Rezultaty wyszukiwania dla: Zysk i S ka
Ktoś tu kłamie
Jak dobrze znamy swoich sąsiadów? Czy możemy w pełni ufać osobom, które uważamy za przyjaciół?
Severn Oaks to zamknięte, luksusowe osiedle domów jednorodzinnych. Mieszka tu lokalna śmietanka towarzyska, w tym krajowej sławy celebryci. Z zewnątrz zarówno miejsce, jak i jego mieszkańcy prezentują się doskonale, jak z obrazka - piękne domy, zadbane ogródki i bajkowe życie w dobrobycie. Z bliska okazuje się, że ów blichtr skrywa nieprzyjemne tajemnice, za których ujawnienie niektórzy są gotowi... zabić.
Blisko rok wcześniej miasteczkiem wstrząsnął tragiczny wypadek, w wyniku którego zginęła lokalna działaczka i bohaterka, Erica Spencer. Do tej pory nikt nie podważał okoliczności jej śmierci, zwłaszcza że policyjne śledztwo zostało błyskawicznie zamknięte. Dlatego prawdziwą sensacją okazuje się anonimowe internetowe nagranie, którego autor ogłasza, że kobieta została zamordowana, a winą obarcza jednego z mieszkańców Severn Oaks. Nie wskazuje jednak konkretnej osoby, a zamiast tego wyciąga na wierzch ściśle skrywane sekrety i brudy. Co naprawdę przydarzyło się Erice? I jaki ma to związek z zaginięciem jej przyjaciółki, która znika tuż po ukazaniu się szokującego nagrania?
Najnowsza powieść Jenny Blackhurst powinna przypaść do gustu zwłaszcza fanom klasycznych kryminałów. Mamy tu do czynienia z zamkniętą grupą podejrzanych, z których każdy ma coś do ukrycia. Niektóre grzeszki okazują się dosyć trywialne, ujawnienie innych jest niczym cios obuchem. Potajemne romanse, nieślubne dzieci, tajemnice z czasów młodości i inne skrzętnie ukrywane przed światem sekrety nagle wychodzą na jaw. Skąd zna je tajemniczy internauta? Dlaczego powraca do nich rok po śmierci Eriki? Wreszcie, jakie tajemnice skrywała sama zamordowana, której - jak się okazuje – daleko było do idealnej matki i żony, na jaką się kreowała. Zwroty akcji zaskoczą Was i to nie raz, ani nie dwa.
Ktoś tu kłamie to druga powieść Jenny Blackhurst, którą miałam okazję czytać. Czarownice nie płoną była przyzwoita, ale niektóre jej elementy pozostawiały nieco do życzenia. Niniejsza pozycja zdaje się znacznie lepsza i bardziej dopracowana. Postaci są przekonujące, a sam pomysł na intrygę zaskakujący i dobrze przemyślany. I to na tyle, że aż do samego końca nie wpadłam na trop prawdziwego mordercy, a to w thrillerach i kryminałach bardzo sobie cenię.
Mówiąc krótko, Ktoś tu kłamie to naprawdę dobry kryminał, który czyta się bardzo szybko i z przyjemnością. Zwłaszcza jeśli lubicie opowieści toczące się w zamkniętych społecznościach, przy czym w tym przypadku dodatkowym smaczkiem jest klimat niczym z serialu Desperate Housewives, tylko w brytyjskim wydaniu.
