kwiecień 25, 2024

Rezultaty wyszukiwania dla: baśń

poniedziałek, 31 grudzień 2012 14:10

Królestwa Nashiry. Marzenie Thalithy

Z twórczością Licii Troisi miałam przyjemność zapoznać się w zeszłym roku dzięki trylogii pod tytułem „Legendy Świata Wynurzonego", która niesamowicie przypadła mi do gustu z powodu lekkiego stylu pisarki oraz wspaniałej wyobraźni i pomysłowości. Kiedy na rynku pojawiła się najnowsza powieść Włoszki postanowiłam za wszelką cenę ją przeczytać, a jak się czegoś bardzo mocno pragnie, to się to dostaje. Wcześniej czy później. Tak samo było z pierwszym tomem najnowszej trylogii Troisi pod tytułem „Królestwa Nashiry". Kiedy już wyciągnęłam książkę z pieczołowicie oklejonej koperty przez głowę przemknęła mi przykra myśl, że „Marzenie Talithy" może być niewypałem. Sama nie wiem, skąd się to wzięło, ale mimo chęci przeczytania prześlicznie wydanej powieści odłożyłam ją na bok i zabrałam się za przygotowanie materiału do prezentacji mojego tematu pracy magisterskiej, a potem przyszła okropna niechęć do czytania czegokolwiek i książka zaczęła kurzyć się na jednej z półek mojej biblioteczki. Kilka dni przed świętami dopadło mnie paskudne przeziębienie i chcąc poprawić sobie humor oraz przeżyć jakąś przygodę podszytą klasyczną fantasty sięgnęłam po „Marzenie Talithy".

Główną bohaterką najnowszej powieści Troisi jest rudowłosa, siedemnastoletnia Talitha, córka niezwykle okrutnego i bezwzględnego hrabiego Megassy, władcy Krainy Lata. Dziewczyna ma duszę wojowniczki i szkoli się na gwardzistkę pod opieką Roye'a – mistrza Gwardii w Messe, mieście, w którym mieszka Talitha. Najbliższym przyjacielem nastolatki jest uroczy, zielonowłosy Saiph – jej osobisty niewolnik, którego wcale nie traktuje jak swojego sługi. Spokojne, wypełnione ukochanymi przez dziewczynę treningami życie zmienia się, gdy Lebitha, siostra głównej bohaterki, zakonnica i pretendentka do roli Małej Matki klasztoru poważnie podupada na zdrowiu. Ojciec dziewcząt żądny władzy wysyła swoją zbuntowaną latorośl do zakonu. Nowy dom Talithy i Saipha nie ma nic wspólnego z miastem w Krainie Lata, w którym oboje się wychowali. W zakonie panują brutalne, nieludzkie reguły i dotkliwe kary zahaczające o bestialstwo w czystej postaci. Dziewczyna, w której drzemie duch wojownika nie jest w stanie znieść atmosfery ponurego zakonu, zakazów, nakazów oraz kar i po kilku dniach pobytu postanawia uciec z tego przeklętego miejsca razem ze swoim przyjacielem. Niestety, ucieczka z więzienia strzeżonego przez śmiertelnie niebezpieczne kombatantki – zakonnice-wojowniczki wcale nie będzie łatwa.

Powiem szczerze, początek „Marzenia Talithy" boleśnie mnie rozczarował, a pierwsze rozdziały rozłożyły mnie na łopatki sączącą się z nich nudą. Zmęczona brakiem jakiejkolwiek akcji odłożyłam powieść na stolik i wróciłam do niej dopiero po kilku dniach z silnym postanowieniem, że przeczytam ją do końca, nawet, jeśli miałaby być niemiłosiernie nudna. Po mordędze, którą zafundowały mi pierwsze rozdziały w końcu dotarłam do akcji właściwej, która wciągnęła mnie bez reszty. Przypominało to kolejkę górską: najpierw długi podjazd w górę, a potem gwałtowna jazda w dół z głośnym, niekontrolowanym piskiem. Z wypiekami na policzkach chłonęłam kolejne strony, rozdziały i części „Marzenia Talithy" totalnie zaskoczona kreatywnością i pomysłowością młodej pisarki. Swoją drogą dziewczyna jest niesamowita – napisać tyle powieści i jeszcze mieć nowe niebanalne pomysły? Szacun.

Troisi stworzyła kolejny fantastyczny, niebezpieczny, tajemniczy i interesujący świat dopracowany w najmniejszym nawet szczególe. Mamy tutaj intrygujących mieszkańców Nashiry – Talarytów (dominująca rasa w Nashirze) i Femtytów (niższa, podporządkowana Talarytom rasa, która nie odczuwa fizycznego bólu), cztery Królestwa, bardzo szczegółowo opisaną religię wyznawaną przez jedną z ras i precyzyjnie przedstawioną hierarchię panującą w klasztorach, a wszystko opisane przyjemnym, lekkim stylem, którzy czytelnicy mogli poznać podczas lektury poprzednich powieści Troisi.

