Rezultaty wyszukiwania dla: Zysk i Ska
Zaginiona
To była kłótnia jakich wiele wśród par- zły humor, o kilka słów za dużo. Krzysiek wyszedł z ich wspólnego mieszkania, kupił alkohol i w samotności zabijał przykre słowa partnerki. Gdy rano wciąż go nie było, Agnieszka trochę się o niego martwiła, ale wiedziała, że wróci gdy ochłonie. Sama postanowiła wybrać się na spacer do lasu. Nie wiedziała, że to niebudzące w niej strachu miejsce będzie jednym z ostatnich, jakie zobaczy.
Gdy wrócił do domu, po ukochanej nie było ani śladu; z każdą kolejną godziną jego niepokój narastał, lecz policja zaleciła mu wstrzymanie się ze składaniem zawiadomienia o zaginięciu Agnieszki. Świadkiem kolejnej już rozmowy Krzyśka z funkcjonariuszami był komisarz Tomasz Świderski, zesłany do tej małej miejscowości za grzechy przeszłości. I choć na codzienność Świderskiego składa się już tylko alkohol, to coś w tej sprawie go przyciąga. Widzi w niej szansę nie tylko na uratowanie zaginionej dziewczyny, ale i samego siebie.
Oczekiwania wobec nowej książki pana Piotra Kościelnego miałam bardzo wygórowane, a to przez bardzo pozytywnie przyjętego Zwierza. Choć sama nie miałam okazji go przeczytać, to wielu spośród Was, czytelników, oceniło ową pozycję bardzo wysoko. Stąd też moja narastająca ciekawość- czyżbyśmy mieli kolejnego polskiego autora, który potwierdza frazę "dobre, bo polskie"? Niestety, pierwsze spotkanie z twórczością naszego polskiego pisarza przyniosło mi jedynie rozczarowanie.
Właściwie Tomaszowi jest wszystko jedno, w jakim miejscu się znajduje- byle był tam stały dostęp do alkoholu. Po nieprzyjemnej sytuacji z przeszłości z byłą już żoną wszystko jest mu obojętne. Na posterunku, gdzie obecnie pracuje, współpracownicy przymykają oko na bijący od niego smród przetrawionej wódki, podrzucając mu wyłącznie najprostsze sprawy. Mają go tam tylko "przezimować" do emerytury. Dopiero przestraszony głos Krzysztofa wyrywa komisarza Świderskiego ze stuporu. Nie wie czemu, ale pragnie mu pomóc. Widzi światełko w tunelu dla samego siebie, gdzieś w głębi Tomasz wierzy, że jeszcze nie jest stracony. A odnalezienie Agnieszki może tylko przyśpieszyć jego "kurację".
Już po kilku pierwszych stronach czułam, że ta książka będzie dla mnie wyzwaniem. Najpierw rzucają się w oczy liczne powtórzenia danego słowa- w jednym akapicie można ich naliczyć kilka, a tego nie lubię. Język polski jest tak solidnie rozbudowany, że bez problemu można znaleźć liczne wyrazy bliskoznaczne, a jeżeli zawodzi nas pamięć to istnieją jeszcze wszelkiego rodzaju słowniki. Drugą rzeczą jest pióro autora samo w sobie. Zdania niby tworzyły spójną całość pod względem stylistycznym, lecz nie miały w sobie mocy przyciągania uwagi odbiorcy. Moje myśli podczas lektury pływały sobie luzem, choć starałam się skupić na opowieści maksimum uwagi.
Również stworzeni przez autora bohaterowie mnie zawiedli. Dialogi między nimi były suche, sztywne. Zero jakichkolwiek emocji. To, co powinno w nas poruszyć czułą strunę zupełnie nie działało. Nawet opisy przeżyć Krzyśka z aresztu były takie... wyzute z emocji. Nie współczułam mu, gdyż zwyczajnie nie mogłam wczuć się w jego sytuację, mimo że przeszedł za dużo. Najgorszy typ postaci- ani dobrzy, ani źli, tylko... nijacy. Tacy, o których zapomina się zaraz po zamknięciu książki. Sam komisarz Świderski był zastanawiający- niby jakoś nie kochał zbyt mocno swojej żony, niby nie przeżywał szczególnie jej zdrad (miały chyba wyłączny wpływ na jego ego), kariera też go jakoś szczególnie nie zajmowała, lecz wzorem literackich mężczyzn cierpiących zalewał smutki alkoholem. No dobrze, tylko jakie smutki? Powody miał, ale czy gdziekolwiek dał czytelnikowi sygnał, że to o to chodzi? Bardziej wyglądało na to, że po prostu picie stało się dla niego nowym sportem wyczynowym, w którym bierze udział, bo zwyczajnie może.
