Rezultaty wyszukiwania dla: Winter
Zimowy Żołnierz
„Zimowy Żołnierz” to kolejne, wspaniałe wydanie zbiorcze, które ukazało się nakładem wydawnictwa Egmont. Tym razem padło na przygody Kapitana Ameryki w wykonaniu Eda Brubakera w roli scenarzysty i Butch’a Guice’a oraz Michael’a Lark’a w rolach rysowników. Album zawiera materiały opublikowane pierwotnie w zeszytach „Winter Soldier” #1–14 i „Fear Itself” #7.1: „Captain America”. To właśnie od tego miejsca warto zacząć swoją przygodę z komiksami tej kultowej postaci.
Seria komiksowa skupia się na postaci Bucky’ego Barnesa, dawnego pomocnika Kapitana Ameryki, który po swojej "śmierci" w czasie II wojny światowej został odnaleziony i przekształcony w zabójcę na usługach Związku Radzieckiego. Po latach prania mózgu i zaawansowanych eksperymentów technologicznych, Bucky staje się Winter Soldierem – superszpiegiem i zabójcą, który operuje na całym świecie, wykonując tajne misje na rzecz ZSRR.
Bucky Barnes, po wielu latach spędzonych jako Winter Soldier, zostaje w końcu odnaleziony przez Kapitana Amerykę (Steve’a Rogersa) i przywrócony do normalnego życia. Pomimo odzyskania świadomości, Bucky zmaga się z poczuciem winy za wszystkie zbrodnie, które popełnił jako Zimowy Żołnierz. Większa część serii śledzi jego zmagania z przeszłością, starania o odkupienie oraz próby naprawienia zła, które wyrządził pod wpływem radzieckiej kontroli.
Seria mocno osadzona jest w politycznych realiach zimnej wojny oraz w kontekście szpiegowskich operacji międzynarodowych. Bucky jako Winter Soldier staje się narzędziem w rękach różnych sił politycznych, a sama postać symbolizuje ofiary systemów totalitarnych i zmagania z własną tożsamością po traumatycznych wydarzeniach. Ma jednak w sobie również wiele elementów typowych dla super bohaterów, szczególnie wówczas, gdy na horyzoncie pojawiają się inne, dobrze nam znane, Marvelowe postacie.
Seria „Zimowy Żołnierz” jednocześnie skupia się na osobistych zmaganiach bohatera z poczuciem winy i zanurza czytelników w realia zimnej wojny oraz globalnych intryg szpiegowskich. Mimo mrocznego tonu, komiks nie zapomina o swoich superbohaterskich korzeniach, wplatając w historię znane postacie z uniwersum Marvela, co dodaje jej dodatkowego uroku. Dla fanów komiksów o Kapitanie Ameryce i jego bliskich współpracownikach, „Zimowy Żołnierz” to pozycja obowiązkowa, moim zdaniem idealna do rozpoczęcia przygody z tym kultowym bohaterem.
Dungeons & Dragons. Złodziejski honor. Ścieżka druida
Piekło
Może to tym razem komisarz Eryk Deryło trafił do samego Piekła?
Choć wzbraniała się ze wszystkich sił, musiała wreszcie udać się do psychiatry po kolejną dawkę leków. Tamara Haler nie ma teraz najlepszego czasu w życiu, jej choroba zdaje się z dnia na dzień postępować coraz szybciej. Poza typową rozmową lekarza z pacjentem doktor Anna Winter dzieli się z Tamarą czymś jeszcze - obawą, że jeden z jej podopiecznych może stanowić zagrożenie dla innych.
W tym samym czasie ktoś z niezwykłą finezją zaczyna mordować przypadkowych ludzi. A przynajmniej tak początkowo sądzi Deryło, nie znajdując żadnego powiązania między ofiarami. Kolejne drobne puzzle zaczynają jednak coraz lepiej pasować do tej morderczej układanki szaleńca.
