kwiecień 18, 2024

Rezultaty wyszukiwania dla: Mercedes Thompson

poniedziałek, 27 luty 2017 17:02

Żar mrozu

Niewiele jest cykli książkowych, które przeradzając się w wielotomową historię, są w stanie utrzymać niesłabnącą uwagę czytelnika. Seria o przygodach Mercedes Thompson jest jedną z nielicznych, po której kolejne tomy, sięgam z przyjemnością.

Patricia Biggs na prośbę swojego wydawcy, który zareagował szybko na wielkie zapotrzebowanie czytelnicze na powieści z gatunku urban fantasy, w 2006 roku napisała pierwszy tom przygód Mercy, zatytułowany „Moon Called”. W dwa lata później został on przetłumaczony na język polski i ukazał się nakładem Fabryki Słów pod tytułem „Zew księżyca”. To był bardzo dobry czas dla powieści o wilkołakach i wampirach, przypomnę, że rok wcześniej, w 2007 r., ukazał się „Zmierzch”. 2010 rok to już samo apogeum wielkiego boomu na powieści urban fantasy, w tym też roku Fabryka Słów wznawia serię, szczęśliwie z oryginalnymi okładkami z ilustracjami Dana Dona Santosa. Od tamtego momentu Fabryka Słów regularnie, co roku wydawała kolejne tomy. W związku jednak ze słabnącym zainteresowaniem wilkołaczymi powieściami, na szósty tom „Piętno rzeki” kazano czytelnikom czekać aż trzy lata, w rok po tym tomie ukazał się na szczęście „Żar mrozu”.

Mercedes Athena Thompson Hautman rozpoczęła nowe, sielankowe życie, jako żona Adama, alfy watahy z Tri-Cities. Stop. Coś tu nie pasuje. Jak to możliwe, że zmiennokształtna kojocica, która ma bardzo dużo szczęścia, a jeszcze więcej kłopotów, spokojnie miała wieść życie radosnej małżonki? Oczywiście, że to niemożliwe. W drodze na zakupy podczas czarnego piątku wraz z Jesse, córką Adama, bierze udział w kolizji, której ofiarą śmiertelną staje się Królik, legendarny WV Garbus. A to dopiero początek kłopotów. Nikt nie odbiera telefonów od poobijanej Mercy. Cała wataha zostaje pojmana, a kojocicy pozostaje chronić, tych, którzy pozostali na wolności i uratować swojego męża. Najważniejsze w całej rozgrywce okaże się znalezienie odpowiedzi na pytanie, kto jest celem porywaczy: Adam, wataha, Bran, Mercy, a może jeszcze ktoś inny?

Sięgając po „Żar mrozu” miałam ogromną nadzieję, że siódmy tom będzie lepszy niż poprzedni. „Piętno rzeki” bardzo mnie rozczarowało i obawiałam się, że historia Mercy po prostu się wypaliła. A tu bardzo przyjemna niespodzianka. Patty Briggs zawiązała akcję w ciągu niespełna dwudziestu stron, a potem wydarzenia gnały jedne za drugimi. Jeżeli jeszcze nie czytaliście powieści z tego cyklu, to należy szybciutko nadgonić zaległości, tym bardziej, że Fabryka Słów postanowiła wznowić wszystkie tomy. A przygody Mercy Thompson, pomimo że kręcą się wokół jej związku z Adamem, nie są nasączone obrzydliwym romantyzmem i ich miłość nie jest tak naprawdę osią wydarzeń. Trzeba przyznać, że Patrcia Briggs umiejętnie przedstawiła związek Mercy z Adamem, w którym ich relacje, a dość egzotyczne biorąc pod uwagę, że on jest wilkołakiem, a ona zmiennokształtną córką Kojota, przedstawione są bardzo naturalnie i zwyczajnie. Może właśnie dlatego te książki tak porywają, romans głównych bohaterów, nie przeszkadza w snuciu intryg, przeżywaniu przygód i w ekstremalnym ratowaniu tyłka różnego autoramentu sierściuchów.

„Żar mrozu” to bardzo przyjemna, wciągająca odskocznia od rzeczywistości i innych bardziej ambitnych lektur. Ma wszystko to, co pozwala się zrelaksować: delikatny romans, mnóstwo akcji, tajemnice i dramatyczne ratowanie się z opresji. Jak każda seria, tak i też ta, ma swoje lepsze i gorsze tomy, ten zaliczam do tych bardziej udanych i bardzo liczę na to, że Fabryka Słów w niedalekim czasie wyda kolejne trzy tomy.

Dział: Książki
czwartek, 11 sierpień 2016 16:30

Szeptucha

Szukacie bezpretensjonalnej, lekkiej i zabawnej lektury na te powoli kończące się wakacje? Oto ona - „Szeptucha” Katarzyny Bereniki Miszczuk, czyli słowiańskie country fantasy.