Zabrakło mi też dokładniejszego portretu psychologicznego samego sprawcy. Owszem, wiemy z jakiego powodu kieruje swoją uwagę na kobiety, lecz jego wątek jest potraktowany bardzo po macoszemu. A przecież lubimy zgłębiać skrzywioną psychikę czarnych charakterów. Do tej pory zastanawia mnie jedno- czy miny mogą być głośne?
Zaginiona miała w sobie jakiś procent potencjału- jeżeli nie na oryginalną historię, to chociaż na wciskającą w fotel. Niestety, wszystkie najważniejsze elementy dobrego, mocnego thrillera tutaj zostały niewykorzystane. A szkoda, bo mogło być ciekawie. Chyba po raz pierwszy od dawna jakaś pozycja stała się dla mnie tak dużym rozczarowaniem.
Rozpocznij przygodę z uniwersum DC Comics!
DC Comics to jeden z gigantów branży komiksowej w Stanach Zjednoczonych, a superbohaterowie DC to prawdziwe ikony popkultury. Pojawiają się w filmach, serialach i grach, jednak najciekawsze opowieści znajdziecie w komiksach, na których wychowały się całe generacje fanów. Dziedzictwo jest naprawdę olbrzymie, bo przecież pierwsze historie o zamaskowanych herosach pojawiły się jeszcze przed II wojną światową. To prawdziwy skarbiec dla fanów złożony z tysięcy przygód, a nowych tytułów przybywa każdego roku.
Popchnij mnie
Nie ma roku, by wakacje – teoretycznie czas odpoczynku dobrej zabawy – dla niektórych nie zamieniły się w prawdziwy koszmar. Niestety, niekiedy beztroska, której się oddajemy, źle się kończy zarówno dla nas samych, jak i dla naszego otoczenia. Zbyt często wyjazd z dala od naszego miejsca zamieszkania, od rodziny, pracy, codziennych kłopotów, budzi w nas skłonność do ryzyka, a także do brawury. Stąd właśnie zwiększona ilość wypadków samochodowych, utonięć, upadków z klifów, a nawet … z balkonu.
Tak zwany balkoning, jak się okazuje, zyskuje coraz większe grono zwolenników. Nie wystarczy im już skok na bungee czy z trampoliny do wody, nawet urwiska straciły już swój urok. Teraz turysta przeżywa przygodę życia skacząc… z balkonu do hotelowego basenu. Tyle tylko, że w tym przypadku szanse przeżycia są minimalne. Przekonał się o tym jeden z turystów wypoczywających na Majorce, partner niejakiej Vanessy. Dla niego ta osobliwa rozrywka skończyła się tragicznie, choć tak naprawdę największą traumę przeżyły te osoby, które były świadkami tego skoku i widziały jego roztrzaskaną głowę wraz z zawartością na okalających basen płytach.
Jednym ze świadków tego dramatycznego w skutkach skoku był gość hotelu, Janusz Kastrat. Splot różnych okoliczności, a także filmik, który umieścił w sieci, w którym parodiuje detektywa sprawiają, że rzeczywiście zostaje za detektywa uznany. Tym samym to jemu powierzono zadanie odnalezienia mordercy turysty zamieszkującego w hotelu Maria Verde – jedna z teorii głosi bowiem, że owe skoki z balkonu nie są dobrowolne i istnieje … czynnik zewnętrzny w osobie mordercy. Kastrat będzie musiał odpowiedzieć zatem na pytanie, czy to był wypadek, a jeśli nie – znaleźć osobę odpowiedzialną za te tragedię.