Tej serii nie trzeba chyba nikomu przedstawiać, i to nawet nie przez wzgląd, że to już dziesiąty tom. Max Czornyj raczy nas kolejnymi makabrycznymi historiami o naszym ulubionym duecie bohaterów z taką szybkością, że jeszcze nie zdążymy do końca przetrawić jednego śledztwa, a już z mocnym tąpnięciem wchodzimy w kolejne. Tym razem miałam jednak delikatne wrażenie, jakbyśmy powoli zbliżali się do końca serii; jakby autor chciał dać wreszcie odpocząć komisarzowi Deryło i Tamarze Haler. Tak, jakby postępująca choroba kobiety prowadziła czytelnika do zakończenia naszej wspólnej, dziesięciotomowej przygody.
Nie wiem, czy już kiedyś wspominałam, ale uwielbiam naszą dwójkę głównych bohaterów. Dlaczego? Nawet nie przez to, że oboje wykazują cechy rzadko spotykane w realnym życiu. Podoba mi się ich relacja ojciec - córka. Zazwyczaj w literaturze, w przypadku damsko - męskiego duetu policjantów możemy się spodziewać romantycznej relacji, która po jakimś czasie połączy daną dwójkę. Tutaj od któregoś z pierwszych tomów mamy jasno postawioną sytuację: Deryło traktuje Haler jak córkę, ona jego jako ojca. Nie ma między nimi żadnej chemii, żadnych ukrytych uczuć. Ta relacja jest po prostu czysta, nierzadko skomplikowana wyłącznie przez ich ciężkie charaktery i trudności z wyrażaniem uczuć. Uwielbiam ich.
Po raz kolejny mam nadzieję, że nikt nie będzie wzorował się na książkach Czornyja. Chodzi mi tu oczywiście o brutalność i wyszukane tortury, jakimi raczy swoje ofiary tajemniczy sprawca. Spokojnie można powiedzieć, że w tym aspekcie „Piekło” trzyma swój wysoki poziom. Niejednokrotnie podczas lektury kolejnych wymyślnych tortur miałam ciarki, a obrzydzenie ściskało mi gardło. A z drugiej strony nie uważam, by scen obrzydliwych było za dużo - autor doskonale wie, jak to wyważyć, by nie przekroczyć granicy smaku. Nie oszukujmy się zresztą, już dawno osiągnął złoty środek w każdym aspekcie swoich książek.
Wizja niedługiego poznania tożsamości mordercy sprawiła, iż ostatnie rozdziały przeleciały mi przed oczami w trybie mocno przyspieszonym. Zakończenie danej historii to zazwyczaj ta część książki, która niejednokrotnie może uratować całość. Często zdarzało mi się, że fabuła sama w sobie nie odpowiadała mi w stu procentach, lecz jej finisz doprowadzał do tego, że długo lekturę wspominałam. W tym przypadku jednak o ile historia była jak najbardziej na plus, o tyle zakończenie mnie nie porwało - jakąś częścią siebie spodziewałam się podobnego rozwiązania. Niemniej jednak w niczym nie ujmowało to całemu tomowi, więc nie czułam się szczególnie rozczarowana.
Zasadniczo „Piekło” pod żadnym względem nie różni się od poprzedników. Max Czornyj nie zawodzi nas bowiem w żadnym aspekcie: jest mrocznie, brutalnie, a te krwawe pociągnięcia piórem okraszone są coraz trudniejszą sytuacją obyczajową. Mamy tutaj już mniej duetu Deryło & Haler, a więcej samego komisarza. Przez wzgląd na postępującą chorobę Tamary i jej zamiłowanie do uciekania przed tymi, którzy się o nią martwią, wcale to jednak nie dziwi. Wciąż mam jednak jakąś cichą nadzieję, że znajdzie się jakieś magiczne rozwiązanie spraw związanych ze zdrowiem bohaterki. Z drugiej strony racjonalna część umysłu wie, że to niemożliwe, co martwi mnie jeszcze bardziej. A jednak liczę, że Max Czornyj uraczy nas jeszcze kilkoma tomami, póki nie podejmie ostatecznej decyzji o zakończeniu serii.
