nie wyróżnia się na tle swojego gatunku. No właśnie, tylko pozornie- żyje bowiem już 217 lat, co dla zwykłego psa jest granicą nie do osiągnięcia. I praktycznie przez większość tego czasu czeka wiernie na powrót swojego ukochanego pana. Dni spędza w swojej mało przytulnej "norze" u wybrzeża Wenecji, wierząc, że w końcu na pokładzie któregoś zawijającego do portu statku znajdzie się jego najdroższy człowiek. Niestety, każdy nowy dzień staje się kolejnym rozczarowaniem, a czekanie przerywa jedynie przymus zdobycia jedzenia oraz zaczepki ze strony młodszego kolegi Sporco, ocalonego przez niego lata temu, jak również spacery pod katedrę, którą wyznaczył właściciel Jutra jako miejsce ich ponownego spotkania. Niespodziewanie psi bohater trafia na jakiś trop; jest nim Vilder, człowiek o raczej niesympatycznym usposobieniu, którego poznał wiele lat temu za sprawą swojego pana. Zresztą, tych dwóch mężczyzn łączy o wiele więcej niż wspólna tajemnica nieśmiertelności. Jutro ma wybór- albo pozostać na swoim wieloletnim posterunku, albo ruszyć w ślad za dawnym wrogiem, wciąż noszącym na sobie zapach jego właściciela. 

Pierwsze, co rzuca się w oczy, to magnetyczna okładka; widać, że wydawnictwo włożyło wiele wysiłku w to, aby tę nietuzinkową historię upiększyć jeszcze bardziej i nakarmić czytelnicze oczy czymś więcej, niż literkami w środku. Od pierwszej chwili, w której ją ujrzałam wiedzialam, że musi być moja. I oczywiście sam fakt, że głównym bohaterem powieści jest pies o wdzięcznym imieniu Jutro, a nic tak bardzo nie przyciąga do lektury jak fakt, iż występują w niej zwierzęta (choć nierzadko w trakcie akcji umierają, przez co granica mojego wzruszenia zostaje przekroczona). Czy te wszystkie aspekty złożyły się jednak na równie fantastyczną treść?

Jutro jest już bardzo starym psem, choć patrząc na niego, nikt nie dałby mu tylu lat, ile naprawdę ma. W jego chodzie oraz zachowaniu widać jednak tę stateczność, nabywaną z upływającym czasem. Ów psi bohater za wszelką cenę chce odnaleźć pana, a mimo to przez wiele lat nie opuścił swojego "punktu dowodzenia", wierząc w obietnice człowieka. Ale czeka. A lata lecą. Chyba takim impulsem do wskoczenia na statek był widok Vildera i wieści, że on również poszukuje zaginionego mężczyznę. No i entuzjazm Sporco co do podróży w nieznane krainy, od której to wizji zupełnie nie dało się go odciągnąć. Przez chwilę nawet myślałam, że ta wrodzona rozwaga czworonoga wynika z jakiejś odrobinki strachu kryjącej się w jego sercu, ale nie. Późniejsze wydarzenia jedynie podkreśliły, jak wiele miał w sobie odwagi. Jak to mówią: "Kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana".

Pan Dibben w pierwszych rozdziałach dokładnie wprowadza nas w meandry relacji między człowiekiem a zwierzęciem, zaś sam Jutro wielokrotnie przywołuje wspomnienia, dzięki czemu czytelnik z łatwością widzi tę miłość, która ich łączy. Poznajemy dokładnie zaginionego mężczyznę, to, czym się zajmuje i jak doprowadził do tego, iż obaj są nieśmiertelni. Na scenę wychodzą również jego związki z Vilderem, który mianuje się jego przyjacielem, mimo że trudno to odebrać w ten sposób. I oczywiście (bo jakby tak mogło być) ktoś umiera, a konkretniej jeden z psich bohaterów. Ten moment kompletnie złamał mi serce, ale oczywiście do takich autorskich zabiegów można się przyzwyczaić (choć ciężko jest się na tę śmierć przygotować i nie reagować łzami). Akcja toczy się szybko, szczególnie od momentu, w którym Jutro spotyka Vildera. Nie sposób się nudzić, bowiem na jaw wychodzą coraz to nowsze tajemnicze, mroczne intrygi. Vilder emanuje zawiścią, choć początkowo nie wiemy, dlaczego.