Nie można powiedzieć, by robił to z chęcią. Tak naprawdę zjawił się na Majorce zupełnie w innym celu niż turystyczny, a tym bardziej nie jest mu na rękę rozwiązywanie kryminalnych zagadek. Co nie znaczy, że nie stanie na wysokości zadania … Jak zakończy się ta historia? Czy Kastrat znajdzie mordercę i czy w ogóle sprawca istnieje? Co tak naprawdę Janusz robi na Majorce i dlaczego zależy mu na skorzystaniu z jednej z wycieczek? To tylko kilka z wielu pytań, na które odpowiedzi oszukiwać będziemy na stronach kryminalnej opowieści autorstwa Pawła Olearczyka pt. „Popchnij mnie”. Opublikowana nakładem Wydawnictwa Novae Res książka to propozycja zarówno dla miłośników rozgrzanej słońcem Majorki, jak i wielbicieli zbrodni oraz poznawania jej natury. Pod warunkiem jednak, że przez książkę przebrną, co niestety może być trudne.
Teoretycznie książka powinna być prawdziwym bestsellerem, ma bowiem ku temu warunki. Rewelacyjny pomysł, frapująca fabuła to zwykle gwarancja sukcesu powieści. Tym razem jednak nie udało się wykorzystać tych atutów. Brak tu spójności, głębi postaci, brak określonego celu dialogów i scen. Infantylność bohaterów nie rozczula, a raczej irytuje, podobnie zresztą jak ich rozmowy (szczególnie Kastrata z rezydentką). Mimo iż plastyczność scen pobudza wyobraźnię, to zrażając się po lekturze pierwszych stron, ciężko już wciągnąć się w akcję. Szczególnie, że Olearczyk nie zrobił nic, by nas do siebie (a właściwie powieści) przekonać. Szkoda…
Konkurs: Uniwersum Metro 2035. Piter. Bitwa bliźniaków
Okrutna przeszłość Ubera ciągnie się za nim niczym krwawy ślad z rozprutego brzucha. Ten czerwony skinhead nie zawsze był dobry i zdecydowanie nie zawsze sprawiedliwy.
Teraz nieustannie spłaca swoje długi.
Uniwersum Metro 2035. Piter. Bitwa bliźniaków
Okrutna przeszłość Ubera ciągnie się za nim niczym krwawy ślad z rozprutego brzucha. Ten czerwony skinhead nie zawsze był dobry i zdecydowanie nie zawsze sprawiedliwy.
Teraz nieustannie spłaca swoje długi.
Kulawy szermierz
Wiedziony ostatnimi moimi doświadczeniami z debiutującymi autorami, trochę nieufnie podchodziłem do książki Tomasza Matery. Okładka jednak tak bardzo kusiła moje oko, że nie potrafiłem się oprzeć sprawdzeniu, jak wypada pod względem treści. Niewiele myśląc, zabrałem się do czytania.
Fabuła jest dość prosta. Kaleki szermierz Uther Mac Flann próbuje pomścić swoje krzywdy na znienawidzonym Skowronku i odzyskać pozycję u boku generał Victorii Dauberg. Zanim jednak dojdzie do tego, dostaje zlecenie eskortowania tajemniczej czarodziejki i małego dziecka do świątyni. Niespodziewanie krótka podróż ma ogromne skutki dla Uthera i przewraca jego życie do góry nogami. W tym samym czasie dyplomatka Amber wyrusza na poszukiwania zaginionej siostry, którą była nasza wyżej wymieniona czarodziejka. Niestety znajduje jedynie jej grób i ślady, które wiodą je w kierunku naszego szermierza. Tymczasem w Mieście Wież jego niezłomny obrońca, Koriolan przygotowuje się do kolejnego obrażenia miasta przez Gebryjczyków, którzy podnieśli bunt na zachodzie i wkrótce staną u bram Oryksu. Losy naszych trzech bohaterów połączy wojenna zawierucha i już na zawsze zmieni ich życie.