Czy polecam? Oczywiście, że tak. Przecież nie możecie ominąć ani jednego tomu z serii, skoro sytuacja robi się coraz bardziej... skomplikowana.
Premiera: Winter. Saga Księżycowa. Tom 4
Księżycowi poddani podziwiają księżniczkę Winter za jej dobroć i niezwykłe piękno, którego nie są w stanie zniszczyć nawet blizny na policzku. Mówi się, że jest najpiękniejsza w świecie… piękniejsza nawet niż jej macocha, królowa Levana.
Ucieczka z Pretorii
Daniel Radcliffe powraca w historii o ucieczce z najlepiej strzeżonego więzienia w południowej Afryce. Tak przynajmniej chcą nam wmówić twórcy. Prawda jest nieco inna. Fakt, bohaterowie zwiali z więzienia. Reszta niekoniecznie ma odniesienie do rzeczywistości. W więzieniu „politycznym” dla białych w Pretorii dozór jest kiepski. Uciekinierzy są terrorystami należącymi do organizacji finansowanej przez ZSRR. Przechodzili szkolenia w obozach prowadzonych przez KGB oraz Kubańczyków w Angoli i innych krajach. Tyle na temat realizmu. A jak wrażenia po seansie?
„Ucieczka z Pretorii” to miła, ciekawa historia, ale zdecydowanie zbyt czarno-biała. Od razu widać, kto jest dobry, a kto zły. Więźniowie stoją po tej jasnej stronie, zaś strażnicy to czarne charaktery, a system, który reprezentują, zasługuje na potępienie. Widz nie uświadczy tutaj bohaterów o bardziej złożonej osobowości, wszystko przedstawiono niczym w tanim westernie – za pomocą czarnych i białych kapeluszy. Reżyser nie pokazuje dobrych klawiszy, wszyscy oni są ludźmi gardzącymi więźniami. Z kolei osadzeni to osoby, które skazano za niewinność. Tak schematyczne podejście, pełne przejaskrawień, sprawia, że aż oczy bolą.
Największą gwiazdą filmu jest Daniel Radcliffe, ciężko jednak dostrzec tu jego kunszt aktorski, bo postać, w jaką się wcielił, jest na wskroś przewidywalna i bez polotu. Odtwórcy ról drugoplanowych nie wnoszą zbyt wiele do całej produkcji. Ich gra stoi na niskim poziomie, zupełnie jakby mieli służyć po prostu za ruchome tło. Na tle całej obsady wyróżnia się jedynie Mark Leonard Winter, który swoją grą przypomina mi trochę młodego Daniela Day-Lewisa.
Film został nakręcony przy użyciu małych nakładów finansowych. Postawiono na realizm całej produkcji kosztem efektów specjalnych. Może i słusznie, bo więzienie, życie osadzonych, praca strażników ukazane zostały na tyle dobrze, że stanowią największy atut tego filmu.
Podsumowując, film wypada po prostu przeciętnie. Sama historia więźniów ma potencjał i stanowi doskonały materiał na dobrze opowiedzianą, chociaż nieco naciąganą historię. Jednak brak jakiejkolwiek głębi aktorskiej, sztampowość oraz widoczny gołym okiem podział na dobrych i złych zwyczajnie psują odbiór. To stereotypowe i nieco moralizatorskie podejście do tematu siłę artystyczną całej produkcji. Na seansie widz nie zaśnie ze znużenia, ale też nie czeka go moc niezapomnianych doznań. Mogło być lepiej, a wyszło jak wyszło.
Plusy:
– dobry potencjał na świetną historię;
– Daniel Radcliffe w roli głównej;
– realność.
Minusy:
– nudni bohaterowie;
– schematyczne podejście do tematu;
– słaba gra aktorska odtwórców ról drugoplanowych.