„Marzenie Talithy" to, jak już wspomniałam, klasyczna powieść fantasy, więc panuje tutaj utarty, znany wszystkim schemat, który często stosuje sama pisarka: młodziutka, zbuntowana i mężna wojowniczka w towarzystwie swojego najlepszego przyjaciela przeciwstawia się rozkwitającemu czernią i brutalnością złu. Nuda i banał? Może, jednak autorka ten utarty schemat zaklęła w niesamowicie wciągającą, porywającą, pełną emocji i przygód powieść, która sprawi, że czytelnik na chwilkę straci dech w piersi, jego serce zerwie się do galopu, a rzeczywistość przestanie być istotna.

Co z tytułową bohaterką?

Talitha to prześliczna, młoda, nieco porywcza i niezwykle charakterna osóbka z duszą wojownika. Jej największym marzeniem jest służenie w Gwardii, nic więc dziwnego, że w zakonie nie ma łatwego życia: upokarzające kary to nic w porównaniu do intryg tkanych przez Grele – kandydatce do roli Małej Matki klasztoru i córki króla Królestwa Jesień. Na szczęście młodą hrabiankę na duchu podtrzymuje zielonowłosy Saiph, który skradł moje serce delikatnością i oddaniem względem swojej właścicielki, nauczycielka magii Pelei i nowicjuszka Kora, która stała się przyjaciółką Talithy. Sama Talitha jest nieco irytująca. Fajnie, że jest to buntowniczka z charakterem, jednak jej ośli upór, który niejednokrotnie sprawiał dziewczynie i jej niewolnikowi kłopoty jest po prostu nie do zniesienia. Dziewczyna jest niecierpliwa i pała taką nienawiścią do zakonnic, które ukrywają przed ludem zbliżający się koniec świata (swoją drogą, Troisi, która z wykształcenia jest astrofizykiem wykorzystała swoją wiedzę i 'wrzuciła" do swojej powieści motyw o dwóch słońcach, które zagrażają Nashirze), że czasami przestaje myśleć logicznie przez co cierpi jej przyjaciel, ale mimo to nie da się jej nie polubić.

Czarne charaktery, które czytelnik spotka podczas przygody w świecie stworzonym przez pisarkę wzbudzą w nim przeróżne emocje zaczynając od złości, a na czystej nienawiści kończąc. Sama momentami miałam ochotę zrobić krzywdę pannie Grele, która swoim zachowaniem doprowadzała mnie do furii.

Co jeszcze mogę powiedzieć?

„Marzenie Talithy" zostało bardzo pięknie wydaje. Baśniowa okładka niesamowicie zachęca do sięgnięcia po najnowszą powieść Troisi, jednak niech jej urok was nie zwiedzie – nie znajdziecie tam magii w postaci barwnego, migoczącego pyłu. W świecie Talithy magia jest śmiertelną bronią, a także praktycznym narzędziem na przykład do otwierania zamkniętych na głucho drzwi. Poza prześliczną okładką czytelnik w pierwszym tomie przygód młodej wojowniczki znajdzie niezwykle czytelną mapkę Talarii (zresztą we wszystkich książkach Troisi pojawiają się mapki magicznego uniwersum) oraz spis imion i nazw, który pomoże mu odnaleźć się w świecie Talithy i Saipha.

Podsumowując, „Marzenie Talithy" jest historią zbudowaną na klasycznym schemacie, na którym opierają się powieści fantasy, pełną wartkiej akcji, która wynagradza nudnawy początek i ciekawych, budzących w czytelniku skrajne emocje, bohaterów. Samo uniwersum jest dopracowane w najmniejszym szczególe, a pomysłowość autorki powala czytelnika na kolana. Z ręką na sercu przyznaję, że sama jestem zachwycona najnowszą książką Włoszki i z niecierpliwością czekam na drugi tom „Królestw Nashiry".

Dział: Książki
sobota, 22 czerwiec 2013 13:52

Klątwa tygrysa. Przeznaczenie

„Przeznaczenie" jest czwartym, kończącym całą tygrysią serię, tomem. Kelsey wraz z zaklętymi w drapieżniki książętami wykonała już trzy misje, teraz wspólnie stoją przed czwartą – ostatnią. Jeśli uda im się wykonać zadanie, czar przestanie działać, Ren i Kishan odzyskają swoje ludzkie postacie, a klątwa zniknie na zawsze. Bohaterowie są już o krok od przełamania tytułowej „klątwy tygrysa". Ostatnim zadaniem, które na ich drodze stawia bogini Durga jest niebezpieczna i niezwykle ryzykowna wyprawa na wyspy Adama w Zatoce Bengalskiej, gdzie na odnalezienie czeka ostatni już dar. Czy i tym razem uda im się wykonać misję?

Podczas akcji „Wyprawy" Kelsey została porwana przez Lokesha – potężnego, żyjącego już kilkaset lat czarnoksiężnika i zagorzałego wroga młodych książąt. Ma on wobec dziewczyny swoje własne plany, jednak Ren i Kishan nie zamierzają zostawić ukochanej na pastwę losu. W poprzedniej części bohaterka zdecydowała się związać z młodszym księciem, gdy jednak pamięć – a wraz z nią miłość – Rena powracają, sprawy zaczynają się ponownie komplikować. Jak zwykle pisarka położyła duży nacisk na wątek romantyczny i zawiłe uczucia ulubionych postaci. Oprócz tego oczywiście nie zabrakło akcji w stylu filmów „Indiana Jones". „Klątwa Tygrysa: Przeznaczenie", to po raz kolejny przygodowo-uczuciowy miszmasz.

