Rezultaty wyszukiwania dla: Zysk i S ka
Cena Milczenia
Jakub Pawełek to autor kilku książek o tematyce sensacyjno-kryminalnej. Tym razem jednak pokazuje nam się z całkowicie innej strony, ponieważ trzymam właśnie w rękach jego debiut z gatunku fantastyki - „Cena Milczenia". Książka wydaje się na pierwszy rzut oka minimum intrygująca, zważywszy na fakt sięgnięcia przez autora po motyw połączenia inżynierii i magii, co na polskim rynku - póki co - jest rzadkością. Jak wypada zatem pierwszy romans Pana Jakuba z twórczością fantasy?
„Kanion to przerażające miejsce. Pełna skalistych, ostrych jak brzytwa zębów, duszna od morowego powietrza rozpadlina. Śmierć, to pewna śmierć – tak wam powiem, zacni ludzie. Dobrze, żeśmy przed wiekami wypędzili tam Najeźdźców, którzy chcieli zepchnąć nas do morza i omal nie potopili nas jak kocięta. Ale odzyskaliśmy nasze plaże, Rozlewisko Wezery, największy szlak handlowy, o który cały czas bezpardonowo, toczymy między sobą wojny. Mamy swoich odchodzących w niełaskę czarowników, mamy nową magię – inżynierów, którzy jak lubią mawiać – parą i ogniem wprowadzą nasz świat w przyszłość. Mamy nasz świat, kontynent, królestwa i księstewka, od morza, aż po Góry Kolumnowe i wybity w nich Kanion..."
Zacznijmy od tego, że książka „Cena milczenia" nie jest do końca powieścią, a zbiorem siedmiu rozdziałów -opowiadań, które mają wspólne miejsce akcji, wspólnych bohaterów, jednakże mają różny czas akcji. Historia, którą jednak nakreśla nam Jakub Pawełek, jest spójna i bardzo łatwo spojrzeć na książkę jako jedna, długodystansową opowieść. To zabieg, który mi odpowiada i który lubię, jako że wszelkie antologie opowiadań zawsze były i są dla mnie niezwykle przyjemną rozrywką. No ale do rzeczy. Jestem niezwykle zaskoczony wysokim poziomem kreowania uniwersum. Nie miałem podstaw, by wątpić w umiejętności Pawełka, jednak miałem gdzieś z tyłu głowy informację o debiucie w danej dziedzinie. Autor jednak wie, co robi. Podaje nam bardzo dopracowany, ciekawy fantastyczny świat, w którym to nauka i inżynieria idzie w parze z magią i światem spod znaku magii i miecza. Temat bardzo niszowy w polskiej fantastyce, ale jakże udany u Pana Jakuba.
Prócz tego pragnę zaznaczyć, że książka jest napisana ciekawie, lekko i przyjemnie w odbiorze. Widać tutaj, że nie mamy do czynienia z amatorem, ale kimś, kto wie jak budować napięcie, jak prowadzić uwagę czytelnika oraz w jaki sposób kreować bohaterów, by ci byli dla odbiorcy intrygujący i charakterni. Całe uniwersum Kanionu bardzo mi się spodobało i widzę niezwykły potencjał, który można wykorzystać na rzecz jakieś większej sagi.
Na zakończenie powiem, że książka jest dla mnie pozytywnym zaskoczeniem. Gdzieś z tyłu głowy miałem lekkie obawy co do lektury, bo ostatnimi czasy - kiedy sięgałem po początkujących autorów - bardzo często spotykałem się z miałką historią bądź powielanymi schematami. Tutaj mamy oryginalny świat, który z pewnością zasługuję na rozwinięcie. Zdecydowanie polecam każdemu miłośnikowi fantastyki!