Mam na imię Jutro to piękna historia wierności i miłości, jaka rodzi się między zwierzęciem a jego właścicielem. Niejednokrotnie można natrafić na artykuły, w których opisywane są reakcje czworonogów po śmierci ich panów. One czują tak jak my i równie mocno przywiązują się do nas. Pan Damian Dibben pięknie to ukazał, podkreślając, ile lat czekał Jutro na choćby najmniejszy ślad zaginionego, z jaką rozpaczą przyjmował kolejny, fałszywy trop. Czasu spędzonego z tą książką na pewno nikt nie uzna za zmarnowanego.

Dział: Książki
czwartek, 16 maj 2019 19:34

Przepowiednia Błękitnej Gwiazdy

Błękitna Gwiazda to moja ulubiona bohaterka cyklu o kocich wojownikach. To bardzo złożona postać, pełna tajemnic, intrygująca – obok niej nie można przejść obojętnie. Bardzo ucieszyłam się na wieść, że w Polsce zostanie wydana książka, która pozwoli poznać ją od podszewki. I wiecie co? „Przepowiednia Błękitnej Gwiazdy” to zdecydowanie najlepsza powieść Erin Hunter, z jaką dotychczas miałam do czynienia!

Bohaterce towarzyszymy od najmłodszych lat. Na przestrzeni niemal sześciuset stron obserwujemy, jak Błękitka przemienia się w Błękitną Gwiazdę, silną przywódczynię kociego klanu. Nie brakuje tutaj zabawnych wydarzeń, niemniej większość podszyta jest tragedią, gorzka i smutna, przygnębiająca, doprowadzająca do łez. Sposób prowadzenia powieści przez autorkę sprawia, że z kocicą nawiązujemy niesamowitą więź i wraz z nią przechodzimy przez wszystkie przeżywane przez nią emocje. Muszę przyznać, że żadna inna książka nie zmiażdżyła mnie jeszcze tak wewnętrznie – przy lekturze tej książki płakałam przynajmniej kilka razy i z niepokojem obserwowałam losy Błękitki…

W „Przepowiedni Błękitnej Gwiazdy” zdradzają mnóstwo szczegółów z przeszłości głównej bohaterki, dzięki czemu lepiej możemy zrozumieć jej decyzje, które – niekiedy – budziły raczej sprzeczne emocje. To także historia kształtowania się duszy przywódcy, silnego charakteru oraz mądrości, przychodzącej – niestety – głównie za sprawą przykrych doświadczeń. W tej książce mamy szansę przyjrzeć się również innym bohaterom znanym z serii – zarówno dobrym, jak i tym – jak się okazuje nie zawsze – złym. Przyjaźnie, spory, zakazana miłość – tych motywów również tu nie zabrakło i równie mocno rozdzierają serce.

Najnowsza książka Erin Huntor to nie tylko kolejna fenomenalna książka o kocich wojownikach, ale i niezwykle wciągająca oraz poruszająca fantastyka młodzieżowa, po którą powinien sięgnąć każdy fan gatunku. „Przepowiednia Błękitnej Gwiazdy” to niesamowita przygoda, o której nieprędko zapomnę. Jestem przekonana, że każdy miłośnik cyklu, zakocha się w tej pozycji – zdradza wiele sekretów i rozwija niedopowiedzenia z wcześniejszych książek. Polecam z całego serca!

Dział: Książki
czwartek, 18 kwiecień 2019 16:00

Próba bogów. Plemiona.