Oprócz ogólnej radości i dobrego humoru do powieści wkradają się również melancholijne i bardzo smutne momenty. Pisarka traktuje swoją sagę niczym małe dziecko i stara się ją dopieścić niemalże do perfekcji. To już czwarta część i – moim zdaniem – obok pierwszej, jest jedną z najlepszych. Wszystkie tajemnice, zagadki i niedopowiedzenia zostały w „Przeznaczeniu" rozwikłane, a podobno ma ukazać się kolejna książka. Bardzo ciekawi mnie jej zawartość. Choć chyba i tak ten właśnie tom liczony jest jako ostatni i miał właśnie zamknąć całą historię. Co pisarka stworzy później, musimy przekonać się już sami.

Ciekawy pomysł, wymyślna fabuła, wartka akcja, wątki nadprzyrodzone i romantyczne – pokusiłabym się o stwierdzenie, że „Klątwa Tygrysa" ocieka tym wszystkim. Momentami powieść wydaje się nieco płaska, ale z tomu na tom autorka staje się coraz lepsza. Wyraźnie widać, że uczy się na własnych błędach. I cała, pomysłowa przygoda staje się lekturą, którą warto przeczytać. Czasami jeszcze infantylizm i bezmyślność niektórych postaci może rozbawić, ale z pewnością nie odbierze uroku i ciekawości pozostałej części książki.

Powieść Colleen Houck od samego początku kojarzyła mi się z barwnym scenariuszem filmowym i najwyraźniej nie było to jedynie moje zdanie. Ineffable Pictures nabyło prawa do ekranizacji bestsellerowej sagi „Klątwa tygrysa". Wytwórnia planuje rozpocząć zdjęcia w przeciągu najbliższych dwóch lat. Scenarzystką została Julie Plec, która pracowała między innymi przy produkcji ABC Family's "Kyle XY" i dla CW przy „Pamiętnikach Wampirów". Wyczekiwany przez fanów film najprawdopodobniej ukaże się w 2015 r. Póki co śledzić możemy jedynie wybór wymarzonej obsady – typowanej zarówno przez fanów jak i samą autorkę.

„Klątwa Tygrysa" to wreszcie coś nowego w świecie literatury paranormal romance. Jest to powieść zupełnie inna od tych wampirzo-wilkołaczych serii i przypomina bardziej barwną baśń niż mroczną, gotycką sagę. Pomysłów autorce z pewnością nie brakowało, a i ich realizacja nie pozostawia wiele do życzenia. Myślę, że jeżeli ktoś ma ochotę na lekką fantastykę i udział w dobrej przygodzie, to jest to idealna seria dla niego. Polecam również lekturę wywiadu z Colleen Houck, która w „Klątwę Tygrysa" włożyła całe swoje serce.

Dział: Książki

Po drugi tom „Akademii Dobra i Zła" sięgnęłam niemal natychmiast po pożegnaniu się z pierwszą odsłoną cyklu. Zaskakujące zakończenie tej historii po prostu nie pozwalało mi dłużej czekać. Intrygująco przeprowadzona przez Soman Chainani fabuła oraz dekonstrukcja znanych schematów kazały o sobie opowiadać i zachęcać innych do zapoznania się z tą pozycją. Muszę jednak przyznać, że nawet pierwszy tom tegoż cyklu nie był w stanie przygotować mnie na niesamowitość – zwłaszcza z perspektywy kulturoznawczej – tomu drugiego, czyli „Świata bez książąt".

Okładka kolejnej powieści Chainani jest bardzo podobna do poprzedniej. Tak, jak w zabawie „znajdź różnicę" najważniejsze zmiany w grafice widać w chwili, gdy położy się oba tomy obok siebie. Dopiero wtedy zaczyna się robić naprawdę niepokojąco. Dlaczego bowiem ciemnego łabędzia oplata wąż? Z jakiego powodu jego biały brat otoczony jest przez uroczo błękitne, acz niepokojące motyle? Gdzie podziały się dwa odrębne szkolne budynki i co sprawiło, że spokojna tafla wody z pierwszej okładki zmieniła się we wzburzoną, krwistoczerwoną toń? Czyżby prawdziwie mroczna historia dopiero się rozpoczynała?

Sophie i Agatha wróciły do Gavaldonu. Ich baśń skończyła się zupełnie inaczej niż zwykło się to dziać – zamiast księcia Agatha wybrała przyjaciółkę. Początkowo w rodzinnym miasteczku dziewczynki traktowane są jak bohaterki albo swego rodzaju sławy, jednak z czasem entuzjazm gavaldończyków stygnie. Dodatkowo ojciec Sophie nie zamierza dłużej czekać na zgodę córki, by móc się ponownie ożenić. Być może za sprawą rodzinnych zawirowań, być może z powodu zmniejszającego się dziewczynkami zainteresowania, a być może dlatego, ze Agatha i Sophie uświadamiają sobie jaka nudna przyszłość czeka ich w Gavaldonie – zaczynają marzyć o alternatywnym zakończeniu ich baśni. Niestety (albo i stety) niektóre marzenia zaskakują swoim nagłym spełnieniem się. Wkrótce więc przyjaciółki raz jeszcze trafiają do Akademii. Z tą jednak różnicą, że teraz panują w szkole (nie tylko w niej) zupełnie inne zasady. Zainspirowane wyborami Agathy i Sophie uczennice oraz księżniczki na całym świecie postanowiły wyzwolić się wreszcie z pęt konwenansów. Od teraz panują dziewczęta i nie każdemu się to podoba...