Damulka warta grzechu
Trudno jest streścić historię bez zabarwienia jej tandetnym i stereotypowym obrazem macho, na jakiego kreowany jest bohater, fotograf Dwight. I to bardzo niedobrze, bo wcale jego postawa i męskie patrzenie na świat nie jest tu osią historii. Nasz bohater zarabia na życie biorąc zlecenia od zazdrosnych mężów i żon i robiąc kompromitujące zdjęcia, tak bardzo potrzebne do rozwodów. Tym razem obserwuje przez lunetę aparatu mężczyznę. Zaraz potem włącza się element noir komiksu - femme fatale wchodzi do baru w mgle dymu i cieni. Ma kłopoty, a fotograf Dwight jak prawdziwy mężczyzna ją ratuje i... zostają kochankami. Kochankami skąpanymi w krwi gęsto ścielących się trupów…
Czy tak chciał to widzieć Frank Miller, twórca Batmana i Daredevila. Oto pisze on i rysuje kolejny tomik komiksu „Sin City”, pokazując, że komiks można zaliczać do sztuki wysokiej i niskiej zarazem. Rezygnuje z kolorów, przez co dostajemy do rąk ponad dwustu stronicowy tomik w czerni i bieli. Miller wykorzystuje światło i cienie, aby uzyskać elektryzujący efekt we wszystkich panelach. I to jaki! Kiedy Ava wchodzi do baru najpierw z czerni wyłania się jej postać w dalekim planie, potem przemieszcza się przez spowitą dymem salę, bez żadnych rysów na cienistej twarzy, by w końcu spotkać się z fotografem, wygłaszając przy tym iście filmową kwestię. Albo walka Dwighta z Manute, kończąca się przelotem przez okno. Wszędzie tłuczone szkło, w końcu cała czarna strona. Jest zbyt wiele takich chwil, by nie dostrzec artyzmu w tym minimalizmie. Miller stworzył niepowtarzalny charakter scen, które pozostają nietknięte zębem czasu.
Początkowo historia jest naprawdę mocno sztampowa, ale im dalej, tym ciekawiej i niej przewidywalnie się robi. Powiem tylko, że gdy tylko pomyślisz, że fabuła zmierza wyraźnie w określonym kierunku, Miller szarpnie ją w inny, by skręciła. Dialogi są wspaniałe, pełne przemyśleń, każda postać gra archetyp z zachwytem i werwą. Sin City to świat, w którym na pewno nie zechcesz mieszkać, a działania bohaterów nawet jak na takie miejsce są dość nietypowe. Mimo to bez względu na sposób wykreowania świata, który zbudował Miller, wszystko wydaje się naturalne.
Nie podchodź do tego komiksu oczekując realizmu - jest szorstki, ale wcale nie w realistyczny sposób. To sztuka, a nie tylko sama zabawa. Jeśli znasz kogoś, kto nie lubi komiksów, ponieważ dla nich jest to zabawka dla dzieci, daj mu właśnie ten do przeczytania, na najlepiej niech zacznie od pierwszej części, „Trudne pożegnanie”, gdyż drugi tom krzyżuje się z wydarzeniami z pierwszego.
Zapowiedź: Odzyskanie czasu
Już 19 maja nakładem Domu Wydawniczego Rebis do księgarń trafi powieść "Odzyskanie czasu" autorstwa Baoshu. To książka z uniwersum stworzonego przez Cinxina Liu w bestsellerowej serii "Wspomnienie o przeszłości Ziemi".
Oddaj albo giń
Matylda Dominiczak jest bibliotekarką w osiedlowej wypożyczalni książek. Kocha swoją pracę i ma ciekawe pomysły dotyczące działalności placówki. Niektóre bywają kontrowersyjne, a jeden sprawia, że kobieta wpada w poważne tarapaty. Ten feralny pomysł polega na druku zakładek do książek z hasłem Oddaj albo giń skierowanym do czytelników, którzy przetrzymują książki. Pomysł nie zyskuje aprobaty dyrektora Pawlickiego. Nie to jest jednak najgorsze!
Mogłoby się wydawać, że praca bibliotekarki jest spokojna i pozbawiona emocji. Tylko cisza i półki z książkami. Czasem jednak i w bibliotece może zdarzyć się coś niezwykłego, co przewróci do góry nogami codzienną rutynę. W przypadku książki Olgi Rudnickiej jest to trup znaleziony w składziku przez wspomnianą wcześniej Matyldę. Oprócz denata w składziku leży także nieprzytomny dyrektor i to ten fakt sprawia, ze Matylda zaczyna prywatne śledztwo. Zgodnie z jej pokrętną logiką jest w kręgu podejrzanych, gdyż wszyscy znają jej zatargi z dyrektorem Pawlickim, a do tego dochodzi jeszcze zakładka w kieszeni denata.