Głównym bohaterem jest zdecydowanie kaleki Uther i tutaj ogromne brawa dla autora za wykreowanie postaci. Przede wszystkim sam pomysł, by głównego bohatera zrobić osobą niepełnosprawną, jest godzien podziwu. Nie oszukujmy się, w powieściach fantasy ciężko jest się utożsamiać z bohaterami. Nigdy nie będziemy silni jak Conan Cymeryjczyk, czy zwinni jak Gertalt. Ten sam problem swojego czasu dotykał komiksy takie jak Batman, Czarna Pantera itp. O pieniądzach Bruce Wayne'a mogą myśleć bardzo nieliczni na świecie. I wtedy olśnieniem stał się Spiderman, który był zwykłym licealistą, mającym zwykłe nastoletnie problemy. To samo robi Tomasz Matera. Jego bohater mimo swojego kalectwa jest nadal jednym z najlepszych w swoim fachu, wynika to z jego siły ducha i determinacji. Charakteru dodaje jego postaci niezłomny upór, który sprawia, że podejmie on naprawdę zaskakujące decyzje. Z takim bohaterem może utożsamić się właściwie każdy. Czy to osoba niepełnosprawna, czy w pełni zdrowa osoba mająca problemy z wiarą w siebie.
Powiem szczerze, że Uther mimo swoich niekiedy kontrowersyjnych decyzji wbił się z impetem w wielką trójcę moich ulubionych bohaterów.
Co ciekawe reszta bohaterów jest napisana równie dobrze i interesująco. Obie siostry - to znaczy nasza tajemnicza czarodziejka oraz Amber są bardzo dobrze skrojone. Każda z nich ma inny temperament, charakter, pogląd na świat i każdą z nich lubimy za coś kompletnie innego. Nawet wspominany wyżej Skowronek, jako przeciwnik Uthera jest postacią bardzo ciekawą.
Świat stworzony przez Tomasza Materę jest interesujący i wciągający. W książce dostajemy dobrze rozrysowaną mapę wraz z autorskimi nazwami miast i krain. Nie jest to może zrobione z taką perfekcją jak Śródziemie władcy Pierścieni – jednak na tyle sprawnie, aby wciągnęło nas od początku do końca.
Podsumowując Kulawy szermierz to najlepszy debiut, jaki miałem okazję czytać w tym roku. Czytając opowieść o Kulawym Szermierzu, nie czujemy, że przyszło nam czytać prozę autora debiutującego, a wręcz przeciwnie. Okładka i mapa w środku przyciągają nas, ale są wprost proporcjonalne do treści. Polecam całym sercem każdemu i czekam na kontynuację.
Zgadnij kim jestem
Odgłos kroków brzmiał obco. Pamiętała tylko tę myśl, że jest za późno…
„Zgadnij kim jestem” to moje pierwsze spotkanie z twórczością pani Kamili Cudnik. Nie miałam przyjemności poznać wydanych w 2019 roku, również przez wydawnictwo Zysk i S-ka, „Historii miłosnych”. Z poniższej opinii dowiecie się, czy będę miała ochotę tę zaległość nadrobić.
Zarys fabuły
Po raz pierwszy Iza i Robert spotykają się, gdy kobieta stoi za barierką mostu i, jak sądzi policjant, szykuje się do samobójczego skoku. Mężczyzna jest zaintrygowany nieznajomą i coraz częściej zaczynają się spotykać. Ktoś jednak najwyraźniej czyha na życie Izy i nie zamierza dać jej spokoju. Czy przy pomocy nowo poznanego policjanta uda jej się ujść z całej tej sytuacji z życiem?
Moja opinia i przemyślenia
Książkę czyta się lekko i szybko, ale w fabule niewiele elementów zaskakuje. Wątek kryminalny jest ciekawy i dobrze skonstruowany, jednak brak mu oryginalności. Warsztatowi literackiemu pani Kamili Cudnik nie można niczego zarzucić. Sądzę jednak, że lepiej odnalazłaby się w powieściach obyczajowych niż kryminałach. Nigdy jednak nic nie wiadomo. To pierwszy kryminał, jaki ukazał się spod jej pióra, a jak powszechnie wiadomo, ćwiczenie czyni mistrza. Być może swoją następną książką zupełnie mnie zaskoczy.