To po prostu niesamowite. Niesamowite, jak oryginalnej dekonstrukcji baśni dokonała Saman Chainani. Patriarchalne układy poszły w odstawkę, a ich miejsce zajęła matriarchalna rzeczywistość. Wreszcie baśniowe księżniczki przestały być kapryśnymi diwami, owiniętymi w warstwy tiuli; w miejscu wyrafinowanych fryzur pojawiły się u nich odważne, odzwierciedlające osobowości stylizacje; zamiast przestrzegać diety i żywić się korzonkami, bez wyrzutów sumienia zaczęły pozwalać sobie na odrobinę słodkich przyjemności. Brzmi to koszmarnie stereotypowo, prawda? Jakby Chainani z jednego schematu wkroczyła w drugi. Nic bardziej mylnego! Zasadniczą nowością w „Świecie bez książąt" jest wolna wola dziewcząt. Nie muszą być ani księżniczkami, ani ciemnymi charakterami. Nikt nie zmusza ich ani do obcinania włosów, ani zmiany kreacji. Emancypacja to tutaj właściwe słowo. Tak, w baśniowym świecie kobiety przestały w końcu pełnić rolę pustego acz urodziwego dodatku do księcia i wzięły sprawy w swoje ręce.

Oczywiście bardzo szybko okazuje się, że taki układ sił również ma swoje wady (że nie wspomnę o bardzo wątpliwym moralnie dochodzeniu do tegoż wyzwolenia, czyli mordowaniu np. swoich mężów-królów, by przejąć władzę). Szczególnie w sytuacji Agathy, która po powrocie do Akademii – jakkolwiek wszystkie znaki na niebie i ziemi mówią, że nie jest to dobry pomysł – nieustannie zastanawia się, jak wyglądałoby jej życie u boku ukochanego księcia.

Bohaterowie „Świata bez książąt" ponownie przechodzą przemiany i raz jeszcze każą poważnie zastanawiać się nad swoimi charakterami. Trudno powiedzieć, kto tutaj ma rację, a kto nie; kto jest zły, a kto dobry. Głębokie przemiany w świecie przedstawionym sprawiają również, że trudno się w nim odnaleźć. Wcześniej ukonstytuowane zasady w większości nie mają już racji bytu. Nawet kadra dyrektorska nie wygląda już tak samo. To oczywiście dodatkowo intryguje i wzmaga zainteresowanie czytelnika, niemniej wciąż głównym punktem, który sprawia, że nie można się od tej lektury oderwać, jest mnogość kreatywnych zwrotów akcji, sekretów, intryg i tajemnic. Tutaj nigdy niczego nie można być pewnym. Co udowadnia chociażby zakończenie „Świata bez książąt" – naprawdę niesamowite!

Z czystym sercem polecam drugą odsłonę tego cyklu z równym zapałem, co pierwszą. To niecodzienne podejście do baśni, które przemyca niezwykłą ilość informacji o historycznych i współczesnych przemianach społecznych i kulturowych. Pod płaszczykiem lekkiej historyjki skrywa się opowieść o postrzeganiu seksualności; pozycji człowieka w świecie z perspektywy płci, którą reprezentuje oraz trudności postępowania zgodnie z etyczną i moralną poprawności. „Świat bez książąt" to także historia o dorastaniu i zmianach z nim związanych, które – by pójść dalej – koniecznie trzeba zaakceptować. Choć to nie zawsze łatwe.

Dział: Książki

Od 21 czerwca nakładem wydawnictwa CzyTam ukazała się debiutancka książka MarcyKate Connolly. Przywodząca na myśl „Frankensteina" i baśnie braci Grimm powieść wyróżnia się ekscytującą, oryginalną fabułą o klasycznym rodowodzie.

Dział: Książki
środa, 22 czerwiec 2016 01:40

Akademia Dobra i Zła

Baśnie stały się podstawą dla powstania niejednego tekstu kultury. Garściami czerpały i czerpią z nich teatr, kinematografia, gry czy literatura. Najczęściej przetwarzają one konkretne opowieści, uwspółcześniając je lub adaptując do innego, określonego przez siebie konceptu. Zdarza się również, co mnie osobiście interesuje najbardziej, że autorzy różnorodnych form twórczych kreują światy, w których zderzają historie znanych z np. właśnie baśni, bohaterów. Przykładem mogą być tu seriale: „Grimm", „Once upon a time" czy – to już nie baśniowe a gotyckie – „Penny dreadful". Ostatnio z kolei wpadła mi w ręce młodzieżowa powieść „Akademia dobra i zła", pierwszy tom cyklu autorstwa Soman Chainani.