Assassin's Creed: Valhalla – Saga Geirmunda
W oczekiwaniu na wielki finał jednej z moich ulubionych serii o wikingach autorstwa Bernarda Cornwella, postanowiłam sobie umilić czas inną powieścią, której akcja rozgrywa się w czasach tych słynnych wojowników. I choć zdecydowanie Wojny wikingów Cornwella są dla mnie numerem jeden, okazuje się, że dzieło Matthew J. Kirby’ego może śmiało z nimi konkurować! Fakt, nie wskoczy na pierwsze miejsce na podium, ale myślę, że srebro mogłoby spokojnie zdobyć…
Kirby postanowił zaprezentować czytelnikom sylwetkę Geirmunda Heljarskinna (Heloskórego), znanego w historii jako Czarny wiking. Śmiało pokazał w swojej powieści, że wszyscy ludzie, których młody wiking spotykał na swojej drodze, zarzucali mu, że nie wygląda jak typowy mieszkaniec północy. Był synem króla Hjöra Hálfarsona i księżniczki z legendarnego kraju Bjarmelandii – to właśnie po matce odziedziczył niecodzienną dla tamtych regionów urodę. To historia buntowniczego chłopaka, który pragnie zmienić coś w swoim życiu i sprzeciwiając się woli ojca, wyrusza u boku Guthruma na podbój Anglii.
Praktycznie większość historii o wikingach rozgrywa się w tym samym czasie i skupia się na podobnych wydarzeniach – nie inaczej jest tutaj. Oto synowie legendarnego Ragnara Lothbroka dokonują wielkich najazdów na współczesną Anglię, plądrują, rabują i dążą do tego, aby przejąć władzę i obalić króla Alberta. Choć w tym przypadku nie pojawiają się oni raczej osobiście – chyba że jedynie na krótką chwilę, to mimo wszystko mamy okazję zapoznać się z wieloma innymi, równie ciekawymi postaciami. Sam Geirmund to człowiek o wielkiej odwadze, wierzący w opiekę bogów i przeznaczenie. Lojalny, honorowy, wiedzący, czego chce od życia wojownik, który z każdym kolejnym działaniem zyskuje sławę i dobrą reputację, co niektórym zdecydowanie nie odpowiada…
Autor dość dobrze nakreślił postacie w tej historii, doskonale zaprezentował motyw wikingów – wielkie podboje, wierzenia, kulturę. Jest w tym wszystkim właśnie taki klimat, jakiego bym oczekiwała po dobrej powieści związanej z tą erą w dziejach ludzkości. Wszystko ze sobą idealnie współgrało i było naprawdę dopracowane. Mamy tutaj do czynienia z powieścią drogi, która zdecydowanie ma konkretny kierunek, wiemy, do czego dążymy, choć nie mamy pojęcia, co to będzie oznaczać dla głównego bohatera i jaki będzie jego koniec w tej opowieści. Jest w tym pewna nutka nieprzewidywalności, co zdecydowanie działa na plus – bo choć ogólny zarys historyczny będzie znany każdemu fanowi historii wikingów, to jednak dobrze by było, gdyby coś stale trzymało nas w napięciu. Geirmundowi faktycznie chce się towarzyszyć w jego poczynaniach, a ciekawość tego, co jeszcze osiągnie i jak skończy, zdecydowanie zachęca do tego, żeby przerzucać stronę za stroną i nie odkładać tej książki na półkę.
Geirmund na swojej drodze spotyka zarówno życzliwych, jak i nieco mniej sympatycznych ludzi. Jedni wspierają go w podejmowanych decyzjach i cieszą się jego rozwojem, inni pałają do niego czystą nienawiścią. Choć mogłoby się wydawać, że wszyscy wikingowie trzymali się razem, bowiem walczyli w imię wyższego celu, to nie brakuje w tej historii sprzeczek, które rozgrywały się nie między nimi i Anglikami, a w obrębie ich własnych zróżnicowanych wewnętrznie grup. Intrygi, nieporozumienia, pojedynki, a wszystko to kierowane albo zemstą, albo dążeniem do zyskania lepszej reputacji. Pojawia się też oczywiście motyw religijny – ta ogromna różnica pomiędzy chrześcijanami a poganami jest tutaj dobrze zaprezentowana.