Sam pomysł z trupem w bibliotece nie jest oczywiście nowy i odkrywczy, ale sposób prowadzenia śledztwa znacznie odbiega od standardów. Z jednej strony nieudolny policjant raczej markuje pracę niż czegokolwiek docieka, z drugiej domorosła pani detektyw wpakowuje się w coraz to nowe kłopoty.
W założeniu książka miała być zabawna. Główni bohaterowie obdarzeni zostali komicznymi cechami: Matylda rozmawia ze swoim samochodem intensywnie przy tym gestykulując, a jej słowotok jest nie do ujarzmienia. Policjant prowadzący sprawę to z kolei człowiek przed emeryturą, pamiętający dawne milicyjne metody śledcze. Niestety przerysowani bohaterowie drażnią zamiast śmieszyć, monologi Matyldy nudzą nie wywołując salw śmiechu, podobnie jak idiotyczne pytania śledczego.
Jedyną postacią, która ratuje tę powieść jest rezolutna córka Matyldy. Dziecko pomysłowe, złośliwe i inteligentne, które potrafi zapędzić w kozi róg niejednego dorosłego swoim sprytem i żelazną logiką.
„Oddaj albo giń” w założeniu jest komedią kryminalną. Jest trup, komiczne postaci i kilka sytuacji, które wywołują śmiech. Brakuje jednak pewnego polotu i tego czegoś, co sprawia, że książkę zapamiętuje się na długo. Co nie znaczy, że nie znajdzie czytelników wśród sympatyków literatury lekkiej łatwej i przyjemnej.
Powieść była moim pierwszym spotkaniem z prozą Olgi Rudnickiej i chyba nie sięgnę po inne utwory tej autorki.
Smok odrodzony
Wierzysz w sukces, swoje umiejętności i siłę. Każda przeszkoda w życiu ma cię umocnić i przygotować do twojego przeznaczenia. Dopiero gdy nadchodzi sen, pojmujesz, jak krucha jest ta wiara i jak ty bezbronny się bez niej stajesz. Warto więc tak ryzykować, gdy z góry znasz swój los.
Rand al'Thor został okrzyknięty smokiem odrodzonym. Chłopak od dawna wie, że los ma dla niego plan, w którym skąpany szaleństwem zabije wszystkich bliskich, równocześnie pokonując zło. Zbawca i niszczyciel, który jako jedyny jest w stanie dotknąć Jedynej Mocy. Wciąż nie wie, jak ma ją kontrolować, w jaki sposób się tego nauczyć i wreszcie jak pokonać Czarnego. Dręczony snami, postanawia nocą opuścić obóz i samotnie wyruszyć w stronę miasta Łzy, gdzie znajduje się magiczny miecz, w którego posiadanie musi wejść.
W ślad za nim wyruszają Perrin, Moraine i Land, jednak ich wyprawa przybiera coraz trudniejszy obraz. Sami będą musieli uporać się z przeszkodami, jakie na ich drodze postawi los. Egwene i Nyneave powracają do Tar Valon, by odebrać nauki mogące pomóc uratowanie Matta. Na miejscu dostają wytyczne od zasiadającej na tronie i rozpoczynają misję odnalezienia sprzymierzeńców Ciemności.
Smok odrodzony, czyli Jordan po raz trzeci...
Ciężko opisać fabułę bez zdradzania ważnych elementów. Na czym się, więc skupić? Jordan nie pozwala nam się nudzić. Wydarzenia nabierają rozpędu, a nowe wątki napędzają akcje i wywołują szereg emocji. Klimat tworzony przez autora pochłania z każdą odsłoną cyklu coraz bardziej. Z niecierpliwością wyczekujemy kolejnych przygód i przyglądamy się zmianom, jakie zachodzą w każdym z bohaterów.