Cudze chwalicie, swego nie znacie. Tak w skrócie można by podsumować relacje między polską młodzieżą (starszymi zresztą także) a słowiańską mitologią. Niemal każdy zapytany nastolatek szybko opisze elfa czy trolla, większość będzie doskonale orientowała się, kim byli Zeus, Thor czy Odyn. Czy jednak równie łatwo będzie im opowiedzieć o Welesie, Perunie i Czarnobogu? A co z całą plejadą stworzeń tak obficie zamieszkujących świat dawnych Słowian?

Z tego względu cieszy mnie każda nowa pozycja, szczególnie skierowana do młodzieży, której autor decyduje się sięgnąć po mitologię i kulturę słowiańską. Tym bardziej gdy robi to w sposób interesujący i ze wszech miar atrakcyjny dla czytelników. Tak właśnie jest w przypadku cyklu Plemiona Łukasza Radeckiego. Pierwszy tom zaostrzał wyobraźnię, drugi okazał się jeszcze lepszy.

Jest to historia trojga całkiem współczesnego rodzeństwa, Zbyszka, Weroniki i Kacpra, którzy podczas szkolnej wycieczki do Biskupina są świadkami rozmowy między… bogami. Przez przypadek (a może wcale nie?) zostają przeniesieni do alternatywnego świata, który na pierwszy rzut oka przypomina ten z czasów wczesnosłowiańskich, ale jest wypełniony magią, a stworzenia i postaci z legend są w nim ze wszech miar realne. Nastolatki trafiają w sam środek konfliktu między bogami, który sprawia, że podstawy owego świata chwieją się w posadach. Każde z nich trafia do innego plemienia i próbuje odnaleźć swoje miejsce w nowej rzeczywistości.

Drugi tom to płynna kontynuacja pierwszego. Po przegranej w wielkim turnieju, Czarnobóg i jego słudzy przejmują jedną z pór roku. Jesień staje się dla ludzi pasmem nieszczęść, zapasy na zimę ulegają zniszczeniu, a po lasach grasują przerażające stwory, które z coraz większą śmiałością zakradają się do wiosek. Jednocześnie trwają przygotowania do drugiej części zmagań, czy tym razem ludziom uda się zwyciężyć? I jaką cenę przyjdzie im za to zapłacić?

Próba bogów to dynamiczna powieść przygodowa, której karty wypełniają stworzenia niesamowite z punktu widzenia współczesnego młodego człowieka. Główni bohaterowie, mimo że przyszło im spędzić w nowym świecie już kilka miesięcy, nadal się go uczą, z zaskoczeniem przyjmując niektóre zwyczaje i wierzenia. Pod płaszczem pełnej dramatycznych potyczek, bitew i zmagań fabuły, kryje się więc dobra lekcja kultury i częściowo historii. Wprawdzie można dostrzec, że autor momentami dość luźno podszedł do niektórych kwestii, ale całość z pewnością może pobudzić wyobraźnią i zainteresować w wystarczającym stopniu, by młody czytelnik szukał dalszych informacji na własną rękę. Ciekawym elementem jest także wplecenie słowiańskich świąt, których ślady możemy dostrzec także we współczesnych zwyczajach.

Jest to także opowieść o dorastaniu, mierzeniu się z własnymi słabościami i braniu odpowiedzialności nie tylko za siebie, ale też bliskich. Bohaterowie, których głównym problemem była do tej pory szkoła czy szlaban od rodziców, gdy byli nadal traktowani jak duże dzieci, nagle muszą stawić czoła dorosłości, podejmować decyzje, od których zależy także życie innych ludzi i stawać do walki, często na śmierć i życie. Muszą także stawiać czoła pokusom i słabościom, o które nawet się wcześniej nie podejrzewali.

Mówiąc krótko, Próba bogów to bardzo udana kontynuacja, która zaostrza apetyt na więcej. Serdecznie polecam wszystkim młodym czytelnikom. Ci nieco starsi także nie powinni być rozczarowani.