Tak naprawdę zakochałam się już od pierwszego spojrzenia na okładkę. Utrzymana w baśniowym stylu, ale jednocześnie przywodząca na myśl takie tytuły, jak „Harry Potter", natychmiast podziałała na moją wyobraźnię. Niezwykle pociągająco z perspektywy estetycznej prezentuje się wykorzystana tutaj naprzemiennie (jasny zamek, ciemna postać; ciemny zamek, jasna postać) opozycja dobra i zła, jasności i mroku. Ponadto samo ulokowanie postaci względem pałaców konotuje już pewne sensy, sugerując, że pozory bywają złudne. Równie atrakcyjna wizualnie okazała się również zawartość książki, którą wypełniają misterne grafiki i zdobienia stron, uzupełniające powieść o treści ze świata przedstawionego.

Sophie i Agatha skończą niedługo trzynaście lat. Dla mieszkańców Gavaldonu jest to wydarzenie szczególne. Wtedy bowiem do wioski przybywa tajemnicza postać, która porywa wybraną dziecięcą parę – kogoś wyjątkowo dobrego i uczynnego oraz kogoś nad wyraz złego i zepsutego – i umieszcza ją w legendarnej Akademii Dobra i Zła, gdzie uprowadzeni uczą się jak zostać bajkowymi, odpowiednio: bohaterami i wielkimi złoczyńcami. Sophie, przekonana, że czeka ją w życiu coś więcej niż egzystencja w zapomnianej wiosce, od najmłodszych lat ćwiczy zachowania księżniczki i spełnia dobre uczynki, marząc, że w dniu trzynastych urodzin zostanie zabrania do Akademii Dobra. Z kolei Agatha wychowywana jest w przeświadczeniu, że ze swoim brakiem manier, urody i wdzięku, pewnego dnia trafi do Akademii Zła. Tymczasem, gdy nadchodzi TEN wieczór, sprawy przybierają niespodziewany obrót...

„Akademia Dobra i Zła" zaskakuje wyłamywaniem się ze schematów. Tak, ze schematów, a nie schematu. Po pierwsze bowiem znacząco odstaje od typowej literatury młodzieżowej – ugładzonej, uproszczonej, pozbawionej niewygodnej ambiwalencji moralnej. Pod tym względem bliżej utworowi Soman Chainani do klasycznych dzieł braci Grimm, gdzie brakuje współczesnego filtra – blokowania części naturalistycznych, wulgarnych lub zbyt brutalnych treści przeznaczonych, według aktualnych założeń, dla dorosłych odbiorców ­– a oceny bohaterów z perspektywy etycznej nie są oczywiste. Po drugie, autorka odwraca przyjęty układ sił, neutralizując stereotypy na każdym poziomie odbiorczym. Pod powłoką Kopciuszka może się tutaj skrywać najokrutniejsza z wiedźm, a za zasłoną z łachmanów i kurzajek – księżniczka o gołębim sercu. Po trzecie, wiele ze stawianych w powieści tez wymaga starannego rozważenia. Zwyczajnie nie można przejść obok nich obojętnie. Lektura zostaje z czytelnikiem także po zamknięciu książki w postaci różnorodnych tematycznie wątpliwości, głównie jednak na temat charakteru ludzkiej natury i definiowania jednostki poprzez otoczenie i wychowanie.

Także bohaterowie nakreśleni są niejednoznacznie. Bohaterki dążą do zrealizowania pewnych wyobrażeń na swój temat, nie dostrzegając jednocześnie jak bardzo się od nich oddalają. Podobnie zresztą dzieje się z postaciami drugoplanowymi, które przekonane o dożywotnim obsadzeniu w danych rolach, nie dostrzegają rozbieżności między zewnętrzną kreacją a prawdą o sobie. Tak naprawdę nie wiadomo, kto po jakiej stronie barykady się znajduje; co czuje i dokąd zmierza. To wszystko stanowi zagadkę zarówno dla czytelnika jak i bohatera.

Rzecz jasna nie tylko skomplikowane problemy natury moralnej czy dualistycznych osobowości sprawiają, że warto sięgnąć po „Akademię Dobra i Zła". Przede wszystkim to fantastycznie i wiarygodnie (o ile można tak powiedzieć o literaturze, która nie jest mimetyczna względem realnego świata) wykreowana historia, która wciągnie osoby w każdym wieku. Mnogość zwrotów akcji, starannie skonstruowany świat przedstawiony, bardzo dużo nawiązań intertekstualnych do popularnych baśni z różnych kultur i czasów – to wszystko czyni z powieści Chainani nieprzeciętne doświadczenie rozrywkowe zarówno intelektualnie jak i w popularnym rozumieniu tego słowa. Wprost nie sposób się od „Akademii Dobra i Zła" oderwać.

Soman Chainani stworzyła oryginalną i pouczającą opowieść o tym, że nic na świecie nie jest z góry ustalone; o tym, że to my sami piszemy własną historię i decydujemy, jak się zakończy. Autorka zaakcentowała jednocześnie wielowymiarowość świata i pobieżność ludzkich obserwacji, wskazując, że – idąc za utartym powiedzeniem – nie wszystko złoto, co się świeci. „Akademia Dobra i Zła" to tytuł, który powinien trafić na listę „must read" każdego fana baśni, opowieści fantastycznych i po prostu dobrych książek.

