Rezultaty wyszukiwania dla: Tomasz Hildebrandt
Wymiary mroku
“Wymiary Mroku” Tomasza Hildebrandta zamierzałam czytać wylegując się w hamaku, pod cienistymi gałęziami Tëchòlsczé Bòrë, siorbiąc radośnie babskie piwko. Jednak jak wszyscy dobrze wiemy, to co zamierzamy, a to co dostajemy, to dwie zupełnie różne rzeczy. Cieszę się jednak z tego bardzo, bo ta książka, to nie jest lekki wakacyjny kryminałek dla zabicia letniego czasu. To kawał ciężkiej i trudnej cegły co daje obuchem przez łeb i “poprawia z baśki”.
Bory Tucholskie, to zaraz po Bieszczadach jedne z moich najukochańszych miejsc w Polsce. To dwa miejsca, w których zostawiłam kawałek swojego serca, po który wracam co pewien czas, ale nigdy go jednak nie odzyskuję. Piękne i zielone Kaszuby są na pewno “idealnym” miejscem dla kogoś, kto tak jak Nadkomisarz Andrzej Bondar boi się drzew, lasów i przyrody. Służba nie drużba jednak - trzeba walczyć z własnymi lękami, aby móc prowadzić śledztwo, albo się chociaż przez nie jakoś prześlizgnąć. Gdy nasz Bond (kawał z brodą) dociera na miejsce zbrodni, okazuje się, że ciała brak - człowiek kontra przyroda 0:1. Ulewa, a uwierzcie mi tu naprawdę potrafi lać i wiać, porwała ciało i dowodem na jego istnienie są tylko zdjęcia na komórce. Na szczęście, choć właściwym słowem byłoby oczywiście niestety - pojawia się za chwilę drugi zezwłok młodej dziewczyny i wszystko wskazuje na to, że całkiem możliwe jest, iż zbrodnie są ze sobą powiązane, bo modus operandi, jakby ten sam. Ale nic nie jest dokładnie takie, jakie się wydaje i chwała Światowidowi za to.
“Wymiary Mroku” to druga z serii książka o nadkomisarzu Bondarze i choć pierwszej nie miałam okazji przeczytać to zaczynam tego naprawdę żałować i pewnie będę musiała to nadrobić w najbliższej przyszłości. Bo choć główny bohater jakoś nie wzbudził mojej nadmiernej sympatii, to ma w sobie jakiś magnetyzm. Z resztą... nie potrafię się oprzeć długowłosym, wydziaranym facetom w koszulkach Slayera - wiecznym Piotrusiom Panom,co zapomnieli, że latka lecą. Tak, w moich żyłach też płynie metal, który nie zastygł. Bondar to jeden z tych typów co zakochują się w nieodpowiednich kobietach, a te odpowiednie potrafią jedynie wykorzystać, by je zaraz odtrącić. Ale tak też kształtują się kobiece charaktery - przez mężczyzn nazywane pogardliwie per “mściwe suki”, przez inne kobiety w sumie tak samo, ale za to z jaką wielką dumą.
Co do samej treści... kaziroctwo, pedofila, nekrofilia - czasami w różnych konfiguracjach to to co kryje się za tą przepiękną okładką. Syf, patologia, ubóstwo i beznadzieja. Gdzie człowiek człowiekowi już nawet nie panią w dziekanacie, a sąsiadem w bloku o kartonowych ścianach, co zielenieje z zazdrości na widok 20-letniej Škody w kolorze zgniły szarometalik. Orgie, stręczycielstwo, jakże turpistyczne opisy mikrowiosek, zagubionych w Borach Tucholskich, które z takim obrzydzeniem może opisywać tylko ktoś, kto sam je zna i to od podszewki. Przemoc, brak normalnych związków międzyludzkich, banda wykolejeńców gdzieś na najdalszej północy, za których człowiekowi jest po prostu po ludzku wstyd. A przecież to tuż obok mnie... Czytając zastanawiałam się czy naprawdę tak wygląda życie na tych wioskach, do których drogowskazy tak często mijam, czy to jednak tylko, a właściwie AŻ wyobraźnia pisarza. Mamy wielu podejrzanych, bo każdy ma coś na sumieniu. Często nie wiadomo kto jest kim, o kim mowa, a nasz główny bohater ma chore jazdy po grzybach i blantach. Na pewno jest to książka dla ludzi o dość mocnych nerwach i żołądkach pokazująca, że w ekstremalnych sytuacjach człowiek jest zdolny do wszystkiego, by przeżyć. Trzeba przyznać, że autor niesamowicie zagmatwał tę historię, ale wybrnął z niej bez zarzutu i konsekwentnie do końca, a wmieszanie w to wszystko wątku Skorpiona wyszło wręcz mistrzowsko.
Bardzo rzadko zdarza mi się czytać tego typu pozycję - na równi fascynującą co miejscami odrażającą. Na pewno jest to kawał dobrego kryminału z polską policją w tle, ale głównie jest to przerażająca historia o koszmarach, jakie dzieją się wokół nas w małych wioskach o dziwacznych nazwach. W wioskach, o których poza mieszkańcami, a właściwie zesłańcami oraz okolicznymi sąsiadami, nie słyszał nikt dopóki nie pojawi się jakaś wzmianka w serwisach informacyjnych o bezsensownym ludzkim okrucieństwie. Tomasz Hildebrandt nie boi się trudnych tematów, często ocierających się o tabu i nie stroni od tego by je dość szczegółowo opisywać. Ja nie napiszę, że “Wymiary Mroku” są zachwycające, ja napiszę, że są na pewno wstrząsające i zapadające w pamięć. I już chociażby dlatego warto sięgnąć po tę pozycję.
Góry umarłych
Początek najbardziej mrocznej polskiej serii kryminalnej.
Strach, zmowa milczenia, ponura prawda ukryta w górskich lasach i echo mrożących krew w żyłach wydarzeń z przeszłości. Mała bieszczadzka miejscowość to miejsce, w którym nigdy nie było spokojnie. Tomasz Hildebrandt śmiało i bez kompleksów wkracza na scenę kryminalną. Jeszcze żaden polski kryminał nie był tak mroczny. Jeszcze żaden polski autor nie pisał jak Jo Nesbø. „Góry umarłych” ukazały się 22 listopada.