Dział: Książki
wtorek, 29 styczeń 2019 11:17

Miasto żaru. Kroniki Żaru tom 1

Czy czytając jakąś książkę mieliście wrażenie, że historię w niej zawartą – przynajmniej mnie-więcej – już znacie? Mnie takie przekonanie męczyło przez niemal całą lekturę „Miasta Żaru”. Ze wstydem przyznam, że podejrzewałam nawet jakiś plagiat, ale na szczęście sytuacja szybko się wyjaśniła – książka została zekranizowana w 2008 roku pod nieco inną nazwą („Miasto Cienia”). Niemniej, przed sięgnięciem po ten film, zdecydowanie polecam zapoznanie się z książką, ponieważ – jak się zapewne domyślacie – ma ona znacznie więcej do zaoferowania i wiele rzeczy znacznie przystępniej wyjaśnia.

Głównymi bohaterami powieści są Lina i Doon. Jak się wkrótce okazuje, to na ich barkach spoczywają losy tytułowego miasta oraz jego mieszkańców. Nikt nie wierzy, że tajemnicza wiadomość znaleziona przez dziewczynkę ma znaczenie – nikt poza Doonem, który za wszelką cenę pragnie uratować Żar. Koniec ich społeczności jest coraz bliższy – niespodziewane ciemności zapadają coraz częściej, zapasy żywności (i wszystkie inne) się kończą, a burmistrz-intrygant wszystkim mydli oczy słodkimi słowami. Czy dwójce przyjaciół uda się uratować miasto?

Chociaż „Miasto Żaru” to powieść zdecydowanie młodzieżowa, to ma fantastyczny steampunkowo-postapokaliptyczny klimat. I – jak na poczytajkę dla nastolatków – jest bardzo dobrze przemyślana. Bohaterowie są charyzmatyczni, role w społeczeństwie wyjaśnione (pod względem pełnionej pracy), a wygląd i geneza powstania tytułowego miasta mają sens. Sama powieść napisana jest doprawdy przystępnym językiem, całość czyta się z zapartym tchem, choć nie brakuje i tutaj spadków napięcia spowodowanymi opisami oraz przemyśleniami bohaterów. Czasami odrobinę się przez to całość dłuży, jednakże Jeanne DuPrau ma bardzo przyjemny styl, dzięki czemu nawet w odrobinę nudniejszych fragmentach zagłębia się w historię z zainteresowaniem.

Bardzo spodobał mi się tutaj fakt, że społeczeństwo nie zna innego świata niż miejsce, w którym mieszkają. Nie mają pojęcia o takich drobnostkach choćby jak świece i zapałki, całym ich światem są magazyny, wybrakowane książki w bibliotece oraz zadania, które wykonują. Są tutaj Posłańcy, którzy przekazują wiadomości, Elektrycy odpowiadający za pracę generatora (a tak naprawdę o elektryce niewiele wiedzący) oraz wiele innych bardziej lub mniej dziwnych „zawodów”. Ta niewiedza, przerwy w dostawie światła oraz wiele innych smaczków tworzą niepowtarzalny klimat.

„Miasto Żaru” to nieszablonowa i fascynująca powieść młodzieżowa, po którą warto sięgnąć, nawet gdy jest się dorosłym. Co prawda, bohaterowie czasem bywają odrobinkę niedomyślni, jednak ich błędy napędzają akcję i wywołują dreszcze. Czytelnik pragnie, aby ich misja im się powiodła, sama złapałam się na ściskaniu kciuków z całych sił. Poza tym to historia prawdziwej przyjaźni, pełna tajemnic i oryginalnych rozwiązań oraz prawdy o ludziach. Bo ciemność panująca wokół, to czasem nic w porównaniu z mrokiem skrywanych w ludzkich duszach – chciwości, kłamstwie, nieuczciwości. Koncepcja „Miasta Żaru” jest niesamowita i jestem przekonana, że przemówi do każdego czytelnika. Polecam z całego serca.

Dział: Książki