Prawda i kłamstwa
Jak myślicie, jeżeli osoba pracująca niegdyś jako detektyw policyjny weźmie się za pisanie kryminałów, to ma szansę wyjść z tego coś dobrego? Tak! Szanse są! A w przypadku Caroline Mitchell okazało się, że naprawdę świetnie wypadła również w roli pisarki, choć niegdyś pracowała właśnie w policji. Jej doświadczenie z poprzedniego stanowiska zdecydowanie świetnie wpasowało się w pasję, jaką stało się pisanie – w swoich książkach nie tylko znakomicie pokazuje pracę śledczych, ale też wprowadza niesamowitą atmosferę, snuje wciągające intrygi i wytrąca czytelnika z równowagi za pomocą wielu zabiegów!
Chociaż Mitchell ma na swoim koncie już całkiem sporo napisanych książek, to na polskim rynku do tej pory pojawiły się zaledwie dwie. Jedna z nich to pojedyncza powieść, Milcząca ofiara, a druga to właśnie Prawda i kłamstwa, stanowiąca pierwszą część cyklu o Amy Winter, komisarz policji i… córce seryjnych morderców. Choć Amy została zabrana do rodziny zastępczej jako mała dziewczynka i wyparła z podświadomości swoje prawdziwe pochodzenie, to przeszłość nagle powraca. Do Amy początkowo nie dociera to, czyją jest córką, ale też wie, że tylko ona może uzyskać od swojej biologicznej matki informacje na temat dawnych zabójstw. Jednak czy będzie w stanie się przełamać i spotkać się z kobietą, którą wszyscy określili mianem bestii?
Przyznam szczerze, że autorka naprawdę znakomicie poprowadziła całą akcję. Z jednej strony pojawia się sprawa zaginionej nastolatki, a z drugiej próba rozwikłania zagadki sprzed lat – gdzie podziały się zwłoki trzech dziewcząt zamordowanych przez rodziców Amy? Od jej ojca nic już nie można wyciągnąć, bo dołączył do swoich ofiar, ale matka od lat odsiaduje wyrok w więzieniu. I postanawia nawiązać kontakt ze swoją córką, mając oczywiście ku temu swoje powody. Poznajemy je jednak stopniowo, podobnie jak Amy. Widać jednak, że bestia, która skrywa się pod skórą jej matki, doskonale bawi się zaistniałą sytuacją. Wodzi Amy za nos, toczy z nią grę, a komisarz musi naprawdę mocno zagryźć zęby. Jestem przekonana, że było to dla niej niesamowicie trudne – przełamanie się, granie w tę grę, dlatego tym bardziej podziwiam ją za odwagę, wytrwałość i konsekwencję.
Obydwie sprawy znakomicie się ze sobą łączą, a zakończenie książki zdecydowanie można uznać za nieprzewidywalne. Śmiało można stwierdzić, że jest to powieść wielowątkowa, ale wszystkie poruszane w niej motywy doskonale ze sobą współgrają – Mitchell doskonale połączyła je ze sobą, dając czytelnikom soczyście wciągającą lekturę. Poza tym, że mamy dobrze zaprezentowane dochodzenie, mamy okazję zapoznać się również z przeszłością biologicznej rodziny Amy – zobaczyć, jak wyglądał koszmar jej dzieciństwa, jak to się odbiło na jej dziecięcej psychice. Chwilami mamy też okazję lepiej zapoznać się z bohaterami drugoplanowymi, a to wszystko dzięki rozdziałom pisanym z ich perspektywy – i wierzcie mi, nie są one tutaj bez znaczenia! Bowiem punkt kulminacyjny to nie tylko rozprawienie się z bestią, odnalezienie zaginionej nastolatki czy porzuconych dawno temu zwłok, to coś o wiele więcej.
