Rezultaty wyszukiwania dla: Zysk i S ka
Przewoźnik - zapowiedź
Poruszająca historia miłości, która stawia opór śmierci…
Dylan przeżyła straszliwy wypadek pociągu. Ale czy na pewno?
Ponury krajobraz wokół niej to nie Szkocja, lecz pustkowie, po którym krążą zjawy w poszukiwaniu ludzkich dusz. Czekający na nią nieznajomy nie jest zwykłym chłopcem. Tristan jest przewoźnikiem. Ma bezpieczne przetransportować jej duszę w zaświaty – zadanie, które wykonywał już wielokrotnie. Tym razem jest jednak inaczej.
Spotkanie z Anną Lewicką
Zapraszamy na spotkanie z Anną Lewicką, autorką "Trylogii Mocy i Szału".
Tom pierwszy serii WIĘŹ ukazał się w styczniu tego roku. Tom drugi SZAŁ będzie miał premierę w maju, a trzeci MOC - już jesienią.
Trylogia to pełna pasji opowieść o losach trzech sióstr uwikłanych w mroczne dziedzictwo, opowieść o mocy i szale, miłości i przeznaczeniu. Serdecznie zapraszamy na spotkanie, podczas którego Anna Lewicka opowie nie tylko o książkach, ale także, nawiązując do wydarzeń opisanych w pierwszym tomie serii, o korzeniach, wierzeniach i "magicznych" tradycjach związanych z okresem Świąt Wielkanocnych. Jeśli ciekawią Was zwyczaje związane ze świętem Ostery czy słowiańskimi motankami - serdecznie zapraszamy!
Chodzi lisek koło drogi
Tę kobietę -choćby ze słyszenia- znał prawie każdy okoliczny mieszkaniec. A to wszystko za sprawą najstarszego zawodu, jakim parała się Michalina. Gdy jednak doszło do przepytywania świadków, nikt nie powiedział o zmarłej złego słowa. Miła, uczynna, inteligentna; w oczach mieszkańców jej jedyną "wadą" było to, że oddawała się za pieniądze mężczyznom. Początkowo sprawa zamordowanej Michaliny wydawała się podkomisarz Marioli Konieczny nie do rozwiązania- sprawca nie pozostawił żadnych odcisków, nic, co mogłoby jednoznacznie skierować uwagę policji na daną osobę. Obok ciała Konieczna odnalazła jedynie małego, plastikowego liska, element starej gry "Liski i Kurki". Śledztwa nie ułatwia również fakt, iż denatka nie posiadała wrogów, nigdy nikomu nie zrobiła krzywdy. A jednak ktoś nienawidził zmarłej na tyle mocno, że skatował ją skórzanym paskiem niemalże na śmierć. Pytanie tylko, dlaczego... ?
Twórczość pani Greń poznałam dzięki Wilczym kobietom; książce, która wciągnęła mnie na tyle, że polowałam na kolejne literackie dzieci naszej polskiej autorki. Liczyłam na kawał dobrej, śledczej historii i nie zawiodłam się. Tym samym autorka utwierdziła tylko swoją pozycję na mojej liście ulubionych pisarzy.
Kiedy jedynym tropem staje się plastikowa zabawka, a sama ofiara nikomu nie wadziła, śledztwo wydaje się skazane na niepowodzenie. Dlaczego? Otóż zazwyczaj winnych szuka się wśród najbliższych zmarłej, a w tym przypadku podkomisarz Konieczna mogłaby skupić się wyłącznie na matce Michaliny. Gdyby ta oczywiście nie zajmowała się topieniem smutków dnia codziennego w alkoholu. Nikt nic nie słyszał, nikt nic nie widział, ba- niektórzy nawet usiłowali wmówić policji, że Michaliny nie kojarzą. I tak naprawdę pewnie śledztwo wkrótce oznaczono by jako to "nierozwiązane", gdyby mordercy nie poniosło i nie zabił ponownie. Wówczas sprawa ponownie odzyskała rozpęd, a plastikowy pionek w kształcie lisa stał się indywidualnym podpisem sprawcy.