Dział: Książki
poniedziałek, 20 czerwiec 2016 14:23

Heaven. Miasto elfów

Chociaż nie jestem zwolennikiem gwarnych metropolii, to miasto ma w sobie coś tajemniczego, co zniewala. Urban fantasy od dawna budzi we mnie nie małe zainteresowanie, szczerze lubię ten gatunek literatury chyba właśnie poprzez fakt, iż opisy akcji są niezwykle dokładne, a budowane uniwersum skrupulatnie tworzone jest na miarę tego rzeczywistego, jednak ze sporą domieszka magii. Heaven. Miasto elfów to urban fantasy pełną parą, i chociaż przeznaczone raczej dla młodszego czytelnika, potrafi przynieść mnóstwo frajdy także dorosłemu!

Christoph Marzi (1970), pisarz niemiecki, studiował ekonomię na Uniwersytecie w Mainz. Zaczął pisać jako nastolatek. Debiutował w 2004 roku wspaniałą powieścią Lycidias, która odniosła zaskakujący sukces i od razu zapewniła mu miejsce w gronie autorów fantasy. W roku 2005 został laureatem Deutsche Phantastik-Preis. Mieszka z żoną Tamarą i trzema córkami w Saarsbrucken.

Osiemnastoletni David, chociaż zamieszkujący olbrzymi i hałaśliwy Londyn, w głębi serca pragnie ciszy i wolności. Właśnie to przynoszą mu nocne wędrówki po dachach śpiących kamienic i budynków. Stanowią one zarówno jego hobby jak i drugi dom, w którym spędza naprawdę mnóstwo czasu. Nocne śledzenie nieba pomaga mu zapomnieć o swojej niechlubnej przeszłości. Pewnego razu na jednym z dachów znajduję leżącą dziewczyna. Ta zniewala go praktycznie od pierwszego wejrzenia swoją tajemniczością i specyficzną urodą. Okazuje się jednak, że nieznajoma dziewczyna o pięknym imieniu Heaven ma olbrzymi problem. Twierdzi, że w nocy ktoś wyciął jej serce... Z początku sceptycznie nastawiony do tego faktu David, z czasem zaczyna wierzyć Heaven, a wizyta u lekarza nieoczekiwanie rozwiewa wszelkie wątpliwości chłopaka. Postanawia pomóc obcej znajomej, mimo, że na ich drodze wyskakują nagle niebezpieczne przeszkody.

Muszę przyznać, że powieść Christopha Marzi nieco mnie zaskoczyła. Z jednej strony książka widnieje jako dzieło przeznaczone dla młodszego czytelnika. Mamy tutaj raczej prostą fabułę; tajemnicza nieznajoma, wielki sekret skrywający się za niespotykaną urodą bohaterki, rodzące się powoli uczucie między nastolatkami... W dodatku postacie występujące na kartach lektury są wykreowani troszeczkę na wyrost. Niby zagubione małolaty, a jednak z dziwną, dorosłą mentalnością.  Z drugiej strony jednak, powieść skonstruowana jest w sposób bardzo baśniowy, smutny (żeby nie powiedzieć nawet depresyjny) ale zarazem wyrazisty. Styl pisarski autora zasługuje na olbrzymie słowa uznania, Miasto Elfów napisane jest prosto i przejrzyście, jednak dobór słów i budowanie baśniowego klimatu wychodzi Marzi znakomicie i w tym wypadku sprawdza się na szóstkę! To bardzo umiejętne połączenie prostej historii przedstawionej w sposób istnie fantastyczny.

Podsumowując powiem, że dzieło na pewno jest warte przeczytania. Tak jak już wspomniałem wyżej, zdecydowanie mogę polecić je nie tylko tej młodej części czytelników. Autor włożył w książkę naprawdę dużo pracy, co zresztą udowadnia nie tylko wszechobecnym klimatem tajemniczości, lecz także licznymi opisami Londynu, które bardzo oddanie pokazują istotę miasta. Poza tym lektura to rozrywka na maksymalnie dwa wieczory... tak, właśnie wieczory, bo moim zdaniem ta pora najbardziej sprzyja fabule i właśnie wtedy czerpie się z czytania prawdziwą frajdę!

Dział: Książki
czwartek, 12 maj 2016 14:37

Syrena

Dlaczego jesień? (...) Chyba lubię zmiany. To, że wszystko wygląda jakby umierało, ale jednocześnie jest prześliczne. Poza tym jest przewidywalna. Zima potrafi być zbyt zimna, wiosna za mokra, a lato za suche, ale jesień jest zawsze piękna.

Kahlen miała dziewiętnaście lat gdy jej statek zatonął i została syreną - córką na służbie Matki Ocean. Dostała drugą szansę i zupełnie nowe życie. Gdy odsłuży sto lat, będzie mogła wrócić do swojej ludzkiej codzienności i będzie ponownie wolna, ale nie pozostaną jej żadne wspomnienia. Dziewczyna, mimo że kocha swoje siostry i nowa matkę, przez cały czas marzy o romantycznej miłości, a gdy ją wreszcie spotyka, okazuje się, że do odsłużenia zostaje jej jeszcze całe, okrutne dziewiętnaście lat.