A dzieje się sporo. Najbardziej los dotyka oczywiście Randa, który nękany przez sny postanawia sam wykonać dalsze kroki na drodze ku przeznaczeniu. Czuć jak wiele emocji nim targa i z jak ogromną presją przyszło mu się zmierzyć. Czytelnik może z łatwością przyjrzeć się jego zachowaniu i pokusić się o przewidzenie kolejnych ruchów, które Rand może wykonać.
Przeznaczenie, które wypełnia się na twoich oczach.
Niby czytelnik wie, czego może się spodziewać. Jaki los przypisano Randowi i co czeka na końcu ścieżki, jednak sposób, w jaki autor prowadzi fabułę, nie daję nam chwili na roztrząsanie tego, co ma nadejść. Liczy się tu i teraz. Całość napisana z niezwykłą dokładnością i dbałością o szczegóły, nawet przez chwilę nie męczy czytającego, zresztą wraz z rozwojem wydarzeń wzrasta ciekawość o dalsze losy postaci, z którymi bez problemu się zżyliśmy.
Robert Jordan ma smykałkę do tworzenia klimatycznych powieści. To, co początkowo nosiło znamiona zachwytu tolkienowskim światem, wzrasta na naszych oczach i oplata swoją iście mistrzowską kreacją. Smok odrodzony to zarówno godna kontynuacja wydarzeń rozpoczynających cykl, jak i wstęp do jeszcze większych, znamienitszych przed nami. Całość ewoluuje, zmieniają się bohaterowie, a ich losy są naznaczone mroczniejszymi przeszkodami. Apetyt rośnie z każdą przewrócona stroną, wszak nie macie już wyjścia. Droga ku przeznaczeniu na was czeka.
George i wielki wybuch
Jesteś rodzicem, ale niekoniecznie błyszczysz w dziedzinie nauk ścisłych? Koniecznie poczytaj z dzieckiem przygody Georga spod pióra Lucy i Stephen’a Hawking’ów. Dzięki nim młodsze pokolenie doskonale pozna i zrozumie teorie, które wielu inteligentnym dorosłym zwyczajnie nie mieszczą się w głowie, a które koniecznie trzeba poznać.
Zarys fabuły
Tata Annie bada początki powstania Wszechświata, czyli tak zwany Wielki Wybuch. Temat jednak nie jest w społeczeństwie uznawany za czysto naukowy, a raczej bardziej kontrowersyjny i szkodliwy. Stąd też pojawiają się liczne protesty. Annie i George odkrywają spisek, który ma na celu zniszczyć całą naukę i oczywiście przeszkodzić w wielkim projekcie jej taty. Rozpoczyna się epicka przygoda, która obok wartości beletrystycznych, opowiada młodym czytelnikom historię powstania wszechświata.
Moja opinia i przemyślenia
Zarówno „George i wielki wybuch”, jak i cała seria przygód Gorga, jest pięknie i przemyślanie wydana. Ma twardą oprawę i zawiera wiele ilustracji oraz liczne zdjęcia. To takie książki, które z przyjemnością stawiamy na półce w swojej domowej biblioteczce. Bo oczywiście jestem przekonana, że każdy, kto zetknie się z Georgem, będzie chciał go zatrzymać u siebie i kontynuować lekturę przygód jego i Annie.
Myślę, że w tym wypadku książka ma zdecydowanie większą wartość merytoryczną niż przygodową, ale mimo wszystko historia opowiedziana została w taki sposób, by zaciekawić, szczególnie młodszego, czytelnika. Wiele informacji przekazanych zostało w dialogach, ale część z nich pojawia się również w dostosowanych do wieku odbiorców wykładach. Co ciekawe nauka to nie jedyny temat, który poruszają Lucy i Stephen Hawking. Opowiadają też o problemach politycznych, społecznych i gospodarczych, choć nie jestem pewna, ile z takich prawd dotrze do młodszego czytelnika, a ile jest bardziej przekazem dla rodzica. Warto jednak zwrócić na te aspekty uwagę.