Rozpoczynając tę historię, autorka wprowadza nas w nieciekawą sytuację Joanny Wolf; nastolatce brakuje jeszcze trochę do upragnionej osiemnastki, gdy umiera jej ojciec. Mężczyzna opracował jednak plan awaryjny dla córki i tak oto po wielu latach dziewczyna poznaje przyrodniego brata, Joachima. Ta drobna zmyłka sprawiła, iż myślałam, że to ta dwójka stanie się centrum całej opowieści, w końcu Joachim pracuje w policji. A jednak nie; było to jakby drobne wprowadzenie do dalszych wydarzeń, niewiele zmieniające w kontekście całego śledztwa. Tym "wykrętem" autorka raczej chciała przedstawić nam bohaterów od normalnej, prywatnej strony. Pani Hanna Greń ukazuje stworzone przez siebie postacie nie tylko jako poważnych śledczych, skupionych na znalezieniu mordercy, ale też jako zwykłych ludzi- o indywidualnych cechach charakteru (a nie, jak często zdarza się w literaturze, zbitek ludzi niewyróżniający się niczym pod względem osobowości), szukających własnego miejsca w świecie, ale i... w czyimś sercu. Bohaterowie nie zostali "zaprogramowani" jedynie na sukces w związku ze sprawą, nie przesiadywali doby w komisariacie, szukając nowych rozwiązań, lecz byli jak my, wprowadzając zdrowy podział między życie zawodowe, a prywatne. Zresztą, w pierwszym szeregu tejże historii stoi podkomisarz Mariola Konieczny oraz wspierający ją współpracownik, komisarz Krystian Sokołowski. Z początkowej niechęci być może narodzi się coś więcej, dzięki czemu zyskujemy również tło obyczajowe. Nawet czytelnik ma czasami dość śledztwa i chce w jakiś sposób odpocząć, a w Chodzi lisek koło drogi może to zrobić z bohaterami.
Jako że pani Greń jest żoną emerytowanego policjanta, tej książce nie mogło zabraknąć niczego pod względem policyjnej pracy. Szczegóły pracy śledczych są przedstawione bardzo dokładnie, co i nam pozwala poznać ich zajęcie niemal od podszewki; takim, jakim jest. Sprawcę naprawdę trudno było "wyłuskać" spośród wszystkich podejrzanych. Obstawiałam zupełnie kogoś innego, co później okazało się tylko wykrętem autorki. Prawdziwy morderca nie przewija się zbyt często przez karty książki, wtapia się w tło niczym kameleon, niczym nie wyróżnia się na tyle, aby skierować na siebie uwagę śledczych. Aby tę osobę złapać, potrzeba nieco więcej zachodu. I takie właśnie kryminały lubię- zmuszające do myślenia.
A może Wy również chcecie wyruszyć z Konieczną w ślad za chytrym liskiem... ?
Onyx & Ivory
Milcząca ofiara
„Przeszłość to fajne miejsce na odwiedziny, lecz niedobre na pobyt” – to niezwykle trafne stwierdzenie mogłoby zmienić na lepsze życie wielu ludzi, gdyby tylko przeanalizowali go, poddali się chwili refleksji i zastosowali się to tej niezwykle cennej wskazówki. Czym innym jest bowiem czerpanie z przeszłości nauki, wyciąganie wniosków z minionych wydarzeń, a czym innym nieustanne rozpamiętywanie przeszłości, bez możliwości ruszenia do przodu.
Jednak nie każdy ma w sobie na tyle siły, by tę przeszłość zostawić za sobą. Co więcej, są nawet takie przypadki, kiedy ta przeszłość – mimo naszych starań – nie daje o sobie zapomnieć, wciąż złośliwie miesza w naszym życiu sprawiając, że tkwimy w matni, nie potrafiąc się z niej wyplątać. Jednym z takich przypadków, jest Emma, kochająca żona i matka, właścicielka prężnie prosperującego salonu z sukniami ślubnymi. Można stwierdzić, że odniosła w życiu sukces, że jest osobą wiodącą godne pozazdroszczenia życie tym bardziej teraz, kiedy mąż Alex dostał awans i w związku z tym przeprowadzają się z małej wyspy, często odciętej od świata, do Leeds, gdzie kupują nowy dom.