„Syrena" to najbardziej romantyczna i niewinna historia o miłości jaką kiedykolwiek w życiu czytałam. Powieść jest lekka, przyjemna i pełna wdzięku. Nie ma w niej antagonistów. Kiedy dzieją się złe rzeczy są one po prostu wymogiem naturalnego porządku świata, a bohaterowie nie mają na nie zbyt wielkiego wpływu.

A pragnąłem mojej cichej dziewczyny, dziewczyny, która zwracała uwagę na to, co mówiłem, czego chciałem - jedynej osoby, która wiedziała jak mnie traktować. Dziewczyny, która nie wstydziła się moich ubrań, mojej pracy ani mojego skutera, której nie obchodziło, czy jestem bogaty, czy biedny. Uroczej, niewinnej, wybaczającej wszystko dziewczyny, która śmiała się nawet z moich najgorszych żartów, która nie zmuszała mnie, żebym był radosny, gdy chciałem chwili spokoju. Dziewczyny, o której wiedziałem od chwili, gdy jej dotknąłem, że powinna być moja.

Mimo jednak niewątpliwego uroku jaki zawarty został na stronach powieści, nie jest to książka doskonała. Pisarce nie udało się uniknąć dłużyzn, a nawet więcej - ponad sto początkowych stron zostało stworzone w pełen uroku, ale niestety dość nieciekawy sposób. Później też niewiele się dzieje, a cała opowieść od początku do końca jest prześliczna, wzruszająca, nieco smutna, melancholijna i piękna, ale właściwie ciężko powiedzieć, żeby coś się w niej działo. Sięgając po „Syrenę" o wartkiej akcji możesz zwyczajnie zapomnieć.

„Syrena" nawet w najmniejszym stopniu nie przypomina pozostałych książek spod pióra Kiery Cass. To barwna baśń dla wielbicieli miłosnych uniesień. Kahlen jest cudowna, Aisling również. Ich historia jest przepiękna. Całość jest wzruszająca, a czytanie można porównać do jedzenia waty cukrowej. W małych ilościach jest przepyszna - w zbyt dużych, zaczyna mdlić. Na szczęście „Syrena" to osobna, skończona powieść, która liczy sobie niespełna czterysta stron, więc jeżeli o mnie chodzi, to z lektury byłam naprawdę zadowolona - chyba od dawna brakowało mi tego typu książki. Jeżeli, jako czytelnik, jesteś osobą spragnioną piękna, ciepła i miłości, i masz ochotę przeczytać prześliczną baśń, to „Syrena" będzie historią stworzoną idealnie dla Ciebie.

Dział: Książki
niedziela, 01 maj 2016 20:20

Grimm City. Wilk

Po Kłamcy, Chłopcach i Dreszczu przyszła kolej na baśnie braci Grimm. Jakub Ćwiek w oryginalny sposób wziął na warsztat najsłynniejszych bajarzy i ich opowieści, kształtując z nich tło dla swojego nowego cyklu, Grimm City. I nie, nie jest to wariacja na temat baśni, a zaskakująco mroczny kryminał noir w mieście zepsutym do szpiku kości i oleiście czarnym niczym smoła.

W spowitej tłustymi czarnymi oparami metropolii, jak dotąd rządzonej przez znane wszystkim gangsterskie rody, pojawia się Nowy Gracz. Jego pierwszymi ofiarami padają... taksówkarze, a potem znany w całym mieście i to w sposób daleki od chwalebnego, inspektor Wolf. Podejrzaną zaś okazuje się śliczna dziewczyna nosząca czerwoną pelerynkę z kapturem. Na jej trop przypadkowo trafia utalentowany, lecz biedny muzyk Alfie Moore, który nieco wbrew sobie zostaje wplątany w brudną grę toczoną między największymi graczami w mieście.

Tytuł powieści nasuwa dwa skojarzenia, które okazują się zaskakująco trafne. Po pierwsze, to bardziej oczywiste, jest związane z braćmi Grimm, w rzeczywistości wykreowanej przez Jakuba Ćwieka pełniącymi rolę kogoś na kształt apostołów, bowiem główną religią wyzwaną w tym świecie są właśnie Opowieści i Bajania. Po drugie, tytuł stanowi mniej lub bardziej zamierzone nawiązanie do filmu Sin City, zwłaszcza że po skończonej lekturze można dostrzec między nimi wiele podobieństw – wszechobecną ciężką czerń (dosłowną i metaforyczną), postaci, z których każda ma coś na sumieniu oraz fakt, że w żadnym z tych miast nie da się przeżyć nie brudząc sobie rąk i pozostając w zgodzie z przykazaniami.

To właśnie ten wykreowany przez autora świat i niesamowity klimat stanowią największe zalety powieści. Oryginalne wykorzystanie motywu baśni okazało się strzałem w dziesiątkę, zwłaszcza że jest ono jednocześnie subtelne (fabuła jest osadzona w wiarygodnych realiach i w działaniach bohaterów nie pojawiają się żadne elementy nadprzyrodzone bądź magiczne) i czytelne (nie sposób nie dostrzec nawiązań do wielu baśni z Czerwonym kapturkiem na czele). Jak dowiadujemy się niemal na samym początku, zgodnie z podaniami Grimm City powstało na ciele martwego olbrzyma i żyje tylko dzięki jego smolistej, wydobywanej wprost z serca krwi, przynoszącej pieniądze, a jednocześnie nadającej miastu brudny, oleisty krajobraz, nigdy nie cieszący się widokiem słońca i czystego nieba. Główna religia wyznawana przez mieszkańców miasta związana jest z Bajarzem i jego opowieściami, wszelkie zaś odłamy czy wręcz sekty są tylko wariacją na ten temat. Nie ma więc tu miejsca dla Boga, jakiego znamy, są tylko bajania i historie spisane przez braci Grimm...