Dzięki temu, że czarny charakter toczy pełną intryg grę z główną bohaterką, czytelnik nie ma szansy narzekać na nudę. Stale jesteśmy trzymani w napięciu, a akcja śmiało brnie do przodu, w całkiem dobrym tempie. Sporo się tutaj dzieje, co wynika również ze wspomnianej wyżej wielowątkowości tej powieści. Amy Winter to kobieta, którą naprawdę da się lubić, a biorąc pod uwagę zaistniałą sytuację oraz wspomnienia z jej dzieciństwa, w człowieku budzi się względem niej jakieś współczucie. Bohaterowie są porządnie wykreowani, nie brakuje tutaj warstwy psychologicznej czy lekkiej prywaty, ale zdecydowanie nie dominuje to nad tym, co w kryminałach najważniejsze. Myślę, że bez przeszkód mogę napisać, że Mitchell idealnie wszystko zrównoważyła i dopracowała. A jej styl też jest jak najbardziej odpowiedni!
Wydaje mi się, że już wystarczająco zaprezentowałam zalety tej książki. Jestem naprawdę bardzo pozytywnie zaskoczona tą pozycją i mam nadzieję, że na tyle przypadnie ona do gustu polskim czytelnikom, że doczekamy się nie tylko kolejnych tomów tej serii (a jestem przekonana, że będzie się działo!), ale również innych powieści, które wyszły spod pióra tej autorki. To naprawdę wciągający, świetnie napisany kryminał, w którym nie brakuje też elementów thrillera psychologicznego. Zdecydowanie gratka dla fanów gatunku, dlatego z czystym sercem polecam!
Countdown na DVD
Chciałbyś poznać datę swojej śmierci? Nawet jeśli wypada dzisiaj? Ciekawość to pierwszy stopień do piekła...
Piekielny batalion - zapowiedź
PORYWAJĄCA KSIĄŻKA Z NURTU „FLINTLOCK FANTASY”, PRAWDZIWA UCZTA DLA FANÓW BRIANA MCCLELLANA, NAOMI NOVIK, BRENTA WEEKSA
Bestia, prastary demon od tysięcy lat uwięziony w twierdzy Elizjum, została uwolniona i grasuje na dalekiej Północy. Jej największa zdobycz, legendarny generał Janus ben Vhalnich, prowadzi teraz armię na stolicę Vordanu. Królowa Raesinia musi utrzymać porządek w ogarniętym chaosem kraju, ryzykując, że stanie się tym wszystkim, z czym
walczyła. Marcus d’Ivoire prowadzi wojsko przeciw swemu dawnemu dowódcy. Winter Ihernglass zaś wie, że Wszystkożerca, którego nosi w sobie, może być jedyną obroną przed zagrażającą światu mroczną siłą…
Europa w zimie - zapowiedź
Rudi, były szef kuchni, który został szpiegiem, powraca z misją odkrycia prawdy o podzielonej Europie.
Zawiązano unię ze Wspólnotą, która jest teraz największym państwem w Europie. Rozpoczął się okres bezprecedensowego pokoju i dobrobytu. Jaki jest więc powód wściekłości terrorystów? Dlaczego przedstawiciele Wspólnoty i krajów europejskich spotykają się potajemnie, wymieniając zakładników? I kim są Les Coureurs des Bois? W towarzystwie zbieraniny przybłędów, mafiosów i uśpionych agentów Rudi rusza na poszukiwanie odpowiedzi na te pytania, żeby się przekonać, że prawda leży dużo bliżej domu, a zarazem dużo dalej, niż ktokolwiek mógłby przypuszczać...
Podniebna pieśń
Nie ma chyba dziecka, które nie zna bajki o „Królowej śniegu” – złej królowej o sercu przypominającym kawałek lodu i ogromnej żądzy władzy. Mimo iż historia adresowana jest do dzieci, to tak naprawdę jej morał dotyczy każdego i znajduje zastosowanie niezależnie od upływu lat. Niestety władza i nieśmiertelność to dwie potrzeby, które niektórzy starają się zaspokoić nie bacząc na konsekwencje i wyrządzane po drodze krzywdy. Zaślepieni w swym pragnieniu, desperacko pragną zdobyć coś, co w konsekwencji często prowadzi ich do zguby...