Nikt jednak nie wie, że życie Emmy pełne jest demonów mieszkających w jej głowie, a także mrocznych sekretów – takich jak ten, że jest morderczynią. Cztery lata temu bowiem pozbyła się jednego z balastów z przeszłości, który nie pozwalał jej normalnie żyć. Tym obciążeniem był Luke Priestwood, mężczyzna, który niegdyś uczył ją w szkole plastyki, który ją bezwstydnie uwiódł, a następnie porzucił osiągnowszy swój cel. Co więcej otoczenie uwierzyło w jego wersję wydarzeń, zaś Emma została oskarżona o nękanie go. Kiedy po latach wrócił, nic dziwnego, że jego ofiara, już teraz dorosła kobieta, chciała się od niego uwolnić. Szczególnie, że miała wspaniałego męża, z którym rozpaczliwie starali się o dziecko.
Emma nie planowała morderstwa, a jednak – gdy Luke stał się zbyt napastliwy – nie miała oporu, by ciosem łopatą pozbawić go życia, a następnie zakopać w ogródku. Była przerażona swoim czynem, a jednocześnie przekonana, że zamknęła przynajmniej jeden rozdział swojego skomplikowanego dorastania. Teraz jednak, kiedy w związku z przeprowadzką, posiadłość odziedziczona po ojcu będzie miała nowych właścicieli, trup w ziemi może sprowadzić na nią kłopoty. Postanawia zatem pozbyć się ciała i ostatecznie zatrzeć ślady swojej zbrodni. Tyle tylko, że grób okazuje się być pusty…
Co tak naprawdę wydarzyło się cztery lata temu? Czy Emma rzeczywiście zabiła mężczyznę, a jeśli tak, to co stało się ze zwłokami? Gdzie kryje się prawda i kto był w tym niemoralnym związku naprawdę ofiarą, a kto oprawcą? To pytania, które towarzyszą nam w trakcie lektury wstrząsającej i zaskakującej powieści „Milcząca ofiara”, autorstwa Caroline Mitchell. Opublikowana nakładem Wydawnictwa Zysk i S-ka książka to zarówno pełen napięcia thriller, jak i doskonała powieść psychologiczna. Sposób narracji – oddanie głosu bohaterom sprawia, że czujemy się bezpośrednimi uczestnikami zdarzeń, mamy też możliwość obserwowania powolnej destrukcji osoby tak kruchej psychicznie, jak Emma, ale i powolnego rozpadu małżeństwa. Tym samym, jest to powieść dla wszystkich osób lubiących zarówno zagadki, jak i zagłębianie się w ludzkie emocje, sposób odbierania przez nich świata.
Zmagająca się ze wspomnieniami o matce alkoholiczce i sadystce, borykająca się naddatek z zaburzeniami odżywiania Emma, cierpi również na lęki, które zaburzają jej osąd sytuacji. Czy to możliwe jednak, by popadała w paranoję? By tworzyła alternatywną rzeczywistość? By spadała w otchłań szaleństwa? Na te pytania wraz z czytelnikiem odpowiedzi będzie poszukiwał mąż Emmy, a także jej siostra. Problem w tym, że ona również trzyma w szafie własne trupy…
Kiedy już jesteśmy przekonani, że doskonale wiemy, kto mówi prawdę, autorka przewrotnie podsuwa nam nowe okoliczności, dowody, zasiewa w nas ziarno wątpliwości. Właśnie dlatego „Milcząca ofiara” jest jedną z tych książek, które - między innymi dzięki doskonale skonstruowanej fabule i genialnie zarysowanym postaciom – nie tylko wciągają, ale i nie pozwalają o sobie zapomnieć.