Właściwie jedynym zarzutem, jaki można by postawić powieści to brak naprawdę wyrazistych bohaterów. Mimo że na pierwszy plan wysuwa się trzech (Alfie oraz dwaj detektywi), nie mają oni rysów tak szczególnych, że zapadaliby głęboko w pamięci. Zwłaszcza że McShane i Evans, ogólnie nieźle nakreśleni, zdają się niemal bliźniętami jednojajowymi, tak są do siebie podobni w zachowaniu i reakcjach. Najbardziej uwagę przykuwa Mort, prawa ręka miejscowej szychy, Dragosavalija, wierny do bólu lokaj, twardy, gotowy na wszystko i niezawodny.

Podsumowując, nową powieścią Jakub Ćwiek zaskakuje w sposób bardzo pozytywny; z jednej strony kontynuuje charakterystyczne dla siebie nawiązania do baśni i znanych powszechnie historii, z drugiej jednak robi to w sposób świeży i niebanalny. Wprawdzie Chłopcy to nadal numer jeden z moim prywatnym rankingu jego powieści, jednak Grimm City to naprawdę udany początek nowego, pokuszę się też o stwierdzenie, że dojrzalszego, cyklu. Pozostaje mieć nadzieję, że kolejne tylko ten poziom utrzymają oraz że nie będziemy musieli zbyt długo na nie czekać.

Dział: Książki
poniedziałek, 11 kwiecień 2016 01:38

"Dwór cierni i róż" już niebawem!

Autorka bestsellerowej serii "Szklany tron" powraca z porywającą opowieścią o miłości, która jest w stanie pokonać nienawiść i uprzedzenia!

Idealna lektura dla fanów George. R.R. Martina! Co może powstać z połączenia baśni o Pięknej i Bestii oraz legend o czarodziejskich istotach? Gdy Feyre zabija wilka, w jej domu zjawia się bestia, żądająca zadośćuczynienia. Zmuszona do zamieszkania w groźnej i pełnej magii krainie dziewczyna odkrywa, że jej prześladowca, Tamlin, nie jest zwierzęciem, a potomkiem starożytnej rasy, która niegdyś rządziła światem...

Dział: Książki
wtorek, 05 kwiecień 2016 10:03

Patronat: "Grimm City" Jakub Ćwiek

Z przyjemnością informujemy, że 13 kwietnia do sprzedaży trafi najświeższa powieść Jakuba Ćwieka otwierająca zupełnie nową serię. Mowa o Grimm City. Wilk! Za wydanie książki odpowiada Wydawnictwo SQN. Jednocześnie podajemy do wiadomości, że już teraz można składać zamówienia na empik.com.

Grimm City to luźno inspirowany historią kształtowania się przestępczego imperium Ala Capone  kryminał noir w estetyce diesel punk, wzbogacony wplecionymi weń motywami z baśni braci Grimm.

Jakub Ćwiek krótko komentuje prace nad książką:

Dziesięć lat temu, zaraz po premierze pierwszego "Kłamcy", Paweł Deptuch robiący wywiad dla serwisu internetowego Carpe Noctem zapytał mnie o dalsze plany wydawnicze. Wtedy wspomniałem o tym pomyśle po raz pierwszy. Od tamtej pory koncept zmieniał się, ewoluował, dojrzewał, aż wreszcie "Grimm City" trafiło na mój warsztat. Co najzabawniejsze, wydaje go Wydawnictwo SQN, w części złożone z redaktorów wspomnianego wyżej serwisu Carpe Noctem. Tak to się plecie.

Przyznaj, spodziewasz się baśni

Miasto Grimm – ponura, spowita obłokami tłustej czerni metropolia to miejsce, gdzie o sprawiedliwość równie trudno, co o bezchmurne niebo. Zbudowane na ciele olbrzyma, napędzane jego smolistą krwią i odłamkami węglowego serca trwało w dawno ustalonym porządku. Do teraz. Na przestępczą scenę wkracza właśnie bezkompromisowo Nowy Gracz, a oficer policji Wolf zostaje brutalnie zamordowany we własnym domu. Czy te fakty się łączą? I czy czerwony płaszcz z kapturem zaobserwowany u głównej podejrzanej w sprawie zabójstwa czyni ze sprawy zbrodnię na tle religijnym?

Jakub Ćwiek tym razem funduje nam gorzki, brutalny kryminał noir w niezwykłym świecie inspirowanym amerykańskim podziemiem przestępczym lat dwudziestych i trzydziestych. W mieście, w którym rządzi strach i... opowieść.

W tym mieście nie wybacza się żadnych błędów!

Dział: Patronaty