Tuż przed wakacjami stwierdziłam, że potrzebuję dobrze zaakcentować tą radosną chwilę, jakąś przyjemną, niegłupią, ale lekką lekturą. Szczęśliwie mój wybór padł na „Szeptuchę”, która zaintrygowała mnie pomysłem Polski pogańskiej, tym bardziej, że akurat byłam po lekturze Elżbiety Cherezińskiej „Koronie śniegu i krwi”. Z Katarzyną Bereniką Miszczuk dotąd literackich dróg nie skrzyżowałam, choć jej „Gwiezdny Wojownik” nadal czeka na półce gdzieś pomiędzy Nealem Stephensonem, a Danem Simmonsem – nie powiem, zacne i przyciężkawe towarzystwo. Sięgając po powieść spodziewałam się Polski nasiąkniętej słowiańskimi wierzeniami, pełnej magii i mitycznych istot. A jak było naprawdę?

„Szeptucha” to historia Gosławy Brzózki, lekarki, no prawie lekarki. Gosia skończyła studia i właśnie odebrała dyplom ze swojej uczelni, a także skierowanie na praktykę, na daleką prowincję, gdzieś, gdzie według Gosi nie dotarła jeszcze cywilizacja. Dziwnym trafem okazuje się, że zostaje skierowana do matczynej, rodzinnej miejscowości w Kielecczyźnie, do Bielin, pod skrzydła lokalnej szeptuchy. Gosia do Kielc trafia wraz ze swoją przyjaciółką Sławą, po czym udaje się na praktykę do Jarogniewy, po drodze spotyka przystojnego Mieszka, który na dobre zagości w jej życiu, ratując ją z wielu opresji, a czasem jeszcze głębiej ją w nie wpakowując. Biedna Gosława, która jest ateistką, wierzy w prawdziwą, naukową medycynę, cierpi na fobię czystości, zmuszona zostanie do zweryfikowania swojej wiedzy o otaczającym ją świecie, co zresztą będzie robiła z godnym podziwu oportunizmem i beztroską ignorancją.Cytując za główną bohaterką: „Jakimś tajemniczym sposobem ja- pragmatyczna hipochondryczka – wpadłam w sidła przygody. Nie podobało mi się to. Supełnie mi się to nie podobało, chociaż w bonuie dostałam seksownego władcę, którego kręcą koronki”. Bielińska przygoda rozpoczyna się na dobre, a na drodze głównej bohaterki staną słowiańscy bogowie, żercy, rusałki, utopce i wiele wiele innych mitycznych postaci. 

Nie ma co się łudzić, „Szeptucha”, to stereotypowa powieść z typu, napisałabym, urban fantasy, ale akcja toczy się na prowincji, to może country fantasy (?), z elementami słowiańskich wierzeń i romansu. Przyznam, że zauroczył mnie motyw Polski słowiańskiej, zacnej i potężnej, gdzie nadal wierzy się w Swarożyca i Peruna. Niestety pomysł nie został wykorzystany prawie w żadnym stopniu. Autorka sprytnie wybrnęła przed koniecznością mocnego zarysowania świata przedstawiona dzięki faktowi, że Gosława tak naprawdę jest ateistką. Dzięki takiemu zabiegowi elementy zostały wrzucone do fabuły, a nie fabuła została mocno osadzona w świecie. W fabuke z resztą też nic nadzwyczajnego się nie dzieje; główna bohaterka staje się centralnym punktem, wokół którego toczą się wszystkie wydarzenia, pojawia się oczywiście zagrożenie, pomocnicy i rycerz na białym koniu. Wszystko boleśnie przewidywalne. To dlaczego mi się podobało i szczerze polecam tę książkę? Ponieważ powiela ona dobrze znane i lubiane motywy, które okraszone może prostym, ale lekkim, humorem, naprawdę daje dużo przyjemności podczas czytania. Gdybym miała porównywać „Szeptuchę” do innych książek z tego gatunku, to wspomniałabym o cyklu Patricii Briggs o Mercedes Thompson, z którą wspólny ma pomysł na wykorzystanie lokalnych wierzeń, czy o Aleksandrze Rudej i Oldze Gromyko, do których podobna jest w poczuciu humoru. Niestety zabrakło ambicji Anny Brzezińskiej, z cyklu o Wilżyńskiej Dolinie, która potrafiła solidnie zakorzenić akcję książki w lokalnym folklorze, dzięki przaśnemu językowi i barwnym charakterom ludzkim.