Historia jest niezwykle ponura. Z bohaterami, szczególnie z Izą, ciężko się polubić. Mimo przytrafiających się jej złych rzeczy nie potrafiłam jej współczuć. Za to trzeba przyznać, że jeżeli taki właśnie był zamysł Autorki, to postać została doskonale wykreowana. Również mroczny klimat, gęsta atmosfera i sieć niedomówień stworzone zostały w powieści pierwszorzędnie.
Odpowiadając na pytanie ze wstępu, z miłą chęcią sięgnę po „Historie miłosne”, pierwszą książkę spod pióra Autorki, by przekonać się, czy faktycznie podczas tworzenia powieści obyczajowej, pani Kamila Cudnik, czuje się jak ryba w wodzie.
Podsumowanie
„Zgadnij kim jestem” to książka, którą z przyjemnością polecę wielbicielom mrocznych, ponurych historii. Tym czytelnikom, którzy lubią, gdy bohaterowie są gnębieni, a w ich życiu pojawiają się zaledwie niewielkie promyczki słońca. Polubią ją także osoby czytające książki obyczajowe. Odradzam ją natomiast czytelnikom, którzy pochłaniają kryminały jeden za drugim. Myślę, że tu raczej nie znajdą tego, czego w powieściach szukają.
Oczy ciemności
Tylko matka wie, jak ogromny ból trawi codzienność po utracie dziecka- istoty, którą dziewięć miesięcy nosiło się pod sercem, pielęgnowało po urodzeniu, wychowywało. Cieszyło się z większych, ale i tych mniejszych sukcesów. I nagle pustka; nie ma go, nie ma go, tak boleśnie go nie ma...
Tina Evans rok temu straciła w tragicznym wypadku syna, Danny'ego. Chłopiec wraz z grupą kolegów i dwóch opiekunów ruszyli w podróż do serca lasu, by tam przeżyć przygodę życia. Niestety, autobus nigdy nie dojechał na wyznaczone miejsce, a zrozpaczeni rodzice dostali wyłącznie informację, że coś poszło nie tak. Tinie oraz jej ówczesnemu małżonkowi odradzano patrzenie na szczątki chłopca, prowadzący sprawę nie potrzebowali ich potwierdzenia, kim jest zmarły. Teraz, po roku czasu, kobieta nadal czuje dogłębny ból; wie jednak, że nie może zadręczać się do końca swoich dni. Powoli wychodzi na prostą, skupiając całą swą uwagę na pracy, którą kocha- tworzenie spektakli. I gdy już wydaje się, że cierpienie nie promieniuje tak mocno na całe ciało, że bohaterka z dnia na dzień coraz bardziej przyzwyczaja się do myśli, że Danny'ego już nie ma, wchodzi do jego pokoju. A tam, na tablicy, widnieje jedno zdanie: NIE UMARŁ.
Może i kobieta -choć przerażona- zignorowałaby dziwne słowa, tłumacząc je zapomnieniem. Ale to, co pojawiło się w pokoju jej syna, było dopiero początkiem dziwnych wydarzeń. Serce matki zaczyna bić szybciej. A co, jeśli jej chłopiec naprawdę żyje? Co, jeżeli nie zginął w tamtym wypadku, a trumna zawiera obce ciało... ? I gdzie w tym momencie znajduje się Danny?
Tina Evans jeszcze nie zdaje sobie sprawy, w jak misterną sieć kłamstw owinięty jest wypadek sprzed roku. Za wszelką cenę chce poznać prawdę i być może odzyskać syna.
Twórczość Dean'a Koontz'a poznałam baaardzo dawno temu, za sprawą mojej ulubionej pani bibliotekarki. Wiedziała, że zaczytuję się w książkach Graham'a Masterton'a, więc gdy biblioteczne półki z horrorami (a było ich początkowo bardzo niewiele) opustoszały, skierowała moją uwagę na Koontz'a właśnie. I tak rozpoczął się mój kolejny wieloletni "związek", w którym oczywiście razem z autorem mamy raz wzloty, raz upadki, aczkolwiek mimo wszystko wiernie przy nim trwam. I choć Oczy ciemności jest wznowionym wydaniem, to dla mnie jest jak nowość- dotychczas nie miałam okazji czytać tej pozycji.