Podsumowanie
„George i wielki wybuch” to spójna, doskonale napisana historia, zawierająca rzetelną, naukową wiedzę, okraszoną wspaniałą przygodą. Zagadnienia zostały przedstawione bardzo przystępnie, w atrakcyjny dla młodego czytelnika sposób. Serdecznie polecam zarówno lekturę tego tytułu, jak i całej serii zawierającej przygody Georga. To niezwykle wartościowa publikacja dla każdego rodzica i jego wchodzącej w nastoletni wiek pociechy.
Wśród Gwiazd
Chociaż Brandon Sanderson zyskał w naszym kraju sporą popularność już jakiś czas temu, to ja swoją przygodę z jego książkami rozpoczęłam dopiero od serii Skyward. I wiecie co? Przepadłam! Książka Do gwiazd była naprawdę świetną, wciągającą przygodą, dlatego nawet bez jakiegokolwiek zawahania sięgnęłam po kontynuację, która właśnie pojawiła się na polskim rynku wydawniczym. I przepadłam ponownie! A tu przede wszystkim dlatego, że Sanderson nie dał mi nawet chwili wytchnienia, tylko od razu wrzucił mnie w potężny wir niesamowitych wydarzeń – nie miałam wyboru, w końcu leciałam do gwiazd!
Przede wszystkim bardzo lubię główną bohaterkę, Spensę. W pierwszej części podziwiałam ją za odwagę, dążenie do celu i śmiałość. Pięknie obserwowało się jej rozwój, zawziętość. Oto dziewczyna, która mimo wszelkich przeciwności losu próbuje spełniać swoje marzenia. Tym razem podziwiałam ją za bycie bacznym obserwatorem, cierpliwość i zachowanie zimnej krwi, bowiem Spensa trafiła do obozu wroga. Oczywiście pod odpowiednią przykrywką, ale jednak wciąż ryzykując życiem. Gdy na ich planecie pojawiła się przedstawicielka obcej rasy, której słowa wszystkich poruszyły, Spensa nie wahała się ani chwili – podjęła się wykonania iście niebezpiecznej misji. W pojedynkę.
Dzięki tej części mamy okazję lepiej zapoznać się ze światem stworzonym przez autora. Porzucamy planetę, po której stąpaliśmy do tej pory i udajemy się tam, gdzie panuje Zwierzchnictwo. Poznajemy panującą tam hierarchię, inne rasy, obowiązujące zasady i zwyczaje, a nawet sposób rozmnażania – niezwykle dziwaczny, nad którym sporo rozmyślałam, bowiem być może ja czegoś nie zrozumiałam, ale bardziej przypominało to łączenie się dwóch osób w jedną, zamiast pojawienia się trzeciej… Ale co zrobisz, kosmici to kosmici. Każdy ma swoje sposoby na przetrwanie. Obserwujemy to wszystko u boku Spensy, która niejednokrotnie nie może wyjść ze stanu zdziwienia. Jednak wie, że musi odkryć pewne sekrety i tajemnice Zwierzchnictwa, aby uratować swoją planetę i przyjaciół. Nie spodziewała się chyba jednak tego, że przyjaciół można odnaleźć nawet wśród potencjalnych wrogów.
Cały czas oscylujemy wokół klimatu międzygwiezdnych lotów i kosmicznej wojny. Konflikt jest tutaj rzeczą oczywistą, a czytelnik ma okazję nieco lepiej zgłębić pobudki nieprzyjaciela, podobnie jak i główna bohaterka działająca pod przykrywką. Uwielbiam sposób, w jaki Sanderson to wszystko opisuje – z taką lekkością pióra, tak barwnie i przyjemnie. Choć to dopiero moje drugie spotkanie z jego twórczością to muszę śmiało przyznać, że czyta się to po prostu genialnie. Płynie się przez tę powieść, nie można się tutaj nudzić, bo wszystko jest interesujące, przyciąga nas, porusza wyobraźnię, nie brakuje też akcji i jej dobrego tempa. A pojawiające się tajemnice tylko podsycają i tak już dobrą atmosferę! To naprawdę świetnie wykreowany, niezwykle intrygujący świat.