Assassins’c Creed. Saga o Geirmundzie to zdecydowanie istna gratka dla wszystkich fanów historii Wikingów. Jestem naprawdę bardzo zadowolona z lektury – jest ona w pełni dopracowana, świetnie napisana i czytanie jej było czystą przyjemnością!
Zapowiedź: Grzesznik
Gabriel Amorth, egzorcysta, sporządził klasyfikację pięciu stopni nękania człowieka przez złego ducha: kuszenie, dręczenie, obsesje, nawiedzenie i opętanie. Zapomniał jednak o jeszcze jednym, najgorszym: gdy wszystko to spotyka cię jednocześnie…
Dwa mutanty
"Kiedy ostatnio zdarzyło się, żeby śmierć jednego głupca powstrzymała innego przed wyruszeniem jego śladem?"
Seria trzyma równy poziom, przyjemnie się w niej odnajduję, chętnie sięgam po kolejne odsłony. Zona przyciąga atmosferą zagrożenia, niepewności chwili, bogactwem mutantów, anomalii, przestrzennych i czasowych węzłów. Funduje zaskakujące obroty spraw, nerwowość interpretacji przedstawionego świata, nieszablonowych rozwiązań. Nie mam pewności, co spotkam na kolejnych stronach, choć to, że otrzymam pokaźny pakiet przygód, nie podlega dyskusji. O pułapkach i stworzeniach grasujących po postapokaliptycznym środowisku przybliżam we wrażeniach po poprzednich tomach ("Więzy Zony" i "Sztych"), nie będę się powtarzać, zachęcam do zerknięcia na nie.
Roman Kulikow atrakcyjnie przenosi w świat wyobraźni. Mimo że bohaterowie poruszają się w tej samej Zonie, bezwzględnie walczą o życie z niebezpiecznymi wrogami i skrajnie zagrażającym środowiskiem, to za każdym razem obserwuję różne źródła incydentów i na co innego zwracam uwagę. W "Dwóch mutantach" sporo jest o wewnętrznej walce, nieznajomości samego siebie, braku zrozumienia obcych sił targających psychiką. Przekonuję się, że człowiek sam na siebie ściąga nieszczęścia, najpierw doprowadza do toksycznej katastrofy, a następnie poddaje się własnym słabościom. Znajduje chwilowych stronników, odwołuje się do niezbyt jasnego prawa i czytelnego podziału kompetencji. Nie ma tradycyjnej walki dobra ze złem, odcienie bieli i czerni miksują się w tonacjach szarości. Eliminacja przeciwników nie podlega żadnej dyskusji, sprzymierzeńcom nie można ufać, co więcej, nie warto polegać na samym sobie. Intrygująco wchodzę w psychikę postaci, chociaż w trzecim tomie mniej dylematów moralnych, a więcej zagubienia w tożsamości.
Autor przekonująco odmalowuje zabójczą strefę powstałą po czarnobylskim wybuchu elektrowni jądrowej. Skażona ziemia, zatruta roślinność, genetycznie zmodyfikowane zwierzęta. Egzystencja według nader osobliwych zasad. Dwa przejścia do jeziora Podkowa skrzętnie chowają się przed intruzami, nawet mapa potrafi prowadzić na manowce, co niemal zawsze kończy się śmiercią. Kluczowa postać poddawana jest wielokrotnym próbom, potężnie naciskana fizycznie i mentalnie. Dziwi związana bierność Sztycha, który dysponuje potężnym orężem mutanckim, ale nie rozumie jego istoty i zasięgu działania. Przeobrażenia i powiązania przebiegają w tle, bardziej liczy się udział w bezpośrednich walkach, jednak trzeba poczekać do finału. Kret, Bull i Chomik stają na wysokości zadania i dopełniają fabułę wiarygodnością. Ubolewam, że mniej komicznych nut niż poprzednio, pasowały mi wydźwiękiem. Powinność, Wolność, stalkerzy, zdrajcy, godni siebie przeciwnicy, ich determinacja w osiągnięciu celu, zdobyciu bogactwa, uzyskaniu wolności, nie ma sobie równych. Czy cokolwiek można poradzić na pragnienie krwi wyrażane przez Zonę? Czy kapitulacja, która nie ma przeciwnika, faktycznie jest najstraszliwsza? Czy można uwolnić się od kajdan losu?