Przed lekturą zastanawiałam się, dlaczego po różnych literackich stronach wyświetlają się komentarze typu: "bardzo aktualna historia". Oczywiście od razu pomyślałam o toczącej świat pandemii, aczkolwiek opis książki nie wskazywał, jakoby autor umieścił w niej cokolwiek dotyczącego tematu. A jednak byłam w błędzie, o czym oczywiście przekonałam się przy końcu lektury.
Nie wyobrażam sobie, co muszą czuć rodzice, którzy utracili swoje dziecko; to na pewno ogromny ból, którego nie zrozumie nikt o podobnych, przykrych doświadczeniach. I mam cichą nadzieję, że nigdy nie będę musiała przechodzić przez podobną katorgę. Tina Evans jednak po roku radzi sobie coraz lepiej, co oczywiście nie znaczy, że ból po śmierci Danny'ego zniknął. Gdy w jej domu, a także miejscu pracy doszło wielokrotnie do dziwnych przejawów tajemniczej, nadnaturalnej siły, obie zrozumiałyśmy, że dzieje się coś, co wykracza poza ludzkie pojęcie. Oczywiście zakładałam jakiś typowy scenariusz- duch zmarłego dziecka próbuje skontaktować się z matką, aby przynieść jej ukojenie i móc spokojnie opuścić ziemski padół po rocznej tułaczce. Ale nie, jak się okazało, zamysł autora był zupełnie inny.
To, co początkowo brałam za thriller z nutką paranormalności, po pewnym czasie przeobraziło się niemalże w powieść sensacyjną. Autor bawi się nami, wprowadzając nas w świat matki, której delikatna konstrukcja psychiczna wciąż chwieje się za każdym razem, gdy wspomni syna, by później przedstawić ją jako superbohaterkę, gotową zrobić wszystko, by poznać prawdziwy los dziecka. Matki zwykłej, zajętej codziennymi obowiązkami, która dla potomka jest w stanie wykrzesać z siebie multum odwagi. Kobiety, która dopnie swego wbrew temu, co próbuje jej wmówić cały świat.
Tak, Oczy ciemności nawiązują do obecnej sytuacji na świecie. Ale nie jest to wątek, który zawładnął całą lekturą- na pierwszym planie nieustannie jest dążenie Tiny do poznania prawdy o losie Danny'ego. Pan Koontz postarał się, byśmy z łatwością mogli wślizgnąć się w jej uczucia, patrząc na świat jej oczami. Doceniam jego pracę, a Wam polecam skierowanie swojej uwagi na to wznowienie. Warto!
Konkurs: Odzyskanie czasu
Powrót do świata bestsellerowego "Problemu trzech ciał" Cixina Liu.
Mózg Yun Tianminga został zamrożony i umieszczony w statku kosmicznym, który wystrzelono w kierunku floty trisolariańskiej. Plan był desperacki. Istniała tylko minimalna szansa na to, że obcy ożywią człowieka i że pewnego dnia Tianming zdoła przekazać na Ziemię cenne informacje.
Morski ogień
Wiatr rozwiewał jej długie włosy. Szlach wyrywał się z głębi serca. Nic nie mogła zrobić. Pragnęła rzucić się na pożarcie falom, niespokojnej toni, którą tak ukochała. W jej głowie narastał krzyk. Musiała go z siebie wyrzucić, ale nie mogła. Drgając w ramionach swojej ostatniej członkini rodziny, Caledonia patrzyła ze zgrozą w oczach na śmierć bliskich, ginących z ręki Pocisków Arica. Nie mieli litości. Ich uzależnienie było tak głębokie, że nie zatrzymali się nawet na chwilę i nie spojrzeli na ludzi, którym odbierali życie. To wszystko było jej winą. Matka zawsze jej powtarzała, żeby nie ufać tym pozbawionym kontroli żołnierzom, ale ten jeden raz, Caledonia wygłuszyła ostrzeżenie matki i darowała życie jednemu z nich. Teraz musiała patrzeć na jego zdradę i gwałtowną śmierć bliskich. W jej umyśle zapanowała pustka. Nic już nie będzie takie samo. Ukochany brat przepadł na zawsze, a to wszystko było jej winą…
Powieść Natalie C. Parker mimo powolnego tempa zakrada się do serca czytelnika i owija niczym bluszcz, który nie chce się poddać. Ukazanie niesamowitej siły kobiet, które przeżyły wiele cierpienia i bólu, a mimo to zdolne są do ciągłej walki, okazało się strzałem w dziesiątkę. ,,Morska toń” to historia, która, choć ma elementy podobne do innych książek (co w dzisiejszych czasach jest nie do przeskoczenia), zaskakuje i skupia się na ukazaniu potęgi matek, córek, sióstr, którym przyszło żyć w urągającej dla nich rzeczywistości.