Noc bez gwiazd
Ostatnio coś jest nie tak z moimi wyborami czytelniczymi – sięgam po drugie tomy serii, nie mając nawet pojęcia o istnieniu pierwszych. Jednak czy to aby na pewno moja wina czy może fakt, że niektóre powieści wydawane są w taki sposób, że nic nie wskazuje na to, że są kontynuacją? Okazuje się jednak, że chwilami nie ma to aż tak wielkiego znaczenia – „Noc bez gwiazd” stanowi drugi, a zarazem finalny tom „Kronik Upadłych” i chociaż faktycznie dobrze by było wiedzieć, co działo się w pierwszym tomie, to mimo wszystko lektura nie okazała się być problematyczna.
Peter F. Hamilton to ceniony pisarz, którego twórczość stanowią historie science-fiction. „Noc bez gwiazd” to zdecydowanie typowa powieść z tego gatunku, która niesie ze sobą wszystkie najważniejsze dla tego nurtu elementy. Zapoznajemy się z historią planety Bienvenido, która przez stulecia była więziona w Pustce. Jej mieszkańcy dzielą się na dwie rasy: ludzi oraz Upadłych. I chociaż Pustka ich uwolniła, to mimo wszystko los nie okazał się być całkowicie łaskawy. Teraz Bienvenido znajduje się miliony lat świetlnych od Wspólnoty, która nawet nie ma pojęcia o jej istnieniu. A ludzie i Upadli zaczynają walczyć o dominację – czy słusznie?
Istotnym elementem są tutaj walki międzygwiezdne i konflikt panujący pomiędzy mieszkańcami owej planety. W przypadku wybuchającego konfliktu nie mogło tutaj również zabraknąć aspektów politycznych, które chwilami bywają lekko zastanawiające – dlaczego zamiast wspólnie walczyć o przetrwanie i dotarcie do Wspólnoty, mieszkańcy planety postanawiają ze sobą konkurować i pragną koniecznie udowodnić swoją wyższość względem przeciwnika? I chociaż pojawia się nadzieja, mała istotka, której istnienie być może jest ogniwem łączącym zapomnianą przeszłość i nieoczekiwaną przyszłość, to jednak konflikt jest silny.
Chociaż dzieło Hamiltona jest niesamowicie obszerne, to mimo wszystko czyta się je znakomicie. Wspaniałe tempo akcji, mnóstwo interesujących wątków, wciągająca fabuła i dojrzały język – oto elementy działające na korzyść tej historii. Niestety, tak mocno skupiłam się na rozgrywających się tutaj wydarzeniach, że jakoś nie byłam w stanie lepiej przyjrzeć się bohaterom, a jest ich całkiem sporo. Chyba najbardziej w pamięci zapadła mi Anielska Wojowniczka, aczkolwiek to chyba też nie jest do końca ten rodzaj literatury, w którym wypadałoby się zżyć z jednym, konkretnym bohaterem. W tym przypadku żyje się samą historią i jej wieloma aspektami.
Ta książka ma spore szanse na oczarowanie każdego fana porządnej fantastyki. Jest napisana naprawdę w genialnym stylu, wszystko jest w stu procentach przemyślane, a barwny język autora sprawia, że ciężko utrzymać wyobraźnię w ryzach. To nie tylko doskonale skrojona intryga i wciągająca opowieść, to naprawdę niesamowity, międzygwiezdny świat, który ma w sobie coś urzekającego. Niesie ze sobą nadzieję, chwilami skłania do refleksji, zwłaszcza jeżeli zastanowimy się nad konfliktem pomiędzy dwoma rasami, ale stanowi też kawał dobrej rozrywki czytelniczej. Zdecydowanie jest to pozycja godna uwagi.
Stróż krokodyla
Mieszka tu już dwadzieścia lat -Boże, jak ten czas szybko leci!- a z dnia na dzień jego ciało zdawało się starzeć coraz szybciej. Gregers Hermansen jednak tak łatwo się nie poddaje, o nie; podstawowe rzeczy, jak wyrzucenie śmieci może jeszcze zrobić sam. Schodząc na dół zauważył, że drzwi do mieszkania dwóch młodych kobiet są uchylone- czyżby były na tyle nieostrożne, że zostawiają je otwarte? A może coś się im stało... ? Gregers powoli wchodzi do mieszkania dziewczyn, nie spodziewając się, że za niedomniętymi drzwiami czeka na niego koszmar.