Tak, akcja nie zwalnia choćby na chwilę, a czytelnik już od samego początku zauważa, że sporo się tutaj dzieje i nikłe szanse na to, aby uległo to zmianie. Oczywiście działa to jak najbardziej na plus! Podobnie jak te cudowne grafiki statków kosmicznych, które są świetnym ukłonem w stronę odbiorców i jeszcze bardziej pobudzają wyobraźnię. Tak naprawdę losy Spensy są świetną, przemyślaną historią i widzimy, że dziewczyna nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa. Wiemy, że to jeszcze nie koniec. Że nasza przygoda wśród gwiazd będzie trwać. Uwielbiam te sekrety, które trzymają mnie stale w ryzach oraz relację Spensy z M-botem, a jakże mocno ciekawi mnie to, co jeszcze Spensa w sobie skrywa! Tak, ciekawość zżera.
Jestem naprawdę oczarowana dziełem Sandersona. Świetne, klimatyczne science-fiction, w którym nie brakuje akcji i przygody. To niesamowicie wciągająca opowieść, której nie sposób odłożyć na półkę. Wśród gwiazd to naprawdę godna kontynuacja pierwszego tomu, równie dobrze napisana i intrygująca. Zdecydowanie czekam na więcej!
Wielkie polowanie
Niebezpieczeństwo i chęć przygody. Te dwie siły stanowić mogą o życiu każdego z nas. To one są w stanie przekonać nawet największego tchórza, że nadszedł czas działania. Strach może zmusić nas do ucieczki i walki, ciekawość sprowadzić na manowce. Którą z dróg należy wybrać?
Rand al'Thor może zapomnieć o niewinności. Odkrył, kim jest i jakie zadania czekają go w przyszłości. Przez jeden krótki moment myśli, że jego los tworzy on sam, ma nad nim władzę. Tę kruchą wizję niszczy przybycie władczyni Aes Sedai, otoczonej przez kobiety pragnące zniszczenia Randa. Musi ukrywać swoją tożsamość, by uniknąć zagłady.
Niespodziewanie przed młodzieńcem i jego przyjaciółmi otwierają się nowe drzwi do niesamowitej przygody. Gdy ginie niezwykły artefakt to Rand z towarzyszami musi go odnaleźć. Rozpoczyna się Wielkie polowanie. Kłębiące się intrygi i tajemnice, nawet na chwilę nie pozwolą na utratę czujności. Dokąd zaprowadzi ich ta przygoda?
Robert Jordan niezaprzeczalnie stworzył światy, które wciągają czytelnika niemal natychmiast. Choć w Oku świata czuć było mocno zamiłowanie do Tolkiena, to Wielkie polowanie zaczyna nabierać nowego wydźwięku. Czy autor odnalazł drogę, którą chce kroczyć?
Niemal od pierwszych słów spisanych na kartach powieści, czytelnik ma pewność, że o to trzyma w rękach kolejną przygodę, której nie będzie chciał skończyć. Intryga goni intrygę, a światy otwierają przed nami kolejne zakamarki. Nie wiesz komu zaufać, jednak zew przygody i aura tajemnicy ciągną cię naprzód. Jordan umiejętnie rozplanowuje akcje i pozwala toczyć się jej swoim tempem.
Bohaterowie dojrzewają, bez problemu można wyczuć w ich zachowaniu nową dawkę inicjatywy, werwy zagrzewającej do działania. Łatwiej się z nimi utożsamić i kibicować w kolejnych krokach na drodze do przeznaczenia. Sporo się tu dzieje, autor nadaje wyrazistości nie tylko głównym bohaterom, ale stara się też przykuć uwagę czytelnika drugim planem, nie mniej ważnym, albowiem to, co w tle może okazać się równie fascynujące.
Wielkie polowanie to czysta czytelnicza przyjemność. Styl autora ewoluuje, opisy działają niczym zapalnik mający rozpalić naszą wyobraźnię. Widać różnice w zachowaniu bohaterów, poszerza się nasza wiedza na temat poszczególnych ludów i ich zamieszania w polityczne i magiczne potyczki. Już nie tylko Czarny jest tym złym, nie tylko jeden lud potrafi władać magią. Akcja nabiera rumieńców, które z pewnością uzyskamy i na swojej twarzy, gdy z zapałem poznawać będziemy bieg wydarzeń.