Kim, do licha, jest Carmen Sandiego?
Czasem od najmłodszych lat wiemy, czym chcemy się zająć. Nasza przyszłość to tylko cel, do którego dążyć będziemy z całą mocą, jaką nabywamy. Mała Carmen w swojej rodzinie była czarną owcą, choć od zawsze wiedziała, kim chce zostać w przyszłości, to nieustannie musiała walczyć o tę wizję siebie. Najpierw musi wstąpić do akademii VILE. Gdy jej się to udaje, pracuje ciężej niż inni, by być najlepszą uczennicą. Pomimo tego, że jest najmłodsza ze wszystkich adeptów szkoły, to radzi sobie świetnie, do czasu. Oblewa bowiem jeden z najważniejszych testów, który jest potrzebny do ukończenia akademii. To jednak nie przeszkadza jej w opracowaniu planu, który zakłada życie poza wyspą i stanie się najlepszą złodziejką w swym fachu.
Nie jeden nie dowierza, że jest to możliwe, a jednak. Carmen bardzo szybko staje się nie tylko najlepszą, ale również nieuchwytną i zwinną złodziejką, która wielu ludziom spędza sen z powiek. Ścigana przez Interpol i ACME wciąż unika kary i pozostawia po sobie niesmak władz oraz kolor charakterystycznego stroju. Płaszcz i kapelusz w odcieniach czerwieni stanowią podpis Carmen i skrywają jej tożsamość. Czy można odmówić jej uroku i siły w dążeniu do celu?
Kim, do licha, jest Carmen Sandiego?
Któż choć raz nie sięgnął po powieść pełnowymiarową czy też graficzną, gdy zachęcił go serial lub film? Niejednokrotnie to właśnie obraz nadaje historii zarysów, a niesieni niedosytem szukamy więcej. Carmen Sandiego króluje w popkulturze już dość długo. Gdy tylko dowiedziałam się, że powstaje książkowa wersja jej przygód, nie mogłam się oprzeć. Koncepcja, w jakiej autorka utrzymuje swoje dzieło, skradła moje serducho, podobnie jak główna bohaterka. Pytanie zawarte w tytule ma szanse na odpowiedź, a lekkość, na jakiej bazuje fabuła, ułatwia tę podróż ku poznaniu tajemnic.
Kim do licha, jest Carmen Sandiego to historia dziewczyny, która całą sobą realizuje swój plan. Wybór własnej ścieżki, często stanowi problem, a Carmen zdaje się go nie posiadać. Od początku wie, kim chce zostać i jak do tego doprowadzić. Swoją postawą i upartością zyskuje czytelniczą sympatię bez żadnego problemu, Choć wybór jej ścieżki życiowej nie jest tym wybieranym w pierwszej kolejności, to do niej taka buntownicza postawa pasuje idealnie. Dziewczyna żyje na własnych zasadach i całkowicie skupia uwagę czytającego.
Podsumowanie
Jej losy, przygody i metody działania przyciągają każdego. Całość czyta się niezwykle szybko i przyjemnie. Bez względu na wiek, czytelnik odnajdzie w historii Carmen coś dla siebie i da się porwać wydarzeniom. Autorka skupia się na młodości Carmen Sandiego, jej pochodzeniu i drodze, którą ta musiała przejść, by stać się tym, kim jest obecnie. Nieuchwytna, niczym cień stała się postrachem i mistrzem w złodziejskim fachu. Charyzma bohaterki i świetne tempo narracji, prowadzenia historii sprawiają, że to urokliwa i niezwykle wciągająca opowieść, którą warto poznać w każdej wersji. Książka czy serial? Cóż dla mnie obie wersje się dopełniają i warto poznać je jedna po drugiej. ACME, urok Carmen i niesłabnąca akcja.