Śledztwo w sprawie zamordowania młodej kobiety, Julie, bada Jeppe Kørner wraz z nieodłączną Anette Werner. Ten duet zachowuje się jak stare małżeństwo, budząc we wszystkich współpracownikach rozbawienie, a tym samym będąc nierzadko powodem licznych żartów. Nie umniejsza to jednak ich skuteczności. Tym razem sprawca nie pozostawił ani jednego śladu, prócz specyficznego "podpisu", wyrytego na twarzy zmarłej. Komu mogła się narazić kobieta, która w Kopenhadze dopiero zaczyna dorosłe życie? Czy jej śmierć jest wynikiem odrzuconego uczucia? I jaki związek z tym wszystkim ma książka pisana przez Esther de Laurenti, właścicielkę kamienicy?
Ponoć nie ma zbrodni idealnej; zawsze zostanie jakiś zapomniany (i przez to niewytarty) odcisk palca, ślad buta czy włos. Choć wciąż zadziwia, ale nawet takie drobne dowody świadczące o czyjejś obecności na miejscu zbrodni mogą wskazać mordercę. A jednak tym razem może być zupełnie inaczej. Inspektorzy kopenhaskiego wydziału zabójstw stoją przed skomplikowanym zadaniem- niby mają pewne poszlaki, znaleźli też odciski, ale... jakoś nie pasuje to do ogółu śledztwa. Pole podejrzanych znacznie się zawęża, gdy na scenę wychodzi kwestia pisanej przez Esther di Laurenti książki, kryminału; morderstwo Julie jest wręcz idealną kalką opisanych przez byłą wykładowczynię wydarzeń. Teraz wystarczy tylko znaleźć osoby, mające dostęp do owej książki. I tu przed Jeppem oraz Anette wyrasta kolejny mur, wydawałobby się nawet, że nie do przeskoczenia. A mimo to... nie istnieją zbrodnie doskonałe.
Zapowiadała się bardzo ciekawa historia z gatunku tych, gdzie nigdy nie wiadomo, na kogo "postawić". Owszem, sam pomysł już gdzieś tam kiedyś przewinął się przez rynek literacki, aczkolwiek autorka i tak miała duże pole do popisu. I moim zdaniem nie do końca je wykorzystała, poczynając od niedopracowanych bohaterów, na samym śledztwie kończąc. Choć początkowo wydaje się, iż Jeppe Kørner będzie ową sprawę prowadził ze swoją policyjną drugą połówką, Anette, to tak naprawdę kobieta jest tłem tego duetu. Pani Engberg poświęciła całą książkę postaci inspektora, dla Werner zostawiając niewiele miejsca. Ot, raczej stworzyła ją po to, by Kørner nie czuł się samotny (jakkolwiek to zabrzmi). Jeppego poznajemy niemal od podszewki, nieobce są nam jego wspomnienia dotyczące byłej żony, jak i obecnie nawiązany romans i związane z tą relacją uczucia. A mimo to... wszystko wydawało się takie drewniane, sztuczne. Jakby Jeppe sam nie wiedział czego chce, zarówno od życia, jak i śledztwa. Bohaterowie byli zaledwie cieniami, nie przewodzili całej historii, tym samym nie zapisując się jakoś szczególnie w pamięci. I nie, nie chodzi mi o to, że główna postać ma borykać się z problemem alkoholowym etc. jak to dzieje się w innych lekturach, ale brakowało w tej całej historii jakiejś siły napędowej, która pchałaby ich do poznania tajemnic Julie. Co więcej, nie rozwinięto w pełni jedynego ciekawego (dla mnie) wątku, który był znaczący dla rozwiązania sprawy morderstwa, ale też poznania powodu, dla którego to właśnie Julie stała się ofiarą. Ot, pewna postać znalazła się w kręgu podejrzanych, inspektorom coś w nim nie pasowało, ale złożyli to na karb specyficznego charakteru przepytywanego jegomościa. Później -opłotkami- dowiadują się, że może jednak ma on większe znaczenie dla toku śledztwa, niż mogli przypuszczać, bam! szybka akcja i czytelnik dostaje rozwiązanie sprawy. Wszystko dzieje się jakby za naszymi plecami, zyskujemy wyłącznie urywki informacji, przez co sami nie mamy możliwości uczestnictwa w poszukiwaniach.