A dzieje się sporo.
Dbałość o szczegóły, tak ważne w tworzeniu postaci, nacji i całych światów. To dzięki niej znamy tradycje i zwyczaje, które stanowią podkreślenie ich różnorodności, wyjątkowości. To niesamowite pole do popisu dla naszej wyobraźni. Wielkie polowanie czyta się o wiele szybciej i przyjemniej niż poprzedni tom. Wyrazista, pełna emocji i zwrotów akcji powieść, która dopiero otwiera przed nami wachlarz swoich możliwości, a już skrada serca i zaprząta umysł.
Bez problemu powróciłam w znane mi rejony, ponownie pokochałam pęd akcji i polubiłam się z Randem i jego towarzystwem. Z wypiekami na twarzy wyczekiwałam przygód, intryg i niespodziewanego. Z radością stwierdzam, że coraz mniej tu Tolkiena a coraz więcej Jordana, który w swoim stylu potrafi porwać czytelnika w niesamowitą podróż, która staje się ucztą dla duszy łaknącej fantastyki w ciekawym i porywającym wydaniu.
Niewidzialny człowiek
"Łatwiej jest nie wierzyć w Niewidzialnego Człowieka, niż wierzyć w niego choćby na podstawie niezbitych dowodów."
Uwielbiam zanurzać się w klasyce fantastyki, powracać do dzieł, które mocno odcisnęły się w literaturze, wyobraźni czytelników i oczywiście popkulturze. Mam wrażenie, że dzięki takim przygodom nie tylko przenoszę się w czasie, do minionych epok, bogatej historii i społecznych realiów, ale również mam okazję dotrzeć do wyjątkowo interesujących obrazów ludzkiej mentalności, która ewoluuje z każdym stuleciem, a jednocześnie broni zasadniczego trzonu status quo. Dobrze bawiłam się podczas spotkania z książką, sympatycznie wypełniła wieczór, podsunęła ciekawy materiał do rozmyślań, a szczypta humoru nadała przyciągającego kolorytu.
"Niewidzialny człowiek" idealnie komponuje się w poznawanie tego, co minęło i tego, co wciąż jest aktualne. Książka napisana sto dwadzieścia trzy lata temu nadal potrafi zafundować odbiorcy niecierpliwe poznawanie. Obserwujemy jak coś, co miało stać się łatwym sposobem na życie przemienia się w zapowiedź jego końca. Wygórowane ambicje i pragnienie zysku, wsparte determinacją odkrywania, prowadzą ku złym wyborom i decyzjom. Szalony pomysł uczynienia ciała niewidzialnym ściąga na badacza mnóstwo kłopotów. Gdziekolwiek się nie pojawia, tam wzbudza popłoch i strach. Ludzie nie potrafią objąć rozumem upiornego widoku i dają okrutne oznaki odrzucenia. Ale i sam naukowiec staje się coraz bardziej zgorzkniały i mściwy.
Powieść małych rozmiarów, szybko się wkręcamy, dynamicznie mkniemy po stronach. Narracja swobodnie niesie, natychmiast odnajdujemy się w sferze językowej, wczuwamy w pulsujący rytm krótkich rozdziałów i specyficzny klimat tajemniczości. Towarzysząc głównemu bohaterowi w ciekawych perypetiach, widzimy jak zmienia się jego postrzeganie świata i ludzi. Z jednej strony sympatyzujemy z nim, z drugiej zastanawiamy się nad kondycją jego umysłu i osobowości. Pojawiają się różnorodne refleksje i przemyślenia, analogie do ograniczeń ludzkich charakterów, nawiązania do pragnienia swoistego ukrycia się wśród tłumu. Mieszane odczucia wobec kluczowej postaci w dużym stopniu uwarunkowane są własnymi doświadczeniami czytelnika, perspektywą spojrzenia na zagadnienia potrzeby bycia niezauważalnym i bezimiennym. Rok temu odświeżyłam znajomość z "Wojną światów" Wellsa, teraz "Niewidzialny Człowiek", i już wypatruję kolejnej.