Konkurs: Narodziny Floty. Awangarda. Tom 1
Jack Campbell powraca do świata “Zaginionej floty” z nową, pełną akcji serią, w której przedstawia początki Sojuszu.
Ziemia przestała być centrum wszechświata.
Po wynalezieniu napędu skokowego, pozwalającego podróżować w kosmosie z prędkością nadświetlną, ludzkość zakłada kolejne kolonie. Jednak ogromne odległości pomiędzy nowo zasiedlonymi układami oznaczają, że stary porządek i prawo międzygwiezdne, nadzorowane przez Ziemię, przestają istnieć.
Konkurs: Pakt Królowej
"Pakt Królowej" to kolejna część bestsellerowej sagi fantasy docenionej przez „New York Timesa” i czytelników na całym świecie – nowa odsłona mrocznego, zmysłowego i okrutnego świata Czarnych Kamieni.
Potęga ma swoją cenę – miłość również
Oto kolejna część bestsellerowej sagi fantasy docenionej przez „New York Timesa” – nowa odsłona mrocznego, zmysłowego i okrutnego świata Czarnych Kamieni.
Deadpool #01: Najemnika śmierć nie tyka
Powiew świeżości dopadł naszego ulubionego bohatera z nawijką, który wkroczył w nową serię wydawniczą Marvel Fresh. Po bardzo długiej przygodzie z Deadpoolem, z czytelnikami pożegnał się legendarny już scenarzysta Gerry Duggan. Zastąpił go Skottie Young, któremu kiedyś przydarzyło się rysować najemnika w albumie „Martwi prezydenci”. Jeśli jesteście ciekawi, co wyszło z konfrontacji nowego autora z DP, zapraszam ro lektury recenzji albumu „Najemnika śmierć nie tyka”.
W skład albumu, który oryginalnie ukazał się jako „Deadpool by Skottie Young vol. 1: Mercin’ hard for the Money”, wchodzi sześć zeszytów.
Dla przypomnienia Deadpool do tej pory nie tylko dowodził swoją drużyną bohaterów do wynajęcia, ale również dzięki Kapitanowi Ameryce dołączył do Drużyny Jedności Avengers, którą ponadto wspierał finansowo. Niestety ostatnie wydarzenia w uniwersum (event Tajne Imperium) źle wpłynęły na jego życie. Bycie superbohaterem go zmęczyło i na własne życzenie wykasował sobie pamięć i wrócić do tego, w czym czuł się najlepiej, czyli do najemnikowania.
Aktualnie „zresetowanemu” Wilsonowi doskwiera brak zleceń, a co za tym idzie, brak gotówki. Kiedy nieoczekiwanie na horyzoncie pojawia się możliwość podjęcia współpracy z drużyną Avengers i uratowanie Ziemi przed … rzygającym Celestianinem, bez wahania przyjmuje zadanie. W końcu nie tak często nadarza się okazja uczestniczenia w takim wydarzeniu, jak ratowanie ludzkości przed kosmicznymi wymiocinami. Na szczęście w parze z odzyskaną sławą jako najlepszy najemnik na świecie, przyszły kolejne zlecenia. Deadpool m.in. odwiedzi Dziwnoświat – miejsce, gdzie nie tylko czas płynie inaczej, w poszukiwaniu chciwego księgowego czy stawi czoła hordzie staruszków zombie w galerii handlowej.