Podsumowując, pani Katrine Engberg miała ciekawy pomysł, aczkolwiek zawiodło wykonanie. Stróż krokodyla otwiera serię, mam więc szczerą nadzieję, że w kolejnych tomach rozwinie pisarskie skrzydła, gdyż jak na razie nie zaserwowała nam niczego, co mogłoby nas skusić na kontynuację lektury.
Ogień i Krew. Część II
“Ogień i krew. Część 2” to godny następca części pierwszej. Inny, bardziej krwawy, brutalniejszy, przygnębiający, ale nadal godny. Zaczyna się okresem Tańca Smoków - wojny o Żelazny Tron pomiędzy Aegonem II i Rhaenyrą, kończy zaś w momencie, kiedy Aegon III odprawia namiestnika lorda Manderly i rozpoczyna samodzielne rządy. Tyle dla określenia ram czasowych.
Martin utrzymuje konsekwentnie formę kroniki. Dalej relacjonuje wydarzenia, nie oceniając ich, powołuje się na źródła maesterów i nieocenionego Grzyba, porównuje je ze sobą, próbuje wyjaśniać różnice w relacjach, co nadaje powieści charakter niemal prawdziwego dzieła historycznego, i tylko smoki sprowadzają czytelnika na ziemię, że to nadal fantastyka.
Opowieść jest brutalna. Opis walk, tych na polu bitwy i tych toczących się w zamkowych korytarzach nie pozostawia czytelnikowi miejsca na domysły. Martin jest dosłowny. Krew się leje, członki odrywają od ciał, kolejni bohaterowie giną najróżniejszymi rodzajami śmierci i każdy jest dobitnie opisany. Mimo wszystko opis walk zachwyca. Od opisu najmniejszych potyczek po epickie bitwy, każda jest dziełem sztuki, a malowane słowem obrazy na długo pozostają w głowie. I tylko smoków żal... Lojalne na swój smoczy sposób płacą bowiem najwyższą cenę za ambicje ludzi.
Martin równie fantastycznie, jak opisy walk, opowiada o walkach politycznych i konsekwencjach wojny na kolejne lata pokoju. Koterie, spiski, walka o władzę staje się tym bardziej pasjonująca, im młodszy jest następca tronu. Opisy wojny o sukcesję tronu to niemal przeklejone dzieje wielu europejskich państw, sam zaś sposób ich przedstawienia sprawia, że całość czyta się dużo ciekawiej, niż prawdziwe historyczne kroniki, a tych z racji zainteresowań przeczytałam naprawdę wiele. Autor doskonale wyczuwa, który wątek należy opowiedzieć od początku do końca, a który jedynie wspomnieć, rozbudzając ciekawość czytelnika, tak aby czekał na kolejne tomy. Samą zaś opowieść przerywa w momencie, kiedy udało mu się rozpalić zainteresowanie Aegonem III.
Szkoda, że arenę zdarzeń opuszcza Grzyb. Mam nadzieję, że mimo wszystko będzie przewijał się w opowiści, nawet jeśli bardzo rzadko. Nie ukrywam, iż jego postrzeganie świata nadawało całości pikanterii, a jednocześnie nie pozostawiało złudzeń, że nawet najwspanialszy władca ma swoją ciemną i niemoralną stronę. Relacje Grzyba sprawiała, że każda z opisywanych przez niego postaci była po prostu ludzka, odbrązowiona.
Czekam na dalszą część. I po raz kolejny stwierdzam, iż ten cykl jest dużo lepszy od “Sagi ognia i lodu”.