A jak te pragnienia wyglądają na łamach książki pt. „Podniebna Pieśń”, opublikowanej nakładem Wydawnictwa Wilga? Utrzymana w baśniowej, choć lekko upiornej scenerii powieść, której autorką jest Abi Elphinstone, to historia walki dobra ze złem, adresowana nie tylko do młodych czytelników. Mimo iż bohaterami historii jest dwójka nastolatków, to ich dojrzałość, a także piękno opowieści sprawia, że również dorośli czytelnicy zagłębią się w świat stworzony przez boginię, Gwiazdę Polarną.
Wspomniana Bogini, za sprawą Lodowego Rogu, z którego wydobyła melodię pełną mocy, stworzyła królestwo Erkenwald, z zamieszkującymi go plemionami. W namiotach z futer mieszkało Plemię Futer, jaskinie Wiecznych Klifów zajęło Plemię Piór, zaś na klifach północnego wybrzeża swoje miejsce znalazło Plemię Kłów. Wszystkie te plemiona żyły ze sobą w zgodzie, obficie czerpiąc z wypełniającej krainę magii. Niestety, również boginiom nie jest obce uczucie zazdrości i pożądania, dlatego też najmniejsza z bogiń wśród Bogów Niebios zapragnęła przejąć władzę nad Erkenwaldem. Na szczęście Gwiazda Polarna uwięziła buntowniczkę w lodowcu, chroniąc królestwo przed jej złymi mocami, ale rozłam już się dokonał.
Te moce były w stanie zwabić szamana z Plemienia Kłów, Jaszczura, pod lodowiec – tam, zwiedziony obietnicą otrzymania mrocznej mocy podjął kluczową dla świata decyzję. Zabił swojego wodza, winą obarczając plemiona Futer i Piór. Tak zasiał nienawiść pomiędzy plemionami, doprowadzając do wojny. W międzyczasie zła bogini została uwolniona z lodowca i osiadła na terenach zamieszkiwanych dotąd przez Plemię Kłów, gdzie utworzyła swój pałac Winterfang.
Ale wolność, władza nad jednym z plemion i mroźne domostwo to dopiero początek aktywności bogini. Osiągnąwszy już tak wiele, zapragnęła nieśmiertelności, tę zaś mogły zapewnić jej wyłącznie ludzkie głosy. Zdołała porwać zatem kobiety i mężczyzn wrogich plemion, a także jedno dziecko, dziewczynkę nazywaną imieniem Eska. Pozostałe dzieci zdołały skryć się przed pazernością bogini, stanowiąc odtąd mroczny przedmiot jej pożądania. Eska natomiast została uwięziona w pozytywce, zaś na jej ciało został rzucony czar. Mimo tego, iż zła bogini miała ją w posiadaniu, dziewczynka miała na tyle silnej woli, by mimo próśb i gróźb władczyni nie wydobyć z siebie głosu. W jej głowie zaś rodziło się coraz większe pragnienie ucieczki. Pragnienie nierealne, a przynajmniej do czasu, kiedy w pałacowych komnatach zjawia się ... chłopak.
Flint – tak bowiem na imię ma chłopiec, który wtargnął do Winterfang w poszukiwaniu matki i z zamiarem jej uwolnienia, to jeden z niewielu, którzy wierzą jeszcze w magię. Pomaga on wydostać się Esce z pułapki i zdejmuje rzucony przez boginię czar, choć cały czas ma świadomość, że ratując obcą dziewczynkę, nie ma szans na odnalezienie matki. Powodzenie w ucieczce to dopiero początek ich wspólnej przygody, której celem jest przywrócenie krainie wolności oraz odzyskanie wiary w magię. Czy jednak zdołają tego dokonać dzieci?
Przekonamy się o tym dzięki lekturze wciągającej powieści o fantastycznym, a raczej baśniowym zabarwieniu, pt. „Podniebna Pieśń”. Autorka zabiera nas do krainy, w której otulimy się magią, trwając – niczym ostatni bastion, wraz z Flintem i Eską – w wierze w nią. Brawurowo napisana powieść z jej porywająca fabułą i niestrudzonymi, dążącymi do prawdy i wyznającymi te same wartości bohaterami to lektura, w której zakochają się wszyscy czytelnicy!