Dom między chmurami
Ostatnio zaczytuje się w fantastyce. Połykam książki z tego gatunku w wielkich ilościach, bo kocham przenosić się do innych światów, pełnych magii. Dom między chmurami to nowość, a dodatkowo to powieść napisana przez naszą rodzimą autorkę.
Dom między chmurami rozpoczyna cykl Opowieści Ostrodu. W pierwszych rozdziałach poznajemy Koro, który przyleciał Królestwa Doire wraz z ortisem, legendarnym ptakiem. Gdy towarzysz naszego bohatera ginie, ten wyrusza na misje do sąsiedniego Wielkiego Księstwa Ostrodu, który boryka się z najazdami stepowych wojowników z Imperium Bataarskiego. Koro musi poskromić wielkiego ptaka, kolejnego ortisa i pomóc Ostródowi walczyć z wrogimi sąsiadami. Ich ataki są ciężkie i bardzo obciążające. Tami, która jest krewną Derwana, dowódcy, nie cierpi miasta i tęskni za wsią, gdzie mieszkała przez ostatnie lata. Między nią a Koro zawiązuje się nić porozumienia i uczucia. Jednak nic nie jest proste – Derwan nie ufa przybyszowi.
Dom między chmurami nie jest powieścią pozbawioną wad. To debiut, więc na wiele mankamentów można przymknąć oko i dać się porwać lekturze, ale wiem, że nie wszystkich ten argument przekona. Największym plusem tej historii jest miejsce akcji. Autorka włożyła dużo pracy, aby wykreować piękny, a zarazem przerażający świat. Na pierwszych stronach znajdziecie mapkę, która ułatwi orientacje w terenie. Ja sama zaglądałam do niej kilka razy, a zagłębiając się w lekturę, byłam w szoku z jaką dokładnością C.Klobuch wykreowała ten magiczny świat. To, co zdradziła czytelnikom w tej części, było idealnie zaplanowane i dopracowane. Opisy miejsc, rytuałów czy prób poskromienia ortisa były plastyczne, zachwycające, szczegółowe i dzięki temu mogłam zbudować sobie w głowie kompletny obraz danej sceny i całego świata. Dużą rolę w tej powieści odkrywa polityka – to ona napędza akcję, a wszystkie spiski, pogłoski tylko dodają pewnej pikantności i potrafią odwrócić akcję w takim kierunku, że jesteśmy w szoku.
Mam jednak pewne ale. Po pierwsze – nie odczułam tej chemii między Koro a Tami. Autorka za mało miejsce poświęciła na to, aby rozbudować ich romans. Były pojedyncze, słabe sygnały, które nic nie zwiastowały. Co więcej, ich uczucie nie było odpowiednio zaznaczone w powieści. Nie wywoływało należytych emocji i było tylko tłem. Romans mógłby nadać tej historii odrobinę pikantności, podburzyć emocje czytelnika, ale tak się nie stało. C. Kolbuch dużo miejsca w swojej powieści poświęciła na wykreowanie Koro który staje się głównym bohaterem. Tami, która wydawałoby się, powinna grać również główne skrzypce, jest odsunięta na dalszy plan. Na scenie, zaaranżowanej przez autorkę, przewija się kilka głównych postaci, ale one bledną znacząco przy Koro, jednak nawet jemu brakuje pewnej iskry, dzięki której mógłby chwycić za serce czytelnicze serca.
Dom między chmurami to książka, która budzi sprzeczne emocje. Z jednej strony – podziw dla autorki za to, jaki wspaniały świat wykreowała. Z drugiej – brak odpowiedniej kreacji bohaterów, a bez tego akcja, nawet najciekawsza nudzi. Ta historia ma dobre momenty, ale też niektóre fragmenty spowalniają fabułę i nudzą czytelnika. Jednak jestem na tyle zaintrygowana, aby przeczytać kolejny tom i dowiedzieć się o dalszych losach bohaterów.