Marvel: Wojna domowa - zapowiedź
Już w kwietniu nakładem Wydawnictwa Insignis do polskich księgarń trafi oficjalna powieść Uniwersum Marvela – „Wojna domowa”. To pierwszy z serii entuzjastycznie przyjętych przez czytelników tytułów ze świata marvelowskich superbohaterów.
Nigdy cię nie opuszczę
Książki o prawnikach zyskują coraz większą popularność, z której postanowiła skorzystać J.L. Butler. Stworzona przez nią bohaterka, Francine Day, to bardzo ambitna i odnosząca sukcesy prawniczka, którą tylko jeden mały krok dzieli od awansu. Jedna prestiżowa sprawa wystarczy, aby uzyskać awans na królewskiego adwokata i założyć jedwabną togę. I właśnie takowa się natrafia – sprawa rozwodowa Martina Joya. Niestety, Day szybko ulega urokowi swojego klienta, co nie jest zbyt profesjonalne. Staje się jego kochanką, a sprawa komplikuje się jeszcze bardziej, gdy okazuje się, że żona Martina zaginęła, a Francine jest ostatnią osobą, która widziała ją żywą.
Thriller w wykonaniu J.L. Butler wypada naprawdę ciekawie i przyjemnie. Choć właściwie nie ma w tej historii nic zaskakującego, to naprawdę dobrze się ją czyta – typowy thriller, w którym poruszany jest motyw kariery, namiętności, kobiety niezależnej czy stalkingu i nadmiernej obsesji na punkcie drugiego człowieka. Pojawia się tutaj sporo niedopowiedzeń, a autorka miesza czytelnikowi w głowie – ciężko dojść do tego, co spotkało Donnę Joy, czy Martin miał udział w jej zaginięciu, czy też może główna bohaterka zrobiła coś, czego nie pamięta? To trochę jak w „Dziewczynie z pociągu” – upojenie alkohole w noc zaginięcia danej postaci sprawia, że nic nie jest oczywiste i proste.
O ile do samej historii nie mam większych zarzutów, tak główna bohaterka była… irytująca. Niby wykształcona i inteligentna pani prawnik, a jednak tak zaślepiona przez uczucia i emocje, które zrodziły się… znikąd. Zero pomyślunku, zero instynktu samozachowawczego, brak rozsądku i podejmowanie irracjonalnych decyzji – oto Francine Day. Momentami całkowicie nie rozumiałam jej sposobu postępowania. W sumie sam ten motyw romansu, czy to z Martinem czy z jej sąsiadem, wypadł dosyć sztucznie – właściwie można było wybrać tylko jeden z nich, obstawiam ten drugi, bo prezentował motyw lekkiej obsesji, szantażu i stalkingu. Pasował do klimatu thrillera, a romans z własnym klientem? Robiony jakby na siłę.
Fabuła rozwija się powoli, stopniowo odkrywamy kolejne sekrety, ale właściwie niczym nie zaskakuje. Zakończenie może nie jest całkowicie przewidywalne, aczkolwiek zdecydowanie zbyt proste – nie wzbudza pożądanego efektu WOW. Zabrakło większej pompy w punkcie kulminacyjnym. Mimo tego książka ma całkiem przyjemny klimat – lekko ponury i deszczowy, co zdecydowanie sprzyja lekturze, choć właściwie jest to zdecydowanie historia na jeden wieczór – nie wymaga od czytelnika większego skupienia czy koncentracji. Pojawia się też sporo niepotrzebnych scen, ale teoretycznie rozbudowują one całą historię. Niektóre wątki są dobrze zrealizowane, inne wydają się być zupełnie zbędne.
Zdecydowanie nie jest to najlepszy thriller, z jakim miałam do czynienia, ale jeżeli ktoś poszukuje powieści, która po prostu ma mu służyć za czystą rozrywkę, to myślę, że sprawdzi się tutaj odpowiednio. Czasami potrzebujemy książek dla zabicia czasu, właśnie tego typu historii, które czyta się lekko, bez żadnych zobowiązań, bez dokładnego analizowania każdego aspektu całości.