Restart całego uniwersum w cyklu wydawniczym Marvel Fresh prawie w każdej serii miał udane otwarcie. Nie inaczej jest i teraz. Skottie Young pokazał, że ma całkiem inny i bardzo świeży pomysł na Wade’a Wilsona. Nowy scenarzysta postawił nie tylko na więcej humoru sytuacyjnego, ale również na więcej odniesień do popkultury. Część, w której Deadpool na potrzeby marketingu wymyśla różne wersje swojej genezy i biografie to jeden z lepszych momentów tego albumu. Odnajdziemy tutaj wyśmiewanie początków takich superbohaterów jak Batman, Superman czy Spider-Man. W ogóle Wilson Younga jako Najemnik z nawijką, więcej gada, a jego język jest bardziej cięty i wulgarny – o wiele więcej przeklina niż w poprzednich wydaniach.
Bardzo fajnym posunięciem ze strony Younga było sięgnięcie po znaną szczególnie ostatnio z dwóch filmowych adaptacji bohaterkę - Teenage Negasonic Warhead. Młoda dziewczyna, która tak naprawdę nazywa się Ellie Phimister, jest asystentką Deadpoola w jego biurze. Jej postać jest fajna, szczególnie że jak już oderwie wzrok od komórki, to rzuci idealną ripostę do Wilsona.
Również świeżo album wygląda od strony graficznej. Pierwsze trzy zeszyty, czyli historię z Avengersami rysował Nic Klein - niemiecki rysownik, który debiutuje jako grafik Deadpoola. Pozostałe trzy zeszyty to już dzieło Scotta Hepburna, który na swoim koncie miał już przygody Najemnika z nawijką. Obaj panowie mają bardzo fajny styl. Sceny walk są brutalne i dynamiczne. Kadry są szczegółowe, a przede wszystkim fajnie prezentują się te 1- czy 2-stronnicowe. Warto również zawiesić oko na alternatywnych okładach. Są znakomite i zapewne nie jeden z Was chciałby na ścianie takie plakaty.
Podsumowując, album „Najemnika śmierć nie tyka” nie zawiedzie fanów Deadpoola. Nowy twórca, mówiąc kolokwialnie, daje radę. Widać, że stara się on nie kopiować stylu Duggana, a jego świeże pomysły na tą postać sprawdzają się. Otrzymujemy to wszystko, co najbardziej lubimy w historiach z Wilsonem. Najemnik nadal jest świadomy bycia bohaterem komiksowym. Jest sporo akcji i fajnych dialogów. Jest brutalnie i zabawnie jednocześnie. Polecam, mając jednocześnie, że Young nie utraci werwy i zaskoczy nas jeszcze fajnymi historiami.
Narodziny Floty # 1 Awangarda Jack Campbell
Doskonałe połączenie prawdziwej nauki i kosmicznej akcji. Dobrze się bawiłem od pierwszej do ostatniej strony.
- Brian Sanderson -
Czyta się to jak pierwszorzędną, pełną akcji, historyczną fikcję – tylko ta historia jest osadzona w aż nazbyt wiarygodnej przyszłości. Nie mogę się doczekać kolejnego tomu.
- Taylor Anderson -
Konkurs: Cisza
Wyobraź sobie świat bez internetu.
Kiedy tracimy internetowy zasięg na dłużej niż 60 sekund, budzi się w nas złość.
Nie wyobrażamy sobie, co by się stało, gdybyśmy tej łączności nigdy nie odzyskali.
Styl życia online bardzo nas rozleniwił. Potulny gatunek człowieka, który wyhodowały sobie komputery, czyli MY WSZYSCY, bez sieci nie jest w stanie skorzystać z większości zdobyczy cywilizacji. Sztuczna inteligencja sama uznała, że to dobry moment na przejęcie władzy.
Cisza to pełna zwrotów akcji, sensacyjna opowieść o bliskiej współczesności, w której sieć przestała działać, a powrót do epoki przedinternetowej okazał się niemożliwy.
Dwójka bohaterów – detektyw nowej ery Igor Hanys oraz zaginiona zaraz po blackoucie Yaara Alex – odkrywa nowy świat, który okazuje się zaskakująco realny.
Czy ich spotkanie odpowie na nurtujące ludzkość pytanie: kto wygra w starciu człowieka ze sztuczną inteligencją?