Morski ogień to zapierająca dech w piersi opowieść łącząca kobiecą siłę Wonder Woman z wybuchową akcją Mad Maxa: na drodze gniewu.
Gdy jej załoga ginie z rąk krwiożerczych żołnierzy nikczemnego Arica Athaira, zwanych Pociskami, Caledonia Styx musi sama znaleźć swój kurs pośród śmiertelnie niebezpiecznych wód. Dowodzi statkiem „Mors Navis”, którego załoga składa się z podobnych do niej dziewczyn i kobiet, które straciły rodziny i domy przez Arica. Wspólnie starają się nie tylko przeżyć, ale i pozbawić Arica jego floty uzbrojonych po zęby okrętów.
Gdy jednak najlepsza przyjaciółka Caledonii cudem przeżywa atak dzięki jednemu z Pocisków, który wraz z nią próbuje uciec, przywódczyni staje przed dylematem – czy pozwolić mu dołączyć do załogi? Czy chłopak jest kluczem do zniszczenia Arica raz na zawsze... czy też stanowi zagrożenie dla wszystkiego, co zbudowały kobiety z „Mors Navis”?
Bohaterowie powieści zapadają w pamięć. Caledonia Styx, chłodna na zewnątrz, ale przeżywająca burzę w środku swojego serca, kapitana zdolna do wielkich poświęceń i pragnąca zemsty, przypadła mi do gustu od samego początku. Nie łatwo zdobyć jej zaufanie, niczym niezawodny kompas, prowadzi swój statek, przez niespokojną toń. Pisces, niesamowita pływaczka, która mimo tragedii, potrafiła zachować w sobie empatię i nie pozwalać Caledonii wejść sobie na głowę. Tajemniczy Pocisk, którego imienia nie będę ujawniała, ponieważ poznajemy je dopiero w dalszej części historii. Kobieca załoga wywołująca strach na morzach, pełna pasji i lojalności. Natalie C. Parker wie, jak stworzyć postacie, których nie sposób zapomnieć.
Akcja ,,Morskiego ognia” rozgrywa się głównie na wodzie, gdzie możemy przyjrzeć się bliżej relacjach panujących na statku i nastrojach dziewcząt w różnych etapach walki o wyzwolenie się spod wpływu okrutnego Arica Athaira. Autorka wprowadzając do powieści wątek przetrzymywanego na pokładzie Pociska, okrywa go nutką tajemnicy. Nic o nim nie wiemy, sama Caledonia spycha go w otchłań umysłu. W miarę rozwoju historii coraz bardziej odczuwałam potrzebę poznania go, dowiedzenie się o nim czegoś więcej, ale C. Parker pokazywała niewiele momentów z nim związanych (może właśnie dlatego, tak bardzo na nie czekałam).
Autorka skupiła się na pokazaniu relacji panujących na statku pełnym kobiet, ich lękach i marzeniach, choć pokazywanych z punktu widzenia Caledonii, która stała się spoiwem je łączącym i dodającym odwagi. Niepokonana załoga, wywołująca strach na morzach i oceanach, jako jedyna sprzeciwiająca tyranii Arica, skradła moje serce. Nie mogę doczekać się, aż poznam dalszy ciąg historii, ponieważ otwarte zakończenie spowodowało tysiące myśli. ,,Morski ogień” to powieść, przy której nie można przejść obojętnie. Niespokojne wody, zemsta mieszająca się ze sprawiedliwością, portret psychologiczny głównej bohaterki, spowodowały, że nie mogła się oderwać. Mam nadzieję, że Wy również!