„Szeptucha” Katarzyny Bereniki Miszczuk, to fantastyczna, lekka lektura na letnie wieczory. Trzeba pogodzić się, że nie stworzono w niej naprawdę słowiańskiej atmosfery i że pomysł na prawdziwą polską magię został zaprzepaszczony. Pomimo tego z utęsknieniem wypatruje jesieni, na którą ma się pojawić drugi tom - „Noc Kupały”.

Dział: Książki
poniedziałek, 23 luty 2015 17:34

Piętno rzeki

Piętno rzeki to szósty już tom serii o Mercedes Thompson, zmiennokształtnej kobiecie-kojot,  z zawodu mechanik.
Seria o Mercedes przyniosła Patricii Briggs sławę, rozgłos i uznanie zarówno czytelników, jak i krytyków. Można zaryzykować stwierdzenie, że Mercedes i jej przyjaciele stali się dla pisarki żyłą złota i właśnie w tym momencie należałoby się zastanowić, czy kolejne tomy są wynikiem natchnienia czy odcinaniem kuponów od zdobytej popularności.
O serii, jak do tej pory, słyszałam same dobre i pochlebne opinie. Kilka osób z mojego bliskiego otoczenia należy do zagorzałych fanów Mercedes, dlatego zabierając się do czytania, spodziewałam się czegoś porywającego z siłą wodospadu. Czy tak się stało? O tym poniżej.
Początek powieści sugeruje, że w życiu Mercedes przyszedł czas uspokojenia; ma wokół siebie oddanych przyjaciół, planuje ślub z ukochanym Adamem i tylko pomysły matki, która chce urządzić córce ślub z motylami i gołębiami w roli głównej, trochę bohaterkę przerażają.
Niepokojem mogą napawać pewne doniesienia o niebezpieczeństwie czającym się w rzece, ale początkowo czytelnik nie przywiązuje do nich zbyt wielkiej uwagi.
Po niespodziewanym ślubie Mercedes i Adam wyjeżdżają w podróż poślubną na kemping. Ma to być czas tylko dla nich, z dala od przyjaciół i problemów. Szybko okazuje się, że wcale tak nie będzie. W rzece zagnieździło się niebezpieczeństwo, bardzo głodne stworzenie, które zagraża nie tylko ludziom, ale i innym zmiennokształtnym. Mercedes i Adam, z nowopoznanymi sojusznikami będą musieli się zmierzyć z inteligentną istotą, której głód wciąż rośnie. Co z tego wyniknie?
Jak już wspomniałam, początek powieści jest obiecujący. Kiedy jednak bohaterowie znajdą się już w podróży poślubnej, akcja nie tylko mocno zwalnia, ona właściwie całkiem się zatrzymuje. W zamian otrzymujemy wynurzenia głównej bohaterki na temat rodzaju więzi, jaka łączy ją z Adamem, jej przemyślenia na temat rodziny, a zwłaszcza ojca, którego nigdy nie poznała i kilka proroczych snów.
Główni bohaterowie już sobie poślubieni, tracą pazur i na próżno doszukiwać się w ich wzajemnych relacjach iskry namiętności, choć nieustannie się mówi o tym, jak są do siebie przywiązani.
Kiedy już pojawia się realne niebezpieczeństwo, długo się nad nim debatuje, trzeba o nie koniecznie zapytać w świecie duchów, a przy okazji dokładnie opisać ich ubrania i fryzury. Rozumiem, że dla Mercedes, jako mieszańca, kwestia pochodzenia jest bardzo ważna, ale rozwodzenie się nad kształtem warkoczy sióstr Kojota, nie jest czymś, co mogłoby zaciekawić, a już na pewno niewiele wnosi do całej fabuły.
Bardzo długo odwleka się ostateczne starcie z potworem, przez co historia traci całe napięcie. Pomysł na inteligentną istotę zamieszkującą rzekę sam w sobie był niezły, ale gdzieś po drodze rozmył się  gąszczu rozważań i opisów. Zastanawiam się, czy ten epizod z życia Mercedes nie wypadłby lepiej, gdyby był dłuższym opowiadaniem. Bo wydarzeń, które tu mamy, na kilkuset stronicową powieść, dostajemy zdecydowanie za mało.
Piętno rzeki to moje pierwsze spotkanie z Mercedes i jej światem i choć byłam bardzo pozytywnie nastawiona, to po lekturze mój zapał osłabł. Być może zagorzali fani pewne potknięcia fabularne autorce wybaczą, ale gdyby książka miała mnie zachęcić do zapoznania się z całą serią, to niestety nie udałoby się jej to.  Za dużo tu rozmyślań i opisów, za mało wydarzeń i działania.
Nie zniechęci mnie to oczywiście do lektury początkowych części, bo rozumiem, że każdy cykl ma słabsze ogniwa, niemniej jednak czuję lekki czytelniczy niedosyt.

Dział: Książki